Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2022, 07:06   #550
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Wiosenne Przesilenie; wieczór; karczma “Morska bryza”


Blondynka weszła przez próg tawerny ale właściwie nie wiedziała co się spodziewała. Nie zaanonsowała się Dirkowi wiec równie dobrze moglli się minąć. A może był zajęty kimś innym albo świetował w innej tawernie. Blondynka podeszła do szynkasu i zamówiła jedno piwo a potem rozejrzała się po tawernie. Oświeciło ją że właściwie nie wie który pokój w tawernie jest Lange.

Gruby i łysiejący karczmarz przyjął jej zamówienie. Zaś zanim podał to miała okazję rozejrzeć się dookoła. Panował ścisk i gwar. Jak w dzień targowy. No a nawet bardziej bo w końcu dziś był festyn. I to nie byle jaki tylko ten co miał przynieść wiosnę. Więc było to widać i słychać, podobnie jak w dzień na ulicach. Zanim dojrzała znajomy karmin ubioru czerwonych legionistów dostrzegła całkiem interesującą osobę z jaką przez chwilę skrzyżowała przypadkowe spojrzenie. Zaś legioniści chyba świętowali tak samo jak cała reszta miasta chociaż w tym tłoku i hałasie nie mogła z tego miejsca dojrzeć czy Dirk albo w ogóle ktoś znajomy tam jest z nimi czy nie.

Znajoma osoba była jej wprawdzie nigdy oficjalnie przedstawiona i Pirora nie wiedziała czy aktor Hugo którego wykupiła z aresztu w ogóle ją pamiętał. Była inaczej ubrana i uczesana. Dodatkowo nie była pewna czy mężczyzna wiedział kto zapłacił za niego tą karę albo czy go w ogóle obchodziło. No ale byli tutaj, w zatłoczonej “Bryzie” a Dirka nie było w zasięgu wzroku co nie znaczy że go tu nie było, blondynka postanowiła dobrze się bawić mimo wszystko ale jeśli jej kochanek nie zdąży jej znaleźć do pewnej godziny to będzie musiała wrócić do swojej tawerny na noc.

Widocznie poznał. I musiał wiedzieć z kim ma do czynienia. Bo bez wahania ruszył pomiędzy stołami i klientami ku blondynce stojącej samotnie przy szynkwasie. Szedł całkiem pewnie i szybko z uśmiechem wymalowanym na twarzy. Szedł z kuflem w jednej dłoni i lutnią zawieszoną na ramieniu.


http://fc00.deviantart.net/fs70/f/2011/256/7/b/7bd2a2852f43cbc7da280db4896844de-d49puok.jpg


- Ah kogóż my tu mamy? Toż to nasza zacna dobrodziejka! Ta która potrafi rozpoznać i wspierać prawdziwą sztukę i artystów i nie pozwoli aby skończyli oni marnie! Całuję rączki szanownej panienki! - przywitał się ze swadą jakby dane mu było spotkać największego mecenasa sztuki w tym mieście. Ukłonił się dworsko swoim barwnym beretem z krzykliwymi piórami po czym delikatnie ujął kobiecą dłoń aby ją ucałować w oznace owego szacunku i wdzięczności o jakim mówił. Aż się sąsiad Pirory odwrócił ku nim i przyglądał ciekawie podobnie jak gruby barman za szynkwasu.

- Ach widzę, że plotki w tym mieście roznoszą się szybciej niż zaraza. - blondynka zaśmiała się na ten wyolbrzymiony pokaz dworskiej etykiety. A także pokaz do kolejnych plotek. - Proszę tylko nie dać się złapać kolejnym razem moje dobrodziejstwo ma swoje granice. Choć tam gdzie przyszło mości artyście pokutować raczej trudno będzie o zrobienie sobie kłopotów, a przynajmniej mam taką nadzieję.

Pirora dała się ucałować w rękę I zrobiła trochę miejsca dla Hugo koło szynkwasu.

- Zrobienie kłopotów? Gdzie? W tym sierocińcu? Z naszymi miłosiernymi, ukochanymi, niosącymi miłość i ukojenie gołębicami? - Hugo dla wygody po pocałowaniu dłoni szlachcianki oparł się jednym łokciem o szynkwas tak aby swobodniej mogli ze sobą rozmawiać. I zrobił minę jakby sobie usiłował przypomnieć jak wygląda to miejsce w jakim musiał odpracować szkody moralne nakazne przez sędziego. I jeszcze upewniał się czy mówią o tym samym. I widać było, że jest urodzonym artystą i aktorem. Bo jakoś w naturalny sposób i barman zerkał na niego coraz częściej i ten żeglarz co siedział obok Pirory no i jakiś drugi obok którego stał sam artysta.

