Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2022, 17:21   #170
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Po 4 bitych godzinach, wrócił w końcu Bharrig-żywiołak i Endymion… ze zdobycznym wozem, ciągniętym przez zdobycznego konia, oraz z jakąś kobietą, siedzącą na owym wozie obok Paladyna ze skwaszoną miną.

W tym czasie, reszta "oczekujących" towarzyszy przy ognisku, zdążyła już zjeść kolację, wyczarowaną przez magię Niramour. A jadło było proste, lecz syte. Nie to co pamiętna uczta w klasztorze w górach, jednak była… jajecznica, bułki, parówki, i nawet jabłka (te ostatnie głównie dla koni, z dobroci serca niebieskowłosej). Był jednak mały problem z naczyniami, ale jakoś sobie radzono.

- Jakiegoż to gościa sprowadzacie? - spytał Gabriel. Z lekka ironią w głosie, bo widać było, iż "gość' najchętniej znajdowałby się wiele mil stąd.
- Udało się odnaleźć trupa Agamemnona? - dodał Kargar, wstając i wychodząc paladynowi i druidowi naprzeciw.
- Ta tutaj to jedna z szajki, która wykopywała trupy - rzekł Bharrig.

Po czym wyłożył swoim kompanom pokrótce historię pościgu, pojmania i odzyskania zwłok gryfa, a także powrotu - jego i Endymiona.
- Nie wróży niczego dobrego, trzeba sprawdzić później, kim jest ów nekromanta skupujący zwłoki.

Po chwili pauzy dodał:
- Pilnujcie tą bestię w ludzkiej skórze, która wykopuje zmarłych - rzekł Bharrig. - Potrzeba nam jednak przywrócić Agamemnona do życia. Endymionie, czy masz potrzebne składniki? - zapytał, mając na myśli oczywiście diament.

- Myślicie, że ona nam jakiegoś numeru nie odwali? - Kargar spytał się paladyna, przyglądając się sceptycznie złodziejce zwłok.
- Jakoś się przed tym zabezpieczymy - powiedział Gabriel. - Z pewnością sam znasz kilka skutecznych sposobów. - Spojrzał na druida i paladyna. - Przeszukaliście ją? - spytał.

- Nie - odpowiedział paladyn przeszukując przenośną torbę w poszukiwaniu diamentu pośród stosów złota i klejnotów które zapakował do niej jeszcze w kompleksie, tak dawno temu - Jak chcesz Gabrielu to droga wolna. Jest! - zakrzyknął wyciągając szlachetny kamień i wręczył go druidowi z niecierpliwością wymalowaną na twarzy.

- Oczywiście, jeśli tylko damy jej szansę - rzekł Bharrig. - Kargarze, Gabrielu, pilnujcie ją szczególnie na czas tego zaklęcia.

Sam wziął diament w wielgachną łapę żywiołaka.

Wojownik wyciągnął miecz i podszedł do łotrzycy, łypiąc na nią okiem.
- Żadnych sztuczek, mam cię na oku. Wyjmij też wszystko co masz w ubraniu.
- I może jeszcze mam zatańczyć? - Mruknęła kobieta.
- Pomożesz nam, Mirelindo? - spytał Gabriel. - Zapewne trzeba będzie ją dokładnie przeszukać. BARDZO - podkreślił - dokładnie.
- Już idę… - Powiedziała Zaklinaczka, a nieznajoma zrobiła srającą minę. W międzyczasie wyciągnęła z kieszeni jakiś klucz i rzuciła na ziemię, mały składany kozik, i jakieś malutkie zawiniątko.
- To są orzechy - Powiedziała. Przy pasie zaś miała sakiewkę, której jednak nie tknęła.
- Połóż pas na ziemię - polecił Gabriel. - Potem ręce na bok... i rozstaw nogi - dodał, przypomniawszy sobie, jak to na jego oczach straż miejska we Wrotach aresztowała jakiegoś łobuza. W odpowiedzi zaś otrzymał wyprostowany, środkowy palec.
- O tym nie pomyślałem... Ale dziękuję za podpowiedź. - Uśmiechnął się lekko, a potem spoważniał. - A teraz przestań się zachowywać jak głupia - powiedział. - Albo przeszuka cię Mirelinda - skinął głową w stronę zaklinaczki - albo my to zrobimy - spojrzał na Kargara i szkieleta - a wtedy może to nie być takie delikatne.

Po paru chwilach, kobietę zmacała po całym ciele Mirelinda, nawet w intymnych miejscach… znalazł się ukryty w bucie sztylet. A w sakiewce kilka miedziaków, i dwa srebrniki. Zaklinaczka sztylet zabrała, ale sakiewkę wkurzonej kobiecie oddała…
- A teraz tu siadaj, i siedź - Powiedziała cycata nawet miłym tonem, wskazując miejsce. "Hiena cmentarna" usiadła więc, i siedziała naburmuszona, pilnowana przez szkielet.

