17-04-2022, 13:13
|
#271 |
|
Dobry humor Bertranda nieco przygasł pod wpływem ogólnego ponurego nastroju, który zdawał się przepełniać obozowisko wraz z nadciągającym zmrokiem. Bretoński kawaler odkopał ze swoich bagaży jedną z ostatnich butelek wina które zebrał ze sobą w podróż i postanowił podzielić się ze swoim oddziałem na poprawę morale.
Opowiedział o zwycięskiej walce z tym demonem broniącym kwiatów lotosu.
- Jak widzicie, nie ma tutaj takiej maszkary której by się nie imała nasza broń! - stwierdził. Nawet potworne jaszczury nie dały nam rady, więc nie ma co się obawiać jakiś duchów i nieumarłych, oni są groźni tylko dla tych którzy dadzą się pokonać lękowi.
- No, nasz dowódca już się wdał w łaski Amazonek, to teraz może nasza kolej by im zaimponować odwagą - odparł w swoim żartobliwym stylu Emilio, zastępca Bertranda, który doceniał jego zdolność do podnoszenia towarzyszy na duchu.
Spojrzał na zbliżający się zachód słońca, zadowolony z decyzji Isabelli, by pozostać w namiocie dowódców. Wystarczyło już, że wystawiła się na niebezpieczeństwo wyruszając z nim na wyprawę do piramidy.
- Panowie, koniec z winem, niedługo nasza warta.
***********************************
Kiedy podniósł się alarm, że wróg nadciągnął znad rzeki i zaskoczył obrońców obozu, Bretończyk przeklął pod nosem, że nikt z nich tego nie przewidział. Ale teraz trzeba było działać, na szczęście on i jego ludzie, choć zbladli, to zachowali zimną krew.
- Dalej, do boju żołnierze, ratować obóz! Te umarlaki ledwo trzymają się na nogach, jak nie damy się grozie to nam nie sprostają! Zobaczcie jak dzielnie stawają gwardziści, wspomóżmy ich!
- Sabatini, niech twój oddział stanie na tyłach gwardzistów z lewej a ja z prawej, damy im wsparcie strzeleckie! - zawołał do Tileańskiego porucznika.
Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 17-04-2022 o 13:16.
|
| |