- Ależ skąd ten pomysł moja piękna? To wszystko jest jedno, wielkie nieporozumienie. Jestem ofiarą własnej niewinności i miłosierdzia. Jak przypuszczam na mieście grasuje jakiś mój sobowtór o jakim nic nie wiem. A jaki ma używanie co potem idzie na karb mojego dobrego imienia i kala moją reputację. - powiedział tak dobrodusznym i szczerym tonem, że gdyby był żebrakiem to pewnie nie chodziłby głodny ani jednego dnia. Na Pirorę patrzyła twarz poczciwca o niezbyt lotnym spojrzeniu, że tylko jakiś gruboskórny potwór mógłby się nad nim nie ulitować i nie dać wiary takim przekonaniom. Trochę z tego musiał usłyszeć i barman bo zaśmiał się cicho pod nosem po czym odszedł do innego klienta jaki go wzywał gestem. Sam artysta odprowadził go znaczącym spojrzeniem aby było wiadomo, że mu psuje narracje i skorzystał z okazji aby zatrzymać przechodzącą obok kelnerkę póki szła z pełną tacą.

- Irene no sama powiedz tej dobrodziejce. O tym huncwocie co to się bawi a potem to mnie ścigają i wsadzają do lochu. - powiedział do niej wskazując na siedzącą obok blondynkę. Irene jednak nie roześmiała się chyba tylko dlatego, że mocno zasznurowała usta. Więc wyszedł jej mocno ironiczny uśmieszek.

- Ojej, znów ci biedaku ktoś nie wierzy… - dała mu wziąć jeden, pełny kufel z tacy a ją samą postawiła na szynkwasie zaś jego pogłaskała po policzku jak starsza siostra młodszego brata który przyszedł do niej się wypłakać. - I to pewnie znowu coś przez jakaś kobietę co? - zapytała z rozbawionym współczuciem.

- No tak… Przez tą z cukierni… Znów mnie zaciągnęli do ratusza… A ja tam byłem tylko pomóc i w ogóle to całkiem przypadkiem! - uderzył się z przejęciem w pierś aby obie mu uwierzyły a on sam mógł się wreszcie komuś wyżalić.

Pirora musiała przyznać,.. Hugo był fantastyczny, miał naturalna charyzmę, czarował słowem i gestami, nic dziwnego że umiał oczarować córki, żony, kochanki, pewnie i szlachcianki.

- No, widze że opowieści o talencie aktorskim nie były przesadzone, a już się martwiłam że nie potrzebnie wyciagałam jakiegoś trzeciorzędnego aktorzynę z aresztu. A tu prosze jaka niespodzianka. Liczę, że po odbyciu kary przyjdzie pan odwdzięczyć używając waszego talentu na teatralnych deskach. - Pirora zaśmiała się doceniając jego determinację i dedykacje w utrzymaniu fasady świętoszka.

- Aaa! To ty go wyciągnęłaś z wieży? - brwi Irene podskoczyły do góry gdy widocznie skojarzyła z kim rozmawia artysta. - No to masz tu na mój osobisty koszt i z podziękowaniem od serca. No szkoda by było jakby skrócili temu hucfontowi to i owo. Zwłaszcza dla nas, kobiet. - uśmiechnęła się do Pirory dobrodusznie i zdjęła z tacy kolejny, pełny kufel stawiając go przed siedzącą blondynką.

- Oj Irene, przestań tak wmawiać naszej dobrodziejce takie niestosowne rzeczy… Jeszcze sobie pomyśli coś, że coś tam się działo w tej cukierni albo sierocińcu… Wiesz, że już pytała o ten sierociniec? - Hugo trochę spasował ale tylko trochę. Widocznie nieźle się znali z Irene i sobie mogli pozwolić na pewną poufałość między sobą. Więc zdradził jej jakby tak na żywo i na jej oczach znów padał ofiarą jakichś pomówień i złych plotek.

- O, naprawdę? To tam w cukierni nic się nie działo? - uniosła brew jakby doszły ją całkiem odmienne plotki na ten temat.

- No pewnie, że nic! - wybuchnął artysta będący ucieleśnieniem skrzywdzonej niewinności. Znów coraz więcej głów zaczęło z ciekawością kierować się w ich stronę wyczuwajac początek jakiejś dobrej opowieści.

- Szedłem sobie spokojnie ulicą nie wadząc nikomu i mając jak najszczersze chęci udać się do domu bożego aby służyć naszym wspaniałym i dobrym bogom a tu nagle słyszę takie rozpaczliwe wołanie o pomoc i to kobiety! co nie mogłem zignorować. Bo chociaż żaden ze mnie wielki pan czy rycerz no to jednak nie potrafię odmówić potrzebującym bardziej ode mnie pomocy. Zwłaszcza kobietom. - historia faktycznie zaczynała się nieźle zwłaszcza, że Hugo widocznie był gawędziarzem i bardem co się zowie więc umiał ją opowiadać tak, że z każdym zdaniem robiło się więcej i więcej słuchaczy. Cały czas malował obraz czystej i nieskalanej niewinności za którą nie było nic innego niż chęć pomocy bliźniemu w potrzebie. W tym wypadku młodej piekarzowej którą odmalował wcale apetycznie chociaż wciąż z bogobojnym tonem i miną. I wcale nie ruszało go to jak ktoś obok wybuchał śmiechem albo uderzał dłonią w stół z rozbawienia. Bo kontrast między tonem i słowem a sensem tego co Hugo opowiadał był tak olbrzymi, że musiał być albo tragiczny, szyderczy albo komiczny właśnie. Mówił tonem zawodowego kapłana czy ulicznego kaznodziei, tego dobrego człowieka który jest posłuszny prawom boskim i ludzkim, jest skromny i bogobojny. Chociaż w gruncie rzeczy właśnie opowiadał jak to wyszła jego schadzka w kuchni cukierni z piekarzową i nawet o owym stole wspomniał gdzie doszło do finału tego spotkania.

