| Wiosenne Przesilenie; południe; Plac Targowy
Młody czarodziej nieco speszył się kiedy rozpoznał obie łotrzyce. Z jednej strony nie chciał być z nimi kojarzony, tym bardziej, że Łasica była ścigana za akcje w kazamatach, z drugiej zaś mogły mu się przydać. Więc po początkowym zmieszaniu skinął im głową.
- Wybaczcie, drogie Panie, nie rozpoznałem was. Wróciłem rano z kuligu organizowanego przez van Hansenów. I dziękuje za ostrzeżenie… pomacał się za sakiewkę.
- Myślę, że zostanę na kaźń skazańców, czy będzie tam dzisiaj ktoś szczególny? - spytał się, mając nadzieję, że łowcy nie dostali żadnego członka zboru.
- A kto ich tam wie? Trzymają karty przy orderach to nie wiadomo. Ale nie słyszałam na mieście aby złapali ostatnio kogoś z tych zbiegów. - odparła wesoło Łasica która w tej chwili była nie jako niebieskowłosa dziewczyna z ferajny w skórzanych spodniach, nie jako rudowłosa kucharka z kazamat o niezbyt bystrym umyśle tylko jako blondynka z zawiniętym na kislevską modłę warkoczem dookoła głowy.
- No tak bywa. Ale my to będziemy się tu kręcić. Można w końcu spotkać albo usłyszeć coś ciekawego. - Burgund dodała coś od siebie wesołym tonem podobnym do swojej partnerki.
- A ty kolego zdradzisz skąd wracasz? - zagaiła Łasica zaciekawiona tym powrotem Joachima razem z innymi szlachcicami w bogatych saniach van Hansenów.
- A, Hansenowie urządzali kulig w swoim domku myśliwskim, sporo gości było, w tym Richterowie, Pirora z tą kapitan statku, Van Zee.. - zaczął wymieniać Joachim.
- A no to musimy być czujni, zawsze warto usłyszeć coś ciekawego. Zawsze możemy wymienić się później informacjami - dodał, bacznie przyglądając się dziewczynom. Musiał być ostrożny bo Burgund w przeciwieństwie do Łasicy nie była chyba członkiem zboru, choć miał nadzieję że Łasica ją zwerbuje.
- Oho. To widzę towarzystwo się bawi na całego. Hulaj dusza piekła nie ma! - roześmiała się Burgund słysząc znane w całym mieście nazwiska.
- No to ciekawe towarzystwo. I kapitan z Pirorą? Chodzi ci o Rose de la Vega? Taka czarnulka w spodniach i z dwoma pistoletami za pasem. To już wróciła do miasta? Nawet nie wiedziałam. - Łasicę zaciekawiło co innego. Pytała o wspólną znajomą jej i Pirory.
- Tak, rzeczywiście to była Rose de la Vega, przyjaciółka Pirory. Pojedynkowała się z Lady Froyą Hansen, ale zakończyły spotkanie jak mi się wydaje w całkiem dobrych relacjach - wyjaśnił Joachim.
- O! Pojedynkowały się?! Rose z Froyą?! I co?! - Łasica i Burgund wybuchnęły ciekawością słysząc takie rewelacje jakiej nawet nie próbowały ukryć. Patrzyły wyczekująco na Joachima aby zdradził im jaki był wynik tego niecodziennego pojedynku.
- To było starcie godne opowieści - uśmiechnął się Joachim - wpierw zremisowały, potem konno wygrała Lady Froya, zaś na dyndającym pomoście, który miał oddać chwytającą się łodź, Rose zdobyła przewagę. Czyli można powiedzieć, że każda miała przewagę w swoim żywiole, natomiast nie widziałem może wielu pojedynków, ale obie panie sprawiały wrażenie wyśmienitych szermierzy.
- A potem jak słyszałem wzięły razem kąpiel, czyli pojedynek chyba je zbliżył - dodał.
- Froya i Rose? Poszły razem się kąpać? Oo jaaa! Jej! Czemu mnie tam nie było! - obie dziewczęta zrobiły bardzo wielkie oczy jak słuchały tych wieści i widać było, że z wypiekami na twarzy. W końcu nawet takie ogólnikowe stwierdzenia już zapowiadały się niesamowicie ciekawie.
- No, oczywiście mnie też tam nie było, natomiast Pirora którą chyba znacie była - czarodziej miał nadzieję, że się nie zaczerwienił. Reakcja tych dziewczyn i łącząca to wszystko osoba Pirory, która była slaaneshytką i wspominała mu na ostatnim zborze coś o orgiach, podziałała na jego wyobraźnię.
- Pirora też? No proszę jak nam śmiga nasza mała blondyneczka. - zaśmiała się Łasica a Burgund pokiwała głową.