~

Druid, nie ufając temu, co mogła zrobić kobieta, wziął ciało Agamemnona jeszcze dobre paręnaście kroków dalej od obozowiska, po czym rozejrzał się wokół, nasłuchując. Prawda byli w środku głuszy, ale ostrożności nigdy nie za wiele.

- Osłaniaj mnie - rzekł do paladyna.

Po czym wyciągnął diament przed siebie i zaczął intonować pieśń w nieznanym języku, drugą zaś kreśląc w powietrzu magiczne symbole, których zarysy pozostawały jeszcze przez krótką chwilę w powietrzu. W miarę wykrzykiwania kolejnych formuł, diament rozbłysnął wewnętrznym światłem.

Z każdą mijającą sekundą, druid zmieniał znak i kreśloną formułę, a światło w diamencie stawało się coraz bardziej jasne i wyraźne, po paru chwilach oświetlając okolicę wokół niczym pochodnia.

Wreszcie, zanim miała wybić minuta, Bharrig warknął coś w swoim narzeczu i rozwarł wielką łapę, a powietrze wokół napełniło się elektrycznymi wyładowaniami. Diament rozprysnął się na małe kawałeczki, zaś znajdująca się w nim kula światła pomknęła do martwego ciała gryfa. Otoczone stalowoszarą poświatą, ciało gryfa natychmiast zaczęło się zmieniać: zgnilizna odwróciła cykl, stając się zwykłym ciałem, zaś brudne i zroszone krwią pióra nabrały dawnego połysku.

W gasnącym świetle zaklęcia i blaknącej poświacie otaczającej gryfa, widać było, jak gryf - co prawda wychudły i wymizerowany poprzednim stanem - wracał do życia, biorąc w płuca pierwsze tchnienie od czasu swojej śmierci.

Endymion chyba nie oddychał przez cały ten proces. Jego przyjaciel wracał. Którego śmierć była chyba pierwszą tragedią z całego cyklu które ich spotkały od kiedy wyruszyli na tę wyprawę.

Miecz zgrzytnął gdy wypadając z ręki zarył w kamień. Tarcza gruchnęła głucho lądując krok dalej na trawie. Paladyn padł na kolana przed zdezorientowanym i wciąż słabym przyjacielem i objął go w potężnej szyi wplatając dłonie pod jego pióra. Endymion chciał coś powiedzieć. Przywitać kompana wśród żywych ale już teraz ledwie się trzymał i wiedział, że jeśli wyda z siebie jakikolwiek dźwięk… to będzie to płacz. Zwykły, niemęski, niegodny płacz nieprzystający paladynowi, ale wreszcie zdarzyło się coś dobrego… wreszcie coś się udało.

Do wzruszonego zajściem Paladyna, nie dotarło, jak Niramour rozmawia cichym głosikiem z Gabrielem… a ten przekazuje jej dwa kamienie szlachetne. Nie dotarło i do Endymiona, gdy Kargar w nie pieprznął swoim młotem bojowym(broń zapasowa), robiąc z nich proszek…

Czyjaś delikatna dłoń pojawiła się na ramieniu klęczącego Paladyna. Spojrzał w twarz uśmiechniętej Niramour.
- Jest piękny… choć cierpi. Pomogę mu - Powiedziała niebieskowłosa, przenosząc spojrzenie na Gryfa. Posypała go jakimś proszkiem, i wypowiedziała wiele słów, wykonując i wiele gestów.

Agamemnon odzyskał nieco więcej "barw życia", nie był już taki blady, i jakby miał więcej wigoru… a po chwili Niramour powtórzyła proces. Gryf był już praktycznie jak dawniej, był w pełni sił i wigoru, był jak dawniej!! Wstał, spojrzał na Niramour, po czym skinął jej głową. Następnie zaś spojrzał na Endymiona, i "radośnie" zaskrzeczał.

- Na brakujące skrzydło chwilowo nic nie poradzę - Powiedziała cichym tonem uśmiechnięta błękitnooka.

- Popasajmy nieco i jedźmy dalej do Scornubel - rzekł druid, powróciwszy już do swojej krasnoludzkiej formy i gładząc swoją brodę. - Została nam jeszcze cala armia demonów do pokonania.
- Rankiem ruszymy dalej - odpowiedział Gabriel. - Trochę odpoczynku przyda się każdeu z nas.

- Dobrze że się udało. A teraz do Scornubel - skomentował Kargar, będący pod wrażeniem magii którą właśnie widział. Choć zastanawiał się, czemu tyle czasu i wysiłku poświęcili na wskrzeszenie gryfa kiedy po drodze stracili Deirde.

Endymion kiwnął głową Ninamour w podziękowaniu, ale nie wydał z siebie dźwięku. Wciąż nie był do końca pozbierany. Uścisnął gryfa jeszcze raz, jeszcze mocniej, otarł twarz.
- Nigdy więcej mi tego nie rób! - ryknął w niepoważnej złości odzyskując stabilność w humorze, a Agamemnon spojrzał na niego ze zdziwieniem, po czym uderzył go wierzchem łapy w bark w oburzeniu i ryknął na niego.
- W porządku, w porządku… tym razem ci daruję.
 
Kerm jest offline