21-04-2022, 08:56
|
#100 |
| Vall z pomocą Sherwynn uporał się z zamkiem i wejście do huty stanęły otworem. Od razu buchnęło w was nieprzyjemne, nagrzane powietrze kontrastujące z tym jesiennym na zewnątrz, ale nie było innego wyjścia, jak wejść do środka. Najpierw w półmroku szerokiego na dwie osoby korytarza zniknął Fred a za nim Cade. Verna i Argaen nie musieli nawet zbytnio uważać, by nie narobić hałasu, gdyż wnętrze huty wypełniał jednostajny hałas pracujących pieców, zagłuszający nawet wasze myśli. Krótki zwiad łasicy i niziołka pozwolił stwierdzić, że korytarz skręcający w lewo po kilkunastu krokach jest pusty i kończy się kilkadziesiąt metrów dalej. Na wszystkich ścianach znajdowały się drzwi albo podwójne wrota, a że najbliższe mieliście od razu przy tylnym wejściu, to i je postanowiliście w pierwszej kolejności sprawdzić.
Cade nacisnął klamkę i drzwi otworzyły się, a wy szybko, z bronią w gotowości przemknęliście do środka. Pierwsze, co rzuciło wam się w oczy, to kilka małych, pracujących pieców wzdłuż południowo-wschodniej ściany tego pomieszczenia, a mniej więcej pośrodku znajdował się największy z nich, wyrzucający z siebie niebieskie, najpewniej alchemiczne płomienie. Dudnił najgłośniej i zagłuszał wszystko wokół. W izbie stały marmurowe stoły, używane do obróbki surowego szkła a obok nich drewniane, zawalone różnymi narzędziami. To właśnie przy nich dostrzegliście nieproszonych gości - sześciu wyraźnie znudzonych goblinów w prostych skórzniach i z psiakociachaczami ułożonymi na stołach. Dwóch prowadziło ze sobą jakąś kłótnię, ale przez hałas pieca Cade nie był w stanie usłyszeć, o co dokładnie chodziło, a pozostali albo dłubali w nosach, albo wąchali się wzajemnie pod pachami, chcąc sprawdzić chyba, który z nich śmierdzi bardziej.
Makabryczne efekty ich "zabaw" ujrzeliście na podłodze przy piecach. Leżały tam zwłoki ośmiu mężczyzn, prawdopodobnie pracowników huty, z którymi zieloni nie obeszli się łagodnie - większość ciał była rozczłonkowana, na część z nich wylano stopione szkło, przez co szczątki wyglądały jakby eksperymentował na nich jakiś szalony alchemik. Podobnie potraktowano okaleczonego, zastygłego w szkle człowieka we wnęce nieopodal, którego od razu rozpoznaliście. To był Lonjiku. Jego poharatana, zakrwawiona twarz zastygła w paskudnym, pośmiertnym grymasie a lewa ręka oraz prawa stopa były odcięte i leżały obok tego makabrycznego posągu, w który zamieniły go gobliny. Lub ktoś inny.
Zieloni jednak nie zwracali uwagi na otoczenie i nawet nie usłyszeli waszego pojawienia się w pomieszczeniu. Wszystko dzięki jednostajnemu, głośnemu dudnieniu głównego pieca. |
| |