Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2022, 15:22   #53
Elenorsar
 
Reputacja: 1 Elenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwu
Elizabeth siedzącej na dachu wagonu i obserwującej okolicę właśnie do głowy wpadła pewna myśl. Pociągiem zadrżało, a ten zwolnił, więc musieli w coś przywalić. Później zaatakowali indianie, było słychać strzały. Nikt z załogi pociągu nie zareagował. Czyżby coś się stało maszyniście? Jeżeli tak to nikt nie steruje pociągiem, który od momentu zderzenia jedynie się rozpędza. Postanowiła to sprawdzić. Wstała i ruszyła w stronę lokomotywy. Po dotarciu do końca dachu własnego wagonu, przeskoczyła na ten zajmowany przez wszystkich na początku, i źle wylądowała i ją zarzuciło w bok, poturlała się ku krawędzi wagonu z wrzaskiem, i w ostatniej chwili chwyciła się czegoś by nie spaść z dachu, i w ogóle z pociągu… wisząc na jego ścianie!
Czy mu się wydawało, czy usłyszał krzyk Dixon rozlegający gdzieś na zewnątrz? Czy to możliwe, że nie tylko Langford postanowił spacerować po dachach pociągu? Oppenheimer zignorował to. Jeśli w swojej brawurze zamierzali się pozabijać to nie jego sprawa, nie najął się by niańczyć złodziei i morderców.
Elizabeth karciła sama siebie za tak nieudolny skok. Trzymając się kopnęła w bok wagonu, aby poinformować znajdujących się środku, że ktoś się tutaj znajduje, jakby nie udało jej się samej podciągnąć do góry, co następnie próbowała wykonać… co nie bardzo jej się udawało, a metalowy uchwyt, za jaki się trzymała, nagle pękł, a Elizabeth aż krzyknęła z przerażenia, gdy przesunęła się o kilka centymetrów w dół, wisząc tak w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

Dixon pojawiły się łzy w oczach, na myśl że może zaraz spaść i zginąć w tak głupi sposób pod kołami pociągu i to w takim stroju… chociaż w obecnej sytuacji jakby ktoś ją znalazł to zapewne Indianie, albo kojoty, a że oboje to zwierzęta, więc im byłoby bez różnicy jak jest ubrana.

Ognista obiecała sobie, że jeżeli wyjdzie z tego żywo, to nikt nie może dowiedzieć się o tym, że uroniła łzy. Spróbowała znaleźć jakąś podpórkę pod nogę, wiedziała że gdzie obok powinno być okienko, albo deska przy nim i wykorzystując je ponownie spróbować wdrapać się na dach. Podciągnęła się minimalnie w górę by wdrapać się ponownie na dach… gdy ten cholerny uchwyt puścił. Dixon wrzasnęła, ale udało jej się złapać w końcu krawędzi dachu, i po chwili w końcu i wdrapać z powrotem na sam dach, gdzie chwilę leżała ciężko dysząc, i nawet schowała twarz w dłoniach.

Elizabeth leżała skulona popłakując, częściowo ze strachu przed śmiercią, a częściowo ze szczęścia, że jednak udało jej się przeżyć. Po dłużej chwili wzięła kilka głębszych wdechów, otarła łzy i stanęła. Powoli szła w kierunku drugiej strony wagonu. Stanęła na jego krańcu. Wiedziała, że jest potrzeba przejść dalej, ale nie wiedziała, czy zdoła ponownie się do tego zmusić. Spojrzała najpierw w dół, czy może nie ma bezpieczniejszej trasy. Nie było. Przed nią znajdował się wagonik z węglem i drewnem, ten tuż za lokomotywą… i on był zdecydowanie mniejszy, niż towarowy, na jakim ona stała. I nie było żadnej drabinki, nie było niczego. Jeśli chciała przejść dalej, musiała skakać boso na węgiel, co wcale, a wcale nie było dobrym pomysłem…

Dixon przeklinała siebie w duchu, jaka to jest głupia, że zamiast ubrać się od razu, do czego miała wiele okazji, a nawet sama Melody ją goniła, tak paradowała z dupą i cyckiem na wierzchu. Miala trzy wyjścia. Skok na węgiel. Nie martwiła się zabrudzeniem, ale bez butów skacząc na niego, nie trudno o skręcenie kostki. Drugą opcją było zwrócenie się do swojego wagonu, ubranie którego powrót, ale to dawało dwa kolejne skoki, a jeden przed chwilą mało jej nie zabił. Trzecim i ostatnim wyjściem było otworzenie klapy i zajrzenia do mężczyzn, których mogłaby poprosić o parę zapasowych butów. Miała dylemat, zwykle nie prosiła nikogo o pomoc, ale w tej sytuacji, opcja wydawała się najlepsza.

Miała duży dylemat i nie wiedziała na co się zdecydować, jednak ostatecznie postanowiła schować dumę do kieszeni - w tym momencie kurtki Jamesa - i próbowała otworzyć klapę wagonu, która okazała się zamknięta od środka. Zaczęła więc się dobijać, krzycząc:
- To ja, Elizabeth!
Arthur starał się ignorować hałasy dobiegające z dachu ich wagonu, ale nie trwało to długo, bo po chwili frau Dixon zaczęła się dobijać, waląc w klapę znajdującą się nad ich głowami. Nie rozumiał dlaczego się tu znalazła, gdzie jest Langford, co to za wygłupy. W jej głosie czaił się jednak strach i desperacja, więc w końcu podniósł się z posłania. Spojrzał na Wesę wzruszając ramionami po czym zaczął szukać czegoś co na co mógłby się wspiąć sięgając do klapy w suficie.
- Spokojnie frau Dixon! – odkrzyknął – Za chwilę otworzę!
W końcu znalazł jakieś stare skrzynie, podłożył je pod klapę, wspiął i zaczął siłować z zamknięciem.
- Proszę uważać, otwieram!

Gdy klapa się otworzyła Elizabeth w koszuli nocnej… i kurtce Jamesa(?) pochyliła się szybko nad nią.
- Cześć! - Krzyknęła, aby usłyszał przez świst powietrza - Pożycz buty, masz jakieś zapasowe? Nie mam czasu na wyjaśnienia.
- A ja nie mam zapasowych butów – odpowiedział spokojnie Oppenheimer.
- Kurwa… będę musiała skakać jak ta małpa w drugą stronę… Chyba, że ty masz ochotę sprawdzić, czy nasz maszynista żyje?
- Dlaczego miałoby mnie to interesować frau Dixon? W tym pociągu jest setka innych pasażerów. Jesteśmy złodziejami a nie pracownikami kolei.
Arthur dostrzegł desperację w oczach dziewczyny, więc lekko zmienił ton.
- Możesz spróbować obwiązać stopy szmatami. Tak robił pewien Moskal, który pracował ze mną na plantacji bawełny– i którego Oppenheimer przyłapał jak dobiera siłą do niewolnicy, więc go własnoręcznie wykastrował. Uznał, jednak za zbędne dzielić z Elizabeth tym akurat szczegółem - Oni mówią na to onuce.
Dixon spojrzała na Arthura jak na wariata. Po pierwsze z tego co pieprzył, a po drugie. Niby z czego miała zrobić sobie te onuce?
- Ciekawe czy będziesz taki mądry i zwalał obowiązek na pracowników kolei, jak pociąg się wykolei, bo maszynista nie żyje i nie wyrobimy się na nasz prawidłowy pociąg - Ognistą wstała, nie mając jednak ochoty wysłuchiwać kolejnych świetnych rad Arthura. Spojrzała w stronę swojego wagonu. "Kusisz los dziewczyno" - pomyślała. Zrobiła rozpęd w celu ponownego skoku na swój wagon.
- W lokomotywie prócz maszynisty jest palacz i jak mi się wydaje dodatkowy pracownik. Rozumiem, że wszyscy nie żyją i czeka nas katastrofa?
Arthur niemal litościwie się uśmiechnął na ten tani popis niepotrzebnego bohaterstwa niewiasty. Zobaczył jednak, że zniknęła z pola widzenia i jednak słowa do niej z pewnością dotarły nim wykonała swój skok, który w porównaniu do poprzedniego był naprawdę akrobatyczny, chociaż same lądowanie mogłaby poprawić, bo poleciała lekko do przodu.

Będąc już na swoim wagonie, zeszła do niego po skrzynkach. Podeszła do swoich rzeczy i rozebrała się do naga, aby następnie założyć bieliznę i swój codzienny strój, jednak inny niż dnia poprzedniego. Ubieranie się trochę jej zajęło, a gdy już to zrobiła, przewiesiła przez plecy Winchestera, colty włożyła w kabury, ustabilizowała nieco skrzynie i ponownie ruszyła w górę na dach, aby dostać się do lokomotywy.

Droga jednak nie rozpieszczała jej. Już przy samej próbie wejścia na skrzynki, by dostać się na dach, cała konstrukcja zawaliła się, a ona razem z nią spadając na podłogę, a w trakcie samego lotu uderzając o staczające się skrzynki.

Ognista rzucała bluzgi, głównie w stronę Johna, który tę całą wieżę układał i za to jak nieudolnie to zrobił. Dziewczyna obejrzała się i do draśnięcia po postrzale doszło jej parę siniaków na rękach, a także zadrapana łokieć.

Przystąpiła do ponownego układania skrzynki, jedna na drugą. Gdy była już zadowolona ze swojego dzieła, ponowiła próbę wspinania się na dach po skrzyniach. Cała konstrukcja telepała się, jednak Dixon w duchu nie przyznała tego do siebie, mimo dużych kłopotów przy powolnym wchodzeniu.

Na koniec wystarczyło się jeszcze podciągnąć co ponownie wyszło jej zwinnie. Znów stała przed dziurą między wagonami. Przeżegnała się… mimo faktu, że nie była wierząca, jednak przy obecnej sytuacji poczuła taką potrzebę, pamiętając jak jej matka niejednokrotnie się modliła, gdy ona sama była młodsza.

Elizabeth ponownie zrobiła rozbieg i skoczyła. Zacisnęła zęby oraz oczy. Wylądowała na wagon i przewróciła się o mało nie wpadając przez otwartą klapę do środka wagonu, jednak udało się jej wyhamować. Odetchnęła z ulgą i podeszła do kolejnej krawędzi. Pomyślała, że teraz powinno być łatwiej, bo nie wyleci na boki, a co najwyżej poleci na twarz, zaśmiała się sama do siebie.

Skok i… zahaczyła o coś stopą tracąc równowagę i poleciała na twarz oraz cycki prosto w węgiel. Na szczęście żyła, ale nie postąpiła sobie wiązanki, oczywiście po tym jak wypluła kawałki węgla z zębów, będąc zła na wszystkich. Na Johna, że będąc bohaterem, poszedł za nią, na Melody, że nalegała jej zostać, na Jamesa, że dał jej kurtkę, bo bez niej pewnie by się nie ruszyła, na Oppenheimera, że nie dał jej butów i guzik ją obchodziło, że ich nie miał oraz na siebie… nie, na siebie nie była zła, na siebie była wściekła, bo zamiast siedzieć w miejscu, to jak głupia i jak zazwyczaj pchała się tam, gdzie pewnie nie jest potrzebna.

Wstała w końcu, otrzepała się, choć mało jej to dało i dalej była cała czarna. Ruszyła naprzód, na koniec wagonu, zobaczyć jakie jest połączenie z lokomotywą… i po kilku niepewnych krokach po węglu, po przejściu przez dym, parę, i kilka fruwających iskierek, Elizabeth ujrzała… maszynistę i jego pomocnika, pracujących najzwyczajniej w świecie w lokomotywie.



Oni również ją po chwili zobaczyli, trochę mocniej wybałuszając oczy niż ona.
- A panienka co tu robi?! - Wrzasnął jeden z nich, ale na widok uzbrojenia Dixon, sam zaczął nagle grzebać przy jednej ze ścianek lokomotywy, gdzie wisiał mały rewolwer w kaburze…

Elizabeth uniosła dłonie w geście pokoju i krzyknęła.
- Spokojnie, nie jestem bandziorem, jestem pasażerką. Był mały problem z Indianami, ale udało nam się ich załatwić - Zaczęła tłumaczyć facetom - W coś rąbneliśmy, prawda? Przyszłam sprawdzić, czy ktoś tu żywy z tego wyszedł, ale widzę, że się tylko wygłupiłam.
- Tak, indianie, tak! - Powiedział ten starszy, przestając wyciągać rewolwer z kabury.
- Położyli na torach kilka małych drzew, ale "Bessy" sobie poradziła! - Dodał drugi, wyciągając pomocną dłoń do Elizabeth.
- No tak… nie znam się na pociągach - Dixon skorzystała z pomocy - Myślałam, że może ktoś tu oberwał i maszyna będzie grała sama i może się wykolei, ale widzę, że ta stalowa maszyna jest wytrzymała. A wracając do indianów. Jak mówiłam, rozstrzelaliśmy większość. Co najmniej dwóch wdarło się na pociąg, jeden nie żyje drugi poszedł do wagonów pasażerskich, ale moi… znajomi już poszli tam zająć się sprawą.
- To dobrze - Pokiwał głową maszynista, i wrócił po części do obsługi lokomotywy.
- A panienka… taka uzbrojona? - Powiedział "palacz", oglądając sobie Elizabeth z góry do dołu.
- Jakoś trzeba sobie w życiu radzić. Gdybym ja nie była uzbrojona, to pewnie nie widzieliby panowie mojego widoku, a czerwonoskórego ze swoim toporem, albo łukiem. Można wiedzieć za ile kolejny przystanek?
- Hmmm… - Starszy wyciągnął zegarek z kieszeni - Będą tak… ze dwie godziny… chyba…
- Pozwolą panowie, że tu przeczekam? Jakiś nie widzi mi się skakać w drugą stronę… - Spojrzała na nasyp węgla za sobą - Raz o mało nie spadłam z wagonu próbując się tu dostać.
- Ja tam nie mam nic przeciw… - Barczysty "palacz" uśmiechnął się do Elizabeth, po czym nieco do niej zbliżył… a maszynista jedynie wzruszył ramionami.
- Panowie też widzę ciężko pracują, cali brudni i mokrzy… - Dotknęła ramienia "palacza" - Ale nie tak jak ja - Zachichotała.
- Właśnie, na stacji będzie, gdzie się obmyć tak porządniej?
- Oj nie wiem… - Powiedział byczek - Ale my tu wodę mamy… - Dodał i wyciągnął chustę z kieszeni i… zaczął nią delikatnie czyścić nos Elizabeth - Panienka się pobrudziła…
- Zauważyłam - Zaśmiała się na słowa mężczyzny, bo faktycznie ją rozbawił z tą chustą - A gdzie ta woda? Bo rozumiem, że to oferta?
Maszynista udawał, że nic nie widzi, a "palacz" zrobił krok w bok, i odkręcił jakiś kurek, z którego zaczęło cieknąć nieco wody do wiaderka…
- O świetnie, będę mogła chociaż przemyć ręce, buzię i dekolt. Prania robić nie będę - Znów się zaśmiała. Na słowo "dekolt" uśmiechnęli się i obaj mężczyźni.
- Nie krępuj się - Mięśniak objął Dixon lekko w pasie jedną łapą, po czym delikatnie skierował do źródełka wody - Lokomotywa fajna? Taka… duża, twarda… - Mruknął, prężąc nieco swoją klatę - Tyyle tu fajnych rzeczy…
- Fajna, fajna - Odparła Dixon dając się prowadzić. Najpierw wymyła dłonie, a później ręce sięgając do góry. Następnie nabrała trochę więcej wody w złożone dłonie i obmyła twarz, a kolejną taką porcją dekolt. Wyprostowała sie.
- I jak? Czysta? - Spytała patrząc na "palacza"... który miał już jedną szelkę swoich spodni odpiętą.
- Tu jeszcze trochę - Pokazał na własny tors, na lewą jego stronę, tam gdzie serducho. Zbliżył się również do Elizabeth o krok…
- Ha ha, ale ja pytałam się o siebie. Ale tu też jest trochę brudno - Wyciągnęła rękę, aby wyczyścić wskazane miejsce.
- Jak panowie tutaj wytrzymują? Straszny gorąc bucha od tych piecy…
- Jakoś sobie trza radzić - Stojący blisko niej "palacz" odpiął na oczach Elizabeth drugą szelkę, i stał przed nią z nagim, umięśnionym torsem - Wie panienka… w lecie… to my tu nawet prawie na golasa jesteśmy… - Uśmiechnął się zawadiacko.
- Przecież to już prawie lato - Zamrugała oczami i spojrzała w stronę maszynisty.
- No prawie, prawie… - Mięśniak zsunął nieco swoje spodnie w dół, pokazując Dixon swoje rejony już odrobinę pod pępkiem…
- A panience nie jest gorąco? - Powiedział maszynista ze swojego miejsca, po czym pociągnął za jakąś wajchę, a w nogi Elizabeth nagle buchnęła cieeepła para z jakiś… "rzeczy" między tymi wszystkimi pokrętłami, dźwigniami, i całymi tymi dziwacznymi urządzeniami lokomotywy.
- I to jak gorąco - Powiedziała Elizabeth machając swoją kiecką czując jak robi się tam mokra od ciepłej pary i patrząc na "rejony" młodszego z mężczyzn - W nocy to prawie nago spałam. I pan mi tak nie bucha, bo jeszcze mi się rajstopy stopią i co wtedy? - Zachichotała zalotnie.
- To trzeba przewietrzyć… panienka tu do mnie podejdzie, tu jest wiaterek przy oknie, i okienko do patrzenia do przodu, jak jedziemy - Powiedział maszynista ze swojego miejsca, gestem dłoni zapraszając Elizabeth w to miejsce… ale w sumie on pokazywał na miejsce tuż przed sobą.
- A pan? W które okienko zagląda? - Spojrzała na mięśniaka w sumie nie ruszając się z miejsca.
- Jaaa? Ja łopatą macham… ale w sumie te po prawej, te jest moje - Powiedział "palacz" kiwając głową w odpowiednim kierunku.
- Mogę spojrzeć? Pokażesz mi? - Zrobiła niewinną minę.
- No jaaasne… - Wskazał jej drogę dłonią, by szła tam pierwsza.
Elizabeth ruszyła do okna i wyjrzała przez nie widząc wyraźnie wszystko co się przed nimi zadowało. Prędkość była duża, żaden koń nie mógł się równać z tym żelaznym kolosem. Gdyby nie szybka zapewne jej włosy byłby właśnie mocno rozwiane, chociaż i teraz czuła mile kojący wiatr zza ścianki lokomotywy.

- No i tak sobie jedziemy, przez prerię… i tu możesz patrzeć… - Mięśniak stał za nią, dosyć bliziutko - A te wszystkie wajchy, i pokrętła, to do obsługi lokomotywy, ale lepiej się tym nie baw, bo jeszcze się coś stanie…
- Fajne te wajchu tutaj macie - Odpowiedziała Dixon pochylając się lekko do przodu i położyła na jedną z nich swoją rękę.
- A tu jest coś fajnego - Wskazał palcem na sznurek pod sufitem - Pociągnij - Powiedział do Elizabeth... i położył swoją lewą dłoń na jej biodrze.
- Tutaj? - Powiedziała prostując się. Gdy "palacz" mruknął potwierdzająco, wyciągnęła rękę do góry i pociągnęła wskazany sznurek. A lokomotywa wtedy zrobiła swoje "tuuuut", gwizdając. Na prawym biodrze Elizabeth z kolei znalazła się druga łapa mężczyzny, a on sam nieco się do niej zbliżył, przylegając swoim ciałem do jej ciała. Wyraźnie wyczuła jego nagi tors na swoich plecach… oraz twardość w jego spodniach, na swojej pupie.

Dixon pociągnęła jeszcze dwa razy za sznurek, za pierwszym razem bardzo szybko, a za drugim razem przytrzymała go na dłużej robiąc "tut tuuuuut". Swoją wolną rękę położyła na dłoni mężczyzny, która znajdowała się na jej biodrze, a także zakręciła lekko swoim tyłem. Jego usta musnęły po chwili nagie ramię Elizabeth, a lewa dłoń, ze spoczywającą na niej dłonią dziewczyny, pogładziła bioderko… prawa zaś, prawa prześlizgnęła się na brzuszek Dixon. "Palacz" mruknął tonem zadowolenia.

Ognista odwróciła głowę do tyłu, w stronę mięśniaka w poszukiwaniu jego ust. Opadająca ręką z góry trafiła na krótko przystrzyżone włosy mężczyzny. Dziewczyna żałowała, że nie są one dłuższe, aby mogła za nie złapać i przyciągnąć, jednak na tyle ile było to możliwe, przesunęła jego głowę w stronę swoich warg. Zrozumiał od razu, i pocałował ją szybko i dziko, a jego prawa dłoń przesunęła się od razu w górę, i chwycił ją porządnie za pierś.

Dixon zamruczała, gdy mężczyzna stanowczo się nią zajął. Lubiła takich, w przeciwieństwie do facetów, którzy zabierali się pół dnia, aby rozwiązać chociażby sznurówkę. Swoje dłonie skierowała na swój brzuch, gdzie po omacku zaczęła odpinać klamry spinające jej gorset, za to jej język wędrował w jego ustach, co wywołało kolejny pomruk zadowolenia "palacza". Dłoń na piersi dziewczyny zaczęła ją ugniatać, a drugą wyślizgnął spod dłoni Elizabeth i… złapał ją za gardło. Przyciągnął minimalnie bardziej jej twarz do swojej tym bardzo męskim, i stanowczym chwytem. Dziewczyna odpowiedziała mu nadgryzieniem jego dolnej wargi, którą po chwili puściła i ponownie wczepiła swoje usta w jego, wirując językiem w ich wnętrzu.

Gdy Dixon uporała się z odpinaniem klamer, które głośno brzdeknęły uderzając o metalową podłogę, jedna jej ręka szybko powędrowała pod dłoń mężczyzny znajdującą się na jej piersi i sprawnym ruchem palca ściągnęła materiał koszuli odsłaniając tym swoją nagą pierś. Następnie złapała wierzch dłoni mężczyzny i mocno przycisnęła ją razem ze swoją do nagiej skóry, na której "palacz" mógł wyczuć duży i twardy już sutek.

A maszynista udawał, że nie patrzy, prowadząc niby nic lokomotywę…

- Nie wytrzymam - Mruknął "palacz" i oderwał usta od ust Elizabeth, i od niej swoje łapy, po czym okręcił nią, wokół siebie, chwytając na chwilę za biodra, unosząc! Miał krzepę… efektem tego zabiegu, teraz Dixon była, gdzie on przed chwilą, a mięśniak przed nią, i byli już twarzą w twarz. Elizabeth zaś nawet pół stała, pół opierała się o zajmowane przez niego wcześniej miejsce. Facet ciężko dyszał, napalony niczym lokomotywa, w której przebywali. Położył znowu obie swoje łapy na jej biodrach…

- Ależ proszę pana - Odpowiedziała zawadiacko i z zawadiackim uśmieszkiem na twarzy mając lekko otwarte usta - Czy to przez ten gorąc pan tak sapie? - Nie pozwoliła mu jednak odpowiedzieć. Złapała go oburącz za kark i mocno pociągnęła go do siebie tak, że jego twarz wylądowała na jej piersi.
- Jest tu tak gorąco, trzeba zrobić przewiew - Dodała udając damę i jedną rękę skierowała na swój gorset, rozwiązując jego sznureczki. On w tym czasie zaczął zachłannie całować i lizać jedyną odsłoniętą pierś Elizabeth… a swoimi dłońmi próbował jej nerwowo rozpiąć pas z rewolwerami.

- Spokojnie kowboju, mamy dwie godziny, nikt ci mnie nie zabierze - Zaśmiała się głośno Dixon. Jej ręka sprawnie rozwiązywała sznurek i po chwili gorset był luźny, jednak pas od broni powstrzymywał go przed upadkiem. Elizabeth uwolniła także drugą pierś, aby i ta zaczerpnęła świeżego powietrza.
- Piękne… - Chrypnął "palacz" i zmienił obiekt pieszczot, teraz zajmując się drugą piersią, całując ją i liżąc…
Prawą nogę zarzuciła na tył mężczyzny i objęła go udem. Mając wolne ręce wbiła dość długie i ostre pazury w umięśnione plecy mężczyzny poniżej linii łopatek, przeciągając nimi aż do karku.
- Osz ty… - Warknął nagle mięśniak, po tym jak przeszły go dreszcze po takim potraktowaniu pleców. Spojrzał w twarz Elizabeth z błyskiem w oczach, wymieszania podniecenia, zaskoczenia, ale i.. złości? I w końcu również udało mu się rozpiąć ten przeklęty pas, który trzasnął pod ciężarem broni na podłogę, a i przy okazji z Dixon wprost spadł gorset…
- Niegrzeczna - Mruknął, i złapał ją jedną dłonią za kark, a drugą za gardło. Silnie, zdecydowanie, trochę i dziko. I tak ją trochę unieruchamiając, pocałował znowu namiętnie, tym razem on jej wpychając język w usta, a ona pozwoliła mu penetrować swoje usta, z chęcią przyjmując jego język, który oplatała swoim.

Jej ręce były wolne. Wykorzystała więc ten fakt podniecona dzikim działaniem młodego mężczyzny i jedną z nich położyła na jego torsie, badając jego umięśnione ciało, a drugie włożyła pod luźne spodnie, kierując rękę w stronę jego krocza… i szybko trafiła na naprawdę dużą, nabrzmiałą męskość. Po chwili zaś wprost poczuła, jak pulsuje w jej dłoni. "Palacz" zamruczał z zadowoleniem, gdy go tam dotyka. Aż na chwilę nawet przymknął oczy.
- Wydaje mi się, że znalazłam jeszcze jedną wajchę - Zachichotała Elizabeth poruszając ręką po jego męskości, którą najwyraźniej on sam jakoś wcześniej już wysunął ze swoich slipek w spodniach… lub sama się wysunęła, gdy się podniecił?
- Jest cała twoja - Wychrypiał mięśniak, i złapał za nogę, którą go oplatała, po czym zaczął sunąć dłonią w kierunku uda dziewczyny, wnikając pod jej sukienkę.
- A mówiłeś, że nie wolno ich dotykać… a ja dotykam. Chyba naprawdę jestem niegrzeczna. Nie uważasz, że zasłużyłam na klapsa? - Elizabeth przegryzła własną wargę, czując jak jego silna ręką wędruje do góry. Zamknęła też oczy i odchyliła głowę do tyłu. Swoją dłoń mocno zacisnęła na jego męskości i mocno przyspieszyła jej ruchy.
- Tą… możesz dotykać… - Wysapał "Palacz" i jedną ręką ściągnął w dół swoje spodnie i slipki, które opadły mu na buty. Drugą zaś dotarł pod spódnicą w końcu po nieco uniesionej nodze do tyłka Elizabeth, gdzie zaczął go macać, razem z jej kobiecością, którą pocierał swoimi paluchami. Dixon zamruczała przeciągle do ucha mięśniaka i jeszcze mocniej przegryzła swoją wargę. Pozwoliła chwilę się tam dotykać, jednocześnie nie przerywając swoich działań między nogami mężczyzny.

