- Mhm. Mnie też się tak widzi - odparła bagatelizująco słomiana panna.
- Ale do rzeczy. Nie znalazłam żadnych przejść poza tymi wrotami z kieliszkiem. Doszukałam się za to śladów walki, zaschniętej krwi oraz dwóch osmolonych zestawów ubrań wypełnionych prochem i zwęglonymi kawałkami kości - wyliczyła.
-
Niedobrze - zauważył Peter.
- Czyli, jeśli założymy, że jest to punkt zbiórki dla nowo przybyłych... - zaczęła Maxine.
- To możemy spokojnie stwierdzić, że gość, który był tu przed nami nie potrafi grzecznie bawić się z innymi dziećmi? - zasugerował rudy.
- Chodziło mi raczej o to, w jaki sposób uśmiercono te dwie osoby, o których wspomniała Verna. Ich zabójca musiał mieć dostęp do magii krwi. Lub czegoś do niej podobnego.
- O ile był ktoś trzeci. Nasza martwa dwójka mogła pozabijać się nawzajem - słowa Petera dały Maxine do rozważenia dodatkową alternatywę. Jej wargi wymówiły bezgłośnie kilka sylab, kiedy ponownie przewertowała w umyśle wszystkie zmienne.
- Wątpliwe. Musieliby posługiwać się tymi samymi zaklęciami, użyć ich niemal jednocześnie i ze zbliżoną skutecznością. Ktokolwiek nas tu “zaprosił”, wydaje się stawiać na różnorodność swoich gości - wysnuła naprędce, po czym zadała zwiadowczyni dodatkowe pytanie:
- A kule? Czy pośród prochu znalazłaś jakieś kule?
Verna, oscylując mimiką między dumą i zakłopotaniem, wyciągnęła zza pazuchy dwie niewielkie sfery i ułożyła je ostrożnie na podłodze przed resztą zebranych. Para przedmiotów roztaczała wokół delikatną czerwoną poświatę.
-
Dziwne, że te kule w ogóle nie zostały naruszone. Dobrze byłoby się ich pozbyć, ale mam wrażenie, że na razie lepiej ich nie dotykać. - wyznał Peter, przyglądając się dokładniej znaleziskom Verny.
-
Tak się zastanawiam… myślicie, że te cacka mogą być odpowiedzialne za śmierć naszej dwójki? Może próbowali je zdjąć i uruchomili jakiś mechanizm autodestrukcji? Ten ktoś, kto nas tu ściągnął, zapewne chce mieć nad nami kontrolę.
Jeśli przypuszczenie chłopaka było prawdziwe, to póki nie dowiedzą się, jak bezpiecznie usunąć przedmioty z wnętrza własnych ciał, lepiej było przy nich nie kombinować.
- Wybacz mistrzu, ale nie słyszałem o bombach wielokrotnego użytku - sprzeciwił się Seth, wskazując na wciąż aktywne emanacje karmazynu.
- Fakt, są sprawne. Toteż samounicestwienie raczej odpada, ale Peter może mieć rację odnośnie ich roli. Rezonują z naszym Vitae. Zdają się nas... napędzać? - zasugerowała grupie Maxine. Ale nieco mniej pewnie niż poprzednio.
- Czyli ktoś ma pilot i może nami sterować, jak mu się podoba? - rzucił w przestrzeń rudy, starając się nadążyć za ciągiem rozumowania koleżanki.
- To chyba mniej inwazyjne... - zakwestionowała dziewczyna o zielonych oczach.
- Bardziej jak akumulator. Lub wyłącznik światła. - Była gotowa mnożyć przypuszczenia dalej, ale Peter wszedł jej w słowo.
- Szkoda, że nie znamy dokładnego mechanizmu działania tych kul.
Zaraz potem, chcąc definitywnie zakończyć snucie teorii spiskowych, swoje trzy grosze do konwersacji dorzuciła również Verna.
- Okej, rozumiem, jest nieciekawie! Ale może przestańcie już snuć te farmazony, bo ciarki mnie przechodzą! - Jej głos kipiał rozżaleniem. Zdecydowanie nie przypadły jej do gustu mentalne migawki, jakie kreowali pozostali zebrani.
- Zamiast gderać i biadolić, chodźmy może rozpracować te wielkie drzwi.
Tak też zrobili. Po kilkudziesięciu sekundach stali już przed kamienną barierą. Dziewczynie najwyraźniej się spieszyło, ale to w końcu ona jako pierwsza z ich czwórki zaczęła mapować enigmatyczną lokalizację, w której przyszło im się znaleźć.
-
Po zbadaniu komnaty tajemnic, wypadałoby zwiedzić miejscowy Hogwart - zaproponował Peter.
- Tylko trzeba uważać na grasującego po nim zabójcę. Pewnie są tu też inni. Oby większość potrafiła bawić się z innymi dziećmi.
Chłopak spojrzał w kierunku drzwi, a potem przerzucił spojrzenie na dziewoję o słomianych włosach.
-
No, to co? Verna jaka pierwsza opuści sobie krwi?
Zastanawiał się ile jeszcze osób kryło się w tym labiryncie.
Reakcja dziewuchy nie była łaskawa. Gdyby wzrok potrafił zabijać, Pete znalazłby się sześć stóp pod ziemią. Ale nie potrafił, toteż Verna tylko fuknęła na niego jak naburmuszony kot i wyciągnęła rękę przed siebie. Jej nadgarstek znalazł się nad naczyniem, a żyletka - którą wyczarowała niewiadomo kiedy i skąd - została ulokowana między kciukiem i palcem wskazującym drugiej dłoni. Pete nie potrafił pojąć nastawienia nowej koleżanki. Przecież sama się niecierpliwiła badając to miejsce, a teraz - tylko dlatego, że zachęcił ją, by kontynuowała szukanie wyjścia - spoglądała na jego wilkiem. Z resztą nie tylko patrzyła - nim pozwoliła Vitae swobodnie płynąć, z kamienną miną poddała reszcie grupy ciekawą koncepcję.
- Rękę sobie dam uciąć, że gnojek jest Malkavianem.
Pozostała dwójka rozważyła stwierdzenie w milczeniu. W końcu ciszę zmącił Seth.
- Też mi zakład. Przecież i tak odrośnie.
Maxine parsknęła, a Verna, chcąc ukryć swój własny uśmiech, obróciła się na powrót w stronę kielicha i ujęła mocniej niewielkie ostrze.
- Jeden wart drugiego - burknęła. A potem w ruch poszła żyletka.
Peter zafrasował się nieco tym, że po labiryncie grasował ktoś, kto zabił już dwójkę wampirów. Nie byłoby problemu, jeśli chodziołoby o samoobronę. Ale morderstwo z zimną krwią? Wiedział, że w takim wypadku będą mieli nie lada kłopoty. Toteż stwierdził, że - korzystając z wolnej chwili - mógłby spróbować się czegoś dowiedzieć. To i owo wybadać. Nie chciał na razie używać żadnej z mocy, którymi dysponował, ale biorąc pod uwagę realia, uznał, że nie ma większego wyboru. Poszedł do kul, które Verna ponownie położyła na ziemi, po czym delikatnie dotknął każdej z nich, używając astralnego dotyku. Próbował rozpracować, jak wyglądał zabójca ich byłych właścicieli, ale był skłonny zadowolić się wyłącznie dodatkowym zlepkiem informacji o samych przedmiotach. Jako że nadnaturalne zajęcie pochłaniało większość jego uwagi, do chłopaka dochodziły tylko strzępki tego, co mówili nowi znajomi.
-
Mówiliście coś Malkavianach? - spytał.