Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2022, 07:40   #555
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację



- Jakbym wiedział, że będziemy tyle siedzieć to bym wziął karty albo kości. - mruknął Silny. Napięcie w końcu opadło. Zabiła je bezczynność czekania. Nie można było wiecznie być czujnym. W końcu więc Silny pierwszy usiadł na ziemi i oparł się o ścianę. Po nim zrobili to pozostali.

- A nie boisz się, że nas zaatakują jak sądziemy? - zapytała Lilly która nieco się uspokoiła jak z ciemności nie nadlatywały kolejne strzały. Ale nadal słabo znosiła stres. Wyjęła paczkę ze zrobionymi wcześniej kanapkami i zaczęła je jeść. Norma poszła w jej ślady. Pogłaskała ją po ramieniu jakby chciała dodać jej otuchy.

- Będą chcieli nas załatwić to załatwią. Zaczną strzelać z łuków aż nas wystrzelają. Koniec. Nic na to nie poradzimy. A bez Vasilija to i z pułapkami sobie nie poradzimy. Nie ma co się przejmować. Co ma być to będzie. - Silny wzruszył swoimi mocarnymi barami i też sięgnął do torby po jedzenie. Czas się tu dłużył a w nastałej ciszy głosy i odgłosy niosły się daleko. Jak tak siedzieli i siedzieli to czasem coś słyszeli z ciemności. Co pewnie znaczyło, że te podziemne istoty mroku wciąż im towarzyszą.

Egon ustawił tarczę przed sobą i usiadł, podobnie jak swój topór. Zatknięty gudendag leżał chwilowo w ziemi i na razie nie zamierzał go wyciągać. Zapowiadało się długie czekanie

Sam nie odczuwał zdenerwowania. Jeśli mieli ich zaatakować, już dawno by to zrobili.


---


Trudno było zgadnąć ile czekali. Może pacierz a może dziesięć. Pod ziemią trudno było to ocenić. Nawet Lilly z nudów zaczeła się zastanawiać na głos skąd ci tubylcy by mogli wiedzieć czy na górze jest dzień czy noc. I co będzie jak się olej skończy w lampie. Myśl, że zostaliby tu sami, w trzewiach ziemi, po ciemku, wydawała się niepokoić nawet Silnego. Bo kazał jej się przymknąć krótkich, oschłym tonem.

Ale w końcu zrobiło się jakieś poruszenie. Nawet trudno było powiedzieć co to takiego. Ale jak tu byli w bezruchu już dłuższy czas to dało się wyczuć nowy element. Norma dostrzegła to pierwsza bo podniosła się i toporem wskazała na stronę gdzie zniknął wcześniej Vasilij. Chwilę potem też to dostrzegli. Łuna światła zbliżająca się z każdym krokiem. Potem samo światło. Wreszcie dwie sylwetki jakie szły z jedną lampą. W tym jedna wyglądała iście majestatycznie. W długich rogach jakie czyniły ją prawie dwie głowy wyższa, zdobionej symbolami Chaosu spódnicy i kosturem też z symbolami uchodzącymi na powierzchni za plugawę. Doszli do nich bez przeszkód.

- No to zdążyliśmy. Bałem się, że was rozwalą zanim wrócimy. - Vasilijowi wyraźnie ulżyło, że nic tu się nie zmieniło i wszyscy są w takim stanie w jakim ich zostawiał.

- Vasilij mnie wprowadził w sytuację. Cieszę się, że nic wam nie jest. Dobrze postąpiliście. Szkoda by było zginąć w bezsensownej i zbędnej walce jakiej nie da się wygrać. - Merga też ich przywitała kojącym uśmiechem jaki mógł wlać pokrzepienie w serca.

- Właściwie nie było kogo brać. Sebastian do walki się nie nadaje, Gretchen też. To zostawiliśmy ich na górze. Niech powiedzą co się stało gdyby ktoś z naszych tam zaszedł. - powiedział wyjaśniająco, że postawili z wiedźmą na szybkość działania a nie coś innego. Dlatego wrócili tu tylko we dwoje.

