Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2022, 10:34   #556
Lord Melkor
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Wiosenne Przesilenie; południe; Plac Targowy

Młody czarodziej nieco speszył się kiedy rozpoznał obie łotrzyce. Z jednej strony nie chciał być z nimi kojarzony, tym bardziej, że Łasica była ścigana za akcje w kazamatach, z drugiej zaś mogły mu się przydać. Więc po początkowym zmieszaniu skinął im głową.

- Wybaczcie, drogie Panie, nie rozpoznałem was. Wróciłem rano z kuligu organizowanego przez van Hansenów. I dziękuje za ostrzeżenie… pomacał się za sakiewkę.

- Myślę, że zostanę na kaźń skazańców, czy będzie tam dzisiaj ktoś szczególny? - spytał się, mając nadzieję, że łowcy nie dostali żadnego członka zboru.

- A kto ich tam wie? Trzymają karty przy orderach to nie wiadomo. Ale nie słyszałam na mieście aby złapali ostatnio kogoś z tych zbiegów. - odparła wesoło Łasica która w tej chwili była nie jako niebieskowłosa dziewczyna z ferajny w skórzanych spodniach, nie jako rudowłosa kucharka z kazamat o niezbyt bystrym umyśle tylko jako blondynka z zawiniętym na kislevską modłę warkoczem dookoła głowy.

- No tak bywa. Ale my to będziemy się tu kręcić. Można w końcu spotkać albo usłyszeć coś ciekawego. - Burgund dodała coś od siebie wesołym tonem podobnym do swojej partnerki.

- A ty kolego zdradzisz skąd wracasz? - zagaiła Łasica zaciekawiona tym powrotem Joachima razem z innymi szlachcicami w bogatych saniach van Hansenów.

- A, Hansenowie urządzali kulig w swoim domku myśliwskim, sporo gości było, w tym Richterowie, Pirora z tą kapitan statku, Van Zee.. - zaczął wymieniać Joachim.

- A no to musimy być czujni, zawsze warto usłyszeć coś ciekawego. Zawsze możemy wymienić się później informacjami - dodał, bacznie przyglądając się dziewczynom. Musiał być ostrożny bo Burgund w przeciwieństwie do Łasicy nie była chyba członkiem zboru, choć miał nadzieję że Łasica ją zwerbuje.

- Oho. To widzę towarzystwo się bawi na całego. Hulaj dusza piekła nie ma! - roześmiała się Burgund słysząc znane w całym mieście nazwiska.

- No to ciekawe towarzystwo. I kapitan z Pirorą? Chodzi ci o Rose de la Vega? Taka czarnulka w spodniach i z dwoma pistoletami za pasem. To już wróciła do miasta? Nawet nie wiedziałam. - Łasicę zaciekawiło co innego. Pytała o wspólną znajomą jej i Pirory.

- Tak, rzeczywiście to była Rose de la Vega, przyjaciółka Pirory. Pojedynkowała się z Lady Froyą Hansen, ale zakończyły spotkanie jak mi się wydaje w całkiem dobrych relacjach - wyjaśnił Joachim.

- O! Pojedynkowały się?! Rose z Froyą?! I co?! - Łasica i Burgund wybuchnęły ciekawością słysząc takie rewelacje jakiej nawet nie próbowały ukryć. Patrzyły wyczekująco na Joachima aby zdradził im jaki był wynik tego niecodziennego pojedynku.

- To było starcie godne opowieści - uśmiechnął się Joachim - wpierw zremisowały, potem konno wygrała Lady Froya, zaś na dyndającym pomoście, który miał oddać chwytającą się łodź, Rose zdobyła przewagę. Czyli można powiedzieć, że każda miała przewagę w swoim żywiole, natomiast nie widziałem może wielu pojedynków, ale obie panie sprawiały wrażenie wyśmienitych szermierzy.

- A potem jak słyszałem wzięły razem kąpiel, czyli pojedynek chyba je zbliżył - dodał.

- Froya i Rose? Poszły razem się kąpać? Oo jaaa! Jej! Czemu mnie tam nie było! - obie dziewczęta zrobiły bardzo wielkie oczy jak słuchały tych wieści i widać było, że z wypiekami na twarzy. W końcu nawet takie ogólnikowe stwierdzenia już zapowiadały się niesamowicie ciekawie.

- No, oczywiście mnie też tam nie było, natomiast Pirora którą chyba znacie była - czarodziej miał nadzieję, że się nie zaczerwienił. Reakcja tych dziewczyn i łącząca to wszystko osoba Pirory, która była slaaneshytką i wspominała mu na ostatnim zborze coś o orgiach, podziałała na jego wyobraźnię.

- Pirora też? No proszę jak nam śmiga nasza mała blondyneczka. - zaśmiała się Łasica a Burgund pokiwała głową.