- To chyba będzie musiała nam wszystko opowiedzieć jak się spotkamy. - czarnowłosa w zielonej sukni zgodziła się z tym i obie wydawały się ucieszone i rozbawione tymi wiadomościami.
- No nic ale nasz czeka jeszcze robota. Będziemy powoli spadać. - blondynka w niebieskiej sukni skinęła kciukiem na tłum jaki ich otaczał dając znać, że mają jeszcze swoje sprawy do załatwienia na tym festynie.
- Dziękuje, to do zobaczenia, pamiętajcie, że zawsze chętnie wymienię się informacjami - Joachim zakończył rozmowę.
************************************************** *********************
Joachim z mocno mieszanymi uczuciami oglądał kaźń skazańców. Gdyby wydało się, kim naprawdę jest, pewnie sam mógłby tak skończyć, choć z jego zdolnościami i opieką Pana Przemian powinien być w stanie tego uniknąć.
Spostrzegł nagle osobę którą poznał na kuligu.
- O Pan Wolfgang, dzień dobry. Mam nadzieję że miło mija Panu ten świąteczny dzień - przywitał się z poznanym wczoraj studentem.
- O, kolega z drugiej gonitwy. Witam, witam. - Wolfgang chyba z początku go nie zauważył, dopiero jak Joachim podszedł i odezwał się do niego. Wtedy się uśmiechnął i widocznie go rozpoznał bo skłonił mu lekko głową jak wymagała kurtuazja.
- Też cię sprowadza tu przyjemność czy raczej jakieś obowiązki? - zapytał spoglądając wymownie w stronę szafotu na jakim dokonywano surowej ale sprawiedliwej kaźni zbrodniarzy przeciwko prawom boskim i imperialnym. Poza tym na placu był festyn, jeden z największych w ciągu całego roku. Mnóstwo ludzi tu przyszło dzisiaj dla jakiejś rozrywki lub z ciekawości albo aby pobawić się ze znajomymi.
Joachim spojrzał na łamanego kołem szewca a potem przeniósł spojrzenie z powrotem na Wolfganga.
- Dzisiaj raczej przyjemność, choć można by powiedzieć że naszym obowiązkiem jest dać świadectwo jak tym łotrom wymierzana jest sprawiedliwość, czyż nie. Szczególnie po ostatnich wydarzeniach.
- Tak, tak, maluczcy muszą wiedzieć, że mają nad głowami katowski topór. Wtedy robią się pokorniejsi. - Wolfgang zgodził się w tej kwestii ze swoim rozmówcą. Chwilę też obserwował jak kat rozprawia się z mordercą swojej rodziny po czym oderwał od tego wzrok.
- A słyszałem, że się zostawiasz swoich kochanych gospodarzy i idziesz na własny rachunek. Uwiera cię gościna van Hansenów czy to coś innego? - zagaił jakby doszły go jakieś słuchy na temat przeprowadzki Joachima.
- Ależ oczywiście że nie uwiera mnie gościna takiej zacnej rodziny jak Van Hansenowie - w głosie Joachima zabrzmiała lekka nuta oburzenia.
- Zanosi się jednak na to, że zostanę w tym mieście na dłużej, a jest właściwe aby magister miał swoje własne miejsce do prowadzenia badań. Moi dobroczyńcy nie mają z tym problemu i nawet mnie wsparli w tej sprawie.
- A ty Wolfgangu studiujesz tutaj?
- Nie, nie. Stąd pochodzę ale studiuję w Saltburgu. Teraz mamy przerwę noworoczną to wróciłem do domu. Za kilka tygodni znów wracam do stolicy. - rówieśnik Joachima szybko pokręcił głową aby to doprecyzować. Brzmiało podobnie jak przerwy i organizacja roku szkolnego w innych uczelniach.
- I masz rację. Mieszkać u kogoś w gościnie jest miło ale jak na dłużej to lepiej pójść na swoje. A gdzie znalazłeś swój nowy dom? - pokiwał głową zgadzając się z logiką rozmówcy. Ale zaciekawiło go gdzie po rezydencji van Hansenów przeniesie się nowy znajomy.
- A to szkoda że wyjeżdżasz, myślałem że jako ludzie nauki częściej będziemy się widywać. Czyli wrócisz dopiero na kolejną przerwę świąteczną? - Joachim spytał się z nutą smutku w głosie.
Następnie wyjaśnił gdzie znalazł dom do którego miał zamiar się przeprowadzić.
-Przy ulicy Rosekratz jest spokojnie. Powinienem mieć tam spokój do prowadzenia badań i nauki, mam nadzieję oczywiście że moi dobroczyńcy o mnie nie zapomną i też będę ich widywać - stwierdził.