- Poradzimy sobie. Są słowa potężniejsze od miecza. Coś się działo od tego jak Vasilij was zostawił? - wyrocznia uśmiechnęła się ponownie i zwróciła się tym razem do czekających.

- Nie, tylko czekaliśmy.

Egon powstał i zrobił parę ruchów, by rozprostować kości.

- Dobrze, że przyszliście na czas, już zacząłem się nudzić - sarknął wojownik.

Po czym zwrócił się do zwierzoludzi ukrywających się w ciemności:

- Hej, wy tam! - krzyknął. - Jak żeśmy gadali, nie okłamujemy was! Merga już tutaj jest!

I ponownie przemówił do Mergi:

- Gadają w reikspiel. Lepiej się z nimi rozmówić, wszak mogą się przydać nam w walce z inkwizytornią.

I zamilkł, oczekując reakcji ze strony Mergi i schowanych dzikusów.

- Gadają w reikspiel? To dobrze. To nam ułatwi sprawę. A ty Lilly próbowałaś po leśnemu? - rogata wiedźma wysłuchała Egona i pokiwała głową. Po czym zwróciła się do drugiego odmieńca w ich grupie.

- No krzyczałam do nich. Nie wiem czy coś zrozumieli bo i tak zaczęli do nas strzelać a potem przestali. I tam ktoś od nich zaczął krzyczeć po naszemu. Tylko tak dziwnie. - dziewczyna o liliowych włosach przytaknęła i przybycie wiedźmy wyraźnie ją uspokoiło.

- Ale da się zrozumieć co wrzeszczą. Oni nas chyba też. - Silny uzupełnił wypowiedzi kolegi i koleżanki. Wyrocznia o złotych oczach zastanawiała się chwilę nad tym wszystkim po czym spojrzała w przeciwną ścianę ciemności niż ta z której przyszła. Bo na razie nie padło z tamtej strony żadne słowo.

- No dobrze. To zacznijmy coś z tym ambarasem robić. Proszę was o zachowanie zimnej krwi i bez agresywnych ruchów. Szkoda byłoby gdyby spanikowali i zaczęli do nas strzelać. - powiedziała do całej grupki po czym podeszła kilka kroków w głąb korytarza i zatrzymała się obserwując ciemność tak samo jak pozostali. Powiedziała parę słów w dziwnym języku których chyba nikt nie zrozumiał. Po czym na chwilę zamilkła i stała wpatrując się przed siebie.

- Widzę ich. Są przed nami. Mają łuki. Trochę nerwowi. To chyba jakieś zwierzoludzie albo coś podobnego. - oznajmiła nie odwracając głowy jakby mogła coś dostrzec pomimo całkowitych ciemności jakie tam panowały.

- To trochę sztuczek na początek aby dotarło do nich z kim rozmawiają. - chyba się cicho uśmiechnęła co dało się poznać po głosie. I znów coś powiedziała, jedno krótkie słowo. A z jej palca wystrzelił płomień jakby był świecą. W porównaniu do lampy jaka świeciła za jej plecami nie robiło to wiele różnicy ale było widać, żwy płomyk płonący na czubku niebieskiego palca. Niespodziewanie Merga pstryknęła nim i ta świetlna iskra poszybowała w głąb tunelu. Upadła gdzieś w ciemności, na ziemię i tam nadal się świeciła jak mała świeca. Coś tam było, to już dojrzeli i pozostali. Jakieś stworzenia. Chociaż szybko odskoczyły ponownie w ciemność poza ten drobny okrąg światła. Zaś do pozostałych doszły jakieś piski i chrząkania z cichego dotąd korytarza.

- Jestem Merga! Dysponuję potężną mocą! Ale nie zniszczę was jeśli nas nie zaatakujecie! Przychodzimy w pokoju! Jako przyjaciele! Chcemy rozmawiać! Handlować! Wymieniać się! Kim jesteście?! Ozwijcie się! - czarownica krzyczała w głąb tunelu krótkie zdania. Po każdym robiła chwilę przerwy jakby chciała się upewnić, że tamci ją usłyszeli i zrozumieli. Też trwało to chwilę niepewnej ciszy nim się odezwał ten dziwny, skrzekliwy głos co poprzednio.

