Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-04-2022, 18:33   #541
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
- w domu von Richter -

Pirora postanowiła przyjąć zaproszenie gospodarzy w zwiedzaniu ich włości. Pirora uznała że są równie imponujące jak dworek van Hansenów. Postanowiła też wstąpić do jednego z pokojów by się odświeżyć. Jej włosy uwolniły się z jej koka i burza falowanych włosów rozlała się jej po ramionach i plecach. Według gospodyni pokoje powinny być jeszcze puste. No to pewnie Joachim by powiedział jej gwiazdy są dzisiaj w istnym chaosie bo chwilę po okazało się, że weszła do pokoju który podobno należał do przyjaciela męża Madeleine. No nie należał ale był najczęściej przez niego zajmowany.

Wywiązała się między nimi dyskusja apropo nie pukania do drzwi i po prostu błędnych założeniach, że pokój jest pusty, i do pyskowania służby, gdyż w jej stanie trudno było ją nazwać szlachcianką na pierwszy rzut oka dopiero kiedy się ktoś przyjrzał dokładniej mógł widzieć lepszy materiał ozdobne hafty i biżuterię. W końcu van Dake wytoczyła wielki argument:

- Jestem Pirora van Dyke, jeden z głównych gości Froyi van Hansen i przyjaciółka Kamili van Zee. Więc upraszam zachować te impertynencje dla prawdziwej służby a nie kogoś kto po prostu potrzebuje się lekko odświeżyć.

- Dietrich von Durbein. - Przedstawił się odruchowo mężczyzna. - Wybacz twój ubiór mnie zmylił. I nie spodziewałem się tu zastać nikogo. Byłem się odświeżyć po podróży. Jak zostawiałem tu swoje rzeczy nie było tu nikogo. Słyszałem, że ktoś przyjechał to chciałem się szybko doprowadzić do porządku. Zabiorę swoje rzeczy i już nie przeszkadzam. - powiedział gdy przeszło mu największe zaskoczenie tymi rewelacjami z najsławniejszymi w mieście i okolicy nazwiskami. Postanowił widocznie nie kontynuować tego słownego starcia tylko podszedł do jakiegoś kufra, wyjął z niego jakieś ubrania w trakcie gdy mówił. Po czym ruszył z nimi w kierunku wyjścia aby panna z takimi znajomościami mogła dokończyć swoją garderobę już nie niepokojona.

- To ja przepraszam, nie musiałam się tak unosić. Faktycznie nie noszę sukni na takie konne wycieczki zwłaszcza jak biorę udział w wyścigu sań i jestem od niedawna w mieście więc to chyba zrozumiałe, że nikt z towarzystwa mnie zbyt dobrze nie zna, a sama tez nie znam jeszcze wszystkich niuansów towarzyskich moich nowych znajomych. Właściwie weszłam do pierwszego wolnego pokoju by zrobić to samo. Nie byłam świadoma, że ktoś ma do niego pierwszeństwo. A ponieważ po tej wizycie wracamy do siedziby Froyi myślałam że uda mi się doprowadzić do porządku w parę chwil. - Pirora na widok że Dietrich sam się wycofuje ze swojego uporu sama postanowiła wyjść z dobra wola.

- Cóż nie chcę nikogo wyganiać z pokoju wiec chyba faktycznie to ja powinnam ustąpić i pójść do jednego z dalszych do zrobienia ze sobą porządku. Chyba, że mość Durbeinie dasz mi dosłownie parę chwil by to zrobić tutaj i się potem zmienimy. - Pirora postanowiła dać mu manewr do kompromisu i stracenia swojego pokoju na wizyty.

- Nie ma takiej potrzeby. Już wychodzę. Proszę się przebrać i korzystać z gościny Thomasa i Madeleine do woli. Zapewne spotkamy się na kolacji w spokojnejszych warunkach. Tego tylko brakowało aby mnie moje kochanie przyłapało z półnagą kobietą. - Dietrich pokręcił głową unosząc swoje walizki. I nawet się uśmiechnął w końcu. Ale chyba nie chciał ryzykować kłótni z żoną czy wpadki towarzyskiej w posądzeniu o jakieś niecne zamiary co do półnagiej dziewczyny w swoim pokoju. Zamknął więc cicho drzwi i jeszcze słyszała przez chwilę jak odchodzi.

- W takim razie do zobaczenia na wieczornym grzańcu i może będziemy sobie wszyscy poprawnie przedstawieni. - Pirora puściła Herr Durbeina w dalsze wojaże po pokojach. Zastanowiła się jeszcze czy mówiąc “moje kochanie” Durbein miał na myśli żonę czy narzeczoną i zdziwiąc się że miał tylko jedną walizkę jeśli żonę.

Jedna z pokojówek pomogła jej się przebrać na pogawędkę u von Reicherów w ich wielkim salonie z kominekiem ktory mółby pomiesci cała krowę na rożnie. Była ubrana w swoje spodnie, długie buty i gustowna kamizelkę. Jej włosy były na nowo uczesane by odsłaniać jej szyje. Nie było tutaj tak wielu gości jak w domku van Hansenów choć dało się dzięki temu poznać jeszcze inne osoby z towarzystwa.

Thomas przejął inicjatywę przedstawiania gości w swoim domu toteż Pirora dowiedziała się że Durbein był kolegą męża Madeline. Żona Durbeina, Anna była drobną kobietą, aż za bardzo drobna. Była wielce blada i nie wyglądała na zdrową. Jakoś też większość gości nie zwracało uwagi na ten stan. Pirorze wydawało się też że nie są zbyt zainteresowani by spędzać z nią czas.

- Hej, Anna Durbein. Wyczuwam że jest tutaj traktowana trochę… niezbyt otwarcie? - malarka dyskretnie spytała stojącej koło niej Petry. Ta popatrzyła na nią i ruszyła do osobnej sali niby po dolewkę wina.

- No to z nimi jest tak, że mają córkę i wiesz oni mieli taki szybki ślub. Do tego rodzina Anny nie była nigdy tak dobrze sytuowana. Gdyby nie potrzeba szybkiego ślubu Durbein mógłby starać się o rękę Froyi albo Kamili. No nie wszystkim się podoba jak to się skończyło. Niektórzy nawet liczyli, że Anna nie przeżyje rozwiązania bo zawsze była bardzo chorowita. - Pirora słuchała tego krótkiego wywodu jak to jeden z lepszych kawalerów został złapany na dziecko przez dziewczynę o słabej pozycji. - I to nie tak, że jej nikt nie lubi, po prostu jest taka… nijaka.
 
Obca jest offline  
Stary 08-04-2022, 18:35   #542
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Wellentag; wieczór; kulig
Pirora
<wieczorny bal, zabawa, tańce i hulanki w dworku>


Pirora na wieczorny bal miała przygotowaną swoją najlepsza suknie. Jeśli jej wcześniejsze stroje zwracały swoją uwagę kwiecistymi wzorami to w tej I przy odpowiednich kwiecistych ozdobach do włosów owadzich motywach biżuteri panna z Averlandu mogła uchodzić za istne usobienie wiosny. Misternie haftowane kwiaty przykuwały widok kolorami i kształtami, Sukienka była owocem wielu godzin pracy hafciarskiej Iriny w której van Dake wystąpiła na debiucie u Hrabiny von Rocherter. Nadal miała figurę by suknia doskonale na niej leżała. miala jeszczę jedną sukienkę, ale uznała że ta bardziej…’odważna’ poczeka cierpliwie na jakiś bal w jej kamienicy.

- I co myślicie? mam nadzieje że nie przesadzilam? - Zapytała się Sany i Petry które w tym samym czasie postanowiły się odświeżyć przed zejściem do sali balowej.

- Chcesz tak iść? Tak z gołymi ramionami i dekoltem? - Sana zapytała chcąc sie upewnić. I tak patrzyła i pytała z mieszaniną podziwu i zazdrości dla odwagi koleżanki. Ale i chyba nie była pewna czy to nie wywoła jakiegoś skandalu towarzyskiego.

- To lepiej niech cię Rose wprowadzi. Po tym co dzisiaj odstawiła to nikt nie odważy się na nią krzywo spojrzeć. Tak chociaż na początek. I tak cię przedstawiła jako swoją partnerkę to by pasowało. - Petra poradziła jej praktyczne rozwiązanie na wypadek gdyby ktoś chciał robić jakieś sceny i skandale z powodu zbyt śmiałego stroju Averlandki.

- Właściwie to racja. Zawsze możesz powiedzieć, że u was tak się chodzi. Może jak się przyjmie to i my będziemy mogły sobie pozwolić na więcej. - kasztanowłosa córka właścicieli tartaku przyznała jej rację i też ze swojej strony dała zielone światło na takie wyjście koleżanki.

- Nooo , ale u nas właśnie tak się chodzi . - Zaśmiała się Pirora. - może wezmę szal. No i nie wiem czy chcę by mnie Rose wprowadzała. Widziałyście jak Kamila zareagowała wcześniej? Mhmm może nie tyle co nie chce, nie wydaje mi się że powinnam polegać na pani kapitan, ona wyjedzie ja zostanę i będzie mi wtedy trudniej niz być niezależna od razu.

- Nie sądzę aby Kamila była aż tak opętana panią kapitan aby robić jakieś sceny. I chyba cię lubi. To raczej by nie robiła jakiejś afery. I tak, szal albo chusta byłyby na miejscu. U was z tego co słyszałam to jest cieplej niż u nas. - Petra popatrzyła na Sanę i tak naradzały się spojrzeniem jak by można ocenić stan Kamili na chwilę obecną. I mimo wszystko wydawało im się, że nie oszalała z miłości do końca aby zachowywać się niestosownie. Ale tak do końca tego chyba pewne nie były.

- To niech Rose wejdzie z wami obiema u boku. Z tobą i Kamilą. To chyba żadna nie mogłaby się poczuć tą gorszą. No i Kamila pewnie by skakała ze szczęścia, że Rose ją w ogóle wprowadzi. W końcu rano mówiła, że ty jesteś jej partnerką. To ta by trochę dziwnie wyglądało jakby teraz nie byłyście razem albo wprowadzał was kto inny. W końcu ty zaprosiłaś tu Rose. - Sana przyznała rację koleżance ale też była nieźle obyta w tej etykiecie dworskiej i szlacheckiej. Jakby Pirora weszła sama jak od rana niby kolegowała się z Rose to by mogło budzić nie mniej zastanowienia niż odkryte ramiona jej sukni.

- No dobrze szal w takim razie - Szlachcianka przyjrzała się swojemu kuferkowi i wyciągnęła zielona pasująca chustę - Chyba futro z rudego lisa byłoby lepsze ale te zostały w domu, muszę odbudować swoją garderobę. A co do wprowadzenia, macie racje powinniśmy wejść z Rose razem, a w czasie balu to już w końcu każdy może przebywać z kim chce. Przecież nie mam na pani kapitan jakiejś wyłączności. No i ja ją widze prawie codziennie w karczmie a Kamila może długo czekac na kolejna okazję.

- Oj może tego akurat nie mów na głos przy Kamili. A już na pewno nic o kąpielach i noclegach z Rose. A właśnie a jak było w łaźni? - Petra roześmiała się lekko trochę żartując sobie z córki kapitana portu z jaką się przyjaźniła ale widocznie nie mogła przejść do porządku dziennego z jej stopniem fascynacji jaką dzisiaj od rana okazywała pani kapitan. No i była ciekawa jak sobie panny z najlepszych partii poczynały dziś przed obiadem w łaźni.

- Ja mam futro z lisa. Ale zostawiłam u Kamili. Potem mogę ci pożyczyć. - Sana zaoferowała swoją pomoc w uzupełnieniu garderoby koleżanki. Też jednak ciekawa była wieści z łaźni jakie ta im wcześniej obiecała.

- A nie bój się o mnie w czasie gonitwy poznałam tutejszego łowczego wydawał się zainteresowany przynoszeniem mi skórek upolowanych w lesie. - Pirora odpowiedziała na propozycje Sany. - Heh, tylko się nie wyglądajcie! Przysięgnijcie na wasze majątki i dobrą opinie o waszych rodzinach! Już!

Obie koleżanki spojrzały na siebie jak mali spiskowcy. I Pirora od razu widziała, że się zgodzą. Ciekawość zbyt wyraźnie ich pożerała od środa. Zwłaszcza po tak niecodziennym zachowaniu Kamili no i tym tajemniczym ni to wezwaniu ni zaproszeniu do łaźni. Musiały wiedzieć co tam się działo!

- Przysięgamy! Opowiadaj! - krzyknęła podekscytowana Sana a Petra radośnie jej zawtórowała i ponagliła Averlandkę aby nie trzymała je dłużej w męce niepewności.

Malarka wskoczyła do nich na łóżko, rozejrzała się szukając wścibskich niepożądanych uszu i zaczęła szeptać o tym w jakim stanie zastały Froję i Rosę, jak ona i Kamila zaczeły robić za ich łaziebne, jak Kamila była zachwycona kiedy mogla to robić dla pani kapitan a jej się trafiła ich gospodyni. Pobudzała erotyczne fantazje szlachcianek ta opowieścią, Sana być może nawet może da się wziąść przez kuchcika w jakiejś komórce w domku. Być może Petra zrobi to samo. I dobrze niech erotyczne rządze ogarnią ten dom.

- Co?! Niemożliwe! Nie zrobiłyście tego! - nawet jeśli wcześniej obie jej koleżanki z kółka poetyckiego coś podejrzewały to jednak jak Pirora zalała je tak soczystymi opowieściami jakie wywołały rumieńce na ich twarzach to mimo wszystko nie mogły się powstrzymać od okrzyków zdumienia. Ale za każdym razem zafascynowane drążyły temat dalej ciekawe kolejnych pikantnych detali z łaziebnej alkowy. A potem zaraz a świeżo zaczęły to przeżywać między sobą.

- Naprawdę to zrobiłyście? Tam w łaźni? Kochałaś się z kobietą? Tak jak z mężczyzną tylko, że z kobietą? To tak też można? - Sana która w towarzystwie kółka poetyckiego chyba była najmniej doświadczona w sprawach alkowy wydawała się chłonąć każdy zakazany detal. Ale mimo wszystko nie mogła w jednej chwili odrzucić tego wszystkiego co wpajano jej od dziecka. Że jak fizyczne zbliżenie to tylko między mężczyzną i kobietą no i najlepiej po ślubie.

- Właściwie to ona kochała się tam z trzema kobietami. Znaczy one wszystkie. - Petra doprecyzowała tend detal ale właściwie była podobnie zdumiona jak panna Moabit.

- No tak… Ja się raz całowałam z Kamilą. Ale raz. No bo chciałam zobaczyć jak to w ogóle jest się z kimś całować a nie miałam z kim. To ją poprosiłam. Ale nic więcej. - córka właścicieli tartaku nie mogła wciąż uwierzyć, że jej najlepsza przyjaciółka która była dla niej taka miła, opiekuńcza i gościnna od lat okazała się być tak zdeprawowana. Ale też wydawała się je podziwiać za taką odwagę.

- Ja widziałam, że ona ma hopla na punkcie tej kapitan. Ale myślałam, że to takie fanaberie. Jak te pisanie wierszy i inne takie. Nie wierzę, że poszła z nią do łóżka. Znaczy balii. Ta nasza słodka, niewinna Kamilka? No nie wierzę. - Petra w zdumieniu kręciła głową na słowa koleżanek.

- Jak nie wierzycie to jest tylko na to jeden sposób, musicie podejść w nocy pod drzwi i same się przekonać patrząc przez dziurkę od klucza… zaproponowałabym okno ale nie wiem jak wejść na ten taras z innego miejsca niż pokój Froyi…. chyba, że Beno się dla was dowie od tutejszej służby i wtedy same się przekonacie na własne oczy. - Pirora była pewna że po takiej rewelacji przynajmniej jedna z nich w nocy wymknie się szpiegować o ile sama nie pójdzie do tan. - No i Już nie demonizuj tego sypiania z kobitami Sano ze wszystkich erotycznych doznać przynajmniej po takim nie zostaniesz z niechcianym brzuchem.

- No chyba, że uprawiasz sodomię. Z tego też nie ma dzieci. A jest całkiem przyjemne. - Petra uśmiechnęła się jakby wiedziała o czym mówi a Pirora odwzajeminiła jej spojrzenie zdradzając między sobą swoją małą tajemnice. Sana przez chwilę patrzyła na nie obie.

- To ty robiłaś to wcześniej z kobietami? Aaa! Pewnie z Rose tak? Przecież razem mieszkacie. A to przyjemnie tak z kobietami? Lepiej niż z mężczyzną? - zgrabna bunetka która sama niewiele jeszcze miała doświadczeń w tej materii skorzystała z okazji aby zapytać o to wszystko.

- I zaraz… To wy chcecie w nocy to zrobić jeszcze raz? Wszystkie cztery? - do Petry dotarło w tym czasie coś innego.

- Jest przyjemnie a czy tak samo i czy lepiej to już można powiedzieć jak ma się porównanie i zna własne preferencje. - malarka zastanowiła się na głos - A co może chciałabyś spróbować zanim oddasz swoją dziurkę na ostateczne przebicie barczystemu kochankowi?
malarka podpytała Sany wiedząc że trafiła na sfrustrowany podatny do siania zgorszenia grunt.

- Właściwie to nie wiem co Froya planuje tak do końca, możliwe że Kamila zajmie się tylko panią Kapitan. - Pirora skłamała ale wolałaby dziewczyny same chciały się przekonać co tam się wyprawia a nie by ona im mówiła co się szykuje zwłaszcza że sama miała zamiar popytać Froye o to na balu.

- No daj spokój Pirora no. Czyli zamierzacie się zabawiać dziś w nocy ponownie. - Petra przekrzywiła nieco główkę i pacnęła w ramię Pirory śmiejąc się żartobliwie. Od tego wszystkiego dostała rumieńców a oczy jej błyszczały od tych zaskakujących, pikantnych rewelacji. I to o koleżankach jakie znały od lat a pewnie i od dzieciństwa.

- No właściwie… Jak mówisz, że to takie fajne z inną kobietą… To czemu nie? Na mężczyznę tej nocy to pewnie i tak nie mogę liczyć. A z kobietą można stracić dziewictwo? To się liczy? - Sana dała się wypowiedzieć koleżance ale jak się odezwała to z pewnym wahaniem. Jednak w końcu wydawała się być tak zdesperowana aby spróbować zakazanego dotąd owocu, że była skłonna do eksperymentów.

- Myślę że to kwestia dyskusyjna. No na pewno nie tak jak z mężczyzną chyba że uważasz że jak to zrobiłaś z kimś innym to wtedy się liczy? - Pirora nie wiedziała jak odpowiedzieć na pytanie Sany.

- Chcesz to z nimi zrobić? - Petra mimo wszystko była i zdumiona i zafascynowana odpowiedzią brunetki.

- Noo… Czemu nie? Wtedy jak się całowałam z Kamilą to to całkiem przyjemne było. Chciałam ją poprosić potem o jeszcze ale się wstydziłam. A Froya tyle o niej gadają, że taka zimna i wredna ale dla mnie to żadna różnica. Wy, szlachcie i tak patrzycie na mnie z góry. Tylko nikt o tym nie mówi. No i Kamila i wy jesteście dla mnie miłe. No Rose nie znam. Ale Kamila mi tyle o niej opowiadała, że… No jestem jej ciekawa. No i jest piękna. Kamila i Froya też. Chciałabym być taka jak one. - zwerzyła się swoim koleżankom skoro już i tak rozmawiały na tak bezwstydne tematy rodem z alkowy. W końcu spojrzała na ubraną w balową suknię Averlandkę.

- No i ciebie Pirora też lubię. Byłaś dla mnie bardzo miła odkąd się poznałyśmy. I cię rodzice nie trzymają w klatce jak moi! I miałaś tyle przygód i romansów. Nawet z kobietami! Też bym tak chciała. - powiedziała z mieszaniną zazdrości i podziwu ale chyba szczerze.

- Cóż musiałabym spytać Froyi w końcu to jej sypialnia…Choć nawet jak to się nie uda to zawsze możemy coś zorganizować w mieście. - Blondynka obiecała że się zapyta ale wolała wskazać że jak nie dzisiaj to jutro tez jest dzień.

- No tak, rozumiem. To proszę cię zapytaj ją o to. Ja się troszkę wstydzę. - poprosiła ją Sana kiwając głową, że rozumie iż żadna z nich nie jest tu gospodynią na tyle aby zapraszać na wspólne spędzenie nocy.

- To o mnie też. Przecież nie będę tam stała pod drzwiami czy co. I chcę to wszystko zobaczyć na własne oczy. Bo nadal mi trudno uwierzyć, że Kamila no i Froya… - Petra widząc, że zabawa na noc przenosi się do głównej sypialni w tym dworku też spróbowała dołączyć o ile to możliwe. Nie chciała być tą na uboczu i jedyną która wiedziałaby o tym wszystkim i nie była zaproszona na tą zabawę.

Rosa

Pirora pojawiła się na sali balowej wraz z Rosą, pani kapitan byla lekko rozbawiona częstym zmienianiem strojów przez szlachciankę. Niemniej pochwaliła jej garderobę a także kształtne ramiona. Niektórzy faktycznie odwracali głowy na ich widok trudno powiedzieć na co zwracali większą uwagę na panią kapitan w swoim morskim stroju, na kwiecisty odważny strój Averlandki czy może na kontrast jakim były obie kobiety.

- A wiec mam nadzieje że dobrze się bawisz… Kamila mam nadzieje nie jest zbytnio… zajmujaca? - Zapytała cicho blondynka korzystając z chwili samotności a przynajmniej możliwości cichej wymiany zdań.

Rose wydawała się być w świetnym humorze. I gdzieś tam od dziewczyn w kuluarach Pirora usłyszała, że rzadko się zdarza Froyi konkurencja na parkiecie. Zwłaszcza jak jest gospodynią. Bo wszyscy chcą z nią tańczyć. Chociaż raz! Zawsze potem można się chwalić, przed kolegami, że tańczyło się z samą Froyą van Hansen. No ale dzisiaj i Rose cieszyła się taką popularnością, że trudno jej się było opędzić od adoratorów. Więc całkiem chętnie wpadła w ramiona swojej kochanki aby miały chwilę dla siebie.

- Powiem ci, że jak mi wczoraj mówiłaś, że się nie będę mogła od niej odpędzić albo że będzie dla mnie rozbierać się do gołego na wyścigi to mimo wszystko myślałam, że przesadzasz. Albo się mylisz. A dzisiaj widziałaś? O matko aż nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje! - roześmiała się ponownie szczęśliwa niesamowicie z tego całego zaproszenia na taki wspaniały kulig.

- Jestem ci moje kochanie ty, niezmiernie wdzięczna za to zaproszenie. Dawno się tak cudownie nie bawiłam. Nawet w Saltburgu. - powiedziałą po szarmancku ujmując jej dłoń i całując ją czule. Ale na więcej w miejscu publicznym nie bardzo można było sobie pozwolić.

- I ta Froya też nie jest taka zła jak o niej wcześniej słyszałam w porcie. Całkiem miła dziewczyna. Zwłaszcza jak masz ją między swoimi udami. - zaśmiała się ponownie też ciesząc się, że miała okazję poznać gospodynię od tej bardzo prywatnej strony.

- Cieszę się że ci się podoba, i sama trochę nie wierzę jak to się ułożyło ale też nie narzekam. A ty masz ochotę wieczorem coś zobaczyć w moim wykonaniu? Może ty i nasza gospodyni będziecie jakiś pokaz miedzy mną a Kamilą? Coś czuje że jak ty sobie zażyczysz to Kamila ci i do tego przerebla w jeziorzę wskoczy. - Pirora zapytała kapitan o jakieś jej fantazje.

- Ależ mam dzień dobroci! Wcześniej w łaźni Froya pytała o życzenia na noc teraz ty… A Kamilka, nasza słodziutka Kamilka, faktycznie jest przeurocza. Ale skoku do przerębla to może jej darujmy. Szkoda by było mrozić taką słodycz. - estalijska kapitan wydawała się w siódmym niebie na ten cały dzień no a jeszcze jakże ekscytująca noc się szykowała, w doborowym towarzystwie!

- Wiesz co tak, skoro pytasz to tak. Myślę, że sobie siądziemy z Froyą na jednym łóżku a wy będziecie się kochać na naszych oczach. Zanim was nie wezwiemy do naszych usług oczywiście. O! Wiem! Na czworakach. Przyjdźcie do nas służyć na czworakach. - zaśmiała się wesoło i skoro kochanka pytała o jej życzenia na nadchodzącą noc to miała jakieś. Chociaż chyba szyła je na gorąco.

- A ta Madeleine? Znasz ją? Froya mi ją pokazała. Taka czarnulka. Wygląda całkiem całkiem. Ale nie znam jej. A ty? - skoro już rozmawiały ze sobą to Rose była ciekawa opinii Pirory o pani von Richter o jakiej zaproszeniu mówiła wcześniej Froya. *

- Intymnie jej nie znam ale skoro Froya ma z nią takie stosunki to może być milusia. - padła odpowiedź. - I podobają mi się twoje bezeceństwa i zaznacz że chcesz się przekonać że musisz się przekonać która lepiej ci dogodzi więc mamy się obie doprowadzić do euforii…. och widzę, że masz kolejnego kawalera w kolejce sama też pójdę pobyć trochę w męskim towarzystwie przed odejściem do pokoi.
 
Obca jest offline  
Stary 08-04-2022, 18:36   #543
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Taniec

Kółko z Froyą
Jedną z rozrywek wieczoru był taniec dworski wszyscy zaczynali w parach ale kroki polegały na tym by się co jakiś czas zmieniać. Toteż przy którymś kółku Pirora była sparowana z ich gospodynią. Pirora ukłoniła się jej jak to w krokach tanecznych a zaraz potem kolejne kółko się rozpoczęło.