- No i właśnie wtedy wpadli ci podli drabi z halabardami. Kompletnie nie wiem kogo miasto zatrudnia teraz do tej straży. Jakieś zbiry bez krzty sumienia i zrozumienia. Wyobrażacie sobie, że w ogóle nie chcieli mnie słuchać? Ubzdurali sobie, kompletnie nie wiem dlaczego, że ja i zacna oraz bogobojna pani to mamy jakąś schadzkę w tej kuchni. - aż przerwał aby popatrzeć po całkiem już sporym tłumku tymi swoimi wielkimi oczami niesłusznie oskarżonego. Co wywołało kolejną salwę śmiechu.

- Oni mi na to, że jak niby mam ściągnięte spodnie do kostek a moja dobrodziejka leży na stole z podwiniętą spódnicą to, że niby sprawa jest oczywista. Całkowicie się z nim zgodziłem. Tylko już mnie szarpali i wlekli to im nie zdążyłem wytłumaczyć tak jak teraz wam a wcześniej temu dobrodusznemu sędziemu który był oczywiście surowy ale sprawiedliwy, że to właśnie po to tam zaszedłem. Jak mi spodnie puściły no i piękna pani zlitowała się nad moją sromotą, zaprosiła aby mogła mi zaszyć co trzeba i mógł udać się z posługą do domu bożego. No ale niefortunnie dla nas akurat jak wpadli ci drabi ja się troszkę na nią osunąłem i wylądowałem na niej a w zamieszaniu widocznie musiała się jakoś ta spódnica jej zadrzeć. - Hugo po mistrzowsku zakończył swoją przygodę z panią cukierniczką przez jaką parę dni temu wylądował przed obliczem sądu a potem w wieży. Ani na chwilę nie tracąc powagi ducha, głosu i twarzy i mówiąc tonem świątobliwego półgłówka który ma ogromny szacunek dla władzy i ich przykazań. Dostał za to owację od przygodnych słuchaczy i skłonił im się w podzięce na koniec rozkładając dłonie w geście bezradności, że to wszystko samo tak wyszło.

- No i teraz skazali mnie na ten sierociniec. Ale ja się oczywiście nie skarżę. Z pokorą znosi to co przyniesie los. - zrobił znów tą świątobliwą minę nieszkodliwego idioty jakby właśnie wracał myślami do tego sierocińca i tego co tam na niego czeka.

Podczas kiedy Hugo zabawiał ta część tawerny albo może i całą, blondynce wydawało się że chyba tylko ci skryci w pokojach byli pozbawieni tego widowiska, złapała kelnerkę Irene i spytała się cicho.

- Herr Lange z czerwonych ucztuje dzisiaj w “Bryzie”? - Mimo że Hugo mógłby być jej nagrodą pocieszenia to jednak przyszła tutaj z celem spędzenia nocy z konkretną osobą.

- Tak, tam baluje ze swoimi legionistami. - wskazała dłonią na kierunek gdzie już wcześniej Pirora dojrzała czerwone barwy przy jednym ze stołów.

- Dziekuje. - Odpowiedziała i wsunęła Irenie parę brzdęków w kieszonkę w fartuszków za informacje. - Przekażesz mu będąc w tamtych rejonach, że van Dake czeka na audiencje ?

Poczekała chwilę sącząc piwo i śmiejąc się z tej opowieści aktora. Która całkowicie wybielała jego winę jak i winę żony cukiernika. Oczywiście o ile ktoś uwierzył. Kiedy aktor zebrał brawa i uśmiechy aprobaty zarówno z uwagi na wyczyn, jak i na aktorskie i wrócił uwagą do swojego nowego mecenasa sztuki, przejęła trochę kontrolę nad tym spotkaniem.

- No cóż skoro już ustaliliśmy, że stałam się jakoby mecenasem i patronem tego talentu wydaje mi się że powinniśmy w końcu się sobie przedstawić oficjalnie. Pirora van Dake, aktualnie wasz nie tak bogaty patron sztuki z “Pod Żaglami”. Miło mi. - Szlachcianka nawet elegancko dygneła. - Wprawdzie dzisiaj nie mam dla ciebie żadnych informacji co do wydarzeń kulturalnych planowanych to liczę że twoja “pokuta” w sierocińcu uchroni cię przed kłopotami do czasu kiedy będę potrzebowała przedniego aktora.

- Oh wybacz mi o piękna pani! Tak mnie olśniła twa dobroć i uroda, że zapomniałem o dobrych manierach. Hugo jestem, nadworny bard i poeta tego pięknego miasta. Hugo Wspaniały jak tu skromnie o mnie mawiają lub Wspaniały w mowie i zręczności jak to zwykły mawiać nadobne, szlachetne i inteligentne damy którym miałem zaszczyt służyć swoją skromną sztuką. - powiedział jakoś szybko odnajdując się w nowej sytuacji. I ponownie ucałował dłoń szlachcianki jaka wybawiła go z opresji parę dni temu.

- A z tym sierocińcem obawiam, że nie rozumiem dlaczego tak panienka ciągle tam wraca z tym tematem. Przeciesz nasze czcigodne gołębice to szanowane kapłanki i matrony, gdzież by im stało w głowie jakieś niestworzone pomysły. - popatrzył na nią znów z wcieleniem niewinności bogobojnego idioty. - Bo tej jednej nowicjuszki jaką spotkałem na korytarzu gdy tak czcigodnie i z namaszczeniem szorowała podłogi aby zadowolić swoją patronkę i móc służyć potrzebującym kompletnie nie liczę. Świetnie ją rozumiem. Ja też non stop pomagam bliźnim. Wiesz, że powiedziała mi przy posiłku, że jest zdziwiona, że mnie tam przysłali bo tam nie ma żadnych mężczyzn? Ja zawsze potrafię odgadnąć kobietę w potrzebie i czuję, że młoda Izolda jest właśnie w takiej potrzebie. A ja nie potrafię odmówić potrzebującym. - wzniósł minę ku niebu a dokładniej ku zadymionym belkom sufitu aby zrobić świątobliwą minę. Chociaż jak opisywał ową nowicjuszkę przy pierwszym spotkaniu to nakreślił całkiem atrakcyjny kształt dłońmi jaki dostrzegł gdy tak pracowicie i z namaszeniem klęczała na czworakach aby zmyć podłogę.

- A swoją drogą co to za sprawa z tymi potrzebami na aktora? Bo może bym mógł coś pomóc w tej sprawie. - zainteresował się też tym wątkiem który był mu bliski także zawodowo. Po drodze minęła ich Irene i uśmiechnęła się do Pirory pokazując kciuk do góry i machając głową w stronę stołu z legionistami.

- Och widzę że próżnujesz. Co do aktorów, będą potrzebni w ilościach tuzinkowych. Szykuje się otwarcie teatru w mieście, i niestety nie mogę tutaj operować terminami jako jutro czy za miesiąc. Dopięcie interesów potrwa dłużej ale skoroś mi dłużny i język masz złoty to może zechciałbyś poszeptać tu i tam o tym? Jeszcze za wcześnie by to wykrzykiwać z dachów budynków ale mały szum w odpowiednich kręgach zwłaszcza taki wychwalający pomysł i inicjatywę będzie mile widziany i zrobi dużo dobrego. - Pirora uśmiechnęła się uroczo. - Co do twojego aktualnego zadania dla gołębic będzie mi bardzo na rękę jak między pomaganiem bliźnim jednak pouczysz dzieciaki fachu. Nic skomplikowanego tyle by wyłapać czy jest tam jakiś talent który dobrze by było pielęgnować. Myślisz że dasz sobie radę? - Szlachcianka zapytała składając sobie ręce na piersi patrząc co jej odpowie. Właściwie nie mógł jej odmówić był jej dłużny i to wiele.

- Pouczyć dzieciaki fachu? Aby zorientować się czy któreś ogarnia coś więcej niż zakładanie ciżm i portek? No chyba dam radę. A skoro tak szlachetnej panience na tym zależy to z prawdziwą przyjemnością. No i Izolda zajmuje się też tymi urwisami a mówiłem już, że obiecałem także i jej pomóc w potrzebie. - powiedział jakby był conajmniej szarmanckim rycerzem i taki drobiazg dla damy jaka wpadła mu w oko był dla niego do załatwienia od ręki.

- Rozpuszczenie wieści o teatrze to drobiazg a nawet czułbym się oszukany gdyby mnie pominięto w tej zaszczytnej roli. Zresztą słyszałem już jakieś plotki na ten temat od Nije. Nije Simonsberg, nie wiem czy jej nazwisko obiło ci się o uszy zacna panienko. Ale do tej pory nie przywiązywałem do tego zbyt wielkiej wagi no ale skoro sama dobrodziejka van Dake firmuje to swoim nazwiskiem to zabiorę się za to niezwłocznie. - obiecał solennie i widocznie półświatek artystów znał się nawzajem dość dobrze skoro jeden aktor mówił o koleżance jakby się całkiem dobrze znali.

- A jak już tak rozmawiamy bo jakoś wcześniej umknęło to mojej uwadze. To ośmielę się zapytać jeśli to nie jest oczywiście niestosowne dla panienki pytanie cóż sprowadza cię w te piękne i gościnne progi dzisiejszego pamiętnego wieczoru? - zapytał roztaczając ramieniem krąg dookoła jakby byli w najlepszym lokalu w mieście.

- Aj tak Naji, czasem przychodzi na obiady do “Pod żaglami”. Dobrze pisze i śpiewa lepiej jej nie podpadaj. I nie przesadzajmy z tym niezwłocznie, mamy festyn na pracę będzie czas i jutro. - Pirora najpierw mu odpowiedziała na nieme pytania. - Ach tutaj dzisiaj? Cóż Czerwony Legion ale o tym prosze nie plotkować a ja biecuje dalej wierzyć w tą twoją niewinność. Miłego świętowania Hugo. - Pirora uznała dyskusje za skończoną uśmiechnęła się do aktora ostatni raz i ruszyła ze swoim kuflem przez tłum do miejsca gdzie miał być Lange i Legioniści.