- O, to chyba nie będziesz miał tam zbyt wielu sąsiadów co? - Wolfgang zmrużył oczy gdy usłyszał adres gdzie miało być nowe miejsce zamieszkania Joachima. Dość dobrze to kojarzył bo była to dość mało ludna i raczej opuszczona okolica.
- A co do mnie mamy jeszcze przerwę między semestrami w lecie. To zwykle też wracam tutaj do domu. No ale na razie jeszcze jestem tutaj. pewnie do wiosny aż da się wyjechać z miasta. - pokiwał głową i uśmiechnął się wesoło więc humor mu dopisywał.
- A to w takim razie pewnie jeszcze będziemy jeszcze mieli okazję się spotkać zanim wyjedziesz. Zawsze miło pogadać z wykształconą osobą - skomentował czarodziej. Popołudnie; zachmurzenie
Wiosenne Przesilenie; popołudnie; tawerna “Pod Pełnymi Żaglami”
- Dziękuje za przyjęcie zaproszenia - uśmiechnął się młody czarodziej do Nije, kiedy usiedli przy stole. Ta tawerna wydawała się najbardziej przyzwoitą w porcie, mieli nawet muzyków.
- No nie ma sprawy. Umieram z ciekawości o co chodzi z tą syreną. A z tą tawerną mam miłe wspomnienia to lubię tu przychodzić. - Nije uśmiechnęła się pogodnie i rozsiadła się wygodnie na jednej z ław. Prawiła spódnicę i dała znak kelnerce aby do niej podeszła. Niedługo po niej przyszedł właściciel łodzi jaki poprzednio wiózł Joachima, Silnego i resztę ku wrakowisku. Usiadł z nimi i zerkał zaciekawiony na nich oboje.
- Dzien dobry, Rupercie - Joachim zwrócił się do rybaka, który choć sprawiał wrażenie małomównej i zamkniętej w sobie osoby, sprawdził się podczas ostatniej wyprawy i konfrontacji z niezwykłym zjawiskiem.
- Czy byliście może na dzisiejszym festynie? Miałem wrażenie, że była tam większość miasta.
- Tak, pewnie że byłam. Jestem minstrelem. Dla mnie takie festyny to żniwa. Pierwszy raz od rana siedzę. - Nije zaśmiała się wesoło dając znać, że dla artystów wszelakich to był pewnie bardzo pracowity dzień. Pewnie tak było bo chyba z każdej gospody nie mówiąc już o placu słychać było jakąś muzykę czy to solisty czy orkiestry.
- Ja też byłem. Dobrą rybę udało mi się rano złowić, dużą sztukę. To sprzedałem do karczmy, wzięli z pocałowaniem ręki. Mnie tam zwykłe płotki wystarczą, jak się dobrze z nich zupę albo gulasz zrobi to są dobre. - powiedział rybak drapiąc się po swoim szczeciniastym policzku.
- To dobrze, cieszę się że połowy się udały - Joachim starał się podtrzymywać miły nastrój rozmowy. Po chwili jednak przeszedł do rzeczy.
- Planuje podjąć kolejną próbę złowienia syreny, co oznaczałoby by dla nas sławę a może nawet i bogactwo. Wiemy już, że na Wrakowisku jest to prawie niemożliwe, nie ma tam warunków żeby manewrować łodzią jednocześnie opierając się zgubnemu urokowi głosu tej istoty.
- Zdobyłem jednak informację, że syreny interesują się też śpiewem innych. Dlatego chciałbym wykorzystać twój talent Nije, żeby wywabić tę istotę na bardziej dogodny dla nas teren. - zaczął od przedstawienia głównych założeń swojego planu.
- Tak, we Wrakowisku to ciężko i bez żadnej syreny. Tam są skały i te wraki tuż pod wodą albo i wystają. To zawsze jest kipiel. Nawet jak jest flauta. - Rupert pokiwał głową, że zgadza się, że warunki na tym kawałku wybrzeża są bardzo trudne do żeglowania.
- No ja nie lubię morza ani pływać. Źle się czuję i dostaję choroby morskiej. Raczej nie będę się nadawać do śpiewania jak będzie mną bujać i rzucać po całej łodzi. Do śpiewania to potrzeba stabilność i spokój. Podskoki źle wpływają na przeponę a bez nie da się śpiewać, nawet mówić jest trudno. - ciemnowłosa minsterlka powtórzyła swoje zastrzeżenia odnośnie przebywania na morzu swojej osoby. - Nie wiem czemu nie można tam pojechać saniami. Przecież to na wybrzeżu, Z brzegu też widać Wrakowisko. Tyle, że trzeba wyjechać za miasto. - wzruszyła ramionami wyraźnie woląc drogę lądową niż morską.
