Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2022, 13:54   #224
Micas
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Lightbulb Epilog i zakończenie sesji.

Wreszcie, po brutalnych starciach indywidualnych, Minutemen dopięli swego.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=XBkwprOipFI[/media]
The Original Minutemen Theme

Ostatni mech z grupy przywiedzionej do wraków przez ComStar został pokonany. Kto z mechwojowników mógł, ten salwował się ucieczką katapultowaniem – ale nie nacieszył się tym zbyt długo. Bezimienni Workmeni powpadali prosto w tą morderczą chmurę łomoczących się nawzajem dronów i zostali szybko rozszarpani przez ich broń, wzięci za kolejne cele. Batalia trwała nadal, ale główni przeciwnicy Minutemen zostali wyeliminowani. Nareszcie... przywództwo tych wszystkich wszawych grup, które sprawiły tak wiele cierpienia na Amerigo, gryzło piach pustyni. Teraz pozostało „jedynie” przeżyć. Było to jednak niezwykle trudne zadanie. Wiele z dronów zaczynało obierać cele naziemne. Bomby, pociski i energia spadły na obóz ekspedycji, zamieniając w tumany pyłu i płonących szmat po namiotach. Jak się potem okazało, wielu członków zginęło – choć na szczęście nikt z rodzin i kręgów bliskich przyjaciół Minutemen. Mechy i Royal Lightning robiły co mogły, ale nie były w stanie sprostać tak wielkiej sile... tym bardziej, że do ostrzeliwania celów naziemnych dołączały się niektóre wieżyczki sieci obronnej Amarisa. Nie wszyscy obrońcy Amerigo uszli tego dnia z życiem i nie wszystkie ich maszyny ostały się w jednym kawałku – taki los spotkał choćby Atlasa od Manula, którego Julian Jackson zajechał do ostatka i katapultował się w ostatniej chwili przed wybuchem resztek amunicji. Na szczęście Minuteman przeżył. To i tak lepiej niż można było powiedzieć o tych frajerach, których powiedli za sobą 'Benefaktorowcy' – wszyscy skończyli marnie.

Wreszcie jednak doszło do przełomu – potężna nawalanina między okrętami na tak nożowniczym dystansie przyniosła wymierne efekty. Pancerze zostały spenetrowane, struktury zaczęły się sypać, komponenty niszczeć... amunicja i bomby wybuchać, tak ta z zasobników, jak i ze składów i magazynów transportowych. Ekspedycja szybko zdała sobie sprawę z nadchodzącej zagłady i szykowała się na śmierć. W ostatnim akcie desperacji, osłaniani przez wycofujące się mechy, piesi zapakowali się do ostatniego pojazdu antygrawitacyjnego i pomknęli w pustynię, a za nim czym prędzej mechwojownicy w swych bitewnych mechach, ścigani ogniem i dronami. I wtedy, w ostatniej chwili, jak na holovidach, przybyło wybawienie, odsiecz – desantowce noszące barwy i oznaczenia Rycerzy Św. Cameron. Zmasowanym ogniem strąciły te kilka dronów z pogoni i czym prędzej przysiadło, aby wpuścić na pokłady pokiereszowane mechy i pojazd z ocalałymi; i czym prędzej odlecieć w cholerę, bo właśnie napędy fuzyjne obydwu okrętów wchodziły w stan krytyczny – jakaś forma zaprogramowanej autodestrukcji w obliczu klęski. DropShips pruły przez amerigańskie niebo ku gwiazdom, za sobą zostawiając potężną, podwójną kulę ognia niszczącą całą okolicę tego skrawka Bariery wraz ze wszystkim, co tam mogło pozostać. Wyrwali się z przedsionka Piekła i, zarazem, brama do tych Piekieł zawarła się. Puszki Pandory zniknęły. Taka detonacja musiała sprawić, że zawartość magazynów z bronią ABC została unicestwiona. Ceną za to była utrata jako tako sprawnych WarShips, eksperymentalnego systemu dronów i generalnie całej hałdy LosTechu, ale wydawało się być to teraz małą ceną za życie ich, ich rodzin, i ich kraju.