- Bywaj piękna i szlachetna pani, oby szczęście dzisiaj sprzyjało twoim planom jak wówczas gdy bogowie obdarzali cię mądrością i urodą. - Hugo pożegnał się nie mniej kwieciście niż przywitał po czym Averlandka musiała przejść pomiędzy stołami i gwarnym tłumem gości ku wybranemu stołowi. Właściwie był ten sam gdzie już wcześniej raz czy dwa zastała legionistów. Dzisiaj też tu byli. Rozpoznała z daleka zwalistą sylwetkę Borysa i blond czuprynę ich dowódcy. Ale to bystrooki Mathias pierwszy ją dostrzegł jak nadchodzi i trącił Dirka aby dać mu o tym znak. On się roześmiał i przyzywająco zachęcił szlachciankę aby do nich documowała. Siedziało dziś tu ich z tuzin. Wymieszani na przemian z jakimiś wesołymi dziewczynami i widać obchodzili festy serdecznie i uczciwie. Stół był zastawiony jadłem i napitkiem. Może nie tak szlachetnym jak wczoraj w dworku van Hansenów ale też można się było poczuć swojsko. No i towarzystwo obywało się bez całego dworskiego ceremoniału.

- No kogóż my tu mamy? - zaśmiał się Dirk gdy już podeszła na parę kroków od ich stołu. - Nasza kochana panna z dalekiego południa! Siadaj, kochanieńka siadaj. Tylko widzisz jesteś bez zapowiedzi to niestety będziemy musieli sobie jakoś poradzić polowymi sposobami. - poklepał swoje uda dając znać gdzie może zagrzać miejsca przy tej biesiadzie. Sądząc po błyszczących oczach, rozpiętych koszulach i zaczerwienionych policzkach to już ta biesiada musiała trochę trwać.

- Jak to bez zapowiedzi? - powiedziała z udawanym oburzeniem, witając się z znajomymi legionistami których mijała w pierwszej kolejności. - Jest festyn to powinno być oczywiste że przyjdę świętować z najbardziej rozrywkowym towarzystwie w mieście. I się nawet elegancko spóźniłam zgodnie z cała etykietą świąteczną i wszystko. - Szlachcianka usiadła na zasugerowane kolana dowódcy starając się nie wylać piwa z swojego kufelka. Prawie się udało ale Dirk tak gwałtownie i entuzjastycznie złapał ją za kibić i usadził że trochę tego trunku polało się na nich oboje.

- No i masz teraz tu tymi wylewasz napitek. - blondynka powiedziała z udawanym smutkiem i urazą uśmiechając się do dowódcy zalotnie. Trudno było powiedzieć czy wspomina ich pierwsze spotkanie czy może wraca do nocy na statku kiedy to jedna z zabaw było spijanie ze swoich nagich ciał wina lub zlizywanie innych używek. Dodatkowo zerknęła po twarzach paru ludzi którzy byli na tym wieczorze rzeczy całkowicie nieprzyzwoitych zwłaszcza zwróciła uwagę jak na nią patrzył Matias który miał najlepszy widok na to co ona i Dirk wyprawiali tego wieczoru już nie wspominając że sam dołączył do ich grupki w pewnym momencie.

No i zrobiło się jeszcze głośniej i weselej przy stole legionistów jak dołączyła do nich blondynka z dalekiego południa kraju. Część z nich już Pirora zdążyła poznać przy wcześniejszych spotkania, część dopiero teraz. Wyglądało, że w zdecydowanej większości męskie towarzystwo było właśnie legionistami z najbliższej świty ich dowódcy z którą najbardziej lubił przebywać. Legionistek było niewiele. Poza Heike jaką już wcześniej Pirora poznała to była jeszcze jakaś panna która zajmowała się papierologią w biurze. Reszta kobiet to były mniej lub bardziej stałe narzeczone, znajome i koleżanki poszczególnych legionistów. Wraz z upływającym wieczorem w górę szły kolejne kielichy i toasty, kelnerki donosiły kolejne dania a zabierały te puste. Uśmiechy, spojrzenia, dłonie i usta robiły się coraz weselsze i śmielsze. A na deser przyszły jeszcze Burgund z Łasicą dołączając do tej radosnej brygady. Widocznie już się przebrały po robocie bo wyglądały bardziej swojsko i pasująco do tej tawerny.

Godzina zrobiła się późna, ci co mogli wrócić do swoich domów byli właśnie wyganiani z tawerny na mróz, inni spali pod stołami a jeszcze inni nadal się bawili gdyż posiadali pokoje w tym konkretnym przybytku. Łasica i Burgund bardzo dobrze się bawiły wśród rozrywkowych legionistów i Pirora była pewna, że te dwa razy kiedy znikały niby w wychodku a zaraz po nim któryś z chłopaków, albo i dwóch, nietrudno było się domyśleć po co.

Co zaskoczyło Pirore to jak obie, Łasica i Burgund zrobiły się no może nie nierozłączne ale współpracujące ostatnimi czasu. A jak jeszcze obie dały się zanieść na piętro na ramionach Borysa to już wogóle wszystkich w karczmie to rozśmieszyło a silny Kislevczyk nawet dostał brawa za ten wyczyn. Mimo zwolnionych miejsc Dirk trzymał malarkę na swoich kolanach a jej samej nie było śpieszno z nich schodzić.