- To chyba będzie musiała nam wszystko opowiedzieć jak się spotkamy. - czarnowłosa w zielonej sukni zgodziła się z tym i obie wydawały się ucieszone i rozbawione tymi wiadomościami.

- No nic ale nasz czeka jeszcze robota. Będziemy powoli spadać. - blondynka w niebieskiej sukni skinęła kciukiem na tłum jaki ich otaczał dając znać, że mają jeszcze swoje sprawy do załatwienia na tym festynie.

- Dziękuje, to do zobaczenia, pamiętajcie, że zawsze chętnie wymienię się informacjami - Joachim zakończył rozmowę.



************************************************** *********************


Joachim z mocno mieszanymi uczuciami oglądał kaźń skazańców. Gdyby wydało się, kim naprawdę jest, pewnie sam mógłby tak skończyć, choć z jego zdolnościami i opieką Pana Przemian powinien być w stanie tego uniknąć.

Spostrzegł nagle osobę którą poznał na kuligu.

- O Pan Wolfgang, dzień dobry. Mam nadzieję że miło mija Panu ten świąteczny dzień - przywitał się z poznanym wczoraj studentem.

- O, kolega z drugiej gonitwy. Witam, witam. - Wolfgang chyba z początku go nie zauważył, dopiero jak Joachim podszedł i odezwał się do niego. Wtedy się uśmiechnął i widocznie go rozpoznał bo skłonił mu lekko głową jak wymagała kurtuazja.

- Też cię sprowadza tu przyjemność czy raczej jakieś obowiązki? - zapytał spoglądając wymownie w stronę szafotu na jakim dokonywano surowej ale sprawiedliwej kaźni zbrodniarzy przeciwko prawom boskim i imperialnym. Poza tym na placu był festyn, jeden z największych w ciągu całego roku. Mnóstwo ludzi tu przyszło dzisiaj dla jakiejś rozrywki lub z ciekawości albo aby pobawić się ze znajomymi.

Joachim spojrzał na łamanego kołem szewca a potem przeniósł spojrzenie z powrotem na Wolfganga.

- Dzisiaj raczej przyjemność, choć można by powiedzieć że naszym obowiązkiem jest dać świadectwo jak tym łotrom wymierzana jest sprawiedliwość, czyż nie. Szczególnie po ostatnich wydarzeniach.

- Tak, tak, maluczcy muszą wiedzieć, że mają nad głowami katowski topór. Wtedy robią się pokorniejsi. - Wolfgang zgodził się w tej kwestii ze swoim rozmówcą. Chwilę też obserwował jak kat rozprawia się z mordercą swojej rodziny po czym oderwał od tego wzrok.

- A słyszałem, że się zostawiasz swoich kochanych gospodarzy i idziesz na własny rachunek. Uwiera cię gościna van Hansenów czy to coś innego? - zagaił jakby doszły go jakieś słuchy na temat przeprowadzki Joachima.

- Ależ oczywiście że nie uwiera mnie gościna takiej zacnej rodziny jak Van Hansenowie - w głosie Joachima zabrzmiała lekka nuta oburzenia.
- Zanosi się jednak na to, że zostanę w tym mieście na dłużej, a jest właściwe aby magister miał swoje własne miejsce do prowadzenia badań. Moi dobroczyńcy nie mają z tym problemu i nawet mnie wsparli w tej sprawie.
- A ty Wolfgangu studiujesz tutaj?

- Nie, nie. Stąd pochodzę ale studiuję w Saltburgu. Teraz mamy przerwę noworoczną to wróciłem do domu. Za kilka tygodni znów wracam do stolicy. - rówieśnik Joachima szybko pokręcił głową aby to doprecyzować. Brzmiało podobnie jak przerwy i organizacja roku szkolnego w innych uczelniach.

- I masz rację. Mieszkać u kogoś w gościnie jest miło ale jak na dłużej to lepiej pójść na swoje. A gdzie znalazłeś swój nowy dom? - pokiwał głową zgadzając się z logiką rozmówcy. Ale zaciekawiło go gdzie po rezydencji van Hansenów przeniesie się nowy znajomy.

- A to szkoda że wyjeżdżasz, myślałem że jako ludzie nauki częściej będziemy się widywać. Czyli wrócisz dopiero na kolejną przerwę świąteczną? - Joachim spytał się z nutą smutku w głosie.

Następnie wyjaśnił gdzie znalazł dom do którego miał zamiar się przeprowadzić.
-Przy ulicy Rosekratz jest spokojnie. Powinienem mieć tam spokój do prowadzenia badań i nauki, mam nadzieję oczywiście że moi dobroczyńcy o mnie nie zapomną i też będę ich widywać - stwierdził.

- O, to chyba nie będziesz miał tam zbyt wielu sąsiadów co? - Wolfgang zmrużył oczy gdy usłyszał adres gdzie miało być nowe miejsce zamieszkania Joachima. Dość dobrze to kojarzył bo była to dość mało ludna i raczej opuszczona okolica.

- A co do mnie mamy jeszcze przerwę między semestrami w lecie. To zwykle też wracam tutaj do domu. No ale na razie jeszcze jestem tutaj. pewnie do wiosny aż da się wyjechać z miasta. - pokiwał głową i uśmiechnął się wesoło więc humor mu dopisywał.

- A to w takim razie pewnie jeszcze będziemy jeszcze mieli okazję się spotkać zanim wyjedziesz. Zawsze miło pogadać z wykształconą osobą - skomentował czarodziej.



Popołudnie; zachmurzenie

Wiosenne Przesilenie; popołudnie; tawerna “Pod Pełnymi Żaglami”



- Dziękuje za przyjęcie zaproszenia - uśmiechnął się młody czarodziej do Nije, kiedy usiedli przy stole. Ta tawerna wydawała się najbardziej przyzwoitą w porcie, mieli nawet muzyków.

- No nie ma sprawy. Umieram z ciekawości o co chodzi z tą syreną. A z tą tawerną mam miłe wspomnienia to lubię tu przychodzić. - Nije uśmiechnęła się pogodnie i rozsiadła się wygodnie na jednej z ław. Prawiła spódnicę i dała znak kelnerce aby do niej podeszła. Niedługo po niej przyszedł właściciel łodzi jaki poprzednio wiózł Joachima, Silnego i resztę ku wrakowisku. Usiadł z nimi i zerkał zaciekawiony na nich oboje.

- Dzien dobry, Rupercie - Joachim zwrócił się do rybaka, który choć sprawiał wrażenie małomównej i zamkniętej w sobie osoby, sprawdził się podczas ostatniej wyprawy i konfrontacji z niezwykłym zjawiskiem.

- Czy byliście może na dzisiejszym festynie? Miałem wrażenie, że była tam większość miasta.

- Tak, pewnie że byłam. Jestem minstrelem. Dla mnie takie festyny to żniwa. Pierwszy raz od rana siedzę. - Nije zaśmiała się wesoło dając znać, że dla artystów wszelakich to był pewnie bardzo pracowity dzień. Pewnie tak było bo chyba z każdej gospody nie mówiąc już o placu słychać było jakąś muzykę czy to solisty czy orkiestry.

- Ja też byłem. Dobrą rybę udało mi się rano złowić, dużą sztukę. To sprzedałem do karczmy, wzięli z pocałowaniem ręki. Mnie tam zwykłe płotki wystarczą, jak się dobrze z nich zupę albo gulasz zrobi to są dobre. - powiedział rybak drapiąc się po swoim szczeciniastym policzku.

- To dobrze, cieszę się że połowy się udały - Joachim starał się podtrzymywać miły nastrój rozmowy. Po chwili jednak przeszedł do rzeczy.
- Planuje podjąć kolejną próbę złowienia syreny, co oznaczałoby by dla nas sławę a może nawet i bogactwo. Wiemy już, że na Wrakowisku jest to prawie niemożliwe, nie ma tam warunków żeby manewrować łodzią jednocześnie opierając się zgubnemu urokowi głosu tej istoty.

- Zdobyłem jednak informację, że syreny interesują się też śpiewem innych. Dlatego chciałbym wykorzystać twój talent Nije, żeby wywabić tę istotę na bardziej dogodny dla nas teren. - zaczął od przedstawienia głównych założeń swojego planu.

- Tak, we Wrakowisku to ciężko i bez żadnej syreny. Tam są skały i te wraki tuż pod wodą albo i wystają. To zawsze jest kipiel. Nawet jak jest flauta. - Rupert pokiwał głową, że zgadza się, że warunki na tym kawałku wybrzeża są bardzo trudne do żeglowania.

- No ja nie lubię morza ani pływać. Źle się czuję i dostaję choroby morskiej. Raczej nie będę się nadawać do śpiewania jak będzie mną bujać i rzucać po całej łodzi. Do śpiewania to potrzeba stabilność i spokój. Podskoki źle wpływają na przeponę a bez nie da się śpiewać, nawet mówić jest trudno. - ciemnowłosa minsterlka powtórzyła swoje zastrzeżenia odnośnie przebywania na morzu swojej osoby. - Nie wiem czemu nie można tam pojechać saniami. Przecież to na wybrzeżu, Z brzegu też widać Wrakowisko. Tyle, że trzeba wyjechać za miasto. - wzruszyła ramionami wyraźnie woląc drogę lądową niż morską.

- Właściwie to czemu nie saniami? Możemy tak zrobić - Joachim rozważał zastrzeżenia bardki.

- Ewentualnie część z nas może udać się tam lądem a część łodzią. Tak może uda się nam osaczyć syrenę kiedy Nije ją wywabi śpiewem.

- Sanie są szybsze od łodzi. Nie nadążymy za nimi łodzią. Albo byśmy musieli płynąć łodzią albo jechać saniami. - Rupert odparł po chwili zastanowienia nad tą propozycją. I ostrożnym tonem powiedział co o tym sądzi.

- A kto jeszcze by z nami jechał? I właściwie co macie zamiar zrobić jakby ta syrena się pokazała do tego śpiewania? - zagaiła artystka ciekawa co by miało nastąpić w dalszej części planu.

- Nie widzę powodu dlaczego nie można by użyć jednocześnie łodzi i sani, przecież nie trzeba poruszać się w tym samym tempie tylko można by spotkać się w umówionym miejscu, prawda?

- A co do osób, byłby z nami mój ochroniarz Gustav i jeden lub dwóch jeszcze ochroniarzy, którzy towarzyszali nam ostatnio. Możliwe że uda mi się namówić jeszcze Lady Froyę, żeby nam towarzyszyła, ona lubi dobre łowy - odparł czarodziej, w zamyśleniu obracając w dłoni kufel piwa.

- A co do syreny, najlepiej byłoby ją schwytać, dlatego myślę, że łódź z sieciami by się nam przydała.

- No nie wiem jak duża aby mogła być ta syrena. Ale jak taka jak my to jak bardzo duża ryba. Taki dorodny sum albo mały tuńczyk. To jakby ją wyciągać z wody na łódź to nie na Wrakowisku. Tam to wszyscy musieliby być przy wiosłach a tak bujać będzie, że nic się więcej nie da zrobić. - Rupert wypowiedział się jako rybak pod samym kątem łapania w sieć czegoś wielkości mniej więcej dorosłego człowieka.

- Mnie właściwie to obojętne. Ale nie chcę płynąć łodzią. Sanie są w porządku. I lady Froya? Froya van Hansen? No, no, to by było coś, nie sądziłam, że ją morze interesuje. - Nije ucieszyła się, że nie musiałaby płynąć łodzią do czego żywiła wyraźną niechęć. Za to zaintrygowała ją wzmianka o jednej z najbardziej znanych szlachcianek w tym mieście.

- No właśnie nasz plan polega na tym, żeby wywabić syrenę poza Wrakowisko. W takim razie część naszej grupy wraz z Nije mogłaby być przy brzegu od strony lądu a druga przy brzegu od strony wody, wraz z Rupertem - Joachim postanowił skupić się na potwierdzeniu głównych założeń planu.

- Tak, jakby syrena wypłynęła z wrakowiska to by można spróbować. Na pewno łatwiej niż we Wrakowisku. - po chwili zastanowienia i drapana się w policzek rybak się zgodził na takie rozwiązanie. Drapał się jednak dalej. - Tylko ja nigdy nie polowalem na syreny. Nie wiem czy da się podejść. Zwykle łowi się tak, że wyrzuca się sieci za burtę i czeka. Potem się je wyciąga z tym co się złapało. Ale to na ryby. A taka syrena to nie wiem. Ale to blisko trzeba by podpłynąć aby sięgnąć ją siecią. - wydawało się, że Rupert próbuje sobie wyobrazić jakby mogło wyglądać łowienie w sieci stworzenia jakiego nigdy wcześniej nie łowił, nawet nie widział.

- A ja jestem ciekawa jak ona śpiewa. Słyszałam już naszych bardów, kislewskich i bretońskich, elfich, krasnoludów i ich śpiewane sagi ale syreny to jeszcze nie słyszałam. Nawet nie sądziłam, że one istnieją naprawdę. - artystka wydawała się być zwyczajnie zaciekawiona tym morskim stworzeniem jakich śpiew miał być legendarnie piękny i kuszący. Tak jakby chodziło o wystąpienie jakiejś koleżanki po fachu.

-Na pewno jak raz usłyszysz ten śpiew to go nie zapomnisz - uśmiechnął się Joachim.

- Problem polega na tym, że słysząc ten śpiew człowiek traci rozum, choć jak jesteś niewiastą i bardką to możesz okazać się bardziej odporna. Ochroną którą przetestowaliśmy były zatyczki do uszu i zagłuszanie śpiewu, co jestem w stanie zrobić moją sztuką - wyjaśnił, stwierdzając że ten plan trzeba jeszcze doprecyzować. Nie było też gwarancji że za 1 razem się uda i że syrena zawsze przebywa w jednym miejscu. W każdym razie miał dużo do przemyślenia i to nie tylko na ten temat....
 
Lord Melkor jest offline