- Mam pewne być może bezczelne i perwersyjne pytanie. - blondynka rozpoczęła wymianę zdań z Froyą. - Jesteś wojowniczką, niektórzy złośliwi powiedzieliby że urodziłaś się mężczyzną w kobiecym ciele… po kąpieli zastanowiło mnie jak daleko twoje upodobania w tej sferze życia sięgają… wiedzę że lubisz dominować i brać. Zastanawia mnie czy bierzesz swoje kochanki tak jak by brał je mężczyzna? - Pytanie było długie bezczelne i perwersyjne.

Jej partnerka wydawała się być rozbawiona pytaniem. Doceniła je co okazała kurtuazyjnym skinieniem głowy i oszczędnym uśmiechem. Niby znów była tą chłodną i wyniosłą panną jaką znało całe miasto i okolice ale wydawała się, że jest jakaś cieplejsza dla Pirory. Jakby dzieliły wspólny sekret.

- Już przez chwilę obawiałam się, że będziesz kolejną śliniącą się do mnie fajtłapą co udaje, że wcale się nie ślini i tylko chce zapytać jak radzę sobie w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Nuda. A tu proszę jaka odmiana. - ufryzowana blondynka, tańcząca na parkiecie z drugą blondynką odparła cicho i brzmiało jakby tym pytaniem Pirora zdobyła u niej jakiś punkt.

- Jestem zdobywcą. Lubię zdobywać. Wszystko i wszystkich. W miłości także. Chociaż w miłości lubię sobie pofolgować. Lubię robić, zwłaszcza z kobietami, to co mężczyźni. Z czego większość tych pozerów tylko o tym gada po próżnicy. Lubię robić te zakazane rzeczy jakie powinny siać zgorszenie, zwłaszcza jak robi to kobieta. Bo oczywiście jak mąż ma kochankę czy dwie to jest niezły ogier ale jak żona no to jest szmatą. Żałosne zakłamanie. No ale niestety żyjemy na takim a nie innym świecie więc musimy dbać o pozory. - przyznała jakby miała całkiem poukładane odpowiedzi na te sprawy. I nawet jeśli buntowała się na zastane zasady tego świata zdawała sobie sprawę, że nawet ona nie da rady ich zmienić i musi się ich trzymać. Choćby tylko na pokaz i oficjalnie.

- Cóż wydaje mi się, że pytania “Jak sobie radzisz w męskim świecie” to tylko ślepiec nie będzie potrafił odpowiedzieć sobie sam po krótszej obserwacji twojej osoby. - Pirora wyśmiała również to tendencyjne pytanie. - Zakazane, gorszące rzeczy… - Powtórzyła za nia blondynka pozwalając szalowi odsłonić więcej ramion. - W takim razie jeśli wyznam że bardzo przemawia do mnie wizja ciebie biorącej mnie jak herr Hansen to czy jest szansa że w twojej sypialni znajdą się takie zabawki które nam to umożliwią czy powinnam odwiedzić cię po kuligu i przynieść własne zabawki? W końcu mam dla ciebie jeden z moich obrazów w prezencie. - malarka mówiła to swobodnym kokieteryjnym tonem choć cichym i dyskretnym.

- Ależ moja drobna blondyneczko. - Froya nieco zaburzyła rytm tańca aby pieszczotliwie pogłaskać drugą blondynkę po twarzy. Wyglądało to trochę jakby starsza siostra chciała pocieszyć młodszą czy coś równie przyjacielskiego.

- Jestem Froya van Hansen. Mam i biorę co chcę. - zaśmiała się rozbawiona. - Ciebie też wezmę i posiądę dzisiejszej nocy. Podoba mi się takie życzenie. Myślę, że wyciągnę mój kuferek ze skarbami i zobaczymy co tam by nam mogło się przydać. Myślę, że mam śliczny knebel jaki by idealnie pasował do twoich ust. Dla Kamili myślę też coś znajdę. To strasznie zabawne, że druga najpiękniejsza i najbogatsza panna na wydaniu będzie dziś w nocy u moich stóp na każde moje skinienie. - roześmiała się tak serdecznie, że aż kilka par wokół się odwróciło w ich stronę patrząc z zaciekawieniem co tak kogo rozbawiło. Ale skoro chodziło o pannę van Hansen to szybko przestali być wścibscy.

- Czy mnie się wydaje czy traktujesz to jako twój osobisty triumf? - było to bardziej stwierdzenie niż pytanie, ale uśmiech aprobaty na twarzy świadczył o zrozumieniu dla tego uczucia.

- Oczywiście, że traktuję to jak triumf! Któż by nie chciał posiąść tak pięknej i ponętnej kobiety? Do tego tak sławnej i bogatej. Jedna połowa miasta szaleje za mną a druga za nią. A dziś obie będziemy w mojej sypialni. I ona będzie spełniać wszystkie może życzenia. No i pewnie Rosy też. - zaśmiała się blondynka dyskretnie i miała minę kocura jaki wie, że jak wróci do kuchni to będzie tam czekała na niego pyszna i tłusta mysz jaka do tej pory zachwycała wszystkich swoim futerkiem gdy biegała na zewnątrz.

- Wolisz bardziej ogarnięte w tych tematach kochanki czy może wolisz psuć ich naiwność? - Blondynka nie spodziewała się takiej otwartości.

- To nie ma znaczenia. Doceniam charakter i wyjątkowość. Inicjatywę. Pomysłowość. Waleczność i śmiałość. Coś co mnie w kimś zaintryguję. Pamiętam jak jakiś czas temu pracowała u mnie taka służąca. Zwykły kocmołuch z kuchni. Nawet zgrabna ale myślę, że nie zwróciłabym na nią większej uwagi. Jedna z tych co to zatrudniamy na dzień czy dwa aby pomogli zorganizować jakiś bal albo przyjęcie jak mamy mieć dużo gości. No i wyobraź sobie, że już tak końcówka balu, ja sobie siadłam na krześle aby odpocząć chociaż trochę bo prawie cały wieczór z kimś tańczyłam. Uwielbiam tańczyć jak widzisz. - van Hansen dalej pląsała kółka tego dworskiego tańca i znów odparła zdecydowanym tonem jakby miała przygotowaną odpowiedź od dawna. Lub po prosty wyrobione zdanie jakiego nie wahała się przedstawić. Dlatego mówiła szybko i bez wahania.

- No i ta służka do mnie podchodzi z tacą, pyta czy czegoś sobie życzę to wzięłam aby zwilżyć gardło. Ale zdjęłam też pantofle aby dać odpocząć nogom chociaż na chwilę. I wtedy ona wcale nie pytana mówi, mi że przydałoby się je rozmasować i że ona się na tym zna i może mi to zrobić. Katia. Tak się nazywała. No i mnie to powiem zaintrygowało. To, że tak sama podeszła i się odezwała. I z tym masażem. No nie spodziewałam się po zwykłej najemnej służce. To się zgodziłam. Z ciekawości. Byłam ciekawa co zaproponuje. Ale przyjemnie mnie zaskoczyła. Na tyle przyjemnie, że kazałam jej przyjść do mnie po balu i tam już zabawiłam się nią na całego. Ale tylko dlatego, że miała w sobie “to coś”. Coś co mnie zaintrygowało. Bo większość ludzi jest przerażająco nudna. A każdemy wydaje się, że jest wyjątkowy i niepowtarzalny i jak się do mnie odezwie to już powinnam płakać ze szczęścia, że raczył na mnie zwrócić uwagę albo odważył się odezwać. Znaczy z kobietami to samo. - Froya streściła swoją przygodę z przygodną służką i mówiła jakby tamta zostawiła w niej po sobie ciepłe i żywe wspomnienie. Nawet jak nie była żadną szlachcianką.

- Moje pytanie sprowadzało się do tego kogo być może zaprosić na ten wieczór. Mamy z Kamila znajomą, Sanę Moabit, ja ją lubię i dziewczyna jest z tych otwartych na doświadczania… ale jakby to określić… nieopierzona w tych sprawach. Boje się że mogłaby jednak podpadać pod stwoje “śliniące się szlachciury pragnące ogrzać się w twoim blasku” choć wydaje mi się że z innych powodów niż większość tych co tak się zachowuje. - blondynka powiedziała swojej partnerce. - A druga osobe która byłaby chętna poszerzyć swoje horyzonty ale mającą juz pewne doswiadczenie to Petra von Schneider.

- Ah, młodziutka Moabit. Tak, wiem która. Widziałam ją wczoraj na i po mszy. O. I ją też interesują takie zabawy? No popatrz kto by się spodziewał. - brwi blondynki uniosły się do góry gdy tego nazwiska chyba się nie spodziewała usłyszeć. Zastanawiała się chwilę robiąc dalej kolejne kroki w tańcu.

- No cóż, jeśli będzie umiała się zachować to czemu nie. Mam nadzieję, że okaże na tyle zdrowego rozsądku aby nie narobić nam wszystkim bałaganu. Niech przyjdzie. - oznamiła wreszcie swoją wolę co do zabaw integracyjnych z młodą szatynką.

- I panna von Schneider? No proszę jakie pazurki pokazuje córeczka profesora artylerii z Nuln. - druga propozycja rozbawiła pannę van Hansen jeszcze bardziej. Po niej chyba się tego nie spodziewała tak samo jak po tej pierwszej albo po Kamili.

- No dobrze to też ją zapraszam. Mogę z nimi porozmawiać jeśli chcesz. Ja rozmawiałam z Madi. Jeszcze do końca nie jest pewna ale obiecała zrobić co się da aby do nas dołączyć. Też była niezmiernie zdziwiona tym co się kroi na tą noc. - powiedziała zadowolonym z siebie głosem. Bo niespodziewanie ta impreza integracyjna co chwila rozszerzała się o nowe szlachcianki i zacne panie i panny.

- Cóż Petra za dwa kółka będzie na moim miejscu więc sama możesz ją zaprosić.

- No rzeczywiście. - Froya podążyła za wzrokiem partnerki i dostrzegła tańczącą teraz z kimś innym córkę szefa artylerii z Morskiej Akademii. - No to ją zaproszę ja przyjdzie jej kolej. - zapewniła z minimalnym uśmiechem na twarzy.



Kółko z Ulrichem

- Panie von Drecher, miło znowu na pana wpaść. Mniemam że pan i pański przyjaciel dobrze się bawicie? A może to on się dobrze bawi a jako rycerz go pan musi pilnować cały czas? - Pirora również zaczęła i tą pogawędkę z poznanym wcześniej mężczyzna. Jej szal został zostawiony przy jednym ze stołów by nie przeszkadzać w tańcu toteż panowie mogli zwrócić uwagę na jej smukłe ramiona.

- Jestem przekonany, że Erik świetnie sobie radzi. Widziałem jak rozmawia przy stole z dwiema pannami i jakoś nie widać aby któraś goniła go z patelnią czy czymś takim. Na szczęście chyba darował sobie ten pomysł z łapaniem naszej gospodyni za to co nie trzeba. Niepotrzebnie go podpuszczałem. - Ulrich przyjął pytanie ze spokojem i wydawał się nim być nieco rozbawiony. Był przyzwoitym tancerzem chociaż brakowało mu swady Herr Kellera czy żywiołowości Herr Lange. To nadal przyjemnie się z nim tańczyło chociaż mistrzem parkietu zdecydowanie nie był.

- Och podpuszczanie to jedno on zawsze mógł nie dać się podpuścić… no chyba że znacie się tak długo że dokładnie wiesz jak zrobić żeby postąpił jak ty chcesz. - Pirora uśmiechnęła się do partnera stwierdzając że gdyby nie noc w pokoju Froyi van Hansen to by była nawet skłonna poznać Urlicha bliżej.

- To jak ta wasza służba wygląda? Wracacie na całą zimę czy tylko na jakis miesiac? Przyznam że mało się interesuje jak to te szkoły oficerskie działają, mój brat jest jeszcze za mały by ojciec go do jakiejś posłał.

- Nie, nie, nie jestem kadetem w szkole jeśli o tym mówisz. Służę w kawalerii. Ale stacjonujemy w Saltbugu. I zwykle tam jesteśmy. Ale zimą rozpuszczają nas do domów. - wyjaśnił rycerz jak o jest z jego służbą.

- Zaś z Erikiem znamy się od dziecka. Obaj pochodzimy stąd nasi rodzice się przyjaźnią no i my też. - dodał w sprawie swojego kolegi i znajomości z nim.

- Ach widzę, że popełniłam małe voupax, przepraszam. - Pirora musiała zamilknąć na moment gdyz taniec przewidywał pewien obrót w tańcu i trzeba bylo sie skupic na krokach.

- Nic się nie stało. Szkołę kadetów też mamy. Nawet u nas. Ale to morska szkoła. Nawet uczęszczałem tam przez trzy lata zanim wyjechałem do Saltburga. Przyznam, że jak byłem młodzieńcem wydawało mi się stratą czasu siedzenie z linijką i liczenie różnych nadważek prochu do dział albo muszkietów. Ale teraz, jak służę w kawalerii to doświadczenie mi się przydaje. Aż obawiam się, że mnie mianują magazynierem prochu czy inną nudną funkcję. A ja lepiej czuję się w siodle niż za biurkiem. Od czytania i pisania to tylko oczy się psują. - powiedział nie mając partnerce za złe te drobnej pomyłki z wiekiem i edukacją.

- Ach czyli jesteś typem kawalerzysty. No cóż zawsze zostaje jakieś przeniesienie jeśli nie będziesz zadowolony z danej funkcji. Macie tam problem z ‘psuciem prochu’? - Pirora kontynuowała dyskusję a nawet wykorzystywała trochę wiedzy jaką zdobyla przez ostatni czas.

- Nie, raczej nie. W każdym razie nic o tym nie obiło mi się o uszy. Ale jak mówię, póki co się tym nie zajmuję. Zaś co do przeniesienia nie żartuj. W porównnaiu do Saltburga tutaj to kraniec świata. Tam to jest życie! Teatr, koncerty, wyścigi, bale, zawody, festyny… Zawsze coś się dzieje. Nawet w zimie. A wiadomo, że w zimę to zwykle z tym kiepsko. - zaśmiał się cicho na myśl, że miałby wracać tutaj. Pomysł chyba wydał mu się całkiem bezzasadny.

- Fakt nie jest stolica ale na pewno nie jest tak że nie ma się tutaj do czego wracać..poza rodziną. Fakt bali mogło by byc wiecej. -

- Może to przez post. Wiele osób go przestrzega. Wtedy nie wypada urządzać hucznych zabaw. A teraz ta sprawa z ucieczką z kazamat. Przygnębiające wieści. Też nie sprzyja to balom i przyjęciom. Ale cieszę się, że mimo to Froya zdeycdowała się na ten kulig. - kawalerzysta skłonił głową i zdradził skąd jego zdaniem mogła brać się ta abstynencja w hucznych zabawach w ciągu ostatnich paru tygodni.

- Ach no tak post… na obczyźnie i bez nadzoru rodziców w ogóle się nie czuję takich okazji. A co do ucieczki. Cóż po prostu najemnicy mają więcej roboty bo już nawet straż do przeszukiwania tawern ich najmuję. W sumie dobrze niech mają jakiś zarobiek w zimę zawsze gorzej. - Blondynka kontynuowała rozmowę.

- Tak, niech się przydadzą na coś. My mamy żołd i łupy. W czasie pokoju nie ma zbyt wielu okazji do zdobycia łupów więc zostaje żołd i miłość do elektora. Tutaj jestem jako osoba prywatna. Chociaż jest nas paru chłopaków stąd co służymy u elektora. To razem zebraliśmy się do kupy i przeszukujemy okolicę. Piechocie zostawiliśmy miasto. Sporo kawalerzystów znam. Taka trochę wielka rodzina chociaż w naszym regimencie gwardii to mamy ludzi z całej prowincji. Wybiera się najlepszych z oddziałów i włącza do gwardii. - wyjaśnił bardzo chętnie ten temat koni i kawalerii. Widocznie był bliski jego sercu i czuł się w nim mocny. Chociaż do owych najemników to dało się wyczuć, że odczuwa jakąś niechęć.

- Czyżbym słyszała w twoim głosie lekką nutkę niesmaku w stosunku do ludzi z tej branży? - Zaciekawiła się blondynka.

- Najemnik pracuje dla pieniędzy. Nie ruszy się z miejsca bez zapłaty. I pracuje dla tego kto da więcej. Nie można im ufać. Słyszałem historie jak całe regimenty najemników odmawiały walki bo im nie zapłacono albo nawet przechodziły na stronę wroga jeśli ten ich podkupił. Nie można ufać komuś takiemu. - Ulrich teraz już nie ukrywał swojej niechęci do najemnych żołnierzy. Zwłaszcza, że jako kawalerzysta pochodzący z tej ziemi czuł się jakoś związany z jej obroną niezależnie od żołdu.

- Mówisz że żołnierze nie bywają przekupni? - malarka wskazała na pewien błąd w myśleniu chłopaka. Dla niej każdego można było przekupić tylko czasem nie musiały być to pieniądze.

- Bywają. Ale to jest potępiane i karalne. A najemnicy no to inna bajka. Walczą dla pieniędzy a nie z obowiązku czy idei. - szlachcic zmarszczył brwi gdy chwilę zastanawiał się jak tu wytłumaczyć partnerce to co miał na myśli zanim jej odpowiedział. Starał się nakreślić różnicę między regularnym wojskiem a najemnym.

- Cóż rozumiem różnicę, choć uważam, że generalizowanie jest szkodliwe. Życie pisze różne historie i tak jak w armii może zdarzyć się sprzedawczyk to i wśród najemników są ludzie honorowi którzy potrafią postąpić słusznie bez wizji zapłaty. - Pirora powiedziała z pewnością siebie - I tak wiem, że dla większości mężczyzn jest naiwne kobiece myślenie, nie przeszkadza mi to bo wiem że mam racje.

- Owszem. - zgodził się po kilku krokach w ich tańcu. I nawet uśmiechnął się chociaż nieco cierpkim i wymuszonym uśmiechem. Jakby wolał aby to ona przyznała mu rację. Mimo wszystko nie zanegował jej, że gada jakieś głupstwa. - Niemniej lepiej mieć pewną dozę ostrożności i nieufności. Sama zobacz na te kazamaty. Takie niedostępne miejsce miało być skąd nie da się uciec. I co? Okazało się, że zwerbowali do roboty jakiegoś bandytę na strażnika i jakaś dziewkę służebną do kuchni. To jest właśnie efekt jak się bierze byle kogo bez sprawdzania. Jakby tam stacjonował i pilnował nasz oddział to na pewno by do czegoś takiego nie doszło. - powiedział z całą pewnością jakby z kolei wydarzenia z zeszłego tygdnia, tak katastrofalne dla wizerunku władz, były przykładem co się dzieje gdy stawia się na taniość służby a nie jej jakość.

- Cóż tutaj nie ocenię ale wierzę, że na pewno podszedł bys do tego inaczej. Chociaż jak tam byłam rysować portrety skazańców to faktycznie byłam pod baczną obserwacją strażników. - Pirora odpłynęła trochę tematem i ‘przypadkiem’ jej się wymknęło o tym że była w kazamatach.

- Byłaś tam? W kazamatach? Tam w środku? - Ulrich tego się chyba w ogóle nie spodziewał bo aż zamrugał oczami i brwi mu skoczyły do góry. Patrzył na nią tak jakby sprawdzał czy przypadkiem jakiegoś figla mu nie płata z tą wizytą w lochu. W końcu była szlachcianką, może świeżą w mieście ale jednak szlachcianką. A nie jakimś kaprawym strażnikiem czy dziewką służebną w kuchni. A taki personel pewnie się zwykle kojarzył z tym miejscem.

- No tak, potrzebowali kogoś do rysowania portretów, jestem malarką więc poszłam pomóc. Przynajmniej teraz mają dobre do szukania zbiegów. - Pirora powiedziała jakby było to oczywiste. - W końcu ja w przeciwieństwie do ciebie nie nadaje się do dzierżenia miecza, ale mogę użyczyć innych umiejętności by pomóc.

- Tak, to prawda. Każdy z nas powinien pomóc w miarę swoich możliwości w tych ciężkich czasach. - zgodził się rycerz który zdołał już opanować swoje zdziwienie wizytami swojej partnerki w miejscu do którego widocznie w ogóle mu nie pasowała.

- Ah… To czyli te portrety zbiegów na mieście to twoja robota? No nie powiem, udały ci się. Dokładniejsze od tych co były wcześniej. - uzmysłowił sobie też widocznie kto jest autorem portretów jakimi ostatnio było obklejone całe miasto. I też chyba nie sądził, że właśnie tańczy z ich autorką.

- Cieszę się, że tak myślisz. Choć chce zaznaczyć, że nie trzeba być zbiegiem by być modelem do moich szkiców czy obrazów. - Pirora uśmiechnela się do Urlicha kiedy to konczyli swoje kółko kłaniając się sobie przed zmiana partnerów.
 
Obca jest offline  
Stary 08-04-2022, 18:38   #544
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Kółko z Erikiem

- Ach i tak oto taniec paruje mnie z jednym przysłowowych ‘psów na baby’. - Pirora postanowiła podroczyć się z Erikiem. Jego zachowanie wydawało się bardzo podobne do tego jaki prezentował Lange ale brakowało mu charyzmy najemnika.

- Zapewniam panienkę, że to czcze i niestosowne plotki! - zawołał niby oburzonym tonem jakby rzuciła mu w twarz jakimiś niestosownymi plotkami rozsiewanymi przez jego nieprzyjaciół.

- No ale jak już o plotkach mówimy to ma to tyle sensu jak te plotki, że nasza gospodyni nie przepada za mężczyznami. Jeśli wiesz co mam na myśli. Ale to nonsens! Nie trzeba wierzyć bujdom powtarzanym przez plotkarzy! Właśnie z nią tańczyłem i wydawała mi się bardzo sympatyczną osobą. Na pewno nie obcięłaby ręki koledze którego tak lubi jak mnie. A pytałem się jej czy mnie lubi. - Eryk skorzystał z okazji aby podzielić się swoimi logicznym wnioskami jakie płynęły z porównania bezzasadnych plotek. No i znów wracał do wcześniejszej dyskusji z początku dnia gdy tak przekomarzał się z Ulrichem no a potem jeszcze z Pirorą i Joachimem gdy ci do nich dołączyli.

- I zatańczyłem też z Nadine Bayer. I zapewniła mnie, że nie ma mi niczego za złe i wszystko między nami w porządku. I myślę, że dobrze to wróży naszym wspólnym planom na przyszłość. - powiedział wskazując wzrokiem na ową enigmatycznie ubraną dziewczynę co to nie do końca wpisywała się w ubiór szlachcianki na balu a Sana mówiła, że widziała u niej nowy tatuaż przy obojczyku. Ten brak scysji Eryk chyba brał za dobry omen i wieścił sobie sukces w dalszych kontaktach z tą panną.

- Och planujesz wspólną przyszłość z panna Bayer? No to faktycznie to lepiej mieć z taką osoba dobre stosunki. - blondynka uśmiechnęła się do siebie na te przechwałki Erika.

- No nie przesadzajmy z tą wspólną przyszłością. Ona nawet nie jest szlachcianką. Ale co to przeszkadza spędzić razem wspólną noc? - uśmiechnął się nie mogąc się nie pochwalić swoim spodziewanym sukcesem i znów spojrzał w stronę młodej kobiety o zgrabnej talii o jakiej rozmawiali. Wciąż tańczyła z kimś innym trochę dalej.

- Ach zapomniałam że na północy mezalianse są nadal czymś wstydliwym. - Pirora skomentowała, - No i fakt jak zainteresowani chętni to nie ma co sobie odmawiać.

- A u was na południu to nie? - zdziwił się szlachcic o ciemnej czuprynie. - A Nadia miła dziewczyna. Wesoła i towarzyska. Właściwie to jest z obsługi. Jej rodzice mają usługi na takie bale. Przyjeżdżają z jedzeniem albo robią na miejscu. Zwłaszcza jak tutaj gdzie nie ma własnej służby albo jest jej za mało to się oni przydają. No a jej rodzice zostają w mieście a ona tu przyjeżdża wszystkiego dopilnować. Ale zabawić przy okazji też się lubi. Sympatyczna dziewczyna no ale nie jest szlachcianką. - nieco rozwinął temat kim jest owa dziewczyna tańcząca trochę dalej z kimś innym.

- Fakt nie jest, choć brzmisz jakby ten fakt ją jednoczesnie szpecił i dodawal uroku. - Blondynka zastanawiała się czy Erick nie jest jednym z tych co by chcieli łamać normy ale zabardzo skuwają go łańcuchy rodzinnego honoru. - Czyżbyś był jedynakiem albo najstarszym synem?

- Środkowym. Dlatego zostałem na miejscu. Moje dwie siostry wyszły za mąż z czego jedna zamieszkała z mężem w Salkaten. To port ale w Ostlandzie, na wschód od nas. A druga tutaj. No i ja zostałem do zarządzania majątkiem rodziców. - wyjaśnił swoją rolę w swojej rodzinie. Musiał być nieźle sytuowany sądząc po bogatych haftach i zdobieniach na ubraniu.

- Ale ją lubię. Jeszcze nie miałem z nią osobistej przyjemności jeśli wiesz o czym mówię. Dopiero dzisiaj. Ale wcześniej rozmawiałem z nią parę razy na tych czy innych przyjęciach. Całkiem przyjemnie mi się z nią rozmawiało jak na kogoś kto nie jest ze szlachty to całkiem rozsądna osoba. - dorzucił dlaczego interesuje się tą zgrabną i gibką dziewczyną nawet jeśli nie miała w sobie błękitnej krwi.