- To co herr Lange, znajdzie się dla mnie miejsce w ciepłym łóżku czy mam wracać po nocy do swojego? - Wyszeptała mu do ucha owiewając je ciepłym oddechem Jej dłoń już od jakiegoś czasu głaskała palcami jego kark, zdążyła już poznać jak blondyn lubił być dotykany nawet jeśli “głaskanie’ po karku nie brzmiało zbyt męsko.

- Wierzę w twoje talenty moja droga. I jestem przekonany, że miejsce w jakimś łóżku tutaj na pewno dla ciebie się znajdzie. Widziałaś jak Borys zagospodarował twoje koleżanki? A przecież one nawet nie są takimi szlachetnymi damami jak ty. - powiedział raźnym i wesołym tonem wskazując na schody prowadzące na piętro do pokojów gdzie właśnie Borys zaniósł obie śmiejące się łotrzyce. Piszczały i krzyczały z radości aż miło było posłuchać i popatrzeć. Branki jak marzenie. No i zanosiło się właśnie, że Kislevita będzie miał tam z nimi na górze niezłe branie i używanie. A tu, jeszcze na dole. Dirk widocznie nie zamierzał tanio sprzedać swojej skóry i dalej droczył się z siedzącą mu na kolanach partnerką. Chociaż wszystko wskazywało na to, że pewnie i tak skończą tą noc wspólnie.

- Tak od czasu tamtej musztry co im zafundowałes w “Mewie” powiedziałabym że dogadują się wyśmienicie, aż nie wstyd z nimi gdzieś wychodzić. Choć nadal to taka końska miłość i pewnie gdyby je wrzucić do areny błota to by było na co popatrzyć. - Wspomniała o tym pomyśle który był już raz zrealizowany. I dodała ciszej znowu trącając mu ucho swoimi ustami. - Nawet się trochę na nas obraziły że nie mogły dołączyć w tamtym terminie. Moe trzeba zrobić powtórkę? - Niektóre słowa były przerywane skubnieciami płatka ucha legionisty.

- Taakk? Tak mówisz? Same chcą? - Dirk zrewanżował się Pirorze leniwie poprawiając jej a to jakiś loczek a to brzeg dekoltu. Wydawał się być już nieźle rozgrzany całym wieczorem zabaw i kobiecą, zalotną bliskością na kolanach. Dało się poznać po głosie i spojrzeniu. Nawet jeśli nie mówił tego słowami. Teraz jednak powiedział to trochę głośniej, że Mathias i Heike co po odejściu Borysa sedzieli najbliżej posłali mu zaciekawione spojrzenia łowiąc nowy, ciekawy trop w tym flirtowaniu.

- Musimy dziewczynom zrobić kolejne zapasy w błocie. Bo inaczej się na nas obrażą. A szkoda by było nie? - blond dowódca wyjaśnił im o co szło z tym jego zdziwieniem. Jego legioniści też byli podobnie zdziwieni i rozbawieni.

- Tak? Same chcą? Tak za darmo? Nie no to nie można dopuścić aby takie dzielne i wspaniałe damy się na nas obrażały. Szkoda by było. - Mathias szybko podłapał ten temat i był gotów nieść pomoc spragnionym błota pannom w potrzebie.

- Tam na tym statku to mogło to błoto zostać po ostatnim razie. Pewnie trzeba by donieść nowe i dodać gorącej wody aby było błoto a nie grudy no ale do zrobienia. - Heike zmrużyła oczy jakby próbowała sobie uzmysłowić jaki może być aktualny stan tej błotnej areny urządzonej w zeszłym tygodniu w ładowni jednego ze statków.

- No widzisz? Chyba będziemy mogli poratować te twoje potrzebujące koleżanki. - szef legionistów pogłaskał swoją kochankę po twarzy aby przypadkiem nie zapomniała jakim sprawnym jest organizatorem no i jaki jest dla niej dobry i wspaniałomyślny.

- Och to może oprócz nich jeszcze jakieś chętne się znajdą w końcu w mieście jest tyle ciekawych kobiet. No i Burgund i Łasica mają też swoje koleżanki. - Szlachcianka podchwyciła te jego dzikie pomysły. - Aczkolwiek jestem zaskoczona że jeszcze nikt z tego statku nie robił wam jakieś awantury za dorowadzenie go to tego stanu.

- Kapitan jest moim kolegą. No i też był na widowni podczas ostatniego spotkania. - Dirk machnął ręką na znak, że to akurat to żaden problem i właściciel owego pływajacego lokalu też ma w takich spotkaniach nieco rozrywki.

- I one jeszcze mają swoje koleżanki? Też takie fajne? - Mathias wskazał palcem na sufit ale pewnie mu chodziło o obie łotrzyce co tak wesoło zniknęły z ich kolegą w jednym z pokojów na piętrze. I bynajmniej nie po to aby już iść spać.

- Ale to chodzi o zapasy w błocie. Nago. No i dla naszej widowni. To tak ciekawe koleżanki też macie? - Heike doprecyzowała jakby była zafascynowana myślą, że byłyby jakieś ochotniczki co dla wspólnej przyjemności i za darmo mogłyby zaserwować im taki pokaz. Co prawda z Łasicą i Burgund to już co nieco legioniści zdążyli się poznać przy wcześniejszych spotkaniach no ale i tak trudno było myśleć, że tak wesołych i bezpruderyjnych ślicznotek może być więcej.