W końcu opuściła szybko nogę, odepchnęła stanowczo mężczyznę i opierając się o jego tors ściągnęła buty, zahaczając pięta o pięte, a następnie padła na kolana. Objęła silnie jego męskość u samej nasady prawą dłonią, a resztę bez zbędnych ceregieli włożyła sobie głęboko w usta wchodząc w rytmiczny ruch głowy, kiedy jej wolna ręka spoczęła na jego cohones, umiejętnie je ugniatając. Wzrok skierowała do góry, na oczy "palacza", wiedząc jak to kręci mężczyzn.

Wybałuszył oczy, i najwyraźniej się baardzo zdziwił na takie postępowanie dziewczyny(zresztą maszynista również), ale po chwili i przeciągle zajęczał, tak mu było dobrze. Może nawet zbyt dobrze.
- Zaraz… trysnę!! - Wydusił nagle z siebie.

Elizabeth poruszała chwilę jeszcze głową i nagle przerwała i szybko wstała. Uśmiechnęła się zalotnie. Bardzo powoli ominęła mężczyznę i podeszła do okienka. Stojąc tyłem do mężczyzny, wypięła się lekko w jego stronę, podwinęła w górę spódnicę, i włożyła kciuki po bokach swoich rajstop, również bardzo powoli ściągając je w dół, kręcąc przy tym tyłkiem.

- Fajna dupcia… - Powiedział mięśniak, po czym do niej podszedł, stając za Elizabeth. Lekko popchnął jej plecy, by się pochyliła… usłyszała, jak pluje sobie na dłoń, a potem ją nawilża ową dłonią między nogami… i po chwili w nią wszedł. Tak stanowczo, jednym pchnięciem, głęboko. Był duży, był twardy. Jęknęła - z rozkoszy, znów przegryzła wargę i zamruczała.
A on złapał ją mocno za biodra, po czym zaczął dosyć szybkim tempem się w niej poruszać, głośno przy tym jęcząc.
Elizabeth wypięła się jeszcze mocniej przywarła do okienka policzkiem, a także ręką o ścianę lokomotywy, łapiąc tam oparcie, przy okazji spoglądając na maszynistę.

Ten siedział, gdzie siedział, z uśmiechem na gębie… zabawiając się samemu ręką. Puściła do niego zalotnie oczko oraz wysłała całusa, całkowicie oddając się mężczyźnie, który brał ją jak zwierzę.
- Tylko wyjdź na czas - Rzuciła do "palacza" między stęknięciami. Tę rękę, którą nie opierała się o ścianę, włożyła sobie między nogi, na swoją kobiecość, pomagając sobie w już i tak miłych doznaniach.
"Palacz" przyspieszył, zaczął już głośno jęczeć… i nagle się w nią spuścił, w momencie kiedy i jej było już bardzo przyjemnie. Trzymał Elizabeth mocno za biodra, i napierał na nią, pompując w jej wnętrze, wśród swoich przeciągłych jęków…

Dixon czując ciepły płyn między nogami, raz próbowała się szarpnąć, jednak przy swojej pozycji, bez noża, ani broni zdała sobie sprawę, że nie ma zbytnich szans na uwolnienie się z mocnego uścisku mężczyzny, a po prawdzie to i tak było już za późno, aby uratować się od czegokolwiek. Z drugiej strony jeszcze mocniej podniecała ją agresywność mężczyzny, więc postanowiła oddać się rozkoszy do końca, a już po po wszystkich zrugać za to faceta. Także po chwili do akompaniamentu dźwięków wydawanych przez "palacza" dołączyły dźwięki wydawane przez Elizabeth, która przegryzała swoją wargę, prawie do krwi.

Mięśniak wyszedł z niej jednak po kilku podrygach i powolnych ruchach, ale dociskał jej plecy między łopatkami dłonią, więc Elizabeth, tak trwała wypięta nieco, przygnieciona do szybki lokomotywy, z drżącymi nogami… po których ściekało nasienie. Sama była blisko, bardzo blisko, jednak spełnienie nie nadeszło… A wtedy ponownie weszła w nią nabrzmiała męskość, łapska znowu spoczęły na biodrach, i znowu była mocno brana.

Zadowolona kobieta wypięła się jeszcze mocniej, zachęcając obecnego kochanka do zabawy, bo już myślała, że to jest koniec i nie uda jej się osiągnąć tego, czego oczekiwała. Oparła obie dłonie przed sobą na ścianie i odepchnęła się, aby odciągnąć twarz od szyby, która lekko już pobolewała od nacisku, a gdy jej się tu udało, odwróciła głowę w tył, aby spojrzeć na posuwającego ją "palacza". Nic bardziej mylnego.

Brał ją maszynista.

A palacz stał obok, głupio się uśmiechając.
- Dla takiej panienki, to i druga wajcha! - Powiedział maszynista, też szczerząc zęby, i nie przerywał. A mimo, iż wyraźnie wyczuwalnie, nie miał tak dużego jak poprzednik, nadrabiał to jednak grubością.

