Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2022, 17:18   #3
Alex Tyler
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację



Wczesnym rankiem zamknięta we własnej komnacie, licząca niespełna dwadzieścia wiosen dziewczyna odziana w tiulową koszulę nocną uchyliła powoli okiennice i powstrzymując wytwornym gestem delikatne ziewnięcie, ogarnęła nabierającym ostrości wzrokiem rozpościerający się przed nią okazały pejzaż. Powędrowała wzrokiem od majestatycznych gór, przez faliste morze wzgórz ku licznym leśnym zastępom. Dłuższą chwilę poświęciła karminowym koronom drzew stanowiących trzon Karmazynowego Lasu, miejsca mimowolnie budzącego w niej niemal zatarte wspomnienia. Następnie zwróciła oblicze ku skąpanemu w świeżym świetle poranka wnętrzu, kierując wzrok na masywny kufer, w którym poprzedniego wieczora złożyła swój przyodziewek. Twarz młódki była dość charakterystyczna i niezwykle atrakcyjna. Posiadała parę bystrych oczu o szmaragdowych tęczówkach i smukłych rzęsach, lekko wystające, połyskliwe i pełne, acz małe usta, podkreślające skromnie zadarty nosek. Te cechy i nieznacznie ostre rysy o wyczuwalnie infantylnym charakterze powodowały, że pozornie sprawiała wrażenie rozpuszczonego dziecka. Przekonanie to daleko nie odbiegało od maniery młódki i zdecydowanie kontrastowało z jej kobiecą budową oraz wysokim wzrostem. W jej wyglądzie uwagę zwracały także długie pasma wiśniowych włosów, razem z elegancko spływającą długą grzywką. Spośród nich wyłaniał się zarys spiczasto zakończonych uszu, które wyraźnie zdradzały rodowód białogłowy.

Dziewczyna udała się sprężystym, salonowym krokiem ku skrzyni. Zamierzała odziać się, skorzystać z toaletki i udać na dół, do głównej izby „Łaski Maga”. Liczyła, że szynkarz weźmie sobie do serca jej wcześniejsze uwagi i tym razem uraczy ją o wiele lepszym napitkiem i jadłem. Bardziej odpowiadającym jej wybitnemu statusowi. Do Rozgórza przybyła dopiero wczoraj, ale już mniej więcej posiadała rozeznanie, co w trawie piszczy. Wiedziała na przykład, że nie była jedyną nietutejszą, nie umknęły jej bowiem zdradzające zmęczenie parszywe wizerunki podróżników z Drumy i Cheliax, choć ją w te rejony przygnały o wiele bardziej złożone i posępne przyczyny. Słyszała też o nagrodach dla łowców, i podobnież interesujących wieściach, jakie miał przynieść jakiś gobliński goniec na temat owianej legendami starej cytadeli. Liczyła przeto na jakieś ciekawe zajęcie i godziwy zarobek.


Po długich przygotowaniach i posileniu się półelfka opuściła „Łaskę Maga”, a następnie udała przed pobliską bramę ratusza. Umalowana, wypachniona, a przede wszystkim odziana w krótką, wytworną i zwiewną satynowo-muślinową sukienkę koloru alabastrowo-lawendowo-szarego, z falbanami, wydekoltowaną, o wysokim kołnierzu i odsłoniętych ramionach. Ubiór uzupełniały eleganckie rękawiczki za łokcie, opinający talię gorset, wysokie buty oraz pończochy sięgające połowy uda i gustowna torebka podróżna. Specyficzny sposób wykonania sprawiał, że cały strój delikatnie opalizował w świetle słońca. Jedyne uzbrojenie dziewki stanowił kunsztownie wykonany sztylet, z wyglądu bardziej przypominający ozdobę, niż oręż. Osadzony był w ciemnej pochwie przytroczonej do jej lewego uda.



— Czy mogę prosić o przejście? — rzekła nieznoszącym sprzeciwu tonem, próbując dostać się bliżej wejścia. Jej głos był niezwykle melodyjny i nad wyraz przyjemny dla ucha. Aczkolwiek wybrzmiewała w nim perfidna słodycz i przesadna wyniosłość, wręcz zwykła zarozumiałość.
Przez długie minuty stała pośród oczekujących, pociągając co jakiś czas ostentacyjnie nosem, tak jakby w jej delikatne nozdrza godziła jakaś nieprzyjemna woń. I chyba właśnie to niebezpośrednio chciała zakomunikować tłoczącym się wokół niej awanturnikom i najemnym robotnikom. Niestety, nie wydawali się pojmować jej subtelnej aluzji.
— Ech, czy musicie się tak tłoczyć? Nie dość wam, że pokazuję się w tak nędznym, jak wasze, towarzystwie? — jęknęła w końcu, krzywiąc brzydko brwi i splatając ręce na piersiach.
Nie okazywała najmniejszego zainteresowana gawiedzią, tylko czekała na otwarcie wrót. Mimowolnie jednak dostrzegła, że bacznie przygląda jej się jakiś stary wychudzony strażnik. Z pewnością nieprzypadkowo. Z początku miała go zupełnie zignorować, przywykła bowiem do lubieżnych spojrzeń mężów. Zarówno młodzianów, jak i starszych. Coś ją jednak tknęło w postawie starucha i na wszelki wypadek zbliżyła się kawałek, po czym zapytała.
— Masz jakąś sprawę ku mnie, dobry człowieku?
Starszy mężczyzna ocknął się z rozmyślań, kiedy się do niego zwróciła.
— Co? Wrzawę? — stary strażnik podrapał się po głowie, a zaraz potem podłubał małym palcem w prawym uchu. — Aaa… Sprawę.
Po czym spuścił oczy i przez pewien czas lustrował zawartość, którą przed chwilą wydłubał z ucha. Mężczyzna rozproszonym wzrokiem wodził to na Lavenę, to na grupkę najemników opodal głównej bramy ratusza.
— Idziesz do twierdzy? — zapytał i, nie czekając na odpowiedź półelfki, ciągnął. — Dwa miesiące temu była taka zgraja, pięciu ich było. Gadali, że twierdzę zdobędą i ze złego oczyszczą. Między nimi… Mój brat.
Stary strażnik wyciągnął z kieszeni naszyjnik. W jego dłoni znajdowała się drewniana figurka jelenia.
— Po tym go poznasz, on ma taką samą. Nie łudzę się, nie wróci już. Jeśli jednak odnajdziesz jego trupa, przynieś go do mnie. Nie mam wiele, a i mój czas kończy się już. Ale jeśli ci się uda… Zapłacę. Nie licz jednak na tych tam — machnął ręką na najemników przy bramie głównej.
— Spokojnie staruszku, jedyna osoba, której ufam, właśnie z tobą rozmawia — oznajmiła chełpliwie wiśniowowłosa. — A jeśli zapłata nie będzie wystarczająca... to sama odbiorę sobie resztę. Bywaj.
Mimo ostrzeżeń starucha zaczęła przebierać oczami po zgromadzonych. Wiedziała bowiem, że nie ma siły, a przede wszystkim ochoty, targać czyjeś truchło aż z odległej twierdzy. W końcu wypatrzyła kilkoro potencjalnie użytecznych do tego zadania osobników i uśmiechnęła się pod nosem „Tak, ci się nadadzą...”.

Chwilę później rozległ się donośny dźwięk dzwonu i zaczęły uchylać wrota ratusza.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 25-04-2022 o 18:46. Powód: doklejenie fragmentu od MG
Alex Tyler jest offline