Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2022, 19:00   #91
Bellatrix
 
Reputacja: 1 Bellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputację
dziękuję Mi Raazowi i MG za dialogi :)

Gdy opuścili siedzibę szeryfa, zrównała się z Vallem.
- Zauważyłam, że umilkłeś po tym, co powiedziałam o twoim pomyśle. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zły? Tylko szczerze. Wiem, że chcesz, żeby w sprawie z goblinami coś się ruszyło, ale ten pomysł był nieodpowiedni do okoliczności. Liczę, że się na mnie nie obraziłeś?
- Nie - powiedział Vall. Oczy nieco uciekały mu na boki w czasie rozmowy. Jakby unikał krzyżowania spojrzeń z paladynką.
- Przepraszam - powiedział w końcu. - Ja wiem, że trzeba go ukarać. Wiem. - Elf nieco się gubił w tym co chciał przekazać.
- Ta wdowa… ona zasługuje na sprawiedliwość. Tak jak dzieci Baretta. Tyle, że ta sprawiedliwość nie wróci im ojca i męża. Ja pomyślałem tylko… myślałem, że moglibyśmy przerwać to szaleństwo. Zatrzymać gobliny. Myślałem, że to dobry pomysł. Nie… - Vall urwał jakby zapomniał co chce powiedzieć. Spuścił wzrok w ziemię i powiedział jeszcze raz:
- Przepraszam.
- Nie musisz przepraszać, naprawdę. - Verna posłała mu serdeczny uśmiech. - Wiem, że miałeś dobre intencje ale załatwimy tę sprawę inaczej. Ta sprawiedliwość nie zwróci Amelii męża a dzieciom ojca, ale być może w jakiś sposób sprawi, że poczują się lepiej. Że będą wiedzieć, że ta śmierć nie poszła na marne. Nie przejmuj się tym już, i tak szeryf by się na to nie zdecydował, więc chyba nie ma co o tym rozmawiać, prawda? Nie chciałam, żebyś był na mnie zły czy coś, bo bardzo cenię sobie naszą przyjaźń. - Paladynka szturchnęła go lekko łokciem w bok.

Vall uśmiechnął się półgębkiem.
- I tak nie byłbym na ciebie zły. Myślałem, że ty jesteś na mnie zła, za to że tak wypaliłem. W sumie mogłem cię najpierw zapytać. W końcu masz lepsze obeznanie w tym co jest słuszne, a co nie.
- Nie byłam na ciebie zła, tylko nie podobał mi się twój pomysł. To różnica - odpowiedziała szczerze. - Pewne rzeczy nigdy nie będą mi odpowiadały w kwestiach moralnych, ale to też nie znaczy, że jestem jakąś wyrocznią i każdy ma się mnie słuchać. Tak samo, jak nie musisz się mnie pytać o zdanie, najwyżej wszystko przedyskutujemy w naszym gronie i podejmiemy decyzję. Miłe jest to, co powiedziałeś, ale po prostu bądź sobą i wszystko będzie dobrze. - Uśmiechnęła się do niego szeroko. - Zostawmy już to, najważniejsze, że nie ma między nami złej krwi. Z innej beczki: idzie jesień, masz jakiś kącik do nocowania, gdzie będziesz się mógł na dłużej nocami zatrzymać? Jeśli nie, miejsce w piwnicy moich rodziców się znajdzie. Z tego, co pamiętam, to mówiłeś, że było ci tam ciepło i dobrze. I przykro mi, że wciąż nie masz stałego dachu nad głową. - Ostatnie słowa wypowiedziała z pełną powagą.
- To miłe, ale nie chcę, żebyś miała kłopoty. I wiesz… ja cenię sobie niezależność. W tym jest sporo z poszukiwania przygód, tak nie wiedzieć dziś, gdzie nocuje się jutro - elf mrugnął okiem do kobiety.

- Fakt, jest w tym coś ekscytującego, ale najgorzej, jak nie znajdzie się odpowiedniego miejsca i potem przez całą noc marznie - odparła z uśmiechem. - Ale wiem, że ty potrafisz sobie dać radę. W każdym razie moja propozycja jest aktualna, gdybyś potrzebował miejsca do spania a tym, że będę miała kłopoty się nie przejmuj. Nawet, jak z ojcem drzemy koty i chce mnie wysłać na drugi koniec Varisii, to matka i tak zawsze go dobrucha. Tak więc jestem całkowicie kryta. - Zaśmiała się.
- Wiesz… wpadnę na pewno, na noc lub dwie. Ale nie namówisz mnie, żebym u ciebie przezimował. W sumie mogłabyś poprosić, żeby okienka do piwnicy nie zamykali w tym tygodniu. Ciekawe czy jeszcze się mieszczę - elf spojrzał w górę jakby się zastanawiając. Teraz gdy temat zwalniania goblińskich więźniów poszedł w niepamięć już nic nie hamowało go przed patrzeniem wprost w oczy Aasimarki. Uśmiechał się szczerze.

- Sama dopilnuję, żeby nie były zamknięte - powiedziała do niego i zmierzyła teatralnie wzrokiem. - Jak na moje nie przytyłeś za bardzo. Zmieścisz się. Chyba nawet w piwnicy ciągle jest twój dobrze zamaskowany przeze mnie "kącik". Rodzice tam nie schodzą, a gosposia rzadko sprząta to gratowisko, więc nie sądzę, by coś się zmieniło.
- Wpadnę jutro wieczorem jak tak - Vall mrugnął. Naprawdę cieszył się, że z sytuacji z goblinami nie wynikło nic poważnego. No… poza kilkoma zabitymi ludźmi.
- Jeśli będziesz mieć chwilę, to zejdź pogadać.
- Oczywiście, że zejdę. Mam parę nowych książek, które już przeczytałam, a które mogą cię zainteresować. Przynajmniej będziesz miał co robić w długie, jesienne wieczory. - Uśmiechnęła się do niego ciepło. - Teraz idę do domu, odpocznę trochę i zobaczę, co tam się dzieje. Mam nadzieję, że nie trafię na ojca. - Przewróciła oczyma. - Trzymaj się i nie wpakuj w jakieś kłopoty, Vall. Do zobaczenia jutro u Ameiko.

Vall skłonił się zamaszyście wywijając ręką, tak jak zwykł udawać arystokratyczne rytuały pożegnań.


Niestety, nie miała tyle szczęścia i po wejściu do domu zastała ojca w salonie. Czytał jakieś rozłożone na stole dokumenty i spojrzał na nią spod krzaczastych brwi. Verna obdarowała go jedynie krótkim spojrzeniem i już miała iść na piętro, gdy pan domu odezwał się.
- Nie przyjdziesz nawet przywitać się z ojcem, córko? - Zapytał. - Nie widzieliśmy się od jakiegoś czasu, choć oboje wciąż tutaj mieszkamy.

Znała ten ton. Podszyty cynizmem, władczością i cwaniactwem. Cofnęła się do wejścia do salonu.
- Dzień dobry - rzuciła, nie kryjąc chłodu w słowach. - Jestem zmęczona, idę trochę odpocząć do siebie.

- Na pewno nie na tyle zmęczona, by nie zamienić ze mną paru słów. Usiądź. - Wskazał jej krzesło na skraju stołu.
- Naprawdę nie...
- Usiądź - mruknął Tytus, tym razem tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Nalegam. Nie zajmę ci wiele czasu.

Verna nie miała ochoty na kolejną kłótnię, więc po prostu usiadła przy stole.
- O czym chcesz porozmawiać?
- Słyszałem, że zaangażowałaś się w sprawę tych goblinów, które zaatakowały miasteczko.
- Dlaczego o to pytasz? Masz na ten temat jakieś nowe informacje?
- Informacje? - Ojciec uśmiechnął się półgębkiem. - Nie. Ale cieszę się, że się tym zajęłaś. To zawsze kilka punktów więcej do wizerunku Scarnettich, zwłaszcza, że po porażce z Deverin nie zamierzam się poddać i wystartuję w kolejnych wyborach. Oprócz tego ten półgłówek Hemlock i tak sam do niczego nie dojdzie, więc dobrze, że taka błyskotliwa i inteligentna osoba jak ty jest w to zamieszana.

Komplementy ojca zupełnie jej nie obchodziły. Wiedziała, że robi to na pokaz. On chyba też wiedział, że się na to nie nabierze.
- Robię to dla siebie, a nie dla ciebie, żeby była jasność. - Skrzyżowała z nim spojrzenie. - A szeryf Hemlock nie jest półgłówkiem. Wręcz przeciwnie, dzisiaj wyjechał do Magnimaru po posiłki, gdyż wpadł na nowe tropy.
- Wiem, Verno, wiem.... Myślisz, że cokolwiek w tym smutnym miasteczku dzieje się bez mojej wiedzy? Jesteśmy Scarnetti, Sandpoint to my - rzucił z wyraźną pewnością w głosie.
- Dlatego właśnie nikt cię tutaj nie lubi.

Tytus zaśmiał się, jakby opowiedziała dobry żart.
- I naprawdę uważasz, że spędza mi to sen z powiek? - Spojrzał na nią z wciąż przyklejonym do ust uśmiechem. - W życiu nie liczy się to, czy ktoś cię lubi, czy nie, tylko w jaki sposób może ci się przydać. A w Sandpoint nie brakuje pożytecznych idiotów.
- Jeśli tylko to chciałeś mi powiedzieć, to...
- Nie - przerwał jej. - Nie tylko. Widziałem, że znów kręcisz się w towarzystwie tego młodego Valdemara... Mam nadzieję, że nie będzie z tego żadnych miłostek czy innych erotycznych przygód...
- Ojcze, jesteś bezwstydny! - warknęła.
- Może i jestem, ale nie pozwolę, żeby Valdemarowie wymieszali krew ze Scarnettimi - odparł zupełnie bezemocjonalnie Tytus.
- Argaen jest tylko moim przyjacielem - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- I tak ma pozostać - mruknął Tytus. - Bo są sprawy, w których nawet twoja matka nie uchroni cię przed moim gniewem.

Verna skrzywiła się, rzuciła mu nienawistne spojrzenie, wstała i bez słowa wyszła z salonu. W kilku szybkich susach znalazła się na piętrze i zamknęła w swoim pokoju. Miała ochotę wrzeszczeć. Wrzeszczeć, zła sama na siebie, że wcześniej powstrzymała się, by dać temu bufonowi w gębę. Jeśli myślał, że przestraszyła się tej groźby, to grubo się mylił.

Dopiero po kwadransie uspokoiła się na tyle, by zrzucić z siebie pancerz, przebrać się w zwykłe ciuchy i skupić umysł na niedoczytanej jeszcze książce. Z pokoju wyszła tylko po kolację zrobioną przez Adele, wzięła kąpiel i dość wcześnie położyła się spać. Żałowała, że Vall nie spędzi dzisiejszej nocy w piwnicy, gdyż z chęcią zakradłaby się do niego i opowiedziała mu o rozmowie z ojcem i spędziła czas w miłym towarzystwie.


Następnego dnia zjadła szybko śniadanie w domu, po czym jak zawsze ostatnio udała się do “Rdzawego Smoka” żeby spotkać z kompanami. Tym razem atmosfera w gospodzie była jakaś taka zbyt spokojna a gdy podeszła do nich niziołka, która pracowała w tym miejscu, wszystko powoli zaczynało się wyjaśniać. Ameiko zniknęła i nie pojawiła się do tej pory, co było podejrzane. Przeszli z kelnerką do pokoju kobiety i wysłuchali tłumaczenia listu, który zostawił bardce jej brat.

Verna zmarszczyła brawi. Jeśli Lonjiku naprawdę pomagał goblinom, trzeba było go aresztować i przesłuchać. Nie wszystko mogło być jednak w tym wszystkim tak klarowne, bo Tsuto za ojcem nie przepadał i mógł chcieć pomówieniami zemścić się na nim i raz na zawsze pozbyć się go ze swojego życia.

- Albo Tsuto wykorzystał sytuację z goblinami, żeby wrobić ojca i pozbyć się go z życia swojego i siostry, albo Lonjiku rzeczywiście współpracuje z zielonymi. Kto wie, być może zmiarkował się, że wkrótce może to wypłynąć i dlatego chciał uciec do Magnimaru. Nie ma co jednak teraz gdybać, chodźmy do huty i spróbujmy znaleźć Ameiko i jej brata.
 
Bellatrix jest offline