- Właściwie to czemu nie saniami? Możemy tak zrobić - Joachim rozważał zastrzeżenia bardki.
- Ewentualnie część z nas może udać się tam lądem a część łodzią. Tak może uda się nam osaczyć syrenę kiedy Nije ją wywabi śpiewem.
- Sanie są szybsze od łodzi. Nie nadążymy za nimi łodzią. Albo byśmy musieli płynąć łodzią albo jechać saniami. - Rupert odparł po chwili zastanowienia nad tą propozycją. I ostrożnym tonem powiedział co o tym sądzi.
- A kto jeszcze by z nami jechał? I właściwie co macie zamiar zrobić jakby ta syrena się pokazała do tego śpiewania? - zagaiła artystka ciekawa co by miało nastąpić w dalszej części planu.
- Nie widzę powodu dlaczego nie można by użyć jednocześnie łodzi i sani, przecież nie trzeba poruszać się w tym samym tempie tylko można by spotkać się w umówionym miejscu, prawda?
- A co do osób, byłby z nami mój ochroniarz Gustav i jeden lub dwóch jeszcze ochroniarzy, którzy towarzyszali nam ostatnio. Możliwe że uda mi się namówić jeszcze Lady Froyę, żeby nam towarzyszyła, ona lubi dobre łowy - odparł czarodziej, w zamyśleniu obracając w dłoni kufel piwa.
- A co do syreny, najlepiej byłoby ją schwytać, dlatego myślę, że łódź z sieciami by się nam przydała.
- No nie wiem jak duża aby mogła być ta syrena. Ale jak taka jak my to jak bardzo duża ryba. Taki dorodny sum albo mały tuńczyk. To jakby ją wyciągać z wody na łódź to nie na Wrakowisku. Tam to wszyscy musieliby być przy wiosłach a tak bujać będzie, że nic się więcej nie da zrobić. - Rupert wypowiedział się jako rybak pod samym kątem łapania w sieć czegoś wielkości mniej więcej dorosłego człowieka.
- Mnie właściwie to obojętne. Ale nie chcę płynąć łodzią. Sanie są w porządku. I lady Froya? Froya van Hansen? No, no, to by było coś, nie sądziłam, że ją morze interesuje. - Nije ucieszyła się, że nie musiałaby płynąć łodzią do czego żywiła wyraźną niechęć. Za to zaintrygowała ją wzmianka o jednej z najbardziej znanych szlachcianek w tym mieście.
- No właśnie nasz plan polega na tym, żeby wywabić syrenę poza Wrakowisko. W takim razie część naszej grupy wraz z Nije mogłaby być przy brzegu od strony lądu a druga przy brzegu od strony wody, wraz z Rupertem - Joachim postanowił skupić się na potwierdzeniu głównych założeń planu.
- Tak, jakby syrena wypłynęła z wrakowiska to by można spróbować. Na pewno łatwiej niż we Wrakowisku. - po chwili zastanowienia i drapana się w policzek rybak się zgodził na takie rozwiązanie. Drapał się jednak dalej. - Tylko ja nigdy nie polowalem na syreny. Nie wiem czy da się podejść. Zwykle łowi się tak, że wyrzuca się sieci za burtę i czeka. Potem się je wyciąga z tym co się złapało. Ale to na ryby. A taka syrena to nie wiem. Ale to blisko trzeba by podpłynąć aby sięgnąć ją siecią. - wydawało się, że Rupert próbuje sobie wyobrazić jakby mogło wyglądać łowienie w sieci stworzenia jakiego nigdy wcześniej nie łowił, nawet nie widział.
- A ja jestem ciekawa jak ona śpiewa. Słyszałam już naszych bardów, kislewskich i bretońskich, elfich, krasnoludów i ich śpiewane sagi ale syreny to jeszcze nie słyszałam. Nawet nie sądziłam, że one istnieją naprawdę. - artystka wydawała się być zwyczajnie zaciekawiona tym morskim stworzeniem jakich śpiew miał być legendarnie piękny i kuszący. Tak jakby chodziło o wystąpienie jakiejś koleżanki po fachu.
-Na pewno jak raz usłyszysz ten śpiew to go nie zapomnisz - uśmiechnął się Joachim.
- Problem polega na tym, że słysząc ten śpiew człowiek traci rozum, choć jak jesteś niewiastą i bardką to możesz okazać się bardziej odporna. Ochroną którą przetestowaliśmy były zatyczki do uszu i zagłuszanie śpiewu, co jestem w stanie zrobić moją sztuką - wyjaśnił, stwierdzając że ten plan trzeba jeszcze doprecyzować. Nie było też gwarancji że za 1 razem się uda i że syrena zawsze przebywa w jednym miejscu. W każdym razie miał dużo do przemyślenia i to nie tylko na ten temat....
|