Dziewczyna miała mieszane uczucia. Wcześniej celowo olewała maszynistę i dawała znaki, że woli zabawić się z jego kolegą, a nie z nim. Nie pociągał jej tak bardzo ani wiekiem, ani wyglądem, nie to co młody mięśniak. Jednak niedokończone sprawy tego młodszego, których tak bardzo potrzebowała, teraz mógł dokończyć ten starszy.

Po kilku jego pchnięciach stwierdziła w myślach, że mu się odda, jednak nie tak jak on tego chce, a na swoich zasadach. Tym razem wolała mieć większą władzę nad swoim orgazmem.

Gdy mężczyzna wysuwał się z niej, Elizabeth wykorzystała ten moment i sprawiła, że wyszedł całkiem. Szybko obróciła się do niego przodem i nieświadomego pchnęła do tyłu, tak że musiał usiąść na stojącym za nim siedzisku, a ona za nim, okrakiem siadła na jego przyrodzeniu nadziewając się na niego.

Złapała mężczyznę za kark i wcisnęła jego twarz w swoje piersi. Nie zamierzała go całować. Jej biodra od razu przeszły w rytmiczne ruchy przód-tył, a do uszu obecnych wrócił dzwięk kobiecych jęków.

- Radzę nie popełniać błędu co kolega z tryskaniem - Wysypała kobieta groźnym tonem do ucha maszynisty.
- Yes Ma'am… - Mruknął facet, z twarzą w jej cyckach, po czym złapał ją za pośladki, pomagając i nieco jej na sobie podskakiwać.

A "palacz" uśmiechnął się do Elizabeth, po czym podciągnął spodnie w górę, i usiadł na drugim stanowisku, przyglądając się im, i popijając wodę.

Elizabeth otrzymując pomoc mężczyzny w ich rozkosznej pozycji, przyspieszyła ruchy nadziewania się na jego męskość. Momentalnie poczuła różnicę, a jej moment szczytowy nieubłaganie zbliżał się ku zenitu. Aby delikatnie stłumić swoje krzyki, które de facto i tak były zagłuszanie przez dźwięk jadącej lokomotywy, delikatnie wbiła swoje zęby w bark maszynisty.
- Ochhhhh! Panienko!! Zaraz trysnęęę! - Zajęczał maszynista, gdy sama Elizabeth, była tuż tuż spełnienia.
- Wy se jaja robicie?! - Powiedziała Dixon z wyrzutem, jednocześnie zwalniając ruchy bioder prawie do pozycji zastanej - Dwóch rosłych mężczyzn nie zadowoli jednej kobiety? Nie przetrzymasz? - Zapytała maszynisty, jednocześnie kładąc rękę na swoją kobiecość, aby jej napięcie nie spadło.
- Czekaj chwilę… uch… - Maszynista zamknął oczy, i głęboko odetchnął. Raz, drugi, trzeci - Dobra. To dalej…
- Jeszcze chwilę staruszku, wytrzymaj - Wysapała Ognista ponownie szybciej poruszając się na kolanach mężczyzny, jednak nie zdjęła ręki ze swojego najczulszego miejsca, ciągle ruszając palcami w taki sposób jaki najbardziej lubi. Nie pozostawiła całych nadziei w tym, czy facet wytrwa… i po kilku chwilach przyszło w końcu spełnienie, i porwało na moment ze sobą Dixon. Daleko w inny świat, ku rozkoszy, z dala od otaczającego ją świata.
- Już! Już!! - Zaczynał do niej docierać głos maszynisty.

Co prawda Elizabeth już była u szczytu, ale z chęcią przedłużyłaby te rozkosze, niestety głos maszynisty przywoływał ją do rzeczywistości. Podniosła się do góry, prostując nogi, a poruszającą rękę włożyła głębiej, aby zastąpić grubą męskość mężczyzny, swoimi palcami. Jednocześnie oparła głowę o ramię faceta, aby złapać choć trochę oparcia, gdyż nogi mocno się już pod nią trzęsły. Trysnął zanim zdążyła go nawet dotknąć… ochlapując ją od spodu, oraz jej palce, no i również nieco sukienkę od wewnętrznej strony. Sam maszynista z kolei zrobił głupią, "rybią" minę, gdy dochodził tak w podrygach, cicho stękając.

Dixon jeszcze chwilę poruszała ręką między swoimi udami i podrygiwała w kolejnych skurczach przyjemności, a gdy czuła, że siły już ją nieco opuszczają, a spełnienie uchodzi gdzieś dalej, przerwała swoje czynności, oderwała się od mężczyzny i zrobiła kilka kroków w tył, aby oprzeć się o znajdującą się za nią ścianę, przy której i tak nie utrzymała się zbyt długo, więc siadła na ziemi w sporym rozkroku, pokazując całemu światu co ma między nogami, dysząc przy tym bardzo głośno. Zniesmaczony takimi widokami maszynista, wstał i się oddalił…
- Złaź z mojego miejsca - Warknął do "palacza", zajmując swoje stanowisko w lokomotywie, a sam mięśniak pojawił się przy Elizabeth, i podał jej butelkę wody.
- Ciśnienie spada, za mało ognia - Burknął starszy facet.

- Dziękuje - Odpowiedziała Dixon sięgając po butelkę - Chociaż najpierw powinnam cię opierdolić! Jak wyjdzie bachor to co? Weźmiesz go? - Spytała ironicznie i napiła się wody.
- A tam kurwa pierdolisz… - Powiedział mięśniak, po czym chwycił za łopatę, otworzył nią właz lokomotywy, z którego buchnęło gorąco, po czym zaczął przerzucać węgiel z wagoniku za lokomotywą, do pieca samej lokomotywy… spojrzał na Elizabeth jeszcze raz czy dwa, uśmiechając się.
- Pierdolę? - Warknęła Ognista wstając i podchodząc do kranika z wodą, aby obyć swoje ciało - Nie dość, że zrobiłam dobrze, ba nawet bardzo… niektórych rzeczy to i w burdelu byś nie zaznał, to nie… musiał jeszcze więcej, bo za mało. Zdajesz sobie sprawę, że takie środki, aby pozbyć się "problemu" - Dixon specjalnie zaznaczyła mocniej te słowo - Nie są takie tanie? Drugi z panów potrafił się pohamować, prawda? - Zwróciła się do maszynisty szukając u niego poparcia. Ten jednak jedynie wzruszył ramionami, po czym nawet na nich nie patrzył, gapiąc się przez okienko lokomotywy do przodu, w kierunku jazdy…

Mięśniak nagle pierdolnął łopatą na podłogę. Bardzo, bardzo blisko bosych stóp Elizabeth, rzucił swoim narzędziem pracy, po czym spojrzał na kobietę marszcząc brwi. I podszedł do niej, cały wyraźnie "nabuzowany", a ona serio się na chwilę wystraszyła rosłego chłopa z podejrzaną miną, do niej podchodzącego… który nagle złapał ją za kark.
- Przepraszam. I dziękuję. Naprawdę - I przyciągnął ją mocnym chwytem za kark do siebie, i pocałował w usta, tak delikatnie, jak się nie spodziewała. Dixon nie zaznając zbyt często takich czułości, objęła go z chęcią i odwzajemniła czuły pocałunek.

Po chwili jednak od niej odstąpił. Wskazał na swoje siedzisko w lokomotywie.
- Tam jest kurtka, jak chcesz… tu masz kurek, poleci woda. Tu w miarę czysta szmatka… - Podniósł łopatę - Ja potrzebuję chwilę, ty pewnie też - Uśmiechnął się do niej nawet miło, po czym zajął się swoją robotą.

Ognista skorzystała ze szmatki, a także i wody, a gdy już była czysta, przynajmniej w miarę, nałożyła spowrotem na siebie swoje ubrania, a także pasy z bronią. Po wszystkim usiadła na wcześniej wskazane siedzisko, ale kurtki nie założyła i tak było już jej gorąco. Wyglądała przez okienko, podziwiając krajobrazy. Mięśniak z kolei w końcu przestał machać łopatą. Odstawił ją, po czym zbliżył się do Elizabeth.
- Chcesz? - Spytał, i podał jej napoczętą już flaszkę whisky. Wyciagnął również zawiniątko, w którym było nieco chleba, sera, i jeden pomidor. Podsunął wszystko pod nos Elizabeth, i pogładził ją dłonią po głowie.
- Jesteś naprawdę niezwykłą kobietą - Powiedział.
- Dziękuję - Odpowiedziała sięgając po whisky, z którego łyknęła kilka łyków, po czym skrzywiła się i otarła usta rękawem - Tak? A co we mnie takiego niezwykłego? - Zaśmiała się dziewczyna.
- Jeszcze nie spotkałem takiej… uhhh… takiej… no takiej gorącej jak ty, no - Powiedział "palacz", lekko się uśmiechając.
- I zapewne szybko nie spotkasz - Odwzajemniła uśmiech i sięgnęła po kawałek sera oraz pomidor, którego ugryzła, a jego soki ściekły jej po brodzie.

~

Godzinę jazdy później "palacz" znowu wlepił w nią wzrok na nieco dłużej… a gdy Elizabeth to zauważyła, facet do niej podszedł, stając obok. Położył powoli dłoń na jej pierś.
- Chcesz jeszcze raz? - Spytał z uśmiechem.
- To zależy - Odpowiedziała dziewczyna z zalotnym uśmiechem - Czy tym razem też masz zamiar mnie oszukać?
- Dawno nie byłem z babą, no to… - Nie dokończył, i lekko ścisnął jej cycuszka - Zrobię jak będziesz chciała.
- No to weź mnie… tak dziko jak poprzednio… ale nie skończ za szybko - Złapała go za przyrodzenie, a ten rozdziawił radośnie gębę.

Maszynista w ich kolejne figle się już nie wtrącał(czyżby nie miał ochoty na kolejny czas, po takiej krótkiej przerwie… albo nie był w stanie?). Mięśniak z kolei słuchał się już Elizabeth bardzo grzecznie, wykonując jej polecenia, i dziewczynie było już o wiele lepiej… a gdy jej ponownie udało się szczytować, uznała że mężczyzna zasłużył na nagrodę za swe starania i ponownie zaskakując go, dokończyła sprawę ustami, jednak sam finisz wylądował na jej piersiach. A później sytuacja się powtórzyła - szybkie przemycie się, ubieranie, i odpoczynek.

Tuż przed zejściem na ziemię, zanim pociąg zatrzymał się na kolejnym przystanku, Elizabeth dała mężczyźnie niejednoznacznie znać, że podróż jeszcze przed nimi długa, a ona jedzie w wagonie towarowym numer dwa, więc jak ma ochotę jeszcze ją odwiedzić, to wie gdzie szukać.
 
Elenorsar jest offline