- O właśnie a jakie? To może znamy? Jak znam to powiem ci czy to może być. - Mathias też podchwycił ten pomysł i trochę nie było wiadomo czy mówi bardziej do Heike czy do Pirory bo na przemian patrzył na nie obie.

- Mathias normalnie teraz to mnie ranisz jak ten gbur na którego kolanach siedzę. Czy uważasz że ja bym się zadawała z niefajnymi ludźmi? No naprawdę czuje się totalnie obrażona twoimi słowami. - Pirora faktycznie udawała obrażoną i dotknięta tą niewiarą w jej znajomości. - I powiedzmy że jeśli zabawa będzie taka jak poprzednio to nie, zapłata nie będzie potrzebna… ale jeśli będzie ich parzysta liczba to tej co pokona wszystkie należy się jakaś nagroda ale to to ja mogę zorganizować.

- To chcesz nam powiedzieć, że możesz nam zorganizować wszystkie ochotniczki? A to wiela by ich mogło być? - Dirk dalej bawił się jej uchem, szyją i włosami ale widocznie śledził dyskusję. I też chyba nie posądzał kobiety jaka siedziała mu na kolanach, że mogłaby zorganizować dziewczęta skore do tak brudnych i lubieżnych zabaw.

- No ja mogę być tą nagrodą. Mogę się zobowiązać, że będę się zajmował taką zwyzięską panną od nocy do rana. Z każdej strony i pozycji. Poświęcę się dla sprawy. - Mathiasa rozbawiła ta nadąsana mina Pirory za to posądzanie o fajne albo nie fajne znajome. Ale teraz zrobił aż tak przesadnie poważną minę, że zrobiło się to komiczne. Jakby ratował koleżanki i kolegów z trudnej opresji i podejmował się zadania jakiego nikt inny nie chciał i nie mógł podołać.

- No patrzcie dziewczyny jakiż nam się dobrodziej trafił. - zaśmiał się cicho Lange widząc te popisy kolegi. - Coś z tego co pamiętam to ostatnio mieliśmy licytację w tej sprawie. I uważam, że to dobry sposób. Kelnerki też przecież zgarniają napiwki dla siebie. To i niech dziewczyny za to tarzanie się w błocie coś z tego mają. Ale no jakaś nagroda mogłaby być. Tak dla zasady skoro to niby mają być zawody. - dowódca odezwał się do pozostałych jak widzi sprawę i widocznie nie kupił tej bajery Mathiasa jaka dawałaby mu pretekst do zgarnięcia dla siebie zwycięskiej zawodniczki. Chociaż ten się tym nie przejął bo widocznie żartowali sobie z siebie nawzajem jak zwykle.

- Ty Matias to się nadajesz co najwyżej na nagrodę pocieszenia dla przegranej. - Blondynka pokazała legioniście język który przy ostatniej imprezie bardzo umiejętnie polerował berła dowódcy i jego przyjaciela. - Cóż gladiatorzy podobno czasem dostają te ozdobne pasy to może nasze błotne panny mogą dostać bransolety. Mam jakies których nie noszę mogę podarować na ten szczytny cel.

- Poczekaj… Przyjdziesz jeszcze w łaskę i po prośbie… - Mathias udał, że się na poważnie dąsa za taki przytyk i pogroził jej palcem jak jakiś guwernant, wychowawca albo i ojciec na niegrzeczne zachowanie podopiecznej z którego jest niezadowolony.

- O, bransolety, dobry pomysł. Niech dziewczęta coś mają za fatygę i na pamiątkę. - Lange zgodził się na taki pomysł i chyba mu się spodobał.

- No ale to od Pirory. A coś od nas? Pirora coś im da w nagrodę a my? - Heike jednak nie do końca była pewna czy to by wystarczyło a przynajmniej nie chciała aby legioniści wyszli na jakichś łapserdaków.

- Zawsze możecie poczekać aż Matias je zdenerwuje i przywiązać im go do tego słupa koło “areny” i dać im bat co by mogły w końcu mu dać na co zasługuje. - Pirora znowu docieła brunetowi i niby udała że się chowa za Dirkiem po tym komentarzu. A do ucha Lange dodała. - Jak macie jakieś dodatkowe bronie to może sztylet? Jak to sa takie panny co nie mają problemu by się bić jak wściekłe szczury w błocie to pewnie dobry sztylet powinen być dobrym pomysłem.

- O. Pal i pejcz? No wiesz co Mathias? Może to dobry pomysł. Ostatnio się zrobiłeś strasznie bezczelny. - Dirk podrapał się po brodzie jakby dostrzegł zalety rozwiązania proponowanego przez blondynkę. Porucznik spojrzał na niego z głębokim wyrzutem.

- I ty też przeciwko mnie… Po tobie się nie spodziewałem… A co do czego to obiecywał mi braterstwo bo braterstwo broni, bo przelana krew, bo zrabowane kufry skarbów… A tu proszę jaka niewdzięczność po tym wszystkim… - Mathias pokręcił głową i spuścił ją na znak swojego rozczarowania i przygnębienia sromotą kolegi.