- Ach czyli jak mój brat, też jedyny syn i przykuty do domu łańcuchem obowiązku, choć on jest za młody by zajmować się włościami. A szkoda bo ma talent do szermierki i pewnie wolałby iść jak twój kolega Ulrich jako rycerz. Niemniej rodzice go raczej nie wypuszcza poza granice Księstwa, już mi go żal. nie wie co traci. Moje siostry też już zamężne jedna w Hochlandzie, druga w Kislevie. - Pirora kontynuowała pogawędkę.

- O. To masz jeszcze brata? Ale chyba nie tutaj? - Erik pokiwał głową na znak, że rozumie i wydawał się być tym zainteresowany. - No i Hochland to nie jest aż tak daleko. Ale do Kisleva to kawał drogi. To można by rzec, że masz rodzinę po całym świecie. My też w pewnym sensie. No ale raczej taką daleką. Co to nawet moi rodzicie nigdy się chyba z nimi nie spotkali. To nawet w Altdorfie mamy podobno jakichś kuzynów. Ale większość to tutaj, w Nordlandzie. W ogóle to nasze rodzime włości to tam, pod tym przeklętym, elfim lasem na zachodzie. Ale dziadek był jednym z tych inwestorów co tu działali jak budowali to miasto. No i stąd się wzięliśmy tutaj. Od samego początku. - Ackerman pochwalił się swoimi rodzinnymi korzeniami. A specyfiką Neus Emskrank było to, że oprócz całej masy pustych budynków w których nikt nie mieszkał było to dość nowe miasto bo nawet stu lat nie miało na karku. W porównaniu do prastarych miast jakie mogły się szczycić tysiącletnią albo i dłuższą tradycją to to był miejski osesek.

- Nie, brat został w Averlandzie wraz z moją matką. Ojciec miał interesy na północy ale musiał wracać do domu a nam było wtedy bliżej tu niż do mojej ciotki więc mnie wysłał przodem a sam zawrócił. Jak wszystko u nich dobrze pewnie przyjadą gdzieś w czasie wiosny. - wymiana rodzinnych historii wydawała się dobrym sposobem na poznanie Erika - Ach więc jesteś jedną z rodzin założycieli to bardzo ciekawe pewnie macie ciekawe opowieści o tym miejscu z dawnych czasów.

- To jesteś tu sama? Bez rodziców i w ogóle bez rodziny? - Eryk mimo wszystko wyglądał na zdumionego tym odkryciem. Bo to była dość rzadka sytuacja aby młoda panienka przebywała sama bez rodziców i rodzinnych koneksji zwłaszcza w tak odległych dla siebie stronach. Poza katastrofami, infamią i wojnami to takie przypadki zdarzały się dość rzadko. Na tyle rzadko, że jak już się zdarzały to od razu rzucało się to w oczy.

- No a cóż, ród założycielski, tak, można tak powiedzieć. I opowieści, pewnie, znam mnóstwo! Ale to by się długo opowiadało. Może sobie gdzieś spoczniemy na te pogawędki? Albo nawet jakbyś miała ochotę to możemy się spotkać jutro. Będziesz na festynie? - zaproponował jakieś spotkanie czy od ręki po tańcach czy też jutro. A festyn pewnie ściągnie ludzi z całego maista i okolic to był dobrą okazją i pretekstem do towarzyskich spotkań.

- Ach mówisz z troską czy podziwem, że mój ojciec ufał na tyle że sobie poradzę że mnie puścił wolną w świat? - zadroczyła się do Erika - Mam moją ochrone i służbę, mam też podpisana umowę z miastem o zakupie kamienicy a dzisiaj jestem na Kuligu Froyi van Hansen. Raczej dobrze mi się wiedzie jak na dwa miesiące w mieście prawda? - Pirora posłała mu bardzo krnąbrny uśmiech.

- Będę jutro na festynie ciekawi mnie co władze zrobią w zamian stosu, jakby nie patrzeć stracili główną atrakcję. Ktoś planuje coś z towarzystwa czy proponujesz spotkać się gdzieś na poziomie? - Zapytała Pirora wołać przeznaczyć dzisiejszy dzień do poszerzania swoich kontaktów.

- A no tak moja pani, nie da się ukryć, że świetnie radzisz sobie w naszym pięknym mieście, tylko pozazdrościć. - Eryk przyjął te droczenie się z galanterią i podobnie się ukłonił oddając jej honor oraz całując w rączkę. Po czym wrócił do tańca i obrócił się jak ten tego wymagał gdy partnerka robiła w tym czasie swój obrót. Po czym mogli wznowić rozmowę.

- I widziałem, że także z Kamilą masz dobre relacje. O tej kapitan już nie mówię. A to ciekawe. Bo u nas najczęściej albo ktoś jest ze stronnictwa Kamili albo Froyi. Chociaż ty jesteś kobietą to pewnie inaczej patrzysz na te sprawy i nic niestosownego ci nie chodzi po głowie jak chodzi o te nasze obie najpiękniejsze panny w mieście. - powiedział z zaciekawieniem i przyjemnym uśmiechem. Trochę jakby jej zazdrościł, że w tak krótkim czasie udało jej się zjednać dwie tak różne od siebie a wciąż sławne, bogate i pożądane przez wszystkim damy. Ale chyba podejrzewał, że jako kobieta to miała z tym łatwiej w relacji z innymi kobietami niż on i inni kawalerowie.

- A jutro mówisz… No to może “Dwa klucze”? Wiesz gdzie to jest? Tam powinniśmy mieć nieco spokoju. - wrócił jednak do bardziej przyziemnych spraw jak choćby umówienie się na kolejne spotkanie już jutro.

- O wiem gdzie to jest byłam tam kiedyś na obiedzie podczas zwiedzania miasta. Ach pewnie mi łatwiej bo nie staram się o rękę żadnej z nich. I nie porównuje też ich bo obie sa tak inne od siebie że to nie uczciwe dla nich obu ta sztuczna rywalizacja jaka tutaj im nakreśliliście. Jeszcze bym zrozumiał jakby obie rywalizowały o coś lub o kogoś i wtedy było przynajmniej ciekawie patrzeć ale tak jak widzę to bardziej ci co już uznali że wolą jedną czy druga przekomarzają się bardziej która jest lepsza. - Blondynka podzieliła się bardziej wyczulonym spostrzeżeniem na temat tej całej rywalizacji.

- No tak… Chyba tak… Chyba można tak na to spojrzeć… - Eryk wydawał się być przez chwilę zbity z pantałyku tą argumentacją. Jakby nigdy wcześniej takie myślenie nie przyszło mu do głowy.

- No chyba masz rację. Kamila to tak bardziej sztuką się interesuje. A Froya… No cóż, chyba sama wiesz. - powiedział jakby teraz próbował połączyć fakty. Ale wolał niekończyć na głos o ekscentrycznych upodobaniach dorosłej córki van Hansenów.

- Ale dobrze, dobrze, że tak ci się układa z nimi obiema. Może inni też pójdą twoim śladem. A jutro jak by ci pasowało? Gdzie mam po ciebie przyjechać? Z samego rana to będziemy stąd wracać to nie ma co. Południe, tak na obiad, myślę, że byłoby w sam raz. - zaczął mówić o obu arystokratkach ale szybko wrócił do swoich planów na jutro i to niezbyt związanych z kórąś z nich tylko z kobietą z jaką rozmawiał i tańczył w tej chwili.

- To może spotkajmy się na miejscu? Będziemy mieli czas by się ogarnąć i przejść się wcześniej po atrakcjach festynu przynajmniej części porannej. - Blondynka zaproponowała.

Po tańcu
- Ach ty musisz być Nadine Bayer, pozwól że się zapoznam z tobą. Pirora van Dake. - Blondynka zagadała do dziewczyny o jakiej wspomnialu jej kolezanki i sam Erik. Wyciągnęła dłoń do uścisku przyjaznego uścisku. - Słysząłam, że miedzy innymi dzięki tobie ten kulig jest udany przynajmneij od strefy kulinarnej.

- Miło mi cię poznać. I cieszę się, że nasze jedzenie przypadło ci do gustu. Ty jesteś koleżanką tej kapitan? Rose de la Vega. No muszę przyznać, że miałyście świetne wejście. Dawno nie widziałam aby ktoś zrobił w towarzystwie taką furorę. - młoda kobieta kiwnela głową na znak, że Pirora właściwie ją zidentyfikować. Uścisnęła jej dłoń i uśmiechnęła się ciepło i życzliwie. Mówiła swobodnie mimo, że raczej wiedziała iż rozmawia z szlachcianka a sama nią nie była. Widocznie była nawykła do obecności i rozmów z wyższymi sferami skoro zachowywała się tak naturalnie i swobodnie. Wychowanie też musiała odebrać jak należy bo mimo wszystko była grzeczna i okazywała szacunek rozmówczyni. Ubrana zaś była w prostą suknie bez ozdób. Chociaż z bliska dało się dostrzec pewne zdobienia. Na ulicy pewnie można by ją było wziąć za córkę, żonę albo narzeczona jakiegoś kupca lub urzędnika. Całkiem wpadającą w oko. Chociaż tutaj, na balu gdzie śmietanka towarzyska ubrała swoje pawie piórka to wyglądała jak trochę lepsza służąca. Co było w sam raz dla kogoś z obsługi aby nie powstało wrażenie, że stara się uchodzić za szlachciankę. Na obojczyku zaś widać było kawałek tatuażu jaki wystawał spod dekoltu sukni. Pewnie o nim mówiła Petra. Wydawał się dość nowy. Może nie z wczoraj ale pewnie nie miał więcej niż kilka miesięcy albo rok.

- Trudno będzie to przebić, teraz się martwię, że już mnie zaszufladkowano jako “osobę towarzyszącą pani kapitan”, a nie ‘to ta przejezdna z Averlandu co kupiła nawiedzona kamienicę”. - Blondynka zaśmiała się do Nadine. - Właśnie, wprawdzie jest duże prawdopodobieństwo, że spotkamy się na kolejnych przyjęciach ale gdzie zgłosić się w mieście jakbym potrzebowała zamówic taką organizację spotkań towarzyskich?

- To do “Katowskiej”. - odparła szybko panna Bayer nie tracąc pogody ducha i sympatycznego uśmiechu. - No wiem, taka straszna nazwa. Ale to naprawdę tylko nazwa, nic tam się takiego nie dzieje. Po prostu tam kiedyś był loch, i kat urzędował. Znaczy tak z urzędu. Ale potem przenieśli to katowskie urzędowanie gdzie indziej i to dawno, jeszcze byłam mała. I moi rodzice nawet napisali pismo do ratusza o zmianę nazwy i się w końcu parę lat temu udało. Bo kupili to miejsce bo tanie było bo nikt nie chciał mieszkać ani urzędować po kacie. Ale dużo tam miejsca jest, kuchnię zrobiliśmy no i tam nie ma nic strasznego. Wszystko już dawno wysprzątane. No ale jak ludzie się zawezmą to wszystko na nic. I do dziś mówią, że to “katowska”. Jak mówię, że to na Farbiarzy to każdy wie ale jak pyta gdzie dokładniej to i tak wychodzi, że “na katowskiej” albo “u kata”. - szybko wysypała się z tej drobnej, rodzinnej niedogodności związaną z niefortunną nazwą jaka wcale nie kojarzyła się z kulinariami. Pirora też jakoś tam nie była osobiście i niezbyt obiła jej się o uszy ta nazwa.

- No mniejsza z tym. Jakbyś chciała złapać kontakt to najlepiej tam. Tam zawsze jest ktoś z moich rodziców albo ja. Tylko jak gdzieś wyjazdowo tak jak dziisaj to ja zazwyczaj jeżdżę ale to rodzice wszystko pilnują tam na miejscu. A myślisz o jakimś przyjęciu? Bo jak chcesz coś zorganizować to powiedz gdzie i kiedy to może się dogadamy. - szybko spróbowała złapać możliwy kontakt na obsługę kolejnej zabawy ledwo Pirora jako potencjalna klientka coś wyraziła chęć w tej materii.

- A z tą twoją kapitan to się nie dziw. Ja to bym bardzo chętnie podczepiła się pod kogoś takiego. Znajomość z kimś takim to jest coś. Ale jaką nawiedzoną kamienicę kupiłaś? - wróciła jeszcze do tej wzmianki o estalijskiej oficer oraz o kamienicy co tak trochę żartobliwie wspomniała blondynka.

- Bursztynowa siedemnaście. Jak już tam się wprowadzę i doprowadze wnętrze do użytku wypadałoby pokazać tutejszym jak budynki się trzęsą kiedy Averland świętuje. Mam świetne kucharki w służbie, ale one tylu gości nie ogarną. Więc pewnie będę do was przychodzić po asystę. Choć ty mi wypadasz na kogoś kto powinien u mnie bawić się jako gość nie jako organizator. - Pirora wyjawiła swoje plany i nową kamienicę.

- Oh naturalnie! Zapraszam cię serdecznie, bardzo chętnie cię obsłużymy. Właśnie specjalizujemy się w organizowaniu takich zabaw. W razie potrzeby dostarczamy całą obsługę, kucharzy, kuchcików, barmanki, kelnerki no wszystko na najwyższym poziomie, także nie przyniesiemy ci wstydu. Zresztą no zobacz, choćby Carla jest od nas. - kobieta żywo pokiwała głową, że jest jak najbardziej chętna takiej propozycji i na dowód wskazała na kelnerkę z tacą jaka przechodziła obok nich. Chyba nawet tą samą co rano Eryk tak niezbyt górnolotnie trzepnął w tyłek. Teraz jak usłyszała swoje imię zatrzymała się i spojrzała w ich stronę niepewna czy powinna do nich podejść.

- Uśmiechnij się Carla ładnie do panienki, właśnie jej wmawiam jaki mamy profesjonalny i rzetelny personel do usługiwania gościom. - Nadine widząc, że jej pracownica się zatrzymała wykorzystała to jakby do surowego zwrócenia jej uwagi. Ale zabrzmiało to dość żartobliwie. Dziewczyna z tacą uśmiechnęła się do nich ładnie i ładnie dygnęła pomimo trzymanej w dłoniach tacy.

- No a ja to na pewno bym była zaszczycona takim prywatnym zaproszeniem. Bywam w tylu domach, dworkach, pałacach i rezydencjach, że chyba mało którego nazwiska jakie warto znać w tym mieście nie znam. Ale tak zwykle służbowo i od kuchni, że tak powiem. - wyjaśniła Pirorze wesołym i nieco żartobliwym tonem. To nie było dziwne bo skoro nie była szlachcianką to poza służbowymi interesami dziwne by było jakby ktoś ją zapraszał tak prywatnie.

- I Bursztynowa 17 mówisz? To gdzieś blisko Placu Targowego… W samym centrum… Nawiedzona kamienica? Ooo! Wiem! To ta co zabija swoich domowników! - zmrużyła oczy gdy próbowała sobie w głowie zwizualizować adres. Trochę to trwało ale nagle uzmysłowiła sobie o którą kamienicę może chodzić.

- Dokładnie ta. - Pirora powiedziała i odpowiedziała uśmiechem do kelnerki częstując się jednym z trunków przez nią roznoszonym. I dodała trochę z tym mrocznym poczuciem humoru. - Więc lepiej mnie poznawać teraz bo nigdy nie wiadomo kiedy mnie ten dom wykończyć.

- Oj to prawda! Byłaby taka szkoda! - roześmiała się dziewczyna od kulinarnego organizowania zabaw i złapała za dłoń blondynki jakby chciała ją zatrzymać zanim ta zniknie na dobre w trzewiach tego przeklętego domu. - O naszej piwnicy też krąży zła fama. Do dziś tam jest prycza z obręczami do mocowania więźniów. Ale tej celi używamy jak magazyn a pryczy jako stołu do krojenia. Trochę ciarki przechodzą jak się tam jest i widzi te graty. - dodała jakby też chciała pochwalić się jakaś niecodzienna historią związaną z miejscem zamieszkania. Ale roxesniala się nie chcąc straszyć rozmówczyni ponurymi historiami i wróciła do lżejszych.


- Wyglądasz mi na kobietę jaką warto poznać bliżej. Musisz mieć wiele historii i przygód do opowiedzenia. Zwykle jak tu pojawia się jakaś panna z dalekiej prowincji bez żadnych koneksji to nie robi takiej furory jak ty. - powiedziała do niej wciąż trzymając jej dłoń i lekko nią potrząsając jakby dla podkreślenia swoich słów.

- Nie przesadzałam bym z tymi przygodami, ale byc może faktycznie mam pare ciekawych opowieści. A moja służka ma parę ciekawych przepisów na dania typowe dla Averlandu które mogłyby wprowadzić pewną nowość do waszego repertuaru. Tylko nie myśl że zaczynam się żalić na jedzenie, wszystko tutaj jest przepyszne. Po prostu na moje przyjęcia chciałabym wprowadzić coś z rodzinnych stron a jeśli komuś przypadnie do gustu nie mam problemu żeby te przepisy były przez was używane później. - Pirora nie uwalniała się z uścisku Nadine a także zachęcała ja jeszcze bardziej do bycia przez nią pamietaną.

- O, to by było coś. Coś interesującego. Potraw z Averlandu to jeszcze nie mamy. Bardzo chętnie byśmy się tego nauczyli. Więc jakbyś była uprzejma podesłać tą służkę z przepisami to byśmy byli bardzo zobowiązni. - dziewczyna pokiwała energicznie głową i wydawała się żywo zainteresowana ofertą blondynki. - A my na te pogaduszki to najwyżej się umówimy kiedy indziej. Nie chciałabym się bezczelnie narzucać. Ot, jakby ci kiedyś pasowało w wolnym czasie to na pewno będziesz mile widziana. - Nadine uśmiechnęła się serdecznie i wydawała się być chętna kolejnemu spotkaniu ale nie odważyła się więcej zabierać czasu szlachciance.
 
Obca jest offline  
Stary 09-04-2022, 12:10   #545
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację

Wellentag; kryjówka kultystów

Ten dzień bez światła dnia, jaki w pdziemiach upływał w świetle świec, lamp i paleniska upływał dość leniwie. Przy śniadaniu złożonym z chleba i zupy rybnej z winem albo piwem do popicia każdy kto chciał powiedział swoje. I zostało czekać, rozejść się do swoich zajęć i jakoś wytracić ten czas. W końcu Sebastian zdecydował się wyjść na miasto aby skontaktować się ze Strupasem w sprawie odzyskania czegolwiek z jego mieszkania. Merga wróciła na dół do swojej kwatery. Dziewczyny chwilę posiedziały z Egonem i Silnym ale, że ci niezbyt się nimi interesowali to po umyciu śniadaniowych naczyń poszły do siebie. Więc jak przyszedł Vasilij to w głównej izbie zastał porządek ale tylko ich obu.

- Dalej trzepią całe miasto. Jak tu szedłem sprawdzali mnie trzy razy. - powiedział zdejmując czapkę i rzucając ją na stół. Podszedł do garów jakie stały na kuchni, sprawdził co tam jest i czerpakiem nalał sobie grzańca.

- A co u was? - zagaił zerkając na obu kolegów siedzących przy stole.

Egon popijał wino leniwie. Niewiele było do zrobienia, toteż skwapliwie odbierał czas na odpoczynek, bowiem wiedział, że wkrótce nie będzie tak łatwo - sprawa z Gustawem i kanałami sprawiały, że daleki był od koncepcji odpoczynku.

- A, pali licho - odparł Egon. - Ale w kanałach? Gówno nam zrobią, stracha mają, Co, Cichy? Bierzemy i zbieramy się, trzeba w końcu zbadać te tunele, aby wieszczka była bezpieczna. Mus nam zobaczyć, co tam też było pod kanałami pod miastem. Zbierzmy się, ja, Silny i ty…

- Nie bym był taki pewny. Znaczy, że kanałów nie będą sprawdzać. W końcu zwialśmy z lochów kanałami a oni poszli naszym tropem. I nie wiem czy to prawda ale podobno kanalarzy i przemytników co z nich korzystają biorą na spytki. Trójhaka nikt nie może znaleźć. - oznajmił herszt przemytników zmartwionym głosem. Sam był jednym z nich chociaż oficjalnie to miał magazyn i był kupcem. Nie było pewne czy taka maska wytrzyma jakieś dokładniejsze sprawdzanie albo czy ktoś go nie wskaże pościgowi. Dlatego usiadł za stołem obok kolegów.

- Egon chce pójść tam na dół. Tam co to coś załatwiło tego twojego chmyza. Tam głęboko. - Silny odezwał się po chwili aby dopowiedzieć o czym właśnie gadali z gladiatorem. Cichy pokiwał głową na znak, że rozumie i namyślał się chwilę.

- We trzech? Trochę mało. Może poczekamy aż Norma wróci? Rano mówiła, że idzie do tych swoich drwali czy kogo tam. To chyba powinna wrócić. Albo te dwie weźmy. Nie wiem co one umieją. Nie wyglądają zbyt groźnie. Ale chociaż lampy by miał kto trzymać albo co. Bo wtedy to nas było pół tuzina. A Norma i Kornas prawie padli. - powiedział patrząc na dwóch kolegów.

- Poczekajmy zatem - Egon machnął ręką. - Kurwa! Tyle czekania od czasu tej cholernej pogoni łowców czarownic to w życiu jeszcze nie robiłem, lada dzień mi rzyć odpadnie. Czekajmy więc na tą Normę.

Ostatecznie, wielki wojownik wzruszył ramionami i usiadł, czasem tylko posapując ze zniecierpliwienia.

- To się lepiej przyzwyczaj. Jesteśmy najbardziej poszukiwanymi zbiegami. A oni nie przestaną szukać w dzień czy dwa. - Silny wzruszył ramionami dając znać, że mleko już się rozlało i wiele na to poradzić nie można. Ponieważ samo siedzenie i czekanie było dość nudne to Vasilij wyjął woreczek z kośćmi. I zaczęli grać dla zabicia czasu. Rozegrali ich sporo bo jedna tura na tak niewielu graczy zajmowała chwilę. Silny i Vasilij rozmawiali monotonnym rytmem o różnych karczmach, adresach, ulicach i ludziach jakich znali. A co Vasilij opowiadał, że straż tam weszła, że kogoś zgarnęli, ktoś uciekł, ktoś inny się ukrywa i tak dalej. Poszukiwania musiały odbić się na całym mieście i słuchało się tego dość przygnębiająco. Wyglądało jakby na powierzchni nie było bezpiecznego miejsca gdzie prędzej czy później straż nie zajrzy. A i tak co jakiś czas tam wracali. Grali i rozmawiali bez pośpiechu gdy pobrzękiwanie kolczugi zapowiedziało wejście norsmeńskiej wojowniczki. Weszła i przywitała się po kislevsku powtarzając manewr Cichego aby się napić czegoś ciepłęgo z garnka.

- To ja pójdę po Lily. Ona chyba coś duka po kislevsku. - zaoferował się herszt przemytników i gdy Norma zagadała coś wesoło do Silnego i Egona chyba pytając o grę w kości bo na nie pokazywała to wrócili Vasilij i dziewczyna o liliowych włosach.

- Dobra, w takim razie chodźmy - rzekł Egon. - Ja, Vasilij, Silny i Norma. Standardowy sprzęt, czyli ubrania do kanałów, broń, latarnia, lina, kreda, łom i trochę żarcia, bo nie wiadomo, ile tam będziemy. No i kawałek pergaminu, żeby jakoś to zmapować. Wezmę swój topór od Mergi.

- Ja pierwszy z Silnym, za nami Cichy, za nim Norma go ubezpiecza od tyłu. Idziemy w rejony tych grot, co żeśmy po raz pierwszy widzieli, jak żeśmy za tym cudakiem się wypuszczali. Idziemy tak długo, aż coś znajdziemy albo skonczy się grunt. Trzeba by ocenić, czy nie damy rady natrafić na jakąś potencjalną kryjówkę. Albo jeszcze lepiej, parę kryjówek rozlokowanych w paru miejscach.

Po czym wstał i ruszył, aby obwieścić wieszczce swoje zamiary.

---


Tunele pod kanałami


No to poszli we trójkę. Merga gdy do jej kwatery poszedł Egon wysłuchała go spokojnie po czym skinęła swoją rogatą głową. Oddała mu jego topór inforumjąc, że jest już umagiczniony i życzyła mu powodzenia w jego używaniu jak i wypadu pod ziemię. Potem jeszcze Lilly i Gretchen spakowały im paczki z kanapkami i kiełbasą, napełniły manierki i bukłak oraz naszykowały lampy do zabrania. I odprowadziły do otworu gdzie było zejście do kanałów. Też życząc im szczęścia i machając wesoło na pożegnanie. A potem były kanały. Brudne, mokre i śmierdzące kanały. W jakich było widać tylko tyle co sięgał promień z trzymanej lampy. Czyli dość dobrze na kilka kroków dookoła i coraz mniej wyraźnie może na tuzin dalszych.

Szli tymi kanałami pod przewodem Vasilija który znał drogę. Tak dotarli do znajomej dziury jaka prowadziła do prawie pionowego komina prowadzącego w dół. Znów trzeba było się wspinać schodząc na dół. Co wcale nie było łatwe bo trzeba było mieć wolne obie ręce i nogi. A do tego w sporej mierze robiło się to po omacku lub w niewyraźnym świetle. A i trzeba było wchodzić czy schodzić nim pojedynczo. Co gdyby wróg siedział im na karku było bardzo niebezpiecznym miejcem. Bo trudno było się bronić będąc przyczepionym prawie po omacku do ściany.