- Krwawe Bestie! My Krwawe Bestie! Ja Gank, wielki wódz! Dobrze! Ty rozmawiać dobrze, my też rozmawiać! To chodź, chodź! Będziemy rozmawiać! - dał się słyszeć ponownie chyba ten sam osobnik.

- No ale nie sama chyba? - rzekł Egon. - Jak idziemy, to obstawa musi być, żeby po równo było. My z Mergą, wy z waszymi pójdziemy. I targu dobijemy.

Po czym zwrócił się do rogatej czarownicy:

- Pójdziemy z tobą, ja pierwszy, a po bokach Norma i Silny. Ty znasz lepiej, czego zborowi potrzeba, to ty będziesz decydowała, jak ubić ten interes z nimi. Wiem, że dasz radę - dodał, ściskając topór. - I że nie zdarzy się nic.

- Dobrze, możemy tak zrobić. To weź lampę i będziesz oświetlał drogę. - wiedźma zgodziła się na taki szyk proponowany przez gladiatora. Po czym poczekała aż się reszta zbierze do kupy. Gdy byli gotowi ruszyli w głąb tunelu. Wyznacznikiem był ów mały płomień niewidzialnej świecy jaki nadal płonął. Nie dawał zbyt wiele światła ale stanowił jedyny punkt orientacyjny jaki widział Egon idący na czele. Zbliżyli się do niego, minęli go i poszli dalej. W powietrzu dał się wyczuć nowy, zwierzęcy zapach. Mieszał się on z wilgotnym, piwnicznym zapachem jaki panował w tych podziemiach. Merga co jakiś czas mówiła w którą stronę trzeba skręcić bo mijali odnogi tak samo jak dzisiaj czy wczoraj podszas wędrówki. Tak dotarli do czegoś pośredniego pomiędzy naturalną jaskinią a wydrążonym pomieszczeniem. Z jednej strony wydawało się być zbyt obłe i koślawe aby jakaś rasa celowo wydrążyła coś takiego a z drugiej było zbyt regularne aby to był przypadek. Tu jednak był jakiś koślawy stół na środku pomieszczenia i jakaś szafa pod jedną ze ścian i coś co chyba było barłogiami na podłodze.

To gospodarze zapalili wreszcie jakieś pochodnie więc dało się ich dostrzec. Faktycznie przypominali zwierzoludzi. Bo wydawali się być krzyżówką ludzkiej sylwetki ale jakiejś takie zgarbionej, zdeformowanej i porośniętej futrem. Nie mieli jednak rogów co było prawie normą wśród kopytnych. A zamiast kopyt dolne kończyny przypominały kocie, psie czy szczurze. Jeszcze każdy z nich miał długi ogon, też podobnie jak szczury. I byli ubrani w jakieś łachmany i chyba pancerze. Więc trochę wyglądali jak jakiś gatunek podziemnych zwierzoludzi a trochę nie. I łącznie widać było ich w pomieszczeniu z pół tuzina. Ale w okolicznych tunelach musiało być ich więcej. Może dwa, może dwadzieścia, a może dwieście. Tego nie szło zgadnąć.

Negcjacje przy stole też odbywały się na specyficznych warunkach. Stół był na środku pomieszczenia ale nikt do niego nie siadał. Wydawał się być raczej wyznaczoną strefą graniczną między dwiema stronami. Obie stały po swoich krańcach pomieszczenia co dawało pewną pustą strefę buforową pomiędzy nimi. A stół stanowił jakby odpowiednik płotu czy innej granicy.

Ze strony Kultystów negocjacje prowadziła głównie Merga. A od strony podziemnych tubylców ów Gnak. Widocznie przewodził swoim albo po prostu tylko on jakoś umiał się porozumieć w reikspiel. Nie ukrywał, że mieli za złe ludziom zabicie swojego rozpruwacza. Widocznie wiedzieli, że to zrobili właśnie obecni towarzysze Mergi i nie omieszkali tego zaznaczyć. A, że potwór chodził siać śmierć i rzeź to był raczej wypadek przy pracy. Wypuszczali go aby nałapał niewolników. Ale niestety jak od małego był tresowany do rozrywania no to robił to co go nauczono. Zwłaszcza jak działał samopas. No i odmieńcy uważali, że należy im się jakieś zadośćuczynienie za stratę tego potwora. To było jednym ze wstępnych warunków tych negocjacji.

A poza tym chcieli niewolników. Żywych i zdatnych do pracy. Najlepiej kobiety. Ale do pracy inni też mogli być. I jeszcze żywność i wino. Złoto jakby było to też by potrzebowali. No i magiczne rzeczy. Skoro kultyści mieli Mergę. A sami mogli dać swoje rzeczy. Broń i pancerze. Tresowane bestie. Krykówki jakich nie znał nikt z powierzchniowców. Nie obawiali się żadnej armii, inkwizycji ani nikogo takiego. Czuli się tu na dole pewnie. Byli gotowi do walki i wiedzieli, że wygrają z każdym przeciwnikiem jaki tu by trafił. Ta parę pułapek i strzał których na razie skosztowali powierzchniowcy wczoraj i dziś to było nic. Tego akurat Gnak wydawał się być pewny. Po tej wstępnej wymianie Merga wróciła do grupki jaka czekała pod ścianą pomieszczenia a Gnat do swoich pobratymców. Była okazja się naradzić.

- No nie powiem, czasem mam trudność zrozumieć co on mówi ale w gruncie rzeczy wymiana to wymiana. Jak nie patrzeć na ich aparycję i smród to aż tak bardzo się to nie różni od układów z plemionami na powierzchni. - gdy wiedźma mogła sobie pozwolić na chwilę oddechu rzuciła swój komentarz. Chyba jej ulżyło, że trafiły się im negocjatorzy z jako taką podobną ludziom inteligencją a nie coś całkiem obcego. Była jakaś płaszczyzna do porozumienia i dyskusji.

- No tak, ale do czegoś musimy się zobowiązać. Słyszeliście o czym z nimi rozmawiałam. Co proponujecie? - zapytała swoją eskortę. W końcu w grupie była mniej niż tydzień a miasta w ogóle nie znała to trudno jej było ocenić te możliwości.

- Brzmi dobrze. Ale potrzebujemy czasu, żeby tego wszystkiego dokazać - rzekł Egon.

- Żarcie, niewolnicy, wino, złoto… Może coś by się z tego dało skombinować. Jedzenie najpierw. Może z czasem byśmy mogli nałapać jakichś ciurów z powierzchni, czemu nie.

- Strupas mógłby nałapać paru łyczków. Na wespół z Vasilijem i Sebastianem, oni mogliby zorganizować jakiś handel niewolnikami. W Neues Emskrank szukają nas, ale mordy Strupasa i Vasilija nie są aż tak dobrze znane, toteż nie będą od razu podejrzani. Oni i Versana mogliby pociągnąć za parę sznurków. Handel niewolnikami? Do zorganizowania.

- Tak samo żarcie. Można by pomyśleć, jak to wszystko z powierzchni zrabować. A skoro oni w jaskiniach są, to może i już obadali jakieś wyjście poza miasto. Mogliby nam powiedzieć, a ja z Kuno, Silnym i może z Ulrichem byśmy zorganizowali jakiś sensowny orszak. Napadalibyśmy na kupców i do nich jakiś procent oddawali.

- Skąd wiem, że mają jakieś wyjście? Przecież to jasne chyba. Dziury kopać są sposobni, ani chybi gdzieś w lesie poza miastem mają jakąś wilczą norę, którą wychodzą. Trzeba się ich o to spytać.

- Jak dla mnie, to pierdolenie, że są w stanie tutaj sami przetrwać. Mają szczęście tylko dlatego, bo z inkwizycji nikt nie wie, że coś takiego jest pod ziemią. Jeśli ta damulka, co łamałą ludzi kołem sie zwiedzie, że mają pod sobą jakąś gównianą kolonię, to miejsce staje w płomieniach. To, że myśmy się im trafiliśmy to jest dar sił Czwórcy, lepiej nie mogli trafić.

