Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2022, 07:38   #554
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Egon poddawał się w milczeniu czarom Mergi i innym zabiegom leczniczym. Kiedy tamci skończyli, rzekł krótko:

- Dzięki. Mieliśmy sporo szczęścia.

Pozostawało zaplanować kolejny wypad do kanałów, bowiem w tym momencie sam Egon nie miał zbyt wiele do zrobienia czegokolwiek innego. Poszukiwania inkwizycji na powierzchni sprawiały, że robienie czegokolwiek niż drążenie w starych tunelach było niemożliwe, a przynajmniej na razie. Z czasem trzeba będzie pomyśleć, w jaki sposób będzie można z powrotem wyjść na powierzchnię i tam żyć jak normalny człowiek, ale na razie inkwizycja nie odpuszczała.

Tymczasem, dołączył się do dywagowania o tym, co robić dalej z kwestią kanałów:

- Ostatnim razem, jak byliśmy, zaskoczyli nas strzałami. Potrzebujemy wyposażenia, żeby dać im odpór, osobliwie - tarczy. Puklerz albo zwykła stalowa tarcza sięgająca na łokieć, do tego hełm i brygantyna albo napierśnik. Wystarczy, aby to odeprzeć. Od biedy drewniana deska.

- Inna rzecz, bestie z pewnością były rozumne. Ktoś z was, kto rozumie te krzyki tych bestii by musiał z nami pójść.

- No ja mam u siebie jakieś tarcze. Ale raczej takie zwykłe. Obite blachą to nie wiem kto by miał i gdzie to dostać. Pawęż no może da się gdzieś dostać. - Vasilij podrapał się po zarośniętym policzku gdy zastanawiał się nad tymi zasłonami przed ostrzałem. Wyglądało na to, że miał dostęp do standardowych tarcz w swoim magazynie czy innej kryjówce ale coś więcej to już by wymagało więcej załatwiania.

- A kolczugi i brygantyny to przecież mamy. Po co nam kolejne? - trochę się zdziwił kolejnym elementem wyposażenia o jakim mówił barczysty kolega.

- No jak to są zwierzoludzie to ja bym mogła spróbować porozmawiać. Ale nie wiem czy to one. Sami mówiliście, że ich nie widzieliście ani nie wiadomo co to jest. No i jak będą od razu strzelać to nie wiem czy w ogóle się da porozmawiać. - Lilly zaś uzupełniła swoją uwagę na temat komunikacji. Czuła, że mogła coś próbować z kopytnymi rogaczami jakie spotykała w dziczy na powierzchni. Ale tu, na dole, wciąż nie było wiadomo z czym mają do czynienia.

- Jakby to byli zwierzoludzie no albo w ogóle gdzieś w lesie no to nasza wyrocznia by mogła spróbować. Zwierzoludzie cenią rogi. Im większe tym większa władza i łaska bogów. Każdy wódz, szaman albo ważniejsza postać u nich zawsze ma wielkie i piękne rogi. A matka Merga ma piękne, dorodne rogi. - dorzuciła jeszcze wskazując na siedzącą obok wyrocznię. Sama z siebie też nie ukrywała, że te rogi jej się podobają i robią wielkie wrażenie. Merga uśmiechnęła się do niej i lekko skłoniła tą rogatą głową.

- Dziękuję za uznanie Lilly. Tak, u nas też tak to działa z tymi rogami i kopytnymi. Niestety dalej nie wiemy z czym mamy do czynienia tam na dole. - przyznała, że ten apekt wciąż pozostaje skryty za ciemnością tajemnicy.

- To co, prosta sprawa chyba? - zapytał wojownik. - My bierzemy pawęż, szturmujemy wejściówkę. Osłaniamy Lily, która może się porozumieć z tymi bestiami. Jak się uda z nimi dogadać, to paktujemy. Jak nie, to wycinamy kurwich synów w pień i dalej szukamy jakiegoś miejsca. Na następnej wyprawie poszlibyśmy tak samo: ja, Silny, Cichy, Norma i dołącza Lily. Próbujemy zajść tak daleko, jak nam się uda.

- Jesteście wprawni w magii, nie moglibyście odprawić jakiegoś czaru, który wykryłby, co to za jedni te strzały wystrzeliwali? - dopytywał Egon.

- Tak czy inaczej, wypadnie się nam uzbroić - wzruszył ramionami Egon, wiedząc, że pawęż zapewne będzie miała największy wpływ na przeżywalność grupy. To co? Zbieramy te tarcze i wypadamy kolejny raz?

- Obawiam się, że to co mogłam wyciągnąć z tej strzały swoją Sztuką to już wyciągnęłam. Póki nie przyniesiecie mi czegoś jeszcze albo całego stworzenia to raczej trudno o przełom. - powiedziała Merga z lekkim uśmiechem. Brzmiało jakby właśnie to co powiedziała o swtórcach tej strzały pochodziło z jakichś czarów. W końcu pozostali też oglądali tą strzałę ale nie powiedzieli nawet tyle.

- No dobra. To ja pójdę do siebie i zobaczę co mam. Pawęży nie obiecuję. - Vasilij wstał od stołu i podszedł do wieszaka aby się ubrać. Z ich grupki on wciąż miał największą swobodę poruszania się po mieście.

- Ja to za bardzo walczyć nie umiem. Nie zajmowałam się tym. Ani polowaniem. Najwyżej zbierałam coś. Chrust na opał, jagody, grzyby, maliny. Nawet dzikie jabłka. Ale nie walczyłam nigdy. - Lilly zaznaczyła ostrożnie aby się po niej jakiś epickich i bohaterskich wyczynów nie spodziewali. Zaś Vasilij ubrał się i wyszedł.

- Nikt nie będzie od ciebie chciał, żebyś walczyła - rzekł Egon. - Jak poradzisz, gadać z tymi dzikusami, to już wystarczy.

Wyrzekłszy to, Egon jął się do grania w kości. Bezczynność była żmudna, ale ostatecznie miał nieco wprawy już w niej.

Znów musieli poradzić sobie z czekaniem. I trochę to zeszło zanim usłyszeli dźwięk odwalanego włazu a potem kroki. Wreszcie pokazał się Cichy dźwigając jakieś dechy. Nieźle się zasapał przy tym zajęciu więc rzucił je na stół z ulgą. Okazało się, że to tarcze jakie obiecał. Takie standardowe, okrągłe. Pięć sztuk. Trochę to musiało ważyć i być niewygodne do niesienia to nie dziwowało, że się zasapał. Wrócił do pieca i ugasił pragnienie nalewając sobie kompotu z suszonych owoców do kubka.

- Przechodziłem przez plac. Ale tłumy. Akurat trafiłem jak wieszali klawiszy z kazamat. Ale nie widziałem których. Zresztą i tak ich nie znałem. No ale wasze gęby to rozplakatowane po całym mieście. Za ciebie i Łasicę dają stówę a za Silnego pół. Za Mergę dwieście. No i chyba pokapowali się już, że ktoś z miasta zorganizował tą ucieczkę. - oparł się ciężko o piec i streścił im co się działo na placu.

- Niech wieszają te swoje parchy, tym lepiej dla nas - podsumował Egon, powstając. - Ja na mieście już dawno nie mam czego szukać, więc schodzę pod ziemię. Pomyśli się, co z tym fantem zrobić potem.

Podszedł i uniósł tarczę, oglądając ją bliżej.

- W takim razie gotowi jesteśmy - rzekł Egon. - Chodźmy, czas wrócić do nich! Cichy, ty prowadzisz, jak zawsze.

- No to chodźmy. - zgodził się Vasilij. Pozostali też poszli się przebierać, zbroić i ogólnie szykować na tą podziemną wycieczkę. Poza Lilly pozostali ubrali swoje pancerze co kto miał i wzięli po tarczy przyniesionej przez przemytnika. Dziewczyna z jaskini odmieńców wzięła tylko jakiś kij chyba od szczotki. No i lampę. Pytanie było czy ktoś jeszcze bierze kolejne. Bo jak się szło z tarczą to jedna chwytna broń odpadała więc w drugiej trzeba było nieść albo broń albo lampę.

Zeszli na najniższy poziom nowej kryjówki znalezionej przez Łasicę a nimi do kanałów. Tam Cichy przejął prowadzenie bo w tym podziemnym labiryncie on się czuł najbardziej swojsko. Szli w milczeniu gdy nad głowami to zbliżały się to oddalały odgłosy miasta i festynu. Gwar rozmów, zniekształcone krzyki i muzyka, terkot wozów, sań i kopyt. Wszystko to dobitnie potwierdzało, że wiosenny festyn ma się w pełni. Aż doszli do tej dziury w ścianie kanałów. Nawet jak się stało blisko niej to wyglądało jak jakaś usterka gdzie obsunęła się ziemia czy co. Nic nie zwiastowało, że ta dziura ciągnie się i ciągnie w dół, do tuneli jakiejś tajemniczej rasy.

- Au! - krzyknął w pewnym momencie Vasilij gdy jako pierwszy chodził tym stromym podejściem w dół. Nie był to okrzyk na całe gardło raczej więc nie chodziło o nic strasznego. Okazało się, że nadział się schodząc na dół stopą na jakiś kolec. Ten zranił go w stopę. Ale dzieki temu inni mogli go ominąć.

- Mówiłem. Wstawili nowe drzwi. - powiedział cicho gdy na dole odkrył potykacz a cienki drut prowadził do nowej pułapki. Musiała być rozstawiona od wczoraj bo inaczej zerwali by ją uciekając ile sił w nogach. Dalej jednak nie było widać żadnych stworzeń. Słychać zresztą też nie.

Egon także skrzywił się - w odróżnieniu od Cichego, była to niechęć.

- Wiadomo, wiadomo - rzekł Egon. - Będą się kryć i próbować robić zasadzki. Nic to, jesteśmy przygotowani… Póki co.

- Potrzebujesz pomocy z tym? - zapytał Egon. - Powinniśmy iść dalej.

- A znasz się na tym? - w głosie przemytnika dało się słychać odrobinę rozbawienia gdy gestem wskazał na rozpięty przy ziemi drut jaki trzeba było jakoś rozbroić. - Dzięki ale chyba sobie poradzę. - powiedział i uklękł przy tym potykaczu. Po czym ostrożnie szedł po nim wzrokiem a Lilly stała nad nim aby miał jak najlepsze światło w tej precyzyjnej robocie. W końcu Vasilij zaczął coś gmerać rękami i z pomocą małego nożyka. Wreszcie coś pykło, trzasnęło cicho i napięty dotąd drut opadł luźno na ziemię.

- Zrobione. Ale trzeba uważać. Jak zamontowali jedną to mogli i inne. - powiedział podnosząc się i ocierając pot z czoła. Przy okazji rozmazując sobie po nim brud z kanałów i już ten tutejszy. Dał znać aby iść za nim. Ale szedł bardzo wolno. Omiatał spojrzeniem korytarz przed sobą a sam w końcu wziął lampę od Lilly.

Zanim doszli do pierwszego rozwidlenia znalazł i rozbroił jeszcze dwie takie pułapki. Za każdym razem musieli się zatrzymać i czekać aż je rozbroi. - Spodziewają się, że wrócimy. Albo przynajmniej się z tym liczą. - mruknął Silny obserwując pochylone plecy kolegi jaki rozbrajał kolejną pułapkę. Sam łysy wojownik próbował coś dojrzeć w głębi tunelu ale było to kompletnie bezzasadne. Tam gdzie przestawała sięgać chociaż drobina światła lampy tam zaczynał się nieznany, skryty w mroku świat w którym mogło się kryć cokolwiek.

- Zrobione. - powiedział po raz kolejny Cichy znów się prostując po rozbrojeniu kolejnej pułapki. Dał znak aby ruszać za nim. Nadal szedł na początku nadając mozolne tempo pozostałym. Szedł obserwując głównie ziemię i ściany szukając kolejnych pułapek. W jednej dłoni niósł lampę którą sobie dla wygody zmieniał co jakiś czas. Tak znalazł kolejną pułapkę. Znów się nad nią nachylił, położył lampę na ziemi i zaczął sprawdzać jak można rozbroić kolejne ustrojstwo. Wtedy nadleciały strzały. Tym razem nie słyszeli żadnych podejrzanych odgłosów tak jak wczoraj co zwiastowały, że nie są tu sami. Po prostu ciemność wypluła kilka strzał jakie trafiły w ziemię, tarcze, sufit i ściany.

Egon zasłonił się odruchowo tarczą.

- Oho, zaczyna się - rzekł, dobywając topór. - Dobra, zatrzymać się. Lily, zawołaj no na nich, że my tu gadać chcemy, a nie wojować. Wołaj i wrzeszcz, inaczej słyszeć nie będą. Reszta, zewrzeć szereg.

Po czym Egon skinął głową na Lily, sam wypatrując ruchu w ciemnościach. Wojownik nie zamierzał przestać i odpuścić tak szybko, przygotowując się w myślach na długą batalię z bestiami, które zapewne pójdą pod nóż, jeśli nie będą chciały współpracować. Jeśli jednak uda im się dogadać z nimi… Kto wie?

Do tego jednak było całkiem sporo.

Silny stanął obok Egona aby zasłonić Vasilija tarczami. Przemytnik gwałtownie padł na ziemię a potem czołgał się ku nim aby skryć się za stojącymi sylwetkami. Do nich dołączyła Norma dodając swoją tarczę do tej drewnianej ściany. Lily kuliła się za ich plecami i darła się przestraszonym głosem. W jakimś dzikim języku którego Egon słyszał pierwszy raz w życiu. Aż dziwne było, że ta łagodna, dziewczęca twarz może posługiwać się tak dziką i obco brzmiącą mową. Vasilij zdołał się doczołgać i minąć trójkę stojących sylwetek. Ale pierzaste pociski dalej nadlatywały. Większość podobnie jak wczoraj najwyżej dziurkowała ziemię na jakiej stali, ściany albo świstała nad lub między nimi znikając gdzieś w ciemności za ich plecami. Ale nie wszystkie.

Silny warknął gdy jedna ze strzał trafiła go w udo tuż pod tarczą. Zaraz potem Egona dla odmiany trafiła jakaś co przeszła tuż nad tarczą i wbiła mu się gdzieś pod obojczyk. Trochę bolało ale nie była to poważna rana. Podobnie jak kolejna jaka ugodziła łysego. Tym razem jednak tylko się skrzywił więc nie musiało to być coś poważnego. Wojenne szczęście dopisało ponownie Normie. Bo chociaż też dostała jak i towarzysze to sgrot skruszył się na rękawie kolczugi i rozsypał ledwo ją minął robiąc tylko w niej zadrę. Lilly krzyczała coś dalej ale w pewnym momencie zorientowali się, że ostrzał jakby rzednie. Poszła jeszcze jedna czy dwie ostatnie strzały. I przestało. Przed i za nimi była taka sama ciemność tunelu jak przed ostrzałem. Tu gdzie świeciło się światło lampy widać było wbite strzały jakie ich chybiły. I potykacz pułapki jakiej przemytnik nie zdążył rozbroić. Poza tym było pusto i ciemno. Towarzysze Egona rozglądali się nerwowo przed i za siebie. Ale nie widać było nikogo ani niczego. A co oznacza ten brak nadlatujących strzał można było tylko zgadywać.

- Dobra, chyba zadziałało - zawołał Egon do towarzyszy. - Co tam wrzeszczałaś do nich, Lily? Ze mają przestać? Chyba ci się udało.

Egon nie miał pojęcia, czy nie była to przypadkiem zasadzka dzikusów, ale skoro ryzykowali, trzeba było do końca próbować.

- Zawołaj do nich, że chcemy się spotkać z ich starszym. Czy co oni tam mają, nie wiem. Że chcemy pogadać o interesach i nie chcemy im zrobić krzywdy.

- Nie wiem czy byśmy im dali radę zrobić jakąś krzywdę. Wystarczy, że będą trzymać dystans po ciemku i mogą nas wybić z tych łuków do nogi. - szepnął herszt swojej bandy przemytników wstając na nogi i za plecami tarczowników.

- Oj nie wiem co im krzyczałam. Coś, żeby przestali i jesteśmy przyjaciómi. Boję się. - Lily była wyraźnie przestraszona i zdenerwowana. Ta cała sytuacja działała jej na nerwy.

- Dajesz mała. Bo jak się znudzą i znów zaczną strzelać to nie będzie dobrze. Nawijaj. - burknął do niej Silny obserwując cały czas to ciemność przed nimi to za nimi.

- Cholera za nami też chyba są. Coś słyszę… - szepnął Cichy spoglądając w tył. Ale wciąż tam było cicho i ciemno jak i do tej pory. Silny coś zmiął w ustach jakieś przekleństwo i splunął. Ponaglił gestem Lilly. Ta się wzięła w garść, chrząknęła, odetchnęła i znów coś zaczęła krzyczeć w tej dziwnej mowie. Pozostali nie wiedzieli co ale dało się słyszeć strach w jej głosie. Posłała tak kilka razy po kilka zdań w tą ciemność.

Nic się nie działo. Nie nadlatywały ani kolejne strzały ani żadne słowa. Zrozumiałe czy nie. Trwało nerwowe czekanie i wpatrywanie się w złowrogą, tajemniczą ciemność. Silny pytał Lilly co im powiedziała. Ale jak tłumaczyła to mniej więcej to co mówił Egon. Że są przyjacółmi, że interesy, że nie chcą walczyć i tak w kółko.

- Inters? Iters tak, tak? Duże głośne ludzie inters? Co? Co macie co? I tak możemy was zabić zabić! I zabrać co chce! Ale mówić! Szybko szybko! Co macie macie za intrs!? - z ciemności przed nimi doszedł ich jakiś dziwny, skrzekliwy głos. Mówił jednak w reikspiel. Chociaż jakoś dziwnie i niewyraźnie. Obco. Ale mniej więcej dało się jak nie zrozumieć to chociaż domyślić o co chodzi.

O dziwo, banda dzikusów z podziemi okazała się czymś więcej niż tylko zgrają małp, które potrafiły gryźć, walczyć, żreć i wydalać.

Egon nie był od końca pewien, co można powiedzieć jednemu z takich dzikusów. Ostatecznie, bestie żyły pod ziemią zapewne już całe dekady, jeśli nie pokolenia. Jaki interes mógł Egon zaproponować do podejrzliwych w jego mniemaniu małpoludów, którzy nosa nie wyściubiali ze starych tuneli Neues Emskrank od dawna?

- Przychodzimy od Wielkiej Czwórcy, przewodzi nam rogata Merga - rzekł Egon, mając nadzieję, że być może imię to znane było stworom pod ziemią. - Chcemy sojuszu, bo zbliża się niebezpieczeństwo. Interes byśmy ugadali później, po rozmówieniu się z naszymi przywódcami. Ale chcielibyśmy razem z wami ustrzec się przed łowcami czarownic, którzy wkrótce podziemia odkryją i także waszą kryjówkę.

- Nie, nie, nie. Nie przyjdą, nie przyjdą, nie znajdą nie znajdą tu. Jak przyjdą to zabijemy ich tak jak was. My silni, silni, szybcy i sprytni. Wy niezdarni, głośni, wy zdani na nasze zdanie. Co nam dać, że stąd my was puścić? Wy zabić naszego rozpruwacza, wy nam musieć coś dać za to! - z głębi tuneli przez dobrą chwilę nie było odpowiedzi na ofertę Egona. Wyglądało jakby tam ktoś czy w pojedynkę czy z kimś musiał się zastanowić albo naradzić nad tym co dalej. Ale jak piątka kultystów usłyszała odpowiedź to musiał ją krzyczeć ten sam osobnik co poprzednio.

- No to chyba chcą myto za przejście. - mruknął cicho Vasilij zza pleców trójki tarczowników. Chociaż jeśli z tyłu te podziemne stwory też były to plecy mieli nie chronione przed ostrzałem.

Egon spodziewał się, że tak łatwo nie ustąpią.

- Zarżnęliśmy waszego, bo z dołu przychodził i zabijał naszych. Skoro myśmy znaleźli ten wasz grajdół, to jak myślicie, ile czasu zajmie, zanim łowcy wyrozumieją, że tu na dole też coś się dzieje? Głupi nie są, a i z czasem puszczą to miejsce z dymem.

Była to poniekąd prawda. Egon wiedział, że było tylko kwestią czasu, zanim sfora inkwizytorów zacznie szukać winnych pod ziemią. Kwestia demonów i stworów pod ziemią była czymś, co było wiedzą paru wybranych, takich jak Trójhak albo paru ciurów, których spotkali w kanałach poprzedniego razu. Egon wiedział, że tamci nie dobrali się do nich tylko dlatego, ponieważ pogoń była dopiero we wczesnym stadium.

- Dobrze by było dla was: pomyśl dobrze nad tym, co gadam. My byśmy się dogadali, to byśmy mogli wam przynosić to, co chcecie z góry. Jedzenie, broń, ubrania. Czy co tam chcecie. Mamy sposoby. W zamian chcemy tylko pracować wspólnie.

- Gadasz, że nie przyjdą, ale myśmy przyszli. I przyjdą kolejni, silniejsi od nas. Ale to my chcemy z wami gadać i zrobić biznes, a nie wytoczyć rzeki krwi z tego, co tu macie.

- Puszczacie nas wolno, my naradzamy się ze starszymi i wrócimy. Wtedy dobijemy targu. No jakże będzie?

Po czym wyciągnął zza kaftana gudendag i wbił szpicę w mulisty grunt.

- To na zachętę. Żebyście wiedzieli, że nie kłamię.

Na odpowiedź znów trzeba było czekać dłuższą chwilę. Gdy tak czekali napięcie rosło. Wszyscy wydawali się zdenerwowani. Chociaż okazywali to w różny sposób. Lilly wyraźnie się bała. Rozglądała się dookoła nerwowymi ruchami jakby atak mógł nastąpić w każdej chwili i z każdej strony. Norma która prawie w ogóle nie mówiła w reikspiel stanęła oparta plecami o ścianę i wodziła wzrokiem w obie strony tunelu. Chociaż spokojniej niż odmieniec no to dalej była czujna. Vasilij był zdenerwowany i pokrywał to urwanymi ruchami. Silny zachowywał się z ponurą determinacją przez co mógł uchodzić za spokojnego. Ale mocno zaciśnięte szczęki i czujne spojrzenie mówiło wszystkim, że jest spięty.

- Ty nie gada ty nie gada! Przyjdą bo wy pójdziecie i powiecie! Jak my was tu zabić to nikt nie pójdzie i nie powie! - krzyknął znów ten sam zdeformowany, skrzekliwy głos co wcześniej.

- Cholera a jak oni nas nie rozróżniają? Jak myślą, że wszyscy w mieście to to samo? - syknął niespokojnie Cichy bo trudno było nie rozumieć takiej logiki podziemnego ludu. Jeśli by nikt z powierzchni nie wyszedł stąd żywy to i nie miałby na powierzchni rozpowiadać co tutaj jest.

- Interes, interes tak, tak. Możemy. Jedzenie i rzeczy tak. I niewolnicy tak, tak. Tak możemy. Ale nie ma głupich o nie, ja nie głupi. Jeden z was pójdzie. Pójdzie po rogi i przyprowadzi. My ciekawi, jak dobre rogi to dobrze, dobre rogi dobre. A reszta tu zostaje, zostaje tu. Poczeka. Ten co pójdzie nie wróci to my zabijemy resztę. Przed zmrokiem wróci, wróci, jak nie my zabijemy resztę co zostanie. - ten z ciemności przedstawił swoim skrzekliwym głosem swoje ultimatum.

Egon zamyślił się przez chwilę. Głos z ciemności, co prawda zmutowany i z pewnością nie należący do człowieka, zdawał się mieć sens. Egon - jak imaginował - także by na takie warunki nie przystał i próbował targować się o to, żeby przynajmniej znaleźć starszyznę. Zdawało się, że rogi znaczyły całkiem sporo w ich dziwacznych społeczeństwie i w zasadzie niemal spodziewał się, że o to poproszą.

- Cichy, pójdziesz na górę i weźmiesz ze sobą Mergę - rzekł Egon. - I obstawy, ile tam chcesz. My tutaj poczekamy. Gadają z sensem, a jak Mergę zobaczą, to będą wiedzieli, że nie łżemy.

- Jak nas zaatakują, to na siebie biorę wyrżnąć tych dzikusów i resztę wyprowadzić stąd. Tylko rusz dupę, do zmierzchu masz zdążyć. Ty jeden znasz drogę z tego gównianego labiryntu.

Po czym zwrócił się do tamtych w ciemności:

- Przystajemy! Żebym nie widział ani jednego grotu strzały aż do czasu, kiedy przyjdą nasi! Z nas pójdzie… Ten tutaj.

I styliskiem topora naznaczył Cichego.

- Ruszaj dupę, czas ucieka - rzekł do przemytnika.

- Dobra. To pójdę. Tylko nie róbcie czegoś głupiego. Bo nie chce tu wracać po same trupy. - powiedział Vasilij trochę słabo próbując żartować. A może nie. Z jednej strony chyba walczyły w nim dwie sprzeczności. Okazać lojalność kamratom i zostać ale też chęć wydostania się stąd żywym była też istotna. Trochę zamieszania było z Normą. Bo nie znając języka w jakim rozmawiali początkowo nie bardzo wiedziała dlaczego Cichy ma iść sam a oni tu zostać. Ale jakoś to jej na migi wytłumaczyli. Skrzęczący głos z ciemności znów zastanawiał się chwilę z odpowiedzią. Ale zgodził się na takie warunki. Przemytnik więc wziął zapasową lampę i poszedł. Jeszcze jakiś czas widzieli jego oddalajace się plecy, potem tylko poblask latarni a potem już nic.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline