Lochy... i to czeka ludzi walczących w imię dobra? zapytała samą siebie i obejrzała się po obleśnym lochu. Nie mogła znieść goryczy bezradności gdy usłyszała odgłosy walki na zewnątrz. Nagle drzwi otworzyły się i ujrzała czarnego wilkołaka. Był on niski, więc trochę się zdziwiła, bo pamiętała potężne bestie z tamtej nocy. Jej ciało zesztywniało. Mogła tylko patrzeć jak to coś zbliżało się i gryzło ją w szyję. Jak... śmiesz... zaklęła w myślach i straciła przytomność.
Gdy się obudziła leżała w pomieszczeniu o drewnianych ścianach w czystym, wygodnym łóżku, z zieloną pościelą. Dopiero teraz zauważyła, że oprócz niej jest w pokoju jeszcze Jaegar. Usiadła, a jej wzrok skupił się na zielonej chuście. Był na niej księżyc, który nie wiedząc czemu, intrygował ją i ciągnął do siebie. Wstała i podeszła do niego, by mu się lepiej przyjrzeć. Miękki dywan miło grzał w bose nogi. Zauważyła, że na stole znajdującym się obok, stały dwa puchary z czerwoną cieczą. Podeszła i ujęła kielich w dłoni. Był przyjemnie zimny. Co to? Krew? pomyślała. Wiedziała, że musi dać upust pragnieniu. Spojrzała na Jaegara. Podniosła kielich.
- Twoje zdrowie - powiedziała, przykładając kielich do ust. |