Potem był ten kawałek nierównego tunelu który prowadził od tego pierwszego rozwidlenia. W lewo i w prawo. I jeszcze kawałek do tego korytarza gdzie walczyli z tym wielkim potworem. Teraz już go nie było. W ogóle. Ani truchła, ani kości, ani nic takiego. Dla Egona to nie bardzo było widać co tu się stało gdyby tego nie wiedział. Vasilij jednak jak oglądał podłogę to coś mógł powiedzieć więcej.

- Chodzą tędy. Nie są takie duże jak ten co go usieklismy. Ale więcej niż jeden. Może kilka. Mają łapy zamiast stóp. Takie z pazurami. Dają duże kroki. Może biegły a może są jakieś pokraczne. Już jakiś czas temu. Może z parę dni, może tydzień. Trochę trudno powiedzieć w podziemiach. Bo jak nie ma wiatru ani wody to ślady mogądłużej przetrwać niż na powierzchni. - tłumaczył kolegom co widzi. Bo z Normą bez tłumacza i tak nie dało się porozumieć poza migowym i najprostszych znaków. Ale jak nie przyszli tu oglądać marnych śladów ostatniej podziemnej walki to ruszyli dalej. W tunele w jakich ich do tej pory nie było.

- Spore to jest. Nie zgubimy się? - Silny mruknął podnosząc lampę nieco wyżej. Te podziemia przypominały norę jakiegoś zwierzęcia. Brakowało im regularności cywilizowanych ras. Wyraźnego rozróżnienia na ściany, podłogi i sufit. Tu najczęsciej nie było wyraźnej różnicy nawet z zachowaniem poziomu było trudno. Czasem te korytarze wznosiły się mniej lub bardziej a czasem opadały. I miały sporo rozgałęzień. W lewo i w prawo. Prawie prostych i pod skosem. W podłodze i suficie. Przypominało to jakiś podziemny labirynt szaleńca. Tam i tu trafiali na coś większego. Czasem przypominało to po prostu poszerzenie korytarza i trudno było to uznać za salę, pokój czy coś takiego. A czasem to była jakieś większe coś. Co można było traktować jak odpowiednik pomieszczenia. Chociaż tylko pod względem wielkości. Kształt, dość niski sufit po którym takie wielkoludy jak Silny i Egon prawie szorowali głowami. Ciemność i wilgotny zaduch. To wszystko sprawiało, że nawet ta jeszcze mocno improwizowana kryjówka pod ruinami wydawała się swojskim i znajomym miejscem. No i tam nie było tego smrodu. Tu się go czuło. Wszędzie. Czasem zwiększał on swoje natężenie czasem rzedniał. Ale czuło się ten charakterystyczny, zwierzęcy zapach jaki zwykle uznawano za niepożądany. A tu nie było okien aby go wywietrzyć.

- Mamy tą mapę. Chociaż trochę mi nie wyszła. Robiłem znaczek co dwadzieścia kroków. Ale nie wiedziałem, że to takie duże będzie. I kartka mi się skończyła. Ale nic to. Mogę trafić z powrotem po naszych śladach. - Vasilij nieco uspokoił obawy łysego mięśniaka. Chociaż plan ze zrobieniem mapy nie bardzo im wyszedł w praktyce. Z drugiej strony teren był dla nich nowy a nikt z nich nie bardzo znał się na robieniu map i innych takich papierów. Norma się coś odezwała. Ni zrozumieli co mówi. Ale pokazała na swoje ucho. A potem toporem w dal, na mrok którejś odnogi tunelu.

- No. Są gdzieś tam. Obserwują nas. Też ich co jakiś czas słyszę. Wiedzą, że tu jesteśmy. - Vasilij też tam spojrzał i schował zapisaną kartkę za pazuchę. Właściwie Egonowi też udawało się co jakiś czas usłyszeć dziwne i podejrzane odgłosy płynące gdzieś z ciemności tuneli. Ale jak dotąd ani razu nie natrafili na to co mogłoby je wydawać.

Egon wzruszył ramionami jednak na tę uwagę.

- Są i nie atakują. Znaczy się, albo próbują się na nas zakraść, albo zbyt wielkiego pietra mają, żeby podejść.

- Kwestia, co zrobić z nimi to rzecz, którą trzeba przegadać z Mergą albo Starszym. Oni mogą wiedzieć, jak z nimi gadać albo się komunikować, a póki nie atakują, robić nie trzeba niczego.

- Idźmy dalej - rzekł Egon. Wszak na razie nie znaleźliśmy jeszcze niczego, co przydałoby nam się na dłuższą metę, bo przerobienie tych śmierdzących lochów to wszak nie nasza robota.

Egon nie miał pojęcia, w jaki sposób on i jego drużyna mieliby wpuścić świeże powietrze to tych podziemi, w których panował zaduch. Może i dałoby się wywiercić jakieś tunele na górę, ale… Nie, to brzmiało jak zbyt wielki absurd.

Merga mogła znać te zmutowane bestie - imaginował Egon, łącząc wielkie rogi czarownicy z dziwacznymi wynaturzeniami, które żyły w wiosce poza miastem. Jeśli tubylcy byli czymś więcej niż tylko stworami na poziomie zwierząt, ich obecność można wykorzystać dla sprawy kultu.

Mijali kolejne tunele, kolejne rozwidlenia i można było się czuć jak podczas wędrówki trzewiami przedpotopowego lewiatana. Nie było wiadomo czego się spodziewać dalej gdyż wzrog ginął w ciemności ledwo kilkanascie kroków od latarni. Trudno było złapać perspektywę i skale w tych tunelach. Musiały być jednak ogromne. I nie były puste. Podziemne stworzenia,czymkolwiek albo kimkolwiek były w końcu zdecydowały się na jakąś interwencję. Egon z towarzyszami odkryli to gdy z ciemność wypluła strzały lecące w ich kierunku. Co prawda, żadna nie trafiła ale widocznie natrafili wreszcie na opór. Tyle, że łuczników, pewnie trzech czy czterech, wcale nie było widać.

Egon dobył topór, patrząc, z której strony nadleciały strzały.

- Padnij i do ścian - zawołał Egon, wiedząc, że w ten sposób zmniejszy prawdopodobieństwo zebrania strzałą.

Co do zgaszenia lampy, darował sobie. Bestie widziały w ciemnościach tak dobrze, jak ludzie za dnia, więc to by tylko utrudniło im sprawę.

- Powoli wycofujemy się - rzekł Egon, stwierdzając, że odpór w postaci strzał był czymś więcej, niż czego się spodziewał. - Wystarczy tyle, spadamy stąd!

Następnym razem przyjdzie się i wyposaży się w jakąś pawęż albo stalową tarczę, aby uniknąć ostrzału. Na zwykłej misji zwiadowczej nie było co ryzykować.

Odwrót szybko przekształcił się w zwykłą ucieczkę. Nie było się co dziwić. Z ciemności po tych pierwszych kilku strzałach wypadły kolejne. I kolejne. A na ich czwókę nikt nie miał nawet jednej tarczy aby się zasłonić chociaż trochę przed nadlatującymi pociskami. Trzymanie się obłych ścian trudno było powiedzieć czy przynosiły jakieś korzyści czy nie jeśli chodziło o branie na cel. Chociaż w pierwszej chwili tak właśnie zrobili jak krzyknął Egon. Natomiast nijak to nie chroniło przed ostrzelaniem przez łuczników. Dość szybko więc cała czwórka doszła do wniosku, że póki są w zasięgu rażenia wrogich łuków którym nijak nie są w stanie się odgryźć trzeba stąd spadać. Zwłaszcza, że strzały w sporej mierze trafiały w sufit, podłogę czy ściany ale w swojej masie w końcu któraś musiała trafić któregoś z kultystów. I tak co jakiś czas jak nie Egon to Silny, Norma albo Vasilij krzyczeli boleśnie ugodzeni grotem wbijającym się w ciało.

Podczas tego odwrotu trudno było znaleźć drogę powrotną. Bieg pod ostrzałem nie sprzyjał rozglądaniu się dookoła. A wszystkie korytarze wydawały się takie same. Obłe, brzydkie i bez znaków szczególnych, jeden podobny do drugiego. Prowadził ich Vasilij jaki biegł z lampą i co jakiś czas zatrzymywał się i gorączkowo spoglądał w dół aby sprawdzić czy tędy szli. W końcu dobiegli do tego pionowego, koślawego komina jakim trzeba było wspiąć się do poziomu kanałów. Ale pojedynczo, jedno za drugim. A już wszyscy zdążyli oberwać od strzał łuczników.

- Dobra, Cichy i Norma pierwsi, zaraz po nim ja i Silny - rzekł Egon, ponaglając uciekających.

Pomógł zarówno Cichemu, jak i Normie podnieść się, a potem sam zaczął się wspinać. Silny zebrał najmniej, więc powinien iść ostatni.

Najpierw Vasilij władował się w postrzępiony otwór skalnego komina jaki prowadził do kanałów. Za nim reszta. Wspinaczkę tym kominem odbywali już któryś raz z kolei i do tej pory wymagała ona pewnej uwagi ale jednak jak dotąd nie przysporzyła nikomu zbyt wielkich trudności. Do tej pory jednak nie robili tego pod presją czasu i strzał jakie raziły ich plecy. Więc zrobiło się z tego spore wyzwanie aby jak najprędzej dostać się na górę i umknąć niewidzialnym wrogom.

Ranny wcześniejszymi trafieniami Cichy nie był ekspertem od wspinaczki a i kondycją fizyczną jaka była przy nich istotna też nie powalał. Ale robił co mógł aby nie blokować przejścia kolegom. Udało mu się wróćić do kanałów w przyzwoitym czasie. Chociaż Norma to mu dosłownie deptała po piętach. Dało się wyczuć, że ją spowalnia i mogłaby go minąć jednak nie było na to miejsca. Na górze wyskoczyła więc zaraz po nim. Egon i Silny też za bardzo nie zajmowali się wspinaczką ale nadrabiali siłą fizyczną. Chociaż doszły ich kolejne pierzaste pociski to obaj dali radę dołączyć na górze do pierwszej dwójki. Tam dopiero była chwila aby w świetle jedynej lampy się ogarnąć. Okazało się, że każdy z nich oberwał od tych strzał lecących w ciemności i to na tyle, że to już ich bolało i spowalniało. Chociaż jeszcze niezbyt poważnie.

Egon wyszedł z komina. Oberwali nieco, ale i tak bilans tego wszystkiego był znacznie lepszy niż ich ostatnie starcie w podziemiach, gdzie skończyło się na trupach ludzi Vasilija i wszystkimi, poza Egonem, ciężko rannymi. Jeśli ten wielki bastard, którego zatłukli wtedy był ich przywódcą, to zaiste tamta banda nie próżnowała. Co więcej - zamiast gryźć i drapać, tamci mieli strzały i łuki.

- Pogadamy z Mergą i Starszym na ten temat - rzekł Egon. - Wrócimy po nich, ale następnym razem będziemy przygotowani.

I było to na tyle. Pozostało wrócić śmierdzącymi tunelami do ich kryjówki.

Cytat:
Mecha 89


Efekt ostrzału w podziemiach

01 - 10 Egon x2 po trafieniach 14 > 12/17 s.ranny (-10)
11 - 20 Silny x2 po trafieniach 16 > 14/16 s.draśnięty (0)
21 - 30 Vasilij x2 po trafieniach 12 > 7/12 s.ranny (-10)
31 - 40 Norma x3 po trafieniach 15 > 13/15 s.draśnięty (0)


rzut: https://orokos.com/roll/938882


Ostrzał przy kominie:

Vasilij: https://orokos.com/roll/938979 90 > 0 trafień = 7/12 (-10)

Norma: https://orokos.com/roll/938980 92,40 > 1 trafienie = 13 > 8/15 (-10)

Egon: https://orokos.com/roll/938981 99,96,8 > 1 trafienie = 12 > 11/17 (-10)

Silny: https://orokos.com/roll/938982 37,28,84,58 > 2 trafienia 14 > 12/16 (-10)
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 10-04-2022, 02:01   #546
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Joachim - wizyta w domku von Richterów


Dworek von Richterów niczemu nie ustępował splendorem temu jaki posiadali von Hansen. Wabił wzrok przyjemnie rozśweitlonymi prostokątami okien w tym zimowym wieczorze. Ktoś ze służby wyszedł aby zadbać o sanie i przywitać swoich państwa. A państwo gospodarzy zaprosiło gości do ogrzanego salonu z wielkim kominkiem i trofeami myśliwskimi zawieszonymi nad nim i wokół niego.

- Rozgoście się proszę. Jakby ktoś się chciał odświeżyć to tam jest łazienka a tam dalej pokoje. - Thomas wyśmienicie się sprawdzał w roli dobrego pana domu jaki dba o swoich gości. W salonie czekał stół z kolacją chociaż i tak na wieczornym balu zaplanowanym u van Hansenów jedzenia pewnie nie zabraknie. Ale możliwe, że ktoś by miał ochotę coś zjeść albo skosztować po takiej przejażdżce. On i Madeleine zapraszali aby skorzystać ale nie byli namolni. Rose i Froya nie czuły żadnego skrępowania aby się poczęstować pucharem z wybraną zawartością. A i pozostali poszli w ich ślady.

- Bardzo przytulne miejsce, idealne żeby odpocząć po udanym polowaniu. Ta kolekcja robi wrażenie, czy mi się wydaje czy widzę futro białego wilka? - Czarodziej skomentował, przyglądając się trofeom. Robiły wrażenie, chociaż nie znał się za bardzo na polowaniach. To nie był jego świat, choć zaczynał mu się coraz bardziej podobać, mimo że był tu intruzem… - pokręcił głową, nie miał teraz czasu na takie przemyślenia. Był tutaj po to by wkradać się w łaski miejscowej szlachty i na tym powinien się skupić.
- Przyznam się, że nie niewiele wiem o rodzie von Richterów. Jesteście tutaj równie długo jak van Hansenowie? - spytał się Thomasa.

- Myślę, że można powiedzieć, że tak samo. - Thomas spojrzał na Froyę z delikatnym uśmiechem.

- Tak, myślę, że można powiedzieć w ten sposób. Oba nasze rody działały tu już podczas gdy budowano to miasto. - blondynka pokiwała głową zgadzając się z takim stwierdzeniem.

- Tak, my, von Richter, pochodzimy z rodu o znacznych tradycjach rycerskich jak można się domyśleć po nazwisku. Tylko nasze tradycyjne ziemie leżą bardziej na południu prowicnju. No ale nasz dziadek mocno zainwestował w budowę tego portu i miasta. No a potem jak cała sprawa upadła no to w ramach rekompensaty nadano mu nieco nieruchomości w mieście i ziemie w okolicy. Zresztą z van Hansenami i paroma innymi rodami było podobnie. Więc można powiedzieć, że stąd wzięli się ci co nadal stanowią elitę w tym mieście. A zapewne sporo osób mieliście okazję poznać dzisiaj. - Thomas chętnie wdał się w dyskusję o swoich rodowych korzeniach.

- Te wszystkie bestie padły z ręki Thomasa. Ja zaś po panieńskim nazwisku to jestem von Niedenmayer. My z kolei pochodzimy bardziej ze wschodu, właściwie to nasze ziemie ciągnęły się po obu stronach granic z Ostlandem. Jakbym się uparła mogę udowodnić swoje ostlandzkie pochodzenie. - odezwała się czarnowłosa małżonka gospodarza dorzucając coś od siebie.

- Tak, to prawda. Te wszystkie bestie padły z
- A ty Joachimie? Skąd pochodzisz? - zapytał gospodarz patrząc z sympatią na goszczącego u nich magistra.

- A, nic czym mógłbym się pochwalić - młody czarodziej odparł skromnie.
- Urodziłem się w mieszczańskiej rodzinie na przedmieściach Altdorfu - skłamał, mając nadzieję, że po tym jak spędził w tym mieście 10 lat udało mu się nabyć odpowiedniego akcentu. Przez chwilę przyszło mu do głowy, że jego mistrz wysłał go tutaj właśnie po to, by mieć na niego haka, no bo dlaczego akurat tutaj? Bo to on przecież załatwił mu w tym mieście stanowisko rezydenta Kolegium. I to kilka miesięcy po tym, jak ujawnił swojemu uczniowi, że potajemnie jest wyznawcą Tzeentcha i go zwerbował.

- Pewnie gdyby nie odkryto mojego talentu nigdy bym stamtąd nie wyjechał - odparł, mając nadzieję że chwilowe zamyślenie nie wzbudzi podejrzeń. Nie powinien tak błądzić myślami.

- W takim razie muszę pochwalić Pana umiejętności łowieckie Panie Thomasie.

- A to faktycznie szkoda, że projekt z tym miastem nie wyszedł tak jak planowano, ja wierzę że to miejsce ma potencjał. Słyszałem, że w porcie poza zimą jest całkiem duży ruch - dodał po chwili chcąc zmienić temat.

- No może Marienburg czy Erengrad to to nie jest. Ale tak, na nasze skromne potrzeby to raczej wystarcza. - Thomas pokiwał dobrodusznie głową i popatrzył na swoją małżonkę i resztę szlachetnych gości.

- No tak, mam takie dziwne wrażenie, że aby osiągnąć poziom tych portów to jednak troszeczkę trzeba by nad tym jeszcze popracować. - odezwała się de la Vega z dyplomatycznym uśmiechem. W sprawach morskich była największym ekspertem w tym gronie. Chociaż i bez niej wszyscy tutaj sobie pewnie zdawali sprawę, że tutejszy port jest dość prowincjonalny w stosunku do wspomnianych pełnomorskich portów z tradycjami sięgającymi wieki wstecz.

- A dlaczego wyjechałeś z Altdorfu? Przecież tutaj w porównaniu do stolicy całego Imperium to głęboka prowincja. - Kamila też włączyła się do rozmowy zagajając magistra zaciekawionym tonem.

- Kolegia często wysyłają nowych magistrów jako rezydentów do mniejszych miejscowości, gdzie nie ma legalnych praktykantów naszych sztuk. Tutaj możemy nauczyć się innych rzeczy niż w Akademii a i możemy się przydać, tutaj na pograniczu. Neues Emskrank jest blisko granicy z Norską, dziką krainą która władają wrogie nam siły, a i słyszałem że po lasach można spotkać zwierzoludzi i inne plugawe stworzenia. Więc mam nadzieję, że będę mógł w czymś pomóc. - odparł Joachim.

- E tam. Jakie tam zwierzoludzie? Ostatnio jak szukaliśmy tych zbiegów to się ledwo trzy, żałosne, wilcze gobliny trafiły. Z czego jednego rozszarpały moje ogary zanim zdążyłam zaszarżować. Nie to co ten troll co nam się trafił z miesiąc temu. Teraz to nie ma na co polować w tych lasach. - Froya odezwała się pierwsza i była wyraźnie rozczarowana i zdegustowana taką posuchą dla myśliwego jaka panuje w lasach. Machnęła lekceważąco rączką jakby nie było co ciągnąć tak bezużytecznego tematu. Dla małżeństwa gospodarzy to chyba nie była nowość to gderanie bo uśmiechnęli się z rozbawienia.

- O tak, Froya van Hansen to poluje tylko na godnego zwierza, żadne tam szaraczki. - pan von Richter zniżył głos do głośnego szeptu jakby chciał zdradzić sekret chociaż blondynka musiała to słyszeć i nawet ją to rozbawiło.

- No cóż Thomasie, jeśli czujesz się na siłach mi sprostać to może faktycznie wybierzemy się wspólnie na polowanie. To może ty przyniesiesz mi szczęście. Bo Madi to niestety pewnie nie da się namówić co? - panna van Hansen spojrzała na gospodarza a potem gospodyni. Czarnowłosa jednak uśmiechnęła się i pokręciła głową, że nie i to nie jej tematy.

-Jeżeli pojawiają się tutaj nawet trolle to chyba nie jest to taka błacha sprawa i jest na co polować? uśmiechnął się Joachim. W każdym razie w polowaniu na takie nienaturalne stworzenia też możecie na mnie liczyć.



Wellentag; wieczór; bal we dworku




Joachim zastanawiał się czy ośmieli się zaprosić do tańca którąś z dam. Nie był zbyt wprawnym tancerzem. W końcu wpadł na pomysł by zacząć od tańca z Zaną, która go mniej onieśmielała niż chociażby Froya albo van Zee.

Wybrana panna nie odmówiła zaproszenia na parkiet. Okazało się, że lubi tańczyć i całkiem nieźle jej to wychodzi. Zdawała się mieć ciepły i wesoły nastrój. Tańczyli we dwoje pośród innych tańczących w salonie par. Przygrywała im wiejska orkiestra, ta sama co przez większość dnia. Ale grali ładne, żwawe kawałki jakie były popularne więc pewnie wszyscy je znali i ze słuchu i tak do tańca co na pewno ułatwiało zabawę.

- A to kawaler to czym się zajmuje? - zagaiła go partnerka ciekawa widocznie z kim przyszło jej tańczyć i chcąc zagaić jakąś towarzyską rozmowę.

- Jestem magistrem, przybyłem tutaj z Altdorfu jako rezydent Kolegium - odparł. Ciekaw ile z tego zrozumie to dziewczyna. Była ładna, ciekawe czy posiadała też jakiś intelekt?

- To jesteś magistrem tak? A potrafisz czarować? Słyszałam, że magistrowie to potrafią. - zapytała Zana pląsając z gracją podczas tańca.

- No…tak, mogę. Ale oczywiście z mistycznymi sztukami nie ma żartów. Z takich prostszych rzeczy, mogę na przykład stworzyć błędne ogniki albo jakieś dźwięki. No i wierzę, że z gwiazd można odczytać wskazówki co do teraźniejszości i przyszłości - odparł, starając się nadążyć za bardziej doświadczoną tancerką.

- Umiesz czytać przyszłość? - zapytała zafascynowana szlachcianka patrząc na niego tak samo. - To możesz coś przewidzieć na jutro? Co nas czeka? Tylko nie jakieś głupoty, że powrót do miasta i festyn bo to wszyscy wiedzą. - machnęła dłonią jakby chciała sprawdzić czy sobie z niej nie dworuje.

- Te słowa nieco zmieszały Joachima, tak że z trudem uniknął potknięcia w tańcu. Mógł przewidzieć, że jak wspomni o swoim talencie to będzie traktowany jak jakaś tania wróżbitka na targu, co mówi ludziom to co chcą usłyszeć. No ale musiał jakoś z tego wybrnąć.

- No cóż, skłamałbym mówiąc, że to takie proste. Dzisiaj mamy zachmurzone niebo więc wróżby są utrudnione. Ale mam przeczucie, że jutro na festynie spotka nas coś niespodziewanego - odparł.

- A o tobie moja Pani, też niewiele wiem. Jesteś znajomą Pirory, prawda?

- Pirory? Tej od tej estalijskiej kapitan? Nie, raczej nie. Właściwie dopiero dzisiaj je spotkałam. - tańcząca szlachcianka wydawała się być zdziwiona wspomnianym imieniem. Chociaż domyśliła się o kogo chodzi. - A ty? Jesteś znajomym Pirory, że tak o nią pytasz? Coś was może łączy? Może jakaś tajemnica albo sekret? A może jesteście kochankami? - uniosła brwi do góry i uśmiechnęła się patrząc na niego z zaciekawieniem i nowy wątek musiał ją nieźle bawić.

Czarodziej zmarszczył na moment brwi. Jak na dworską trzpiotkę jej pytania mogły prowadzić w niebezpieczne kierunki.

-Tak, Pirora podobnie jak ja od niedawna jest w mieście ale dłużej ode mnie, więc pomaga mi się zapoznać z miejscową szlachtą. - odparł, starając skupić się na tańcu.
 
Lord Melkor jest offline  
Stary 12-04-2022, 20:19   #547
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 90 - 2519 Wiosenne Przesilenie; ranek - południe

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; nowa kryjówka zboru
Czas: 2519 Wiosenne Przesilenie; -
Warunki: główna izba, jasno, ciepło, cicho



Egon



Powrót do kryjówki kanałami… Chyba był wczoraj. Tak do końca nie byli tego pewni bo pod ziemią pory doby albo i roku były mało istotne. Ale cała czwórka pospała się po powrocie a potem wstali. To tak odruchowo kojarzyło się z nocą więc teraz mieli kolejny dzień. Więc wczoraj albo w każdym razie jak wracali to humory nie były zbyt dobre. To, że ktoś tam na dole ich ostrzela z łuków to chyba nikt się nie spodziewał. Po drodze Silny mruknął, że właściwie to i tak mają fart, że tamci widocznie elfickimi łucznikami nie byli. Bo przy tak dużej ilości strzał trafień czwórka nieproszonych gości zaliczyła w miarę mało. Po dwie czy trzy na głowę tak średnio by pewnie wyszło. Już na miejscu Norma wyszarpała jedną ze strzał jaka utkwiła jej pod łopatką kolczugi więc póki miała ją na sobie uwierał ją ten grot ale nie mogła go wyjąć. Na szczęście utkwił w kolczudze ale niezbyt ją przebił. Właściwie to był jedyny artefakt poza ranami jaki przynieśli z tych podziemi.

Na miejscu czekało ich miłe powitanie. Gretchen i Lilly przejęły się ich zabłoconym i zakrwawionym wyglądem a Sebastian posłał jedną z nich po Mergę. Ta też przyszła niezwłocznie aby sprawdzić co się stało. Na szczęście jak się zmyło śmierdzące błoto i świeżą krew to nie wyglądało to już tak tragicznie. Potem Sebastian znów przemył, zaszył i zabandażował im rany. Całą czwórkę, jedno po drugim. Zjedli coś co przygotowały kolorowe dziewczyny no i zmęczenie ich dopadło na tyle, że zeszli na dół do głównej sali i poszli spać. Wstali jak wstali. Czy to był ranek, południe czy wieczór pod ziemią nie bardzo miało znaczenia. I tak jedynym światłem były świece i lampy. Zebrali się przy długim stole w podobnym składzie jak wczoraj i przy śniadaniu czy tam innym posiłku była okazja pogadać jakoś sensowniej. Posiłek wczoraj i dziś, sporo snu i odpoczynku pomogły. Tak samo pewnie jak bandażowanie przez Sebastiana i lecząca wiedźma magia jaka zdawała się wlewać ciepły, żywy ogień od środka. Bo od samego spania i leżenia to raczej nie wrócili by tak prędko do zdrowia. A jak wstali to po tych porannych ablucjach, opatrywaniu i magii czuli się właściwie cali i zdrowi. Co dziwiło zwłaszcza Vasilija i Normę bo oni wczoraj najbardziej oberwali. Cichy na samym początku a Norma pod koniec, zanim wpakowała się do komina za nim.

- To nie widzieliście tych stworzeń. - Merga siedziała razem z nimi i oglądała tą strzałę co wczoraj Norma wydłubała ze swojej kolczugi. Zresztą jak już ją wydłubała i obejrzała to wszyscy ją oglądali. Nie robiła wrażenia zbyt precyzyjnej. Właściwie to Vasilij co był najbardziej doświadczonym łucznikiem w ich gronie uznał ją za prymitywną i zrobioną byle jak. Podejrzewał gobliny. Ale z drugiej strony tropy jakie widział na dole nie pasowały mu do goblinów. Raczej do czegoś większego, może jakieś podziemne zwierzoludzie czy co. Co prawda zwierzoludzie na końcu łap zwykle mieli kopyta jak Lilly. Ale i łapy albo dziwniejsze zakończenia się zdarzały. Ta rozbieżność między znalezioną strzałą a śladami mocno skonfundowała herszta przemytników. Nie bardzo wiedział co o tym myśleć. Dzisiaj wiedźma bawiła się tą strzałą ale raczej po to aby skupić myśli na tych podziemiach.

- No nie. Oni nas widzieli bo strzelali do nas cały czas. Ale my ich nie. Myślałem, że tam może będzie jakiś drugi duży jak ten co go załatwiliśmy poprzednio. A tu… - burknął łysy mięśniak niezbyt zadowolonym tonem.

- A ty czcigodna nie wiesz co to tam może siedzieć? - zapytał z nadzieją Vasilij zerkając na rogatą wieszczkę o złotych oczach.

- No jakbym miała ciało, łapę, głowę, rysopis, cokolwiek może bym mogła coś powiedzieć. Ale mam tylko to. - Merga wzruszyła ramionami i podniosła strzałę do swojej twarzy oglądając ją po raz kolejny. Niestety tak właśnie było.

- Może to podziemne gobliny? Gobliny lubią różne jaskinie i inne takie. - zaproponował Vasilij wracając do swojego wcześniejszego pomysłu.

- Sam mówiłeś, że gobliny zostawiają inne ślady. - przypomniał mu Silny. Przemytnik pokiwał głową, że tak właśnie było ale przy tak minimalnych informacjach trudno było coś powiedzieć o przeciwniku.

- No to zostają jakieś podziemne zwierzoludzie albo inna rasa odmieńców. - Cichy wzruszył ramionami wracając do alternatywnego pomysłu ale w gruncie rzeczy pasowały albo nie podobnie.

- Jak to by byli zwierzoludzie to ja bym mogła spróbować porozmawiać. Trochę ich rozumiem. Ale nigdy nie słyszałam o tym by mieszkali pod ziemią. I to jeszcze pod miastem. Oni wolą las. - odezwała się Lilly chcąc pomóc przełamać jakoś ten impas.

- Nie jestem pewna czy to zwierzoludzie. Wyczuwam, że ta strzała pochodzi od istoty podszytej strachem. Zwierzoludzie jak już kogoś atakują to zwykle czują zew polowania a nie strach. Dopiero jak im nie idzie albo spotkają coś straszniejszego od siebie to czują strach. A z tego co mówicie to ci na dole chyba niezbyt powinni się was bać. Mogli do was strzelać bez ograniczeń. Trochę mi to nie pasuje do zwierzoludzi. Zresztą też nie słyszałam o podziemnych zwierzoludziach. - Merga pomachała trzymaną, prymitywną strzałą po czym rzuciła ją na środek stołu. Przez chwilę częć spojrzeń się skoncentrowała na niej też się nad tym głowiąc.

- Wyczuwam też coś jeszcze. Dhar. Mroczną magię. Ale inną niż moja. Nie sądzę aby akurat ten co strzelał był jakimś magiem. Za słabe stężenie. Ale może padł ofiarą jakiejś magii, długotrwale przebywał na spaczonym terenie albo miał przy sobie jakiś wypaczony przedmot. Niedawno albo przez długi czas. Na swój sposób jest to mi nieco znajome. Ale też całkiem obce. I właściwie to takie echo, jak po zapachu perfum osoby po której przez pomieszczenie przeszedł cały tłum i właściwie ledwo coś da się wyczuć i niezbyt da się z kimś powiązać. - wiedźma dodała coś od siebie. I pozostali przy stole wyglądali na zdziwionych, że potrafiła powiedzieć tyle rzeczy na podstawie tylko jednej, przypadkowej strzały wyjętej z kolczugi Normy.

- No to… Może gobliny? Nie są zbyt odważne, lubią jaskinie, używają łuków no i może mają jakiegoś szamana czy co? - zaproponował Vasilij próbując jakoś poskładać to wszystko do kupy.

- Sam mówiłeś, że ślady nie pasują do goblinów. - jeszcze raz przypomniał mu Silny. Herszt banitów pokiwał głową i zamilkł gdy widocznie skończyłu mu się pomysły w tym temacie.

- Nie wiadomo czy tam się da wrócić. W końcu normalne jest, że jak złodziej się włamie to się wymienia zamki, drzwi, kłódki i tak dalej. - spróbował z innej strony.

- Tam nie było żadnych drzwi. Tylko dziura w ścianie kanałów a potem to zejście na dół i tunele. - przypomniał mu łysy mięśniak. Cichy poddał się, machnął ręką, wstał i poszedł do pieca aby nalać sobie czegoś ciepłego do picia.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Centralna; Plac Targowy
Czas: 2519 Wiosenne Przesilenie; południe
Warunki: na zewnątrz jasno, pogodnie, umi.wiatr, b.zimno (-10)



Pirora i Joachim



I znów tu byli. Na Placu Targowym. Tak samo jak wczoraj rano. Ale jednak sceneria, pora dnia i atmosfera były całkiem inne. Wczoraj byli tu rano a dzisiaj jak zajechali to było już południe. Wczoraj plac był raczej pusty a dziś były na nim tłumy jak na dzień targowy. W końcu dziś był wiosenny festyn. Dzień jakiego symbolicznym ukoronowaniem miało być wrzucenie kukły do morza aby odegnać surową zimę i przyspieszyć nadejście wiosny. No i jak to zwykle było, tradycyjną częścią każdych państwowych uroczystości były publiczne egzekucje tych którzy zadarli z tym państwem, ono ich pochwyciło, wydało surowy ale sprawiedliwy wyrok po czym z okazji święta ich śmierć miała usatysfakcjonować gawiedź. Pokazać jej, że władza działa i jest skuteczna. Oraz odstraszyć tych którzy by chcieli pójść w ich plugawe ślady bo też skończą na szafocie. A dla gawiedzi to była świetna okazja zobaczyć mękę kogoś innego niż własną. No i jeszcze były stragany z różnościami, uliczni grajkowie i przedstawienia, żonglerzy i wieszczowie końca świata. Cała barwna mieszanka jaka ciągnęła ku placu albo już tu była. Więc nawet kawalkadzie sań szlachetnie urodzonych trudno było przebić się przez ten tłum.

A i dla dwójki kultystów towarzysko od wczoraj zmieniło się bardzo wiele. Wczoraj gdy wsiadali do sań byli mało znanymi osobami. Zwykle nie znało ich więcej niż kilka osób z bezpośredniego otoczenia. A dziś może nadal nie byli najpopularniejszymi osobami w towarzystwie ale zdawało się, że chociaż zaistnieli. Mieli ten kapitał początkowy we własnych rękach i mogli dysponować tą monetą.

Dziś poranek w dworku van Hansenów był dość leniwy. Po takich harcach w dniu poprzednim które przeciągnęły się na wieczorne do późnej a mało kto się w nich oszczędzał. Każdy chciał się pokazać jak od najlepszej strony. A to, że trzon towarzystwa znał się od dawna sprawiał, że czuli się swobodnie. Więc mało komu z tych młodych, bogatych i pięknych tego miasta chciało się wstawać skoro świt jakby byli służbą albo robotnikami w porcie. Wstali jak mieli ochotę czyli już śniadanie to było na pograniczu późnego ranka i wczesnego przedpołudnia. Potem też bez większego pośpiechu towarzystwo przepakowywało się z pokojów na sanie. I następowała jazda powrotna przez zaśnieżony las do miasta.



Pirora



- Przepraszam panią ale chyba pani coś zgubiła. - Pirora usłyszała uprzejmy, kobiecy głos i zanim zdążyła się zastanowić skąd go zna w zasięg widzenia weszła jej blondynka w fioletowym berecie i takiejże sukni. Trzymała w dłoni niewielki woreczek. To trochę zdezorientowało pannę van Dyke bo na raz zorientowała się w dwóch rzeczach. Ta blondynka to była Łasica tylko ucharakteryzowana na kogoś innego, w ogóle nie wyglądała na jakąś dziewczynę z ferajny w skórzanych spodniach. Może jakaś córka statecznego kupca albo dwórka jakiegoś państwa. Może nawet jakaś uboższa szlachcianka, zwłaszcza któraś tam z kolei córka. A druga sprawa to ten woreczek. Wyglądał jak jej sakiewka. Jak machinalnie sięgnęła tam gdzie powinna być odkryła puste miejsce.

- To zazwyczaj tak wygląda. - odparła Łasica widząc, że przyjaciółka już się zorientowała w czym rzecz. Podała jej własną sakiewkę obdarzając ją swoim bezczelnie kpiącym uśmieszkiem. Obok stanęła Burgund, też ucharakteryzowana tak, że nie wyglądała jak Burgund.

- Wybacz kolega nie wiedział, że jesteś pod naszą opieką. Masz szczęście. Właśnie cię zauważyłyśmy i chciałyśmy podejść gdy cię obrobił. Bo inaczej to szukaj wiatru w polu. No ale już z nim się rozmówiłyśmy i oddał fanty. - obie dołączyły do Pirory i nawet nie wyglądało to zbyt dziwnie. Może tylko ona wyglądała jak szlachcianka ubrana na bogato ale one pasowały do jej świty. Kompletnie nie wyglądały jak zawodowe oszustki, włamywaczki czy doliniary jakimi przecież były.

- Takie festyny to dla nas żniwa. A w ogóle to widziałyśmy, że wróciłaś z całym jaśnie państwem. A słyszałyśmy, że wczoraj gdzieś wyjechali za miasto. Pewnie na jakąś zabawę, polowanie albo ucztę. To byłaś z nimi? - zagaiła Burgund i wyglądało na to, że miasto nie przegapiło wyjazdu kawalkady swojej śmietanki towarzyskiej wczoraj rano. A dzisiaj powrót był prawie na ich oczach. I widocznie obie łotrzyce trafiły na przyjazd swojej kamratki do podeszły zagadać z ciekawości jak było. Szły przez ten krzykliwy i barwny tłum jaki zebrał się na placu.

Pirora faktycznie wróciła w iście elitarnym towarzystwie. Znów jechali saniami van Zee. I chyba trudno by było zebrać taki drugi skład. Froya van Hansen, Kamila van Zee, Rose de la Vega, Petra von Schneider, Sana Moabit no i ona, Pirora van Dyke. Więc po wspólnie spędzonej nocy atmosfera była miła i towarzyska. Do kompletu zabrakło tylko Madeleine która wolała nie dawać powodów do plotek i wróciła saniami Froyi razem z Thomasem i Joachimem. Więc gdy dzisiaj wysiadała na placu wiele głów z ciekawością obserwowało ten powrót. Rose wysiadła razem z nią ale spotkała kogoś ze swojej załogi i ostatecznie obiecała wrócić do “Żagli” później. A zanim Pirora już sama w asyście Jean przeszła przez plac padła ofiarą kieszonkowca i została z tego wyratowana przez dwie znajome łotrzyce.



Joachim



- A co tu robisz kawalerze? Nie zgubiłeś się przypadkiem? My pokażemy drogę jak trzeba. - właściwie to na Burgund i Łasicę to prawie wpadł w tym tłumie. Dopiero jak obie uśmiechnięte dziewczyny niejako stanęły tuż przed nim blokując dalszy ruch, odezwały się z wesołym, lekko kpiącym uśmiechem to je rozpoznał. Były tak przebrane, że mogłby pewnie przejść obok nich i by w tym tłumie ich nie rozpoznał. One jednak rozpoznały jego, podeszły i odezwały się. W ogóle nie wyglądały jak dziewczyny z ferajny. Tylko na jakieś takie ze średniego szczebla drabiny społecznej.

- Przyjechałeś saniami van Hansenów? No nieźle, nieźle. A skąd jeśli to nie tajemnica? - zagaiła Burgund ubrana w schludną, zieloną suknię i narzucony, rozpięty kożuch. Łasica też była ciekawa skąd wraca w takim jaśniepańskim towarzystwie.

- I lepiej trzymaj rękę na sakiewce. Nawet nie masz pojęcia ile na takim festynie zdarza się kradzieży. - ostrzegła go ubrana na niebiesko blond Łasica. Takim życzliwym tonem jakby sama w ogóle nie miała nic wspólnego z tymi kradzieżami. Burgund wesoło zawtórowała jej kiwaniem głową.

- Zostajesz na egzekucje? Niedługo powinny się zacząć. - zapytała druga z nich wskazując bokiem głowy na widoczny w oddali szafot, na razie pusty. Ale wkrótce powinien stać się miejsce kaźni dla bojaźni i satysfakcji bogobojnych obywateli tego miasta.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Centralna; Plac Targowy
Czas: 2519 Wiosenne Przesilenie; popołudnie
Warunki: na zewnątrz jasno, zachmurzenie, łag.wiatr, chłodno




Plac Targowy




Chyba pierwszy raz tej zimy dało się faktycznie odczuć powiew wiosny. Dzień od rana był zaskakująco słoneczny co zimą było rzadkością. A po południu, chociaż chmury zasnuły niebo to zrobiło się na tyle ciepło, że powszechnie chodzono w rozpiętych kożuchach i płaszczach albo nawet w samych kaftanach i serdakach. Wszyscy uważali to za dobry omen, że Taal się budzi i przesłał swój pierwszy dech jaki odepchnął chociaż na chwilę zimowy uścisk jego brata który był Panem Wilków i Zimy.

I sam festyn zbliżał się do finału. Tłum zawiwatował gdy od strony jednej z ulic wtoczył się zakratowany wóz wiozący skazańców. Poleciały tam śnieżki, kamienie i wyzwiska. Straż nie interweniowała póki tłum nie napierał aby zablokować przejazd. Wóz zatrzymał się przed szafotem i zaczęła się właściwa część dzisiejszego przedstawienia. To na co czekali wszyscy a budowany od dwóch tygodni szafot tylko to zapowiadał. Urzędnik z ratusza oficjalnie jednak zapowiedział co się będzie działo. Że prawo jest surowe ale sprawiedliwe. I pochodzi od dobrych bogów i Imperatora jaki jest ojcem ich wszystkich. I kto próbuje wywrócić ustalony boski i imperialny porządek skończy jak ci właśnie szubrawcy.

Wszyscy znali te reguły jakie rządziły tym przedstawieniem. Wprowadzenie skazańca, odczytanie wyroku po czym jego wykonanie. Szewc co zabił swoją żonę w wyjątkowo odrażający sposób a potem jeszcze zjadł jej wątrobę został za to połamany kołem. Przywiązano go łkającego i błagającego do koła od wozu. Po czym kat wziął ciężką lagę i mu po kolei łamał członki. Aż ludzkie wycie torturowanego przemieniło się w chrapliwe dyszenie. Potem tradycyjnie dla tego rodzaju kary zostawiono go dogorywającego na tym kole do jakiego był przywiązany. Ale teraz, w zimie to zmarło mu się wkrótce potem. Ciało jednak ku przestrodze obywateli i radości padlinożernych ptaków miało tam wisieć przez następne tygodnie. To była popularna praktyka w całym Imperium, w Altdorfie czy Averlandzie też to tak wyglądało.

I tak to szło. Kolejni skazańcy byli poddawani surowej ale sprawiedliwej ręce sprawiedliwości. Zaś rozochocony tłum zebrany na placu chłonął to widowisko. Klaskali, bawili się, rzucali coś zachęcającego albo wyzwiska i kamienie jakie leciały w skazańców. Tam ktoś tańczył do wygrywanej muzyki, gdzieś ktoś krzyczał, że go okradziono a co jakiś czas tam i tu wybuchały salwy śmiechu. A jednak w tym festynie było coś co przełamywało rutynę. Wszyscy wiedzieli o tej spektakularnej ucieczce z miejskich lochów z jakich do tej pory nikt nie uciekł. I wszyscy wiedzieli, że na razie nie złapano ani zbiegów ani sprawców. A jak fama głosiła to jacyś straszni zaprzańcy, heretycy i odmieńcy uciekli, nawet jakaś rogata wiedźma miała być wśród nich. I trochę oczekiwano, że władze kogoś dorwą i stracą ku publicznej radości z tej okazji. I władze zdawały sobie z tego sprawę. Ukoronowaniem tego była kaźń i egzekucja grupki klawiszy z bloku specjalnego z jakiego doszło do ucieczki. Głowę pod topór położył też Apke. Szef strażników. Śledztwo wykazało mnóstwo niedociągnięć, korupcji i uchybień jakimi go obarczono. Został powieszony jak pospolity przestępca. Sądząc po tym jak kulał i ten rosły mężczyzna wyglądał na słabego to zapewne poddano go takiemu przesłuchaniu z jakich słynęły kazamaty.

- Wiem, że spiskowcy są wśród nas. Nie jacyś wymyśleni którymi władze straszą na oślep. Tylko ci którzy przyczynili się do tej hańby jaką była ta ucieczka. Mam do nich komunikat. Jesteśmy na waszym tropie. Nie znacie dnia ani godziny gdy spadnie na was ręka sprawiedliwości! A wy moi kochani bracia i siostry! Bądźcie czujni! Zapamiętajcie te zakłamane pyski! Wejrzyjcie w serca i umysły waszych rodziców, dzieci i sąsiadów! Nie miejcie litości ani zawahania dla zaprzaństwa! Oni jej nie mają gdy składają nas na ofierze swoim odrażającym rytuałom i krwawym bogom! Tak i my jej nie okażemy jeśli ktoś machnął ręką bo wydało mu się to błahe i nieistotne! Pamiętajcie! Wróg przybył z zewnątrz! Rogata wiedźma i jej norsmeńskie pachołki! Ale ucieczkę zorganizowano stąd! To nasi sąsiedzi, bracia i siostry, ktoś komu mówicie “dzień dobry” każdego dnia, to oni im pomogli! Spiskowcy są wśród nas! Wypatrujcie ich na każdym kroku! Nie ustąpimy i nie zaprzestaniemy ich tropić póki nie wyłapiemy ich jak wszy którymi w istocie są i nie spalimy tego robactwa tak by nic po nich nie zostało! - urzędnik z grubym, złotym łańcuchem na szyi oznaczającym jego władzę mówił uważnie i zdecydowanie. Patrzył na przemian z szafotu po twarzach zebranych dookoła. I każdemu zdawało się, że mówi właśnie do niej czy do niego. Ale w miarę jak mówił jego głos potężniał i nabierał mocy. Tak samo jak aplauz który mu towarzyszył. Z tłumu posypały się owacje i gorące zapewnienia o swojej lojalności i prawości. Myśl, że ktoś z sąsiadów może być zamieszany w ten straszny spisek który uwolnił heretyków i odmieńców była tak straszna, że nikt nie chciał mieć z tym wspólnego. Nikt nie chciał mieć takiego zdrajcy za sąsiada i krzyczał, że wydałby kogoś takiego choćby to był własny brat czy córka. Wyglądało na to, że to polowanie na zdrajców, szpiegów i heretyków dopiero się zaczyna a nie kończy. Teraz władze dały oficjalne przyzwolenie na donoszenie i uprawomocniły wszelkie sankcje. Było mało prawdopodobne, że ktoś odważy się teraz powiedzieć słysząc zarzut o herezję i spiskowanie wobec małżonki, pracownika czy brata po jakiego przyjdą uzbrojone władze. Choćby nie wiadomo jak wyssany z palca miał wydawał się to zarzut. Przecież to było oczywiste, że pomógł w tej ucieczce ktoś z miasta. Ktoś z jego mieszkańców. Ktoś kto miał tu rodzinę i sąsiadów. Ktoś z nich. Część tych zakazanych i ściganych facjat była oplakatowana po mieście, nawet sam szafot był nimi obwieszony aby każdy prawy obywatel mógł się przyjrzeć i wejrzeć w swe serce czy gdzieś kogoś takiego nie widział.


---

- Dobrze powiedziane. - mężczyzna w ciężkim płaszczu siedział sobie przed karczmą. Siedział na krześle przed wystawionym na zewnątrz stolikiem. A nogi trzymał nonszalancko oparte o ten stolik. Co prawda zwykle wystawiano stoliki na zewnątrz w lecie no ale na taki festyn zrobiono wyjątek bo gości było tyle, że i tak nie mieścili się w środku.

- No. Do gadania to on się nadaje. Ale co ma gadać to mu przecież powiedziałeś. - drobniejszy mężczyzna o szczurowatym wyglądzie bawił się monetą. Przmieszczał ją między palcami, że błyskała mu tam jak mała, złota rybka na przemian pojawiając się i znikając. Kolega skinął głową i upił grzańca z kufla.

- Kłamią. Wszyscy kłamią. Ja to bym teraz kazała zrobić kordon i trzepałaby każdego po kolei. Na pewno są wśród nich jacyś heretycy. - smukła blondynka siedziała obok, z drugiej strony mężczyzny. Patrzyła z niechęcią na ten rozwrzeszczany tłum.

- Obawiam się, że to byłby przerost efektowności nad efektywnością. Zarzuciliśmy już sieć. Czekamy aż coś się złapie. W końcu coś się złapie. Zawsze się w końcu łapią jak już myślą, że te durne władze o nich zapomniały, że nas oszukali, że nas przechytrzyli i już są bezpieczni i im się udało. Oni gdzieś tu są. Mają wrogów i zazdrośników, znieważonych, zdradzonych, zawistnych, zwyciężonych konkurentów, kochanki, oszukanych i tak dalej. Ktoś w końcu przyjdzie do nas. A to dla nagrody, a to dla chwały, a to z dobroci serca, poczucia obowiązku czy aby podpierdolić sąsiada któremu lepiej się powodzi. I to może być furtka do bardzo interesującej ścieżki. - mężczyzna w środku lekko bujał się na krześle trzymając grzańca na swoich kolanach. Mówił jakby im opowiadał jakąś historyjkę z romansu czy sztuki. Chociaż tak naprawdę rozprawiali o schwytaniu jakiejś groźnej szajki spiskowców, prawdopodobnie heretyków wyznających bluźniercze potęgi. Pozostała dwójka pokiwała głowami i przez chwilę panowało milczenie.

- Coś wyszło z tymi mięśniakami? Coś nowego? - zagaił dowódca tym samym leniwym tonem patrząc na tą zabawę jaka koncentrowała się na placu.

- Ten Egon Lwia Grzywa to jak ci mówiłem. Jeden z gladiatorów Theo. Raczej nie jest stąd. Bo nikt go nie zna od dziecka ani nic takiego. Ale też raczej już trochę jest w mieście bo choćby w tych walkach to już brał udział z rok temu. Więc na pewno nie przybył tu po schwytaniu wiedźmy ani nic takiego. Musiał tu działać wcześniej. Sprawdziliśmy tą jego norę obok “Warkoczy” ale nie było tam nic specjalnego. A on sam się tam po ucieczce nie pokazał. O tym drugim wiadomo jeszcze mniej. Przedstawił się tym durniom z lochów jako George. Ale to na pewno fałszywe imię. Nikt go tam nie znał póki nie zaczął przyjeżdżać z towarem. Sprawdzamy łysych mięśniaków. Ale na razie żaden nie przetrwał konfrontacji ze świadkami. - szczurowaty całkiem sprawnie zrelacjonował sprawy szefowi jak sprawy stoją. Na tym polu akurat nie było od paru dni zbyt wielkiego przełomu. Obaj mięśniacy zniknęli jakby się pod ziemię zapadli. To nasunęło myśl ich szefowi.

- A ten Trójhak? Znaleźli go? Albo ta cała przemytnicza banda? Trzeba będzie nimi potrząsnąć. Na razie się przyczaili i myślą, że ich ominiemy. - szef patrzył na hałaśliwy tłum zebrany na placu ale w gruncie rzeczy umysł pracował mu nad tą sprawą.

- Wsiąkł. Jest prawie pewne, że im pomagał. Może był z nimi w szajce od początku a może go kupili na tą akcję. Wiedział na co się zanosi i znikł. Albo go zabili aby zlikwidować świadka. Reszta kanalarzy mówi, że nic nie wie o tej akcji. Wydają się mówić prawdę. Zamknęliśmy także ich rodziny aby wspomóc ich pamięć. A przecież publiczne egzekucje nie muszą być tylko w festyny. - zaśmiał się szczurowaty nie przestając bawić się monetą. Nawet podrzucił ją pod sam sufit i złapał bez większych trudności.