- Sztylety są dobre dla skrytobójców. A tu nie, to trzeba coś kobiecego i dla żartu. W końcu nie chcemy aby się pozabijały. Przecież po tym błocie to ma być jeszcze kąpiel no i pełna integracja. - Dirk niewiele sobie robił z tego udawanego żalu i rozczarowania kolegi. Za to wrócił do pomysłu jak wynagrodzić te kochane i śmiałe dziewczęta za ich pot i brud jakim się tak ochoczo okryją podczas takich radosnych zabaw.

- To może jakiś medal? Można by zamówić. To chyba nie powinno być zbyt drogie. Mogłaby sobie taka przypiąć go do piersi albo nosić na szyi. Znaczy jakby już była w ubraniu. No albo jakiś puchar. To by mogła sobie dzieś postawić na półce. - Heike podpowiedziała inne rozwiązania i to się spodobało kolegom. Nawet Mathias przestał udawać, że się na nich boczy.

- Można, można… Tylko coś by trzeba napisać na takich blaszkach. - porucznik zgodził się i chętnie dyskutował nad detalami tych nowych zapasów w błocie o jakich rozmawiali.

- No i ile? Bo jeden można zrobić jakiś lepszy dla tej co wygra ale dobrze jakby każda coś dostała. - Dirk wrócił z pytaniem do Averlandki na ile dziewcząt ta może mieć nadzieję co do takich zabaw.

- Do finału dochodzą tylko dwie więc na pewno dwa. Co do reszty mhm… no to zalezy ile ich będzie, jeśli sześć to można finał zrobić na zasadzie, że każda z każdą i liczymy zwycięstwa. Ta co ma najwięcej jest zwyciężczynią i dwa miejsca pocieszenia. A reszta... no cóż trzeba obejść się smakiem i spróbować jeszcze raz. - Pirora zaproponowała takie rozwiązanie poprawiając się trochę na kolanach Dirka, ten instynktownie zacisnął swoją dłoń na jej talii jakby chciał się upewnić że mu nie ucieknie.

- Dwie to ma teraz Borys na górze. I uzbierasz jeszcze ze cztery? - Heike wydawała się być wciąż pod wrażeniem i zdziwieniem możliwości mobilizacyjnych młodej blondynki. Sprawę rozwiązał ich dowódca.

- To zrobi się z dziesięć tych blaszek. Jedną albo dwie jakieś lepsze. A jak jakieś zostaną to najwyżej będą na kolejny raz. Pięć czy dziesieć to już nie taka różnica w kosztach. Tylko trzeba by coś tam napisać. No, że “za udział” w tych zwykłych “za zwycięstwo” u tych najlepszych. Chociaż pewnie to szlachcianki nie są to pewnie i tak żadna nie przeczyta. No ale my tak. I chodzi o zasady. Ale przydałoby się coś pieprznego tam wyryć. Bo “za tarzanie się w błocie” czy “błotne zapasy” i numer albo data to nuda. - Dirk kombinował dalej z tymi medalami i orderami skoro już sam zarys mieli gotowy.

- Za “bycie najbrudniejszym błotniakiem”? - zaproponował pół żartem Mathias. Dirk pokręcił głową, że nie a sam bez pośpiechu wsunął dłoń między przykryte spódnicą uda swojej partnerki.

- Heike prosze tylko ty w moje zdolności nie wątpij już i tak Mathias mi dokucza. - Pirora udała że chowa łzy w szyi Dirka. Przy okazji wykorzystując to by skupnać zebami jego skorę. - Na pewno coś wymyślicie do tego czasu dam wam znać pojutrze ile koleżanek się pisze na takie zabawy. Może lepiej jak to przegadacie większym gronem przy śniadaniu, może Borys będzie pełen inspiracji po tej nocy z zapaśniczkami. - Pirora mówiac o inspiracji znowu poruszyła się na kolanach Dirka dając mu aluzje że może oni też pójdą szukać inspiracji.

- No widzisz? Pani skarży się na ciebie. Znów ją wystraszyłeś. - Heike zrobiła przez szerokość stołu wyrzut sumienia koledze porucznikowi. Jakby do serca sobie wzięła skargi Pirory. Dirk chyba też bo rozgościł się między jej udami jakby należały do niego.

- Dobrze, że wy mnie macie. Któż inny by był zawsze wszystkiemu winny? - Mathias nie tracił rezonu i sam westchnął nad skargą na tych niewdzięczników jacy nie doceniają jego dobroci a otaczają go z każdej strony.

- No dobra. To jak panienka mówi, ona pogada ze swoimi koleżankami a my pogłówkujemy nad tymi blaszkami. W końcu to nie jest na jutro rano. A teraz wybaczcie ale my musimy poszukać poetyckiej inspiracji do poezji na te blaszki. - powiedział wstając razem z Pirorą i żegnając się z kolegami i koleżankami. Dał jej się pożegnać z nimi po czym odwrócił się i ruszył ku schodom na piętro.

- Do jutra i miłej nocy, Heike. Tobie też hultaju chociaż nie zasługujesz. - Pirora pożegnała się z obojgiem i dała Mathiasowi całusa w policzek jako przeprosiny za te złośliwości. A potem skierowała się z Dirkiem do jego pokoju.

 
Obca jest offline