Na orbicie pozostali nieco czasu, korzystając z gościnności Rycerzy i współpracując z nimi przy naprawie mechów oraz łataniu ran. Praktycznie wszyscy członkowie ekspedycji mieli problemy ze słuchem – od całkowitej utraty do tymczasowej głuchoty. Wszystko przez fakt, że nikt nie pomyślał o tym, aby „wyciszyć” broń klasy okrętowej na potrzeby walk w atmosferze... i kto mógłby, wszak WarShips nie były tworzone z myślą o podchodzeniu tak blisko do planetarnych globów. W przyszłych latach ludzie ci mieli otrzymać różnego typu implanty słuchowe, od prostych analogów i nieco bardziej zaawansowanych cyfrowych, po pozaświatowe wszczepy bioniczne. W międzyczasie, podczas tych dni napraw i łatania, wywiedzieli się o wydarzeniach w Ziarnach, a także o powodach 'cudownego ocalenia' ze strony Rycorów: obserwowali sytuację na Barierze korzystając z pozostałych im maszyn aerospace, kiedy wykryli fluktuacje energetyczne pochodzące od walczących okrętów wojennych. Zdjęcia, daleki przelot zwiadowczy i szybka dedukcja pozwoliły na ustalenie faktów i podjęcie trafnego działania... i uratowanie żyć Minutemen, ich rodzin, przyjaciół i reszty członków ekspedycji „Project Precious”. Wkrótce potem, Minutemen wrócili do Camp Blackmore... a w konsekwencji, do swoich Ziaren.

Wyglądało na to, że to był koniec ich wspólnego projektu. RNR i NVR „porozumiały się” w sferze dyplomatycznej, choć rozpoczęło to zimną wojnę trwającą latami. Bandyci zostali wyparci na swe rdzenne tereny (a wkrótce nawet z Pogranicza już tylko na Barierę) i nigdy już nie osiągnęli choćby cienia potęgi Armii Czerwonej Wstęgi i Królestwa Nowego Zairu. NVDF, najemnicy i Minutemen tego dopilnowali, podobnie zresztą jak NRSF ze swojej strony wielkiej pustyni. Wybory kongresowe i prezydenckie zakończyły się, przynosząc stabilizację polityczną – i Daniela Archera, brata Ursuli Trevor, jako głowę państwa. Wyglądało na to, że Ziarna wreszcie były bezpieczne i mogła rozpocząć się mozolna odbudowa.

///\\\///\\\ \\\///\\\///

Muzak

Po osiągnięciu stabilizacji u progu roku 3001 A.D., kontynuowano działania przeciwpartyzanckie i szachowanie RNR, głównie za pomocą Knights of St. Cameron oraz Harcourt's Destructors. Ów stan rzeczy trwał do początków roku 3003, kiedy to kontrakty z najemnikami wygasły i nie zostały przedłużone. Obydwie kompanie opuściły Amerigo, każda udawszy się w swoją stronę – Harcourt's Destructors (i zasłużona Lanca Omikron) na wieloletni, stały kontrakt dla Magistratu Canopus, gdzie Destruktorzy mieli pilnować porządku i granic u boku tamtejszych sił zbrojnych i innych najmitów, znów lejąc piratów, bandytów i inne szumowiny, ale także biorąc udział w starciach z rodzimym Konkordatem Tauriańskim i innymi pomniejszymi peryferyjnymi mocami, a nawet w walkach z Ligą Wolnych Światów i Konfederacją Capellańską. Historia Rycorów była dość zbliżona, kiedy ruszali na galaktyczną „północ” Peryferiów wykonując różne zadania, głównie pro bono (i pozostając przez to w słabej sytuacji finansowej i sprzętowej), ale wkrótce potem powrócili na tereny Wspólnoy Lyrańskiej i zakontraktowali się na kolejne dekady dla Wielkiego Domu Steiner. W przyszłości mieli między innymi brać udział w końcówce Trzeciej Wojny o Sukcesję, a także w Czwartej przeciwko „Operacji Dagger” ze strony FWLM. Te i dalsze losy obydwu kompanii to były jednak ich własne historie.