- Mnie ciekawi ta Katia. Zrobiła ich wszystkich na szaro. Wszyscy myśleli, że to jakaś kretynka co lubi rozkładać nogi i klękać do berła. Na pewno nie robiła tego pierwszy raz. Musiała być jakimś szpiegiem albo oszustem już wcześniej. Tak ich nabrała, że wszystko co im o sobie powiedziała to fałsz. Sprawdziłam to i nic się nie zgadza. Ani adres, ani imię, ani nic. Nic na nią nie mamy. Nawet rysopis nie jest pewny bo jak tak im nakłamała to i o zmianę wyglądu mogła zadbać. - kobieta z młotem opartym o krzesło zwróciła się do kolegów. O tej kobiecie co pracowała w kuchni wiedzieli najmniej. To znaczy ona jak tam była to chlapała ozorem całkiem sporo ale jak zaczęli to teraz sprawdzać to się okazało, że to tylko zasłona dymna i został im w dłoni tylko dym.

- No tak, tak jak mówisz. Albo to najemniczka z zewnątrz jaką przekonano do tej akcji albo to ktoś z miejscowej ferajny. Trzeba by sprawdzić która zniknęła po tej akcji. To może być ta której szukamy. - szef przyznał jej rację i znów upił łyk ciepłego grzańca. Z tym się zgadzali ale infiltracja półświatka nie była taka prosta dla władz, zwłaszcza kogoś z zewnątrz. Ta strona śledztwa też nie zapowiadała szybkiego przełomu.

- Ten młody mógł być z nimi. Ten cyrulik od “panienek”. Może nie tam w kazamatach ale jakoś mógł im pomagać. - Louisa przypomniała o jednym z nowszych tropów. Jaki jeszcze do końca nie byli pewni jak przypasować.

- A tak. Herr Streben. Ciekawe materiały miał u siebie. Tak czy inaczej chętnie bym sobie z nim porozmawiał. Jego ucieczka tylko potwierdza jego winę. Wezwijcie jutro tą rysowniczkę od portretów. I tych co go znali. Niech zrobi kolejny portret do kolekcji. - zdecydował szybko wydając kolejne polecenie. Podniósł głowę bo tłum wiwatował jak właśnie zawisł któryś ze strażników ze specjalnego.

- Myślisz, że oni naprawdę nie wiedzieli kogo tak naprawdę mają? - zapytał szczurooki patrząc z oddali na egzekucję odbywającą się na szafocie.

- Tak, myślę, że nie wiedzieli. Wiedzieli, że właśnie tak o skończą gdyby przepuścili coś takiego. Ten łysy był tylko raz na tydzień z towarem to nie zdążył nikomu podpaść ani nic. Ta ruda była najdłużej ale tak świetnie grała swoją rolę, że chyba naprawdę nikt jej nie podejrzewał. To pewnie ona przestała podawać wiedźmie usypiacze. Miała do nich dostęp w kuchni i woziła więźniom jedzenie. A ten kudłaty coś śmierdział strażnikom prawie od początku ale widocznie sądzili, że ma coś za paznokciami jak większość z nich. Ale nie aż takie cudo co teraz wyszło. Niemniej te patałachy z lochów mieli tyle zaniedbań, że sami skazali się na swój los. Spółkowali z odmieńcem! To już za to powinni dostać stryczek. Jak bardzo trzeba być zdeprawowanym aby robić coś tak obrzydliwego? Zresztą ze zwykłymi wieźniarkami też to robili. Trzeba było wreszcie zrobić z tym porządek, takie praktyki nie będą tolerowane. - dowódca mówił z początku ospałym tonem ale gdy doszedł do ogromu winy i głupoty pracowników lochów to gniew go ożywił. Głośno postawił kubek na stole co przywołało kelnerkę. Uśmiechnęła się życzliwie bo jakby inaczej mogła wobec trójki łowców czarownic i usłużnie przyjęła zamówienie po czym czmychnęła do środka.

- Co się dziwić? Nikt porządny nie poszedłby na klawisza. Doker albo strażnik miejski to góra. A tak to same odpadki, dezerterzy, dekownicy, cwaniacy. Trudno tam o dobry materiał. - szczurooki wzruszył ramionami i chwilowo rzucił monetę na stół. Dopił swojego grzańca i odstawił go ponownie. Kelnerka i tak miała zaraz wrócić z nowymi.

- Ale jest ten nowy trop. Wiesz który. Co z nim? - szczurooki zamiast odpowiedzieć na pytanie zadał swoje.

- O i wykrakałeś. - dowódca uśmiechnął się i wskazał na postawną sylwetkę w ozdobnym, rozpiętym kożuchu jaka szła od strony placu.

- Oho. Nasz nowy trop. No to lecę. - szczurooki roześmiał się, złapał swoją monetę ze stołu, wstał i wyszedł na ulicę. I ruszył za rozpiętym mężczyzną.

- Na pewno ma coś do ukrycia. Co jakiś czas sprawdza czy nikt go nie śledzi. W najsłabszej wersji ma romans albo coś z łapówkami. - powiedziała blondynka też wstając i odstawiając swój obuch pod ścianę. Ruszyła za nimi oboma.

Dowódca wyjął sakiewkę i zostawił na blacie o kilka monet za dużo niż trzeba było nawet za tą nową kolejkę co zamówił. Założył kaptur na głowę i dołączył do pozostałej trójki śledzącej ten nowy, obiecujący trop. Gdy kelnerka wróciła z tacą i parującą trójką kufli stół był już pusty. Zgarnęła pozostawioną zapłatę, zabrała się z powrotem do środka.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 14-04-2022, 12:11   #548
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Południe; pogodnie



Wiosenne Przesilenie; południe; Plac Targowy
Ranek w domku leśnym van Hansenów był ciepły, choć trochę wstydliwy i niezręczny dla niektórych. W końcu naga lesbijska orgia było to coś nowego dla przynajmniej trzech z siedmiu obecnych kobiet. Niemniej wydawało się że wszystkie zaproszone szlachcianki były zadowolone po takim doświadczeniu choć nie do końca wiedziały jak teraz traktować swoje relacje między nimi. Niemniej po śniadaniu i przebraniu się trzeba było wracać do miasta.
Zajechali razem, Rosa wracała do tawerny a Pirora zapytała czy może zabrać ze sobą Kerstin i jej bagaż bo sama Pirora umówiła się z Erikiem von Ackermanem w “Dwóch kluczach” na obiad i pewnie nie będzie wracać na noc.
Idac i czerpiąc atmosferę festynu, przyglądając się targowiskom i małym występom Pirora spotkała swoje łotrzyce.
- Och dziękuje, jaki to miło z waszej strony faktycznie musiałam zgubić przez nieuwagę. - Pirora niby zajrzała do środka niby sprawdzając czy wszystko jest dyskretnie wyjęła jednego karla i podała Łasicy. - Dziękuję, że masz baczenie na moją sakiewkę ale trzymaj, niech ten co zdobył ma nagrodę. - Powiedziała już bardzo cicho.
- Ładnie wam w tych sukienkach ale mam nadzieje że na mój wernisaż malarski dacie ubrać się w coś co bardziej was komplementuje - Uśmiechnęła się do złodziejek. - Tak byłam na Kuligu u Froyi van Hanssen na pikantne szczegóły a jest co opowiadać zapraszam jutro wieczorem albo pojutrze.

- A kiedy ten wernisaż? I w czym byś nas widziała, że mówisz, że coś lepszego niż to? - zapytała Burgund zerkając z uśmiechem to na jedną to na drugą koleżankę. Łasica zaś grzecznie dygnęła jak na dobrze wychowaną panienkę przystało i zaczęła chować znaleźne do swojej kieszonki przypiętej do pasa. W samej sakiewce panienki van Dyke chyba niczego nie brakowało. Na ile tak bez liczenia wszystkiego mogła wyczuć na ciężar i na oko.

- To byłaś u naszej pięknej i bogatej panienki? I masz z tego jakieś pikantne szczegóły? I widziałam Rose wróciła. Krzyczałyśmy do niej ale chyba nas nie usłyszała bo tu wszyscy się drą. Nawet nie wiedziałam, że wróciła. - druga z łotrzyc która teraz była jako dobrze ubrana blondynka w fioletach uporała się ze schowaniem podarowanej monety do paska i spojrzała rezolutnie na drugą blondynkę. A w tym spojrzeniu dało się wyczytać ciekawość tych pikantnych plotek z wyższych sfer.

- Do tego jest jeszcze czas, więc mamy mnóstwo czasu na wymyśleniu czegoś nieprzyzwoitego. I tak byłyśmy u tej bogatej panienki, wspominała o pewnej służce od masażu stóp… - Pirora napomniała o tym że Froya powiedziała jej tą samą historię co kiedyś Łasica. - Naprawdę opowiem wam jak wpadniecie na jakiś obiad czy kolacje do mnie. Mam wam tyle do opowiedzenia, że aż jestem ciekawa czy na stałe zzieleniejecie z zazdrości.

- O… To aż tak się tam działo? - Burgund miała minę jakby już była gotowa zacząć zielenieć jak nie z zazdrości to z ciekawości. Ale blondynka w fiolecie prawie weszła jej w słowo.

- To pamiętała o mnie? I jak jej posłusznie usługiwałam? No popatrzcie dziewczyny jaka dobra pani. Tylko jej piękno może się równać z jej szczodrością, dobrocią i wspaniałością! Taka wielka i potężna panienka a pamiętała o swojej biednej służce. A zobaczcie jak to zawistni ludzie oczerniają i plują na majestat władzy i szlachetnie urodzonych i jeszcze o naszej miłościwej panience wygadując jakieś brednie, że jest zimnokrwistą, wredną suką jak tu przecież same widzicie, że to nie może być prawda o naszej dobrodziejce. - Łascia znów miała jeden z tych epizodów w zachowaniach co potrafiła być bardzo przekonująca. Teraz te wieści o pannie van Hansen przekazane jej przez Pirorę tak ją wzruszyły jakby momentalnie była gotowa uznać dziedziczkę van Hansenów za żywą świętą. Nawet uderzyła w podobny ton jakim ojcowie kościoła prawili z ambon gdy nieśli swoje nauki i posłanie swoim wiernym.

- Sama o niej gadałaś, że jest wredna i w ogóle cię nie wzywała tylko w kuchni siedziałaś. - Burgund spojrzała na przyjaciółkę jakby chciała jej przypomnieć jej własne słowa jakie pewnie od niej swego czasu usłyszała na ten sam temat.

- Oj stul dziub! Zobacz, że Froya nie jest aka złą jak ją malują. No a ty Pirora no to jakbyś tam miała coś zapotrzebowanie albo zwykłą chcicę na jakieś kelnerki, służki, łaziebne, ladacznice albo kogo byś tam nie potrzebowała dla siebie czy swoich gości no to tylko daj znać. O ile nie będziemy na robocie to bardzo chętnie. - Łasica uciszyła koleżankę jednym zirytowanym syknięciem, że jej psuje nastrój bajery sama zaś zwróciła się do Averlandki zgłaszając się do pełnej współpracy zwłaszcza takiej lubieżnej.

- I zapasy w błocie. Bo słyszałam, że nas ostatnio ominęło. No a te nieprzyzwoite stroje do obsługi brzmią świetnie. Jeszcze jakby jakieś z obrożami to już w ogóle. - Burgund uśmiechnęła się do szlachcianki też dokładając swoje trzy grosze do tej gotowości i współpracy.

- My tu jesteśmy teraz na robocie. Jak widzisz. Ale wieczorem albo jutro to możemy się jakoś spotkać. Bo mnie aż ciekawość zżera co tam się działo bo pewnie coś mocno niestosownego czyli tak jak lubię najbardziej. - druga z kultystek machnęła dłonią na tłum jaki ich otaczał. Mimo wszystko były tu jakby służbowo z Burgund. Ale chętna była aby się spotkać w celach plotkarskich i towarzyskich z Pirorą.

- Wieczorem jestem w “Morskiej Bryzie” tam gdzie piechota morska rezyduje. Nie wiem gdzie ja wyląduje ale pewnie będzie tam dużo samotnych legionistów co są amatorami zapasów w błocie. - Pirora powiedziała jakie ma plany na ten wieczór i mrugnęła do obu łotrzyc. - A teraz wybaczcie ale umówiłam się z jednym poznanym na kuligu dżentelmenem.

Dziewczyny już jej nie zatrzymywały. Ale sądząc po tym jak wesoło przyjęły tą wiadomość o dzisiejszym wieczorze to można było być prawie pewnym, że się zjawią w “Bryzie”. W celach nieprzyzwoicie towarzyskich.
 
Obca jest offline  
Stary 19-04-2022, 07:02   #549
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Wiosenne Przesilenie; popołudnie; restauracja “Dwa klucze”



Szlachcianka przekroczyła próg “Dwóch kluczy”. Nie było zbyt tłoczno chyba większość ludzi była na placu, szlachcianka nie zostawała na karanie skazańców. To nie była jej rozrywka… zostałaby jakby ktoś płonął zwłaszcza ktoś niewinny.

Rozejrzała się za Erikiem który mógł być a może nie w tawernie.

Był. Podniósł wesoło rękę aby zaznaczyć swoją obecność i posłał jej serdeczny uśmiech. W końcu pewnie wrócili do miasta w podobnym czasie nawet jeśli w innych saniach bo rano jeszcze widzieli się przy śniadaniu we dworku. Gdy głębiej weszła w ten lokal okazało się, że tam jest więcej osób przy stolikach. I to pierwsze wrażenie nie do końca okazało się sprawdzać.

- A witaj Piroro. Cieszę się, że już jesteś. Usiądź proszę. Zaraz przyjdzie kelnerka. - kawaler von Ackerman ucieszył się, że przyszła jak obiecała. Poczekał aż usiądzie i zaznaczył dłonią ku szynkwasowi aby wezwać obsługę. Lokal był dla tych bogatszych gości i to było widać. Panował cichy szmer stonowanych rozmów a gdzieś w rogu, na niewielkim podeście grała orkiestra nie narzucając się jedna swoimi rytmami.

- Witaj Eryku, właściwie to aż dziwnie się znowu widać zwłaszcza że widzieliśmy się u Froyi na śniadaniu. Jak ci się podobał wyjazd? Ja nie mam porównania do poprzednich kuligów, nie co to ty. Przyznam że bawiłam się wyśmienicie. A i jeszcze udało się wrócić na festyn, szkoda że ta cała sprawa z uciekinierami trochę go zepsuła. Wydaje mi się, że przemowa burmistrza mogłaby być lepsza. - blondynka zagadała do Eryka a kiedy kelnerka przyszła - Poproszę wino. Jeśli chodzi o jedzenie zdaje się na ciebie von Ackerman jako częstszego bywalca.

- A nie, nie, ten co gadał z szafotu? Nie, to nie był burmistrz. To Stefan, zawodowy mówca na etacie ratusza. On zwykle ogłasza no i prowadzi takie spotkania. - Pirora dostrzegła, że kelnerka była na tyle zgrabna, że przykuła na chwilę uwagę jej partnera. I czy zastanawiał się czy ją trzepnąć jak wczoraj tamtą służkę albo Nadine w dworku czy nie no to nie była pewna. No ale chyba starał się nie gapić na nią więcej niż przez chwilę skoro nie z nią się umówił. A faktycznie personel mieli tu odpowiednio wysokiej klasy podobnie jak resztę wystroju. No i kawaler von Ackerman wrócił rozmową do swojej partnerki.

- A kulig, tak przednia zabawa. Trochę na chybił trafił, nie było ani porządnej orkiestry ani przygotowanych dań. Bo zwykle to się zamawia. Ale z drugiej strony to prawie z dnia na dzień ten kulig wyszedł to pewnie van Hansenowie wyciągnęli co mieli pochowane w piwnicach. No i to nie było polowanie. Bo zwłaszcza Froya jak zaprasza to zwykle na polowanie albo bal. Jak jest polowanie to zwykle jest ta świeża dziczyzna z polowania na rożnie i w ogóle. Polecam dziki. Są naprawdę pyszne. - mimo wszystko Eryk jak się rozgadał to miał widać całkiem spore doświadczenie jak to zwykle wyglądają inne spotkania dobrze urodzonych w tym mieście.

- Mnie się podobało. Dobrze, że zrobiła ten kulig. Bo zwykle z okazji Przesilenia ktoś, coś organizuje no a tu masz ci los z tymi kazamatami wyszła sprawa. I wszystkie spokania i zabawy odwołane. Dobrze, że chociaż Froya się odważyła zorganizować cokolwiek. To teraz może się i inni odważą. Jak wracaliśmy dzisiaj to rozmawiałem z Ulrichem i chłopakami. Może właśnie jakieś polowanie albo kulig się zrobi póki śnieg jeszcze leży. Też za miastem. Bo jak zacznie się wiosna to będzie miesiąc takiego błota, że gorzej niż w zimie. Zimą to właśnie chociaż saniami się da przejechać. - blondyn pokiwał głową raźno tłumacząc jak to zazwyczaj bywa w tym mieście no i czego się spodziewa na styku obu sezonów w tym roku.

- Ach widzisz wychodzi ta moja niewiedza na temat ludzi z miasta i kto jest kim u nas w domu zawsze burmistrz przemawiał ale to może być bo to typ człowieka co uwielbia słuchać brzmienia własnego głosu. - szlachcianka wybrnęła z tej niezręcznej pomyłki najlepiej jak mogła.

- Och tak jadłam dzika w Hochlandzie na ślubie siostry faktycznie jedno z lepszych mięs jakie jadłam z ognia. Choć nie wiem czy osobiście nie wolę sarniny. No ale upolować dzika a upolować sarnę czy jelenia to jednak dwa różne wyczyny. Dużo polujecie? W sensie ty i twój krąg znajomych? - Blondynka dopytała o znajomych Ericka, w końcu był to dobry pomysł by trochę poznać męską część szlacheckiej braci w tym mieście.

- Tak, całkiem sporo. Zimą to jak Ulryk pozwala to prawie co tydzień jest jakieś polowanie. W Festag po mszy to już prawie tradycja. Ale oprócz tego to jeszcze co jakiś czas ktoś, coś zorganizuje. Znaczy tak jest normalnie. Bo przez tych bandytów co zbiegli z lochów to teraz wszystko odwołane. - powiedział kiwając do tego swoją blond głową. Wydawał się być przekonany co do tego co mówił. Westchnął nieco na tą niedogodność jaką spowodowała ucieczka wieźniów i obława jaka nastąpiła potem i wciąż trwała. Co mocno ograniczało kawalerom z towarzystwa swoich tradycyjnych, męskich wypadów za miasto.

- A sarnina moim zdaniem jest dobra jak jest dobrze podana. Sama w sobie jest zbyt sucha. Jak zbyt wysuszony kurczak. Ale jak ją dobrze zrobić, z jakimś sosem, okręcić jakimś boczkiem, dodać jakieś grzybki albo suszone śliwki, albo tłustej kiełbasy i robi się całkiem smaczna. Ale z polowaniem to nie, nie, to całkiem co innego. - po części zgodził się co do gustów kulinarnych szlachcianki ale widać miał własną opinię na ten temat którą nie omieszkał się z nią podzielić.

O samym polowaniu rozgadał się całkiem sporo. Tak bardzo, że ledwo zwrócił uwagę na tą samą zgrabną kelnerkę jaka wróciła z zamówieniem a wcześniej ledwo dawał radę ukryć, że przykuła ona jego męską uwagę. Teraz tylko przyjął od niej talerz i półmiski a ona wróciła potem jeszcze drugi raz ale kawaler von Ackerman właśnie wgryzał się w szczegóły polowania na jelenie a dziki więc znów chyba ledwo zarejestrował jej przybycie i odejście. Wyglądało na to, że zarówno jelenie, zwłaszcza samce z dorodnym porożem, jak i dziki, zwłaszcza stare odyńce z wielkimi szablami były uważane za godną zdobycz. Prawdziwy sprawdziań odwagi, sprytu i męstwa. Dlatego zwykłe chmyzy nie miały prawa polować na te piękne zwierzęta i było to uważane za kłusownictwo. Taki gruby zwierz to był przywilej szlachty. Ale na oba zwierzęta polwało się całkiem inaczej.

Do jeleni się strzelało. Najczęściej z łuku, rzadziej z kuszy ale niektórzy używali tych nowomodnych, myśliwskich flint. Bo jeleń nie dał do siebie podejść a był na tył na tyle bystrooki i szybki, że łatwo mu było dostrzec nawet najsprawniejszego myśliwego i uciec zanim ten go podszedł. Dlatego upolowanie w pojedynkę jelenia uważano za test sprawności w podchodzeniu, umiejętności właściwej oceny sytuacji, odległości no i sprawnej ręki w strzelaniu. Wedle von Ackermana nie było szans, aby nawet w wielkiej gęstwie, i w lecie jak śnieg nie skrzypi przy każdym kroku aby jeleń nie usłyszał, wywęszył czy zoczył myśliwego z mniej niż trzydziestu kroków. Najlepsi tropiciele mieli szansę podejść w sprzyjających okolicznościach na góra dwadzieścia kroków. Jeszcze zależało od tego czy to gęsty las, polana, młodnik czy jeszcze co innego. Z tej odległości się strzelało.

Co innego odyniec. W polowaniu na odyńce nie było żadnej finezji. Polowało się z psami. Psy miały zagnać zwierzę na myśliwego. Bo dziki nie były głupie i jak mogły to zwiewały. Dość rzadko się zdarzało, że dzik atakował sam z siebie. I polowanie na dzika było o wiele bardziej niebezpieczne. Bo w strachu robiły się agresywne. To były silne, odporne zwierzęta u jakich nawet lochy mogły staranować myśliwego. A odyńce to budziły prawdziwą grozę. Niektóre rosły tak wielkie, były tak złośliwe i agresywne, że podobno na wschodzie, tam w Ostlandzie i Kislevie, to dziki ich dosiadały jak wierzchowców i szły na nich do straszliwych szarż. Zaś na polowaniu na odyńce to rozszarpane ich szablami ogary były wliczone w koszta i ryzyko polowania. Jednak technicznie to polowanie na nie było bardzo proste. Taki osaczony dzik, jak widział myśliwego to ruszał do szarży na niego. Wystarczyło wbić koniec rohatyny w ziemię i czekać. Pęd i masa zwierzęcia robiły swoje. Nadziewał się na ten czekający rożen jaki przebijał go aż do głębi trzewi. Taka rana była śmiertelna i nawet jak nie padł od razu musiał się wykrwawić i paść. No ale ten prosty przepis na polowanie był skrajnie trudny do zrealizowania w praktyce. Po pierwsze widok szarżującego odyńca budził trwogę, zwłaszcza jak ktoś nie miał w tym wielkiej wprawy. Instynkt podpowiadał aby rzucić ten cienki patyk jaki wydawał się zbyt marny aby coś mógł pomóc i zwiewać na drzewo czy gdziekolwiek. Trzeba było ogromnego hartu ducha aby wytrwać ze spoconymi na drzewcu łapami na tą szarżę. Drugie to trzeba było ustawić rohatynę pod odpowiednim kątem. Aby ostrze nie zeszło po boku stwora, górą po jego grzbiecie albo nie pękło przedwcześnie. Wówczas bowiem często to myśliwy stawał się ofiarą. Nie było już czasu na jakiś odskok czy unik. Tylko albo ty jego albo on ciebie. Nawet jak wszystko poszło jak trzeba ale rohatyna nie przebiła żadnego na tyle ważnego organu aby dzik padł na miejscu albo wkrótce po ataku to wciąż było ryzyko, że niczym postrzałek runie gdzieś w las. Pół biedy jak psy i myśliwy mogli pójść jego krwawym tropem aż padnie. Ale zdarzało się, że taki rozjuszony odyniec jak nie padł od razu zawracał i z furią atakował myśliwego. Ten zwykle nie miał już rohatyny jaka pękała przy uderzeniu. Dlatego brano ze sobą topór albo grubą lagę. I następowała brutalna walka gdzie myśliwy liczył, że uda mu się wytrwać w tej furii póki upływ krwi nie osłabi a w końcu nie zabije zwierzęcia. Dlatego właśnie polowanie na odyńce uważano za tak niebezpieczne, cenne i interesujące. Dobre uzupełnienie przed albo między wojnami, bitwami i turniejami dla kawalerów z towarzystwa. No i Froyi van Hansen.

Eryk nie powiedział tego wprost ale gdzieś tak między wierszami dało się wyczuć, że panna van Hansen z tym zamiłowaniem do męskich przygód jest mu solą w oku. Albo nawet wszystkich młodzieńców jacy lubili takie męskie rozrywki. Oni mieli swoje, kobiety swoje i wszystko było jasne. No a tu się trafiała taka koleżanka i dziedziczka fortuny która z łukiem, oszczepem, toporem czy rohatyną radziła sobie nie gorzej od nich. I chyba jej nie zapraszali na te tradycyjne polowania w Festag bo coś o niej nie wspominał w tym kontekście. Zawsze zaś mówił o męskim towarzystwie. Właśnie jakby wymskło mu się jak opowiadał o tych odyńcach co potrafiły przetrwać wbicie rohatyny w trzewia i próbowały wykończyć myśliwego. To właśnie takie coś swego czasu przytrafiło się Froyi. Młodzieńcy już chcieli pójść jej na ratunek i tak już będąc w zdumieniu, że ostała się do końca szarży dzika. No ale zdziwili się jeszcze bardziej jak zamiast uciekać za drzewo czy wołać pomocy bo przecież mogli ostrzelać albo ogary posłać tylko chwilę musiałaby wytrwać. To ona wzięła za buzdygan i rozprawiła się własnoręcznie z tym dzikiem. No cóż zostało zacnym kawalerom z dobrych domów? Pogratulowali jej męstwa i sprawności no ale chyba gdzieś tam w głębi duszy było im nie wsmak to, że im dorównać w tej ich męskiej niszy jaką do tej pory mieli dla siebie. Oczywiście gdy ona była gospodynią na polowaniu to co innego ale chyba poza tym to raczej unikali zapraszania jej na swoje własne. Tego wszystkiego Eryk nie powiedział Priorze bezpośrednio ale jakoś tak to dało się wyczuć po niedomówieniach albo doborze przykładów jakie jej podawał. Ale historyjek miał całkiem sporo związanych z tymi polowaniami. Aż zdążyli zjeść pierwsze danie przy tych myśliwskich opowieściach.

Blondynka chętnie słuchała jego opowieści lały one światło na pewne stosunki między szlachciankami a szlachcicami i o ile była świadoma że nie każdy chce mieć usługa ładna żonkę w domu która jest zbyt głupia by połapać się w kochankach męża to był to jednak częstszy iż rzadszy precedens. Kultystka musiała przemyśleć jak namieszać w życiu von Ackermana. Naprawdę kuszące byłoby spróbować zmienić jego poglądy do stopnia aż sam nie wywoła skandalu jakims mezalinsem między społecznym. Od chodźmy z tą Bayer.
Ale tego musiałaby poznać bardziej tą dziewczynę. I samego Erika. Dlatego poszła dalej.
- No polowania z pewnością są główną rozrywka w większości miejsc Imperium ale na pewno macie też inne rozrywki. Choćby ten wasz klub dla dżentelmenów co nam wspomniał Oleg von Schwarz. - nakierowała rozmowę na inne ciekawe wątki.

- A ten klub… No tak, mamy taki klub. “Wyżnik”. No ale to jak pewnie słyszałaś lub dla dżentelmenów więc obawiam się, że tam zaprosić mi cię nie wypada. - szlachetnie urodzonego blondyna nieco zmyliła ta zmiana tematu bo chwilę się zastanawiał co by tu odpowiedzieć.

- I nie wiem co słyszałaś o tym klubie ale zapewniam cię, że nie dzieje się tam nic niestosownego. W końcu to nie jest jakaś gospoda, tawerna ani tym bardziej zamtuz. Ot miejsce gdzie mogą się spotkać ludzie na poziomie i porozmawiać w kulturalnej atmosferze. Słyszałem jak wczoraj Annemette wyrzucała to Olegowi jakby tam się działo nie wiadomo co. - pokręcił głową nieco rozbawiony tamtym zdarzeniem które widocznie zatoczyło wczoraj na tyle szerokie kręgi, że i doszło do jego uszu.

- Ale ona z tym klubem dla kobiet to żartowała tak? - skoro już padł ten wątek to młody kawaler był ciekaw tego co wczoraj usłyszał “przy okazji” a do niedawna było tylko jakimś żartem między pannami z dobrych domów po porannych mszach w Festag. No i może lekkim droczeniem się między narzeczeństwem Olega i Annemette. I chyba właśnie kawaler liczył, że może Pirora będzie lepiej zorientowana w tej kwestii.

- Stawiasz mnie w trudnej sytuacji, jak ci powiem że nie to sądząc po reakcjach Olega wywołamy wśród męskiej populacji jakąś panikę, a jeśli powiem że tak to pewnie rozniesie się wśród towarzystwa i Annemette straci przewagę by trochę pośmiać się z Olega. - Pirora powiedziała przekomarzając się z jej gospodarzem.

- Więc powiem jedynie, że chwilowo jesteśmy bardziej zajęte w ruszeniu tematem teatru. Nie wiem czy słyszałeś plotki, ale zebrałyśmy się w kręgu tych z kółka poetyckiego jakie wyprawia Kamila. I uznałyśmy że brakuje w mieście rozrywek na poziomie. Chcemy najpierw zacząć skromnie, jedna z tawern nadaje się na mały teatr po drobnej przebudowie wnętrza. - Pirora wyjawiła Erikowy pewne plany jakie się szykują. Powiedziała o teatrach w Averlandzie i o różnych przedstawieniach jakie widziała wraz ojcem.

- Aha, no tak, bo wy się spotykacie tam u Kamili w tygodniu i ten teatr teraz, no tak, tak… - blondyn pokiwał głową i widocznie musiał być chociaż pobieżnie zorientowany w tym co porabiają w wolnym czasie ich kobiece odpowiedniki w towarzystwie. Kiwał głową na znak, że pomysł otwarcia teatru trafia chociaż w jakiejś mierze do jego przekonania.

- Tak, czemu nie? Teatr w jakiejś tawernie? Dobry pomysł. Przydałoby się coś takiego w naszym mieście. Inaczej to albo trzeba urządzać te występy artystów u siebie albo jechać do Saltburga. Tam mają prawdziwy teatr i sztuki i artystów. Byłem kiedyś z rodzicami ale jeszcze smykiem byłem. - pokiwał głową na znak, że nie ma nic przeciwko takiej inicjatywie artystycznie. Chociaż sam nie sprawiał wrażenia kogoś kto bywa żywo zainteresowany takim szlachetnym rodzajem rozrywki.

- A ten plan z tym klubem to tak na żarty? No to dobrze. Bo właściwie po co wam taki klub? Przecież możecie się spotykać u Kamili albo u kogoś z was. Ja tak czułem wczoraj, że Annemette to chciała dołożyć Olegowi za tą służkę to się potem znęcała nad nim cały dzień. Miła dziewczyna ale jak się wścieknie to prawdziwa zołza z niej wyłazi. No i cóż to za pomysł aby kobiety się spotykały w jakimś klubie… No właśnie po co? - pomysł, że wczorajsza heca z tym klubem to jakiś prywatny wymysł jednej ze szlachcianek i to takiej co działała w afekcie widocznie mu się spodobał i przyniósł mu ukojenie. Bo sam pomysł na taki klub wydawał mu się chyba tak abstrakcyjny, że aż obcy i bezzasadny. To już pomysł z otwarciem teatru wydał mu się bliższy i bardziej znajomy.

- Wracając do teatru mogę poznać twoje gusta w opowieściach? Każdy ma jakieś, jedni lubią słuchać śmieszne historie, inni heroiczne legendy a jeszcze inni tragiczne zakończone romanse. Zastanawia mnie jaka tematyka ciekawi Erika von Ackermana. - Pirora postanowiła puścić mimo uszu te komentarze o klubie i jak niedorzeczne to było. Zamiast tego postanowiła skupić się na samym Eryku.

- Moje gusta w opowieściach? - rozmówca potrzebował chwili na zastanowienie podobnie jak wcześniej gdy z tematu polowań przeszli na ten o klubach. - Myslę, że takie o bohaterach. I te morskie i te o jakiś herosach co pokonywali potwory i złych czarowników. Te zabawne też, dobrze jest czasem się pośmiać. A co? To coś takiego będzie w tym teatrze? - powiedział gdy ubrał swoje myśli w słowa i na koniec popatrzył z zaciekawieniem na siedzącą naprzeciwko blondynkę.

- Będą wszelkie opowieści, choć czasem to jakie opowieści mówimy mówią o naszych ukrytych marzeniach. Co trochę mówi wiele o nas jako osobach. Wprawdzie nie widze po tobie bycia smutnym człowiekiem który potrzebuje więcej zabawy a nawet więcej z tego co widziałam podczas wczorajszych zabaw to jesteś dosyć rozrywkowy. I pewnie gdybyś nie musiał zajmować się dobytkiem rodzinnym pewnie poszedłby w ślady twojego przyjaciela. - Pirora pozwoliła sobie na sugestie oceny charakteru Erika.

- Tak? Tak myślisz? No to dobrze! Tak właśnie jest ale nie oszukujmy się. To miasto to dziura. Nie umywa się do Saltburga nie mówiąc o Middelheim, Altdorfie czy Erengardu albo Marienburga. Chciałbym się stąd wyrwać. Tutaj to zaścianek. Wszyscy się znają od dawna. Z tych ważniejszych to właściwie od dziecka. Tacy goście jak wczoraj ty albo Rose no to sensacja sezonu. Nie zrozum mnie źle. Bardzo ich wszystkich lubię i szanuję jednak chciałbym spróbować czegoś nowego. Ile razy można jeść tego samego dzika, choćby był najsmaczniej przyprawiony prawda? - blondyn sapnął i chyba pod wpływem tych słów zwierzył się siedzącej obok blondynce. Chyba jednak sprawiło mu przyjemność to jak go oceniła.

- Rozumiem, że twoi rodzice nie są zbytnio za pomysłem by prowadzenie majątku zostawić radcy rodu a ciebie puścić w świat byś się “wyszumiał” ? - Szlachcianka postanowiła wykorzystać moment że jej rozmówca postanowił się “wyspowiadać” i pociągnąć go za język.

- Ano nie są. Bo przecież “to obcy ludzie”. Nie z rodziny. A majątek ma być dla nas. Tych zarządców, majordomów, ekonomów trzeba pilnować. Ulrich to ma dobrze. Nie jest najmłodszy. Mało który z chłopaków jest najmłodszy tak jak ja u nas. To im dobrze mówić, mogą iść w świat, na wojaczkę, za morze, w rycerstwo. Jakby byli najmłodsi tak jak ja to by tak nie gadali. - wesoły i żywiołowy zazwyczaj Eryk wyraźnie zgorzkniał gdy żalił się na swój status najmłodszego syna w rodzinie. Ale to było powszechne. I to bez względu na stan, czy się było chłopem, kupcem czy szlachcicem to ogólna zasada była taka sama - nie opłacało się być najmłodszym. Zwłaszcza jak większość z dzieci dożyła wieku dorosłego. Zazwyczaj jak nie doszło do jakichś przedwczesnych śmierci z wypadków, wojen, zaraz i innych takich przyczyn to dziedziczenie zaczynało się od starszeństwa a już największym splendorem zwykle cieszył się pierworodny syn. Nawet większym niż pierworodna córka. To on w końcu dziedziczył nazwisko i najlepsze posiadłości. A im dalej od tej czołówki się było tym mniej z tych włości do dziedziczenia zostawało po rodzicach. Taki był ogólny trend w całym Imperium i poza nim także. Wyjątki się zdarzały ale na tyle rzadko, że nie były w stanie przełamać tej tradycji.


Rozmowa trwała jeszcze trochę ale powoli kończyły sie zewnętrzne festycje i co raz wiecej ludzi wlewało sie do tawerny. Pirora w końcy powiedziała że musi wracać do siebie i ocywiście wielce podziekowała Erickowi za miłe popołudnie i uznała że musze koneicznie jeszcze się spotkac.

 
Obca jest offline  
Stary 19-04-2022, 07:06   #550
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Wiosenne Przesilenie; wieczór; karczma “Morska bryza”


Blondynka weszła przez próg tawerny ale właściwie nie wiedziała co się spodziewała. Nie zaanonsowała się Dirkowi wiec równie dobrze moglli się minąć. A może był zajęty kimś innym albo świetował w innej tawernie. Blondynka podeszła do szynkasu i zamówiła jedno piwo a potem rozejrzała się po tawernie. Oświeciło ją że właściwie nie wie który pokój w tawernie jest Lange.

Gruby i łysiejący karczmarz przyjął jej zamówienie. Zaś zanim podał to miała okazję rozejrzeć się dookoła. Panował ścisk i gwar. Jak w dzień targowy. No a nawet bardziej bo w końcu dziś był festyn. I to nie byle jaki tylko ten co miał przynieść wiosnę. Więc było to widać i słychać, podobnie jak w dzień na ulicach. Zanim dojrzała znajomy karmin ubioru czerwonych legionistów dostrzegła całkiem interesującą osobę z jaką przez chwilę skrzyżowała przypadkowe spojrzenie. Zaś legioniści chyba świętowali tak samo jak cała reszta miasta chociaż w tym tłoku i hałasie nie mogła z tego miejsca dojrzeć czy Dirk albo w ogóle ktoś znajomy tam jest z nimi czy nie.

Znajoma osoba była jej wprawdzie nigdy oficjalnie przedstawiona i Pirora nie wiedziała czy aktor Hugo którego wykupiła z aresztu w ogóle ją pamiętał. Była inaczej ubrana i uczesana. Dodatkowo nie była pewna czy mężczyzna wiedział kto zapłacił za niego tą karę albo czy go w ogóle obchodziło. No ale byli tutaj, w zatłoczonej “Bryzie” a Dirka nie było w zasięgu wzroku co nie znaczy że go tu nie było, blondynka postanowiła dobrze się bawić mimo wszystko ale jeśli jej kochanek nie zdąży jej znaleźć do pewnej godziny to będzie musiała wrócić do swojej tawerny na noc.

Widocznie poznał. I musiał wiedzieć z kim ma do czynienia. Bo bez wahania ruszył pomiędzy stołami i klientami ku blondynce stojącej samotnie przy szynkwasie. Szedł całkiem pewnie i szybko z uśmiechem wymalowanym na twarzy. Szedł z kuflem w jednej dłoni i lutnią zawieszoną na ramieniu.


http://fc00.deviantart.net/fs70/f/2011/256/7/b/7bd2a2852f43cbc7da280db4896844de-d49puok.jpg


- Ah kogóż my tu mamy? Toż to nasza zacna dobrodziejka! Ta która potrafi rozpoznać i wspierać prawdziwą sztukę i artystów i nie pozwoli aby skończyli oni marnie! Całuję rączki szanownej panienki! - przywitał się ze swadą jakby dane mu było spotkać największego mecenasa sztuki w tym mieście. Ukłonił się dworsko swoim barwnym beretem z krzykliwymi piórami po czym delikatnie ujął kobiecą dłoń aby ją ucałować w oznace owego szacunku i wdzięczności o jakim mówił. Aż się sąsiad Pirory odwrócił ku nim i przyglądał ciekawie podobnie jak gruby barman za szynkwasu.

- Ach widzę, że plotki w tym mieście roznoszą się szybciej niż zaraza. - blondynka zaśmiała się na ten wyolbrzymiony pokaz dworskiej etykiety. A także pokaz do kolejnych plotek. - Proszę tylko nie dać się złapać kolejnym razem moje dobrodziejstwo ma swoje granice. Choć tam gdzie przyszło mości artyście pokutować raczej trudno będzie o zrobienie sobie kłopotów, a przynajmniej mam taką nadzieję.

Pirora dała się ucałować w rękę I zrobiła trochę miejsca dla Hugo koło szynkwasu.

- Zrobienie kłopotów? Gdzie? W tym sierocińcu? Z naszymi miłosiernymi, ukochanymi, niosącymi miłość i ukojenie gołębicami? - Hugo dla wygody po pocałowaniu dłoni szlachcianki oparł się jednym łokciem o szynkwas tak aby swobodniej mogli ze sobą rozmawiać. I zrobił minę jakby sobie usiłował przypomnieć jak wygląda to miejsce w jakim musiał odpracować szkody moralne nakazne przez sędziego. I jeszcze upewniał się czy mówią o tym samym. I widać było, że jest urodzonym artystą i aktorem. Bo jakoś w naturalny sposób i barman zerkał na niego coraz częściej i ten żeglarz co siedział obok Pirory no i jakiś drugi obok którego stał sam artysta.

- Ależ skąd ten pomysł moja piękna? To wszystko jest jedno, wielkie nieporozumienie. Jestem ofiarą własnej niewinności i miłosierdzia. Jak przypuszczam na mieście grasuje jakiś mój sobowtór o jakim nic nie wiem. A jaki ma używanie co potem idzie na karb mojego dobrego imienia i kala moją reputację. - powiedział tak dobrodusznym i szczerym tonem, że gdyby był żebrakiem to pewnie nie chodziłby głodny ani jednego dnia. Na Pirorę patrzyła twarz poczciwca o niezbyt lotnym spojrzeniu, że tylko jakiś gruboskórny potwór mógłby się nad nim nie ulitować i nie dać wiary takim przekonaniom. Trochę z tego musiał usłyszeć i barman bo zaśmiał się cicho pod nosem po czym odszedł do innego klienta jaki go wzywał gestem. Sam artysta odprowadził go znaczącym spojrzeniem aby było wiadomo, że mu psuje narracje i skorzystał z okazji aby zatrzymać przechodzącą obok kelnerkę póki szła z pełną tacą.

- Irene no sama powiedz tej dobrodziejce. O tym huncwocie co to się bawi a potem to mnie ścigają i wsadzają do lochu. - powiedział do niej wskazując na siedzącą obok blondynkę. Irene jednak nie roześmiała się chyba tylko dlatego, że mocno zasznurowała usta. Więc wyszedł jej mocno ironiczny uśmieszek.

- Ojej, znów ci biedaku ktoś nie wierzy… - dała mu wziąć jeden, pełny kufel z tacy a ją samą postawiła na szynkwasie zaś jego pogłaskała po policzku jak starsza siostra młodszego brata który przyszedł do niej się wypłakać. - I to pewnie znowu coś przez jakaś kobietę co? - zapytała z rozbawionym współczuciem.

- No tak… Przez tą z cukierni… Znów mnie zaciągnęli do ratusza… A ja tam byłem tylko pomóc i w ogóle to całkiem przypadkiem! - uderzył się z przejęciem w pierś aby obie mu uwierzyły a on sam mógł się wreszcie komuś wyżalić.

Pirora musiała przyznać,.. Hugo był fantastyczny, miał naturalna charyzmę, czarował słowem i gestami, nic dziwnego że umiał oczarować córki, żony, kochanki, pewnie i szlachcianki.

- No, widze że opowieści o talencie aktorskim nie były przesadzone, a już się martwiłam że nie potrzebnie wyciagałam jakiegoś trzeciorzędnego aktorzynę z aresztu. A tu prosze jaka niespodzianka. Liczę, że po odbyciu kary przyjdzie pan odwdzięczyć używając waszego talentu na teatralnych deskach. - Pirora zaśmiała się doceniając jego determinację i dedykacje w utrzymaniu fasady świętoszka.

- Aaa! To ty go wyciągnęłaś z wieży? - brwi Irene podskoczyły do góry gdy widocznie skojarzyła z kim rozmawia artysta. - No to masz tu na mój osobisty koszt i z podziękowaniem od serca. No szkoda by było jakby skrócili temu hucfontowi to i owo. Zwłaszcza dla nas, kobiet. - uśmiechnęła się do Pirory dobrodusznie i zdjęła z tacy kolejny, pełny kufel stawiając go przed siedzącą blondynką.

- Oj Irene, przestań tak wmawiać naszej dobrodziejce takie niestosowne rzeczy… Jeszcze sobie pomyśli coś, że coś tam się działo w tej cukierni albo sierocińcu… Wiesz, że już pytała o ten sierociniec? - Hugo trochę spasował ale tylko trochę. Widocznie nieźle się znali z Irene i sobie mogli pozwolić na pewną poufałość między sobą. Więc zdradził jej jakby tak na żywo i na jej oczach znów padał ofiarą jakichś pomówień i złych plotek.

- O, naprawdę? To tam w cukierni nic się nie działo? - uniosła brew jakby doszły ją całkiem odmienne plotki na ten temat.

- No pewnie, że nic! - wybuchnął artysta będący ucieleśnieniem skrzywdzonej niewinności. Znów coraz więcej głów zaczęło z ciekawością kierować się w ich stronę wyczuwajac początek jakiejś dobrej opowieści.

- Szedłem sobie spokojnie ulicą nie wadząc nikomu i mając jak najszczersze chęci udać się do domu bożego aby służyć naszym wspaniałym i dobrym bogom a tu nagle słyszę takie rozpaczliwe wołanie o pomoc i to kobiety! co nie mogłem zignorować. Bo chociaż żaden ze mnie wielki pan czy rycerz no to jednak nie potrafię odmówić potrzebującym bardziej ode mnie pomocy. Zwłaszcza kobietom. - historia faktycznie zaczynała się nieźle zwłaszcza, że Hugo widocznie był gawędziarzem i bardem co się zowie więc umiał ją opowiadać tak, że z każdym zdaniem robiło się więcej i więcej słuchaczy. Cały czas malował obraz czystej i nieskalanej niewinności za którą nie było nic innego niż chęć pomocy bliźniemu w potrzebie. W tym wypadku młodej piekarzowej którą odmalował wcale apetycznie chociaż wciąż z bogobojnym tonem i miną. I wcale nie ruszało go to jak ktoś obok wybuchał śmiechem albo uderzał dłonią w stół z rozbawienia. Bo kontrast między tonem i słowem a sensem tego co Hugo opowiadał był tak olbrzymi, że musiał być albo tragiczny, szyderczy albo komiczny właśnie. Mówił tonem zawodowego kapłana czy ulicznego kaznodziei, tego dobrego człowieka który jest posłuszny prawom boskim i ludzkim, jest skromny i bogobojny. Chociaż w gruncie rzeczy właśnie opowiadał jak to wyszła jego schadzka w kuchni cukierni z piekarzową i nawet o owym stole wspomniał gdzie doszło do finału tego spotkania.

- No i właśnie wtedy wpadli ci podli drabi z halabardami. Kompletnie nie wiem kogo miasto zatrudnia teraz do tej straży. Jakieś zbiry bez krzty sumienia i zrozumienia. Wyobrażacie sobie, że w ogóle nie chcieli mnie słuchać? Ubzdurali sobie, kompletnie nie wiem dlaczego, że ja i zacna oraz bogobojna pani to mamy jakąś schadzkę w tej kuchni. - aż przerwał aby popatrzeć po całkiem już sporym tłumku tymi swoimi wielkimi oczami niesłusznie oskarżonego. Co wywołało kolejną salwę śmiechu.

- Oni mi na to, że jak niby mam ściągnięte spodnie do kostek a moja dobrodziejka leży na stole z podwiniętą spódnicą to, że niby sprawa jest oczywista. Całkowicie się z nim zgodziłem. Tylko już mnie szarpali i wlekli to im nie zdążyłem wytłumaczyć tak jak teraz wam a wcześniej temu dobrodusznemu sędziemu który był oczywiście surowy ale sprawiedliwy, że to właśnie po to tam zaszedłem. Jak mi spodnie puściły no i piękna pani zlitowała się nad moją sromotą, zaprosiła aby mogła mi zaszyć co trzeba i mógł udać się z posługą do domu bożego. No ale niefortunnie dla nas akurat jak wpadli ci drabi ja się troszkę na nią osunąłem i wylądowałem na niej a w zamieszaniu widocznie musiała się jakoś ta spódnica jej zadrzeć. - Hugo po mistrzowsku zakończył swoją przygodę z panią cukierniczką przez jaką parę dni temu wylądował przed obliczem sądu a potem w wieży. Ani na chwilę nie tracąc powagi ducha, głosu i twarzy i mówiąc tonem świątobliwego półgłówka który ma ogromny szacunek dla władzy i ich przykazań. Dostał za to owację od przygodnych słuchaczy i skłonił im się w podzięce na koniec rozkładając dłonie w geście bezradności, że to wszystko samo tak wyszło.

- No i teraz skazali mnie na ten sierociniec. Ale ja się oczywiście nie skarżę. Z pokorą znosi to co przyniesie los. - zrobił znów tą świątobliwą minę nieszkodliwego idioty jakby właśnie wracał myślami do tego sierocińca i tego co tam na niego czeka.

Podczas kiedy Hugo zabawiał ta część tawerny albo może i całą, blondynce wydawało się że chyba tylko ci skryci w pokojach byli pozbawieni tego widowiska, złapała kelnerkę Irene i spytała się cicho.

- Herr Lange z czerwonych ucztuje dzisiaj w “Bryzie”? - Mimo że Hugo mógłby być jej nagrodą pocieszenia to jednak przyszła tutaj z celem spędzenia nocy z konkretną osobą.

- Tak, tam baluje ze swoimi legionistami. - wskazała dłonią na kierunek gdzie już wcześniej Pirora dojrzała czerwone barwy przy jednym ze stołów.

- Dziekuje. - Odpowiedziała i wsunęła Irenie parę brzdęków w kieszonkę w fartuszków za informacje. - Przekażesz mu będąc w tamtych rejonach, że van Dake czeka na audiencje ?

Poczekała chwilę sącząc piwo i śmiejąc się z tej opowieści aktora. Która całkowicie wybielała jego winę jak i winę żony cukiernika. Oczywiście o ile ktoś uwierzył. Kiedy aktor zebrał brawa i uśmiechy aprobaty zarówno z uwagi na wyczyn, jak i na aktorskie i wrócił uwagą do swojego nowego mecenasa sztuki, przejęła trochę kontrolę nad tym spotkaniem.

- No cóż skoro już ustaliliśmy, że stałam się jakoby mecenasem i patronem tego talentu wydaje mi się że powinniśmy w końcu się sobie przedstawić oficjalnie. Pirora van Dake, aktualnie wasz nie tak bogaty patron sztuki z “Pod Żaglami”. Miło mi. - Szlachcianka nawet elegancko dygneła. - Wprawdzie dzisiaj nie mam dla ciebie żadnych informacji co do wydarzeń kulturalnych planowanych to liczę że twoja “pokuta” w sierocińcu uchroni cię przed kłopotami do czasu kiedy będę potrzebowała przedniego aktora.

- Oh wybacz mi o piękna pani! Tak mnie olśniła twa dobroć i uroda, że zapomniałem o dobrych manierach. Hugo jestem, nadworny bard i poeta tego pięknego miasta. Hugo Wspaniały jak tu skromnie o mnie mawiają lub Wspaniały w mowie i zręczności jak to zwykły mawiać nadobne, szlachetne i inteligentne damy którym miałem zaszczyt służyć swoją skromną sztuką. - powiedział jakoś szybko odnajdując się w nowej sytuacji. I ponownie ucałował dłoń szlachcianki jaka wybawiła go z opresji parę dni temu.

- A z tym sierocińcem obawiam, że nie rozumiem dlaczego tak panienka ciągle tam wraca z tym tematem. Przeciesz nasze czcigodne gołębice to szanowane kapłanki i matrony, gdzież by im stało w głowie jakieś niestworzone pomysły. - popatrzył na nią znów z wcieleniem niewinności bogobojnego idioty. - Bo tej jednej nowicjuszki jaką spotkałem na korytarzu gdy tak czcigodnie i z namaszczeniem szorowała podłogi aby zadowolić swoją patronkę i móc służyć potrzebującym kompletnie nie liczę. Świetnie ją rozumiem. Ja też non stop pomagam bliźnim. Wiesz, że powiedziała mi przy posiłku, że jest zdziwiona, że mnie tam przysłali bo tam nie ma żadnych mężczyzn? Ja zawsze potrafię odgadnąć kobietę w potrzebie i czuję, że młoda Izolda jest właśnie w takiej potrzebie. A ja nie potrafię odmówić potrzebującym. - wzniósł minę ku niebu a dokładniej ku zadymionym belkom sufitu aby zrobić świątobliwą minę. Chociaż jak opisywał ową nowicjuszkę przy pierwszym spotkaniu to nakreślił całkiem atrakcyjny kształt dłońmi jaki dostrzegł gdy tak pracowicie i z namaszeniem klęczała na czworakach aby zmyć podłogę.

- A swoją drogą co to za sprawa z tymi potrzebami na aktora? Bo może bym mógł coś pomóc w tej sprawie. - zainteresował się też tym wątkiem który był mu bliski także zawodowo. Po drodze minęła ich Irene i uśmiechnęła się do Pirory pokazując kciuk do góry i machając głową w stronę stołu z legionistami.

- Och widzę że próżnujesz. Co do aktorów, będą potrzebni w ilościach tuzinkowych. Szykuje się otwarcie teatru w mieście, i niestety nie mogę tutaj operować terminami jako jutro czy za miesiąc. Dopięcie interesów potrwa dłużej ale skoroś mi dłużny i język masz złoty to może zechciałbyś poszeptać tu i tam o tym? Jeszcze za wcześnie by to wykrzykiwać z dachów budynków ale mały szum w odpowiednich kręgach zwłaszcza taki wychwalający pomysł i inicjatywę będzie mile widziany i zrobi dużo dobrego. - Pirora uśmiechnęła się uroczo. - Co do twojego aktualnego zadania dla gołębic będzie mi bardzo na rękę jak między pomaganiem bliźnim jednak pouczysz dzieciaki fachu. Nic skomplikowanego tyle by wyłapać czy jest tam jakiś talent który dobrze by było pielęgnować. Myślisz że dasz sobie radę? - Szlachcianka zapytała składając sobie ręce na piersi patrząc co jej odpowie. Właściwie nie mógł jej odmówić był jej dłużny i to wiele.

- Pouczyć dzieciaki fachu? Aby zorientować się czy któreś ogarnia coś więcej niż zakładanie ciżm i portek? No chyba dam radę. A skoro tak szlachetnej panience na tym zależy to z prawdziwą przyjemnością. No i Izolda zajmuje się też tymi urwisami a mówiłem już, że obiecałem także i jej pomóc w potrzebie. - powiedział jakby był conajmniej szarmanckim rycerzem i taki drobiazg dla damy jaka wpadła mu w oko był dla niego do załatwienia od ręki.

- Rozpuszczenie wieści o teatrze to drobiazg a nawet czułbym się oszukany gdyby mnie pominięto w tej zaszczytnej roli. Zresztą słyszałem już jakieś plotki na ten temat od Nije. Nije Simonsberg, nie wiem czy jej nazwisko obiło ci się o uszy zacna panienko. Ale do tej pory nie przywiązywałem do tego zbyt wielkiej wagi no ale skoro sama dobrodziejka van Dake firmuje to swoim nazwiskiem to zabiorę się za to niezwłocznie. - obiecał solennie i widocznie półświatek artystów znał się nawzajem dość dobrze skoro jeden aktor mówił o koleżance jakby się całkiem dobrze znali.

- A jak już tak rozmawiamy bo jakoś wcześniej umknęło to mojej uwadze. To ośmielę się zapytać jeśli to nie jest oczywiście niestosowne dla panienki pytanie cóż sprowadza cię w te piękne i gościnne progi dzisiejszego pamiętnego wieczoru? - zapytał roztaczając ramieniem krąg dookoła jakby byli w najlepszym lokalu w mieście.

- Aj tak Naji, czasem przychodzi na obiady do “Pod żaglami”. Dobrze pisze i śpiewa lepiej jej nie podpadaj. I nie przesadzajmy z tym niezwłocznie, mamy festyn na pracę będzie czas i jutro. - Pirora najpierw mu odpowiedziała na nieme pytania. - Ach tutaj dzisiaj? Cóż Czerwony Legion ale o tym prosze nie plotkować a ja biecuje dalej wierzyć w tą twoją niewinność. Miłego świętowania Hugo. - Pirora uznała dyskusje za skończoną uśmiechnęła się do aktora ostatni raz i ruszyła ze swoim kuflem przez tłum do miejsca gdzie miał być Lange i Legioniści.

- Bywaj piękna i szlachetna pani, oby szczęście dzisiaj sprzyjało twoim planom jak wówczas gdy bogowie obdarzali cię mądrością i urodą. - Hugo pożegnał się nie mniej kwieciście niż przywitał po czym Averlandka musiała przejść pomiędzy stołami i gwarnym tłumem gości ku wybranemu stołowi. Właściwie był ten sam gdzie już wcześniej raz czy dwa zastała legionistów. Dzisiaj też tu byli. Rozpoznała z daleka zwalistą sylwetkę Borysa i blond czuprynę ich dowódcy. Ale to bystrooki Mathias pierwszy ją dostrzegł jak nadchodzi i trącił Dirka aby dać mu o tym znak. On się roześmiał i przyzywająco zachęcił szlachciankę aby do nich documowała. Siedziało dziś tu ich z tuzin. Wymieszani na przemian z jakimiś wesołymi dziewczynami i widać obchodzili festy serdecznie i uczciwie. Stół był zastawiony jadłem i napitkiem. Może nie tak szlachetnym jak wczoraj w dworku van Hansenów ale też można się było poczuć swojsko. No i towarzystwo obywało się bez całego dworskiego ceremoniału.

- No kogóż my tu mamy? - zaśmiał się Dirk gdy już podeszła na parę kroków od ich stołu. - Nasza kochana panna z dalekiego południa! Siadaj, kochanieńka siadaj. Tylko widzisz jesteś bez zapowiedzi to niestety będziemy musieli sobie jakoś poradzić polowymi sposobami. - poklepał swoje uda dając znać gdzie może zagrzać miejsca przy tej biesiadzie. Sądząc po błyszczących oczach, rozpiętych koszulach i zaczerwienionych policzkach to już ta biesiada musiała trochę trwać.

- Jak to bez zapowiedzi? - powiedziała z udawanym oburzeniem, witając się z znajomymi legionistami których mijała w pierwszej kolejności. - Jest festyn to powinno być oczywiste że przyjdę świętować z najbardziej rozrywkowym towarzystwie w mieście. I się nawet elegancko spóźniłam zgodnie z cała etykietą świąteczną i wszystko. - Szlachcianka usiadła na zasugerowane kolana dowódcy starając się nie wylać piwa z swojego kufelka. Prawie się udało ale Dirk tak gwałtownie i entuzjastycznie złapał ją za kibić i usadził że trochę tego trunku polało się na nich oboje.

- No i masz teraz tu tymi wylewasz napitek. - blondynka powiedziała z udawanym smutkiem i urazą uśmiechając się do dowódcy zalotnie. Trudno było powiedzieć czy wspomina ich pierwsze spotkanie czy może wraca do nocy na statku kiedy to jedna z zabaw było spijanie ze swoich nagich ciał wina lub zlizywanie innych używek. Dodatkowo zerknęła po twarzach paru ludzi którzy byli na tym wieczorze rzeczy całkowicie nieprzyzwoitych zwłaszcza zwróciła uwagę jak na nią patrzył Matias który miał najlepszy widok na to co ona i Dirk wyprawiali tego wieczoru już nie wspominając że sam dołączył do ich grupki w pewnym momencie.

No i zrobiło się jeszcze głośniej i weselej przy stole legionistów jak dołączyła do nich blondynka z dalekiego południa kraju. Część z nich już Pirora zdążyła poznać przy wcześniejszych spotkania, część dopiero teraz. Wyglądało, że w zdecydowanej większości męskie towarzystwo było właśnie legionistami z najbliższej świty ich dowódcy z którą najbardziej lubił przebywać. Legionistek było niewiele. Poza Heike jaką już wcześniej Pirora poznała to była jeszcze jakaś panna która zajmowała się papierologią w biurze. Reszta kobiet to były mniej lub bardziej stałe narzeczone, znajome i koleżanki poszczególnych legionistów. Wraz z upływającym wieczorem w górę szły kolejne kielichy i toasty, kelnerki donosiły kolejne dania a zabierały te puste. Uśmiechy, spojrzenia, dłonie i usta robiły się coraz weselsze i śmielsze. A na deser przyszły jeszcze Burgund z Łasicą dołączając do tej radosnej brygady. Widocznie już się przebrały po robocie bo wyglądały bardziej swojsko i pasująco do tej tawerny.

Godzina zrobiła się późna, ci co mogli wrócić do swoich domów byli właśnie wyganiani z tawerny na mróz, inni spali pod stołami a jeszcze inni nadal się bawili gdyż posiadali pokoje w tym konkretnym przybytku. Łasica i Burgund bardzo dobrze się bawiły wśród rozrywkowych legionistów i Pirora była pewna, że te dwa razy kiedy znikały niby w wychodku a zaraz po nim któryś z chłopaków, albo i dwóch, nietrudno było się domyśleć po co.

Co zaskoczyło Pirore to jak obie, Łasica i Burgund zrobiły się no może nie nierozłączne ale współpracujące ostatnimi czasu. A jak jeszcze obie dały się zanieść na piętro na ramionach Borysa to już wogóle wszystkich w karczmie to rozśmieszyło a silny Kislevczyk nawet dostał brawa za ten wyczyn. Mimo zwolnionych miejsc Dirk trzymał malarkę na swoich kolanach a jej samej nie było śpieszno z nich schodzić.

- To co herr Lange, znajdzie się dla mnie miejsce w ciepłym łóżku czy mam wracać po nocy do swojego? - Wyszeptała mu do ucha owiewając je ciepłym oddechem Jej dłoń już od jakiegoś czasu głaskała palcami jego kark, zdążyła już poznać jak blondyn lubił być dotykany nawet jeśli “głaskanie’ po karku nie brzmiało zbyt męsko.

- Wierzę w twoje talenty moja droga. I jestem przekonany, że miejsce w jakimś łóżku tutaj na pewno dla ciebie się znajdzie. Widziałaś jak Borys zagospodarował twoje koleżanki? A przecież one nawet nie są takimi szlachetnymi damami jak ty. - powiedział raźnym i wesołym tonem wskazując na schody prowadzące na piętro do pokojów gdzie właśnie Borys zaniósł obie śmiejące się łotrzyce. Piszczały i krzyczały z radości aż miło było posłuchać i popatrzeć. Branki jak marzenie. No i zanosiło się właśnie, że Kislevita będzie miał tam z nimi na górze niezłe branie i używanie. A tu, jeszcze na dole. Dirk widocznie nie zamierzał tanio sprzedać swojej skóry i dalej droczył się z siedzącą mu na kolanach partnerką. Chociaż wszystko wskazywało na to, że pewnie i tak skończą tą noc wspólnie.

- Tak od czasu tamtej musztry co im zafundowałes w “Mewie” powiedziałabym że dogadują się wyśmienicie, aż nie wstyd z nimi gdzieś wychodzić. Choć nadal to taka końska miłość i pewnie gdyby je wrzucić do areny błota to by było na co popatrzyć. - Wspomniała o tym pomyśle który był już raz zrealizowany. I dodała ciszej znowu trącając mu ucho swoimi ustami. - Nawet się trochę na nas obraziły że nie mogły dołączyć w tamtym terminie. Moe trzeba zrobić powtórkę? - Niektóre słowa były przerywane skubnieciami płatka ucha legionisty.

- Taakk? Tak mówisz? Same chcą? - Dirk zrewanżował się Pirorze leniwie poprawiając jej a to jakiś loczek a to brzeg dekoltu. Wydawał się być już nieźle rozgrzany całym wieczorem zabaw i kobiecą, zalotną bliskością na kolanach. Dało się poznać po głosie i spojrzeniu. Nawet jeśli nie mówił tego słowami. Teraz jednak powiedział to trochę głośniej, że Mathias i Heike co po odejściu Borysa sedzieli najbliżej posłali mu zaciekawione spojrzenia łowiąc nowy, ciekawy trop w tym flirtowaniu.

- Musimy dziewczynom zrobić kolejne zapasy w błocie. Bo inaczej się na nas obrażą. A szkoda by było nie? - blond dowódca wyjaśnił im o co szło z tym jego zdziwieniem. Jego legioniści też byli podobnie zdziwieni i rozbawieni.

- Tak? Same chcą? Tak za darmo? Nie no to nie można dopuścić aby takie dzielne i wspaniałe damy się na nas obrażały. Szkoda by było. - Mathias szybko podłapał ten temat i był gotów nieść pomoc spragnionym błota pannom w potrzebie.

- Tam na tym statku to mogło to błoto zostać po ostatnim razie. Pewnie trzeba by donieść nowe i dodać gorącej wody aby było błoto a nie grudy no ale do zrobienia. - Heike zmrużyła oczy jakby próbowała sobie uzmysłowić jaki może być aktualny stan tej błotnej areny urządzonej w zeszłym tygodniu w ładowni jednego ze statków.

- No widzisz? Chyba będziemy mogli poratować te twoje potrzebujące koleżanki. - szef legionistów pogłaskał swoją kochankę po twarzy aby przypadkiem nie zapomniała jakim sprawnym jest organizatorem no i jaki jest dla niej dobry i wspaniałomyślny.

- Och to może oprócz nich jeszcze jakieś chętne się znajdą w końcu w mieście jest tyle ciekawych kobiet. No i Burgund i Łasica mają też swoje koleżanki. - Szlachcianka podchwyciła te jego dzikie pomysły. - Aczkolwiek jestem zaskoczona że jeszcze nikt z tego statku nie robił wam jakieś awantury za dorowadzenie go to tego stanu.

- Kapitan jest moim kolegą. No i też był na widowni podczas ostatniego spotkania. - Dirk machnął ręką na znak, że to akurat to żaden problem i właściciel owego pływajacego lokalu też ma w takich spotkaniach nieco rozrywki.

- I one jeszcze mają swoje koleżanki? Też takie fajne? - Mathias wskazał palcem na sufit ale pewnie mu chodziło o obie łotrzyce co tak wesoło zniknęły z ich kolegą w jednym z pokojów na piętrze. I bynajmniej nie po to aby już iść spać.

- Ale to chodzi o zapasy w błocie. Nago. No i dla naszej widowni. To tak ciekawe koleżanki też macie? - Heike doprecyzowała jakby była zafascynowana myślą, że byłyby jakieś ochotniczki co dla wspólnej przyjemności i za darmo mogłyby zaserwować im taki pokaz. Co prawda z Łasicą i Burgund to już co nieco legioniści zdążyli się poznać przy wcześniejszych spotkaniach no ale i tak trudno było myśleć, że tak wesołych i bezpruderyjnych ślicznotek może być więcej.

- O właśnie a jakie? To może znamy? Jak znam to powiem ci czy to może być. - Mathias też podchwycił ten pomysł i trochę nie było wiadomo czy mówi bardziej do Heike czy do Pirory bo na przemian patrzył na nie obie.

- Mathias normalnie teraz to mnie ranisz jak ten gbur na którego kolanach siedzę. Czy uważasz że ja bym się zadawała z niefajnymi ludźmi? No naprawdę czuje się totalnie obrażona twoimi słowami. - Pirora faktycznie udawała obrażoną i dotknięta tą niewiarą w jej znajomości. - I powiedzmy że jeśli zabawa będzie taka jak poprzednio to nie, zapłata nie będzie potrzebna… ale jeśli będzie ich parzysta liczba to tej co pokona wszystkie należy się jakaś nagroda ale to to ja mogę zorganizować.

- To chcesz nam powiedzieć, że możesz nam zorganizować wszystkie ochotniczki? A to wiela by ich mogło być? - Dirk dalej bawił się jej uchem, szyją i włosami ale widocznie śledził dyskusję. I też chyba nie posądzał kobiety jaka siedziała mu na kolanach, że mogłaby zorganizować dziewczęta skore do tak brudnych i lubieżnych zabaw.

- No ja mogę być tą nagrodą. Mogę się zobowiązać, że będę się zajmował taką zwyzięską panną od nocy do rana. Z każdej strony i pozycji. Poświęcę się dla sprawy. - Mathiasa rozbawiła ta nadąsana mina Pirory za to posądzanie o fajne albo nie fajne znajome. Ale teraz zrobił aż tak przesadnie poważną minę, że zrobiło się to komiczne. Jakby ratował koleżanki i kolegów z trudnej opresji i podejmował się zadania jakiego nikt inny nie chciał i nie mógł podołać.

- No patrzcie dziewczyny jakiż nam się dobrodziej trafił. - zaśmiał się cicho Lange widząc te popisy kolegi. - Coś z tego co pamiętam to ostatnio mieliśmy licytację w tej sprawie. I uważam, że to dobry sposób. Kelnerki też przecież zgarniają napiwki dla siebie. To i niech dziewczyny za to tarzanie się w błocie coś z tego mają. Ale no jakaś nagroda mogłaby być. Tak dla zasady skoro to niby mają być zawody. - dowódca odezwał się do pozostałych jak widzi sprawę i widocznie nie kupił tej bajery Mathiasa jaka dawałaby mu pretekst do zgarnięcia dla siebie zwycięskiej zawodniczki. Chociaż ten się tym nie przejął bo widocznie żartowali sobie z siebie nawzajem jak zwykle.

- Ty Matias to się nadajesz co najwyżej na nagrodę pocieszenia dla przegranej. - Blondynka pokazała legioniście język który przy ostatniej imprezie bardzo umiejętnie polerował berła dowódcy i jego przyjaciela. - Cóż gladiatorzy podobno czasem dostają te ozdobne pasy to może nasze błotne panny mogą dostać bransolety. Mam jakies których nie noszę mogę podarować na ten szczytny cel.

- Poczekaj… Przyjdziesz jeszcze w łaskę i po prośbie… - Mathias udał, że się na poważnie dąsa za taki przytyk i pogroził jej palcem jak jakiś guwernant, wychowawca albo i ojciec na niegrzeczne zachowanie podopiecznej z którego jest niezadowolony.

- O, bransolety, dobry pomysł. Niech dziewczęta coś mają za fatygę i na pamiątkę. - Lange zgodził się na taki pomysł i chyba mu się spodobał.

- No ale to od Pirory. A coś od nas? Pirora coś im da w nagrodę a my? - Heike jednak nie do końca była pewna czy to by wystarczyło a przynajmniej nie chciała aby legioniści wyszli na jakichś łapserdaków.

- Zawsze możecie poczekać aż Matias je zdenerwuje i przywiązać im go do tego słupa koło “areny” i dać im bat co by mogły w końcu mu dać na co zasługuje. - Pirora znowu docieła brunetowi i niby udała że się chowa za Dirkiem po tym komentarzu. A do ucha Lange dodała. - Jak macie jakieś dodatkowe bronie to może sztylet? Jak to sa takie panny co nie mają problemu by się bić jak wściekłe szczury w błocie to pewnie dobry sztylet powinen być dobrym pomysłem.

- O. Pal i pejcz? No wiesz co Mathias? Może to dobry pomysł. Ostatnio się zrobiłeś strasznie bezczelny. - Dirk podrapał się po brodzie jakby dostrzegł zalety rozwiązania proponowanego przez blondynkę. Porucznik spojrzał na niego z głębokim wyrzutem.

- I ty też przeciwko mnie… Po tobie się nie spodziewałem… A co do czego to obiecywał mi braterstwo bo braterstwo broni, bo przelana krew, bo zrabowane kufry skarbów… A tu proszę jaka niewdzięczność po tym wszystkim… - Mathias pokręcił głową i spuścił ją na znak swojego rozczarowania i przygnębienia sromotą kolegi.

- Sztylety są dobre dla skrytobójców. A tu nie, to trzeba coś kobiecego i dla żartu. W końcu nie chcemy aby się pozabijały. Przecież po tym błocie to ma być jeszcze kąpiel no i pełna integracja. - Dirk niewiele sobie robił z tego udawanego żalu i rozczarowania kolegi. Za to wrócił do pomysłu jak wynagrodzić te kochane i śmiałe dziewczęta za ich pot i brud jakim się tak ochoczo okryją podczas takich radosnych zabaw.

- To może jakiś medal? Można by zamówić. To chyba nie powinno być zbyt drogie. Mogłaby sobie taka przypiąć go do piersi albo nosić na szyi. Znaczy jakby już była w ubraniu. No albo jakiś puchar. To by mogła sobie dzieś postawić na półce. - Heike podpowiedziała inne rozwiązania i to się spodobało kolegom. Nawet Mathias przestał udawać, że się na nich boczy.

- Można, można… Tylko coś by trzeba napisać na takich blaszkach. - porucznik zgodził się i chętnie dyskutował nad detalami tych nowych zapasów w błocie o jakich rozmawiali.

- No i ile? Bo jeden można zrobić jakiś lepszy dla tej co wygra ale dobrze jakby każda coś dostała. - Dirk wrócił z pytaniem do Averlandki na ile dziewcząt ta może mieć nadzieję co do takich zabaw.

- Do finału dochodzą tylko dwie więc na pewno dwa. Co do reszty mhm… no to zalezy ile ich będzie, jeśli sześć to można finał zrobić na zasadzie, że każda z każdą i liczymy zwycięstwa. Ta co ma najwięcej jest zwyciężczynią i dwa miejsca pocieszenia. A reszta... no cóż trzeba obejść się smakiem i spróbować jeszcze raz. - Pirora zaproponowała takie rozwiązanie poprawiając się trochę na kolanach Dirka, ten instynktownie zacisnął swoją dłoń na jej talii jakby chciał się upewnić że mu nie ucieknie.

- Dwie to ma teraz Borys na górze. I uzbierasz jeszcze ze cztery? - Heike wydawała się być wciąż pod wrażeniem i zdziwieniem możliwości mobilizacyjnych młodej blondynki. Sprawę rozwiązał ich dowódca.

- To zrobi się z dziesięć tych blaszek. Jedną albo dwie jakieś lepsze. A jak jakieś zostaną to najwyżej będą na kolejny raz. Pięć czy dziesieć to już nie taka różnica w kosztach. Tylko trzeba by coś tam napisać. No, że “za udział” w tych zwykłych “za zwycięstwo” u tych najlepszych. Chociaż pewnie to szlachcianki nie są to pewnie i tak żadna nie przeczyta. No ale my tak. I chodzi o zasady. Ale przydałoby się coś pieprznego tam wyryć. Bo “za tarzanie się w błocie” czy “błotne zapasy” i numer albo data to nuda. - Dirk kombinował dalej z tymi medalami i orderami skoro już sam zarys mieli gotowy.

- Za “bycie najbrudniejszym błotniakiem”? - zaproponował pół żartem Mathias. Dirk pokręcił głową, że nie a sam bez pośpiechu wsunął dłoń między przykryte spódnicą uda swojej partnerki.

- Heike prosze tylko ty w moje zdolności nie wątpij już i tak Mathias mi dokucza. - Pirora udała że chowa łzy w szyi Dirka. Przy okazji wykorzystując to by skupnać zebami jego skorę. - Na pewno coś wymyślicie do tego czasu dam wam znać pojutrze ile koleżanek się pisze na takie zabawy. Może lepiej jak to przegadacie większym gronem przy śniadaniu, może Borys będzie pełen inspiracji po tej nocy z zapaśniczkami. - Pirora mówiac o inspiracji znowu poruszyła się na kolanach Dirka dając mu aluzje że może oni też pójdą szukać inspiracji.

- No widzisz? Pani skarży się na ciebie. Znów ją wystraszyłeś. - Heike zrobiła przez szerokość stołu wyrzut sumienia koledze porucznikowi. Jakby do serca sobie wzięła skargi Pirory. Dirk chyba też bo rozgościł się między jej udami jakby należały do niego.

- Dobrze, że wy mnie macie. Któż inny by był zawsze wszystkiemu winny? - Mathias nie tracił rezonu i sam westchnął nad skargą na tych niewdzięczników jacy nie doceniają jego dobroci a otaczają go z każdej strony.

- No dobra. To jak panienka mówi, ona pogada ze swoimi koleżankami a my pogłówkujemy nad tymi blaszkami. W końcu to nie jest na jutro rano. A teraz wybaczcie ale my musimy poszukać poetyckiej inspiracji do poezji na te blaszki. - powiedział wstając razem z Pirorą i żegnając się z kolegami i koleżankami. Dał jej się pożegnać z nimi po czym odwrócił się i ruszył ku schodom na piętro.

- Do jutra i miłej nocy, Heike. Tobie też hultaju chociaż nie zasługujesz. - Pirora pożegnała się z obojgiem i dała Mathiasowi całusa w policzek jako przeprosiny za te złośliwości. A potem skierowała się z Dirkiem do jego pokoju.

 
Obca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172