Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2022, 05:37   #270
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Carsten rzucił okiem na zbieraninę, którą przyszło mu nadzorować. Nie zapowiadało się to zbyt dobrze, gdyż barwny pospolity tłumek reprezentujący tabor i wszystkie charakterystyczne dlań profesje miał nikłą wartość bojową.

– Ochroniarzy z nich nie zrobię… - rzekł do siebie lekko zasępiony, lecz w swym życiu przywykł do działania, a nie marudzenia. Toteż dość prędko zebrał bardziej rosłych ludzi i tych, co zdawali się być obyci z jakąkolwiek bronią, by stworzyć z nich choćby namiastkę chłopskiej milicji. Pocieszające było, że mieli pozycje blisko kuszników Bertranda i oddziału marynarzy pod wodzą Zoi, więc nie byli osamotnieni. Dodatkowo ludzie Carrery sądząc po ich wyglądzie i rynsztunku prowadzili awanturniczy żywot i potrafili fechtować. To mogło okazać się istotne w chwili próby…

***

Słońce gasło, pozostawiając obrońców w gęstniejącym mroku, który oblepiał myśli pajęczyną obaw. Sam Carsten również odczuwał niepokój. Bystre oczy starały się przenikać ciemność i chwytać poblask bijący od niewielkich ognisk. Przez chwilę żywił nadzieję, że skończy się na strachu i z ulgą powitają jutrzenkę, obwieszczającą zwycięstwo nad nocą. Niestety, kiedy tylko przedziwna mgła poczęła spowijać dżunglę, a wraz z nią obóz Sylvańczyk był niemal pewny, że coś się wydarzy. Nie potrafił sprecyzować, co dokładnie, lecz zimny dreszcz spłynął po jego ciele i zmuszał, by trzymać dłoń przy rękojeści broni. Obok Bastard warczał cicho, jednostajnie i ostrzegawczo zanim jeszcze Amazonki, zwróciły uwagę na cichnące odgłosy mieszkańców tropikalnego lasu.

Wtedy właśnie Rivera osobiście podniósł alarm, wskazawszy na rzekę, która pominięta przez obrońców stała się idealnym miejscem do napaści. Nie byli to Norsmeni na łodziach, lecz wcielone zło, które objawiło obrońcom swe przeraźliwe oblicza, gorsze nawet, niż barbarzyńskich łupieżców. Zwiastun grozy objawił się w scenerii głuchej makabry. Pomruk paniki wzmógł się i co wrażliwsi w otoczeniu Eisena stawali jak wryci, nie mogąc czynić ni kroku albo wręcz przeciwnie ciskali broń i ochoczo umykali w stronę okolicznych namiotów.

- Dokąd psiakrew! - warknął choć odczuwał suchość w gardle. – Każdy kto zemknie , otrzyma kilkanaście razów batem! Walczymy o obóz i naszą wspólną przyszłość. Jeśli nie wspomożemy gwardzistów nieumarci przedrą się opanują cały obóz. Nie znajdziecie tam przed nimi schronienia, wierzajcie mi, bom zrodzony w Sylvanii ziemi przeklętej. Lecz skoro moi pobratymcy potrafią stawić czoła hordom stokroć liczniejszym, tak i my dziś odeślemy szkielety do piekieł. – dobył miecza i zatoczył nim łuk w powietrzu.

– Nie traćcie odwagi, bogowie dziś pamiętają o nas i nie pozwolą byśmy ulękli się tej siły. Baczcie jak czerepy sypią się pod naporem kling. Tegoż samego i my możemy dokonać! – ochroniarz starał się wlać w serca wieśniaków wiarę, sam też starając się nie okazać widocznej słabości czy strachu. Widok nieumarłych przypominał mu jednak koszmar rodzinnej prowincji. Z wysiłkiem zdołał przemóc strach, zręcznie rozpalił pochodnie od ognia iskrzącego się w wyciosanym pniaku. Podlał go olejem z bukłaka, by wzniecić większy płomień.

- Za mną, pokażmy, że ogień zwycięży nad mrokiem!

Z impetem kopnął pniak w stronę nieumarłych, dając widomy sygnał do ataku. Rozeznawał się ruchach gnijących trupów i nie chciał dopuścić, by okrążyli oddział Koenig. Bez względu jaki efekt wywołała jego przemowa, Carsten gotów był bronić innych. Tak został wychowany i ukształtowany przez lata służby, w poczuciu obowiązku i powinności. Nawet z garstką ludzi mógł spowolnić zdradziecki atak. Do czasu, aż Zoja czy Bertrand przybędą z odsieczą, by na powrót odesłać koszmarnych gości w nicość i odmęty rzeki…
 
Deszatie jest offline