Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-04-2022, 07:06   #551
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Wiosenne Przesilenie; wieczór; karczma “Morska bryza”
Na ciemnym korytarzu złapała go i właściwie rzuciła się by go w końcu pocałowac. - Łajza z ciebie jest wiesz, tak mnie przetrzymać do późna i tylko na kolanach mnie trzymać. - Powiedziała kiedy w końcu potrzebowala złapać powietrze - Gdzie jest ten twój pokój? - Powiedziała bardziej zniecierpliwiona.

- Ha! Wiedziałem! Wiedziałem, że tak będzie! - ta jej udawana złość i wreszcie odkryta żądza musiała mu sprawić nie lada satysfakcję. Bo się roześmiał na całego. Ale chętnie przyjął tą blond żądzę. I sądząc po gwałtowności uścisku i pocałunku też był jej spragniony a to co okazywał przy stole to był tylko czubek góry lodowej. Pociągnął ją za rękę na dalsze schody i korytarz. Po czym zatrzymał się przy jednych drzwiach i przystawił do nich ucho. Przyzwał ją gestem do siebie jakby znów był małym chłopcem i robił koledze jakiegoś psikusa.

- To Borys. Oj chyba ma tam niezłe branie. Robimy im psikusa? - zapytał szeptem a przez drzwi odgłosy były stłumione. Ale wprawne ucho wyłapało odgłosy intensywnej miłości jaka działa się w pokoju.

- Co knujesz ty nicponiu? - Szepnęła do niego blondynka uśmiechając się na dźwięk tych odgłosów. Były stłumione ale jęki satysfakcji koleżanek świadczyły że Borys był chłopem co wie jak im dogodzić. - I naprawde chcesz tracić kolejne chwile na dowcipy? - Powiedział na kładąc dłoń na jego kroczu. - No ale mów co planujesz?

- To co każdy logistyk i magazynier uwielbia. Komisję kontrolną! - zaśmiał się cicho aby nie zdradzić swojej obecności pod drzwiami. Chociaż sądząc po odgłosach zza drzwi to całe trio było tam nieźle zaangażowane. Usłyszeli głos Łasicy jak coś mówiła aby nie zwracać na to uwagi takim obojętnym tonem ale jakoś nie przerwało to zabawy.

- No wiesz to jest jest aż okrutne. Ja pukam ty ogarniasz komisyjny żargon? - szlachcianka zdecydowała się być okrótną istotą i pomóc kochankowi w tym dowcipie w końcu chciała go w dobrym humorze. Wiec kiedy dał jej znak załomotała do drzwi najmocniej jak umiała.

- Spokojnie kochanie, wszystkim się zajmę. - Dirkowi chyba spodobało się to, że przystała na jego pomysł bo przyjął ton jakby dobrotliwy mąż mówił do swojej ukochanej żony co by się nie trapiła jakimiś codziennymi drobiazgami. Zastanawiał się chwilę jaky szukał natchnienia po czym puścił jej oczko a sam stanowczo załomotał w drzwi.

- Borys! Borys otwieraj! Komisja kontrolna w magazynie! Dawaj, dawaj, bystro bystro! - zawołał tak naturalnie jakby naprawdę przybiegł z jakimiś alarmującymi wieściami. Zaś za drzwiami nagle zrobiło się podejrzanie cicho.

- Rozpoznałby nas po głosie. - mruknął cicho blondyn do blondynki stojąc na korytarzu. Zaś z wnętrza nagle dobiegły ich nowe odgłosy. Jakieś skrzypienia łóżka, i coś jakby wielkie cielsko opadło gwałtownie na podłogę. I szybkie, drobniejsze kroki do drzwi. Wreszcie zgrzyt zamka i w drzwiach stanęła Łasica. Ledwo i na szybkiego przykryta jakimś kocem. Posłała im zaskoczone spojrzenie i szybkiego żurawia na korytarz po czym cofnęła się aby nie tarasować drzwi.

- Jaka job twoju mat komisja! Mamy festyn do cholery! No zgłupieli! Po prostu zgłupieli! - Borys był jednocześnie przejęty i zdenerwowany. Właśnie na szybkiego próbował założyć kalesony a Burgund nie zdążyła narzucić na siebie cokolwiek i trzymała jego spodnie a w drugiej dłoni szperała za koszulą. Dirk chyba miał radości co niemiara, że dowcip mu się udał bo zerknął na stojącą obok blondynkę czy ciągnąć to dalej czy nie.

Blondynka uśmiechnęła się powstrzymując chichot, niemal niesłyszalnie powiedziała - Czekasz aż wyjdzie na korytarz? - Usłyszeli ją tylko tylko Dirk i może Łasica która już widziała że coś się święci a jak Pirora puściła jej oczko to ta już tylko zaczęła gapić się na nich próbując zrozumieć o co chodzi.

Łotrzyca zmarszczyła brwi i chociaż pewnie nie wiedziała jeszcze o co chodzi tak dokładnie to coś już musiała podejrzewać. Bo też uśmiechnęła się kącikiem ust do dwójki spiskowców. Zaś Dirk nie zdążył im nic odpowiedzieć bo Borys spojrzał na niego pospieszająco.

- No?! - ponaglił dowódcę do jakichś szerszych wypowiedzi.

- No co “no”? Ten nowy co go zostawiłeś w magazynie przybiegł, że tam węszą. Chłopcy podali im wino i zaczęli mataczyć aby zyskać na czasie, wiesz tak jak zwykle. No i posłali młodego tutaj aby dać nam znać. No to przybiegłem cię ostrzec. Pakuj się no i trzeba tam zasuwać, ktoś ich musi zagadać no a bez ciebie nie wiem czy sobie poradzę. - Lange grał tak przekonywująco, że sam Hugo pewnie by się nie powstydził.

- Ale dzisiaj?! W festyn?! Nie psiekrwie nie mają wolnego?! Cholera czemu nas? Ktoś musiał złożyć jakiś donos… - mruczał Borys zakładając kalesony i wkładając szybko koszulę jaka przykryła jego baryłkowaty tors.

- Oni tak robią. Festyn to dla nich żniwa. Wiedzą, że właścicieli i tych ogarniętych nie ma w domu no tylko jakieś chmyzy najwyżej to wtedy buszują. - Łasica smutno i współczująco pokiwała głową jako ktoś z tego miasta co zna zwyczaje tych ze straży i tak dalej. Puściła oko Burgund i ta na chwilę zatrzymała się po czym dyskretnie uśmiechnęła.

- To prawda. Pamiętam jak raz w Nowy Rok wpadli do kolegi. A taki uczciwy interes prowadził ale jakaś łajza doniosła, że zajmuje się lichwą na wysoki procent. No i przyszli po niego. - ruda łotrzyca dała sobie spokój z ubieraniem albo szukaniem tych ubrań. Skoro byli tu sami swoi to stanęła spokojnie prezentując swoje posągowe wdzięki ale minę miała tak samo współczującą jak koleżanki. Jeszcze chyba tylko przejęty Kislevita się nie połapał bo dalej ubierał się z dziką żywiołowością.

Chwilę to jeszcze trwało aż Kislvita zaczął szukać a potem zapinać swój pas na swojej grubek talii. Gdy wreszcie się połapał w czym rzecz. Przestał się ubierać i spojrzał z wyrzutem na swojego dowódcę.

- No wiesz co? Z uczciwego, poczciwego człowieka takie podłe żarty sobie robić. Jakbyś był młokosem to bym jeszcze zrozumiał, że mleko pod wąsem i małpie figle. Wstydź się! - powiedział do niego karcąco bo chociaż był jego podwładnym to wiekowo musiał być od niego może parę lat a może i dekadę starszy od Dirka.

- Oj nie dąsaj się już. W ogóle przyszedłem ci powiedzieć, że właśnie ustanowiliśmy tam na dole nowe zapasy w błocie. No i z tego co słyszałem te piękne dziewczęta zostały zgłoszone jako ochotniczki do tych występów. - Dirk machnął ręką niezbyt się przejmując tym zażaleniem a w zamian obwieścił im radosną nowinę jaką wymyślili gdy trójka z pokoju już z nimi nie siedziała przy stole.

- O! Zapasy w błocie! No właśnie! Bo ostatnio nas ominęły! A gdzie i kiedy? - obie dziewczyny były zachwycone pomysłem a i Borysowi spodobała się ta informacja.

- Ja nie mogę, ty tak kłamiesz że aż strach być na końcu tego zachowania. - Powiedziała z powagą w stronę swojego partnera ale trzymała się go kiedy zwróciła się do dziewczyn.
- Terminu jeszcze nie znamy, ale będa jakieś nagrody dla zawodniczek no i co byście powiedziały jakby Beno, Jean, Ajnur…może Cari i ta wasza koleżanka z Zamtuzu też by wystartowały? Ja zapytam tamte trzy a wy dopytacie jakieś wasze koleżanki, myślę że sześć - osiem zawodniczek będzie w sam raz? - Pirora dodała a pytanie zadała bardziej do Dirka i Borysa a na Lange to spojrzała tak że jej mina mówiła “Widzisz mówilam ci że będa chętne.”.

To, że obie łotrzyce były chętne na takie brudne i lubieżne zabawy to nie szło przegapić. Śmiały się, cieszyły i żartowały jakby dostały zaproszenie na jakieś nie wiadomo jakie przyjęcie, bal czy inną orgię. I to jeszcze w takim doborowym towarzystwie. Obaj legioniści chociaż już nieco z ich trójką zdążyli się poznać to patrzyli i słuchali tego wszystkiego z zauważalnym niedowierzaniem i fascynacją. W końcu pewnie nie było im tak łatwo znaleźć jakieś ładne panny, które tak chętnie i całkiem za darmo, byłyby gotowe się dla ich wspólnej radości i satysfakcji przewalać nawzajem w brudnym błocie.

- O, i jeszcze dziewczyny od Rose? Swietnie! One też się pewnie zgodzą no i są bardzo fajne, bardzo je lubię! A to Rose też chyba by trzeba zaprosić nie? A Cori i Olena to tak, to tam jutro albo kiedy pogadamy z nimi to na pewno się zgodzą. - Łasica nawijała bez oddechu jakby z miejsca mogła zacząć organizować zawodniczki na taką zabawę. Dirk i Borys pokiwali mądrze głowami, jeden prawie łysą poza kozacką kitą, drugi długimi blond włosami ale mieli miny jakby nie nadążali za tym co tu się dzieje.

- Ale! - niespodziewanie Łasica uniosła palec do góry a w międzyczasie koc jakim się okryła zsunął się z niej więc była bez niczego. Ale teraz jednak nagle zastopowała całą akcję kładąc dłoń na nagim biodrze a drugą unosząc palec do góry. Dirk dał jej znać aby mówiła o co jej chodzi.

- Mamy pewne warunki. Bo bez warunków to by było frajerstwo. A my jesteśmy dziewczyny z ferajny. - powiedziała łotrzyca wskazując na siebie i koleżankę a Burgund pokiwała głową popierając jej słowa.

- Jakie? - zapytał Dirk bo trochę zabrzmiało jakby dziewczyny zamierzały zacząć jakieś poważne negocjacje.

- No to musi być dużo tego błota. Bo inaczej to w ogóle zabawa jest bez sensu. No i wszystkie dziewczyny muszą startować bez ubrań. Żeby nie było, że któraś się wstydzi albo co. Nie zgodzimy się na żaden inny obowiązujący strój na takie spotkanie no i to nie podlega negocjacji. A oprócz tego muszą być jakieś balie w pogotowiu. Bo to błoto to fajnie tak się potaplać no ale jak potem jest już po to trzeba się ubrać i no w błoto to tak nie bardzo. No i jeszcze chcemy trochę figlów w tym błocie. Może być z publicznością. Tak tuż po albo trochę po. Tutaj możemy jeszcze trochę ponegocjować. - Łasica przedstawiła swoje warunki pod jakimi była gotowa wystąpić w takich zawodach. I powiedziała to całkiem poważnie, jakby się targowała o kupno domu, statku czy konia. A Burgund żywo ją popierała kiwaniem głowy dając znać, że koleżanka mówi także w jej imieniu.

- Widzę, że twardo się targujesz. - Dirk przyjął te słowa ze spokojem ale zasznurował mocno usta aby nie wybuchnąć śmiechem. Chociaż miał nadal z tym kłopot bo spojrzał kontrolnie na Pirorę.

- No Herr Lange, ja bym się zgodziła na twoim miejscu, owszem to są dosyć fanaberyjne życzenia ale wydaje mi się że dziewczyny są na tyle zdolne i zrobią nam i reszcie takie widowisko że będzie trudno je przebić przez lata. A jak nadal się wahasz to mogę wejść w rolę impresario dziewczyn i możemy ponegocjować w cztery oczy. - Pirora rozłożyła ręce w bezradności że może się poświęcić i ponegocjować jeszcze samym Langę.
- A w tym czasie Borys może ocenić umiejętności zapaśnicze dziewczyn. - blondynka odwróciła się do osób w pokoju i puściła im oko, że właściwie mogą wznowić to co robili zanim im przerwano.

- Tak mówisz? - kapitan czerwonych najemników zadumał się nad kolejną propozycją od kolejnej kobiety. Spojrzał na nią, na kolegę ze swojej świty i w końcu na obie nagie kandydatki na zapaśniczki.

- Jakby trzeba było możemy jeszcze dorzucić jedną czy dwie ladacz… ekhm… kelnerki i inną obsługę. Ale co do składu na zapasy to uważam powinniśmy postawić na jakość i nie przyjmować byle kogo. - Łasica pokiwała głową i dorzuciła jeszcze coś od siebie tym samym poważnie negocjacyjnym tonem co poprzednio.

- I jeszcze dorzucać kogoś do obsługi? No dobrze, dobrze. Przemyślę twoją ofertę. To wy tu sobie po negocjujcie między sobą a my pójdziemy toczyć rozmowy na szczycie. - Dirk dał znać, że się namyśli po czym skierował się ku drzwiom na korytarz ciągnąc za sobą Pirorę. Łasica na pożegnanie posłała im całusa. A blond para wznowiła swój spacer ku drzwiom do kolejnego pokoju. Tym razem kapitan legionistów wyjął klucz, otworzył je i znaleźli się wewnątrz kolejnego pokoju.

- I dlatego co przed chwilą doświadczyłeś sprawiło że potrzebowałam Mathiasa do tych negocjacji o kamienicę, bo inaczej to bym wylądowała bez pieniędzy na bruku zmuszona sprzedawać swoje ciało za klopsiki. - Rzuciła w stronę blondynka kiedy jeszcze szli korytarzem ramię w ramię.

- Ach więc to jest twój pokój… no powiem ci że trochę mnie ciekawiło jak to mieszka legionista… nie ukrywam spodziewam się pojedynczego twardego łóżka i minimalistycznego stylu. - Zanim mężczyzna otworzył im drzwi usta szlachcianki znowu były na jego i wygłodniale domagały się uwagi i pieszczot.

Odpowiedział jej tym samym i zaczęli się całować ledwo po przekroczeniu drzwi. Dirk machnął je na odlew aby się przymknęły i nie tracić czasu na majstrowanie przy zamku. Sam bowiem miał zajęte dłonie i usta swoim gościem. Kierował ją w stronę łóżka które było proste i pojedyncze. Pokój wydawał się być standardową “dwójką” podobną wielkościowo i stylistycznie do 13-ki Pirory. Na oglądanie zawartości nie miała zbyt wiele czasu bo dotarli do łóżka gdy już miała rozpiętą suknię a Dirk niecierpliwie ją próbował z niej zdjąć.

Malarka również zdzierała, przynajmniej na tyle ile jej wątła siła jej pozwalała, ubranie kochanka. Pewnie gdyby nie byli tak spragnieni bliskości może ich rozbieranie siebie było mniej chaotyczne niż dwójki nienacieszonych sobą nastolatków. Byli dzicy, byli głośni i niewyżyci, sprawiali sobie przyjemność na pograniczu bólu bo nie mieli w tamtym momencie ochoty na zbędne finezje jakie sprawiały im przyjemność wcześniej.

Padli w swoich ramionach dysząc ciężko, spoceni, zaspokojeni i umazani w swoich płynach. Blondynka położyła głowę na torsie Lange, pojedyncze łóżko było wąskie i mieścili się tylko będąc wtuleni w siebie. Gdyby mieli jeszcze pare osob w pokoju możliwe że mieliby podobna scenerię jak po orgi. - No dobrze powiedzmy że się na ciebie mniej gniewam. Niemniej nadal jesteś paskudnym łachudrą który złamał nasz umowę. - Powiedziała podnosząc się lekko i całując kochanka w po wyczynowej pieszczocie.

- Ty się gniewasz na mnie? Heh! No właśnie widziałem. Idź wciskać taki kit komuś innemu. - roześmiał się rozleniwionym uśmiechem. Leżał błogo na wznak i bez pośpiechu głaskał nagie plecy blondynki jaka na nim i przy nim leżała. Widocznie właśnie zakończona przyjemna i obópólna gwałtowność niezbyt nastrajała go do wiary, że to właśnie był gniew, złość i inne takie.

- I jaką umowę? Nie mów, że znów coś naobiecywałem jak nie byłem całkiem trzeźwy. - zapytał zerkając w bok na szafkę nocną gdzie stała niezbyt pełna butela i szklanki. I chyba zastanawiał się czy chce mu się po nią sięgać czy jeszcze nie.

- Ja rozumiem, że do tej pory mogłeś mieć doczynienia z kobietamy które jak się gniewają rzucają w ciebie ciężkimi przedmiotami i wyzywają od najgorszych, ale teraz chyba zapomniałeś że masz dobrze wychowana panne z towarzysta której takie wybuchy nie przystoją. My umiemy pokazywać naszą złość subtelniej i z gracją. - Mówiła mu tracając go karcąco jednym z jej smukłych palcy po nosie.

- I nie dziwie się że taka łachudra jak ty zapomniałeś, albo udajesz …- zmarszczyła nosek jak czasem robią to zające albo króliki. Po czym westchnęła w rezygnacji jakby dyskusja z nim była bezcelowa. - Położyła głowę na jego piersi, mogła słyszeć łomotanie jego nadal rozpędzonego serca. - …pierwszej nocy razem chyba jasno mówiłam że potrzebuje zostać dziewicą prawda?

- A, to… - blondyn skinął swoją blond głową na znak, że widocznie kojarzy o czym mowa. Jego dłoń przesunęła się z tym głaskaniem z pleców na pośladki kochanki a on chwilę sennie milczał więc można było odnieść wrażenie, że zasypia. Ale zaśmiał się cicho i złośliwie.

- To teraz po tygodniu ci się to przypomniało? Jakoś nie przypominam sobie byś wówczas coś protestowała. Z tego co pamiętam to byłaś rozzłoszczona do białości. Aż sufit dygotał od pokładów twojej złości. - powiedział otwierając jedno oko aby dojrzeć reakcję owej złośnicy jaka na nim teraz leżała.

- To jest pierwszy raz jak się widzimy od tamtego czasu! I trudno się protestuje jak masz w ustach czyjś język, a w twoim wykonaniu to było jedno mocne pchnięcie,... brutalu jeden.- Pirora zabrzmiała na trochę zezłoszczoną i piąstką uderzyła lekko pierś kochanka. - Ech, trudno stało się dobrze że Ilsarielle ma jak mi pomóc z tym problemem w jaki mnie wpakowałeś. Inaczej faktycznie musiałabym się zniżyć do rzucania w ciebie ciężkimi przedmiotami. Więc ci się jako tako upiecze. - Pirora sięgnęła i pocałowała go w policzek.

- A tak, Ilsa, no tak… - nie wyglądał na przejętego jej udawanym dąsaniem się. Za to jak wspomniała elfią znachorkę uśmiechnął się leniwie i skinął głową na znak, że kojarzy o kogo chodzi i miał związane z tą elfką miłe wspomnienia.

- No to jak znów będziesz dziewicą to co mi tu… - uniósł nieco głowę aby zapytać czemu się tu udaje, że dąsa skoro ani wtedy ani teraz tym bardziej nie powinno być to problemem. A sami też miło wspominali tamten szalony wieczór z błotnymi zapasami dziewczyn najpierw a potem już w bardziej kameralnym gronie zabawy jakie zakończyły się utratą dziewictwa przez Pirorę.

- Dla zasady, nie możesz sobie od tak rozdziewiczać szlachcianek bo ci się “zapomnialo” - Powiedziała gniewnie blondynka wyrywając się z jego uścisku i siadając na nim okrakiem. - bo później…- Pirora sięgnęła do kieszeni torby jaka leżała koło łóżka i wyjęła kawałek materiału i rzuciła legioniście w twarz, materiał był doskonałej jakości, śliski, błyszczący, taki jakie te och ach szlachcianki nosiły na gołą skórę pośladków - … takie szlachcianki nie będa się z tobą bawiły w te dziecinne gierki w uwodzenie.

Zrobiła dramatyczną przerwę i powiedziała - Froya van Hassen.

- Mogę, mogę, aż nóżkami przebieracie abym po was sięgnął. - zaśmiał się rubasznie i uniósł brew jak weszła na niego, rozsiadła się tam a potem czymś mu rzuciła. Skrzywił się, złapał to, pomacał i bez pośpiechu zaczął to rozprostowywać aby nadać temu jakiś kształt. W miarę jak to robił ukazywał się całkiem znajomy kształt damskiej bielizny. I to takie z najwyższej półki. No a jeszcze jak były tam wyszyte inicjały “FvH” to już całkiem uśmiech zszedł mu z twarzy. Przez chwilę zerkał na przemian na te majtki, na twarz Pirory, i tak na zmianę.

- No nie gadaj, że zaliczyłaś Froyę van Hansen… - prychnął z niedowierzaniem. Mimo wszystko taki scenariusz nie przyszedł mu chyba do głowy. - To nie mogą być jej majtki. Albo się wymieniłyście czy co… Słyszałem, że niektóre tak robią… No nie mów, że zaliczyłaś Froyę van Hansen… - popatrzył na nią tak jakby chciał znaleźć jakieś racjonalne wyjaśnienie dla obecności tego kawałka zdobnej i delikatnej koronki jaką trzymał właśnie w dłoniach. No i prosił aby ta sympatyczna dziewczyna co mu siedziała na biodrach przestała się wygłupiać i na poważnie wyjaśniła co to jest i skąd to ma.

Kiedy nie dowierzał ona zapaliła świece na stoliku nocnym, lekka iluminacja oświetliła ich ciała i twarze. Ona wzieła butelke i pociagneła dużego łyka wywietrzałego wina aż pocieklo jej po szyi piersiach i brzuchu.

- Och to nie słyszałeś że wczoraj był wyjazd na kulig u van Hansenów? I że wróciliśmy dopiero dzisiaj rano? I że byłam honorowym gościem Kamili na Zee? Wraz Rose de la Vega?- Pirora patrzyła na Langę z taką wyższością jakby to ona była jakiś generałem a on ledwie szeregowym.

- Choć może faktycznie nie powinnam ci mówić w końcu ty nie masz żadnych szans dorównać takiemu wyczynowi. - Blondynka zaoferowała mu butelkę jak nędzną jałmużnę jej kobiecość ogrzewała w tej pozycji męskość Langę chwilowo bez żadnego widocznego efektu.

- Jak mogłaś!? Jak mogłaś mi to zrobić?! I to z Froyą van Hansen?! No jak mogłaś?! I to beze mnie! - trochę się mimo wszystko zgrywał co udało jej się to wyczuć. Ale mimo wszystko miała wrażenie, że trafiła go w czuły punkt. W końcu to on, i to całkiem słusznie, uważał się za zdobywcę kobiecych serc, ud i majtek. A tutaj mu przychodziła “z flagą” jednej z najpiękniejszych i najbardziej pożądanych kobiet w tym mieście. Do tego dziedziczki całej fortuny. To była kobieta o rękę albo chociaż względy starali się kawalerowie z miasta i z całej okolicy. I nawet Dirk, jak nie pochodził stąd to koszarował tu na tyle długo aby wiedzieć kim są van Hansenowie i ich dziedziczka. A teraz Pirora przychodziła tu z majtkami van Hansen. W końcu ze złością wziął podaną butelkę i pociągnął bardzo długi łyk. Potem jeszcze jeden. Odstawił butelkę na swoją nagą pierś i niespodziewanie potrząsnął głową. A wreszcie się uśmiechnął.

- No dobra. Niech ci będzie. W klasyfikacji generalnej to i tak by wyszedł remis. A liczy się sztuka. Poza tym o Froyę to się właściwie nie zakładaliśmy. Ale! Nie mów, że jakiejś tam przemądrzałej, wydelikaconej damulki się wystraszę. Do końca miesiąca będzie mi jadła z ręki. - w końcu odzyskał rezon i spokój ducha też mu wracał. Wydawał się być pewny, że skoro Pirorze udało się zaciągnąć do łóżka tą van Hansen to i jemu to się uda. W końcu miał już doczynienia ze szlachciankami, nawet elfkami, no to co to znaczyło jedna szlachcianka więcej?

- Non remis jak remis, o Kamili von Zee nic nie mówię bo miałam czas schować tylko jedne majtki. - Pirora powiedziała to od niechcenia i lekkim tonem rozczarowania. I postanowiła dalej kopać leżącego - Może przed kolejnym Marktag je zdobędę umówiłyśmy się na herbatkę a teraz to tylko formalność.

- Kamila van Zee? Córka Gerda van Zee? Kapitana portu? Noo niee! Ją też?! Jak mogłaś?! - jak już wydawało się, że sytuacja jako tako jest opanowana tym remisem generalnym to Pirora znów mu wszystko popsuła rzucając nazwiskiem kolejnej piękności w tym mieście. Tak go to wzburzyło, że złapał ją za biodra, odstawił a sam wstał i ze złością podszedł do szafki gdzie trzymał butelki z alkoholem. Wyjął jedną, wyjął korek, niedbale rzucił go na stół i zaczął rozlewać wino do szklanki.

- No i jeszcze Kamila… Kamila van Zee… Ta od kapitana portu… No nie… No nie wierzę… Jak mogłaś… - mamrotał jak nakręcony, kręcił głową i wypił z połowę szklanki jednym haustem. Nagle uniósł palec d góry jakby sobie o czymś przypomniał.

- Zaraz, zaraz, chwileczkę, chwileczkę… - odwrócił się z powrotem ku łóżku i blondynce z chytrym uśmiechem jakby nagle rozgryzł całą zagadkę.

- Znaczy pomijam, że póki nie ma flagi to tak jakby nic nie było. No ale poza tym… Daj spokój albo jedna albo druga. Wszyscy wiedzą, że one się nienawidzą i żrą między sobą gdy tylko popadnie. I albo ktoś jest za jedną z nich albo za drugą. U mnie w załodze w zeszłym tygodniu dwóch głąbów się pobiło o nie bo każdy się upierał, że to ta a nie ta druga jest najpiękniejsza i w końcu się wzięli za łby. No to wiesz, chyba nie masz mnie za nainiaka? No masz majtki Froyi dobra, to coś było między wami. Ale jeszcze z Kamilą? No i tak bez flagi? - pokręcił głową jakby uznał, że przez chwilę dał się ponieść emocjom ale teraz już domyślił się jak było naprawdę i tylko czeka aby Averlandka przyznała się jak to było naprawdę.

- Oskarżasz mnie o kłamstwo mości Lange? No rozumiem, że taka łachudra może nie mieć oporów by kłamać w żywe oczy, ale dobrze, myślę że do jutra powinny nawet tutaj dotrzeć plotki w jakich saniach i z kim wracała Froya i Kamila i kto jako gość honorowy dzielił sypialnie z gospodynią…. a jak nadal mi nie wierzysz możesz przyjść do “Pod żaglami” i osobiście zaprosić Rose na te zapasy w błocie i ją zapytać, ona też z nami była może potwierdzić. - Pirora nadal mówiła z dumą i wyższością jakby osiągniecie jako pierwsza tych wyczynów pokazywało Lange z kim ma doczynienia.

- I teraz to za te podłe insynuacje i posądzanie mnie o kłamstwo to by być moim partnerem na najbliższe polowanie u Froyi to teraz będziesz mi musiał parę przysług wyświadczyć zanim w ogóle cię rozpatrzę w tej roli. - Mówiąc to pozwoliła sobie rozchylić nogi w sugestii co by mogło być by jedną z przysługi.

- Rose też tam była? Ta Estalijka? Co też mieszka w… - Lange wyraźnie zmarkotniał i nawet jakby się załamał gdy padło nazwisko kolejnej, pięknej kobiety. Skrzywił się i popatrzył na swoją do połowy pustą już szklankę. Dopił ją jednym chaustem i bez ceregieli rzucił za siebie. Odbiła się od ściany z głośnym stuknięciem, spadła na stół, potoczyła i w końcu spadła na podłogę ale się nie zbiła.

- To robiłyście to we cztery? Ty, Rose, Froya i Kamila? - popatrzył znów na nią jakby próbował to sobie jakoś ułożyć w głowie. W końcu roześmiał się całkiem wesoło. Skłonił jej po szarmancku jakby był jakimś teatralnym amantem oddającym cześć pięknej damie po czym wyprostował się ponownie.

- Oh, wybacz moja droga, że cię nie doceniłem i przez chwilę zwątpiłem w twoje możliwości. Muszę przyznać, że rzadko to się zdarza ale muszę w tej materii uznać się za pokonanego i przyznać ci twoją wyższość. Pozostaje mi złożyć ci gratulacje i życzyć dalszych sukcesów. - powiedział jakby uznał to za jakiś pojedynek na honorowych zasadach w jakich lubowali się kawalerowie z dobrych domów. Chociaż pewnie nie o zdobywanie bander z kobiecej bielizny. Podszedł do niej i złapał ją za łydkę unosząc ją do góry i zaczynając ją całować od stopy. A potem schodził coraz niżej i niżej aż do miejsca gdzie go tak chętnie i ładnie zapraszała.

- Nie martwię Dirk, nauczę cię być takim kochankiem że kobiety będa się o ciebie jeszcze zabijać. Ale wracając do tych przysług mam znajomą Sanę… - Pirora powiedziała Dirkowi o paru bardzo przyjemnych przysługach jakie by dla niej wyświadczył a potem kochali się dalej. Tym razem to Pirora spała do późna i to Dirk musiał ją obudzić, że niby już późna godzina i że nawet jej ochroniarz po nią przyszedł i ogrywa jego legionistów z żołdu. Pirora powiedziała oczywiście, że nigdzie nie idie o Dirk jeszcze raz się z nią nie będzie kochać. Więc co biedny on mógł zrobić wobec najwyraźniej tutejszej małej bogini seksualnych przygód i uniesień. Poddał się i zrobił jak mu kazała.
 
Obca jest offline  
Stary 19-04-2022, 07:15   #552
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
03.01; Aubentag (2/8); południe; rezydencja van Hansenów

Pirora i Julius zostali przyjęci w salonie państwa van Hanssen. Chłopak rozstawił dwa obrazy przy oknie by były dobrze oświetlone kiedy ściągnął materiał w jaki były opakowane oba jastrzębie. Malarka popijała podana jej ciepłą herbatę i powiedziała Juliusowi że może zjeść jedno ciasteczko zanim gospodarze się pojawią i będzie świecił przykładem najporządniejszego młodszego kamerdynera w jej świcie. Chłopakowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, Pirora nie umiała zaprzestać rozpieszczać Juliusa, było to silniejsze od niej… na swój sposób rozpieszczała wszystkich w swojej służbie. W przeciwieństwie od Ojca wolała metodę góry marchewek niż bicza i kija na grzbiecie.

Julius wydawał się być zachwycony ciastkami. Buzia mu się uśmiechnęła gdy zjadł jedno. I po jego minie Pirora poznała, że chyba sprawdzał czy go widzi. I czy wziąć jeszcze jedno jak takie dobre czy lepiej nie ryzykować. Z tych słodkich dylematów moralnych wybawiło go otwarcie drzwi przez które weszła blondwłosa gospodyni.

- Ah, witaj Piroro. Cieszę się, że znalazłaś dla mnie czas. - podeszła do drugiej blonynki i objęła ją “całując” ją po szlachecku przez otarciem się policzkiem o policzek. Z bliska dało się wyczuć od panny van Hansen subtelny aromat perfum. Delikatny i nienachalny ale całkiem powabny.

- Mam nadzieję, że odpoczęłaś po tym kuligu? I nie wyszliśmy na jakichś dzikusów i prowincjuszy z północy? - zapytała uśmiechając się nieco ironicznie. Skoro sama była jedną z przyczyn dla jakich jej gość mógł czuć potrzebę odpoczynku po wycieczce za miasto.

- Ach Froyo, bawiłam się przednio i powiedzmy sobie szczerze. Czasem zdrowo jest znaleźć w sobie dzikusa i pozwolić mu się wyszaleć. - Pirora odpowiedziała na serdeczne przywitanie. Pociągnęła wtedy szlachciankę do okna gdzie postawili oba obrazy.

- Choć, wybierzesz sobie jednen. - malarka, przytaknęła do Juliusa a ten najpierw odkrył obraz który pokazywał jastrzębia w majestatycznej wyprostowanej pozie. A potem drugi, gdzie jastrząb został ujęty w środku spożywania posiłku. Oprócz niego w dość ciekawej pozie, po części rozłożonych skrzydłach, szpony wciskające się w swoja ofiare, dziób pociągający czerwone soczyste mięso swojej ofiary. Niektórzy określiliby że drugi obraz jest makabryczny.

Pirora poczekała chwilę aż Froya przyjrzy się dokładnie obu iw końcu spytała.
- Wiem że ty sama nie malujesz, ale chętnie wysłucham twojej opinii.

- To namalawołaś aż dwa? I to takie piękne! I majestatyczne. Podobają mi się. - gospodyni dała się złapać za rękę i z ciekawością czekała na moment odsłonięcia obu obrazów. Po czym z fascynacją na twarzy oglądała oba przez dłuższą chwilę.

- Nie wiedziałam, że tak pięknie malujesz. Jakbyś potrzebowała jeszcze tego jastrzębia, konia, ogara czy co tam byś miała ochotę namalować to powiedz. Na pewno uda się to zorganizować. - panna van Hansen machnęła dłonią jakby takie drobiazgi była w stanie załatwić kochance od ręki. Podziwiała jeszcze chwilę oba jastrzębie nim wskazała palcem na jednego z nich.

- Ten. Ten mi się bardziej podoba. Piękny, dumny, silny, majestatyczny. I krwisty. Szczery. Nie udaje kogoś innego niż jest. Tak jak ja. Ten mi się bardziej podoba. - zdecydowała w końcu wskazując na obraz ptasiego drapieżnika rozszarpującego swoją zdobycz.

- Tak myślałam, że ten ci się bardziej spodoba. - Zaśmiała się blodynka. - Zgodnie z obietnicą jest twój. Drugi wystawię na wernisażu jak już zgromadzę odpowiednią ilość obrazów i odswieze kamienicę.Julius zapakuj na nowo drugi. - malarka wróciła do stołu i chwyciła filiżankę z naparem.

- A jak inni po kuligu, słyszałaś już jakieś plotki towarzyskie? Czy na salonach zachwycają się zimowym balem? A może krytykują i porównują z innymi? - blondynka nie spodziewała się by van Hansen przejmowała się plotkami o niej choć też nie byłaby osobą która nie docenia mocy jaką niesie ze sobą plotka.

- Oczywiście, że oceniają i porównują! Czyż nie po to robi się takie przyjęcia? - roześmiała się wesoło jakby to było coś rutynowego. - Przyznam, że ten kulig był na łapu capu zrobiony. Zwykle to przygotowujemy się jak trzeba, z tydzień chociaż, prawdziwą orkiestrę się zaprasza i gotuje coś porządnego. Dobrze, że Bayerowie są i można u nich zamówić coś prawie od ręki. Ale wiesz co? - mówiła szybko jakby miała ten temat całkiem dobrze oblatany. Ale w końcu była miejscową szlachcianką z towarzystwa które między sobą często organizowało takie spotkania i zabawy.

- Myślę, że powiedzmy Kamili albo Madi i Thomasowi ciężko będzie przebić ten kulig. Zwłaszcza ostatnią noc. - powiedziała ciszej i oczka promieniały jej dumą, satysfakcją i pewnością siebie.

- A! I nowy żart usłyszałam wczoraj na festynie! - prawie krzyknęła rozbawiona jakby w ostatniej chwili sobie o nim przypomniała. - Kto zatrzymał szarżę Froyi van Hansen? - zaczęła pytanie tego nowego dowcipu. - Kapitan de la Vega! I wiesz co? Na mieście wszyscy sądzą, że to jakiś dzielny i mężny Herr Kapitan de la Vega! Jestem strasznie ciekawa co zrobi Rose jak go usłyszy! - dowcip bawił ją niezmiernie bo się szczerze roześmiała na całego.
- Pewnie zależy kto jej go opowie. Bo może być to wachlarz zachowań od pokazania jak tą szarże powstrzymała do zastrzelenia takiej osoby bez zastanowienia. - skomentowała równie rozbawiona blondynka. Na wspomnienie o pistoletach i strzelaniu chłopak momentalnie zatrzymał się w swoich poczynaniach i zwrócił się bezpośrednio do swojej dobrodziejki.
- Naprawdę mamy szansę zobaczyć jak pani kapitan kogoś zastrzeli? - zapytał z nadzieją i ekscytacji w głosie.
Blondynka zaśmiała się jeszcze raz.
- Być może jak wrócimy uda Ci się kogoś odpuści i zobaczymy. A teraz zachowuj się jesteśmy w gościach więc tobie nie wypada być krwiożerczym. - skarciła go lekko a potem. Popatrzyła przepraszająco na Froye.
- Wiem na za dużo mu pozwalam ale jest rozkoszny i nie umiem przestać. - wytłumaczyła. - A wracając do ploteczek wydaje mi się że to Madelein musiałaby bardziej zorganizować taki wieczór jak miałyśmy po balu. O ile nie mają przed sobą sekretów to wątpię by Thomas dorównał. - wyznała przed nową koleżanka malarka.

- Madi i Thomas powiadasz? - gospodyni powtórzyła te żarty z chłopcem ze służby też ją rozbawiły. Pokiwała głową jakby akceptowała takie zachowanie i nie wtrącała się w zarządzanie cudzą służbą. Julius jednak chyba opacznie zrozumiał jej spojrzenie bo znów się odważył odezwać. Tym razem bezpośrednio do gospodyni.

- A pani ma jakiś pistolet? - zapytał z ostrożną fascynacją jakby starał się w swojej dziecięcej główce odgadnąć czy ta blond koleżanka Rory może posiadać takie cudo jak pistolet. W końcu wyglądała na bogatą tak samo jak cały ten dwór.

- No niestety młodzieńcze, chyba będę musiała cię rozczarować. - Froya potraktowała go z żartobliwą powagą rozkładając swoje pozornie wiotkie ramiona w geście bezradności.

- Tak myślałem. A nasza pani kapitan to ma aż dwa. - powiedział z taką dumą jakby już należał do załogi “Morskiej Tygrysicy”. A dziś Froya była w sukni i w ogóle wyglądała jak ma damę z wyższych sfer przystało a nie w spodniach jak przez sporą część kuligu to i nie wyglądała teraz tak bojowo jak estalijska kapitan co prawie zawsze chodziła w spodniach, z szablą u pasa i dwoma pistoletami za szerokim pasem.

- Ma aż dwa? No to chyba nie mam z nią szans. - panna van Hansen znów rozłożyła rączki jakby była gotowa skapitulować wobec takiej przewagi oficer z dalekiego południa kontynentu. Julius ją dobił poważnie kiwając głową, że zgadza się z taką opinią.

- I znów zostałam pokonana przez Rose. Jak ona to robi? Nawet jej tu nie ma. - mimo wszystko dyskusja z chłopcem musiała ją rozbawić bo jakoś wcale nie miała mu za złe, ani Pirorze, ani nawet Rose z którą ostatnio weszła w całkiem niezłą komitywę.

- Cóż musisz zainteresować się bronią palną, chociaż wątpie by strzelanie do niedźwiedzia przyniosłoby ci tyle samo radości co ubicie go przy pomocy włóczni. - Pirora postanowiła skomentować to.

- A przyjęcie mówisz moja droga, tak, świetny pomysł. Co prawda przyznam ci się, że kusi mnie nasza słodka Kamilka, aby sprawdzić co ona by mogła przygotować dla nas. Ale chyba masz rację, my mamy w tych sprawach większe doświadczenie. Szkoda zwalać na nią zbyt wiele na raz. To mówisz Madi i Thomas? Myślę, że będę się niedługo z kimś z nich lub obojgiem widziała to porozmawiam o tym. - szermierz w ozdobnej spódnicy dała znak aby jej gość podeszła do okna i tam był stolik z suszonymi owocami, ciastkami i poczęstunkiem. Jak na dobrą gospodynię przystało zaczęła nalewać wina do kielichów i jeden podała swojemu gościowi gdy wróciła do tych przyjemnie nieprzyzwoitych tematów o jakich sobie tak spokojnie rozmawiały w gładkich słówkach. I chyba spodobało jej się określenie “słodkiej” w stosunku do jej ciemnoskórej rówieśniczki jakiego ostatnio często używała Rose.

- No nie chcę się za nich wypowiadać. Ale myślę, że taka powtórka mogłaby być w ich zasięgu. Jakiś pretekst się znajdzie. Oczywiście jak już byśmy wiedziały na co się piszemy to można by to lepiej zorganizować. Co do ich sekretów to u nich raczej Thomas jest ten bardziej rozrywkowy. A Madi to taka cicha, stonowana, porządna dziewczyna z dobrego domu. Rozsądna i dobrze wychowana. Aż dziwne, że mamy romans. Chociaż rozmawiałam z nią wczoraj i myślę, że takie wypłynięcie na szerokie wody bardzo jej się spodobało. Zresztą mnie też. Była tym strasznie podekscytowana. Ale to wszystko dziwne. Większość z nich znam prawie od dziecka ale do głowy bym nie brała, że mogą je interesować “takie rzeczy”. - Froya machinalnie bujała swoim kielichem wpatrzona gdzieś w śniegi za oknem ale chyba w gruncie rzeczy była zatopiona w myślach o jakich mówiła. Na koniec jednak uśmiechnęła się i spojrzała na Pirorę wzruszając przy tym ramionami na znak, że sama się tego wszystkiego nie spodziewała.

- Ach cóż widzę, że tutaj nie ma miejsca na nowicjuszy, muszę już zacząć planować przyjęcie na Bursztynowej by nie rozczarować towarzystwa. Co właściwie przypomina mi by zapytać, jakbyś mogła być kimkolwiek lub czymkolwiek na świecie, nie wiem dzierżyć imię cesarzowej, bogini, a może być krwiożerczą bestią co byś wybrała? - Pirora uznała że zabawy maskowe w jej lochu mogą się spodobać Froyi ale chciała by była to niespodzianka, już wiedziała że musi zrobić z trzy przyjęcia. Dla szlachty, poprawny bal chwalący się kamienicą i tym co osiągnęła. Prywatne przyjęcie dla swoich przyjaciół z rożnych stref z mała ilościa ubrań. I prywatne przyjęcie dla tych co dzielą teraz z nią przyjemność ciala i wyuzdanych przyjemności. Oczywiście na mode Averlandzką w maskach i z tytułami jakie sami sobie nadajemy.

- Kim bym chciała być? Rycerzem! - gospodyni uniosła brwi trochę zaskoczona takim pytaniem ale szybko odparła na nie z radosnym uśmiechem. Takie luźne rozważania chyba ją rozbawiły. - No jakąś królową wojowników, generałem, cesarzową to też by chyba był odpowiedni poziom jak dla mnie. Albo smokiem. Ale bym tu zrobiła zaraz swoje porządki jakbym mogła być smokiem! - rozważała wesoło aż na koniec myśl, że mogłaby zostać smokiem rozbawiła ją do tego stopnia, że roześmiała się serdecznie.

- A ty? Kim ty byś chciała zostać jakbyś mogła być kim chcesz? - odbiła pytanie i patrzyła z ciekawością na swojego gościa.

- Mhmm pewnie cesarzową na razie pozostaje mi bycie księżniczką… ale dość już o tym bedziesz musiala się pogłowić nad znaczeniem moich pytań dopóki czegoś nie skończę. Dziękuję za odpowiedź. - Blondynka upiła łyk swojego napoju. - Na kuligu w odwiedzinach, Petra powiedziała mi trochę o sytuacji von Durbeinów, moge poznać twoja opinie na temat tego co tam się stało? Wprawdzie on jest bardziej przyjacielem Thomasa z tego co zrozumiałam ale wszyscy jednak należycie do tej samej grupy znajomków i mniej lub bardziej znacie się.

- A cóż tam się mogło stać? Proza życia. Piękny młodzieniec zabawił się z chętną panną i zostawił jej prezent jakiego oboje nie planowali a jaki trudno było ukryć przed sobą i resztą świata. Więc aby nie robić skandalu pozostał im ślub. - Froya odparła prosto i bez wahania. Wzruszyła ramionami bo chociaż takie historie częściej zdarzały się w niższych warstwach to i szlachta nie była od nich wolna. I pewnie po zastanowieniu każdy by mógł podać jakichś znajomych co się pobrali w podobnych okolicznościach. Widocznie coś takiego przytrafiło się i parze o jakiej rozmawiały.

- Bardziej chodzi mi różnicę w stosunkach. Nie dało się nie zauważyć że większość szlachty traktuje Dietricha z otwartymi ramionami za to mhmm przy Annie nastaje uczucie chłodu i bynajmniej nie przez porę roku jaką mamy. Tak jakby była tolerowana a nie mile widziana. A może mi się tylko wydaje. - Pirora wyjasnila że wie co tam sę stalo i bardziej ja obchodzi ten kelli ostracyzm żony Durbeina. - Bardziej pytam by wiedzieć czy są tutaj jeszcze jakieś ukryte urazy które nie zostaną przeze mnie otwarte zapraszając Lady Durbein na herbatę i ciasteczka.

- Jeśli pytasz czy mam czy miałam romans z kimś od nich to nie. - gospodyni uśmiechnęła się rozbawiona tą myślą. Po czym upiła łyk ze swojej filiżanki i chwilę zastanawiała się nad tym pytaniem.

- Właściwie to nie wiem skąd się to bierze. Może dlatego, że Dietrich to ktoś od nas. Z towarzystwa. Znamy się z nim tak samo jak z Kamilą czy Annemette. A Anna… To trochę jak z tą Saną od Kamili. Uboga krewna. Która wie, że jest ubogą krewną. I ciąży jej to bardziej niż nam. Sana to chociaż jest miła i sympatyczna. I to wcale nie mówię tego ze względu na te nasze wspólne harce z kuligowej nocy. Szkoda, że nie jest szlachcianką. Ma do tego dobre zadatki. Wolałabym ją jako towarzyszkę do rozmowy albo alkowy niż tą błękitnokrwistą Annę. Przypuszczam, że to właśnie ona jest niechętna wizytom u mnie albo w ogóle u towarzystwa. Bo sam Dietrich to by pewnie nie odmówił. A ten ostatni kulig to wzięłam ich trochę z zaskoczenia i pewnie niezręcznie im było odmówić Froyi van Hansen. - gospodyni odpowiedziała po tym zastanowieniu jakby musiała pozbierać myśli bo wcześniej się nad tym nie zastanawiała.

- Akurat nie pytałam o romanse… choć zawsze możesz mi wskazać osoby które są godne uwagi w tym zakresie. Osoby które mnie czasem umilają noce… i dnie wypłyną w morze z przyjściem wiosny. - Pirora zrobiła dygresję zanim wróciła do tematu. - Ach to nawet dobrze słyszeć, że Sana jest mile widziana. No ale skoro to Anna uważa się za problem nic nie szkodzi mi wysłać jej parę zaproszeń na niektóre spotkania.

Froya wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się dyskretnie na znak, że sama nie zamierza ingerować w manewry koleżanki względem Anny i jej męża. - I tak, Sana tak, bardzo sympatyczna dziewczyna. Zawsze będzie mile u nas widziana. Może nawet zostać na noc. Ty zresztą też oczywiście. - powiedziała a uśmieszek stał się nieco szerszy i bardziej perfidny. W końcu brzmiało jak grzecznościowe zaproszenie jednej damy z towarzystwa do drugiej. Ale jak się miało w pamięci wspólnie spędzoną kuligową noc to to zaproszenie nabierało dość lubieżnego charakteru.

- A to jeśli nie przeszkadza ci dyskrecja to kogo z tych morskich osób mogłabyś polecić ze swojej strony? Kogoś jeszcze oprócz naszej dzielnej i wspaniałej pani kapitan w której tak się zadurzyła nasza słodka Kamilka? - zapytała obdarzając swojego gościa zaintrygowanym spojrzeniem i nieco ironicznym uśmiechem.

- Cóż Alane Złotogrzywa, jest elfką lubiaca ciekawe osoby i posiadająca bogate doświadczenie w miłosnych grach. Inny oficer to Jonas Keller nawigator podobnie do Alane, jest typem dżentelmena ale może wydawać się nudny dla niektórych choć na jego otwartość ani ja ani Rosa raczej nie narzekałysmy. No i jest jeszcze Dirk Lange dowódca Czerwonego Legionu, ten to niezłe ziółko, bezczelny, arogancki, zuchwały i wygadany. Gdybyśmy byli urodzeni w tych samym strefach już tydzień temu miałabym go skutego w piwnicy czekającego na ślub żeby mieć go na wyłączność. - Pirora zaśmiała się do swojej gospodyni opowiadając o swoich kochankach. - No ale z mam tylko do końca wiosny by się nimi nacieszyć. Dobrze że znalazłam tak dobre koleżanki które mnie będa mogły poratować jak mi się zrobi zbyt smutno i samotnie.

- Ależ oczywiście kochanie. - Froya słuchała tego wszystkiego z wielkim zainteresowaniem. A gdy na koniec Pirora uderzyła niby w smutne tony wyciągnęła do niej rękę, przyciągnęła do siebie i objęła ją opiekuńczym gestem jak starsza siostra młodszą. Stała tuż za jej plecami przytulając ją do siebie więc z tak bliska znów Pirora mogła poczuć przyjemne ciepło żywego ciała i te jej dyskretne perfumy.

- Widzę, że nie próżnowałaś w naszym pięknym mieście. - powiedziała do jej ucha gdy tak obie wpatrywały się w widok za oknem. Był ładny, na zaśnieżony, zimowy ogród. Ładny widoczek, w sam raz na jakiś zimowy pejzażyk. A gospodyni chyba była trochę pod wrażeniem tych miłosnych przygód swojego gościa.

- Nie chcę zabrzmieć jak rozpuszczona najmłodsza córka, ale zimowe wieczory są strasznie długie nudne i zimne. A mieszkanie w tawernie daje wiele możliwości do poznawania nowych osób. - Pirora powiedziała do swojej gospodyni z niewinnym uśmieszkiem.

- I nawet miałaś przyjemność z elfką? Taką prawdziwą elfką? Z uszami i całą resztą? - zdziwiła się jakby nawet dla niej to wcale nie było coś codziennego. Niemo pogratulowała jej tego sukcesu. - I kawalerowie Keller oraz Lange tak? I mówisz, że ich polecasz. Zwłaszcza tego Dirka. No dobrze, będę miała to na uwadzę. A jakbyś kiedyś miała ochotę odwiedzić mnie z kimś z tej polecanej trójki to się nie krępuj. - powiedziała jakby sama była ciekawa owej wspomnianej trójki i była gotowa ich poznać.

- Nawet nie wyobrażasz sobie jak łatwo się z nimi zaprzyjaźnić. Wystarczy nie traktować ich jak jakiś egzotycznych mitycznych odmieńców. Choć nie będę się przechwalać dla mnie to też było nowe doświadczenie. - Pirora przyznała się do tego że dla niej to też były nieznane wody.

- A ja niestety nie bardzo mogę ci się zrewanżować podobnymi kontaktami. Większość moich romansów to Madi. Sama rozumiesz, to najwygodniejsza i najbezpieczniejsza wersja dla nas obu. Tak, myślę, że z Madi też nie powinnaś się nudzić. Bardzo lubi wszelkie pieszczoty, jest bardzo wrażliwa na takie zabawy, aż przyjemnie popatrzeć. I posłuchać. - powiedziała opinię o swojej kochance jaką Pirora znała już od paru tygodni ale wyłącznie jako koleżankę z kółka poetyckiego panny van Zee. Do czasu aż poznały się lepiej na ostatnim kuligu.

- Na kawalera Bogdanova też się nie mogę skarżyć. Jest ledwo porucznikiem no ale prawdziwy ostlandzki rozbójnik z niego. Potrafi ujarzmić kobietę tak samo jak swoje klacze. Tak zresztą się poznaliśmy. Z tego co słyszałam chyba jeszcze jest w mieście. Ale nie powołuj się na mnie, to była jednorazowa przygoda i nie zamierzam do niej wracać. - po chwili zastanowienia powiedziała o jednym ze swoich kochanków. Nazwisko nic jej gościowi nie mówiło ale gospodyni powiedziała jej gdzie może go spotkać.

- No i Davor. Davor Novaković. Złotnik. Ma sklep warsztat przy Placu Targowym. O tak, on wie jak zadbać i oczarować kobietę ledwo wejdzie przez próg jego sklepu. Niesamowicie nawija ten lep na uszy aż nie wiadomo kiedy trzyma usta na twojej ręce a chwilę potem jest już przy twojej szyi. Dałam mu się zauroczyć raz czy dwa. A poza tym to najlepszy złotnik w mieście. - przyznała gdy znów przeszukiwała chwilę pamięć i zaśmiała się z uznaniem dla wprawności owego złotoustego i złotorękego złotnika.

- Novaković mhmm chyba byłam w ich sklepie ale musiało go nie być na pewno bym zapamiętała. A co do reszty cóż… kiedy robisz jakieś kolejne polowanie? Może Herr Lange będzie chciał dołączyć do nas to sama ocenisz czy to ktoś kogo byś chciała ‘skosztować’. Co do kawalera Bogdanova nie wydaje mi się że poznałam go na balu choć wydaje mi się, że zostałam przedstawiona tylko części gości. Co w sumie też dobrze jakbym chciała poznać wszystkich musiałam bym zrezygnować ze wszystkich atrakcji i tylko się przedstawiać. - Pirora zaśmiała się po raz kolejny.

- Oj no niestety moja droga ale jak jest się kimś nowym w towarzystwie to można cały wieczór spędzić na kłanianiu się i wyciąganiu rączki. - blond gospodyni skinęła głową zgadzając się wesoło z wnioskami blond gościa. - Ale Bogdanov? Na balu? Nie no nie żartuj. - teraz ona się roześmiała gdy ten pomysł wydał jej się zabawny. Puściła Pirorę i pociągnęła ją w stronę wypchanych krzeseł przy stoliku z poczęstunkiem. Sama siadła na swoim krześle i sięgnęła tym razem po wino. Rozlewając je najpierw do kieliszka gościa a potem swojego.

- Herr Makar Bogdanow to nie jest ktoś kogo bym zapraszała na bal albo w ogóle na salony. Stajnia. Las. Domek myśliwski. Przypadkowe spotkanie na ulicy. To moim zdaniem górny limit na jaki bym chciała sobie z nim pozwolić. Na pewno sobie nie życzę być z nim kojarzona w żaden sposób. Ale jako ogier to tak, ogier to myślę dobre określenie dla jego zachowania i możliwości w alkowie. - wyjaśniła koleżance na czym polega dwoistość jej zdania na temat kawalera Bogdanowa.

- Niby szlachcic, choć gołodupiec ale maniery to ma bliskie poganiacza mułów. I wydaje mu się, że każda z nas poleci w ciemno na te jego końskie zaloty. Może na karczemnych dziewkach i pastereczkach z jakimi zwykle się spotyka to robi wrażenie ale na mnie takie prostactwo działa odpychająco. Poza tym różne głupstwa gada jak się napije aż musiałam go wezwać i powiedzieć mu wyraźnie, że sobie nie życzę plotek na nasz temat. A potem postarałam się aby papa wysłał go na odpowiednie odludne stanowisko. Chyba podziałało bo do tej pory nie doszły mnie żadne plotki na ten temat. Chociaż nawet on zwracał się do mnie “panienko Froyo” albo “milady”. - dodała dlaczego chociaż dostrzegała pewne zalety w nim jako mężczyźnie i kochanku to jednak nie mogła go ścierpieć jako swojego partnera. Nie odpowiadał jej ani manierami, ani dyskrecją, ani pozycją.

- Co innego Vlad von Czaplic. Prawdziwy kislevski rycerz. - niespodziewanie dla odmiany na twarzy Froyi pojawił się uśmiech rozmarzenia. - To był rycerz! A jak trzymał się w siodle! No i taki wąsacz, wiesz jak to ci Kislevici lubią. Do tego pancerz, kopia, hełm, zbroja, no rycerz co się zowie. A i szarmancki i uprzejmy. Ścigaliśmy się i nie mogłam z nim wygrać! Bo ten jego rumak no widziałam, że zdrowy i silny ale mniejszy od naszych. To byłam pewna, że wygram. A jednak nie. Vlad mi potem wyjaśniał, że to ich specjalna kislevska rasa koni. Są trochę mniejsze od naszych ale bardzo wytrzymałe a zbrojnego mogą ponieść tak samo jak nasze.To jakaś krzyżówka wschodnich, stepowych ras zza gór z naszymi. Chciałam nawet je sprowadzić i zacząć hodowlę no ale kontakt mi się z nim urwał. Właściwie był tylko przejazdem z jakimś poselstwem jechał do naszego Altdorfu więc jak wydobrzał to znów ruszył. Jakaż szkoda, że potem nie wrócił! Znasz to powiedzenie? Jaki mężczyzna w tańcu i siodle to i w alkowie? No mówię ci sprawdza się zaskakująco często. No miałam tego Vlada w tańcu i siodle i jeśli jeszcze tak samo wyśmienity by się okazał w alkowie no to klękajcie narody! Rycerz moich marzeń! - Froya nadspodziewanie serdecznie i wylewnie opowiedzała swoją znajomość z owym kislevskim rycerzem jaki zrobił na niej tak niesamowite wrażenie, że do dziś wspominała go ciepło a wręcz z rozżewnieniem.

- Chociaż wiesz co? Jak tak mówimy o rycerzach to u nas ostatnio był ten porucznik dragonów. Ramirio von Zhytkow. Szukał tych zbiegów co zwiali z lochów. Jak dla mnie to już po sprawie. Najważniejsze są pierwsze dwa, trzy dni. Potem to już trzeba czeać aż popełnią jakiś błąd albo dadzą się namierzyć. Moim zdaniem już ich nie ma w meście i zwiali morzem jeszcze tej samej nocy albo przyczaili się gdzieś w mieście lub blisko niego. Bo od rana trwała obława i coś byśmy znaleźli jakby się przemieszczali. No ale ten porucznik był też u nas i w innych rezydencjach no i szukał. Słyszałam o nim wcześniej ale pierwszy raz go widziałam z bliska. No i ci powiem, że taki no nawet interesujący mi się wydał. A ja mu chyba nie. Chyba wziął mnie za jakąś leniwą, słodką damulkę. Zaprowadziłam go do naszego pokoju myśliwskiego. Pokazuje mu na trofea mojego papy i mówię, że to jego. Bo mój papa teraz to już nie bardzo ale za młody to polował aż wióry szły. Teraz już zdrowie nie to. No ale przez lata to uzbierał sporą kolekcję. No a ów kawaler Zhytkow pokazuje na drugą ścianę i pyta się czyje to. Mówię mu, że moje. Może nie mam tego tyle co papa ale jednak już trochę mam. On pokazuje na łeb trolla, bo to moja najnowsza zdobycz to ją kazałam powiesić nad kominkiem. No i pyta jeszcze raz czyje to. To mu mówię, że moje. A on tak na mnie dziwnie spojrzał i jestem pewna, że mi nie uwierzył. Więc coś mi się wydaje, że Herr von Zhytkow będzie moim gościem na najbliższym polowaniu. Zobaczymy jaki z niego łowca. - powiedziała historyjkę sprzed paru dni gdy widocznie też trafiła na tego samego porucznika dragonów. I też wydał się jej interesujący. Aczkolwiek chyba udało mu się ją zirytować tą niewiarą w jej myśliwskie umiejętności.

- Aha a z tym Novakowiciem to się nie dziw. Nie jest łatwo na niego trafić. On zwykle siedzi na zapleczu w warsztacie i produkuje te swoje cuda a obsługuje kto inny. Dopiero jak przyjdzie ktoś zacny po zamówienie albo odbiór. Dajmy na to taka Froya von Hansen. To wychodzi osobiście. - dorzuciła jeszcze na zakończenie jakby przypomniała sobie o złotniku w ostatniej chwili i chciała to też wyjaśnić.

- Och poznałam go! Tego von Zhytkowa, przyniosłam do ratusza portrety zbiegów i akurat on wyjeżdżał z dragonami. Nie rozmawialiśmy długo, wydaje mi się że też nie wierzy że ich nie złapią. Niemniej no władza musi pokazać że coś robi jakby to wyglądało jakby się poddali po trzech dniach. Pewnie do końca zimy będą wzmożone patrole. Przynajmniej żołdacy mają co robić i najemniką coś wpadnie do kieszeni. - Pirora nie przeszkadzała słuchając z uśmiechem o miłosnych podbojach i wspominkach dziedziczki. Niemniej kiedy wspomniała o kimś kogo znała oczka jej się zaświeciły, oczywiście nie mogła potwierdzić, że Froya ma racje ale mogla uznać, że Ona myśli że to co mówi dziedziczka jest logiczne. - Jestem ciekawa co miasto jutro zrobi za główną atrakcję skoro palenie im nie wyjdzie.

- Nie obchodzi mnie to. Rozrywka dla brudnej, znużonej robotą tłuszczy oglądać jak wreszcie komuś innemu się obrywa niż im. - Froya skrzywiła swój ładny nosek i machnęła pogardliwie ręką na takie rozrywki dla gawiedzi.

- Chociaż jeden z tych spiskowców był u mnie. Egon Lwia Grzywa. Gladiator. Tylko nie wiedziałam, że pracuje w kazamatach i jest zamieszany w spisek. Pomógł mi i Normie z tym trollem co mówiłam. Bardzo mocarny wojownik, nie powiem, zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. No ale niestety prostak. Jeszcze bardziej niż Bogdanowicz. Więc raczej nie życzę go sobie ponownie gościć. A szkoda. Przez chwilę zastanawiałam się czy nie znaleźć mu jakiegoś zajęcia na odpowiednim stanowisku. No ale jak nie umie nawet podstawowych manier to nie. I tak oddałam mu przysługę bo nie powiedziałam Zhytkowowi, że go znam i był tu u nas przed ucieczką. - panna van Hansen dość gładko przeszła do omawiania kolejnego wojownika. Którego poznała w całkiem innych okolicznościach i dość niedawno. Też zapadł jej w pamięć chociaż z całkiem innych powodów.

- Co innego Norma. Norma to Axe. Norma dwa topory po naszemu. Ona była tą trzecią. Właściwie drugą bo najpierw obie dopadłyśmy tego trolla. A potem dobiegł do nas Egon. Nawet nie bardzo wiem skąd. I go razem ubiliśmy. Norma też jest gladiatorką. Walczy dwoma toporami. Ciekawa technika. Poprosiłam ją aby mnie nauczyła. Zwykle walczy się jedną bronią lub bronią i tarczą. Ja walczę jeszcze kopią, włócznią i szkolę się w ciężkiej broni. Ale dwoma toporami to jeszcze nie próbowałam. No i ona jest Norsmenką. Mogę podszkolić ten język bo dopiero jak ją spotkałam zrozumiałam sobie, że miałam fałszywe mniemanie, że go znam. Mam wiele zaległości i będę musiała się jeszcze wiele nauczyć. Na to też się umówiłyśmy. No ale gdzieś ją wcięło ostatnio. Już chyba z drugi tydzień. Lubię ją. Mówi do mnie “jarl” czyli uznała mnie za swojego wodza. Tak, mam nadzieję, że nic jej nie jest i wkrótce się pokaże ponownie. - przeszła do kolejnej osoby którą Pirora znała choćby z ostatniego zboru. Opis gospodyni nie mógł budzić wątpliwości, że chodzi o tą samą osobę. I ona wyraźnie w jakiś sposób zdobyła uznanie van Hansen a ta nawet ją polubiła.

- Zrobiłaś mu przysługę czy może liczysz że sam ci się napatoczy i sama go zaciągniesz do kazamat? Przy okazji pokazując reszcie zbrojnym w mieście jak to się powinno robić? - Blondynka postanowiła podłubać w temacie. - Cóż nie znam zbyt wielu gladiatorów ale jeśli ta Norma ma umiejętności że mogła łatwo dostać robotę podczas poszukiwań to być może korzysta z łatwego zarobku.

- Może. Posłałam gońca z zapytaniem pod adres jaki podała. Ale już tam nie mieszka. No cóż. Może się jeszcze spotkamy. - cmoknęła jakby z żalu za tym, że ta znajomość stała obecnie pod sporym znakiem zapytania.

- A on cóż, właściwie to jest mi obojętne co się z nim stanie. Złapią go czy nie. Nie moja sprawa. Niech go ten Ramirio dopadnie albo on jego. Obojętne mi to. Pomógł nam wówczas z tym trollem jak z Normą byłyśmy w gardłowej sprawie to prawda. Więc go potraktowałam potem odpowiednio i zaprosiłam do stołu i ugościłam jakby był szlachcicem a przecież nie jest. Dokładniej to ich oboje. - zatrzymała na chwilę wzrok na drugiej szlachciance aby to podkreślić. No faktycznie raczej przy stole na takich dworach to siadali równi sobie i ich honorowi goście. A dla kogoś kto nie był szlachcicem to było spory honor być przy tym samym stole na równych warunkach.

- Podarowłam mu topór i to nie byle jaki który też coś grymasił w zbrojowni. Łapę tego trolla
co ubiliśmy na pamiątkę i trofeum. Kazałam go wykąpać a nasz lekarz opatrzył mu rany. No a teraz zataiłam przed władzami, że go znam. No i w ogóle kazałam go zabrać na koń do nas po tym polowaniu bo nie wyglądał zbyt dobrze delikatnie rzecz ujmując. Ja i Norma też nie, wszyscy mocno oberwaliśmy od tej poczwary. Więc uważam, że jeśli byłam mu coś winna to spłaciłam swój dług. A teraz to już nie moja sprawa. - szlachcianka dokończyła swoją relację na temat spotkania z trollem i dwójką gladiatorów. Wyglądało na to, że oboje zapadli jej w pamięć z tamtego razu. I nawet była skłonna zaryzykować aby ukryć to, że zna zbiega z twarzy, imienia i przydomku przed władzami jakie go szukały.

- Tak zdecydowanie byłaś bardzo hojna. No i mam nadzieje że uda ci się jeszcze zapolować z Normą. - Pirora musiała pamiętać by powiedzieć o tym na zborze. Szlachcianki jeszcze trochę rozmawiały, Pirora poopowiadala o życiu w Averlandzie, o ślubie siostry w Hochlandzie i ich wielkim polowaniu. Jednak w pewnym momencie trzeba było się zbierać bo okazało się że dziewczyny się zagadały i już inna pora dnia nastała. Pirora pożegnała się z Froya i obiecały spotkać się jeszcze z innych okazji.
 
Obca jest offline  
Stary 19-04-2022, 07:16   #553
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
03.01 Aubentag (2/8); wieczór; tawerna “Pod pełnymi żaglami”



Po powrocie od Froyi szlachcianka która marzyła już tylko o gorącej kąpieli i ciepłej pierzynie i jakie miłe zaskoczenie miała kiedy gorąca kąpiel już na nią czekała wraz z Burgund i Łasicą. Zanurzyła się gorącej wodzie z uczuciem wielkiej ulgi.

- Ach jak musicie umierać z ciekawości co tam się na tym kuligu działo że tak się przymilacie. - Skomentowała do obu kobiet kiedy poczuła dłonie którejś na jej ramionach.

- No pewnie! Wczoraj spotkałyśmy Joachima, na placu, też jak wracał do miasta. I to w saniach van Hansenów! No ale Froya to widziałyśmy, że wracała z wami, w saniach Kamili. No ale! On mówił, że Rose i Froya się pojedynkowały! Naprawdę?! - Burgund zajęła pozycję obok Pirory i płynnie weszła w rolę osobistej łaziebnej biorąc myjkę i dłoń gospodyni. Szybko wystrzelała się z tego co już z przyjaciółką udało im się dowiedzieć lub domyślić wcześniej ale nadal widać było, że pożerała je ciekawość.

- No i w ogóle opowiadaj jak było! Bo jej, jak widziałyśmy wczoraj z kim wróciłaś na plac to klękajcie narody! I Froya wracała z Kamilą? W jej saniach? No aż miałam z początku wrażenie, że to jakaś inna blondynka. No ale nie. To była ona. Tylko tej brunetki co siedziała w rogu nie mogłyśmy rozpoznać ale reszta no to panny, że ho - ho… - Łasica usiadła naprzeciwko kultystki i ugościła na sobie stopy szlachcianki zaczynając mycie od jednej z nich. Ale była tak samo podekscytowana wieściami z kuligu jak jej przyjaciółka. A z opisu to chyba tylko Sany nie rozpoznały. W końcu nie była szlachcianką i na co dzień mieszkała poza miastem. I panny von Schneider nie do końca były pewne czy to ona czy ktoś do niej podobny.

- No to tak, zacznijmy od tego że byłam jedną z osób które wygrały pogoń za lisem w drugiej pogoni. Tak dziękuję za gratulacje sama wiem że jestem nowicjuszką w jeździe konnej i cieszę się, że robiłam to w czasie zimy bo głebokie śnieżne zaspy zamortyzowały mój upadek z konia. A potem zostałam uratowania przed jednego z wynajętych tam do pilnowania by się nikt nie zgubił. Oszczędzając wam nudnych momentów Kay, ten łowca dostarczył mi nowych doświadczeń w jednej z tych łowczych chatek porozstawianych po lesie.

- Po powrocie Froya miała serię pojedynków z ochotnikami i w końcu Rose przyjeła wyzwanie, pierwszą turę wygrala Rose, na ziemi potem Froya chyba ugodzona w swoją niepokonana dumę zaproponowała dogrywkę na wierzchowcach. Tą rundę wygrała Froya, więc teraz to Rose powiedziała że jakby pojedynkowały się na łodzi to Froya nie miałaby szans. Więc nasza waleczna kazała rozkuć lód na jeziorze i postawić łódź. No i oczywiscie znowu wygrała Rose…. a potem to dopiero się działo więc Kamila… - Pirora jak zaczęła opowiadać o tym kuligu to może podkolorowala parę rzeczy ale zaznaczyła jak to Kamila była zazdrosna, ich przygodę podczas kąpieli i jak szybko udało im się ustalić że muszą zrobić sobie wieczór w kobiecym gronie.

- ...no więc powiem wam że założyłam moją prawie najbardziej skandaliczną suknię balową i wiecie co?! NiC! Żadnego komplementu że wyglądam jak Wiosna wcielona, wielkie rozczarowanie, ci szlachcice z północy nie umieją w ogóle prawić komplementów! No więc koniec końców Petra i ta Sana dołączyły do nas w głównej sypialni… - Pirora po raz pierwszy pokazała że jest rozczarowana możliwe że żadnym efektem jej sukni. - …nie wiecie co jak zaczniecie słyszeć jakieś plotki to powtórzcie mi jak usłyszycie coś o tej sukni bo naprawdę to aż się zezłościłam no ale faktycznie może przynajmniej w szeptach i plotkach jakieś komplementy dostanę!.

- Na pewno wyglądłaś w niej bardzo ślicznie. - powiedziała Łasica całując ją w mokry policzek. Bo obie z Burgund trochę zapomniały o swojej roli łaziebnych i bardziej zachowywały się jak koleżanki z którymi można wymienić się plotkami. Obie dołączyły do blondynki każda z jedngo boku i słuchały tej relacji jak najlepszej powieści przygodowej. Zwłaszcza, że same raczej miały mocno ograniczony dostęp do śmietanki towarzyskiej tego miasta nawet jeśli podobnie jak większość z ulicy rozpoznawały twarze i nazwiska ludzi na tutejszym piedestale.

- To zamknęłyście się w sypialni Froyi, wszystkie co mówiłaś… I się kochałyście? Tak wszystkie na raz? I Froya i Kamila i Rose i pani von Richter… Przecież ona jest mężatką! A Froya i Kamila to się nienawidzą przecież. Znaczy tak słyszałam ale przecież ich nie znam osobiście, za wysokie progi. - Burgund zresztą podobnie jak jej kamratka wcale nie ukrywały, że zazdroszczą Pirorze takiej przygody i pewnie chętnie by wzięły udział w takiej zabawie. Mimo wszystko jednak trudno im było przejść do porządku dziennego, że te piękne, sławne i bogate jakie były rozpoznawalne w całym mieście robią “takie rzeczy” o jakie może i zwyczajowo szemrano, że szlachta sobie poczyna no ale chyba tak do końca mało kto wierzył, że jakiś kawaler czy panienka z dobrego domu jakich się widuje na co dzień albo co jakiś czas, mogłyby być zdolne do takich wyuzdanych bezeceństw.

- No tak, że ty albo Rose to już wiedziałam wcześniej. No i Froya bo jak jej służyłam a mnie wezwała na osobiste usługi to było całkiem ciekawie. Ale myślałam, że ona to tak tylko ze służbą albo może z tymi swoimi osobistymi kochankami. A tu proszę jak nam nasza etatowa blondynka popłynęła na szerokie wody… - chociaż Łasica zdawała się bardziej wtajemniczona w te sekretne życie szlachcianek od Burgund to też była pod wrażeniem, że panny i panie z dobrych domów zdecydowały się na taki odważny ruch.

- A ten Kay to coś o nim powiesz? Bo tak po imieniu to nie kojarzę. Chociaż jak jakiś szlachcic albo ktoś spoza miasta to możemy go nie znać. - Burgund dopytała się o tego mężczyznę o jakim wspomniała blondynka przy okazji swoich kawaleryjskich zawodów.

- Z tą nienawiścią to to jest mocno przesadzone, im dłużej spędzam czas w tym towarzystwie tym bardziej mi się wydaje, że ta cała rywalizacja co sztuczny twór szlacheckich plotek dla uciechy gawiedzi. Jak Froya ją komenderowała wraz ze mna i Petrą to jakoś nie widziałam niechęci jak już były w jednym łóżku. Choć może gdyby były tam we trzy, ona, Kamila i Rose to może wtedy by się pobiły o atencję pani kapitan. Ale tak to zachowywały się taktownie, owszem może nie są przyjaciółkami od serca i mało je łączy jeśli chodzi o zainteresowania ale to nie znaczy, że darzą się jakąś niechęcią. Aaaach i ten Kay to mówiłam taki łowczy w tej karczmie dla łowców można go spotkać albo pytać, starszy mężczyzna, widać że takie “zagubione” szlachcianki w lesie które trzeba rozgrzać w chatce łowczej to nie pierwszyzna. Mhmmm, jakby go okreslić… dobrze wygląda jak na swój wiek jakby był szlachcicem to by pewnie ważył już swoje i był bardziej okrągły, a ten no powiem ci mięśnie na swoich miejscach i siłę w lędźwiach miał jak jakiś tur… - Szlachcianka opowiadała dalej nawet dodała już smaczki z wieczoru jak Froya ją brała z zamocowaną uprzężą jakby była nie dziedziczką a dziedzicem. No i jak Sana była zachwycona całym tym doświadczeniem i mimo ze sama nie jest szlachcianką to będzie już mile widziana na takich uroczystościach nawet bez bycia koleżanką Kamili.

- O! Froya brała cię jak mężczyzna? Tak jak nas Oksana? O! No jej! Cóż za wspaniała kobieta! I z tego co pamiętam wie, że personel to trzeba trzymać krótko a najlepiej pod butem. - obie łotrzyce słuchały tych pikantnych szczegółów z wypiekami na twarzy, zazdrością w spojrzeniu i ekscytacją bijącą z nich całych. A gdy Łasica dowiadywała się kolejnych rewelacji o tym jaka panna van Hansen jest prywatnie a nawet w alkowie to wyglądało, że w jej hierarchii szlachcianka tylko pięła się i pięła po kolejnych stopniach ku ideałowi kobiecej kochanki.

- No też bym tak chciała. - westchnęłą Burgund przyznając jej rację. - A ta Sana mówisz to jakaś młoda? I tak pierwszy raz? I nie jest szlachcianką? I mówisz, że jej się podobały takie zabawy? To kiedy nas z nią poznasz? - rudzielec zwróciła uwagi na dość nową dla siebie osobę. Co prawda okazało się, że samo nazwisko Mabit obu łotrzycom jest znane ale raczej kojarzyły to jako “ci co mają ten tartak za miastem”. Mętnie zdawały sobie sprawę, że chyba mają jeszcze jakąś córkę na wydaniu. Węc te rewelacje co o pannie Moabit przyniosła Pirora bardzo przyjemnie je zaskoczyły. Sana zresztą była tamtej kuligowen nocy bardzo ciekawska “jak to się robi” i podekscytowana, zwłaszcza, że jej pierwszy raz dość mocno odbiegał od standardowego. Co potem przy śniadaniu i w saniach jak wracały do miasta bardzo ciepło i miło wspominała. Ale jak zaznaczała mimo wszystko chciałaby też spróbować jak to jest z mężczyzną, choćby dla porównania.

- I Rose zrobiła takie wrażenie? No znaczy, że na Kamili to się nie dziwię. Już wtedy z Ver jak jej zorganizowała spotkanie z Rose to była cała w skowronkach. Ale mimo wszystko nie spodziewałam się, że panna kapitanówna interesują się nią “w ten sposób”. A Froya to już w ogóle. Ona to chyba tylko pojedynki i polowania lubi. A! I bale! No tak przecież się poznałyśmy. Tylko ja oczywiście byłam tam jako służba a nie gość. I one obie tak poleciały na Rose? No popatrz popatrz… - Nadia też nie mogła się nadziwić jak bardzo koło fortuny, sympatii i antypatii obróciło się na tym kuligu. Jakie to rzeczy się tam działy i co im tu Pirora opowiadała. Tego żadna z nich widocznie się nie spodziewała i trudno im było przejść nad tym do porządku dziennego.

- A tego Kaya to chyba nie znam. Przynajmniej tak z opisu i imienia. Ale jak nie mieszka w mieście to nic dziwnego. Chociaż jak ci się nie przedstawił nazwiskiem to pewnie żaden z niego szlachcic. Chociaż to akurat nie musi być wada. Przynajmniej dla mnie. I mówisz, że lubi ratować białogłowe zagubione w lesie? A potem je ratuje w jakiejś przytulnej, leśnej chacie? I ma mięśnie i tak dalej? Hmm… Chyba mam dziwne przeczucie, że mam słabą orientację w lesie. Tylko musiałabym mieć jakiś rejon gdzie on grasuje. - Burgund zaśmiała się na temat tego myśliwego o jakim mówiła ich przyjaciółka. Łasica też żywo pokiwała głową na znak, że uważa podobnie. Opis jaki podała panna van Dyke obu dziewczynom z ferajny przypadł do gustu i zaintrygował.

- No tak najwidoczniej muszę was obie wziąć ze sobą na naukę strzelania z luków i “wycieczke krajoznawcza” jaką sobie z nim wymyśliłam. Będziecie moimi przyzwoitkami… bo jak już zdążyłyscie mnie poznać to wiecie że jedna nie wystarczy. - Pirora powiedziała a potem zaczepnie lekko chlapnęła wodą na łotrzyce. - Jak mu wspomniałam o przyzwoite to pomyślał że jak większość tutejszych szlachcianek będę ciągnąć jakąś podstarzała pomarszczoną ciotkę och koniecznie musimy zobaczyć jego minę jak zorientuje się że jest totalnie inaczej. Znajdziemy jakiś termin. No i powiedziałam że jeśli będzie miał jakieś futra do sprzedania to ma przynosić. Muszę zacząć zaopatrywać się w takie dodatki do kamienicy. I sukienek.

- No tak, przecież z założenia “przyzwoitka” to jakaś taka stara wiedźma i pies ogrodnika. Co sama już nie może i nie używa ale innym to zabroni dobrej zabawy. - obie dziewczyny roześmiały się wesoło na myśl jak bardzo ów myśliwy się zdziwi jak zobaczyłby je obie, takie młode i dorodne panny, w roli przyzwoitek młodej damy.

- A to się zdziwi! - Burgund aż przyłożyła dłoń do swoich mokrych, jędrnych piersi w tym szczerym geście zdziwienia gdy już teraz zapowiadało się to zabawnie. No i interesująco.

- To może niedługo przyjdzie do miasta ze skórkami. Bo zimą skórki są najlepsze te letnie to takie jak wyleniałe się przy nich wydają. Ci spoza miasta to zwykle przychodzą w dzień targowy albo świąteczny. No ale może on ma jakieś inne terminy. - Łasica pokiwała głową chętna na takie spotkanie które zapowiadało się już teraz tak barwnie.

- A z tymi szlachciankami i tak dalej to będziesz się jeszcze jakoś umawiać? Myślisz, że takie dwie przyzwoitki albo służki to by mogły się jakoś przydać na takich spotkaniach? - rudowłosa była ciekawa jakie ich blond gospodyni ma plany wobec swoich szlachcianek - koleżanek. Zwłaszcza takie w których byłaby nadzieja, że i obie łotrzyce by mogły wziąć udział.

- Och kochane przyzwoitka to osoba która ma pilnować by jakiś mężczyzna nie wykorzystał biednej, niewinnej młodej panny, i dbać o jej reputację więc nawet jeśli ten podły, obrzydliwy mężczyzna zdobędzie swoją nagrodę to przyzwoitka ma przysięgać na torturach że nic się nie stało a jej podopieczna to wzór cnot wszystkich. - Szlachcianka pouczyła je obie w tej drugiej taktyce bycia przyzwoitką - To jak wygląda nie ma tutaj nic do jej umiejętności w tych zadaniach.

- No na pewno przydadzą się nam te dwie nie wychowane sierotki do rozszerzania horyzontów jak już loch stanie w kamienicy. I jak się podszkolicie w etykiecie to was będę zabierać jako garderobiane na te wyjazdy poza miasto. Skoro takie nieszczęśliwe jesteście że was takie rzeczy omijają. - Blondynka przeciągnęła się w wodzie.

- Aaa! To o to chodzi z byciem przyzwoitką! To czyli przez romansowaniem takiej panienki z innymi panienkami albo paniami to nic nikomu do rzeczy? Tylko trzeba strzec przed zakusami obrzydliwych mężczyzn? No jej! Nie wiedziałam, że to na tym polega! Zawsze myślałam, że to trzeba być starą, wredną, wiedźmą aby się brać za taką robotę. To teraz będę mogła rozszerzyć swój repertuar jak będę szukała pracy. - Burgund zagrała naiwną dziewczynę jakby właśnie ją Pirora oświeciła w czymś co wszyscy już dawno wiedzą tylko ona nie. Chociaż obie wydawały się szczerze rozbawione takim tłumaczeniem Averlandki o co chodzi z tym byciem dobrą przyzwoitką.

- Jakby się trafiła taka panna jak ty albo Kamila czy Froya to ja bym też mogła być taką kochaną przyzwoitką. - dodała od siebie Łascia. - A loszek no też mam nadzieję, że się uda tam wszystko ułożyć i przygotować jak trzeba. Tam na tym zadupiu to jednak trochę niewygodnie i ryzyko tam jeździć. Lepiej jak gdzieś pod bokiem. I też się nie mogę doczekać aż będzie otwarty! Musimy zrobić jakieś otwarcie. I koniecznie musi być na nim Oksana! Jeszcze nasza Olena jak potrzeba też umie smagać pejczem i tak dalej no ale Oksana to jednak mistrzyni tak od serca. - łotrzyca o niebieskich włosach poleciała jednym ciągiem myśli lecąc po kolei ale widać było że jest wielką zwolenniczką otwarcia prywatnego lochu w trzewiach nowej kamienicy Pirory.

- A z tymi garderobianymi to świetny pomysł. Z tą etykietą to się nie bój, chyba nie przyniesiemy ci wstydu. Już pracowałyśmy jako kelnerki na przyjęciach u szlachty jak potrzebowali dodatkowych osób do obsługi. Nie wszystko obsługują Bayerowie. Ale jakbyś nas w czymś podszkoliła w tym manierach to bardzo chętnie. - Burgudn była chętna na takie spotkania i rodzaj służby w barwach Pirory bo się zapowiadało to całkiem ciekawie.

- A z tym loszkiem… A ty myślisz Pirora, że te twoje koleżanki to by też chciały się tak zabawić w loszku? No bo my, nasi znajomi… Ale wiesz przecież co się dzieje jak się tak zabawiamy. No a one to jednak szlachcianki, każdy w mieście wie kto to jest. - Łasicę zastanowiła inna sprawa z tym lochem bo do tej pory jak jeszcze był w starym pensjonacie to grono użytkowniczek można było policzyć na palcach jednej ręki. I poza Pirorą to nie było tam innych szlachetnie urodzonych. A ci zwykle niekoniecznie lubili się bawić wspólnie razem z nisko urodzonymi. Zwłaszcza jak chodziło o zabawy w alkowie.

- Muszę wam nowe maski wymyślić, Froya będzie miała smoka… - Pirora uśmiechnęła się do dziewczyn. - …resztę muszę lepiej poznać by wyczuć lepiej jakie są ich granice i chęci. Ale czemu nie spróbować ich z tym zapoznać, czas pokaże a nowa pora roku pewnie da nam nowych możliwości. Trzeba być cierpliwym dziewczyny, na przykład ja mam nowy projekt towarzyski nazywa się Dietrich Durbein i co powiedzcie szczerze jak wam brzmi Pirora von Durbein?

- Pirora von Durbein? - obie łotrzyce zmrużyły oczy i popatrzyły na siebie naradzając się spojrzeniami. - Masz jakiegoś amanta co ci wpadł w oko na tyle, że chcesz go przywiązać do siebie tak oficjalnie? - zapytała lekko zdziwiona Burgund. Zresztą i jej przyjaciółka zareagowała podobnie.

- A to on jakiś fajny? Bo chyba kojarzę nazwisko ale twarz nie koniecznie. A co z nami? Bo jak cię gdzieś wywiezie albo zamknie w celi i wyrzuci klucz to co z nami? Znaczy na nas możesz liczyć, byśmy cię wyratowały z opresji. No ale wiesz o co chodzi. Jak jakiś tradycjonalista to kochanków nie, kochanki nie, molestowanie służby też nie no umrzeć z nudów można. Ta Bretonka tak ma z tym swoim. Ta von Mannlieb. Znaczy ja nie wiem ale Ver mi czytała parę jej listów to coś tak było na tą melodię. No ale może dramatyzowała. No to jak ktoś taki by ci się trafił no to kaplica dziewczyno, w ogóle sobie życia nie użyjesz. - Łasica wydawała się być szczerze zaniepokojona jakby takie ewentualne małżeństwo Pirory mogło wpłynąć na ich relacje. Zwłaszcza te mniej oficjalne. W końcu małżeństwa to raczej żyły pod wspólnym dachem i to pewnie Pirora by się musiała przenieść do swojego małżonka. A wszystkie plany jakie dotąd snuła razem z dziewczynami kumulowały się na Bursztynowej 17.

- A z tym loszkiem to ja bardzo chętnie. I jeszcze jakby Froya tam przychodziła i byśmy mogły jej służyć i spełniać jej życzenia no to rany! Bo wy już z nią miałyście przyjemność no a ja jeszcze nie. A tak opowiadacie o niej to bym bardzo chciała. - Burgund wróciłą do nieco przyjemniejszych tematów bo myśl, że owa niedostępna i chłodna piękność przychodziłaby na zabawę do tego samego loszku co one była dla niej bardzo kusząca.

- To ja zamawiam maskę węża! Czy tam żmii. No nieważne, wiesz co lubię. - to przypomniało Nadii aby zgłosić zawczasu pomysł na własną maskę.

- Na razie Nadia to potrzebuje duuuużej przysługi bo to bycie Panią Durben to mnie czeka długa gra taktyczna w wyższych sferach i potrzebuję obmyślić taktykę a do tego potrzebuję informacji. Więc jakbyś mogła się zatrudnić jako jakaś pokojówka u państwa Durbeinów i zdobyć dla mnie informacje o ich życiu? - Na wspomneiniu o pani Durbein obu łotrzycą wyszły oczy z orbit.

- No nie patrzcie tak zaskoczone, kiedyś muszę mieć dobrą partię by tutaj zostać prawda. Z tego co się dowiedziałam to Dietrich gdyby go obecna żona nie złapała na dziecko to by mógł spokojnie startować do naszych dwóch najlepszych partii w mieście. Anna jego żona jest bardzo chorowita osoba i niezbyt lubianą w towarzystwie. Powiedzmy że jeszcze się nad nimi zastanawiam ale chce na dzień dzisiejszy wiedzieć o nich więcej, zwłaszcza o rzeczach które dzieją się za zamkniętymi drzwiami rezydencji. Dzisiaj to tylko tak pobieżnie wam o tym mówię ale jak będę miala wszystko przemyślane wprowadzę was w szczegóły obiecuje.

- No tak, tak… Słyszałam, że ten Dietrich to była kiedyś niezła partia no ale dla mnie to i tak marzenie ściętej głowy to nie interesowałam się za bardzo. No poza tym właśnie pożenił się to już w ogóle. Ale znów bym musiała pracować na czworakach i kolankach uczciwie a nie tak jak lubię? - Łasica stukała się palcem po swoich pełnych ustach gdy próbowała przypomnieć sobie kim jest to małżeństwo o jakim mówiła ich koleżanka. Chociaż uczciwa praca wydawała jej się strasznie obmierzła. Zwłaszcza, że dopiero co przepracowała tak dwa miesiące.

- Oj może by nie było tak źle. Może pan Durbein lubi molestować personel? Albo nawet pani Durbein? Albo oboje? Albo może będą mieli jakiegoś majodrodma albo chociaz kolegę czy koleżankę tak jak tą Annę co u van Hansenów mówiłaś, że lubisz. No i to chodzi o małżeństwo Pirory, no gruba sprawa. - Burgund pogłaskała po ramieniu koleżanki aby wskazać jej jaśniejsze punkty takiej uczciwej pracy. I dając nadzieję, że może sama jakiś romans ugra przy tej okazji.

- Ano tak, bo Pirora chciałaby tego Dietricha dla siebie. - Łasica spojrzała na nią jakby faktycznie dopiero teraz załapała jaka jest właściwa stawka. - No mogę spróbować. Mam nadzieję, że chociaż jedna lubieżna osoba tam będzie chętna molestować ładne i zgrabne pokojówki. No ale za taką przysługę to nie wiem… Byś mi musiała skombinować takie usługiwanie Froyi co tydzień albo chociaż raz na miesiąc… Albo numerek z Froyą i Kamilą na raz… No albo coś takiego… - wyglądało jakby właściwie Łasica była gotowa pomóc Pirorze z tymi von Durbeinami ale chociaż dla zasady i symbolicznie się targowała aby nie wyjść na frajerkę. W końcu była dziewczyną z ferajny co się zowie.

- Nadia czy ja kiedykolwiek nie sprawiam, że wasz czas był odpowiednio wynagrodzony w jakiś sposób? I na swój sposób już wam trochę wynagrodziłam waszą pomoc… bo w końcu kto inny by wam wykupił z aresztu tego waszego Hugo by nadal wam usługiwał i dogadzał wszystkimi nienaruszonymi kończynami? - szlachcianka już w jakiś sposób zaczęła przekonywać i obwieszczać kolezankom co i jak. Dodatkowo jej stopa powędrowała w bali między uda Łasicy i zaczęła powoli drażnić jej kobiecość w taki inny egzotyczny sposób. No i im dalej w noc tym te negocjacje były coraz bardziej bogate w rzeczy za jakie Nadia stwierdziła że przecierpi ta uczciwa pracę.
 
Obca jest offline  
Stary 20-04-2022, 07:38   #554
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Egon poddawał się w milczeniu czarom Mergi i innym zabiegom leczniczym. Kiedy tamci skończyli, rzekł krótko:

- Dzięki. Mieliśmy sporo szczęścia.

Pozostawało zaplanować kolejny wypad do kanałów, bowiem w tym momencie sam Egon nie miał zbyt wiele do zrobienia czegokolwiek innego. Poszukiwania inkwizycji na powierzchni sprawiały, że robienie czegokolwiek niż drążenie w starych tunelach było niemożliwe, a przynajmniej na razie. Z czasem trzeba będzie pomyśleć, w jaki sposób będzie można z powrotem wyjść na powierzchnię i tam żyć jak normalny człowiek, ale na razie inkwizycja nie odpuszczała.

Tymczasem, dołączył się do dywagowania o tym, co robić dalej z kwestią kanałów:

- Ostatnim razem, jak byliśmy, zaskoczyli nas strzałami. Potrzebujemy wyposażenia, żeby dać im odpór, osobliwie - tarczy. Puklerz albo zwykła stalowa tarcza sięgająca na łokieć, do tego hełm i brygantyna albo napierśnik. Wystarczy, aby to odeprzeć. Od biedy drewniana deska.

- Inna rzecz, bestie z pewnością były rozumne. Ktoś z was, kto rozumie te krzyki tych bestii by musiał z nami pójść.

- No ja mam u siebie jakieś tarcze. Ale raczej takie zwykłe. Obite blachą to nie wiem kto by miał i gdzie to dostać. Pawęż no może da się gdzieś dostać. - Vasilij podrapał się po zarośniętym policzku gdy zastanawiał się nad tymi zasłonami przed ostrzałem. Wyglądało na to, że miał dostęp do standardowych tarcz w swoim magazynie czy innej kryjówce ale coś więcej to już by wymagało więcej załatwiania.

- A kolczugi i brygantyny to przecież mamy. Po co nam kolejne? - trochę się zdziwił kolejnym elementem wyposażenia o jakim mówił barczysty kolega.

- No jak to są zwierzoludzie to ja bym mogła spróbować porozmawiać. Ale nie wiem czy to one. Sami mówiliście, że ich nie widzieliście ani nie wiadomo co to jest. No i jak będą od razu strzelać to nie wiem czy w ogóle się da porozmawiać. - Lilly zaś uzupełniła swoją uwagę na temat komunikacji. Czuła, że mogła coś próbować z kopytnymi rogaczami jakie spotykała w dziczy na powierzchni. Ale tu, na dole, wciąż nie było wiadomo z czym mają do czynienia.

- Jakby to byli zwierzoludzie no albo w ogóle gdzieś w lesie no to nasza wyrocznia by mogła spróbować. Zwierzoludzie cenią rogi. Im większe tym większa władza i łaska bogów. Każdy wódz, szaman albo ważniejsza postać u nich zawsze ma wielkie i piękne rogi. A matka Merga ma piękne, dorodne rogi. - dorzuciła jeszcze wskazując na siedzącą obok wyrocznię. Sama z siebie też nie ukrywała, że te rogi jej się podobają i robią wielkie wrażenie. Merga uśmiechnęła się do niej i lekko skłoniła tą rogatą głową.

- Dziękuję za uznanie Lilly. Tak, u nas też tak to działa z tymi rogami i kopytnymi. Niestety dalej nie wiemy z czym mamy do czynienia tam na dole. - przyznała, że ten apekt wciąż pozostaje skryty za ciemnością tajemnicy.

- To co, prosta sprawa chyba? - zapytał wojownik. - My bierzemy pawęż, szturmujemy wejściówkę. Osłaniamy Lily, która może się porozumieć z tymi bestiami. Jak się uda z nimi dogadać, to paktujemy. Jak nie, to wycinamy kurwich synów w pień i dalej szukamy jakiegoś miejsca. Na następnej wyprawie poszlibyśmy tak samo: ja, Silny, Cichy, Norma i dołącza Lily. Próbujemy zajść tak daleko, jak nam się uda.

- Jesteście wprawni w magii, nie moglibyście odprawić jakiegoś czaru, który wykryłby, co to za jedni te strzały wystrzeliwali? - dopytywał Egon.

- Tak czy inaczej, wypadnie się nam uzbroić - wzruszył ramionami Egon, wiedząc, że pawęż zapewne będzie miała największy wpływ na przeżywalność grupy. To co? Zbieramy te tarcze i wypadamy kolejny raz?

- Obawiam się, że to co mogłam wyciągnąć z tej strzały swoją Sztuką to już wyciągnęłam. Póki nie przyniesiecie mi czegoś jeszcze albo całego stworzenia to raczej trudno o przełom. - powiedziała Merga z lekkim uśmiechem. Brzmiało jakby właśnie to co powiedziała o swtórcach tej strzały pochodziło z jakichś czarów. W końcu pozostali też oglądali tą strzałę ale nie powiedzieli nawet tyle.

- No dobra. To ja pójdę do siebie i zobaczę co mam. Pawęży nie obiecuję. - Vasilij wstał od stołu i podszedł do wieszaka aby się ubrać. Z ich grupki on wciąż miał największą swobodę poruszania się po mieście.

- Ja to za bardzo walczyć nie umiem. Nie zajmowałam się tym. Ani polowaniem. Najwyżej zbierałam coś. Chrust na opał, jagody, grzyby, maliny. Nawet dzikie jabłka. Ale nie walczyłam nigdy. - Lilly zaznaczyła ostrożnie aby się po niej jakiś epickich i bohaterskich wyczynów nie spodziewali. Zaś Vasilij ubrał się i wyszedł.

- Nikt nie będzie od ciebie chciał, żebyś walczyła - rzekł Egon. - Jak poradzisz, gadać z tymi dzikusami, to już wystarczy.

Wyrzekłszy to, Egon jął się do grania w kości. Bezczynność była żmudna, ale ostatecznie miał nieco wprawy już w niej.

Znów musieli poradzić sobie z czekaniem. I trochę to zeszło zanim usłyszeli dźwięk odwalanego włazu a potem kroki. Wreszcie pokazał się Cichy dźwigając jakieś dechy. Nieźle się zasapał przy tym zajęciu więc rzucił je na stół z ulgą. Okazało się, że to tarcze jakie obiecał. Takie standardowe, okrągłe. Pięć sztuk. Trochę to musiało ważyć i być niewygodne do niesienia to nie dziwowało, że się zasapał. Wrócił do pieca i ugasił pragnienie nalewając sobie kompotu z suszonych owoców do kubka.

- Przechodziłem przez plac. Ale tłumy. Akurat trafiłem jak wieszali klawiszy z kazamat. Ale nie widziałem których. Zresztą i tak ich nie znałem. No ale wasze gęby to rozplakatowane po całym mieście. Za ciebie i Łasicę dają stówę a za Silnego pół. Za Mergę dwieście. No i chyba pokapowali się już, że ktoś z miasta zorganizował tą ucieczkę. - oparł się ciężko o piec i streścił im co się działo na placu.

- Niech wieszają te swoje parchy, tym lepiej dla nas - podsumował Egon, powstając. - Ja na mieście już dawno nie mam czego szukać, więc schodzę pod ziemię. Pomyśli się, co z tym fantem zrobić potem.

Podszedł i uniósł tarczę, oglądając ją bliżej.

- W takim razie gotowi jesteśmy - rzekł Egon. - Chodźmy, czas wrócić do nich! Cichy, ty prowadzisz, jak zawsze.

- No to chodźmy. - zgodził się Vasilij. Pozostali też poszli się przebierać, zbroić i ogólnie szykować na tą podziemną wycieczkę. Poza Lilly pozostali ubrali swoje pancerze co kto miał i wzięli po tarczy przyniesionej przez przemytnika. Dziewczyna z jaskini odmieńców wzięła tylko jakiś kij chyba od szczotki. No i lampę. Pytanie było czy ktoś jeszcze bierze kolejne. Bo jak się szło z tarczą to jedna chwytna broń odpadała więc w drugiej trzeba było nieść albo broń albo lampę.

Zeszli na najniższy poziom nowej kryjówki znalezionej przez Łasicę a nimi do kanałów. Tam Cichy przejął prowadzenie bo w tym podziemnym labiryncie on się czuł najbardziej swojsko. Szli w milczeniu gdy nad głowami to zbliżały się to oddalały odgłosy miasta i festynu. Gwar rozmów, zniekształcone krzyki i muzyka, terkot wozów, sań i kopyt. Wszystko to dobitnie potwierdzało, że wiosenny festyn ma się w pełni. Aż doszli do tej dziury w ścianie kanałów. Nawet jak się stało blisko niej to wyglądało jak jakaś usterka gdzie obsunęła się ziemia czy co. Nic nie zwiastowało, że ta dziura ciągnie się i ciągnie w dół, do tuneli jakiejś tajemniczej rasy.

- Au! - krzyknął w pewnym momencie Vasilij gdy jako pierwszy chodził tym stromym podejściem w dół. Nie był to okrzyk na całe gardło raczej więc nie chodziło o nic strasznego. Okazało się, że nadział się schodząc na dół stopą na jakiś kolec. Ten zranił go w stopę. Ale dzieki temu inni mogli go ominąć.

- Mówiłem. Wstawili nowe drzwi. - powiedział cicho gdy na dole odkrył potykacz a cienki drut prowadził do nowej pułapki. Musiała być rozstawiona od wczoraj bo inaczej zerwali by ją uciekając ile sił w nogach. Dalej jednak nie było widać żadnych stworzeń. Słychać zresztą też nie.

Egon także skrzywił się - w odróżnieniu od Cichego, była to niechęć.

- Wiadomo, wiadomo - rzekł Egon. - Będą się kryć i próbować robić zasadzki. Nic to, jesteśmy przygotowani… Póki co.

- Potrzebujesz pomocy z tym? - zapytał Egon. - Powinniśmy iść dalej.

- A znasz się na tym? - w głosie przemytnika dało się słychać odrobinę rozbawienia gdy gestem wskazał na rozpięty przy ziemi drut jaki trzeba było jakoś rozbroić. - Dzięki ale chyba sobie poradzę. - powiedział i uklękł przy tym potykaczu. Po czym ostrożnie szedł po nim wzrokiem a Lilly stała nad nim aby miał jak najlepsze światło w tej precyzyjnej robocie. W końcu Vasilij zaczął coś gmerać rękami i z pomocą małego nożyka. Wreszcie coś pykło, trzasnęło cicho i napięty dotąd drut opadł luźno na ziemię.

- Zrobione. Ale trzeba uważać. Jak zamontowali jedną to mogli i inne. - powiedział podnosząc się i ocierając pot z czoła. Przy okazji rozmazując sobie po nim brud z kanałów i już ten tutejszy. Dał znać aby iść za nim. Ale szedł bardzo wolno. Omiatał spojrzeniem korytarz przed sobą a sam w końcu wziął lampę od Lilly.

Zanim doszli do pierwszego rozwidlenia znalazł i rozbroił jeszcze dwie takie pułapki. Za każdym razem musieli się zatrzymać i czekać aż je rozbroi. - Spodziewają się, że wrócimy. Albo przynajmniej się z tym liczą. - mruknął Silny obserwując pochylone plecy kolegi jaki rozbrajał kolejną pułapkę. Sam łysy wojownik próbował coś dojrzeć w głębi tunelu ale było to kompletnie bezzasadne. Tam gdzie przestawała sięgać chociaż drobina światła lampy tam zaczynał się nieznany, skryty w mroku świat w którym mogło się kryć cokolwiek.

- Zrobione. - powiedział po raz kolejny Cichy znów się prostując po rozbrojeniu kolejnej pułapki. Dał znak aby ruszać za nim. Nadal szedł na początku nadając mozolne tempo pozostałym. Szedł obserwując głównie ziemię i ściany szukając kolejnych pułapek. W jednej dłoni niósł lampę którą sobie dla wygody zmieniał co jakiś czas. Tak znalazł kolejną pułapkę. Znów się nad nią nachylił, położył lampę na ziemi i zaczął sprawdzać jak można rozbroić kolejne ustrojstwo. Wtedy nadleciały strzały. Tym razem nie słyszeli żadnych podejrzanych odgłosów tak jak wczoraj co zwiastowały, że nie są tu sami. Po prostu ciemność wypluła kilka strzał jakie trafiły w ziemię, tarcze, sufit i ściany.

Egon zasłonił się odruchowo tarczą.

- Oho, zaczyna się - rzekł, dobywając topór. - Dobra, zatrzymać się. Lily, zawołaj no na nich, że my tu gadać chcemy, a nie wojować. Wołaj i wrzeszcz, inaczej słyszeć nie będą. Reszta, zewrzeć szereg.

Po czym Egon skinął głową na Lily, sam wypatrując ruchu w ciemnościach. Wojownik nie zamierzał przestać i odpuścić tak szybko, przygotowując się w myślach na długą batalię z bestiami, które zapewne pójdą pod nóż, jeśli nie będą chciały współpracować. Jeśli jednak uda im się dogadać z nimi… Kto wie?

Do tego jednak było całkiem sporo.

Silny stanął obok Egona aby zasłonić Vasilija tarczami. Przemytnik gwałtownie padł na ziemię a potem czołgał się ku nim aby skryć się za stojącymi sylwetkami. Do nich dołączyła Norma dodając swoją tarczę do tej drewnianej ściany. Lily kuliła się za ich plecami i darła się przestraszonym głosem. W jakimś dzikim języku którego Egon słyszał pierwszy raz w życiu. Aż dziwne było, że ta łagodna, dziewczęca twarz może posługiwać się tak dziką i obco brzmiącą mową. Vasilij zdołał się doczołgać i minąć trójkę stojących sylwetek. Ale pierzaste pociski dalej nadlatywały. Większość podobnie jak wczoraj najwyżej dziurkowała ziemię na jakiej stali, ściany albo świstała nad lub między nimi znikając gdzieś w ciemności za ich plecami. Ale nie wszystkie.

Silny warknął gdy jedna ze strzał trafiła go w udo tuż pod tarczą. Zaraz potem Egona dla odmiany trafiła jakaś co przeszła tuż nad tarczą i wbiła mu się gdzieś pod obojczyk. Trochę bolało ale nie była to poważna rana. Podobnie jak kolejna jaka ugodziła łysego. Tym razem jednak tylko się skrzywił więc nie musiało to być coś poważnego. Wojenne szczęście dopisało ponownie Normie. Bo chociaż też dostała jak i towarzysze to sgrot skruszył się na rękawie kolczugi i rozsypał ledwo ją minął robiąc tylko w niej zadrę. Lilly krzyczała coś dalej ale w pewnym momencie zorientowali się, że ostrzał jakby rzednie. Poszła jeszcze jedna czy dwie ostatnie strzały. I przestało. Przed i za nimi była taka sama ciemność tunelu jak przed ostrzałem. Tu gdzie świeciło się światło lampy widać było wbite strzały jakie ich chybiły. I potykacz pułapki jakiej przemytnik nie zdążył rozbroić. Poza tym było pusto i ciemno. Towarzysze Egona rozglądali się nerwowo przed i za siebie. Ale nie widać było nikogo ani niczego. A co oznacza ten brak nadlatujących strzał można było tylko zgadywać.

- Dobra, chyba zadziałało - zawołał Egon do towarzyszy. - Co tam wrzeszczałaś do nich, Lily? Ze mają przestać? Chyba ci się udało.

Egon nie miał pojęcia, czy nie była to przypadkiem zasadzka dzikusów, ale skoro ryzykowali, trzeba było do końca próbować.

- Zawołaj do nich, że chcemy się spotkać z ich starszym. Czy co oni tam mają, nie wiem. Że chcemy pogadać o interesach i nie chcemy im zrobić krzywdy.

- Nie wiem czy byśmy im dali radę zrobić jakąś krzywdę. Wystarczy, że będą trzymać dystans po ciemku i mogą nas wybić z tych łuków do nogi. - szepnął herszt swojej bandy przemytników wstając na nogi i za plecami tarczowników.

- Oj nie wiem co im krzyczałam. Coś, żeby przestali i jesteśmy przyjaciómi. Boję się. - Lily była wyraźnie przestraszona i zdenerwowana. Ta cała sytuacja działała jej na nerwy.

- Dajesz mała. Bo jak się znudzą i znów zaczną strzelać to nie będzie dobrze. Nawijaj. - burknął do niej Silny obserwując cały czas to ciemność przed nimi to za nimi.

- Cholera za nami też chyba są. Coś słyszę… - szepnął Cichy spoglądając w tył. Ale wciąż tam było cicho i ciemno jak i do tej pory. Silny coś zmiął w ustach jakieś przekleństwo i splunął. Ponaglił gestem Lilly. Ta się wzięła w garść, chrząknęła, odetchnęła i znów coś zaczęła krzyczeć w tej dziwnej mowie. Pozostali nie wiedzieli co ale dało się słyszeć strach w jej głosie. Posłała tak kilka razy po kilka zdań w tą ciemność.

Nic się nie działo. Nie nadlatywały ani kolejne strzały ani żadne słowa. Zrozumiałe czy nie. Trwało nerwowe czekanie i wpatrywanie się w złowrogą, tajemniczą ciemność. Silny pytał Lilly co im powiedziała. Ale jak tłumaczyła to mniej więcej to co mówił Egon. Że są przyjacółmi, że interesy, że nie chcą walczyć i tak w kółko.

- Inters? Iters tak, tak? Duże głośne ludzie inters? Co? Co macie co? I tak możemy was zabić zabić! I zabrać co chce! Ale mówić! Szybko szybko! Co macie macie za intrs!? - z ciemności przed nimi doszedł ich jakiś dziwny, skrzekliwy głos. Mówił jednak w reikspiel. Chociaż jakoś dziwnie i niewyraźnie. Obco. Ale mniej więcej dało się jak nie zrozumieć to chociaż domyślić o co chodzi.

O dziwo, banda dzikusów z podziemi okazała się czymś więcej niż tylko zgrają małp, które potrafiły gryźć, walczyć, żreć i wydalać.

Egon nie był od końca pewien, co można powiedzieć jednemu z takich dzikusów. Ostatecznie, bestie żyły pod ziemią zapewne już całe dekady, jeśli nie pokolenia. Jaki interes mógł Egon zaproponować do podejrzliwych w jego mniemaniu małpoludów, którzy nosa nie wyściubiali ze starych tuneli Neues Emskrank od dawna?

- Przychodzimy od Wielkiej Czwórcy, przewodzi nam rogata Merga - rzekł Egon, mając nadzieję, że być może imię to znane było stworom pod ziemią. - Chcemy sojuszu, bo zbliża się niebezpieczeństwo. Interes byśmy ugadali później, po rozmówieniu się z naszymi przywódcami. Ale chcielibyśmy razem z wami ustrzec się przed łowcami czarownic, którzy wkrótce podziemia odkryją i także waszą kryjówkę.

- Nie, nie, nie. Nie przyjdą, nie przyjdą, nie znajdą nie znajdą tu. Jak przyjdą to zabijemy ich tak jak was. My silni, silni, szybcy i sprytni. Wy niezdarni, głośni, wy zdani na nasze zdanie. Co nam dać, że stąd my was puścić? Wy zabić naszego rozpruwacza, wy nam musieć coś dać za to! - z głębi tuneli przez dobrą chwilę nie było odpowiedzi na ofertę Egona. Wyglądało jakby tam ktoś czy w pojedynkę czy z kimś musiał się zastanowić albo naradzić nad tym co dalej. Ale jak piątka kultystów usłyszała odpowiedź to musiał ją krzyczeć ten sam osobnik co poprzednio.

- No to chyba chcą myto za przejście. - mruknął cicho Vasilij zza pleców trójki tarczowników. Chociaż jeśli z tyłu te podziemne stwory też były to plecy mieli nie chronione przed ostrzałem.

Egon spodziewał się, że tak łatwo nie ustąpią.

- Zarżnęliśmy waszego, bo z dołu przychodził i zabijał naszych. Skoro myśmy znaleźli ten wasz grajdół, to jak myślicie, ile czasu zajmie, zanim łowcy wyrozumieją, że tu na dole też coś się dzieje? Głupi nie są, a i z czasem puszczą to miejsce z dymem.

Była to poniekąd prawda. Egon wiedział, że było tylko kwestią czasu, zanim sfora inkwizytorów zacznie szukać winnych pod ziemią. Kwestia demonów i stworów pod ziemią była czymś, co było wiedzą paru wybranych, takich jak Trójhak albo paru ciurów, których spotkali w kanałach poprzedniego razu. Egon wiedział, że tamci nie dobrali się do nich tylko dlatego, ponieważ pogoń była dopiero we wczesnym stadium.

- Dobrze by było dla was: pomyśl dobrze nad tym, co gadam. My byśmy się dogadali, to byśmy mogli wam przynosić to, co chcecie z góry. Jedzenie, broń, ubrania. Czy co tam chcecie. Mamy sposoby. W zamian chcemy tylko pracować wspólnie.

- Gadasz, że nie przyjdą, ale myśmy przyszli. I przyjdą kolejni, silniejsi od nas. Ale to my chcemy z wami gadać i zrobić biznes, a nie wytoczyć rzeki krwi z tego, co tu macie.

- Puszczacie nas wolno, my naradzamy się ze starszymi i wrócimy. Wtedy dobijemy targu. No jakże będzie?

Po czym wyciągnął zza kaftana gudendag i wbił szpicę w mulisty grunt.

- To na zachętę. Żebyście wiedzieli, że nie kłamię.

Na odpowiedź znów trzeba było czekać dłuższą chwilę. Gdy tak czekali napięcie rosło. Wszyscy wydawali się zdenerwowani. Chociaż okazywali to w różny sposób. Lilly wyraźnie się bała. Rozglądała się dookoła nerwowymi ruchami jakby atak mógł nastąpić w każdej chwili i z każdej strony. Norma która prawie w ogóle nie mówiła w reikspiel stanęła oparta plecami o ścianę i wodziła wzrokiem w obie strony tunelu. Chociaż spokojniej niż odmieniec no to dalej była czujna. Vasilij był zdenerwowany i pokrywał to urwanymi ruchami. Silny zachowywał się z ponurą determinacją przez co mógł uchodzić za spokojnego. Ale mocno zaciśnięte szczęki i czujne spojrzenie mówiło wszystkim, że jest spięty.

- Ty nie gada ty nie gada! Przyjdą bo wy pójdziecie i powiecie! Jak my was tu zabić to nikt nie pójdzie i nie powie! - krzyknął znów ten sam zdeformowany, skrzekliwy głos co wcześniej.

- Cholera a jak oni nas nie rozróżniają? Jak myślą, że wszyscy w mieście to to samo? - syknął niespokojnie Cichy bo trudno było nie rozumieć takiej logiki podziemnego ludu. Jeśli by nikt z powierzchni nie wyszedł stąd żywy to i nie miałby na powierzchni rozpowiadać co tutaj jest.

- Interes, interes tak, tak. Możemy. Jedzenie i rzeczy tak. I niewolnicy tak, tak. Tak możemy. Ale nie ma głupich o nie, ja nie głupi. Jeden z was pójdzie. Pójdzie po rogi i przyprowadzi. My ciekawi, jak dobre rogi to dobrze, dobre rogi dobre. A reszta tu zostaje, zostaje tu. Poczeka. Ten co pójdzie nie wróci to my zabijemy resztę. Przed zmrokiem wróci, wróci, jak nie my zabijemy resztę co zostanie. - ten z ciemności przedstawił swoim skrzekliwym głosem swoje ultimatum.

Egon zamyślił się przez chwilę. Głos z ciemności, co prawda zmutowany i z pewnością nie należący do człowieka, zdawał się mieć sens. Egon - jak imaginował - także by na takie warunki nie przystał i próbował targować się o to, żeby przynajmniej znaleźć starszyznę. Zdawało się, że rogi znaczyły całkiem sporo w ich dziwacznych społeczeństwie i w zasadzie niemal spodziewał się, że o to poproszą.

- Cichy, pójdziesz na górę i weźmiesz ze sobą Mergę - rzekł Egon. - I obstawy, ile tam chcesz. My tutaj poczekamy. Gadają z sensem, a jak Mergę zobaczą, to będą wiedzieli, że nie łżemy.

- Jak nas zaatakują, to na siebie biorę wyrżnąć tych dzikusów i resztę wyprowadzić stąd. Tylko rusz dupę, do zmierzchu masz zdążyć. Ty jeden znasz drogę z tego gównianego labiryntu.

Po czym zwrócił się do tamtych w ciemności:

- Przystajemy! Żebym nie widział ani jednego grotu strzały aż do czasu, kiedy przyjdą nasi! Z nas pójdzie… Ten tutaj.

I styliskiem topora naznaczył Cichego.

- Ruszaj dupę, czas ucieka - rzekł do przemytnika.

- Dobra. To pójdę. Tylko nie róbcie czegoś głupiego. Bo nie chce tu wracać po same trupy. - powiedział Vasilij trochę słabo próbując żartować. A może nie. Z jednej strony chyba walczyły w nim dwie sprzeczności. Okazać lojalność kamratom i zostać ale też chęć wydostania się stąd żywym była też istotna. Trochę zamieszania było z Normą. Bo nie znając języka w jakim rozmawiali początkowo nie bardzo wiedziała dlaczego Cichy ma iść sam a oni tu zostać. Ale jakoś to jej na migi wytłumaczyli. Skrzęczący głos z ciemności znów zastanawiał się chwilę z odpowiedzią. Ale zgodził się na takie warunki. Przemytnik więc wziął zapasową lampę i poszedł. Jeszcze jakiś czas widzieli jego oddalajace się plecy, potem tylko poblask latarni a potem już nic.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 20-04-2022, 07:40   #555
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację



- Jakbym wiedział, że będziemy tyle siedzieć to bym wziął karty albo kości. - mruknął Silny. Napięcie w końcu opadło. Zabiła je bezczynność czekania. Nie można było wiecznie być czujnym. W końcu więc Silny pierwszy usiadł na ziemi i oparł się o ścianę. Po nim zrobili to pozostali.

- A nie boisz się, że nas zaatakują jak sądziemy? - zapytała Lilly która nieco się uspokoiła jak z ciemności nie nadlatywały kolejne strzały. Ale nadal słabo znosiła stres. Wyjęła paczkę ze zrobionymi wcześniej kanapkami i zaczęła je jeść. Norma poszła w jej ślady. Pogłaskała ją po ramieniu jakby chciała dodać jej otuchy.

- Będą chcieli nas załatwić to załatwią. Zaczną strzelać z łuków aż nas wystrzelają. Koniec. Nic na to nie poradzimy. A bez Vasilija to i z pułapkami sobie nie poradzimy. Nie ma co się przejmować. Co ma być to będzie. - Silny wzruszył swoimi mocarnymi barami i też sięgnął do torby po jedzenie. Czas się tu dłużył a w nastałej ciszy głosy i odgłosy niosły się daleko. Jak tak siedzieli i siedzieli to czasem coś słyszeli z ciemności. Co pewnie znaczyło, że te podziemne istoty mroku wciąż im towarzyszą.

Egon ustawił tarczę przed sobą i usiadł, podobnie jak swój topór. Zatknięty gudendag leżał chwilowo w ziemi i na razie nie zamierzał go wyciągać. Zapowiadało się długie czekanie

Sam nie odczuwał zdenerwowania. Jeśli mieli ich zaatakować, już dawno by to zrobili.


---


Trudno było zgadnąć ile czekali. Może pacierz a może dziesięć. Pod ziemią trudno było to ocenić. Nawet Lilly z nudów zaczeła się zastanawiać na głos skąd ci tubylcy by mogli wiedzieć czy na górze jest dzień czy noc. I co będzie jak się olej skończy w lampie. Myśl, że zostaliby tu sami, w trzewiach ziemi, po ciemku, wydawała się niepokoić nawet Silnego. Bo kazał jej się przymknąć krótkich, oschłym tonem.

Ale w końcu zrobiło się jakieś poruszenie. Nawet trudno było powiedzieć co to takiego. Ale jak tu byli w bezruchu już dłuższy czas to dało się wyczuć nowy element. Norma dostrzegła to pierwsza bo podniosła się i toporem wskazała na stronę gdzie zniknął wcześniej Vasilij. Chwilę potem też to dostrzegli. Łuna światła zbliżająca się z każdym krokiem. Potem samo światło. Wreszcie dwie sylwetki jakie szły z jedną lampą. W tym jedna wyglądała iście majestatycznie. W długich rogach jakie czyniły ją prawie dwie głowy wyższa, zdobionej symbolami Chaosu spódnicy i kosturem też z symbolami uchodzącymi na powierzchni za plugawę. Doszli do nich bez przeszkód.

- No to zdążyliśmy. Bałem się, że was rozwalą zanim wrócimy. - Vasilijowi wyraźnie ulżyło, że nic tu się nie zmieniło i wszyscy są w takim stanie w jakim ich zostawiał.

- Vasilij mnie wprowadził w sytuację. Cieszę się, że nic wam nie jest. Dobrze postąpiliście. Szkoda by było zginąć w bezsensownej i zbędnej walce jakiej nie da się wygrać. - Merga też ich przywitała kojącym uśmiechem jaki mógł wlać pokrzepienie w serca.

- Właściwie nie było kogo brać. Sebastian do walki się nie nadaje, Gretchen też. To zostawiliśmy ich na górze. Niech powiedzą co się stało gdyby ktoś z naszych tam zaszedł. - powiedział wyjaśniająco, że postawili z wiedźmą na szybkość działania a nie coś innego. Dlatego wrócili tu tylko we dwoje.

- Poradzimy sobie. Są słowa potężniejsze od miecza. Coś się działo od tego jak Vasilij was zostawił? - wyrocznia uśmiechnęła się ponownie i zwróciła się tym razem do czekających.

- Nie, tylko czekaliśmy.

Egon powstał i zrobił parę ruchów, by rozprostować kości.

- Dobrze, że przyszliście na czas, już zacząłem się nudzić - sarknął wojownik.

Po czym zwrócił się do zwierzoludzi ukrywających się w ciemności:

- Hej, wy tam! - krzyknął. - Jak żeśmy gadali, nie okłamujemy was! Merga już tutaj jest!

I ponownie przemówił do Mergi:

- Gadają w reikspiel. Lepiej się z nimi rozmówić, wszak mogą się przydać nam w walce z inkwizytornią.

I zamilkł, oczekując reakcji ze strony Mergi i schowanych dzikusów.

- Gadają w reikspiel? To dobrze. To nam ułatwi sprawę. A ty Lilly próbowałaś po leśnemu? - rogata wiedźma wysłuchała Egona i pokiwała głową. Po czym zwróciła się do drugiego odmieńca w ich grupie.

- No krzyczałam do nich. Nie wiem czy coś zrozumieli bo i tak zaczęli do nas strzelać a potem przestali. I tam ktoś od nich zaczął krzyczeć po naszemu. Tylko tak dziwnie. - dziewczyna o liliowych włosach przytaknęła i przybycie wiedźmy wyraźnie ją uspokoiło.

- Ale da się zrozumieć co wrzeszczą. Oni nas chyba też. - Silny uzupełnił wypowiedzi kolegi i koleżanki. Wyrocznia o złotych oczach zastanawiała się chwilę nad tym wszystkim po czym spojrzała w przeciwną ścianę ciemności niż ta z której przyszła. Bo na razie nie padło z tamtej strony żadne słowo.

- No dobrze. To zacznijmy coś z tym ambarasem robić. Proszę was o zachowanie zimnej krwi i bez agresywnych ruchów. Szkoda byłoby gdyby spanikowali i zaczęli do nas strzelać. - powiedziała do całej grupki po czym podeszła kilka kroków w głąb korytarza i zatrzymała się obserwując ciemność tak samo jak pozostali. Powiedziała parę słów w dziwnym języku których chyba nikt nie zrozumiał. Po czym na chwilę zamilkła i stała wpatrując się przed siebie.

- Widzę ich. Są przed nami. Mają łuki. Trochę nerwowi. To chyba jakieś zwierzoludzie albo coś podobnego. - oznajmiła nie odwracając głowy jakby mogła coś dostrzec pomimo całkowitych ciemności jakie tam panowały.

- To trochę sztuczek na początek aby dotarło do nich z kim rozmawiają. - chyba się cicho uśmiechnęła co dało się poznać po głosie. I znów coś powiedziała, jedno krótkie słowo. A z jej palca wystrzelił płomień jakby był świecą. W porównaniu do lampy jaka świeciła za jej plecami nie robiło to wiele różnicy ale było widać, żwy płomyk płonący na czubku niebieskiego palca. Niespodziewanie Merga pstryknęła nim i ta świetlna iskra poszybowała w głąb tunelu. Upadła gdzieś w ciemności, na ziemię i tam nadal się świeciła jak mała świeca. Coś tam było, to już dojrzeli i pozostali. Jakieś stworzenia. Chociaż szybko odskoczyły ponownie w ciemność poza ten drobny okrąg światła. Zaś do pozostałych doszły jakieś piski i chrząkania z cichego dotąd korytarza.

- Jestem Merga! Dysponuję potężną mocą! Ale nie zniszczę was jeśli nas nie zaatakujecie! Przychodzimy w pokoju! Jako przyjaciele! Chcemy rozmawiać! Handlować! Wymieniać się! Kim jesteście?! Ozwijcie się! - czarownica krzyczała w głąb tunelu krótkie zdania. Po każdym robiła chwilę przerwy jakby chciała się upewnić, że tamci ją usłyszeli i zrozumieli. Też trwało to chwilę niepewnej ciszy nim się odezwał ten dziwny, skrzekliwy głos co poprzednio.

- Krwawe Bestie! My Krwawe Bestie! Ja Gank, wielki wódz! Dobrze! Ty rozmawiać dobrze, my też rozmawiać! To chodź, chodź! Będziemy rozmawiać! - dał się słyszeć ponownie chyba ten sam osobnik.

- No ale nie sama chyba? - rzekł Egon. - Jak idziemy, to obstawa musi być, żeby po równo było. My z Mergą, wy z waszymi pójdziemy. I targu dobijemy.

Po czym zwrócił się do rogatej czarownicy:

- Pójdziemy z tobą, ja pierwszy, a po bokach Norma i Silny. Ty znasz lepiej, czego zborowi potrzeba, to ty będziesz decydowała, jak ubić ten interes z nimi. Wiem, że dasz radę - dodał, ściskając topór. - I że nie zdarzy się nic.

- Dobrze, możemy tak zrobić. To weź lampę i będziesz oświetlał drogę. - wiedźma zgodziła się na taki szyk proponowany przez gladiatora. Po czym poczekała aż się reszta zbierze do kupy. Gdy byli gotowi ruszyli w głąb tunelu. Wyznacznikiem był ów mały płomień niewidzialnej świecy jaki nadal płonął. Nie dawał zbyt wiele światła ale stanowił jedyny punkt orientacyjny jaki widział Egon idący na czele. Zbliżyli się do niego, minęli go i poszli dalej. W powietrzu dał się wyczuć nowy, zwierzęcy zapach. Mieszał się on z wilgotnym, piwnicznym zapachem jaki panował w tych podziemiach. Merga co jakiś czas mówiła w którą stronę trzeba skręcić bo mijali odnogi tak samo jak dzisiaj czy wczoraj podszas wędrówki. Tak dotarli do czegoś pośredniego pomiędzy naturalną jaskinią a wydrążonym pomieszczeniem. Z jednej strony wydawało się być zbyt obłe i koślawe aby jakaś rasa celowo wydrążyła coś takiego a z drugiej było zbyt regularne aby to był przypadek. Tu jednak był jakiś koślawy stół na środku pomieszczenia i jakaś szafa pod jedną ze ścian i coś co chyba było barłogiami na podłodze.

To gospodarze zapalili wreszcie jakieś pochodnie więc dało się ich dostrzec. Faktycznie przypominali zwierzoludzi. Bo wydawali się być krzyżówką ludzkiej sylwetki ale jakiejś takie zgarbionej, zdeformowanej i porośniętej futrem. Nie mieli jednak rogów co było prawie normą wśród kopytnych. A zamiast kopyt dolne kończyny przypominały kocie, psie czy szczurze. Jeszcze każdy z nich miał długi ogon, też podobnie jak szczury. I byli ubrani w jakieś łachmany i chyba pancerze. Więc trochę wyglądali jak jakiś gatunek podziemnych zwierzoludzi a trochę nie. I łącznie widać było ich w pomieszczeniu z pół tuzina. Ale w okolicznych tunelach musiało być ich więcej. Może dwa, może dwadzieścia, a może dwieście. Tego nie szło zgadnąć.

Negcjacje przy stole też odbywały się na specyficznych warunkach. Stół był na środku pomieszczenia ale nikt do niego nie siadał. Wydawał się być raczej wyznaczoną strefą graniczną między dwiema stronami. Obie stały po swoich krańcach pomieszczenia co dawało pewną pustą strefę buforową pomiędzy nimi. A stół stanowił jakby odpowiednik płotu czy innej granicy.

Ze strony Kultystów negocjacje prowadziła głównie Merga. A od strony podziemnych tubylców ów Gnak. Widocznie przewodził swoim albo po prostu tylko on jakoś umiał się porozumieć w reikspiel. Nie ukrywał, że mieli za złe ludziom zabicie swojego rozpruwacza. Widocznie wiedzieli, że to zrobili właśnie obecni towarzysze Mergi i nie omieszkali tego zaznaczyć. A, że potwór chodził siać śmierć i rzeź to był raczej wypadek przy pracy. Wypuszczali go aby nałapał niewolników. Ale niestety jak od małego był tresowany do rozrywania no to robił to co go nauczono. Zwłaszcza jak działał samopas. No i odmieńcy uważali, że należy im się jakieś zadośćuczynienie za stratę tego potwora. To było jednym ze wstępnych warunków tych negocjacji.

A poza tym chcieli niewolników. Żywych i zdatnych do pracy. Najlepiej kobiety. Ale do pracy inni też mogli być. I jeszcze żywność i wino. Złoto jakby było to też by potrzebowali. No i magiczne rzeczy. Skoro kultyści mieli Mergę. A sami mogli dać swoje rzeczy. Broń i pancerze. Tresowane bestie. Krykówki jakich nie znał nikt z powierzchniowców. Nie obawiali się żadnej armii, inkwizycji ani nikogo takiego. Czuli się tu na dole pewnie. Byli gotowi do walki i wiedzieli, że wygrają z każdym przeciwnikiem jaki tu by trafił. Ta parę pułapek i strzał których na razie skosztowali powierzchniowcy wczoraj i dziś to było nic. Tego akurat Gnak wydawał się być pewny. Po tej wstępnej wymianie Merga wróciła do grupki jaka czekała pod ścianą pomieszczenia a Gnat do swoich pobratymców. Była okazja się naradzić.

- No nie powiem, czasem mam trudność zrozumieć co on mówi ale w gruncie rzeczy wymiana to wymiana. Jak nie patrzeć na ich aparycję i smród to aż tak bardzo się to nie różni od układów z plemionami na powierzchni. - gdy wiedźma mogła sobie pozwolić na chwilę oddechu rzuciła swój komentarz. Chyba jej ulżyło, że trafiły się im negocjatorzy z jako taką podobną ludziom inteligencją a nie coś całkiem obcego. Była jakaś płaszczyzna do porozumienia i dyskusji.

- No tak, ale do czegoś musimy się zobowiązać. Słyszeliście o czym z nimi rozmawiałam. Co proponujecie? - zapytała swoją eskortę. W końcu w grupie była mniej niż tydzień a miasta w ogóle nie znała to trudno jej było ocenić te możliwości.

- Brzmi dobrze. Ale potrzebujemy czasu, żeby tego wszystkiego dokazać - rzekł Egon.

- Żarcie, niewolnicy, wino, złoto… Może coś by się z tego dało skombinować. Jedzenie najpierw. Może z czasem byśmy mogli nałapać jakichś ciurów z powierzchni, czemu nie.

- Strupas mógłby nałapać paru łyczków. Na wespół z Vasilijem i Sebastianem, oni mogliby zorganizować jakiś handel niewolnikami. W Neues Emskrank szukają nas, ale mordy Strupasa i Vasilija nie są aż tak dobrze znane, toteż nie będą od razu podejrzani. Oni i Versana mogliby pociągnąć za parę sznurków. Handel niewolnikami? Do zorganizowania.

- Tak samo żarcie. Można by pomyśleć, jak to wszystko z powierzchni zrabować. A skoro oni w jaskiniach są, to może i już obadali jakieś wyjście poza miasto. Mogliby nam powiedzieć, a ja z Kuno, Silnym i może z Ulrichem byśmy zorganizowali jakiś sensowny orszak. Napadalibyśmy na kupców i do nich jakiś procent oddawali.

- Skąd wiem, że mają jakieś wyjście? Przecież to jasne chyba. Dziury kopać są sposobni, ani chybi gdzieś w lesie poza miastem mają jakąś wilczą norę, którą wychodzą. Trzeba się ich o to spytać.

- Jak dla mnie, to pierdolenie, że są w stanie tutaj sami przetrwać. Mają szczęście tylko dlatego, bo z inkwizycji nikt nie wie, że coś takiego jest pod ziemią. Jeśli ta damulka, co łamałą ludzi kołem sie zwiedzie, że mają pod sobą jakąś gównianą kolonię, to miejsce staje w płomieniach. To, że myśmy się im trafiliśmy to jest dar sił Czwórcy, lepiej nie mogli trafić.

- Jak dla mnie: w ramach okazania dobrej woli porwiemy pięciu ciurów z góry i oddamy im jako niewolników. A jak to damy, to przystąpimy do dalszej gadaniny, co możemy ugrać. Jak dla mnie, chciałbym z nimi rozmówić się, jakimi szlakami chodzili, to jest podstawa. I jak ten ich cudak mógł tak długo być nieuchwytny. Bo jak zrozumiemy, jakimi szlakami chodzili, to będziemy mieli podstawę, żeby zasadzać się na inkwizycję albo ukryć się.

- No i rzecz najważniejsza: my im tych niewolników oddamy, to musimy wywiedzieć się o jakimś miejscu, gdzie możemy się schować na dłuższy czas i tam założyć nową bazę. Bo tam na górze to tylko kwestia czasu, zanim znajdzie nas inkwizycja.

- Teraz to zima i port zamknięty. Ale jak zacznie się wiosna to ruch będzie większy. Jak jakiś jeden nie wróci na statek to żadna strata dla nich. Zawsze ktoś dezerteruje albo co. No i jak śnieg stopnieje to do miasta za robotą chłopki z prownicji walą. To też można by jakoś ich przejąć. Ta Myszka przecież po to do miasta przyszła tylko, że ją złapali i do lochu wsadzili. Byle nikogo znacznego. Bo jak ktoś znaczny to znaczny. Będą szukać i pytać. A to zawsze ryzyko, że ktoś coś widział albo słyszał i może na trop naprowadzić. Tak z tymi lochami teraz było. Trójhaka z nami nie było a też już go szukają. To trudno zrobić tak aby nikt, nic nie wiedział i nie widział. Zwłaszcza takie zniknięcie. To najłatwiej z jakimiś nowymi co nikt nie wie, że jesteś w mieście albo, że już cię nie ma. No ale to dopiero na wiosnę tak lżej z tym będzie. Teraz też do zrobienia no ale to takie skubanie będzie. - Silny zamyślił się nad tym wszystkim i pierwej zaczął od sprawy z łapaniem niewolników. Mówił tak jakby na większą skalę uważał to do zrobienia no ale łatwiej by było jak w mieście już panowałby tradycyjny ruch a nie zimowy bezruch jak teraz.

- Z żarciem to trzeba by z Karlikiem pogadać. On tym z jaskini od Lilly zorganizował żarcie to może i teraz dałby radę. Chociaż ostatnio trochę marudził, że ma same wydatki i tak dalej. No faktycznie wyłożył z kiesy najwięcej z nas wszystkich. Ale zapytać można. - Vasilij pomyślał o ich grubasie który zwykle brał na siebie ciężar większości kosztów i zorganizowania zaplecza. To ile to znaczyło było widać teraz, w tej nowej kryjówce. Praktycznie to co mieli w garnkach czy tym na czym spali to było dopiero jak Karlik to dowiózł. Nie chciał dowozić zbyt wiele na raz aby nie zdemaskować kryjówki pod lochami i na razie to tak było te dostawy pomyślane na parę dni. W porównaniu do warunków z “Adele” to w tej nowej kryjówce było dość biednie. No ale na statku to się urządzali przynajmniej z rok czasu a tutaj dopiero parę dni.

- Ja nie sądzę aby oni potrzebowali czegoś z niezbędnego z powierzchni. Może poza takimi rzeczami jak niewolnicy czy jedzenie jakich pod ziemią trudno znaleźć. Odniosłam wrażenie, że oni tu mieszkają na stałe i są niezależni od tego co się dzieje w mieście. - Merga zwróciła uwagę na inną rzecz jaką wywnioskowała z rozmowy z podziemnymi odmieńcami. Tamci też się naradzali pod przeciwną ścianą i często zerkali w ich stronę przez szerokość pustego pomieszczenia.

- Nie wyglądają mi na zbyt silnych. Ja bym pewnie mógł każdego z nich załatwić. Ale jakbym go miał o tak, na machnięcie pałą. - Silny posłał spojrzenie dziwnym zwierzoludziom oceniając ich możliwości na ile się dało czyli po wyglądzie i rozmiarze. - No ale póki są w korytarzach i nie potrzebują światła, mają te łuki i pułapki to słabo widzę walkę z nimi. - pokręcił głową na znak, że póki te dziwne stwory się nie ujawnią to nie dawałby sobie zbyt wielkich szans na wyjście zwycięsko z takiego starcia.

- No dobra to co mamy? Zgadzamy się dostarczać żarcie i niewolników. Jeszcze coś możemy zaoferować? No i co chcemy w zamian? - wiedźma chciała widocznie jakoś zebrać do kupy tą dyskusję aby wznowić te negocjacje z pewnymi atutami.

- Żarcie i niewolników na dobry początek, w zamian chcemy znaleźć dobrą kryjówkę pod ziemią i poznać tunele wokół Neues Emskrank. Z czasem, dobrze by było się rozpytać o artefakty sióstr. Zwierzoludzie mogli widzieć wiele rzeczy i miejsc, do których zwykłe chłopy, jak ja i Silny nie mogliśmy mieć przystępu.

Egon podrapał się jeszcze po głowie i zastanowił. Jeśli faktycznie byli tu niezależni, to skądś musieli czerpać jedzenie i wodę. Zatem tunele mogły sięgać znacznie głębiej i dalej, niż myśleli na początku.

- Chyba to wszystko. Na początek nam wystarczy, a z czasem zobaczymy, ile będzie nam potrzeba.

- Mnie to wystarczy na początek byśmy stąd wyszli z własnymi głowami na karkach. A resztę to najwyżej potem się dogada. I tak jeszcze na wszystko musiałby Starszy się zgodzić. - powiedział po chwili namysły Silny. Z nich wszystkich on był w ich zborze najdłużej więc najbardziej nawykł do tego, że wszelkie kluczowe decyzje podejmuje ich lider. Teraz sytuacja była tak nagła, że nawet nie było jak go zawiadomić, że coś się dzieje.

- No zobaczymy co da się zrobić. - Merga uśmiechnęła się do niego po czym odwróciła się w stronę reszty sali. Zastanawiała się nad czymś jeszcze chwilę. Po czym podeszła bliżej stołu na znak, że jest gotowa wznowić te pertraktacje. Gnak widząc to zrobił to samo i niczym przedstawiciele dwóch stron znów zaczęli ze sobą rozmawiać podniesionymi głosami. Co było niezbędne aby być wyraźnie słyszanym z kilkunastu kroków.

Druga tura tych rozmów była znacznie dłuższa. Bo już nie chodziło o ogólniki. Chyba obie strony zorientowały się już, że co prawda mogłyby sobie rzucić lada chwila do gardeł ale chyba bardziej by im się opłacała współpraca niż walka. Tylko teraz właśnie trzeba było to zrobić tak sprytnie aby osiągnąć jak najwięcej własnych celów no i usatysfakcjonować też drugą stronę. Jak podkreślała i Merga i Gnak obie strony były od siebie niezależne i ta druga nie była potrzebna do dalszego funkcjonowania. Więc żadna ze stron nie mówiła z pozycji siły a druga nie była zależności. Obie jednak zgadzały się, że wzajemna wymiana dóbr i usług może im się nawzajem opłacać.

Gnak wydawał się być bardzo zadowolony z obietnicy dostarczania niewolników. Podkreślał, że zwłaszcza zależy im na kobietach jakie nazywał samicami. Chciał ich jak najwięcej i jak najczęściej. Ale tu wtrącił się Silny, że jak zbyt wiele osób zacznie znikać z ulic to zaczną ich szukać. No a, że łowcy heretykó szukać umieli to w najlepszym razie oznaczałoby wstrzymanie tego procederu. Więc bezpieczniej było po trochu znikać te ofiary.

- Dobrze, dobrze. My się zgadzać. I my wam pokazać kryjówka. Dobra, dobra nora. Nikt z góry nie znajdzie. Tylko my. My wam pokazać. Proste liczenie. Jeden tydzień tam mieszkacie dajecie jedną skórkę. Jeden niewolnik. Jak samica to za jedną dwa tygodnie. - Gnak pokiwał swoim włochatym, podłużnym łbem na znak, że może sie zgodzić na pewien kompromis w tej materii. I brzmiało to jak opłata w niewolnikach za wynajem bezpiecznej kryjówki.

- Ale tunele nasze nasze. Tylko nasze. Wy nie łazić. Tunele nasze, wy nie włazić nam w szkodę. Wy nam nie przeszkadzać a my wam. - pokręcił łbem na znak, że nie podoba mu się pomysł aby obcy z innej rasy zwiedzali sobie sekrety jego podziemnego królestwa.

- A za jedzenie co nam dacie? Mięso, wino, piwo, sery. Tak jak mówiliśmy wcześniej. - Merga chciała doprecyzować co jeszcze można się porozumieć z tą dziwną, włochatą rasą.

- A co chcecie? Mamy szczury. Dobre szczury, zjedzą kogoś takiego jak wy do kości w tuzin oddechów. I duże szczury też mamy. Puszczamy je na takich co tu przychodzą i się pętają. Zjadają wszystko do kości. Na szczury nie ma mocnych. - zaśmiał się na taki pomysł i chyba był dumny z posiadania takiego wiecznie głodnego stada jakie można poszczuć na wskazanego wroga.

- I grzybki mamy też. Dobre grzyby. Dobre do wina i do innych rzeczy. Jedne na dobry sen inne na to jak nie chcesz spać. Dobre grzyby mamy o tak bardzo dobre. - znów sie zaśmiał chrapliwym głosem jakby nie chodziło o takie zwykłe grzyby zbierane w lesie.

Egon zamyślił się. Kryjówka się znajdzie, zatem najważniejsza ze spraw zostanie załatwiona. Jeśli zaś chodziło o inne proponowane przez Ganka rzeczy - szczury i grzyby - mogły się okazać pomocne.

- Brzmi dobrze - rzekł Egon. - A co, jeśli mogą nam dać jakieś informacje? Gdzie się kto kręci i jak podejść łowców czarownic? Jeśli tunele są poza naszym zasięgiem, to przynajmniej przydałyby się wieści. No? Jak to będzie, rzecz możliwa?

To pytanie nie miało prostej odpowiedzi. Bo trzeba było zacząć aby wyjaśnić podziemnemu ludowi o kogo pyta Egon. Z ich pytań i odpowiedzi wynikało, że chyba kto jest kto na powierzchni jest dla nich mętne. Może rozróżniali elfy od ludzi i krasnoludów, to że niziołki to bose kurduple i chyba tyle. Przy takim kiepskim stanie wiedzy trochę trudno było im opisać jak na tym tle rozróżnić łowców czarownic. Zresztą Gnak powiedział, że oni rzadko chodzą do miasta, nawet kanały miejskie to dla nich “górne korytarze”. Chociaż fizycznie było to chyba możliwe to na co dzień chyba po prostu on i jego pobratymcy nie bardzo widzieli powodu aby ruszać w trudny dla siebie teren. W końcu ich wygląd mógł zmylić kogoś tylko z daleka albo po ciemku.

W końcu stanęło na tym, że co prawda mogliby buszować po kanałach a nocą nawet po mieście no ale dla nich to był obcy, zdradliwy teren. Niemniej to, że mogli nawet w całkowitych ciemnościach głębokich podziemi obywać się bez światła zdradzajacego obecność czyniło z nich niezły materiał na szpiegów i zwiadowców. Chociaż brakło im motywacji aby ruszać na górę bo jak twierdzili wszystko co im potrzebne do życia dają im te podziemia. Poza niewolnikami. No i żarciem z powierzchni. Bez tego też mogli się obyć no ale z tym byłoby im jak nie łatwiej to przyjemniej.

- Można by im pokazać u nas co jest co. Chociaż w nocy. Bo w dzień to nawet moim chłopcom bym się bał ich pokazać. To nie jest coś jak ma Lilly, że spódnicą przykryje i wydaje się taka jak my. Z daleka widać, że to odmieniec. - Vasilij zamyślił się nad tą propozycją. Mimo wszystko dostrzegł jakąś płaszczyznę do współpracy między dwoma tak różnymi rasami.

- Dobra, to jest do obgadania na później w takim razie - rzekł Egon. - Mamy kryjówkę i wiemy, na czym stoimy, a w razie czego rozszerzymy sobie ten nasz sojusz. Sądzę, że na to możemy przystać.

Egon co prawda nie był w stanie przewidzieć, w jaki sposób rozwinie się potrzeba, żeby wykorzystać podziemnych zwierzoludzi, ale skoro Gank był w stanie gadać, a nie tylko zabijać, wojownik stwierdził, że to wystarczy. To, co mieli, było dobrą bazą, żeby później stworzyć bardziej konkretne misje.

- Jak dla mnie, możemy na to przystawać - rzekł Egon.

Merga przytaknęła po czym spojrzała na pozostałych ze swojej grupy. Ci dumali chwilę ale w końcu pokręcili głowami na znak, że nie bardzo mają pomysł co by tu jeszcze dodać. Więc czarownica wróciła do kończenia tych dziwnych rozmów z jeszcze dziwniejszymi istotami z tych podziemi. Co coś piszczeli i skrzeczeli między sobą naradzając się po swojemu podobnie jak to czynili to ludzie. W końcu co prawda Gnak z Mergą nie podali sobie dłoni ale jakoś doszli do zgody. Potem te dziwne, karykaturalne ale zwinne stwory eskortowały ich w bezpiecznej odległości przez swoje tunele. Trzymali się tuż poza zasięgiem światła więc bardziej było ich słychać niż widać. I w końcu grupka kultystów doszła do prawie pionowego komina po jakim trzeba było się wspiąć aby wrócić do kanałów. Dopiero tam można było się poczuć w miarę “u siebie”. Chociaż czekała ich jeszcze wędrówka przez te śmierdzące kanały.

- Właściwie to na początek chcą czterech niewolników. Albo dwie jeśli to kobiety. I jak im je dostarczymy to oni obiecali od ręki zaprowadzić nas do kryjówki. Ale bez tego to lepiej nie pętać się po tamtych tunelach. - podsumowała wiedźma jaka szła brzegiem kanału w świetle lamp niesionych przez pozostałych.

- Się pomyśli nad zorganizowaniem tego - rzekł Egon. - A co do łażenia w ichniejszych kanałach, nic tam po nas. Chodzić nie będziemy. Jedyne, co można by jeszcze ugadać, to znak jakiś, po którym będą wiedzieli, że to my.

- Mogą mnie rozpoznać po moim znamieniu na plecach, jeśli oni takie sprawy wywęszyć umieją. Albo sztandar będziemy nieść następnym razem przed sobą, żeby widzieli.

Egon w końcu wzruszył ramionami.

- Cóż… Zdaje się, że nam się udało - rzekł Egon.

- Rozpoznali, że to wy zabiliście im tego rozpruwadza i bez tego. No ale tak, można by wymyślić jakiś znak rozpoznawczy aby rozróżniali nas od kogoś przypadkowego. O ile tam da się dotrzeć przypadkiem. - Merga przypomniała Egonowi, że Gnak i jego pobratymcy dość dobrze rozpoznali w nich sprawców śmierci ich stwora zwanego rozpruwadzem. Za co zresztą żądali zadośćuczynienia. Szli tymi kanałami jeszcze spory kawałek prowadzeni przez Vasilija nim wrócili do znajomych kątów nowej kryjówki. Tam czekali na nich zaniepokojeni tą nagłą sprawą Sebastian i Gretchen. Merga i Silny uspkoili, że nic im nie jest. Trzeba było jakoś zawiadomić Starszego czyli właściwie Karlika aby powiedzieć mu o tym wszystkim. Co spadło na Vasilija bo w tym małym gronie tylko on znał miasto, punkty kontaktowe kultystów no i nie był rozpoznawalnym zbiegiem poszukiwanym po całym mieście i okolicy.

Egon skinął głową. Nie miał już więcej do dodania - kontent był z tego, że udało im się zmienić gniazdo zwierzoludzi pod ziemią w jakiś sojusz. Ten co prawda nie był pewny i być może dogadanie się z w gruncie rzeczy bestiami będzie trudne, to jednak było lepiej mieć ich przeciwko inkwizytorom. Nie mówiąc już nic, podążył dalej.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 24-04-2022, 10:34   #556
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Wiosenne Przesilenie; południe; Plac Targowy

Młody czarodziej nieco speszył się kiedy rozpoznał obie łotrzyce. Z jednej strony nie chciał być z nimi kojarzony, tym bardziej, że Łasica była ścigana za akcje w kazamatach, z drugiej zaś mogły mu się przydać. Więc po początkowym zmieszaniu skinął im głową.

- Wybaczcie, drogie Panie, nie rozpoznałem was. Wróciłem rano z kuligu organizowanego przez van Hansenów. I dziękuje za ostrzeżenie… pomacał się za sakiewkę.

- Myślę, że zostanę na kaźń skazańców, czy będzie tam dzisiaj ktoś szczególny? - spytał się, mając nadzieję, że łowcy nie dostali żadnego członka zboru.

- A kto ich tam wie? Trzymają karty przy orderach to nie wiadomo. Ale nie słyszałam na mieście aby złapali ostatnio kogoś z tych zbiegów. - odparła wesoło Łasica która w tej chwili była nie jako niebieskowłosa dziewczyna z ferajny w skórzanych spodniach, nie jako rudowłosa kucharka z kazamat o niezbyt bystrym umyśle tylko jako blondynka z zawiniętym na kislevską modłę warkoczem dookoła głowy.

- No tak bywa. Ale my to będziemy się tu kręcić. Można w końcu spotkać albo usłyszeć coś ciekawego. - Burgund dodała coś od siebie wesołym tonem podobnym do swojej partnerki.

- A ty kolego zdradzisz skąd wracasz? - zagaiła Łasica zaciekawiona tym powrotem Joachima razem z innymi szlachcicami w bogatych saniach van Hansenów.

- A, Hansenowie urządzali kulig w swoim domku myśliwskim, sporo gości było, w tym Richterowie, Pirora z tą kapitan statku, Van Zee.. - zaczął wymieniać Joachim.

- A no to musimy być czujni, zawsze warto usłyszeć coś ciekawego. Zawsze możemy wymienić się później informacjami - dodał, bacznie przyglądając się dziewczynom. Musiał być ostrożny bo Burgund w przeciwieństwie do Łasicy nie była chyba członkiem zboru, choć miał nadzieję że Łasica ją zwerbuje.

- Oho. To widzę towarzystwo się bawi na całego. Hulaj dusza piekła nie ma! - roześmiała się Burgund słysząc znane w całym mieście nazwiska.

- No to ciekawe towarzystwo. I kapitan z Pirorą? Chodzi ci o Rose de la Vega? Taka czarnulka w spodniach i z dwoma pistoletami za pasem. To już wróciła do miasta? Nawet nie wiedziałam. - Łasicę zaciekawiło co innego. Pytała o wspólną znajomą jej i Pirory.

- Tak, rzeczywiście to była Rose de la Vega, przyjaciółka Pirory. Pojedynkowała się z Lady Froyą Hansen, ale zakończyły spotkanie jak mi się wydaje w całkiem dobrych relacjach - wyjaśnił Joachim.

- O! Pojedynkowały się?! Rose z Froyą?! I co?! - Łasica i Burgund wybuchnęły ciekawością słysząc takie rewelacje jakiej nawet nie próbowały ukryć. Patrzyły wyczekująco na Joachima aby zdradził im jaki był wynik tego niecodziennego pojedynku.

- To było starcie godne opowieści - uśmiechnął się Joachim - wpierw zremisowały, potem konno wygrała Lady Froya, zaś na dyndającym pomoście, który miał oddać chwytającą się łodź, Rose zdobyła przewagę. Czyli można powiedzieć, że każda miała przewagę w swoim żywiole, natomiast nie widziałem może wielu pojedynków, ale obie panie sprawiały wrażenie wyśmienitych szermierzy.

- A potem jak słyszałem wzięły razem kąpiel, czyli pojedynek chyba je zbliżył - dodał.

- Froya i Rose? Poszły razem się kąpać? Oo jaaa! Jej! Czemu mnie tam nie było! - obie dziewczęta zrobiły bardzo wielkie oczy jak słuchały tych wieści i widać było, że z wypiekami na twarzy. W końcu nawet takie ogólnikowe stwierdzenia już zapowiadały się niesamowicie ciekawie.

- No, oczywiście mnie też tam nie było, natomiast Pirora którą chyba znacie była - czarodziej miał nadzieję, że się nie zaczerwienił. Reakcja tych dziewczyn i łącząca to wszystko osoba Pirory, która była slaaneshytką i wspominała mu na ostatnim zborze coś o orgiach, podziałała na jego wyobraźnię.

- Pirora też? No proszę jak nam śmiga nasza mała blondyneczka. - zaśmiała się Łasica a Burgund pokiwała głową.

- To chyba będzie musiała nam wszystko opowiedzieć jak się spotkamy. - czarnowłosa w zielonej sukni zgodziła się z tym i obie wydawały się ucieszone i rozbawione tymi wiadomościami.

- No nic ale nasz czeka jeszcze robota. Będziemy powoli spadać. - blondynka w niebieskiej sukni skinęła kciukiem na tłum jaki ich otaczał dając znać, że mają jeszcze swoje sprawy do załatwienia na tym festynie.

- Dziękuje, to do zobaczenia, pamiętajcie, że zawsze chętnie wymienię się informacjami - Joachim zakończył rozmowę.



************************************************** *********************


Joachim z mocno mieszanymi uczuciami oglądał kaźń skazańców. Gdyby wydało się, kim naprawdę jest, pewnie sam mógłby tak skończyć, choć z jego zdolnościami i opieką Pana Przemian powinien być w stanie tego uniknąć.

Spostrzegł nagle osobę którą poznał na kuligu.

- O Pan Wolfgang, dzień dobry. Mam nadzieję że miło mija Panu ten świąteczny dzień - przywitał się z poznanym wczoraj studentem.

- O, kolega z drugiej gonitwy. Witam, witam. - Wolfgang chyba z początku go nie zauważył, dopiero jak Joachim podszedł i odezwał się do niego. Wtedy się uśmiechnął i widocznie go rozpoznał bo skłonił mu lekko głową jak wymagała kurtuazja.

- Też cię sprowadza tu przyjemność czy raczej jakieś obowiązki? - zapytał spoglądając wymownie w stronę szafotu na jakim dokonywano surowej ale sprawiedliwej kaźni zbrodniarzy przeciwko prawom boskim i imperialnym. Poza tym na placu był festyn, jeden z największych w ciągu całego roku. Mnóstwo ludzi tu przyszło dzisiaj dla jakiejś rozrywki lub z ciekawości albo aby pobawić się ze znajomymi.

Joachim spojrzał na łamanego kołem szewca a potem przeniósł spojrzenie z powrotem na Wolfganga.

- Dzisiaj raczej przyjemność, choć można by powiedzieć że naszym obowiązkiem jest dać świadectwo jak tym łotrom wymierzana jest sprawiedliwość, czyż nie. Szczególnie po ostatnich wydarzeniach.

- Tak, tak, maluczcy muszą wiedzieć, że mają nad głowami katowski topór. Wtedy robią się pokorniejsi. - Wolfgang zgodził się w tej kwestii ze swoim rozmówcą. Chwilę też obserwował jak kat rozprawia się z mordercą swojej rodziny po czym oderwał od tego wzrok.

- A słyszałem, że się zostawiasz swoich kochanych gospodarzy i idziesz na własny rachunek. Uwiera cię gościna van Hansenów czy to coś innego? - zagaił jakby doszły go jakieś słuchy na temat przeprowadzki Joachima.

- Ależ oczywiście że nie uwiera mnie gościna takiej zacnej rodziny jak Van Hansenowie - w głosie Joachima zabrzmiała lekka nuta oburzenia.
- Zanosi się jednak na to, że zostanę w tym mieście na dłużej, a jest właściwe aby magister miał swoje własne miejsce do prowadzenia badań. Moi dobroczyńcy nie mają z tym problemu i nawet mnie wsparli w tej sprawie.
- A ty Wolfgangu studiujesz tutaj?

- Nie, nie. Stąd pochodzę ale studiuję w Saltburgu. Teraz mamy przerwę noworoczną to wróciłem do domu. Za kilka tygodni znów wracam do stolicy. - rówieśnik Joachima szybko pokręcił głową aby to doprecyzować. Brzmiało podobnie jak przerwy i organizacja roku szkolnego w innych uczelniach.

- I masz rację. Mieszkać u kogoś w gościnie jest miło ale jak na dłużej to lepiej pójść na swoje. A gdzie znalazłeś swój nowy dom? - pokiwał głową zgadzając się z logiką rozmówcy. Ale zaciekawiło go gdzie po rezydencji van Hansenów przeniesie się nowy znajomy.

- A to szkoda że wyjeżdżasz, myślałem że jako ludzie nauki częściej będziemy się widywać. Czyli wrócisz dopiero na kolejną przerwę świąteczną? - Joachim spytał się z nutą smutku w głosie.

Następnie wyjaśnił gdzie znalazł dom do którego miał zamiar się przeprowadzić.
-Przy ulicy Rosekratz jest spokojnie. Powinienem mieć tam spokój do prowadzenia badań i nauki, mam nadzieję oczywiście że moi dobroczyńcy o mnie nie zapomną i też będę ich widywać - stwierdził.

- O, to chyba nie będziesz miał tam zbyt wielu sąsiadów co? - Wolfgang zmrużył oczy gdy usłyszał adres gdzie miało być nowe miejsce zamieszkania Joachima. Dość dobrze to kojarzył bo była to dość mało ludna i raczej opuszczona okolica.

- A co do mnie mamy jeszcze przerwę między semestrami w lecie. To zwykle też wracam tutaj do domu. No ale na razie jeszcze jestem tutaj. pewnie do wiosny aż da się wyjechać z miasta. - pokiwał głową i uśmiechnął się wesoło więc humor mu dopisywał.

- A to w takim razie pewnie jeszcze będziemy jeszcze mieli okazję się spotkać zanim wyjedziesz. Zawsze miło pogadać z wykształconą osobą - skomentował czarodziej.



Popołudnie; zachmurzenie

Wiosenne Przesilenie; popołudnie; tawerna “Pod Pełnymi Żaglami”



- Dziękuje za przyjęcie zaproszenia - uśmiechnął się młody czarodziej do Nije, kiedy usiedli przy stole. Ta tawerna wydawała się najbardziej przyzwoitą w porcie, mieli nawet muzyków.

- No nie ma sprawy. Umieram z ciekawości o co chodzi z tą syreną. A z tą tawerną mam miłe wspomnienia to lubię tu przychodzić. - Nije uśmiechnęła się pogodnie i rozsiadła się wygodnie na jednej z ław. Prawiła spódnicę i dała znak kelnerce aby do niej podeszła. Niedługo po niej przyszedł właściciel łodzi jaki poprzednio wiózł Joachima, Silnego i resztę ku wrakowisku. Usiadł z nimi i zerkał zaciekawiony na nich oboje.

- Dzien dobry, Rupercie - Joachim zwrócił się do rybaka, który choć sprawiał wrażenie małomównej i zamkniętej w sobie osoby, sprawdził się podczas ostatniej wyprawy i konfrontacji z niezwykłym zjawiskiem.

- Czy byliście może na dzisiejszym festynie? Miałem wrażenie, że była tam większość miasta.

- Tak, pewnie że byłam. Jestem minstrelem. Dla mnie takie festyny to żniwa. Pierwszy raz od rana siedzę. - Nije zaśmiała się wesoło dając znać, że dla artystów wszelakich to był pewnie bardzo pracowity dzień. Pewnie tak było bo chyba z każdej gospody nie mówiąc już o placu słychać było jakąś muzykę czy to solisty czy orkiestry.

- Ja też byłem. Dobrą rybę udało mi się rano złowić, dużą sztukę. To sprzedałem do karczmy, wzięli z pocałowaniem ręki. Mnie tam zwykłe płotki wystarczą, jak się dobrze z nich zupę albo gulasz zrobi to są dobre. - powiedział rybak drapiąc się po swoim szczeciniastym policzku.

- To dobrze, cieszę się że połowy się udały - Joachim starał się podtrzymywać miły nastrój rozmowy. Po chwili jednak przeszedł do rzeczy.
- Planuje podjąć kolejną próbę złowienia syreny, co oznaczałoby by dla nas sławę a może nawet i bogactwo. Wiemy już, że na Wrakowisku jest to prawie niemożliwe, nie ma tam warunków żeby manewrować łodzią jednocześnie opierając się zgubnemu urokowi głosu tej istoty.

- Zdobyłem jednak informację, że syreny interesują się też śpiewem innych. Dlatego chciałbym wykorzystać twój talent Nije, żeby wywabić tę istotę na bardziej dogodny dla nas teren. - zaczął od przedstawienia głównych założeń swojego planu.

- Tak, we Wrakowisku to ciężko i bez żadnej syreny. Tam są skały i te wraki tuż pod wodą albo i wystają. To zawsze jest kipiel. Nawet jak jest flauta. - Rupert pokiwał głową, że zgadza się, że warunki na tym kawałku wybrzeża są bardzo trudne do żeglowania.

- No ja nie lubię morza ani pływać. Źle się czuję i dostaję choroby morskiej. Raczej nie będę się nadawać do śpiewania jak będzie mną bujać i rzucać po całej łodzi. Do śpiewania to potrzeba stabilność i spokój. Podskoki źle wpływają na przeponę a bez nie da się śpiewać, nawet mówić jest trudno. - ciemnowłosa minsterlka powtórzyła swoje zastrzeżenia odnośnie przebywania na morzu swojej osoby. - Nie wiem czemu nie można tam pojechać saniami. Przecież to na wybrzeżu, Z brzegu też widać Wrakowisko. Tyle, że trzeba wyjechać za miasto. - wzruszyła ramionami wyraźnie woląc drogę lądową niż morską.

- Właściwie to czemu nie saniami? Możemy tak zrobić - Joachim rozważał zastrzeżenia bardki.

- Ewentualnie część z nas może udać się tam lądem a część łodzią. Tak może uda się nam osaczyć syrenę kiedy Nije ją wywabi śpiewem.

- Sanie są szybsze od łodzi. Nie nadążymy za nimi łodzią. Albo byśmy musieli płynąć łodzią albo jechać saniami. - Rupert odparł po chwili zastanowienia nad tą propozycją. I ostrożnym tonem powiedział co o tym sądzi.

- A kto jeszcze by z nami jechał? I właściwie co macie zamiar zrobić jakby ta syrena się pokazała do tego śpiewania? - zagaiła artystka ciekawa co by miało nastąpić w dalszej części planu.

- Nie widzę powodu dlaczego nie można by użyć jednocześnie łodzi i sani, przecież nie trzeba poruszać się w tym samym tempie tylko można by spotkać się w umówionym miejscu, prawda?

- A co do osób, byłby z nami mój ochroniarz Gustav i jeden lub dwóch jeszcze ochroniarzy, którzy towarzyszali nam ostatnio. Możliwe że uda mi się namówić jeszcze Lady Froyę, żeby nam towarzyszyła, ona lubi dobre łowy - odparł czarodziej, w zamyśleniu obracając w dłoni kufel piwa.

- A co do syreny, najlepiej byłoby ją schwytać, dlatego myślę, że łódź z sieciami by się nam przydała.

- No nie wiem jak duża aby mogła być ta syrena. Ale jak taka jak my to jak bardzo duża ryba. Taki dorodny sum albo mały tuńczyk. To jakby ją wyciągać z wody na łódź to nie na Wrakowisku. Tam to wszyscy musieliby być przy wiosłach a tak bujać będzie, że nic się więcej nie da zrobić. - Rupert wypowiedział się jako rybak pod samym kątem łapania w sieć czegoś wielkości mniej więcej dorosłego człowieka.

- Mnie właściwie to obojętne. Ale nie chcę płynąć łodzią. Sanie są w porządku. I lady Froya? Froya van Hansen? No, no, to by było coś, nie sądziłam, że ją morze interesuje. - Nije ucieszyła się, że nie musiałaby płynąć łodzią do czego żywiła wyraźną niechęć. Za to zaintrygowała ją wzmianka o jednej z najbardziej znanych szlachcianek w tym mieście.

- No właśnie nasz plan polega na tym, żeby wywabić syrenę poza Wrakowisko. W takim razie część naszej grupy wraz z Nije mogłaby być przy brzegu od strony lądu a druga przy brzegu od strony wody, wraz z Rupertem - Joachim postanowił skupić się na potwierdzeniu głównych założeń planu.

- Tak, jakby syrena wypłynęła z wrakowiska to by można spróbować. Na pewno łatwiej niż we Wrakowisku. - po chwili zastanowienia i drapana się w policzek rybak się zgodził na takie rozwiązanie. Drapał się jednak dalej. - Tylko ja nigdy nie polowalem na syreny. Nie wiem czy da się podejść. Zwykle łowi się tak, że wyrzuca się sieci za burtę i czeka. Potem się je wyciąga z tym co się złapało. Ale to na ryby. A taka syrena to nie wiem. Ale to blisko trzeba by podpłynąć aby sięgnąć ją siecią. - wydawało się, że Rupert próbuje sobie wyobrazić jakby mogło wyglądać łowienie w sieci stworzenia jakiego nigdy wcześniej nie łowił, nawet nie widział.

- A ja jestem ciekawa jak ona śpiewa. Słyszałam już naszych bardów, kislewskich i bretońskich, elfich, krasnoludów i ich śpiewane sagi ale syreny to jeszcze nie słyszałam. Nawet nie sądziłam, że one istnieją naprawdę. - artystka wydawała się być zwyczajnie zaciekawiona tym morskim stworzeniem jakich śpiew miał być legendarnie piękny i kuszący. Tak jakby chodziło o wystąpienie jakiejś koleżanki po fachu.

-Na pewno jak raz usłyszysz ten śpiew to go nie zapomnisz - uśmiechnął się Joachim.

- Problem polega na tym, że słysząc ten śpiew człowiek traci rozum, choć jak jesteś niewiastą i bardką to możesz okazać się bardziej odporna. Ochroną którą przetestowaliśmy były zatyczki do uszu i zagłuszanie śpiewu, co jestem w stanie zrobić moją sztuką - wyjaśnił, stwierdzając że ten plan trzeba jeszcze doprecyzować. Nie było też gwarancji że za 1 razem się uda i że syrena zawsze przebywa w jednym miejscu. W każdym razie miał dużo do przemyślenia i to nie tylko na ten temat....
 
Lord Melkor jest offline  
Stary 24-04-2022, 10:48   #557
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
03.25; Aubentag (2/8); ranek; kamienica van Dyke
Blondynka leżała między ciepłymi ciałami swoich kochanków było już późny ranek, ona obudziła się jakiś czas temu i poszła za potrzebą przy okazji zarzuciła na siebie swoją koszulkę nocną i pociągnęła linkę dzwonka w posiadłości. Jej kamienica nadal była pracą w toku ale główne pokoje były już zrobione. No może poza wyrwanymi z zawiasów drzwiami do jej pracowni. Biedne drzwi były ofiara pierwszego przyjęcia po pozyskaniu kluczy do kamienicy, było wesoło choć mało wystawnie. Legioniści Lange, dziewczęta Rose, ludzie Pirory i jej znajomi z niższych sfer z miasta oraz trochę artystycznego anturażu by umuzykalnić tę chwile. I tak jak się odgrażała Matiasiowi metoda na wytrzęsięnie domu sprawiła, że te szczury jakie jeszcze rezydowały w budynku szybko stały się celem latających noży, butów czy pistoletów pani kapitan. Już nie wspominając o kolejnych zapasach roznegliżowanych kobiet ku uciesze wszystkich.
Po jakimś czasie do jej sypialni weszła Jean z parująca tacą. Oprócz posiłku na tacy leżały też mała góra listów. Dziedziczka poczekała aż Jean naleje jej ciepłego wywaru do filiżanki jej poda śniadanie postawiła na jej wielkim łożu. A blondynka trzepnęła w tyłek śpiącą Łasicę.
- Pobudka lenie, śniadanie podane do łóżka a wy mi tutaj nadal śpicie? - Zaczepiła jedną z kochanek w złośliwy sposób. Za Łasicą leżał Hugo ale do niego blondynka miała za daleko.

W odpowiedzi Łasica zamruczała coś niezrozumiale za to rozkosznie. I jeszcze prowokująco zakręciła swoim nagim kuperkiem, jakby dopominała się o kolejną taką porcję słodkiej pobudki. Jak nim kręciła to przez chwilę znów to Piora widziała. Taki jakby poblask albo wysypany brokat. Nigdy tego nie było widać jak się celowo i świadomie obserwowało. Widać było przyjemne dla oka i dłoni kobiece krągłości. Ale jak tak z zaskoczenia, kątem oka, jak się ktoś nie spodziewał to właśnie wydawało się, że jakiś brokat się wysypał na tyłek łotrzycy. Tylko, że w bardzo wyjątkowy sposób. Tak, że układał się w jeden z rozpoznawalnych symboli ich patrona. Merga twierdziła, że to oznaja jego błogosławieństwa. Chociaż nie tak wyraźna jak ta jaką Khorne obdarzył plecy Egona.

- No, słyszałeś? Wstawaj, już rano. Macie dziewczyny coś do zwilżenia gardła i ust? - niebieskowłosa w końcu podniosła się na łokciu i spojrzała po obu koleżankach przytomniejszym i rozleniwionym spojrzeniem. Posłała im po całusie i uśmiechu. A sama trzepnęła nagi tyłek kolegi artysty jaki wciąż sobie spokojnie pochrapywał.

- Zobaczysz Nadia… Jak będziesz mnie tak szturchać to ułożę ci jakiś złośliwy pamflecik o tobie w roli głównej… Że się w ogóle na figlowaniu nie znasz i w łóżku to tylko kawał drewna z ciebie… - Hugo mruknął i obrócił się do niej plecami nakrywając się po samą głowę kołdrą dając znać, że wcale nie ma ochoty jeszcze wstawać.

- Ja się nie znam na figlowaniu? - brew Łasicy podniosła się do góry jakby się zastanawiała czy potraktować to wszystko jako żart czy niekoniecznie.

- Wydaje mi się Hugo że po tym jak ty ja wczoraj wyszturchaleś to ona może ci parę razy oddać. - Pirora powiedziała przeglądając listy jakie przyniosła Jean która zaczeła krzątać się po pokoju i segregować elementy ubrania jakie ich trójka wczoraj porozrzucała w seksualnej euforii. Erick Ackerman, wysła liścić proponujący by spotkali się na kolacji. Dietrich Durbein wysłał jej tęskny list w którym próbuje ukryć że działania blondynki zaczęły działać na niego. List od prawnika w jakim przesyła szkic umowy między miastem, a szlachciankami które złożyły się na teatr. List od Ciotki z Middelheim, w którym wyjawia bratanicy że oficjalnie wyznacza ją swoją spadkobierczynie i złorzeczy na swojego brata. Oraz dziękuje jej za obraz i że zamierza odwiedzić ją na jesieni dopełnić formalności. No i list od ojca w którym uprzedza że przyjedzie w połowie wiosny i wtedy “porozmawiają” na temat co ona nawyprawiała w mieście. Były też różne zaproszenia na herbatki, kolacje i inne spotkania towarzyskie.

- No właśnie. Z nimi to tak zawsze. Jak w nocy cię szturchają, z przodu czy z tyłu, z góry czy z dołu to fajnie. A potem rano to nakryją się kołdrą i rób sobie babo co chcesz. - łotrzyca rzuciła obrażonym tonem. Chociaż jak widziała Pirora to zezowała na reakcję jedynego mężczyzny w ich sypialni więc pewnie dalej się droczyła. Sama jednak wstała, wyczłapała się do krawędzi łóżka pozwalając sobie na leniwą, poranną niezdarność. Po czym zaczęła się rozglądać po pobojowisku jakie właśnie porządkowała Jean.

- I jak zwykle to samo… “W co ja mam się ubrać?” - zaśmiała się bo to właśnie tak często bywało jak się spotykały razem. Jak się rozbierało to jakoś mało kto się przejmował gdzie ta koszula czy pończocha poleci. Ale potem rano to czasami naprawdę było trudno odszukać swoje rzeczy.

- Tego szukasz? Czy dzisiaj bez? - Jean znalazła majtki Łasicy i zamachała nimi do właścicielki.

- Ojej, skarbie, jakie ty mi trudne dylematy dajesz z samego rana… - niebieskowłosa westchnęła ciężko jakby na kacu miała rozwiązać zagadkę kamienia filozoficznego albo coś równie niesamowicie skomplikowanego. - Jak myślisz o piękna pani? Mamy jakieś plany albo życzenia na początek tego pięknego dnia? - łotrzyca zagaiła do przeglądającej korespondencję Pirory. A na drugim krańcu łóżka dłoń artysty zaczęła żyć własnym życiem poszukując czegoś do zwilżenia gardła. Więc zapowiadało się, że wkrótce zmieni poziom na pion.

- Wydaje mi się że dzisiaj wracasz pracować do Durbeinów… więc bez, ten twój kamerdyner bedzie miał miła niespodzienkę… - Pirora powiedziała i przesunęła butelkę z winem z wczorajszego wieczoru w stronę Hugo. Było to proszenie się o kolejny wyczyn artysty gdyż była to ta butelka w której początkująca aptekarka dosypała afrodyzjaku by sprawdzić jak receptura jaką wypracowała z Merga się sprawdza. Nie była rozczarowana ale koniec końców To był Hugo on nie potrzebował zachęty wczoraj nawet na Łasicy prezentował jak ostatnio pomagał jednej z gołębic.

- Mhm. To mówisz, że mam pójść pracować do domu jaśniepaństwa bez zbędnych fatałaszków? - zapytała Łasica przygryzając wargę i obserwując jak wreszcie Hugo gramoli się do pionu zachęcony dotykiem butelki z czymś mokrym w środku.

- No cóż, jak moja pani takie ma życzenie i polecenie to co ja biedna służka mogę? A poza tym uwielbiam pracować w takim stroju! Szkoda, że nie wypada tam chodzić na smyczy i w obroży… - roześmiała się gdy obserwowała jak Hugo bez zastanowienia i łapczywie dopija wczorajszą butelkę. Ale przeniosła spojrzenie na białowłosą pokojówkę jakby razem z nią była w służbie Pirory chętna i gotowa do spełniania jej poleceń. Zwłaszcza takich lubieżnych które wydawały jej się najciekawsze. To tradycyjnie rozbawiło Jean bo się roześmiała i w końcu demonstracyjnie rzuciła majtki Łasicy do rzeczy z praniem skoro ta już na nowy dzień i tak ich nie potrzebowała.

- Szkoda, że ta Anna to nie jest nasza Froya. Jej! Ta to wie jak traktować służbę! A ta Anna to w ogóle. No mówię wam taka z niej lebiega w tej alkowie jakby tam za karę była. No rozumiem, jakby mój pan był od niej ze dwa razy brzydszy, starszy grubszy i w ogóle kaszalot. No ale przecież nie jest. Albo, żeby chociaż wolała kobiety. Na przykład dajmy na to wykorzystywać niecnie swoje pokojówki jak nikt nie patrzy. No to bym chociaż ja miała trochę radości z tej służby. A tak to lipa. Ale chyba jej się znów pogorszyło. Tak coś słyszałam i widziałam. Jakby tam zeszła na zawał czy co ona tam ma to chyba by wiele różnicy nie było. Nawet tak myślałam ostatnio… O, Hugo… Pamiętasz tego Rzeźnika z pogrzebaczem? - Łasica wesoło dyndała sobie nagą nogą siedząc wciąż na skraju łóżka i chyba się rozbudziła na dobre bo gadanie jej się włączyło.

- Tego od trupów? No pamiętam. Ale to dawno było. No już go powiesili. Też dawno. - Hugo przetarł zmęczonym ruchem zmęczoną twarz. I odstawił już pustą butelkę na nocną szafkę. Chyba też już zaczynał się budzić. A afrodyzjak w winie nie mógł działać tak szybko. Merga mówiła, że najprędzej coś zaczyna się dziać po pacierzu. Ale aby w pełni to wyszło to po dwóch, trzech kolejnych. Co innego pot Lilly. W nim było coś takiego, że z miejsca dostawało się kopa. Nawet jak się tylko wzięło jej koszulę w jakiej bawiła się podczas harców. Tyle, że szybko wietrzało i traciło moc i na razie nawet Merga nie znalazła sposobu jak to utrwalić. Poradziła jej aby zapytała o to Ilsarielle. Może elfia znachorka coś by mogła pomóc bo też znała się na różnych miksturach nie tylko tych od odnawiania dziewictwa.

- No właśnie. Mówię ci jakby staremu Stefanowi podsunąć naszą Annę to by mógł się nie poznać, że to nie do końca “cicha i spokojna” dziewczyna jakie tak lubił. - łotrzyca pokiwała głową wracając do tej myśli o swojej oficjalnej pani dla jakiej pracowała.

- Ale słyszałem, że jego dziatki poszły w jego ślady. Teraz to już dorośli są. Córka to nie jestem do końca pewien bo zmieniła nazwisko. Nie dziwię się. Kto by chciał mieć takie brzemię po tatusiu. Ale synek to jakoś dziwnie często przy pogrzebach i kostnicach jest widziany. Chociaż z drugiej strony jest grabarzem no to może to dlatego. - Hugo zdradził co wie na ten temat i rozejrzał się po pokoju jakby chciał się zorientować w tej porannej sytuacji.

- Nie chcę wydać się wulgarna ale kobiety to lubią jak je coś sztywnego penetruje. - Pirora powiedziała dosyć pieprzny żart wywołując salwę śmiechu w granicach łóżka. - Och moi mili jesteście pierwszymi którym to powiem ale Pan van Dake przyjeżdza do miasta w połowie wiosny, czas zakładać habity i odnawiać swoje dziewictwa.

- Ja tam uwielbiam jak coś mnie penetruje! Z każdej strony i pozycji! - zawołała radośnie rozbawiona łotrzyca której żart bardzo przypadł do gustu. Hugo i Jean zresztą także. Aktor jednak zastanowił się nad kolejnymi słowami gospodyni.

- Pan van Dyke? To twój ojciec czy jednak zataiłaś przed nami jakiegoś męża? I to znaczy, że mam brać gacie w troki i tak dalej już tradycyjnie? - brunet zapytał blondynki wskazując gdzieś tam na kufer na jakim Jean zdążyła już mu przygotować ubranie do odziania się. Ale samo nazwisko niewiele mu powiedziało kim “pan van Dyke” jest. A Hugo miał ogromne doświadczenie w gwałtownych i często spektakularnych ucieczkach z garderobą trzymaną w rękach a czasem i zębach gdy do jego kochanek wracali mężowie, ojcowie, narzeczeni albo wkurzeni starsi bracia czy kuzynki.

- Ja stawiam na ojca. A fajny jest ten twój tatuś? Wie jak należy traktować personel? - Łasica lubieżnie oparła się o łóżko przez co ślicznie wyeksponowała swoją pełną pierś i resztę atutów zerkając przy tym ciekawie na gospodynię.

- Papcio… ma ciężką rękę do personelu więc ty pewnie się w nim zakochasz… - uśmiechnęła się do łotrzycy - …jeszcze cięższą dla rodziny, ech albo się wścieknie tym kupnem kamienicy na pseudo zadupiu albo zacznie gadać że powinnam być mężczyzną żeby mógłby być ze mnie dumny…uuuugghhhh - Pirora jęknęła rozrzucając listy po łóżku w teatralnym dramatyzmie. - koniec wolności, jak się zezłości to pierwsze co zrobi to wypyta całe miasto o najbardziej stetryczałego pryka wśród szlachty i następnym razem jak się zobaczymy będę panią von Laufer - Pirora przytoczyła nazwisko jednego z wdowców, pod względem finansowym był rozsądną partią ale był to bardzo tradycjonalny, obrzydliwy w urodzie staruch, na widok którego Pirora miała już większą ochotę dać się wychędożyć Strupasowi.

- Herr von Laufer? On mógłby być twoim dziadkiem. Ma już chyba ze sto lat. - Łasica skrzywiła się współczująco na myśl, że jakiś ojciec mógłby zgotować jakiejś córce tak przykry los. A zwłaszcza jej przyjaciółce.

- Ale spójrz na to z lepszej strony. Jakby się szybko zawinął z tego świata to byś została najpiękniejszą i najbogatszą wdową w mieście. Z rok żałoby i znów mogłabyś szukać noweg męża. Poza tym małżeństwo i wierność to dwie różne rzeczy. No co? Twój mąż zabroniłby ci mieć na przykład osobistą pokojówkę albo dwie? A z nami dwiema to już byśmy coś wymyśliły na taką okazję. - mimo wszystko łotrzyca nawet w takim przykrym scenariuszu potrafiła znaleźć coś pozytywnego. Jednak mówiła tym swoim chaotycznie radosnym tonem co nie do końca można było wiedzieć czy żartuje czy mówi poważnie. No i wskazała kciukiem za siebie na Hugo jaki wstał z łóżka i w misce dokonywał porannych ablucji aby się rozbudzić do reszty i doprowadzić do jakiegoś porządku. A same przecież znały i to bardzo dobrze, kilka małżeństw gdzie wierność nie była na pierwszym miejscu a nawet same miały w tym swój współudział.

- I twój tatko na pewno będzie zadowolony. Przecież nie zginęłaś jak samą cie zostawił w mieście nie? Przedstaw go Froyi i Kamili, ich rodzicom to się zaślini z uciechy. A w końcu jesteś ich koleżanką i cię tam wszyscy lubią. - machnęła ręką dając znać, że działalność córki pana van Dyke w tym mieście ona sama uważa za zdecydowany plus. Nawet jakby wszystko rozliczać tylko oficjalnymi standardami.

- I twój tatko to ma ciężką rękę do personelu także? I tak, że można się w nim zakochać? To pewnie kajdan, pejcza i knebla umie używać? Ojej strasznie bym chciała aby umiał! Taki stateczny, dojrzały mężczyzna doświadczony przez życie i jako kochanek co wie, że od paru chlaśnięć bicza albo szpicruty to żadna kobieta nie rozpadnie się na kawałki a nawet całkiem sporo to sprawia przyjemność. - na koniec zostawiła sobie tą najprzyjemniejszą część bo minę miała tak rozmarzoną jakby miał jakiś wspaniały książe przyjechać do miasta i miała nadzieję, że znajdzie też czas i dla niej.

Pirora zrobiła niemy bardzo nieprzyzwoity gest ręką w stronę Nadi dając jej do zrozumienia że czeka ją szalony czas jak będzie dążyć do tego ‘romansu”. W końcu ojciec sam był kultystą o wyrafinowanym smaku, jako persona “Pan Kat” nie oszczędzała nikogo i niczego. Jej ojciec był też nieprzewidywalny, wybatorzy ją i tak i tak ale może jej też pomóc. Dlatego podsunięcie mu służek które lubią być dyscyplinowane i Rene dla urozmaicenia nie było złym pomysłem.

- Och zadowolony będzie…- Powiedziała łapiąc ciepła bułeczkę do ręki i wyciągając ją do ciemnowłosej by ja nakarmić. - …znajdując kogoś takiego jak ty i Burgund pod własnym dachem… z ciebie Hugo będzie mniej więc chyba pozostaje nam Teatr.

- I będziemy mieszkać razem? I służyć twojemu kochanemu tatkowi? Ojej już się nie mogę doczekać! A kiedy przyjedzie? - na Łasicę te ostrzeżenia działały dokładnie na odwrót niż na przeciętną dziewczynę. Bo raczej jak wabik i to taki bardzo skuteczny wabik. Prawie dosłownie przebierała nóżkami z ekscytacji na taką przygodę i posłusznie wgryzła się w podaną przez gospodyni słodką bułeczkę.

- Teatr tak, no trudno. będziemy się spotykać w teatrze. Szkoda, że Izolda nie może chodzić do teatru. One po nieszporach to już lulu. A niedługo mi się ta pokuta skończy to nie będe miał pretekstu aby tam przychodzić. Trzeba będzie coś wymyślić. W końcu szkoda tak rozkochać w sobie taką białą, czystą, i niewinną gołąbeczkę co nigdy mężczyzny nie miała wcześniej a potem odejść bez słowa. Prawda? A przecież wiecie, że ja mam bardzo miękkie serce dla kobiet w potrzebie. - Hugo dołożył swoje trzy grosze ale w przeciwieństwie do Łasicy przyjazd ojca - tyrana jakoś wcale nie wydawał się go cieszyć. Wrócił za to do swojej nowicjuszki z jaką zgodnie z przewidywaniami Pirory nawiązał całkiem namiętny romans w tym sierocińcu. A jak tam Pirora wizytowała i ją poznała osobiście to gust miał całkiem dobry. Taka młoda, cicha, szczupła gołębica.

- Cóż zawsze możesz przychodzić raz na jakiś czas, w końcu parę uzdolnionych tam znalazłeś. Kontynuuj uczenie tej trójki czy tam czwórki nie pamiętam ile tam w końcu chwaliłeś. A nie dość że będziesz swoją gołębice widywał to i jak cię znowu złapią na chędożeniu mężatki to będziesz miał argument, że ty taka dobra dusza, że bezinteresownie to robisz. - Szlachcianka powiedziała i wyciągnęła drugą część bułeczki w stronę Hugo.

- Ojca to pewnie jeszcze przez półtora miesiąca nie będzie, więc jeszcze trochę wolności mam ale potem to pewnie sama do zakonu pójdę - odpowiedziała na pytanie Łasicy.

- No tak, może coś się uda ugrać w tym sierocińcu. - Hugo podszedł do łóżka od kobiecej strony aby skosztować tak uroczo podanej bułeczki. I zamilkł nim skończył przeżuwać. A stojąc przed łóżkiem bezwstydnie oglądał sobie swoje nagie kochanki z ostatniej nocy. Łasica zaczęła go prowokować przesuwając zaczepnie stopą po jego łydce.

- Jeszcze półtora miesiąca? No trudno. Trzeba będzie jakoś wytrzymać i znaleźć sobie zajęcie. - westchnęła jakby nadal za te parę tygodni oczekiwała przyjazdu jakiegoś księcia z bajki. - A w ogóle to ja czy Burgund to z twoim tatkiem tak po znajomości? Znaczy ja to oczywiście bardzo chętnie bo się zapowiada bardzo interesująco. Ale poza tym? Myślisz, że twój tatko to tak tylko z nami czy będzie działał na pełną skalę? - zapytała podrażniając dalej stopą nogę kochanka. I coś zaczynało się dziać. Albo to ten afrodyzjak w winie jaki wypił wcześniej zaczynał działać.

- A pani van Dyke? Też przyjedzie? - Hugo zapytał o przedstawicielkę płci jaka od zawsze leżała w centrum jego zainteresowań.

- Ech przyjedzie to się okaże o mojej matce nic nie wspominał co znaczyć może że zostanie w domu. - Pirora powiedziała swoim kochankom a potem sięgnęła po przyrodzenie kochanka by przyciągnąć go tak do siebie. - Więc póki co najbliższą urodzie pani van Dake jestem nadal ja. Toteż jeśli masz drogi wspaniały Hugo jakieś marzenia o starszej kochance to musisz mnie sobie postarzyć w swojej wyobraźni. - Blondynka uśmiechnęła się do aktora zalotnie i niewinnie co przeczyło temu co wyprawiałą rękami zaciągając kochanka spowrotem na łóżko.

- O piękna pani której mądrość i urodę sławią od mórz głębokich po skute lodem góry! Zapewniam cię, że dla mnie jesteś najpiękniejszą i najbardziej pożądaną panną na świecie! - zanim Hugo wznowił swoje nocne harce prawie zadeklamował pean pochwalny na cześć gospodyni.

- Tak, tak, tak mówisz do każdej jaką akurat masz pod sobą. Mnie wczoraj też tak mówił. - Łasica z ciekawością obserwowała początek nowej zabawy o tym późnym poranku. Za co aktor posłał jej oburzone spojrzenie. To znaczy próbował ale jak Pirora była dość zajmującą partnerką no to trochę nie mógł się skupić na tym aby osiągnąć odpowiednio piorunujące spojrzenie.

- Pirora a mogę pobawić się z Jean? Czy ci jest do czegoś potrzebna w ubraniu? No chyba, że byśmy miały jakoś do was dołączyć jak można. - łotrzyca podwinęła kolano pod brodę i wskazała palcem na białowłosą pokojówkę kochanki. I znów weszła w ten pośredni tryb między byciem własnością swojej pani a bycie jej przyjaciółką i kochanką.

- Cóż mnie tak mówi nawet jak jestem nad nim, nawet dodaje parę nowych wersów. - Pirora uśmiechnęła się do Łasicy a potem skinęła do Jean by zajęła się Łasicą jak należy. Aż pisneły obie jak małe dziewczynki które dostały prezent albo słodycze. Szlachcianka a to poszła w tan z aktorem i najpierw to ona użyła swoich ust na nim by go rozochocić jeszcze bardziej a potem dosiadła go niczym rumaka i zaczęła ujeżdżać z dzikością o jaką nikt by tą wiotką dziewczynę nie podejrzewał. Kazała mu recytować sobie komplementy i dawała po twarzy kiedy przestawał mówić. Musiał na głos opisywać ich akty a jeśli robił to dobrze to mógł wykrzyczeć co chce zrobić szlachciance a ona mu czasem na to pozwalała. Choć częściej musiał kończyć jak ona mu kazała.


 
Obca jest offline  
Stary 24-04-2022, 10:49   #558
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
04.26; Backertag (4/8); wieczór; port


- To jak nazywa się ten statek i gdzie płynie? - Pirora po raz czterdziesty chyba raz zapytała Dirka o te informacje. Od czasu kiedy termin wypływu Czerwonego Legiony został ustalony pytała się go o to przy każdym spotkaniu po każdej wspólnej nocy. On jej odpowiadał a potem brał ją znowu i znowu niczym spragniony wodę, w tawernach, w jej kamienicy, w dorożce na statku. Kultystka udawałą smutną no trochę byla bo traciła swojego ulubionego kochanka choć okazywanie tego kiedy byli sami miało dać Lange wrażenie że szlachcianka gdzieś po drodzę się w nim zakochała nie mówi tego bo uważa że ich oryginalną umowa z pierwszej nocy nadal obowiązuje. On za to zrobił się poważny, ale z upływem czasu przestał się nią dzielić, zabierał ją do pokoju bez dodatkowych osób a jak były to zawsze Pirora była jego główną kochanką. Oboje dawali z siebie wszystko podczas stosunków jakby ich życie zależało od tego a po jeśli nie padali wykończeni zatapiali się w delikatne pieszczoty. Van Dake była pewna że Dirk jej nie zapomni nawet jeśli się do tego nie przyzna przed Mathiasem i będzie brał inne kochanki to będzie mu trudno znaleźć druga taką jak ona.

- “Duma Południa”. - odparł spokojnie gdy przechadzali się nabrzeżem portowym. Dopiero zmierzchało chociaż był już wieczór. Ale w końcu wiosna była już dość późna a nie połowa zimy jak wówczas gdy się poznali. No i było cieplej bo było tak w połowie drogi między zimą a latem. Więc dało się iść w samych surdutach albo płaszczach i zimowe ubrania można było zostawić w szafie.

- Odpływamy jutro w południe. Z tamtego nabrzęża. - wskazał dłonią na widoczny nieco dalej pirs i rząd zacumowanych przy nim statków. Wraz z wiosną skończył się zimowy sen także w porcie. Więc i morska brać ruszyła na szlak. Rose i Alane już od paru tygodni nie było w porcie ale Dirk jeszcze był. Wmieniał jakieś korespondencje “z centralą” jak to nazywał. Ale wyszło na to, że jest gdzieś tam bardziej potrzebny niż tutaj więc trzeba było zwijać żagle.
- I gdzie teraz herr Lange? Tilea? Estalia? A może Lustria? - Jej pytania musiały już go nużyć, a ona pytała jakby licząc by odpowiedź była inna. Na te spacery ubierała się skromniej, bo zaczęła być bardziej rozpoznawalna w mieście zwłaszcza przez osoby z towarzystwa. Choć bez jej dworskiego stylu mogła uchodzić za jedną z dziewczyn z miasta. Błogosławieństwo przeciętnej urody, ładnej ale niebieskookich blondynek z piegami było na pęczki w imperium.
- Strasznie szybko ta zima minęła, gdyby nie brak sniego wydawałoby mi się że dopiero wczoraj wjechałam do miasta. - Dodała mimochodem, ręce miałą w kieszeniach, mało po damsku ale nie robiła dzisiaj za damę. Ściskała w jednej kawałek metalu i skóry, prezent na pożegnie nie chciała mu dawać bo to znaczyło już prawdziwe pożegnanie.

- Najpierw Marienburg. A potem zobaczymy. Tam mają na nas czekać nowe rozkazy. To nie wiem gdzie nas wyślą. Arabscy piraci na południu są istną plagą to może tam. Ale i w Tilei miasta i dożowie wzięli się za łby. Tam zawsze ktoś się bierze za łby. No to może tam. Chociaż coś mówili o Brionne. Trudno zgadywać. Manann będzie sprzyjał to pojutrze się dowiem. - wzruszył ramionami i szedł spokojnym spacerowym krokiem w ten młody, jeszcze widny wieczór. W ozdobnym kubraku, z rapierem u pasa i pistoletem wetkniętym za pas wyglądał jak jakiś szlachcic albo oficer. Chociaż zwykle preferował swobodniejszy strój z koszulą w roli głównej to jednak jak była jakaś poważniejsza albo bardziej oficjalna okazja to jednak potrafił wyglądać jak należy. Tylko ten zbójecki uśmiech i charakter prędzej czy później z niego wychodził.

- A ty? Jakie masz plany? Zostajesz tutaj czy wracasz na południe? Albo do tej starej ciotki co mówiłaś? - zagaił jakby po paru krokach milczenia zorientował się w tym milczeniu więc zwrócił się do idącej obok niego blondynki.

Wzruszyła ramionami. - Ojciec przysłał list że przyjeżdża za około miesiąc, wtedy się okaże. Jak dowie się co wyprawiałam z jednym oficerem to pewnie mnie zabatorzy na śmierć. Jego oryginalny plan było mnie szybko wydać za maż… jako dziewicę, ale to też mu popsułeś. - blondynka po raz pierwszy pokazała trochę humoru robiąc mu przytyk a propo złamania tej ich umowy. Czasem mu to wypominała przy okazji trąciła go łokciem w bok. - Jeśli za to chcesz spytać czy bym się zadowoliła… Mogłabym tu zostać, mam kamienicę, nowych przyjaciół, teatr też zaraz ruszy, o mojej małej galerii nie wspominając. A tobie zapowiada się bardzo ciekawy rok a może i dwa. - Specjalnie nie użyła słowa co by chciała, by błędnie zakładał że by chciała płynąć z nim.

- W ogóle co ty taki wystrojony jak paw dzisiaj? - Nie dała mu się zbyt długo zastanawiać i zmieniła temat.

- Planowałem zwabić i zaciążyć przed odjazem jakąś pannę, mężatkę lub wdówkę. Tak by poleciała na te barwne, pawie piórka. - odparł patrząc na nią z kpiącym uśmiechem i skinął głową bo akurat z przeciwka szły jakieś dwie młode praczki z koszami wypełnionymi praniem. Widząc znacznie lepiej ubraną od siebie parę na chwilę zamilkły gdy ich mijały obdarzając zaciekawionym spojrzeniem. Wtedy Dirk lekko uchylił im ronda kapelusza pozdrawiając w ten sposób a one odpałry skinieniem głów i zachichotały cicho.

- Miałbym je w pół pacierza jakbym chciał. - powiedział nonszalancko gdy ich minęły a mogły wciąż go słyszeć. - Więc jak widzisz działa. No ale zrobię ci tą przyjemność i powiem, że ubrałem się nieco lepiej skoro to nasze przedostatnie spotkanie. Rano chcę mieć wszystko pod ręką. Wiesz, to oficjalne pożegnanie, statek wypływa z całą kompanią, ja jestem na jej czele no to nie mogę latać w samej koszuli jak zazwyczaj. Też się jakoś ubierz w coś ładnego jak przyjdziesz się pożegnać. Tylko nie zdziw się jak nie tylko ty przyjdziesz. - mówił idąc dalej pirsem z ładnym zachodem słońca na niebie. Mówił trochę tak poważnie, jakby wydawał jej instrukcje na jutrzejszy dzień a trochę jednak jakby się z nią droczył.

- A o tatusia się nie martw. Przyjedzie, pokrząta się, pokrzyczy… Nie jesteś pierwszą panną młodą której nie będzie rozdziewiczał pan młody w noc poślubną. To pewne dorosły facet to zrozumie. Tylko będzie musiał się trochę na to podąsać. - wrócił do tematu ojca Pirory jaki miał przybyć do miasta już po jego odjeździe. I raczej wydawał się być spokojny o takie spotkanie ojca z córką.

- To to jest jakaś tradycja? Zostawić sobie bękarta w każdym porcie? - Spytała bardziej złośliwie niż zamierzała. - Tak tak wiesz stałeś się nieznośny od czasu tego polowania u Froyi van Hannsen. - Pirora zrobiła też przytyk na jego przechwałki przypominając mu noc z wojowniczą szlachcianką i jak byli zaproszeni na jedno jej polowanie, I Dirk zrobił na tyle dobre wrażenie że Froya postanowiła “skosztować” jakie inne zalety posiada legionista.
- łatwo ci mówić bo nie jesteś panną na wydaniu z domu van Dake… i jutro wyjeżdżasz więc nawet by cię nie przypadał teraz w mojej sypialni. - Trąciła go łokciem w żebra choć te jej końskie zaloty przy ich różnych posturach i sile musiały być dla niego bardziej zabawne niż bolesne.

- I nie bądź taki pewny że będę jutro w porcie kto by chciał żegnać taka łachudrę jak ty. - Teraz udawała naburmuszoną dziewczynkę, mocniej ścisnęła zawiniątko w kieszeni.

- Kto? Przyjdź jutro to się sama przekonasz. - uśmiechnął się oszczędnie ale objął ją, przytulił i krótko cmoknął w usta. W końcu jeszcze dniało a byli na ruchliwej ulicy to coś więcej i łatwo było wywołać zbiegowisko albo i skandal.

- A Froya mnie uwielbia. Nie wiem czemu ludzie się jej czepiają. Albo boją. Całkiem miła i sympatyczna dziewczyna. - znów wrócił do tego nonszalanckiego tonu ocierającego się o bezczelność. Zdawał się odczuwać mnóstwo satysfakcji, że udało mu się dobrać do majtek panny van Hansen. Co teraz podkreślił charakterystycznym gestem kręcenia nimi na palcu. I od tamtej pory zawsze miło wyrażał się o wojowniczej blondynce. Ona zresztą też go miło wspominała. Kupił ją tym nonszalanckim i swobodnym stylem bycia. No i gadaniem bo gadanie to miał prawie jak Hugo. I był oficerem i doświadczonym żołnierzem a te przymioty panna van Hansen ceniła. Chociaż oboje raczej nie widzieli w sobie partnerów na coś poważniejszego więc traktowali to jako przyjemną rozrywkę.

- No i dziewczyno nie obrażaj mnie. Jednego bękarta w każdym porcie? Nie doceniasz mnie. Jednego to można zmajstrować jak masz dwudniową przepustkę w porcie. A jak zimujesz całą zimę? No dziewczyno proszę cię… - spojrzał na nią w bok i nieco przekrzywił głowę na znak, że kompletnie go nie docenia z jego możliwościami w materii zdobywania kolejnych kobiet.

Szlachcianka w końcu prychnęła rozbawiona. Udało mu się, był bezczelny jak bandyta, odważny jak lew, szarmancki jak oficer, brał co chciał jak złodziej, ale był też prawdziwy, nie miał w sobie fałszu. Chyba dlatego był jej najlepszym kochankiem, gdyby nie łańcuchy pozycji i jej plany to by miała z nim tego bękarta. Ojciec by ją lał że by na plecach nie został jej oni odrobina skóry.

- Ech w takim razie może przyjdę jutro policzę ile małych Dirków będziemy potencjalnie mieli na jesieni w mieście. - Podeszła do muru by popatrzeć na morze, zimne słone powietrze owiało jej twarz. - To pewnie szanse że zawiniesz tutaj są nikłe bo z twojej nędznej oficerskiej pensji to się nie wypłacisz na utrzymanie tego wszystkiego.

- Oh, nie przejmuj się. W każdym porcie znajdzie się jakaś dobra, kobieca dusza co nie będzie się mogła beze mnie obejść i nie pozwoli mi żyć w nędzy. - powiedział nonszalanckim tonem jakby atencja bogatych kobiet była dla niego normą nie tylko w tym mieście.

- No ale ze służbą no to cóż… “Gloria alla legione rossa!”. - wzruszył ramionami i niespodziewanie krzyknął gromko w obcym języku, że się kilka osób odwrócilo ku nim z zaciekawieniem. - Chwała czerwonemu legionowi. - przetłumaczył już normalnym tonem.

- W każdym razie wiedz, że byłaś dla mnie najciekawszą kobiecą personą w tym ponurym, zimnym mieście pełnym zaskakująco gorących i otwartych kobiecych ud. - powiedział tonem amanta w romantyczny sposób chociaż słowa trudno było uznać za romantyczne albo chociaż grzeczne. Niemniej ujął jej dłoń i pocałował ją jak prawdziwy kawaler z dobrego domu.

- Coś mi mówi że wszystkie te twoje panny co jutro przyjdą, usłyszały od ciebie te słowa w ostatnich dniach. - Powiedziała na przekór jego słowom, ale uśmiechnęła się do niego czule. - Mam coś dla ciebie. - Wyjęła zawiniątko z kieszeni. Była to opakowana w kawałek skórki grubsza tabakiera. Kiedy się ja otworzyło po jednej stronie były bibułki do skręcania i miejsce na wiórki tytoniowe. Druga strona była ciekawsza był tam dosyć dokładny malunek całego anturażu Pirory wraz z samą malarką, Łasicą, Benoną, Burgund, Ajnur, i inne które najczęściej były brankami legionistów i samego Dirka. Oczywiście wszystkie były nagie i w ponętnych pozach.

- Tylko sobie nie myśl, że się w tobie zakochałam czy coś. - Trochę za szybko to powiedziała, trochę nie przekonująco. - Czy że się boje iż o mnie zapomnisz jak ci tylko miasto zniknie z horyzontu. Po prostu ta zima nie byłaby tak przyjemna jakbyś mnie tamtego dnia nie oblał tym piwem w “Mewie”. - Mówiła kiedy ten odpakowywał zawiniątko by zobaczyć co mu dała.

- No pewnie, żeby nie była taka przyjemna. To oczywiste. Beze mnie? Któż inny by ci tak naprostował kręgosłup moralny? Albo tak wytrwale cię oliwił aby ci się tam nic nie zatarło jak jeszcze udawałaś cnotkę. - powiedział dobrodusznie jakby przyjmował to za coś oczywistego. Ale z zaciekawieniem wziął małe pudełko i zaczął je oglądać, rozwijać a potem w końcu otworzył.

- O, tabakiera… Ładna… Przyda się… O!... To ty… I Łasica… I… No… Dziewczyny… To ty namalowałaś? Jak to zrobiłaś? - po kolei obserwowała przemianę na jego twarzy i w głosie. Z samej ładnej tabakiery się ucieszył ale jeszcze nie zdziwił. Chyba zrobiło mu się przyjemnie, że pomyślała o czymś takim. Dopiero jak otworzył pudełko i dostrzegł małe, nagie kobiece sylwetki to się naprawdę zdziwił. Zwłaszcza gdy przysunął je bliżej do twarzy i zaczął je rozpoznawać.

- No ja też mam coś dla ciebie. - powiedział na chwilę oddając jej tabakierę do potrzymania gdy sam sięgnął po coś do torby. Wyjął mały, owinięty wstążką pakunek. Po czym jej go wręczył jak prezent. Było to małe pudełko i niezbyt ciężkie ale też cięższe niż jakiś drobiazg.

- Mam nadzieję, że włożysz to na jutrzejsze pożegnanie. - powiedział odbierając od niej swój prezent aby ona mogła rozpakować swój. Pod wstążką i papierem było zamykane pudełko, jak niewielka szkatułka. Przypominało to na pierścionki chociaż było większe.

- Masz rację. Z innymi też się żegnałem podobnie i też jutro przyjdą na nadbrzeże aby dostać ostatniego całusa i klapsa w tyłek. No ale dla nich nie zamawiałem tego gadżetu u Novakowićia. - powiedział z rozbrajającym, bezczelnie uśmiechem. A gdy otworzyła pudełko okazało się, że jest tam niezbyt duży, obły przedmiot. Gadżet używany w alkowie do uatrakcyjniania sobie zabaw. Jakim można było zakorkować tylne wejście. Ale zrobiony jak prawdziwe cacko. Błyszczał się złotem i eleganckim wykończeniem.

- To jutro sama będziesz mogła z koleżankami sprawdzić moje słowa. Jak będziecie razem opłakiwać mój wyjazd najlepiej w jakiś lubieżny i perwersyjny sposób jaki oboje tak lubimy. I nie, nie musisz dziękować za te parę gorących kociaków jakie poznasz dzięki mnie jutro. - powiedział jakby to on jej robił wielką przysługę nawet w momencie gdy jutro o tej porze już go nie będzie w tym mieście. To jednak zostawi jej coś po sobie na pamiątkę.

- Wiesz ja rozumiem że możesz o tym nie wiedzieć jako nisko urodzony… - Powiedziała pretensjonalnie. - ...ale jak kupujesz kobiecie kawałek biżuterii to dobrym obyczajem jest go jej założyć za pierwszym razem. - Popatrzyła na niego wyczekująco, mieli parę możliwości, wziąć dorożkę i udać się do niej, do niego albo wejść w jedną z opuszczonych alejek lub przy portowej tawerny i liczyć na brak plotek. Ostatnia noc w porcie, ostatnia szansa na szalone zwierzęce zachowanie ku swojej pamięci.

- Tak mówisz? - zdziwił się uprzejmie po czym pokiwał głową jakby poinformowała go o jakimś uchybieniu o jakim do tej pory nie wiedział. Rozejrzał się dookoła a byli na tym samym pirsie co do tej pory nim szli. Z jednej strony otwierała się przestrzeń portowej wody błyskającej ostatnim słońcem na falach a z drugiej rzędy kamienic i doliny ulic na dole.

- No chyba masz rację. - zgodził się zaskakująco szybko po czym wziął ją pod ramię jak kawalerowie zwykle brali swoje partnerki. Przeszli tak kawałek nim skręcili w jakąś alejkę. Potem zajrzał do jakiejś pustej klatki schodowej która bez światła była pochłonięta w mroku. Zrobił jej uprzejmy gest puszczając ją pierwszą ale gdy przechodziła to ordynarnie trzasnął ją w tyłek. Wszedł zaraz za nią, już przestał udawać skoro chociaż na chwilę zostali sami, złapał ją za ramiona, odwrócił i przycisnął do ściany.

- To poproszę o twój prezent moja droga. - wychrypiał jej do ucha zdradzając, że zaraz ta klatka schodowa stanie się sceną lubieżnych bezeceństw. Sięgnął do niej czekając aż mu poda ofiarowany właśnie prezent.
Szlachcianka wyjęła z kieszeni pudełko i mimo że było jej niewygodnie być tak przyciśnięta do ściany to udało jej się zrobić mu pokaz i zanim podała mu zabawkę na jego oczach lubieżnie wzięła ja do ust i odpowiednio nawilżyła. Czuła jak podosi jej kiecke i jak miło się zaskakuje na brak bielizny, coś pieprznego i nieprzyzwoitego jej szepnął do ucha i właściwie kontynuował to wyzywanie ją od sekutnic do momentu kiedy umieścił zabawkę w jej wnętrzu.
Ona skomentowała to jęknieciem jego imienia i dzikim pocałunkiem. Kiedy wyszli znowu na ulice szlahcianka chwyciła go pod ramię i ruszyła z nim na spacer powrotny skończyli u niej w kamienicy kochali się desperacko tej nocy. Kultystka dała z siebie wszystko by zapaść kochankowi wiecznie w pamięci. Leżąc w ciemności bez siły wyznała mu cicho że był najlepszym jakiego miała i mimo że nie może liczyć iż jego legion wyląduje znowu w Neus Emskrank to ma nadzieję że ich ścieżki się jeszcze kiedyś splotłą.
Na drugi dzień przyszła do portu się pożegnać z całym legionem dwoma drogimi butelkami burbonu jakie przekazała Heike. I podziękowała za ciekawą zimę. Ubrała się ładnie i oczywiście założyła prezent od Lange.


04.29 Angestag; południe; kamienica van Dake

- Ach Froya! Jak miło że udało ci się wrócić z polowania. - Pirora powitala dziedziczkę van Hanssen w drzwiach jej domu. W środku panował cichy harmider, zaproszeni goście czyli przyjaciele i przyjaciółki z towarzystwa oraz ich rodziny mogli tego dnia uczestniczyć w pierwszym wernisażu w kamienicy a Bursztynowej. Kelnerki roznosiły przekąski i wino między gośćmi którzy mogli podziwiać obrazy rozwieszone po korytarzach i sali biesiadnej domu van Dake. Obrazy nie były tylko pędzla Pirory by wypełnić wnętrze szlachcianka zaprosiła też innych artystów by podzielili się swoimi obrazami.
Cel był jasny, pokazać co się ma i wyjaśnić jak działa cicha licytacja. Ci co chcą wykupić jacyś obraz zostawiają propozycje ceny u jednego ze skryb i jeśli ich oferta jest najwyższa to zostają posiadaczami owego dzieła sztuki.

- Ano udało się. Niestety żaden troll ani coś godnego uwagi. - po pamiętnym kuligu zorganizowanym przez pannę van Hansen Pirora miała okazję poznać ją od tej mniej oficjalnej strony. Tu też nie dało się ani przez chwilę zapomnieć, że rozmawia się z kobietą na poziomie jaka roztaczała wokół siebie aurę władzy i pewności siebie. Ale prywatnie okazała się całkiem znośna a nawet sympatyczna o ile ktoś nie uznawał się za lepszym od niej. Teraz też tak jak obiecała przyszła na ten pierwszy wernisaż koleżanki. I chyba tym zaskoczyła wielu gości bo panna van Hansen była znana raczej z zamiłowania do polowań, gonitw i innych typowo męskich rozrywek. Za miłośniczkę i mecenasa sztuki to raczej uchodziła jej konkurentka do miana najbogatszej i najpiękniejszej panny do wydania w mieście czyli Kamila van Zee. Więc, że córka kapitana tu dziś była to chyba wszyscy się spodziewali ale bladolicej blondynki w eleganckiej sukni balowej w krwistej czerwieni to chyba mało kto oczekiwał. A jednak przyszła i całkiem ciepło przywitała się z gospodynią.

- Och przykro mi to słyszeć, przynajmniej z Normą mogłyście znowu zapolować razem. Rozgość się poczęstuj przystawkami mamy te małe mięsne ciasteczka z słodkimi suszonymi owocami które ci tak bardzo smakowały ostatnim razem i dodatkowo dla was, - mówiąc was, Pirora miała na myśli szlachcianki z jej najbliższego grona alkowowego, - są dodatkowe obrazy w mojej pracowni, takie w waszych gustach. Jak będziesz gotowa to daj znać zaprowadzę cię. - Froya już była w kamienicy van Dake więc doskonale wiedziała gdzie blondynka zrobiła swoją sypialnie, pracownie, loch i sypialnie gościnną. A prywatny pokaz był małym towarzyskim spotkaniem by podziwiaj jej obrazy o bardziej awangardowej natury, gdzie pokazywano więcej ciała, więcej krwi, więcej śmierci i zgnilizny a także brutalności tych idei. Był tam obraz nagiej syreny, grzebiącego zwłoki grabarza, scena śmierci odyńca rozszarpanego przez psy kończe, gniew boży czyli wielką fale pochłaniającą statek i tym podobne.

- Z przyjemnością zobaczę to co masz mi do pokazania i zaoferowania. - pozornie w tym uprzejmym i ciepłym uśmiechu oraz dopasowanej do tego odpowiedzi nie było nic dziwnego. Ot, jedna szlachcianka chętnie przyjęła zaproszenie drugiej na obejrzenie prywatnej kolekcji obrazów nieco na zapleczu od głównej wystawy. Ale jak się już przez ostatnie miesiące obie blondynki zdążyły poznać to miały ze sobą więcej wspólnego niż można by się spodziewać. Froya co miała tak dominujący charakter i autorytet wielkiej pani wpasowywała się świetnie w takie prywatne wizyty u Pirory i jej świty.

- A zdradzisz mi kto dziś nas zaszczyci? Bo dopiero przyszłam i jeszcze nie miałam okazji się zbyt dobrze rozejrzeć. - zagaiła wskazując kieliszkiem na barwne towarzystwo tych znanych i bogatych przetykanych tam i tu dyskretną obsługą.

- Cóż tutaj możesz spotkać samych znajomych, jest Kamila, Sana, Petra, byli Madeline i Thomas ale oni musieli już sobie iść podobno byli na coś umówieni, ale wiem że zostawili propozycję kupna jednego z obrazów. Erick Ackerman przyjechał ze swoimi rodzicami, straszni tradycjonaliści chyba już mnie nie lubią bo wiesz co to za szlachcianka co stanowi sama o sobie, skandal! Choć są bardzo taktowni. Durbeinowie byli razem, nie wiem czy Anna powinna przychodzić wygląda jeszcze mizerniej niż kiedy widziałam ją ostatnio. Choć skoro przyszła to chyba znaczy że nie jest z nią tak źle. Była Ilsarielle ale też to było wcześniej. W ogóle mamy tutaj mały tłok bo przyszło więcej osób niż się spodziewałam von Plessen, von Magnis, Lodolfingowie, Donffov, i Zeditz - Pirora zaczęła wymieniać nazwiska rodzin szlacheckich które przyjęły zaproszenie, potem wymieniła jeszcze parę nazwisk poważanych mieszczan między innymi samego burmistrza. - A tak to jeśli chcesz zostać po zamknięciu to mamy, niemowę, pastuszka, śmierć, nimfę i może dojadą sierotki i błazen. - Pirora wymieniła osoby które będa później świetować w lochu pod przykrywką masek, van Dake oczywiście nadal była księżniczką a van Hanssen została podarowana maska smoka, no dokładniej smoczycy.

- O tak, spotkałam już naszą słodką Kamilkę. Bardzo ładnie wygląda w tej żółtej sukni. Ładny kontrast do jej karnacji. U mnie to by się pewnie zlewało wszystko w jedno dlatego wolę coś wyrazistszego. - blond szlachcianka pokiwała głową potakująco do drugiej blond szlachcianki na temat znajomych osób jakie tu można było dzisiaj spotkać. Kamila faktycznie była w kanarkowej sukni zaś Froya wybrała mocną czerwień jaka ostro oddzielała się linią od jej mlecznej karnacji.

- I mówisz młoda, panna z dobrego domu, bez męża, rodziców czy choćby narzeczonego koli kogoś w oczy? No cóż, nie powiem aby to było coś nowego. Dobrze, że chociaż jesteś na tyle porządna, że zajmujesz się teatrem i sztuką a nie jakimś polowaniami albo szermierką. - dzisiaj w tym stroju panna van Hansen wyglądała tak jak młoda arystokratka powinna na jakimś oficjalnym spotkaniu. Ale obie przecież wiedziały, że słabo się wpisują w wizerunek córki, żony i narzeczonej. Przynajmniej taki tradycyjny. Pod tym względem Froya nadal stanowiła o kobiecej ekscentryczności na pograniczu ze skandalem. Ale skoro była dziedziczką rodu van Hansen to wszyscy woleli traktować to jako jej prywatną fanaberię.

- Dobrze, że nie jesteśmy na tyle niezrównoważone aby obnosić się z naszymi upodobaniami. Bo byśmy skończyły jak lady Elena. - uśmiechnęła się i upiła łyk ze swojego kieliszka. A o owej milady Pirora dowiedziała się prawie przypadkiem i dość późno. Co było aż dziwne bo w końcu chodziło o szlachetnie urodzoną pannę która ponoć słynęła ze swojej urody i bogactwa. A z dekadę temu była podobnie popularna jak obecnie Froya czy Kamila. Ale otwarcie głosiła, że woli towarzystwo kobiet więc skończyło się to dla niej i tak dość łagodnie. Może bez wizyty łowców czarownic ale spotkała ją śmierć towarzyska. Stała się wyklętą damą ze wzgórza o której w towarzystwie się nie mówiło i nie wspominało do tego stopnia, że Pirora się o niej dowiedziała prawie przypadkiem przy podobnej rozmowie jak teraz.

- Tak no chwilowo wystarczy, że ja na te twoje polowania jeżdżę jako osoba towarzysząca szukająca inspiracji dzikiej natury, a nie ambitnie próbująca ubić odyńca. No i chwilowo wystarczy mi powiedzieć “Ale przecież to Froya von Hansen, jak mogę odmówić jej zaproszenie” choć przyznasz że coraz lepiej strzelam z łuku do ptactwa. - Pirora przywołała jedną z kelnerek którą była Łasica i poczęstował gościa pucharkiem wina. I tak nadal udawało jej się w ogóle miasta uchodzić za ten obraz porządnej szlachcianki co interesuje się sztuką, inicjuje niektóre ciekawe wydarzenia towarzyskie no i ogólnie jest dobrym człowiekiem w końcu pomaga sierotom z białych gołębic. Chyba jej cotygodniowe wizyty w sierocińcu wyniosły ją najbardziej na języki ludzi. I fakt że sama wzięła aż dwójkę wychowanków i pracowała z różnymi osobami by zapewnić dom a przynajmniej przyuczenie do fachu dla innych. - A co do waszych pięknych sukni wiem że te modowe pokazy to nie do końca twoje upodobania ale może chcesz zobaczyć na dwa projekty jakie zrobiłyśmy z tą krawcową z jaką współpracuje. I to trochę z tobą jako inspiracją, oraz słowami ‘zbroja rycerska’. na razie to tylko projekt na papierze ale zastanawiałam się czy nie przypadłaby ci do gustu.

- O proszę. Widzę, że jest moja ulubiona służka. - powiedziała Froya gdy Łasica grzecznie podeszła na ich wezwanie z tacą. Była ubrana jak na kelnerkę na przyjęciu u szlachty wypadało czyli ładnie ale skromnie. W końcu nie obsługa była tutaj od podziwiania i oglądania. Ale Łasica po tamtej swojej krótkiej, zimowej służbie u van Hansenów tak zapadła szlachciance w pamięć, że gry sporo później znów się spotkały a Łasica występowała wówczas w barwach obsługi Pirory to Froya ją rozpoznała od razu. I nawet się zdziwiła, że Katia teraz służy u Pirory. Teraz też się uśmiechnęła ciepło do swojej ulubionej kelnerki gdy ta ich obsługiwała. Łotrzyca jednak perfekcyjne odgrywała rolę służącej bo grzecznie dygnęła przed lepiej urodzoną odwzajemniając się życzliwym i sympatycznym uśmiechem obiecując, że jest do ich całkowitej dyspozycji.

- A mówisz, że jestem dla ciebie świetną przyzwoitką tak? No miło mi to słyszeć. Teraz lato jest ładne to można się cieszyć łonem przyrody. W sam raz pogoda na piknik i wycieczki za miasto. - pokiwała głową wracajac rozmową do gospodyni i tego o czym mówiły wcześniej. Ktoś im się ukłonił jak przechodził do następnego pomieszczenia a one rozmawiały dalej.

- I “zbroja rycerska” powiadasz? Od tej naszej wspólnej krawcowej może? No zaciekawiłaś mnie. Chętnie bym rzuciła na ten projekt okiem. - wydawało się, że wszystko co związane z rycestwem, bronią czy polowaniami w naturalny sposób przykuwa ciekawość i uwagę panny van Hansen.

- Tak zdecydowanie przebywanie na świeżym powietrzu jest czymś co przynosi wiele dobroci. - Pirora sięgnęła pamięcią do jeszcze zimowego polowania na którym dołączył do nich Lange. Jego motywacją było mniej polowanie na odyńca a raczej próba zdobycia swojej pary majtek von Hanssen. - A co do sukni, na pewno jest ciekawa chociaż nie wiem czy nie zbyt skandalizna dla tutejszej starszyzny rodów. No ale pokaże ci to sama ocenisz.

- Zbroja rycerska, dla mnie, jako suknia, która może być zbyt skandaliczna dla tutejszych notabli… - Froya zrobiła zamyśloną minę jakby smakowała ten zestaw określeń podobnie jak wino z kieliszka. W końcu uśmiechnęła się ładnie.

- Ależ Piroro, to brzmi bardziej niż interesująco. W takim razie nie trzymaj mnie dłużej w niepewności i proszę pokaż mi co tam masz naszykowane dla mnie. - zrobiła lekki ukłon jakby oddawała jej honory po czym ujęła jej ramię jakby była gotowa dać się zaprowadzić aby obejrzeć ten projekt który zapowiadał się tak intrygująco.

Obie kobiety skierowały się na najwyższe używane piętro rezydencji van Dake i Pirora otworzyła swoją pracownię. W jej środku były po pierwsze obrazy natury być może skandalicznej, nagie służki namalowane jako nimfy pląsające w lesie, dzik rozrywany przez psy końce, statek będący pochłaniany przez może, grabarz i zwłoki w stanie rozkładu… to co jej “zepsuci” przyjaciele uwielbiali.

Kiedy Froya na patrzyła się na tę tematykę Pirora otworzyła drzwi do swojej sypialni a tam na jej biurku leżały rysunki sukni. Szlachcianka podkręciła lampę by dać więcej światła by Froya mogła zobaczyć dwa projekty. Jedna z sukni byla szara ale nie przez materiał ale przez adnotacje że być ozdobiona cienkim srebrem, co dawało wrażenie jakby była zrobiona z metalu. Drugi projekt był prostą suknią ale to co stanowiło jej główny element to nakłada na nia ozdony gorset pokreślający kobiece krztałty ale i wyglądający jak zbroja łuskowa. No i jeszcze ostatni projekt złotej sukni która miała ozdobny gorset ale to rekawy były oszdobione niczym zbroja łyskowa.

Froya przesunęła się spojrzeniem po tych wyzywających kontrowersją obrazach ale szła dalej. Już je widziała wcześniej i nie dla nich tu przyszła. Za to razem z projektantką nachyliła się nad prezentowanymi na biurku szkicami. Pokiwała głową z uznaniem, że jej się podobają. Ale jeszcze chwilę brała każdy akrusz do ręki i oglądała go dokładnie. Widać było, że to zaintrygowanie jakim tutaj ją skusiła gospodyni nie okazało się bezpodstawne.

- Piękne. Podobają mi się. Są bardzo wyzywające. Nie sądzę aby któraś z naszych koleżanek odważyła się włożyć coś takiego. Przynajmniej nie oficjalnie ani publicznie. - powiedziała uśmiechając się nieco złośliwie bo w końcu miały część wspólnych koleżanek z jakimi znały się nie tylko od oficjalnej i publicznej strony.

- Ta jest ciekawa. Taka morska. Mamy u nas port i morze więc na jakiś bal z morskiej okazji byłaby w sam raz. - skomentowała pierwszą szaro - srebrną suknię która widocznie jej się skojarzyła z morskimi klimatami.

- A ta krótka zbroja no rzeczywiście wyglądała jak zbroja. I całkiem odsłania nogi. Odważne. Jak dla jakiejś gladiatorki. Podoba mi się. Może nie na jakieś oficjalne przyjęcie ale już w bardziej kameralnym gronie… Jeszcze tylko służka albo dwie u moich stóp i możemy się zacząć bawić. - zaśmiala się już nieco przestając maskować swoje skłonności w tej materii.

- No ale ta czerwona no to jest wspaniała! W sam raz dla jakiejś cesarzowej - wojowniczki! Albo smoczycy. Tak, chcę coś takiego na jakiś bal. Najlepiej taki po którym mogłabym być Lady Dragon. Pasuje do takiej sukni. - przy ostatnim projekcie wybuchnęła wręcz entuzjazmem i była nią zachwycona. Suknia pasowała do jej oficjalnych i mniej oficjalnych upodobań więc była w sam raz.

- Na kiedy by ta krawcowa mogła uszyć te suknie? No nieważnie. Niech szyje. - zapytała ale prawie od razu sama sobie odpowiedziała jakby była gotowa od ręki kupić wszystkie trzy suknie gdyby tu stały przed nią gotowe.

- Ach nie tylko ona będzie tutaj potrzebna, nasz znajomy złotnik musi zrobić te elementy. - Szlachcianka pokazała na rękawy i parę ozdób przy dekolcie. - Jutro się z nim spotykam albo będzie płakał albo piał z zachwytu. Co jakiś czas mu podrzucam projekty które chce by mi zrobił. Czasem jak mu pokazuje szkic to potrafi na mnie spojrzeć w taki sposób że nie wiem czy chce mnie zamordować na miejscu czy pocałowac za te moje wymysły. - malarka zaśmiała się do swojego gościa wspominając o złotniku o jakim kiedyś wspomniała jej Froya.

- No jeśli byś miała jakieś trudności z tymi sukniami to powłaj się na mnie. Zresztą jak chcesz to ja to mogę zgłosić. Ale nie sądzę abyś z Davorem miała jakieś trudności z tym zamówieniem. A jeśli już to właśnie powiedz, że to dla mnie. Zobaczysz, że zmięknie. A gdyby nie… No cóż, zawsze możesz mnie odwiedzić i porozmawiać o tym. - Froya skinęła głową na znak, że chyba potraktowała te suknie jako całość i nie zastanawiała się nad poszczególnymi ich detalami wykonania. Gdy jednak projektantka zwróciła jej na to uwagę przyjęła to do wiadomości, okazała zrozumienie ale nadal była dobrej myśli. Nawet była gotowa rzucić swoim nazwiskiem w tym projekcie a te mogło otworzyć wiele zamkniętych w tym mieście drzwi.

- Czy ja cię przypadkiem nie odwiedzam za cztery dni? - Szlachcianka zastanowiła się chwile wygladając uroczo. - Nom coś mi się zdaje,.. że miałyśmy spotkać się u ciebie na kolacje i miałyśmy się zasiedzieć do późna że byłoby okrucieństwem mnie odprawiać w środku nocy i jako najwspanialsza gospodyni w mieście miałaś mnie przenocować. - Blondynka przypomniała swojemu gościowi o wspólnych planach na spędzenie nocy i wypróbować nowy bat jaki Froya zamówiła do popędzania swoich wierzchowców. Zapewne będą w użyciu i inne uprzęże ale t zależy od tego na co Froya będzie miała ochotę. - To mogę ci wtedy opowiedzieć jak poszło z Novakovićiem.

- A chyba faktycznie tak było coś mówione… Ale sama rozumiesz, że mamy teraz w domu małe przemeblowanie więc byś musiała zgodzić się na gościnę w pokoju dziecięcym. - powiedziała tak naturalnie jakby od dawna były umówione na tą wizytę jaką sobie wymyśliły właśnie teraz. Froya podeszła bliżej i zaczęła poprawiać jakiś kosmyk gospodyni. A ta z bliska znów mogła poczuć ten dyskretny aromat jej perfum. A który to pokój gościnny u van Hansenów to wiedziała bo przez ostatnie parę miesięcy bywała w rezydencji nie raz. Dawniej był to pokój dziecięcy dla Froyi i jej rodzeństwa ale obecnie jak została tylko ona w domu a wszyscy już dawno przestali być dziećmi był pomyślany jako pokój dla gości z dziećmi. A najaczęściej był pusty. Poza tym był tuż obok sypialni panny van Hansen.

- Każę przygotować pościel. I kąpiel. I myślę, że kuferek ze skarbami też trzeba będzie przewietrzyć. Ah… Przyszedł mi ten mój nowy pejcz. I szpicruta. Pejcza nie brałam bo duży i rzuca się w oczy. Ale jak widzę pokazałaś mi te tutaj wspaniałości to na tym pokazie po wystawie mogę posłać po tą szpicrutę. Mam ją w powozie. Pomyślałam, że ucieszsz się jak będziesz mogła ją obejrzeć z bliska. - Froya mówiła jak to między dwoma damami z towarzystwa wypadało. Nawet nie brzmiało to jakoś strasznie czy niestosownie. Dopóki nie znało się drugiego dna ich znajomości i tego jaki charakter mają ich spotkania za zamkniętymi drzwiami.

- Oczywiście że chętnie zobaczę wiesz jak lubię dobrej jakości rzeczy. - Pirora była bardzo entuzjastyczne nastawiona do tego pomysłu i nawet dała Froyi powód do użycia jej na młodszej szlachciance tego samego wieczora i korzystając z okazji że są w pokoju same van Dake ukradła van Hanssen pocałunek. Reszta wieczoru minęła w ciekawej atmosferze do zmierzchu i goście zaczęli się rozchodzić. A przez trochę wieczora ci co zostali i byli zaproszeni zeszli w swoich maskach i przebraniach do lochu i bawili się dalej. Widzieli jak wielka zła smoczyca znęca się nad księżniczką a potem trzeba jej usługiwać. Skończyli tak by wszyscy o rozsądnych godzinach wrocili do domu jakby te wszystkie sprośnosci i fetysze nigdy nie miały miejsca.

Pirora sprzedała połowę wystawionych obrazów większość swoich ale były też i te innych artystów na co najbardziej liczyła. Żeby ci artyści wiedzieli że van Dake dba o ich interesy.
 

Ostatnio edytowane przez Obca : 24-04-2022 o 10:54.
Obca jest offline  
Stary 24-04-2022, 10:50   #559
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
04.33; Marktag; południe; kamienica van Dake

Księżniczka i Pan Kat siedzieli na welurowych poduszkach w lochu kamienicy przy Bursztynowej 17. Księżniczka głaskałą wykończoną Burgund a na udzie Pana Kata leżała głowa przysypiającej Łasicy.
Ojciec Pirory przyjechał do miasta przedwczoraj. Cała kamienica chodziła jak w zegarku już pierwszej nocy ojciec wychłostał Pirorę tak ze miała fioletowe pręgi jeszcze przez długi czas. Oficjalnie nie zrobiła rodzinie wstydu ale ojcu chodziło o zasady. Malarka i tak rozegrała to perfekcyjnie, wcześniej uprzedziła Starszego i by on i Merga wsparli i przekonali by ojciec jej nie zabierał z miasta. Że jest potrzebna i jak udaje jej się działać dla dobra ich społeczności. Głównie dzięki wsparciu tych dwojga ojciec postanowił pomóc córce jak tylko może, ale zaznaczył że on musi mieć z tej działalności tez jakieś profity.
Na razie wystarczały schadzki w lochu i bawienie się na salonach tutejszej szlachty. Córka właśnie kończyła wyjaśniać mu powiązania jej i innych osób w mieście.
- Przynajmniej bękarta ci ten Lange nie zrobił… - słowa ojca były suche i pełne pogardy cięły bardziej niźli najostrzejszy sztylet. - …Twój plan z tym Durbeinem brzmi dobrze ale nawet jeśli ta jego żona padnie trupem to przynajmniej dwa lata żałoby, rok jak będzie miał w życi plotki, zanim będzie się mógł ci oświadczyć a tedy też przynajmniej pół roku narzeczeństwa, może krócej jak zaciążysz… to daje nam dwa lata najszybciej… ale tak jeśli to taka partia jak informacje jakie mamy mówią to będzie to opłacalne. Tego Ackermana trzymaj jeszcze przy sobie na wszelki wypadek dobrze mieć plan zapasowy. - Pan Kat chwycił brodę Księżniczki i pokręcił jej głową przyglądając się jej uważnie. - Dobrze że masz urodę po matce, powinnaś sobie poradzić. To z kim jutro się spotykamy?

- Van Zee robią piknik w swojej posiadłości, będzie cała śmietanka towarzyska planowałam tydzień później zrobić przyjęcie u nas w kamienicy można by rozdać trochę tych skrzyń jakie przywiozłeś, wiesz jako drobna podzięka dla tych wspaniałych ludzi za udzielenie mi pomocy i gościnności na tej obczyźnie. - malarka zasugerowała tą strategie.
- Tak to dobry pomysł, - przyznał jej pan Kat. - a co możesz mi powiedzieć o tym Grubsonie z którym się dzisiaj spotykamy?
- Kupiec, ustanowił sobie tutaj komórkę Pana Rozkoszy nawet nie wiedząc, że już ktoś tu działa, oportunista, nie ufa Starszemu, szanuje Mergę. Jest na swój sposób charyzmatyczny i odpychający jednocześnie. Ma swoich ludzi nie wszystkich znam. Ma Oksanę jeśli chodzi o umiejętności można ją nazwać jego prawą ręką z nią najczęściej współpracuje. - Księżniczka opowiedziała udzielając najszybszych wyjaśnień.
- Mhmm, a ciebie szanuje? -
- Trudno powiedzieć, lubi mój loch comiesięczne schadzki w nim. Póki co nadal jestem nietkniętą Księżniczką i mnie nie sponiewierał… Oksana czasem to robi na prywatnych sesjach dla mojej własnej przyjemności.

- Dobrze i nigdy nikogo nie wynoś ponad siebie tutaj, to twoja twierdza ty tutaj rządzisz . i musisz mieć tu nad nim przewagę. Raz ją stracisz i nigdy nie odzyskasz. - sięgnął po kufel wina i pociągnął długi łyk. Usłyszeli jak na górze otworzyły się drzwi i nowe osoby wchodzą do pomieszczenia. Pan Kat wstał a Pirora rozsiadła się w fotelu jej małym tronie. Przyszły najważniejsze osoby drugiego kultu, Oksana, Fabienne i Grubson chwilowo w standardowych maskach. Ich nowe leżały w pudełkach na stoliku wraz z innymi prezentami na powitanie.
Kiedy pojawili się w części wykwintnej lochu Pirora uśmiechnęła się i powitała ich jak najwykwintniejszych gości.
- Witam moi nowi przyjaciele, cieszę się że mogę was dzisiaj gościć w moich progach mam nadzieję, że nasz czas razem będzie przyjemnie rozkoszny jak zawsze. Pozwólcie że przedstawię mojego gościa. Oto Pan Kat. Czekając na was już zdążył mi wykończyć nasze dwie sierotki więc dla was zaraz sprowadze inną dwójkę. - blondynka w białym stroju i białej masce wskazała na miejsca na miękkich obitych siedziskach i poduszkach by się tamci przygotowali.

Dało się wyczuć tą charakterystyczną mieszaninę ciekawości i ostrożności obu stron. Jak zawsze gdy poznaje się kogoś nowego. Zwłaszcza w grupie. No i do tego w tak pikantnym celu i scenerii. Tutaj Pirora była wspólnym mianownikiem i łącznikiem pomiędzy nimi. No i właściwie dwie nagie łotrzyce w obrożach też. Ale akurat one wydawały się w tej chwili w mało komunikatywnym stanie. Tak naprawdę to jak z prywatnych rozmów no i reakcji ich obu to Pirora wiedziała, że obie są wręcz zachwycone jej ojcem. Jego stanowczością, charakterem, charyzmą no i bezpardonowością w działaniu. Z nawiązką spełnił ich brudne fantazje i kilkutygodniowe wyczekiwanie. I później pewnie znów będą jęczeć i marudzić na obolałe plecy i członki a przy okazji świergotać radośnie o ostatnim spotkaniu i czekając na kolejne. Tak, tutaj między dominuącym charakterem jej ojca a uległymi dziewczyn z ferajny nastąpiło doskonałe dopasowanie. No ale jednak w tej chwili, tak jak mówiła Ksieżniczka, dziewczyny nie nadawały się do świadczenia usług.

Z nowych gości pierwszy kroczył Grubson. Niczym samiec alfa i lider w swoim stadzie. Za nim posłusznie i skromnie szły obie kobiety. Cała trójka była w maskach ale to mogło stanowić zasłonę dla jej ojca i z wzajemnością. Ale ona i tak znała twarze skryte za tymi maskami tak samo jak oni jej. Gruby kupiec przywitał się z Księżniczką grzecznie ale dość oszczędnie. Nadal była między nimi spora nieufność. Zdawał się traktować ją jako zło konieczne i łącznika ze Starszym i Mergą. No ale miała ten swój sekretny loch w piwnicy. I sporo interesujących kochanek które też lubiły tu przychodzić. I to jakby łagodziło zwyczaje i dawało podstawę do zacieśnienia więzi i współpracy.

- Dzień dobry Księżniczko. Miło mi cię znów widzieć. Muszę ci zdradzić, że jestem strasznie podekscytowana! - to, że zamaskowana czarnulka jest Bretonką dało się poznać ledwo zaczęła mówić. Pani von Mannlieb była swego czasu strasznie zaskoczona, że jej koleżanka z kółka poetyckiego jakie spotyka się co tydzień u Kamili van Zee ma tak prywatnie zaskakująco wiele z nią wspólnego. Więcej niż mogłoby się wydawać. To znaczy tak jej to potem opowiadała druga z obecnych kobiet. Ta co miała charakterystyczne, dwukolorowe włosy spięte obecnie w surowy kok. Chociaż potem i Fabi też tak to opowiadała. Obie wydawały się znacznie milsze i przyjaźniej nastawione i do Pirory i do Księżniczki. Obie uwielbiały ten loch i tu się niecnie zabawiać chociaż występwały w dokładnie przeciwnych rolach. Co niejako zacieśniło także oficjalne relacje między nimi. Jako panna van Dake Pirora i tak niejako była skazana na współpracę z Oksaną co była główną krawcową i asystentką Grubsona a on z kolei dzięki umowie zawartej jeszcze z Versaną był głównym dostawcą kostiumów i wszelkich dekoracji jakie dało się zrobić z materiału. Nie było więc dziwne, że się spotykają. Zaś odkąd Pirora się przeniosła z tawerny do własnej kamienicy to i bretońska szlachcianka mogła ją częściej odwiedzać. Choćby na lekcje języka bretońskiego. Które często kończyły się właśnie w tym lochu. Niemniej gdy pani von Mannlieb odkryła jak wiele ją łączy z panną van Dake stała się jej gorącą zwolenniczką. Czy to w większych czy mniejszych sprawach, tak na kółku poetyckim czy w teatrze. A odkąd wiosną jej mąż co był morskim kapitanem znów ruszył w rejs to czarnowłosa piękność zyskała znacznie więcej swobody w tych towarzyskich spotkaniach. Teraz też obie nie omieszkały się ciepło przywitać z gospodynią i dało się dostrzec, że się lubią. Co innego mężczyźni.

- Pan Kat? Ciekawe imię. Mnie tu zwą Markiza Zniewolenia. - obaj mierzyli się spojrzeniami i pod uprzejmym tonem i uśmiechem dało się wyczuć dwa wilki jakie się obwąchują przy pierwszym spotkaniu. Kobiety zamilkły obserwując co się teraz stanie.

- To on tak je załatwił? - Fabienne szepnęła cicho do Pirory patrząc z zafascynowaniem na leżące bezwładnie Burgund i Łasicę. Bretonka też lubiła występować w podobnej do nich roli i w tej materii miały bardzo podobne preferencje. Teraz widać było jak nowe zabawki Herr van Dake noszą ślady jego sadyzmu.

- O. Palcat widzę. A tu szpicruta pewnie. I pejcz. O, i klamerki były w akcji. - panowie jak się przywitali to nowego gościa zainteresowały dwa nagie, bezwładne, kobiece ciała. Obie jęczały cicho i wyglądały na wykończone. A były żywym dowodem finezji i doświadczenia zdeprawowanego do szpiku kości kultysty. Oksana i Fabienne też podeszły obserwując to z zainteresowaniem.

- Nie stój, tak, podaj nam wina. - zdawało się, że do spięcia nie dojdzie a to naelektryzowane napięcie jakie się wyczuwało przy spotkaniu zaczęło się przeradzać w ekscytujące oczekiwanie. Gruby kupiec na co dzień, w miejscach publicznych i przy świadkach nie odważyłby się zwrócić tak obcesowo do zamężnej szlachcianki jaka była o kilka szczebli w hierarchii społecznej wyżej od niego. Ale tutaj nie było świadków a miejsce było bardzo prywatne. Mogli sobie pozwolić aby być sobą i pokazać swoją prawdziwą naturę.

- Dobrze proszę pana. - Fabienne dygnęła grzecznie jak posłuszna służka i podeszła do stołu aby nalać im do kieliszków. Herr van Dake obserwował ją ze znawstwem niczym handlarz koni dorodną, rasową klacz.

- Trochę nas mało Księżniczko… - ojciec dobrotliwie zwrócił się do córki jakby był dobrym papą i w życiu nie podniósł na niej ręki a już na pewno nie bata.

- Och mam świetny pomysł może zrobimy małe zawody! Przyjacielski zakład miedzy naszym Panem Katem a Markizem? Kto sprawi że jego zabawka będzie głośniej jęczeć? - Księżniczka zaklasneła w dłonie i jak to na kapryśna dziewczynkę przystało zaproponowała to w taki sposób, że trudno było uroczemu dziecku odmówić. stanęła na swoim tronie i pociągnęła za purpurową wstęgę przymocowana do dzwonka pietro wyżej, po jakimś czasie do lochu zeszło troje ludzi. Dwóch nagich mężczyzn i jedna naga kobieta. Mieli odpowiednio maski, barana, królika…lub zająca, i perliczki. Oczywiście była to służba Pirory James, Rene i Jean. Przynieśli ze sobą przekąski jak i używki i więcej trunków. Zawsze to dodatkowe osoby by ich zakuć w dyby lub zamknąć w klatce no i później jak już po “katowaiu i lekcjach bólu” nadchodziła godzina leniwego relaksu i ocierających się w komforcie o siebie nagich ciał to zawsze było dzięki nim więcej ciał.

- Ach i oczywiście będą prezenty ale to później! - Blondynka zwróciła uwagę na pakunki stojące na niskim stole.

Mężczyźni popatrzyli się na siebie przez maski aż Pan Kat wyciągnął rękę w stronę Markiza jakby mieli ten dżentelmeński zakład zapieczętować.

---

- To może już ją odepniemy? - zaproponowała dwukolorowowłsa madame wskazując szpicrutą w stronę bladolicej kobiety o czarnych włosach wciąż zakutej w dyby. Jak na madame pytała jednak grzecznie i tylko proponując a nigdy rozkazując. Jak zawsze gdy zwracała się do swojego pana i władcy. W przeciwieństwie do surowego i bezkomrpomisowego tonu jakiego używała gdy w pełni była madame dla swoich niewolników. Dziś jednak sytuacja była o tyle wyjątkowa, że tych niewolników obu płci było sporo a i władów było dwóch.

- Jak myślisz? Będziemy jej jeszcze potrzebować? Bo jeśli byś chciał to oczywiście będzie do twojej dyspozycji. - Markiz zapytał uprzejmie swojego nowego kolegę. I partnera. Okazało się, że Herr Grubson i Herr van Dake są zaskakująco do siebie podobni. Przynajmniej w roli właścicieli dyscyplinujących surowo nieudolny personel. Po początkowej nieufności i ostrożności, gdy okazało się, że nadają na tych samych falach stali się dla siebie bardzo jowialni, wręcz serdeczni. Jakby jeden koniecznie chciał bardziej uhonorować drugiego i z wzajemnością. Początkowa rywalizacja w tym konkursie zaproponowanym przez blondwłosą Księżniczkę szybko przeszła w przyjacielską rywalizację gdy okazało się, że trafił swój na swego. I nie będzie łatwo wyłonić zwycięzcę. A, że nie na co dzień spotykali kogoś o podobnych preferencjach, doświadczeniu i dekadencji to potrafili to rozpoznać i docenić gdy się z czymś takim spotkali.

- Oj chyba już jej wystarczy. W końcu jeszcze jakoś musi udawać dobrą żonkę w domu. A my zawsze możemy się umówić na następny raz. To była czysta przyjemność pracować z takimi profesjonalistami. - ojciec gospodyni też odwzajemniał się drugiemu życzliwością zwykle zarezerwowaną dla oficjalnych spotkań z towarzystwem do jakiego gruby kupiec raczej nie pasował.

- To prawda, z miłą chęcią. Dziewczęta też będą do waszej dyspozycji. A może Księżniczka ma na coś ochotę? - Markiz rozpływał się w tych uprzejmościach wobec swojego i nowego rywala i kolegi. Świetnie się razem bawili dokazując na czwórce niewolników a Oksana dzielnie im asystowała pilnując aby ich polecenia były odpowiednio szybko i dokładnie wykonywane. Dwójka nagich mężczyzn i kobiet dostali swoją porcję sadystycznej finezji. Ale obaj panowie za finałową zabawę postanowili sobie urządzić z Fabienne którą kazali zakuć w dyby. I tam ćwiczyli na niej swoje fantazje. Wreszcie skończyli gdy wydawali się nasyceni w swoich żądzach. I humory im wyraźnie dopisywały.

- Oh, Księżniczka to chyba miała nasz mały, dżentelmeński zakład rozstrzygnąć. - pan van Dake spojrzał z uśmiechem na swoją dorosłą córkę jakby nawet te wszystkie fanaberie i głupstwa jakich jego zdaniem narobiła przez ostatnią zimę teraz był gotów zapomnieć albo chociaż przymknąć oko.

- Och ale to takie trudne wydaje mi się że jęki każdej karanej były na podobnym poziomie. - Księżniczka stała w centrum pomieszczenia prezentując swoje młodociane wdzięki i zastanawiając się nad tym trudnym wyborem. Królik i Baran klęczeli u jej stóp czekając aż ona sama da im rozkaz. - Muszę się zastanowić i może mała sesja bólu i ekstazy pomoże mi w myśleniu. A was zapraszam na kanapy musieliście się mocno zmachać. - Wszyscy oprócz Księżniczki, Batrana i Królika poszli do części wypoczynkowej mogli podziwiać pracę właścicielki lochu. Bicze, kneble, węzły i rozgrzane w ogniu pogrzebacze. Jej finałem była eksplozja nasienia jednocześnie i torturowanego i zaspokajanego Barana. W nagrodę za pomoc Królik mógł dopuścić się sodomii na już zaspokojonym zwierzęciu. Wszystko na widoku zdeprawowanych gości. Którzy dopuszczali się spokojniejszych aktów zwłaszcza że obie łotrzyce trochę już wydobrzały akurat by móc robić na nowo użytek ze swoich ciał.

Oksana i Fabienne poczęstowały się opium a Markiz i Kat delektowali się widokiem tortur i dobrym winem.

- Zadecydowałam że nie da się wyłonić zwycięzcy więc jako Ksiezniczka tego lochu ogłaszam remis. - Władczyni przemówiła i zasiadła na swoim tronie. Kiwneła do Królika a ten chwycił trzy pudełka i podał je odpowiednio Oksanie, Fabienne i Markizowi.

- Od czasu przywitania was po raz pierwszy w tym małym królestwie dostaliście ode mnie maski ale w miarę upływu czasu uznałam że te proste nie odzwierciedlają waszego potencjału ani umiejętności dlatego przygotowaliśmy wam nowe. Mam nadziej że będa podpadały w wasze wysublimowane gusta. - Goście zaczęli odpakowywać swoje prezenty

Markiz dostał ciemnoczerwoną maskę z złotymi zdobieniami i kolorowych piór. Dodatkowo w pudełku znalazł pierścień z czerwonym kamieniem który był otwierany a w środku było miejsce na mała dawke używek.

Fabienne dostała teraz tytuł w języku bretońskim “Madame Butterfly”, jej prośby o nienaruszalność niektórych parti ciala spawio że skojażylo im się to z byciem delikatnym motylem i jego niezdolnością do latania kiedy uszkodziło mu się skrzydła. Jej maska była w odcieniach eleganckiej bieli i czerni. Przypominała stado motyli i tak jak i Grubson, Fabienne dostała tez biżuterie do tego bransolete.

Oksana dostała maskę na całą twarz, jak maska arlekina pomalowaną w dwa kolory z ozdobami ze złotej farbki. Misterna robota, można tracić godziny patrząc na te wszystkie szczegóły i drobiazgi.

Księżniczka przypatrywała się swoim gościom podziwiających prezenty, sama podpaliła porcje opium i paliła ją na spółkę z Baranem.

Trio gości z ciekawością otwarło swoje prezenty. A potem na twarzach wykwitły uśmiechy jak oglądali swoje nowe, zrobione specjalnie dla nich maski. Tak starannie wykonane. Oczywiście nie mogli się powstrzymać aby nie przymierzyć ich natychmiast. I przez resztę spotkania paradowali nago ale w tych przystrojonych ozdobami zasłonach na twarz.

- A ta bransoleta też piękna. Będę mogła ją nosić nawet na co dzień. Albo na nasze spotkania poetyckie u Kamili. - powiedziała zadowolona Bretonka bawiąc się nową sztuką biżuterii. Wydawało, że strasznie podoba jej się myśl, że będzie mogła nosić na co dzień i publicznie taki drobiazg który się wiąże z tak przyjemnymi i nieprzyzwoitymi wspomnieniami.

- No, nieźle, nieźle to wszystko pomyślane. Tak, podoba mi się, lubię tu przychodzić. - Grubson, tak zwykle oszczędny w pochwałach, teraz posadził swoje wielkie cielsko na wygodnym krześle i dobry humor od tych prezentów i przedstawienia serwowanego przez gospodynię z pomocą swojej służby sprawiły, że zrobił się całkiem wylewny.

- A ja myślę, że remis to uczciwy rezultat. Najwyżej następnym razem zrobimy sobie dogrywkę. - ojciec Pirory zgodził się łaskawie z jej sędziowskim wynikiem a i w całości wydawał się zadowolony z tego grzesznego spotkania gdy w tym dyskretnym i barwnym gronie mógł swobodnie dać upust swoim perwersyjnym żądzom. Obdarzył Burgund uprzejmym uśmiechem gdy mu podała kolejny kielich wina wracając do roli kelnerki i obsługi tej zabawy. Podobnie jak Łasica. Chociaż póki się nad nimi pastwił przed przybyciem Grubsonów to wydawało się, że cokolwiek by dziewczyny nie robiły to nie były w stanie go zadowolić.

- Pan Kat zostaje w mieście jeszcze przez dwa tygodnie, więc wydaje mi się że uda wam się jeszcze tutaj zabawić. - Księżniczka powiedziała leniwie patrząc jak ciała jej gości powoli dążyć do bycia jedna wijąca się w ekstazie masą.

Po tak owocnym spotkaniu Pirora wiedziała, że jeśli uda im się to parę razy powtórzyć Grubson będzie jej przychylniejszy a przynajmniej bardziej skłonny do współpracy w przyszłości. O Oksanę i Fabienne się nie martwiła, z nimi już miała dobre kontakty, choć ich wyjście spod pantofla Grubsona mogło być przyszłościowym celem szlachcianki.

Ojciec miał z kupcem jakąś umowę przed wyjazdem Pirora nie znała szczegółów ale co tam spisali między sobą. Pan Kat i Fabien mieli też parę prywatnych sesji w lochu i może Pirorze się wydawało to Bretonka wydawała się po nich wychodzić bardziej usatysfakcjonowana niż po sesjach z Grubsonem. Choć szlachcianka miała parę swoich rzeczy na głowie i mogło jej się wydawać. Podobnie jak wydawało się jej że zniknął on dwa razy podczas przyjęcia w ich kamienicy, i samej blondynce wydawało się że raz nie mogła dopatrzyć się Bretonki a raz Petry.

Za to noce ojciec miał bardzo owocne, poza młodzieżą i Kerstin chyba każdy domownik chociaż raz spędził noc z Herr van Dake w pokoju gościnnym spełniając jego zachcianki.
Na ostatnią noc Pirora przygotowała coś specjalnego oprócz grona wyznawców pana rozkoszy z miasta szlachcianka sprowadziła jeszcze Lily. Przekonać kózkę nie było trudno zwłaszcza jak kolejnego dnia szlachcianka wysłała niewtajemniczonych na piknik na plaży więc mutantka mogła swobodnie chodzić po jej kamienicy bez potrzeby chowania swoich wdzięków. Takie pożegnanie ojciec pochwalił i nawet na ostatnią chwilę dał Pirorze prezent. Skomplikowany naszyjnik z pereł. Szlachcianka go znała, należał do jej matki, wiedziała lepiej niż pytać się ojca dlaczego go wziął w podróż. Niemniej zawsze lubiła ten konkretny naszyjnik wiec przyjęła z wdzięcznością.

Owa pożegnalna noc Herr von Dake chyba wszystkim uczestnikom zapadła przyjemnie w pamięć. Chociaż każde z nich by uchodziło poza ich normami za wyuzdane i zdeprawowane to jednak poza Pirorą co miała już przyjemność obcowania z Lilly dla pozostałych było to zaskoczenie. Ojciec Pirory zdaje się widział ją przelotnie podczas spotkania ze Starszym ale chyba wtedy nie zwrócił na nią większej uwagi niż na zgrabną kelnerkę o ładnej buzi w przydrożnej karczmie. Wtedy był raczej zajęty rozmową ze Starszym i Mergą by mieć w głowie czas i ochotę na takie słabostki. No i nie było dziwne bo póki Lilly była w ubraniu, w sukni do samej podłogi co była przecież powszechna wśród kobiet to niezbyt się wyróżniała od innych młodych kobiet. Może te liliowe włosy od jakich wzięła swoje imię nieco rzucały się w oczy podobnie jak niebieskie u Łasicy.

W tą ostatnią noc gdy Lilly zdradziła swój sekret jaki skrywała pod spódnicą ukazując swoje kopyta i pokryte różowym futerkiem łydki to już zrobiło wrażenie i na trójce lokalnych kultystów i na jej ojcu. On chyba bardziej się zdziwił niż oni bo w końcu już ją wcześniej widział tylko nie zwrócił większej uwagi. Ale gdy Lilly jeszcze ściągnęła z siebie bieliznę i ukazała się jej dwupłciowość tak charakterystyczna dla wybrańców ich patrona a na podbrzuszu miała jego znamię świadczące, że cieszy się jego łaskami to już okazała się rewelacją wieczoru.

- Tylko ja muszę powiedzieć, że jestem bardzo płodna. Crystal tak mówi. Ona jest naszą wiedzącą. - uczciwie ostrzegła mutanta ciesząc się, że zrobiła takie zachwycajace wrażenie. Potem zaś zaczęły się już tradycyjne harce na kilka osób. Zabawki i meble w prywatnym loszku Pirory znów poszły w ruch i były uczciwie i od serca używane. Gdy już było tak późno, że prawie rano i gorączkę podniecenia zastąpiło w końcu przyjemne otępienie i senność wszyscy byli zadowoleni.

- Pilnuj jej i dbaj o nią. Ona jest poświęcona przez naszego patrona. To trochę jak żywa święta dla nas. Dbaj o nią. - polecił jej potem ojciec przed odjazdem. Znaczy po tym jak już ją złajał, że wcześniej mu nie zdradziła kim jest Lilly i jaki sekret skrywa pod spódnicą.

Grubsonowie podobnie byli zachwyceni kobietą z różowymi włosami. Każde okazywało to na swój sposób ale dało się wyczuć, że ta jej odmienność i znamę Węża zrobiły na nich ogromne wrażenie. A poza tym tak po ludzu Lilly trudno było nie lubić. Ciekawska świata, miła dziewczyna o przyjemnych dla oka i ręki kształtach.

Sama Lilly też była bardzo zadowolona z tego spotkania. W końcu przybyła do miasta wiedziona głównie ciekawością. Ciekawością ludzi, miasta no i tych pięknych, kolorowych i pachnących księżniczek jakie miały mieszkać w tym mieście. A tymczasem dotarła do miasta w dość pechowych okolicznościach, tuż przed ucieczką skazańców z kazamat. Co zaowocowało obławą w mieście i poza nim jakiej mieszkańcy jeszcze nie widzieli. W efekcie dla własnego bezpieczeństwa dziewczyna o różowych włosach musiała całe tygodnie spędzać w jaskini lub jakiejś dziurze. Nawet nie mogła wyjść na powierzchnię jak u siebie wychodziła do lasu choćby. Więc marniała i markotniała coraz bardziej. Krótkie wypady z Łasicą lub wizyty u Pirory stanowiły dla niej bardzo miłą odmianę. Ale do tej pory jeszcze nie była gwiazdą na przyjęciu i nie poznała tak welu nowych osób na raz. No a poza tym wszyscy byli dla niej mili, chętnie się z nią całowali i bawili i w ogóle traktowali jak jakąś księżniczkę.

Po tym wydarzeniu Pirora i Fabienne dołączyły do grona trójki osób które Lilly zdawała się najbardziej lubić. Pierwszą była Łasica. To ona zajęła się nią w tamtą pamiętną Festag gdy Lilly dopiero co przyjechała do miasta. Była dla niej miła, odkrywa jej sekret skryty pod spódnicą i jakoś jej to nie przeraziło. No i potem też ją chętnie zabierała i przejęła rolę starszej siostry, opiekunki i przewodniczki po mieście. Zaś Pirora i Fabienne były młode, ładne, kolorowe, pachnące i chętnie się z nią bawiły. Czyli spełniały najbardziej stereotyp księżczniczki z jakim Lilly przyjechała do miasta.
 
Obca jest offline  
Stary 24-04-2022, 10:51   #560
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
05.33 (4/8); Marktag; południe;
Ciche skrzypienie po schodach kamienicy. Pierwsze pietro, drugie piętro i w końcu trzecie pietro. Zakapturzona postać wyjęła klucz i włożyła do zamka. Mechanizm cicho zgrzytnął kiedy van Dake przekręciła klucz by otworzyć drzwi. Weszła do środka i zamknęła drzwi na masywną zasuwę. zamknęłaby na zamek ale zapalone świeczki w pomieszczeniu świadczyły że nie jest dzisiaj pierwsza.
Swoją pelerynę zawiesiła na kołku i ruszyła w stronę sypialni. W środku czekał ją znajomy widok. Ciemna sypialnia urządzona w zielonych kolorach i ziemnych meblach. jedno okno na pobliski skwer wejście do łazienki, stary wytarty dywan i damska toaletka z wielkim lustrem. Na stoliku stała otwarta butelka wina dwa kieliszki.
Ramirio von Zhytkow leżący na łóżku i czytajacy jakiś biuletyn. Odgłos wchodzącej kochanki podniósł wzrok i się uśmiechnął. Pirora położyła torbę na stoliku i zdjęła z siebie swoją kamizelkę. Rozlała im wino po kieliszkach i podeszła do niego podając mu jeden z nich. Nadal nic nie mówiąc stuknęli się, upili po łyku odstawili te kieliszki i mężczyzna wciągnął malarkę do łóżka. Po wyjeździe Lange Pirora odczuwała brak silnego mężczyzny z pewnym czarem osobistym. Zhytkow okazał się kimś kto spełniał te wymagania no i Petra dodała o nim jeszcze parę dobrych słów i dzięki koleżance oboje wpadali na siebie częściej chociaż największy przełom zrobili w swojej relacji pewnego wiosennego wieczoru na pikniku poza miastem. Trochę za dużo wina, woń ulubionych ponętnych perfum, różnica w poglądach i burzliwa dyskusja w czasie zabawy w poszukiwanie fantów no i próba wygrania dyskusji poprzez próbę odebrania partnerce głosu poprzez zamykanie jej ust pocałunkiem.

A potem jak to z Pirorą się już potoczyło samo. Okazało się że Ramirio von Zhytkow opiekuje się czasem mieszkaniem swojego przyjaciela w mieście. Przyjaciel jest oficerem na statku i czesto mieszkanie stoi puste ale ten ma klucze no i musi czasem sprawdzić czy wszystko jest na swoim miejscu.

- Ramirio…- jęknęła blondynka kiedy ten ścisnął mocno jej piersi. Ale musiala zapytać jakie bezeceństwa dzisiaj spełniają. Oficer lubił książki o dorosłych zabawach ale nie zawsze miał czas i partnerkę aby móc je realizować. Choć czasem chciał po prostu posiąść jakąś ładną szlachciankę zdecydowanie nie jak to wypadało komuś z jego korzeniami. - ...na co masz dzisiaj ochotę?

- Dobrze, że pytasz. - uśmiechnął się z zadowoleniem jakby wstrzeliła się dokładnie w jego oczekiwania. - Słyszałaś może o Telimie? Taka świątobliwa, Dzika Kobieta oddana Tallowi. - zaczął aby wyjaćnić skąd czerpał inspirację. A akurat ta postać literacka była pannie van Dake znana z dwóch broszurek jakie udało jej się dostać albo pożyczyć i przeczytać. Co prawda nie była to literatura wysokich lotów ale nadrabiała pikantną tematyką no i odważnymi ilustracjami z długowłosą i najczęściej mocno roznegliżowaną Telimą w roli głównej.

- No wyobraź sobie, że przeczytałem coś o niej. Wiesz, że wpadła w łapy piratów którzy wzięli ją do niewoli, kazali sobie usługiwać a za byle przewiny straszliwie karali? - powiedział sięgając po podobną broszurkę jaką już znała z poprzednich wydań i otworzył na jakiejś stronie. Akurat tam była ilustracja uwiązanej do sufitu, zakneblowanej Telimy w obroży. Skąpo odzianej jak chyba na większości obrazków.

- Tam masz kostium kelnerki. Będziesz mi usługiwać ale uprzedzam, że mam dzisiaj bardzo wysokie wymagania. - powiedział wskazując na jakieś ubranie leżące złożone na krześle przy stole.

- Och a już myślałam, że masz linę i od razu mnie dowiążesz do tego sufitu… - Blondynka dała szybko całusa kochankowi i zerwała się z łóżka łapiąc kostium kelnerki. Trochę jej zajęło to przebieranie zwłaszcza, że mogla użyć lustra urządzić kochankowi pewną formę pokazu przebierankowego. Kiedy skończyła złapała srebrną tacę ze stołu i po szybkim ustawienieniu na niej odpowiednich przedmiotów podeszła eleganckim krokiem do Pana Domu i z uśmiechem kokieteryjnej służki zapytała.

- Życzy pan sobie czegoś na orzeźwienie? - jej głos usłużny acz zaczepny, jakby była jedną z tych pokojówek liczącą na specjalne względy u swojego pracodawcy.

- A co tam masz ciekawego? - blondyn bez skrępowania skorzystał z tego, że obie dłonie ma zajęte trzymaniem tacy. Więc niezbyt może się bronić przed jego dotykiem. I raczej nie spodziewał się, że by próbowała. Bo z przyjemnością jego dłoń wylądowała na jej udzie i bez pośpiechu przesuwała się w górę ku jej pośladkom jakby pierwszy raz odkrywała nieznane dla siebie teren. Ale całkiem przyjemny do penetracji.

- Och! Panie von Zhytkow, naprawdę… toż to nie przystoi! - ‘pokojówka’ nie broniła się… mocno. Karcące oburzone słowa były powiedziane raczej jako zachęta do dalszego łamania zasad niż do zaprzestania tych macanek. I w miarę jak postępowały jej słowne sprzeciwy stawały ciekawsze, niemniej była tam typowym przykładem kiedy to usta mówią ‘nie’ a ciało krzyczy ’tak!’.

- Panie Zhytkow jeszcze ktoś zobaczy!

- Panie Zhytkow przecież tak nie można!

- Panie Zhytkow och!... przecież pani domu mnie wychłosta jak kurze nie będa starte!.

- Pa… panie... ach... Zhytkow… - Uwodzenie pokojówki szło oficerowi bardzo zgrabnie a może to przez to, że ta konkretna pokojówka była chętna i tylko udawała niedostępna.

- Ja tu mówię co można a co nie! Ja tu wydaję rozkazy! A z ciebie widzę znarowiona kobyła ale już ja cię nauczę moresu! - blondyn musiał się bawić równie dobrze jak blondynka. Można by rzec, że świetnie pasowali do siebie w tych odgrywanych rolach i zabawie. Jak dwie części monety jakie dopiero po połączeniu stanowią wspólną całość.

Dłonie mężczyzny które zaczęły tą zabawę dość, niewinnie, od i tak odkrytego kolana kobiety i uda. Poczynały sobie coraz śmielej. Chociaż chyba i Ramirio poddał się urokowi tej zabawy bo badał ją jakby rzeczywiście pierwszy raz miał z nią do czynienia. Najpierw dotarły do jej bielizny i radośnie zacisnęły się mocno na pośladkach. Potem ku górze, jak sprawdziły co ma pod dekoltem. A potem to posadził ją sobie bokiem na kolanie aby mieć swobodniejszy dostęp. Ale jak dalej zgrywała niedostępną to chyba był już na tyle nakręcony, że wstał ze skraju łóżka zmuszając ją do tego samego. A potem zaczął spełniać te groźby gwałtownie zdejmując z niej ubranie pokojówki które dopiero co założyła. Wreszcie wziął za linę, przerzucił ją przez belkę pod sufitem i widocznie miał ją zamiar przywiązać jak ci wstrętni piraci tą bogoboją Tamilę na ilustracji jaką pokazał jej na początku.

Lekcje aktorstwa jakie pobierała ostatnimi czasy przynosiły jej wiele pożytku w tych alkowowych zabawach. Stała w bieliźnie trochę za porządnej i ponętnej niż mogla sobe pozwolić pokojówka ale to szczegół. Udawała zawstydzoną a kiedy kochanek zaczął gotować linę i spojrzał na nią wyczekująco rzuciła mu się do stóp.

- Panie Zhytkow tylko nie to, ja się postaram ja będę już lepiej pracować. - Przywarła mu do nogi w tym błaganiu rozkosznie obiecując różne przemiłe rzeczy. - Ja poprawię Panu humor żeby było miło obiecuje. - Jej dłoń przez ‘przypadek’ musnęła mu krocze.

- O? Czyżby? Taka bezużyteczna wywłoka jak ty miałaby umieć coś pożytecznego? - brwi mężczyzny uniosły się do góry gdy mocno złapał ją za szczęki zmuszając aby podniosła na niego głowę do góry. Chwilę tak wpatrywał się w nią z góry na dół jakby chciał ocenić możliwości tej już prawie całkiem rozebranej pokojówki. W końcu ją puścił.

- No dobrze. Dam ci jeszcze jedną szansę. Znaj łaskę. Ale nie licz, że wywiniesz się byle czym. - powiedział dając gestem znać, że może zacząć działać przy jego spodniach ale, że łatwo nie będzie więc musi się postarać wykorzystać akt jego miłosierdzia.

- Dziekuje mości dobrodzieju! Obiecuje się postarać! - Zhytkow nie miał jeszcze przyjemności zaznać tego rodzaju przyjemności, przynajmniej nie w wykonaniu blondynki. Nie czekając zbyt długo ‘pokojówka’ rozpięła spodnie swojego dobrodzieja i wzięła się do pracy. Zrobiła w głowie notatkę by umówić się na hasło tej konkretnej czynności “Polerowanie sreber” nasuwała się sam przez się. Ponieważ był to pierwszy raz Ramirio blondynka zaczęła nieśmiało, niewinnie wręcz. Jednak jej umiejętności nie dało się ukryć na długo musiała nawet w połowie zmienić usta na swoje dłonie które kontynuowaniu czynność by wrócić do zabawy.

- Panie Zhytkow dobrze to robię prawda? Jest pan zadowolony prawda? - słowa pokojówki pełne nadziei i ekscytacji. mimo to Pirora uśmiechnęła się w ten kuszący sposób.

- Tak, myślę, że może być… Ostatecznie mogłoby być… - von Zhytkow zanurzał władczo dłoń w jej blond lokach i sycił się tym jak go obsługuje. Wyraźnie mu to sprzyjało przyjemność. No ale dzielnie trzymał się roli wymagającego dobrodzieja. Więc chociaż słowami trzymał fason w tej materii.

- No ale wcześniej byłaś krnąbrna. - powiedział znów spoglądając na nią z góry i wycelował w nią oskarżycielski palec przypominając o wcześniejszym zachowaniu. Więc znów wziął linę i schylił się aby związać jej nadgarstki. Bo coś chyba strasznie miał ochotę aby ją przywiązać jak tą Tamilę na obrazku.

Szlachcianka nie oponowała za bardzo, no nie bardziej niż robiłaby to służka, W sumie bycie wyciągnięta na linie stojąc prawie na palcach było na swój sposób ekscytujące. Owszem ona sama znała parę innych sposobów by kogoś uwiązać ale nie chciała się chwalić taka wiedza w końcu bycie wyuzdana szlachcianką która jest chętna na bezeceństwa a przewszać wiedza a tych sprawach mężczyzn to były dwie różne rzeczy.

Zastanawiała jak daleko Ramirio się posunie w swoich fantazjach.

Właściwie nie dowiedziała się czy to aż tak finezyjny nie był czy też był po prostu zniecierpliwony aby zacząć upragniony etap tej zabawy. Skończyło się na tym, że przywiązał ją za nadgarstki do tej belki pod sufitem. Tak, że musiała stać na środku pokoju z uniesionymi w górze ramionami i stała ledwo na bosaka. A on wreszcie mógł się nasycić swoją uwiązaną ofiarą. Co z premedytacją czynił. Obszedł najpierw ją parę razy jakby chciał nacieszyć oko tą bezbronną, nagą i piękną ofiarą. Po czym skrócił dystans i zaczął chciwie pieścić jej małe piersi, brzuch, trzaskać dłonią w pośladki albo zanurzać dłoń między jej uda. Aż wreszcie posiadł ją brutalnym, szaleńczym tempem, na stojaka, aż się ta lina i belka trzęsła. Nie wiedziała ile to trwało ale skończyło się spełnieniem w jej trzewiach. I pomrukiem męskiej ulgi i zadowolenia tuż przy swoim uchu.

Kiedy leżeli nadzy w łóżku niczym porządni dorośli kochankowie bez takich dziwnych wyuzdanych skłonnosci. Blondynka czekala aż mężczyzna wypocznie i będą mogli zrobić to jeszcze raz zanim trzeba będzie rozchodzic się do domu.
- Słyszałam że mieliście ostatnio udane polowane z van Hannsen. Przynajmniej ona uznaje je za udane. - Zapytała leżąc i patrzac na znaną broszurkę o Telimie. - Masz wiecej tych ksiażeczek? Ja znam tylko dwie ale chyba jest więcej

- Tak? To przynieś następnym razem. Sama widzisz jakie przydatne rzeczy w nich są. - zgodził się krótko ostrzyżony blondyn gładząc ją machinalnie po nagim ramieniu. - A z panną van Hansen tak, było całkiem ciekawie. Dawno nie spotkałem kobiety która tak świetnie trzymałaby się w siodle. - odparł uśmiechając się lekko i spod półprzymkniętych powiek.

- Ja mam tą ktora ty i jedną z nimfami w lesie. Myślę że to była jedna z pierwszych części bo tam są rzeczy które robimy zwyczajnie….w sensie ‘my’ nie wiem czy inni mieszkańcy mają tyle wyobraźni. - blondynka wyciagnęla się leniwie wzdłóż ciała kochanka.

- Trzyma się w siodle? Wydawało mi się że Froya w czasie polowań wyczynia takie rzeczy że trzymanie się w siodle jest najbanalnieszym z komplementów. - Blondynka poderwała się i usiadła na kochanka okrakiem na jego miednicy. Powolnym ruchem imitowała falowy ruch jaki miało ciało podczas jazdy na koniu podczas stepu. - Pozwól że ja ci zademonstruje jak mi świetnie wychodzi ujeżdzanie ogierów.

Pirora byla coraz lepsza w ujeżdżeniu zwykłych ogierow i tych metaforycznych, miała calą wiosnę do ćwiczeń na jednych i na drugich. Zresztą Zhytkow był jednym z tych ujeżdzanych więc wiedział że kiedy ta rzuca takie wyzwania czy propozycje to nie są to czcze obiecanki. Wiec jak zaczeli te zabawy z zwierzęcymi podtekstami to blondyn wyedukował Averlardkę jak się pokrywa klacze. Szlachcianka nie mogla zaprzeczyć że kiedy w Ramirio wstepowala dzikość to umiał wymęczyć partnerkę. Musi kiedyś mu zorganizować spotkanie w wiekszym gronie i sprobowac na nim nową formę proszku jaki opracowywała z Mergą, miał sprawiac że mężczyźni dłużej mogli wykazywac si swoją sprawnością bez obawy że po osiągnieciu ekstazy przestaną być twardzi.
 
Obca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172