Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2022, 06:24   #52
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Zerknięcie z wagonu pasażerskiego, na wagon pocztowy, niewiele dało. Dopiero po przejściu tam, i zaglądnięciu przez zakratowane okienko, można było ujrzeć chowających się za skrzyniami dwóch pracowników poczty, celujących w obserwatora z rewolwerów.
- Będziemy strzelać! Odejdź od drzwi!

- Jesteście bezpieczni - powiedział John, nieco odsuwając się od okienka. - Już wszystko w porządku.Indiańce uciekli lub zostali zabici - poinformował. - Daleko do najbliższej stacji? - spytał.
- A gdzie konduktor?!
- Zabili go - odparł John. - I jedną z pasażerek - dodał.
- Kurwa mać! No… tak gdzieś… - Jeden z nich spojrzał na zegarek kieszonkowy - …za dwie godziny będzie stacja.
John odruchowo sprawdził godzinę.
- No to do zobaczenia na stacji - powiedział. - Chwilowo nic więcej nie zrobimy. Chyba że macie jakieś dobre rady - dodał.
Nie mieli, więc John wrócił do wagonu pierwszej klasy, by zająć się raną Jamesa.

W ciągu kilku następnych minut, zrobił się jednak taki raban, i tłok, iż nie było to możliwe. Pasażerowie bowiem zaczęli wychodzić z przedziałów, na widok trupów kobiety krzyczały lub mdlały, mężczyźni cicho klęli, a jedna parka…
- Moja córka!! - Kobieta rzuciła się z krzykiem i płaczem ku ciele tej z poderżniętym nożem gardłem - Nieee!!
Płakała na całego, razem z mężem, klęcząc przy zabitej.

Melody mocniej ścisnęła Winchestera w dłoniach… po czym założyła go na plecy. Otworzyła jedne z drzwi, i po chwili wyrzuciła ciało indianina, który zabił ową młodą damę, z pociągu. Spojrzała blada na Jamesa i Johna.
- Chodźmy stąd gdzie indziej.
- Może w przedziale konduktora? - zaproponował John. - Tam będą lepsze warunki, niż w korytarzu lub na dachu.

Melody wzruszyła ramionkami…
- Pomóż mi go zaprowadzić, bo się nam James nieco rozleniwił - powiedział John, stając przy siedzącym na podłodze kompanie.
- Ja ci dam rozleniwił - głos Jamesa jasno podpowiadał, że o ile ciało miał pokiereszowane, duch wciąż znajdował się w bojowym nastroju.
- Dam radę. Szykuj te swoje utensylia - mruknął i podpierając się zdrową ręką szedł za doktorem.

Po paru chwilach byli zaś na miejscu, a tam leżało sobie ciało konduktora. No tak…
John wyciągnął ciało konduktora na korytarz.
- Siadaj - polecił Jamesowi, po czym postawił swoją torbę na ławce.
- Melody, sprawdź czy konduktor nie ma w szafce czegoś przydatnego - powiedział.
- A co może być przydatne? - Spytała Melody, nie bardzo chyba wiedząc, co takim może być przy zabiegach doktora.
- Może ma jakieś ręczniki... Coś, co nada się, w razie konieczności, jako uzupełnienie bandaża - odparł John. - A może i ma butlę czegoś mocniejszego... na znieczulenie.
- Ok - Powiedziała dziewczyna.
- Po prostu ją wyrwij…wypal ogniem ranę czy co tam musisz. - mruknął James czekając na owe znieczulenie.
Konduktor był człowiekiem przewidującym i wiedział, jak sobie umilać życie podczas podróży. Whisky z jego zapasów najlepszej jakości nie była, ale swoją moc miała i idealnie nadawała się do celów medycznych.
John spróbował trochę, a potem napełnił połowę kubka. też konduktorskiego.
- Wypij... - Podał kubek Jamesowi.
Rewolwerowiec bez ceregieli wychylił całą szklanicę, i podsunął ją ponownie, najwyraźniej pragnąc repety. Potem zdjął koszulę, na tyle, na ile mógł by John mógł założyć opatrunek.

John wyciągnął z torby kawałek skóry, złożył na cztery.
- Zaciśnij zęby. Zaboli - uprzedził. Melody stała zwrócona do nich plecami w drzwiach przedziału, "pilnując". Na ostatnie słowa zerknęła jednak za siebie… po czym szybko ponownie odwróciła buzię w kierunku korytarza.

Bez zbędnych ceregieli "Doc" wyrwał strzałę, a Jamesa na moment konkretnie znieczuliło. Tak bardzo, że chyba przez chwilę nawet odjechał w niebyt, bo zamilkł, zrobił się cichutki niczym trusia. Obudził się dopiero, kiedy doktor zaczął przemywać miejsce, w które dostał.

Gdyby James zemdlał, to zdecydowanie ułatwiłoby Johnowi pracę - zszywanie rany, która bez tego goiłaby się dużo dłużej. Ale nie raczył - jego pech.
Igła, jedwabna nić... i John zabrał się do pracy.
Ostatni szew powstał po dłuższej chwili. A potem John posmarował otoczenie rany jakąś paskudnie pachnącą maścią, następnie zabandażował ranę, po czym owinął Jamesa paroma pasami płótna, odciętymi z prześcieradła znalezionego w szafce konduktora.
- Lepiej przez jakiś czas nie wykonuj żadnych gwałtownych ruchów - powiedział.
- Taa… - z powątpiewaniem mruknął rewolwerowiec, po czym ubrał się nieporadnie, i znieczulił się ponownie.
- Zostań tu aż do następnej stacji - powiedział John. - A my wrócimy do siebie.
Spakował swoje rzeczy, tudzież konduktorską flaszkę z tym, co w niej pozostał, i przeniósł wzrok na Melody.
- Gotowa na wędrówkę? - spytał.
- Zostawiamy go tu? - Zdziwiła się dziewczyna.
- Przecież nikt mu nic nie zrobi - odparł John. - Poza tym… Czy chcesz, by Elizabeth siedziała na tym dachu parę godzin?
- No tak! Elizabeth! - Powiedziała Melody i krótko się zaśmiała - Tyłek jej przewieje!
- Chodźmy ratować tę cenną część ciała. - John również się uśmiechnął.
- Panie przodem. - Propozycję poparł uprzejmym gestem. Poszli więc…

James odczekał chwilę, po czym ruszył do wagonu klasy drugiej po swój karabin. No i aby zaczekać w nieco mniej idiotycznym miejscu niż kabina nieżywego konduktora… co w sumie na to samo wychodziło. W pierwszej klasie trupy pasażerów i indian, w drugiej też. No i lamentujący ludzie, płaczące kobiety, cyrk na całego.
James pokręcił głową, która mogła rozboleć od tych wrzasków i lamentów, i ruszył dalej aby sprawdzić, czy nie da się jakoś wleźć z powrotem na dach wagonów towarowych nie musząc wdrapywać się na nie bokiem. Lub w ogóle wdrapywać. Jeśli zaś okazałoby się to niemożliwe, przynajmniej chwilowo, zamierzał rozkoszować się odpoczynkiem na niewielkim balkoniku z relingiem, który znajdował się po obu stronach wagonu pasażerskiego. Miejsce miało tę zaletę, że zapewniało świeże powietrze i zdecydowanie mniej wrzasków.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline