| Zaraz za Tanyrem, po drabinie zeszła młoda blondynka. Zeskoczyła dziarsko z trzeciego szczebla, skracając drogę. - Ahoj! - przywitała się, spoglądając na zgromadzonych. Nie kryła wcale faktu, że przy pasie miała broń palną - wręcz przeciwnie, trzymała na niej swą prawą dłoń. - Pyszczku, co ty robisz na ziemi? - rzuciła w stronę Brodiego, który nadal leżał pilnowany przez Novio.
- Zapewne odpoczywa po trudach dnia... czy też nocy... - odparł, nieco złośliwie, Tanyr. - Jaka jest kara za włamanie, kradzież i zabójstwo? - zwrócił się do sierżanta.
- No nie będzie dziewczynie lekko, albo cały ciężar tej sprawy spadnie jej z ramion. Jak mistrz małodobry się postara, to nawet jej włos z głowy nie spadnie. - Wzrok Augusta spoczął na dłoni kobiety, opierającej się o pistolet i krasnolud przygotował się do przywołania ściany wiatru. Zawsze warto było się przygotować na to, że sytuacja się gorzej potoczy. Zdawało się jednak, że znalazł właścicielkę włosa z rozmemłanego łóżka. - O co chodzi? - spytała blondynka, nadal nie będąc w temacie. - Chodzi o włamanie, kradzież i zabójstwo, do których doszło tej nocy. Prawo karze takie występki - wyjaśnił jej sierżant, który spokojnym krokiem wrócił do stajenki. - To ciekawe. A co mówi prawo, o współpracy ze spiskującymi i praktykującymi nekromantami? - odparła dziewczyna, spoglądając na Tanyra. - Nie zezwala. Ale wszystko zależy od okoliczności - odparł sierżant, świadomy że sam przez parę tygodni pracował na polecenia nekromanty-sobowtóra.
- Współpracowałaś z nekromantami? - spytał spokojnie Tanyr. - To bym proponował, żebyś jak najszybciej uszykowała dobrą linie obrony. A teraz rzuć broń, zanim cię zabiję za stawianie oporu podczas aresztowania. Nie żartuję. - Nie ja, tylko ty. To wyście dostarczali dla nekromanty magiczne szkatułki z zawartością - odpowiedziała kobieta, kładąc dłonie na biodrach - dalej od broni, ale nie rozbrajając się. - Że co? - wyrwało się kpiąco z ust Lagerthy, która ani trochę nie dowierzała blondynce. - To był sobowtór i nikt nie wiedział, że jest nekromantom - sierżant Moss uciął temat. - Panienko, nie czas na damskie droczenie się. Doszło do włamania, kradzieży i zabójstwa, a ciebie złapano na miejscu tych wypadków - dodał od razu. Choć ostatnia jego uwaga była lekko nagięta, to zasadniczo miał rację. - No dobra - przystała blondynka. - Nocą włamaliśmy się tam z moją załogą, sądząc że złapiemy drugiego nekromantę. Ale ślady krwi świadczyły, że ktoś już wcześniej dokonał zabójstwa, no i piana z nagrody(*). Wtedy załoga mi bunt podniosła i nie mogłam ich powstrzymać, aby wychodząc nie zabrali tego i owego... Myśmy sobie z Pyszczkiem tylko randkę przedłużyli i byłoby tyle tej historii, ale jacyś podejrzani złodzieje nam przeszkadzały, to postrzeliłam jednego, alarmując straż - powiedziała, a jej delikatny głos brzmiał niezwykle szczerze. Wszystko by się zgadzało, ale ewidentnie myliła śmierć fałszywego Edmunda i jego kompanów, ze śmiercią postrzelonego ninja.
-Kiedy dokładnie co się wydarzyło? - Zapytał August, wyciągając zza pazuchy dziennik a z kieszeni węgiel. -Dla jasności, zastrzeliłaś, nie postrzeliłaś. Nawet chyba nie wiesz kogo. - August spojrzał na sierżanta pytającym wzrokiem. To co powiedziała piratka, wskazywało, jakby jego ludzie, mający pilnować posiadłości, byli ślepi, głusi, lub mieli kamienny sen. - Jak to, zginął, od jednego strzału??? - zaskoczona blondynka, była wyraźnie skołowana i straciła dotychczasową pewność siebie. Nie wiedziała i nie mogła wiedzieć, że ów ninja nie powrócił jeszcze do pełni zdrowia po ciężkiej walce poprzedniego dnia, oraz że po postrzale zamiast pierwszej pomocy otrzymał dodatkowy cios w ramię. - A jednak. Proszę więc wszystko jeszcze raz dokładnie powiedzieć. Kiedy i jak, zaczynając od sposobu w jaki włamaliście się na teren posesji - sierżant Moss poparł pytanie Augusta. - No tak, było tak jak mówiłam - zaczęła kobieta, teraz już pod widoczną presją. - Po tym jak załatwiliśmy tamtego nekromantę w Trzymizi, zorientowałam się że tu jest drugi. Coś kombinowali, więc postanowiłam go powstrzymać, a wizja kolejnej nagrody łatwo skusiła moją załogę. Dotarliśmy tu wczoraj wieczorem. Nasz czarodziej rozpoznał magiczne ogrodzenie i wyczarował kruka, a gdy straż popędziła tam na alarm, przeszliśmy z drugiej strony i weszliśmy do domu, zostawiając na ogrodzeniu papugę - blondynka meldowała jak na spowiedzi, a opis fortelu zgadzał się z tym co mówiła wcześniej straż o fałszywych alarmach wywołanych przez ptaki. Mina sierżanta sugerowała zrozumienie, ale na zadowolonego nie wyglądał. - Mieliśmy dobre intencje, pozbycia się nekromanty. Ale w środku znaleźliśmy liczne ślady krwi, szczególnie w pracowni, takie dwudniowe... Wtedy załoga postanowiła dać nogę, zabierając co się da, aby coś z tego mieć. A myśmy z Pyszczkiem znaleźli wyśmienite łoże, które prosiło się o ukoronowanie wieczoru. Wszystko było pięknie, dopóki ktoś nie zaczął nas bezczelnie podglądać przez okno podczas naszych akrobacji. Gdyby to była straż to mały sztorm(**), ale podglądacze okazali się parą złodziei, i to takich którzy wiedzieli czego i gdzie szukają. Wiem bo zaraz potem widziałam ich przez dziurkę od klucza - mówiła i wyraźnie dało się wyczuć że ich nikczemne podglądanie przez okno, nijak się ma do jej niewinnego zerkania przez dziurkę od klucza. - To powiedziałam dziubkowi żeby zbierał ciuchy bo odpływamy(***), a sama złapałam pistolet. Nie miałam szans w otwartej walce, sama na dwóch, jeszcze w negliżu, więc strzeliłam tylko i uciekliśmy. Ale nie chciałam nikogo zabić, tylko spowolnić i zaalarmować straż... Nie pomyślałam, aby strzelać w nogę - ostatnie zdanie było z nutą żalu.
-Musimy się dowiedzieć co dokładnie zginęło, zanim wszystko się rozpłynie po kantorkach. Pora ruszać za tą, która przeżyła coś mi się zdaje. - Powiedział August zerkając na Tanyra.
- Same dobre chęci, a potem nie wiadomo dlaczego padają trupy - powiedział Tanyr. - Proponowałbym oddać tę parkę pod opiekę sierżanta - spojrzał na wymienionego - i jego ludzi. O wszystkim niech zadecyduje sąd. A my ruszajmy w pogoń.
- Zajmiemy się nimi - potwierdził sierżant.
Zaraz potem, nie tracąc czasu, mężczyźni i Lagertha wyprowadzili konie ze stajenki, szykując się do drogi. Tanyr przywołał też Novio, pozwalając zakochanemu chłopakowi wstać wreszcie z ziemi, co ten uczynił z wyraźną ulgą. Młoda parka została pod opieką straży, ale mimo iż młody Cabrera wyglądał na zmartwionego zatrzymaniem, jego dziewczyna zdawała się tym faktem niespecjalnie wzruszona.
W świetle tego co zostało odkryte, list z którym sierżant miał pojechać, był zdezaktualizowany i ostatecznie nie został wysłany. Straż oczywiście zawiadomi odpowiednie władze, być może nawet samą parę królewską, ale to już nie leżało w zakresie obowiązków drużyny.
Kilka minut później, Tayra i Enola dołączyły do reszty ekipy, która zaraz podzieliła się z nimi informacjami o znalezisku na strychu stajenki. - I tak spokojnie sobie tam odsypiali? Dlaczego nie uciekli? - zdziwiła się Tayra, co było dość słusznym spostrzeżeniem, zważywszy na to, że od strzelaniny minęło już kilka ładnych godzin i młodzi mogli bez trudu zniknąć bez śladu. - Nie uważali, że zrobili coś złego. Wprost przeciwnie - odpowiedziała krótko Lagertha.
Enola co prawda miała ochotę zadać młodym kilka pytań, ale nie chciała wywoływać opóźnienia i uznała, że to może poczekać. Teraz ważniejsze było wyśledzenie uciekającej ninja.
Kamień namierzający kierował ich teraz na północ, więc ruszyli w tamtym kierunku. Po drodze było sporo czasu do namysłu i drużyna miała możliwość podzielić się spostrzeżeniami. August mocno wierzył, że to czego dowiedział się w celi było słuszne - ninja faktycznie mieli zamiar podprowadzić maski i właśnie to zrobili. Nikt nie przewidział tylko, że była mowa o innym zestawie masek, niż te które były na zamku.
Tayra i Tanyr mieli wątpliwości - skoro jednak maski były u fałszywego Edmunda, to po co było mu sprowadzać kolejne z Amaraziliji? Zbierając fakty mogli dojść do rozwiązania. List twierdził, że Księżna Margot jednak nie uda się tam osobiście, więc maski które przetransportowano musiały być przeznaczone wyłącznie dla niej i jej dworu, lub w Amaraziliji nie było osób które nekromanci chcieli podmienić i po prostu wykorzystano okazję. Znalezione wyjaśnienia miały sens.
Teraz uciekająca ninja powinna doprowadzić ich do spiskowców - nie miała już nic innego do roboty. Śledczy dysponowali namiarem i podsłuchem, jednak nadal nie wiedzieli było kim byli owi spiskowcy i jakie mieli teraz zamiary. Nie wiadomo też było kto odpowiadał za przywrócenie nekromantki do życia i jaką rolę pełniła ona w całym spisku, skoro ninja nic nie wiedzieli o jej wskrzeszeniu.
Co się zaś tyczyło innych grup śledczych, ani Sher ani Kaelon nie byli sami i z pewnością nie próżnowali. Jednak zielony komunikator miał Zevran, więc dopóki nie zgarną Piwnego Rycerza, mieli tylko stare wieści.
Drużyna podążała na północ, zgodnie z namiarem wyznaczonym przez magiczny kamień. Oczywiście August nie trzymał go aktywnego przez cały czas, aby uniknąć wykrycia.
Po około trzech godzinach, drużyna wróciła z powrotem do Matador. Gdy minęli bramę miasta i wjechali do środka, kapłan raz jeszcze sprawdził odczyty i odległość wskazywała osiemset dwanaście stóp na północ... przez chwilę, zanim nagle nie przeskoczyła na ponad tysiąc stóp, w kierunku zachodnio-północnym.- Witamy. Mamy nadzieję, że miała pani udaną podróż - odezwał się kobiecy, a raczej dziewczęcy głos. - Tak, dziękuję - odpowiedziała kobieta i August rozpoznał głos śledzonej ninja. Kapłan domyślił się bez trudu, że kobieta musiała się teleportować.
Potem dało się tylko usłyszeć odgłos otwieranych i zamykanych drzwi, a następnie typowy zgiełk uliczny.
______________
Ze słownika mowy piracko-wspólnej:
(*) nici z nagrody.
(**) pół biedy.
(***) wychodzimy w pośpiechu. |