Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2022, 16:07   #8
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
The'll be a time
When I won't remember what I was afraid of
And I'll be swimming in the sea
No banging on this glass for me

Stan Ridgway - Don't Box Me In


Aurora mierzyła gospodarza odrobinę dłuższą chwilę.
- Tak, dotarła do nas ta informacja - przytaknęła na twierdzenie na temat ich stanu.
- Zdajesz sobie pewnie sprawę - kontynuowała po chwili - że pytanie o powód twojej gościny musi paść, więc… oświecisz nas jak oraz czemu nas tu zebrałeś?
- Kto powiedział, że to zrobiłem? -
Uniósł pytająco brew. - Nie ja decyduję, kto tu trafia ani w jaki sposób. Za to odpowiedzialny jest ktoś inny. Moja rola polega jedynie na... oszacowaniu waszej użyteczności oraz zawarciu paktu.
- A co jeśli nie zgodzimy się być twoimi podopiecznymi? Jeśli nie podpiszemy z tobą cyrografu? -
wcięła się z palącym pytaniem - i z dobrze słyszalnym wyrzutem - Sandy.
- Wtedy zginiecie - odpowiedział apatycznie mężczyzna, sugerując, że taka alternatywa nie jest dla niego niczym nowym. Widząc, że dziewczyna spogląda na improwizowany kołek tkwiący w jego dłoni tylko pokręcił głową i cisnął na bok kawałek drewna.
- Nie, nie zabiję was. Nie ma potrzeby brudzić sobie rąk.
Odnotowując, że lęk nekromantki zmienił się w brak zrozumienia, mężczyzna skierował palec wskazujący swojej lewicy na wysokości splotu słonecznego.
- Moc sfer, które przywróciły was do życia jest ograniczona. Bez interwencji Sędziego - bez *mojej* interwencji - wyczerpie się w przeciągu kilku godzin. A wtedy zwyczajnie zmienicie się w popiół, po czym ja...
- Ty wrócisz na swoją grzędę -
uprzedziła go Sandra, nie kryjąc zniesmaczenia.
- Zgadza się. Sam nie wyraziłbym tego lepiej.
- To zwykły szantaż! -
stwierdziła, jej głos na granicy histerii.
- Nonsens - wypowiedział wyraz tak dobitnie, że czarnowłosa zatrzymała się w pół słowa.
- To wasza szansa. By się odrodzić. By stać się czymś więcej niż chodzącymi truchłami.

Aurora prychnęła pod nosem. Ale nie był to drwiący gest. Bardziej… niespodziewane rozbawienie.
- Kiedyś znałam kogoś, kto mówił podobnie. Szantaż, nie szantaż… Masz silne karty. Więc… negocjujmy. Jakie miałyby być warunki? Ostrzegam z miejsca, że przyjmuję możliwość, by żądania okazały się nie do przyjęcia. Żyłam długie życie i ostatnia dekada… i tak była mniej zabawna niż bym oczekiwała.
Dawny tyran kiwnął głową - gest wyrażał aprobatę dla słów Aurory.
- Słusznie. Życie przepełnione cierpieniem nie zasługuje na takie miano.
Jego masywna sylwetka oddzieliła się od filaru. Wyprostował się.
- Ale może tym razem potoczy się ono inaczej. Stoją przed wami dwie alternatywy. Pierwsza to zwykły handel wymienny. Jedna przysługa w zamian za drugą. Akceptujecie moją propozycję i wykonujecie pojedyncze zadanie, a ja w zamian stabilizuję wasze sfery. Koniec końców odzyskacie swoją nieśmiertelność, a nasze drogi się rozejdą.
Płomiennowłosy przeszedł kilka kroków trzymając ręce skrzyżowane z plecami. Wpatrywał się w bliżej nieokreślony punkt kilka centymetrów nad lewym uchem Sandy.
- Drugą opcją jest złożenie swojemu patronowi przysięgi wierności. Podobnie jak dla wojowników z dawnych czasów, tak i dla was wiązałoby się to z licznymi korzyściami... ale także z wieloma obowiązkami. Wybór, jak zawsze, jest wasz.
Zatrzymał się i uniósł palce prawicy na wysokość oczu. Rezonowała wokół nich fala gorąca - jak nad asfaltową powierzchnią w skwarny letni dzień. Po chwili Aurora dostrzegła coś jeszcze - między opuszkami dłoni mężczyzny trzepotały migotliwe iskierki światła. Sam Aglar zdawał się bardziej zainteresowany tym miniaturowym spektaklem niż swoimi gośćmi - co w kontekście przedstawionego im przed chwilą dylematu sugerowało, że daje wampirom czas do namysłu.

Aurora wykorzystała ten moment. Nie aby się zastanowić. Znałą swoją odpowiedź, ale składała słowa z wyczuciem, mając świadomość ich wagi.
- Raz już przysięgałam wierność z własnej woli. Ale to był tytan pośród ludzi. Jego wizja… jego misja… były wspanialsze niż wcześniej wierzyłam, by było możliwe. Nawet jeśli ten patron miałby być godny wejścia w buty, które po nim zostały… najpierw musiałby mi to udowodnić. Więc pomówmy o pracy najemniczej.
Mężczyzna przytaknął i ponownie zwrócił się w stronę dwójki kobiet. Jego dłoń zaczęła zatracać swój nadnaturalny poblask, a na twarzy malowało się zrozumienie - lub potencjalnie nawet zadowolenie - względem decyzji białogłowej. Może wiązało się z siłą jej charakteru. A może po prostu Aglar nie zwykł nosić obuwia z drugiej ręki.
- Oczywiście. Zatem przejdźmy do me-
- Jeśli tylko mogę, to chętnie wybiorę opcję numer dwa
- odezwał się głos z krzesła obok Aurory. Zdziwienie rudowłosego było niemal niedostrzegalne - złożyło się nań delikatne zmarszczenie brwi połączone z drgnięciem górnej wargi. Z wolna skierował swoje palące spojrzenie na Sandy, która wyglądała na znacznie bardziej skonfundowaną niż on. Mimo, że kwestia wydobyła się przecież z jej gardła.

Aurora skrzywiła się na słowa nowej koleżanki, ale był to czysto mentalny gest. Utraciła do niej odrobinę szacunku. Nawet wśród dzieci nocy wielu jest konformistów. Świat Mroku zawaliłby się w posadach, gdyby każdy jeden chciał być liderem czy indywidualistą. Na nich nie zbuduje się społeczeństwa, więc nie zamierzała otwarcie skrytykować Sandy za dokonany wybór. A kto wie? Może nie miała do czego wracać i idea zaczęcia gdzieś od początku, z pomocą w postaci patrona, do niej przemawiała. Wciąż (znów mentalnie) gryzła się w język, aby nie skomentować składania przysięgi wierności komuś, kogo na oczy nie widziała. Albo komuś, kto mówi o sobie w trzeciej osobie - zależy, do czego dokładnie pił Aglar. Toteż milczała. Teraz był czas dla Sandry, aby określić swoją przyszłość. Co ciekawe, rudowłosy powitał deklarację dziewczyny raczej z namacalnym zdystansowaniem niż z entuzjazmem.

- Skąd ta... nagła zmiana? - zapytał, odzyskując stoickość typową dla marmurowych posągów. Dziewczyna poczerwieniała na twarzy i wlepiła wzrok w kamienną płytę u swoich stóp. Jej dłonie spoczęły na kolanach i zacisnęły się w defensywnym geście osoby werbalnie zapędzonej w kozi róg - zarówno poprzez swoje własne decyzje, jak i przez kłopotliwe pytania postronnych. Wyglądała jak mała, przestraszona dziewczynka. Była kimś zupełnie innym niż ta beztroska, emanująca poczuciem humoru młódka, z którą Aurora żartowała kilkanaście minut temu. Chciała odpowiedzieć, ale zamiast tego tylko histerycznie czknęła. Słowa ugrzęzły jej w gardle, stłamszone nadmiarem żalu. A ten ordynus miał zamiar napawać się jej cierpieniem. Sycić się nim i spijać je jak najsłodszy nektar. Aurora wciąż się uśmiechała nonszalancko. Tylko ten uśmiech z każdą chwilą stawał się coraz bardziej i bardziej fałszywy. “To nie twoja sprawa” powtórzyła sobie trzy razy, nim zorientowała się, co robi. Historia zatacza kręgi, co nie? Bo właśnie los chyba próbował ją wepchnąć w buty jej dawnego mistrza…
- Idź za mną - powiedziała w końcu już bez uśmiechu, a zamiast tego jakby z wyzwaniem rzuconym w stronę sędziego - Najwyraźniej szukasz celu, bo gdzieś po drodze go zgubiłaś. Rozumiem to. Przeżyłam to i jeśli jesteś gotowa przysiąc bezwarunkowo wierność komuś, kogo nie widziałaś na oczy, to przysięgnij warunkową mi. Jedna dekada. Przez tę dekadę będziesz za mną podążać. Posłuszna, ale nie niewolna. Wierząca, ale nie bezmyślna. A ja cię poprowadzę i dam CEL. Po tej dekadzie dam ci wybór, a jedną z opcji będzie, że pozwolę ci się zabić, jeśli byś uznała, że nadużyłam twojego zaufania…


Sędzia przyjął wyzwanie. Co więcej, uczciwe współzawodnictwo zdawało się nie być mu obce, ponieważ kiedy Aurora przedstawiała Sandy swoją ofertę, milczał. Nie wchodził jej w słowo, nie wyszydzał, nie starał się podważyć przedłożonej argumentacji. Spokojnie obserwował, dając kruczowłosej czas na przetworzenie informacji. Na dokonanie wyboru. Kiedy Sandra ponownie uniosła ślepia, spoglądały one na Aurorę. Tliły się w nich smutek, zażenowanie, skrucha, a nawet pojedyncza iskierka wdzięczności. Ale....


Aglar zniknął, sprawiając, że srebrnowłosa mimowolnie mrugnęła. Gdy otworzyła oczy, sędzia stał za parą krzeseł, acz nieco bliżej tego należącego do Sandy. Dwa palce jego masywnej lewicy spoczywały na jej barku. Jednak wzrok, te dwa skrzące punkty, które swoją intensywnością dorównywały gwiazdom, utkwił w drugiej wampirzycy.
- Twa dedykacja i chęć niesienia pomocy są godne podziwu, ale... - urwał, z jego krtani wydobyło się strapione, niemal szpetne westchnienie. - Twoje przekonania są kalekie. Opierają się na mrzonkach i egotyzmie - wypowiadając ostatnią kwestię nadał jej wydźwięk prawdy niepodważalnej, ale zdawała się być ona zaadresowana do kogoś innego niż Aurora, co zaraz potwierdziło jego zbłąkane spojrzenie.
- Poza tym, jej wcale nie chodzi o jakiś abstrakcyjny “cel”. Prawda? - pytanie skierował do Sandry. Ta pociągnęła nosem, otarła ślepia rękawem i... energicznie przytaknęła.
- Mam już... mam już po prostu dość. Dość uciekania, dość bycia wyszydzaną i katowaną! Tą najsłabszą! Nie chcę więcej pustych obietnic, kłamstw rozciągających się na całe pokolenia czy niepowodzeń mierzonych w dekadach! - Karmazynowe smugi spływały jej z policzków na szyję. - Miałam stać się kimś lepszym. Pełniejszym. Silniejszym! Ciężko na to pracowałam. Walczyłam! Starałam się... a co mi z tego przyszło? Jam mi podziękowano?! Zabili mnie. - Jej oczy zaszły czerwienią, a kły wydłużyły i nakuły wargi. - Zabili mnie, Auroro! Wykorzystali i wyrzucili jak zużytą ścierkę! - Chciała poderwać się do góry, ale stanowczy nacisk palców sędziego wystarczył, by utrzymać ją w ryzach. Nie mogąc dać fizycznie upustu swojej furii, zmuszona więc była ziać nią wkoło.
- Więc nie karm mnie kolejnymi bajkami, bo nie masz jak ich spełnić! Jesteś równie słaba jak ja! Gdzie był Twój ideał?! Gdzie był Twój rycerz w lśniącej zbroi, gdy tobie odbierano życie?! - Chciała chyba powiedzieć coś jeszcze, ale gdy uświadomiła sobie ogrom bezdusznej kostyczności zawarty w ostatniej kwestii, otrzeźwił on ją na tyle, że w momencie zamilkła, kryjąc twarz między rękoma. Aglar obserwował całość sceny ze stoicyzmem odpowiednim dla piastowanej funkcji.
 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 29-05-2023 o 10:45.
Highlander jest offline