Elizabeth zauważyła niezadowolenie Melody, tym co ona sama zauważyła, co wydarzyło się w lokomotywie z dachu wagonu. Postanowiła podejść do niej i zapytać się o co jej chodzi.
- Hej, możemy porozmawiać? - Zapytała próbując odejść gdzieś w bok i mówić jak najmilej.
- No ok… - Dziewczyna wzruszyła ramionkami, spoglądając jedynie przelotnie w twarz Dixon.
- Coś jest nie tak? - Zapytała próbując spojrzeć jej w oczy.
- Nie no… - Skłamała Melody, unikając kontaktu wzrokowego.
- Hej, ja też jestem kobietą, wiem jak to działa. Mów o co chodzi - Tym razem powiedziała minimalnie zirytowana.
- Nic. Po prostu byłam zdziwiona, tym co widziałam. Że ty tak… no… że tak… umiesz… że tak zrobiłaś - Powiedziała Melody.
- Chyba nie rozumiem… jesteś na mnie zła, że jeśli miałam ochotę, to zrobiłam sobie dobrze? - Tym razem była zdziwiona.
- Że z kimś, kogo ledwie tylko 5 minut znasz, no - Burknęła Melody.
- Trzeba brać od życia to, co ci daje. Życie dało mi chętnego mięśniaka, to go wzięłam. Jakbym miała czekać z przyjemnościami na lepsze zapoznanie, miałabym znikome szanse na nie. Już ci wspominałam, że kontakt z ludźmi to nie jest moja mocna strona.
- Ty nic nie rozumiesz… - Powiedziała bardzo cicho, i z rezygnacją w tonie Melody, kręcąc głową. Po chwili zaś, odezwała się niby nic, szczerząc durnie - Tak! Masz rację! Z życia trzeba korzystać! Hahaha! Ha-ha… - I poszła sobie gdzieś w cholerę.
Dixon nie skomentowała zachowania, bo nawet nie wiedziała jak to skomentować. Odwróciła się na pięcie i skierowała w stronę Johna, bo miała do niego pewną sprawę.
~
- John! - Krzyknęła Elizabeth do doktora, mając nadzieję, że ten usłyszy i podejdzie do niej, jak pokaże mu ręką znak, aby to zrobił.
Wołanie było słychać z daleka, a gest był na tyle jednoznaczny, że trudno byłoby go nie zrozumieć.
- Coś się stało? - spytał John.
- Nic strasznego. Po prostu chciałam na osobności. Nie będę też kręciła. Z czego mówiła Melody, dokładnie widzieliście co… robiłam - Elizabeth mimo pewności w głosie trochę się zaczerwieniła - Jesteś lekarzem, a w trakcie tego co widziałeś… nazwijmy to, zdarzył się wypadek. Możesz przyrządzić mi środki, które temu zapobiegną?
John przez moment przyglądał się Elizabeth, po czym pokręcił głową.
- Są pewne zioła - powiedział - ale je ich ze sobą nie mam. Z tym, że w miarę łatwo znaleźć na przykład rutę... Trzeba mieć tylko trochę czasu, by ją znaleźć.
- Niedobrze… nie mamy zbytnio czasu, a w tych terenach pewnie też nie byłoby łatwo na nią trafić - Skomentowała Dixon neutralnym głosem - Mogę liczyć, że jak dojedziemy do cywilizacji, to załatwisz takie ziółka? Koszta oczywiście pokryję.
- Jeśli będą do dostania, to je załatwię - odpowiedział. - Co prawda czasami stosuje się jeszcze irygacja - dodał - ale tego bym aż tak nie polecał.
- Aż tak bardzo to chyba na obecną chwilę nie jestem zdesperowana - Zaśmiała się Dixon - Nawet nie mamy pewności, czy coś z tego będzie, ale lepiej dmuchać na zimne. Zmieniając temat. Co myślisz o tym co powiedział Arthur?
- Że nie powinniśmy nic robić, tylko cierpliwie czekać? - upewnił się. - Ma rację. Poczekamy i zobaczymy, co dalej. Każde inne wyjście jest gorsze. Może się okaże, że ktoś będzie musiał zastąpić konduktora - dodał. - Bo nie bardzo wierzę w to, że uda się, jak to powiedział Arthur, "zmotywować osoby decyzyjne". Może gdyby dostał w łapę, to by zadziałało.
- Nic nie robienie, to też nie jest najlepsze wyjście - Elizabeth zrobiła niezadowoloną minę - Jakbyście zapomnieli na niektórych z nas są listy gończe, a szeryf z pewnością zainteresuje się naszymi osobami. Ja może jeszcze jako tako mogę się ukryć, nie byłam widoczna przez pasażerów tak jak James, jednak przez pracowników kolei to już bardzo dokładnie - Dixon zamyśliła się chwilę, a później dodała.
- Dobra, dzięki za pomoc, muszę spróbować załatwić jeszcze kilka spraw, może uda mi się też gdzieś tu umyć… - Odkręciła się i poszła.
~
- Hej - Zawołała wesoło Dixon do "palacza" widząc jak ten uzupełnia zapasy wody w lokomotywie - Wiesz może, czy gdzieś tutaj można się umyć? Spójrz na mnie… - Pokazała wymownie na swoje ciało i ubrania.
On zaś, wraz z jakimś pracownikiem stacji, spojrzeli najpierw na Elizabeth, a potem na wodną wieżę, którą właśnie obsługiwali, i obaj się głupio uśmiechnęli.
- No co? - Spytała otwierając na nich oczy.
- Wodę tu mamy - Powiedział "palacz" szczerząc zęby.
- No i co? Przecież nie rozbiorę się tu przy wszystkich na peronie - Pokazała Dixon na poruszających się wokół ludzi.
- A po co się rozbierać? Jedno "chluuu" z góry, i ty czysta, i ubranie czyste, hehehe - Wyjaśnił mięśniak, a zaśmiali się obaj.
- Na pewno… - Zamruczała niezadowolona dziewczyna - Nie no chłopaki, serio pytam. Nie ma innych możliwości?
- Oj już dobrze, dobrze - "Palacz" uśmiechnął się tym razem nawet miło do Dixon - Nie wiem, czy coś jest na stacji…? - Spojrzał na pracownika, a ten pokręcił przecząco głową.
- My tylko mamy balię… - Dodał zagadnięty.
- A mogę z niej skorzystać? - Zatrzepotała rzęsami Dixon.
- Balia jest teraz w użyciu. My w niej mamy… ryby. Serio panienko. Żeby świeże były, żywe. Dopiero jak zjemy, a zjemy je dziś wieczorem, gdy pani Martha je przyrządzi - Wyjaśnił pracownik stacji, a "palacz" cicho się z tego śmiał.
- Fuj… jeść ryby to co innego, ale na pewno nie chce się z nimi kąpać… - Elizabeth zrobiła skrzywioną minę - To ja chyba jednak odpuszczę, aż tak bardzo brudna nie jestem - Zachichotała Ognista.
- Jak nie macie nic przeciwko, to postoję i popatrzę jak napinacie mięśnie przy pracy, i tak nie mam nic do roboty - Zaśmiała się jeszcze głośniej, a oni po chwili też.