- Jak dla mnie: w ramach okazania dobrej woli porwiemy pięciu ciurów z góry i oddamy im jako niewolników. A jak to damy, to przystąpimy do dalszej gadaniny, co możemy ugrać. Jak dla mnie, chciałbym z nimi rozmówić się, jakimi szlakami chodzili, to jest podstawa. I jak ten ich cudak mógł tak długo być nieuchwytny. Bo jak zrozumiemy, jakimi szlakami chodzili, to będziemy mieli podstawę, żeby zasadzać się na inkwizycję albo ukryć się.

- No i rzecz najważniejsza: my im tych niewolników oddamy, to musimy wywiedzieć się o jakimś miejscu, gdzie możemy się schować na dłuższy czas i tam założyć nową bazę. Bo tam na górze to tylko kwestia czasu, zanim znajdzie nas inkwizycja.

- Teraz to zima i port zamknięty. Ale jak zacznie się wiosna to ruch będzie większy. Jak jakiś jeden nie wróci na statek to żadna strata dla nich. Zawsze ktoś dezerteruje albo co. No i jak śnieg stopnieje to do miasta za robotą chłopki z prownicji walą. To też można by jakoś ich przejąć. Ta Myszka przecież po to do miasta przyszła tylko, że ją złapali i do lochu wsadzili. Byle nikogo znacznego. Bo jak ktoś znaczny to znaczny. Będą szukać i pytać. A to zawsze ryzyko, że ktoś coś widział albo słyszał i może na trop naprowadzić. Tak z tymi lochami teraz było. Trójhaka z nami nie było a też już go szukają. To trudno zrobić tak aby nikt, nic nie wiedział i nie widział. Zwłaszcza takie zniknięcie. To najłatwiej z jakimiś nowymi co nikt nie wie, że jesteś w mieście albo, że już cię nie ma. No ale to dopiero na wiosnę tak lżej z tym będzie. Teraz też do zrobienia no ale to takie skubanie będzie. - Silny zamyślił się nad tym wszystkim i pierwej zaczął od sprawy z łapaniem niewolników. Mówił tak jakby na większą skalę uważał to do zrobienia no ale łatwiej by było jak w mieście już panowałby tradycyjny ruch a nie zimowy bezruch jak teraz.

- Z żarciem to trzeba by z Karlikiem pogadać. On tym z jaskini od Lilly zorganizował żarcie to może i teraz dałby radę. Chociaż ostatnio trochę marudził, że ma same wydatki i tak dalej. No faktycznie wyłożył z kiesy najwięcej z nas wszystkich. Ale zapytać można. - Vasilij pomyślał o ich grubasie który zwykle brał na siebie ciężar większości kosztów i zorganizowania zaplecza. To ile to znaczyło było widać teraz, w tej nowej kryjówce. Praktycznie to co mieli w garnkach czy tym na czym spali to było dopiero jak Karlik to dowiózł. Nie chciał dowozić zbyt wiele na raz aby nie zdemaskować kryjówki pod lochami i na razie to tak było te dostawy pomyślane na parę dni. W porównaniu do warunków z “Adele” to w tej nowej kryjówce było dość biednie. No ale na statku to się urządzali przynajmniej z rok czasu a tutaj dopiero parę dni.

- Ja nie sądzę aby oni potrzebowali czegoś z niezbędnego z powierzchni. Może poza takimi rzeczami jak niewolnicy czy jedzenie jakich pod ziemią trudno znaleźć. Odniosłam wrażenie, że oni tu mieszkają na stałe i są niezależni od tego co się dzieje w mieście. - Merga zwróciła uwagę na inną rzecz jaką wywnioskowała z rozmowy z podziemnymi odmieńcami. Tamci też się naradzali pod przeciwną ścianą i często zerkali w ich stronę przez szerokość pustego pomieszczenia.

- Nie wyglądają mi na zbyt silnych. Ja bym pewnie mógł każdego z nich załatwić. Ale jakbym go miał o tak, na machnięcie pałą. - Silny posłał spojrzenie dziwnym zwierzoludziom oceniając ich możliwości na ile się dało czyli po wyglądzie i rozmiarze. - No ale póki są w korytarzach i nie potrzebują światła, mają te łuki i pułapki to słabo widzę walkę z nimi. - pokręcił głową na znak, że póki te dziwne stwory się nie ujawnią to nie dawałby sobie zbyt wielkich szans na wyjście zwycięsko z takiego starcia.

- No dobra to co mamy? Zgadzamy się dostarczać żarcie i niewolników. Jeszcze coś możemy zaoferować? No i co chcemy w zamian? - wiedźma chciała widocznie jakoś zebrać do kupy tą dyskusję aby wznowić te negocjacje z pewnymi atutami.

- Żarcie i niewolników na dobry początek, w zamian chcemy znaleźć dobrą kryjówkę pod ziemią i poznać tunele wokół Neues Emskrank. Z czasem, dobrze by było się rozpytać o artefakty sióstr. Zwierzoludzie mogli widzieć wiele rzeczy i miejsc, do których zwykłe chłopy, jak ja i Silny nie mogliśmy mieć przystępu.

Egon podrapał się jeszcze po głowie i zastanowił. Jeśli faktycznie byli tu niezależni, to skądś musieli czerpać jedzenie i wodę. Zatem tunele mogły sięgać znacznie głębiej i dalej, niż myśleli na początku.

- Chyba to wszystko. Na początek nam wystarczy, a z czasem zobaczymy, ile będzie nam potrzeba.

- Mnie to wystarczy na początek byśmy stąd wyszli z własnymi głowami na karkach. A resztę to najwyżej potem się dogada. I tak jeszcze na wszystko musiałby Starszy się zgodzić. - powiedział po chwili namysły Silny. Z nich wszystkich on był w ich zborze najdłużej więc najbardziej nawykł do tego, że wszelkie kluczowe decyzje podejmuje ich lider. Teraz sytuacja była tak nagła, że nawet nie było jak go zawiadomić, że coś się dzieje.

- No zobaczymy co da się zrobić. - Merga uśmiechnęła się do niego po czym odwróciła się w stronę reszty sali. Zastanawiała się nad czymś jeszcze chwilę. Po czym podeszła bliżej stołu na znak, że jest gotowa wznowić te pertraktacje. Gnak widząc to zrobił to samo i niczym przedstawiciele dwóch stron znów zaczęli ze sobą rozmawiać podniesionymi głosami. Co było niezbędne aby być wyraźnie słyszanym z kilkunastu kroków.

Druga tura tych rozmów była znacznie dłuższa. Bo już nie chodziło o ogólniki. Chyba obie strony zorientowały się już, że co prawda mogłyby sobie rzucić lada chwila do gardeł ale chyba bardziej by im się opłacała współpraca niż walka. Tylko teraz właśnie trzeba było to zrobić tak sprytnie aby osiągnąć jak najwięcej własnych celów no i usatysfakcjonować też drugą stronę. Jak podkreślała i Merga i Gnak obie strony były od siebie niezależne i ta druga nie była potrzebna do dalszego funkcjonowania. Więc żadna ze stron nie mówiła z pozycji siły a druga nie była zależności. Obie jednak zgadzały się, że wzajemna wymiana dóbr i usług może im się nawzajem opłacać.

Gnak wydawał się być bardzo zadowolony z obietnicy dostarczania niewolników. Podkreślał, że zwłaszcza zależy im na kobietach jakie nazywał samicami. Chciał ich jak najwięcej i jak najczęściej. Ale tu wtrącił się Silny, że jak zbyt wiele osób zacznie znikać z ulic to zaczną ich szukać. No a, że łowcy heretykó szukać umieli to w najlepszym razie oznaczałoby wstrzymanie tego procederu. Więc bezpieczniej było po trochu znikać te ofiary.

- Dobrze, dobrze. My się zgadzać. I my wam pokazać kryjówka. Dobra, dobra nora. Nikt z góry nie znajdzie. Tylko my. My wam pokazać. Proste liczenie. Jeden tydzień tam mieszkacie dajecie jedną skórkę. Jeden niewolnik. Jak samica to za jedną dwa tygodnie. - Gnak pokiwał swoim włochatym, podłużnym łbem na znak, że może sie zgodzić na pewien kompromis w tej materii. I brzmiało to jak opłata w niewolnikach za wynajem bezpiecznej kryjówki.

- Ale tunele nasze nasze. Tylko nasze. Wy nie łazić. Tunele nasze, wy nie włazić nam w szkodę. Wy nam nie przeszkadzać a my wam. - pokręcił łbem na znak, że nie podoba mu się pomysł aby obcy z innej rasy zwiedzali sobie sekrety jego podziemnego królestwa.

- A za jedzenie co nam dacie? Mięso, wino, piwo, sery. Tak jak mówiliśmy wcześniej. - Merga chciała doprecyzować co jeszcze można się porozumieć z tą dziwną, włochatą rasą.

- A co chcecie? Mamy szczury. Dobre szczury, zjedzą kogoś takiego jak wy do kości w tuzin oddechów. I duże szczury też mamy. Puszczamy je na takich co tu przychodzą i się pętają. Zjadają wszystko do kości. Na szczury nie ma mocnych. - zaśmiał się na taki pomysł i chyba był dumny z posiadania takiego wiecznie głodnego stada jakie można poszczuć na wskazanego wroga.

- I grzybki mamy też. Dobre grzyby. Dobre do wina i do innych rzeczy. Jedne na dobry sen inne na to jak nie chcesz spać. Dobre grzyby mamy o tak bardzo dobre. - znów sie zaśmiał chrapliwym głosem jakby nie chodziło o takie zwykłe grzyby zbierane w lesie.

Egon zamyślił się. Kryjówka się znajdzie, zatem najważniejsza ze spraw zostanie załatwiona. Jeśli zaś chodziło o inne proponowane przez Ganka rzeczy - szczury i grzyby - mogły się okazać pomocne.

- Brzmi dobrze - rzekł Egon. - A co, jeśli mogą nam dać jakieś informacje? Gdzie się kto kręci i jak podejść łowców czarownic? Jeśli tunele są poza naszym zasięgiem, to przynajmniej przydałyby się wieści. No? Jak to będzie, rzecz możliwa?

To pytanie nie miało prostej odpowiedzi. Bo trzeba było zacząć aby wyjaśnić podziemnemu ludowi o kogo pyta Egon. Z ich pytań i odpowiedzi wynikało, że chyba kto jest kto na powierzchni jest dla nich mętne. Może rozróżniali elfy od ludzi i krasnoludów, to że niziołki to bose kurduple i chyba tyle. Przy takim kiepskim stanie wiedzy trochę trudno było im opisać jak na tym tle rozróżnić łowców czarownic. Zresztą Gnak powiedział, że oni rzadko chodzą do miasta, nawet kanały miejskie to dla nich “górne korytarze”. Chociaż fizycznie było to chyba możliwe to na co dzień chyba po prostu on i jego pobratymcy nie bardzo widzieli powodu aby ruszać w trudny dla siebie teren. W końcu ich wygląd mógł zmylić kogoś tylko z daleka albo po ciemku.

W końcu stanęło na tym, że co prawda mogliby buszować po kanałach a nocą nawet po mieście no ale dla nich to był obcy, zdradliwy teren. Niemniej to, że mogli nawet w całkowitych ciemnościach głębokich podziemi obywać się bez światła zdradzajacego obecność czyniło z nich niezły materiał na szpiegów i zwiadowców. Chociaż brakło im motywacji aby ruszać na górę bo jak twierdzili wszystko co im potrzebne do życia dają im te podziemia. Poza niewolnikami. No i żarciem z powierzchni. Bez tego też mogli się obyć no ale z tym byłoby im jak nie łatwiej to przyjemniej.

- Można by im pokazać u nas co jest co. Chociaż w nocy. Bo w dzień to nawet moim chłopcom bym się bał ich pokazać. To nie jest coś jak ma Lilly, że spódnicą przykryje i wydaje się taka jak my. Z daleka widać, że to odmieniec. - Vasilij zamyślił się nad tą propozycją. Mimo wszystko dostrzegł jakąś płaszczyznę do współpracy między dwoma tak różnymi rasami.

- Dobra, to jest do obgadania na później w takim razie - rzekł Egon. - Mamy kryjówkę i wiemy, na czym stoimy, a w razie czego rozszerzymy sobie ten nasz sojusz. Sądzę, że na to możemy przystać.

Egon co prawda nie był w stanie przewidzieć, w jaki sposób rozwinie się potrzeba, żeby wykorzystać podziemnych zwierzoludzi, ale skoro Gank był w stanie gadać, a nie tylko zabijać, wojownik stwierdził, że to wystarczy. To, co mieli, było dobrą bazą, żeby później stworzyć bardziej konkretne misje.

- Jak dla mnie, możemy na to przystawać - rzekł Egon.

Merga przytaknęła po czym spojrzała na pozostałych ze swojej grupy. Ci dumali chwilę ale w końcu pokręcili głowami na znak, że nie bardzo mają pomysł co by tu jeszcze dodać. Więc czarownica wróciła do kończenia tych dziwnych rozmów z jeszcze dziwniejszymi istotami z tych podziemi. Co coś piszczeli i skrzeczeli między sobą naradzając się po swojemu podobnie jak to czynili to ludzie. W końcu co prawda Gnak z Mergą nie podali sobie dłoni ale jakoś doszli do zgody. Potem te dziwne, karykaturalne ale zwinne stwory eskortowały ich w bezpiecznej odległości przez swoje tunele. Trzymali się tuż poza zasięgiem światła więc bardziej było ich słychać niż widać. I w końcu grupka kultystów doszła do prawie pionowego komina po jakim trzeba było się wspiąć aby wrócić do kanałów. Dopiero tam można było się poczuć w miarę “u siebie”. Chociaż czekała ich jeszcze wędrówka przez te śmierdzące kanały.

- Właściwie to na początek chcą czterech niewolników. Albo dwie jeśli to kobiety. I jak im je dostarczymy to oni obiecali od ręki zaprowadzić nas do kryjówki. Ale bez tego to lepiej nie pętać się po tamtych tunelach. - podsumowała wiedźma jaka szła brzegiem kanału w świetle lamp niesionych przez pozostałych.

- Się pomyśli nad zorganizowaniem tego - rzekł Egon. - A co do łażenia w ichniejszych kanałach, nic tam po nas. Chodzić nie będziemy. Jedyne, co można by jeszcze ugadać, to znak jakiś, po którym będą wiedzieli, że to my.

- Mogą mnie rozpoznać po moim znamieniu na plecach, jeśli oni takie sprawy wywęszyć umieją. Albo sztandar będziemy nieść następnym razem przed sobą, żeby widzieli.

Egon w końcu wzruszył ramionami.

- Cóż… Zdaje się, że nam się udało - rzekł Egon.

- Rozpoznali, że to wy zabiliście im tego rozpruwadza i bez tego. No ale tak, można by wymyślić jakiś znak rozpoznawczy aby rozróżniali nas od kogoś przypadkowego. O ile tam da się dotrzeć przypadkiem. - Merga przypomniała Egonowi, że Gnak i jego pobratymcy dość dobrze rozpoznali w nich sprawców śmierci ich stwora zwanego rozpruwadzem. Za co zresztą żądali zadośćuczynienia. Szli tymi kanałami jeszcze spory kawałek prowadzeni przez Vasilija nim wrócili do znajomych kątów nowej kryjówki. Tam czekali na nich zaniepokojeni tą nagłą sprawą Sebastian i Gretchen. Merga i Silny uspkoili, że nic im nie jest. Trzeba było jakoś zawiadomić Starszego czyli właściwie Karlika aby powiedzieć mu o tym wszystkim. Co spadło na Vasilija bo w tym małym gronie tylko on znał miasto, punkty kontaktowe kultystów no i nie był rozpoznawalnym zbiegiem poszukiwanym po całym mieście i okolicy.

Egon skinął głową. Nie miał już więcej do dodania - kontent był z tego, że udało im się zmienić gniazdo zwierzoludzi pod ziemią w jakiś sojusz. Ten co prawda nie był pewny i być może dogadanie się z w gruncie rzeczy bestiami będzie trudne, to jednak było lepiej mieć ich przeciwko inkwizytorom. Nie mówiąc już nic, podążył dalej.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline