| dziękuję Mi Raazowi i MG za dialogi :) Gdy opuścili siedzibę szeryfa, zrównała się z Vallem.
- Zauważyłam, że umilkłeś po tym, co powiedziałam o twoim pomyśle. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zły? Tylko szczerze. Wiem, że chcesz, żeby w sprawie z goblinami coś się ruszyło, ale ten pomysł był nieodpowiedni do okoliczności. Liczę, że się na mnie nie obraziłeś?
- Nie - powiedział Vall. Oczy nieco uciekały mu na boki w czasie rozmowy. Jakby unikał krzyżowania spojrzeń z paladynką.
- Przepraszam - powiedział w końcu. - Ja wiem, że trzeba go ukarać. Wiem. - Elf nieco się gubił w tym co chciał przekazać.
- Ta wdowa… ona zasługuje na sprawiedliwość. Tak jak dzieci Baretta. Tyle, że ta sprawiedliwość nie wróci im ojca i męża. Ja pomyślałem tylko… myślałem, że moglibyśmy przerwać to szaleństwo. Zatrzymać gobliny. Myślałem, że to dobry pomysł. Nie… - Vall urwał jakby zapomniał co chce powiedzieć. Spuścił wzrok w ziemię i powiedział jeszcze raz:
- Przepraszam.
- Nie musisz przepraszać, naprawdę. - Verna posłała mu serdeczny uśmiech. - Wiem, że miałeś dobre intencje ale załatwimy tę sprawę inaczej. Ta sprawiedliwość nie zwróci Amelii męża a dzieciom ojca, ale być może w jakiś sposób sprawi, że poczują się lepiej. Że będą wiedzieć, że ta śmierć nie poszła na marne. Nie przejmuj się tym już, i tak szeryf by się na to nie zdecydował, więc chyba nie ma co o tym rozmawiać, prawda? Nie chciałam, żebyś był na mnie zły czy coś, bo bardzo cenię sobie naszą przyjaźń. - Paladynka szturchnęła go lekko łokciem w bok.
Vall uśmiechnął się półgębkiem.
- I tak nie byłbym na ciebie zły. Myślałem, że ty jesteś na mnie zła, za to że tak wypaliłem. W sumie mogłem cię najpierw zapytać. W końcu masz lepsze obeznanie w tym co jest słuszne, a co nie.
- Nie byłam na ciebie zła, tylko nie podobał mi się twój pomysł. To różnica - odpowiedziała szczerze. - Pewne rzeczy nigdy nie będą mi odpowiadały w kwestiach moralnych, ale to też nie znaczy, że jestem jakąś wyrocznią i każdy ma się mnie słuchać. Tak samo, jak nie musisz się mnie pytać o zdanie, najwyżej wszystko przedyskutujemy w naszym gronie i podejmiemy decyzję. Miłe jest to, co powiedziałeś, ale po prostu bądź sobą i wszystko będzie dobrze. - Uśmiechnęła się do niego szeroko. - Zostawmy już to, najważniejsze, że nie ma między nami złej krwi. Z innej beczki: idzie jesień, masz jakiś kącik do nocowania, gdzie będziesz się mógł na dłużej nocami zatrzymać? Jeśli nie, miejsce w piwnicy moich rodziców się znajdzie. Z tego, co pamiętam, to mówiłeś, że było ci tam ciepło i dobrze. I przykro mi, że wciąż nie masz stałego dachu nad głową. - Ostatnie słowa wypowiedziała z pełną powagą.
- To miłe, ale nie chcę, żebyś miała kłopoty. I wiesz… ja cenię sobie niezależność. W tym jest sporo z poszukiwania przygód, tak nie wiedzieć dziś, gdzie nocuje się jutro - elf mrugnął okiem do kobiety.
- Fakt, jest w tym coś ekscytującego, ale najgorzej, jak nie znajdzie się odpowiedniego miejsca i potem przez całą noc marznie - odparła z uśmiechem. - Ale wiem, że ty potrafisz sobie dać radę. W każdym razie moja propozycja jest aktualna, gdybyś potrzebował miejsca do spania a tym, że będę miała kłopoty się nie przejmuj. Nawet, jak z ojcem drzemy koty i chce mnie wysłać na drugi koniec Varisii, to matka i tak zawsze go dobrucha. Tak więc jestem całkowicie kryta. - Zaśmiała się.
- Wiesz… wpadnę na pewno, na noc lub dwie. Ale nie namówisz mnie, żebym u ciebie przezimował. W sumie mogłabyś poprosić, żeby okienka do piwnicy nie zamykali w tym tygodniu. Ciekawe czy jeszcze się mieszczę - elf spojrzał w górę jakby się zastanawiając. Teraz gdy temat zwalniania goblińskich więźniów poszedł w niepamięć już nic nie hamowało go przed patrzeniem wprost w oczy Aasimarki. Uśmiechał się szczerze.
- Sama dopilnuję, żeby nie były zamknięte - powiedziała do niego i zmierzyła teatralnie wzrokiem. - Jak na moje nie przytyłeś za bardzo. Zmieścisz się. Chyba nawet w piwnicy ciągle jest twój dobrze zamaskowany przeze mnie "kącik". Rodzice tam nie schodzą, a gosposia rzadko sprząta to gratowisko, więc nie sądzę, by coś się zmieniło.
- Wpadnę jutro wieczorem jak tak - Vall mrugnął. Naprawdę cieszył się, że z sytuacji z goblinami nie wynikło nic poważnego. No… poza kilkoma zabitymi ludźmi.
- Jeśli będziesz mieć chwilę, to zejdź pogadać.
- Oczywiście, że zejdę. Mam parę nowych książek, które już przeczytałam, a które mogą cię zainteresować. Przynajmniej będziesz miał co robić w długie, jesienne wieczory. - Uśmiechnęła się do niego ciepło. - Teraz idę do domu, odpocznę trochę i zobaczę, co tam się dzieje. Mam nadzieję, że nie trafię na ojca. - Przewróciła oczyma. - Trzymaj się i nie wpakuj w jakieś kłopoty, Vall. Do zobaczenia jutro u Ameiko.
Vall skłonił się zamaszyście wywijając ręką, tak jak zwykł udawać arystokratyczne rytuały pożegnań.
Niestety, nie miała tyle szczęścia i po wejściu do domu zastała ojca w salonie. Czytał jakieś rozłożone na stole dokumenty i spojrzał na nią spod krzaczastych brwi. Verna obdarowała go jedynie krótkim spojrzeniem i już miała iść na piętro, gdy pan domu odezwał się.
- Nie przyjdziesz nawet przywitać się z ojcem, córko? - Zapytał. - Nie widzieliśmy się od jakiegoś czasu, choć oboje wciąż tutaj mieszkamy.
Znała ten ton. Podszyty cynizmem, władczością i cwaniactwem. Cofnęła się do wejścia do salonu.
- Dzień dobry - rzuciła, nie kryjąc chłodu w słowach. - Jestem zmęczona, idę trochę odpocząć do siebie.
- Na pewno nie na tyle zmęczona, by nie zamienić ze mną paru słów. Usiądź. - Wskazał jej krzesło na skraju stołu.
- Naprawdę nie...
- Usiądź - mruknął Tytus, tym razem tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Nalegam. Nie zajmę ci wiele czasu.
Verna nie miała ochoty na kolejną kłótnię, więc po prostu usiadła przy stole.
- O czym chcesz porozmawiać?
- Słyszałem, że zaangażowałaś się w sprawę tych goblinów, które zaatakowały miasteczko.
- Dlaczego o to pytasz? Masz na ten temat jakieś nowe informacje?
- Informacje? - Ojciec uśmiechnął się półgębkiem. - Nie. Ale cieszę się, że się tym zajęłaś. To zawsze kilka punktów więcej do wizerunku Scarnettich, zwłaszcza, że po porażce z Deverin nie zamierzam się poddać i wystartuję w kolejnych wyborach. Oprócz tego ten półgłówek Hemlock i tak sam do niczego nie dojdzie, więc dobrze, że taka błyskotliwa i inteligentna osoba jak ty jest w to zamieszana.
Komplementy ojca zupełnie jej nie obchodziły. Wiedziała, że robi to na pokaz. On chyba też wiedział, że się na to nie nabierze.
- Robię to dla siebie, a nie dla ciebie, żeby była jasność. - Skrzyżowała z nim spojrzenie. - A szeryf Hemlock nie jest półgłówkiem. Wręcz przeciwnie, dzisiaj wyjechał do Magnimaru po posiłki, gdyż wpadł na nowe tropy.
- Wiem, Verno, wiem.... Myślisz, że cokolwiek w tym smutnym miasteczku dzieje się bez mojej wiedzy? Jesteśmy Scarnetti, Sandpoint to my - rzucił z wyraźną pewnością w głosie.
- Dlatego właśnie nikt cię tutaj nie lubi.
Tytus zaśmiał się, jakby opowiedziała dobry żart.
- I naprawdę uważasz, że spędza mi to sen z powiek? - Spojrzał na nią z wciąż przyklejonym do ust uśmiechem. - W życiu nie liczy się to, czy ktoś cię lubi, czy nie, tylko w jaki sposób może ci się przydać. A w Sandpoint nie brakuje pożytecznych idiotów.
- Jeśli tylko to chciałeś mi powiedzieć, to...
- Nie - przerwał jej. - Nie tylko. Widziałem, że znów kręcisz się w towarzystwie tego młodego Valdemara... Mam nadzieję, że nie będzie z tego żadnych miłostek czy innych erotycznych przygód...
- Ojcze, jesteś bezwstydny! - warknęła.
- Może i jestem, ale nie pozwolę, żeby Valdemarowie wymieszali krew ze Scarnettimi - odparł zupełnie bezemocjonalnie Tytus.
- Argaen jest tylko moim przyjacielem - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- I tak ma pozostać - mruknął Tytus. - Bo są sprawy, w których nawet twoja matka nie uchroni cię przed moim gniewem.
Verna skrzywiła się, rzuciła mu nienawistne spojrzenie, wstała i bez słowa wyszła z salonu. W kilku szybkich susach znalazła się na piętrze i zamknęła w swoim pokoju. Miała ochotę wrzeszczeć. Wrzeszczeć, zła sama na siebie, że wcześniej powstrzymała się, by dać temu bufonowi w gębę. Jeśli myślał, że przestraszyła się tej groźby, to grubo się mylił.
Dopiero po kwadransie uspokoiła się na tyle, by zrzucić z siebie pancerz, przebrać się w zwykłe ciuchy i skupić umysł na niedoczytanej jeszcze książce. Z pokoju wyszła tylko po kolację zrobioną przez Adele, wzięła kąpiel i dość wcześnie położyła się spać. Żałowała, że Vall nie spędzi dzisiejszej nocy w piwnicy, gdyż z chęcią zakradłaby się do niego i opowiedziała mu o rozmowie z ojcem i spędziła czas w miłym towarzystwie.
Następnego dnia zjadła szybko śniadanie w domu, po czym jak zawsze ostatnio udała się do “Rdzawego Smoka” żeby spotkać z kompanami. Tym razem atmosfera w gospodzie była jakaś taka zbyt spokojna a gdy podeszła do nich niziołka, która pracowała w tym miejscu, wszystko powoli zaczynało się wyjaśniać. Ameiko zniknęła i nie pojawiła się do tej pory, co było podejrzane. Przeszli z kelnerką do pokoju kobiety i wysłuchali tłumaczenia listu, który zostawił bardce jej brat.
Verna zmarszczyła brawi. Jeśli Lonjiku naprawdę pomagał goblinom, trzeba było go aresztować i przesłuchać. Nie wszystko mogło być jednak w tym wszystkim tak klarowne, bo Tsuto za ojcem nie przepadał i mógł chcieć pomówieniami zemścić się na nim i raz na zawsze pozbyć się go ze swojego życia.
- Albo Tsuto wykorzystał sytuację z goblinami, żeby wrobić ojca i pozbyć się go z życia swojego i siostry, albo Lonjiku rzeczywiście współpracuje z zielonymi. Kto wie, być może zmiarkował się, że wkrótce może to wypłynąć i dlatego chciał uciec do Magnimaru. Nie ma co jednak teraz gdybać, chodźmy do huty i spróbujmy znaleźć Ameiko i jej brata. |