Pomijając rozkręcającą się zimną wojnę z RNR i znacznie zmniejszone zainteresowanie Amerigo tak ze strony wolnych handlarzy, jak i ComStaru (oraz zakończenie akcji humanitarnej przez tych ostatnich), odbudowa Ziaren szła dobrze. Do czasu pamiętnego roku 3005, od którego przez ponad trzynaście lat nastały tak zwane „Czasy Kłopotów”. Przez Amerigo przetoczyła się morderczo śmiertelna zaraza, wirus zwany po prostu „Plagą”. Czy były to jakieś zmutowane popłuczyny po WarShips, które jednak przetrwały detonację? Zemsta ComStaru albo Kompanii Skurwysynów? Broń z laboratoriów NVR czy RNR, która wymknęła się spod kontroli? A może po prostu kolejny przejaw niebezpieczeństw czających się na obcych planetach pośród nieznanych gwiazd? Nie wiadomo. Wiadomo jednak było, że bezlitośnie, na przestrzeni kilkunastu fal, wymordował zawrotne ilości populacji wszystkich grup cywilizacyjnych na Amerigo – aż wreszcie zmutował się w ślepy zaułek i wygasł. Było to równie cudowne ocalenie, jak biblijnym dopustem było pojawienie się zarazy in the first place. W międzyczasie wynikł szereg innych katastrof: wciąż trwająca zimna wojna (która nakręcała spiralę wydatków na zbrojenia i skostniałość polityczną), nie mająca sobie równych w historii planety zapaść ekonomiczna obydwu państw, de facto kwarantanna całego Amerigo (międzygwiezdni handlarze woleli omijać szerokim łukiem planetę z potwierdzoną śmiertelną zarazą, a ComStar tylko im pomógł podjąć tą decyzję – i wprowadzić także interdykcję telekomunikacyjną jako szpilę w zamian za wydarzenia z czasów „Wojny Benefaktorskiej”). Do tego doszły problemy klimatyczne, które wiązały się z wieloletnimi suszami – i tym samym klęską głodu. NVR i RNR upadły prawie do poziomu Bandytów i utrzymały się w ryzach tylko resztkami sił. Dopiero w latach 3018-3020 klęski odeszły jak ręką odjął i cywilizacja mogła zacząć się podnosić po takiej hekatombie. I to prosto w drugą: w roku 3020 na Amerigo napadł nowy najeźdźca, grupa znana jako Black Warriors – de iure siły zbrojne Federacji Circiniańskiej, położonego „nieopodal” peryferyjnego bandyckiego królestwa. W przeciągu dwóch miesięcy zaprawione w bojach siły Czarnych Wojowników rozbiły tak NVDF, jak NRSF i plemiona Bandytów z Bariery, wszystkie osłabione przez „Czasy Kłopotów”. Wszystkie Ziarna Nowego Vermontu, podobnie jak New Salisbury i inne miasta Nowej Rodezji, raz jeszcze poczuły gorzki smak porażki, zbrodni, zniszczeń i splądrowania. Dopiero wspólna partyzantka zorganizowana przez Vermontczyków, Rodezyjczyków, a nawet niektórych Barierowiczów, uprzykrzyła życie Ciricinianom tak bardzo, że wreszcie opuścili planetę wraz z łupami. Amerigo znów leżało w gruzach... choć tym razem już bez zimnej wojny. Bez jakiejkolwiek wewnętrznej wojny. Ostatnie wydarzenia nauczyły Amerigan dość, aby ci wreszcie siedli do okrągłego stołu i wypracowali kompromis. Powstała parasolowa organizacja polityczna zbliżona do staroziemskiego ONZ, „Wspólnota Planetarna Amerigo”. Zaczęto wprowadzać współpracę ekonomiczną, polityczną i militarną, jednolitą dyplomację wobec pozaświatowców, a także rekoncyliację historyczną. Amerigo stało się przez to zdecydowanie bardziej ksenofobiczne wobec przybyszów z gwiazd, ale to była cena, jaką ocaleńcy byli w stanie zapłacić za wspólny front.

W szerokiej Sferze Wewnętrznej też w tych latach zaczynało się sporo dziać. ComStar dziwnie milczał w sprawie Amerigo i Minutemen – jeszcze w roku 3000 członkowie tej grupy otrzymali wiadomość od precentora stacji HPG na Illyrii, niejakiego Benišeka, który wyraził zaniepokojenie, ubolewanie i przeprosiny za działania Xandera Almasy i innych „niesubordynowanych”, potwierdził zgodność papierów od Maurice'a Sakona Ishidy, zapewnił o dalszej neutralności Błogosławionego Zakonu, takie tam. Ale cwaniaki wyniosły z porażki na Amerigo dość danych, aby potem rozpocząć inny, zbliżony projekt na szerszą skalę – coś, co wyciekło dekady później w ramach przemian wewnątrz ComStaru po nieudanej „Operacji Scorpion” i wynikłej lustracji, wraz z informacjami o operacji na Amerigo – to był projekt „Jolly Roger” rozpoczęty w roku 3001. Był on jednak na szczęście skupiony głównie na „północnej” granicy Sfery Wewnętrznej i Peryferiów, pośród regionu gwiezdnego „The Barrens” i na granicy Wielkich Domów Steiner i Kurita. Nie dotknął już Amerigo. Projekt ten wypalił kapturowcom w pysk nawet gorzej niż ten na Amerigo i został definitywnie zakończony w 3004 roku.
Inne lata przyniosły między innymi intensyfikację walk na steinerowo-marikowym froncie Trzeciej Wojny o Sukcesję w roku 3002 (Operacja „Concentrated Weakness”); wybuch krótkiej i ograniczonej terytorialnie choć krwawej wojny domowej w Lidze Wolnych Światów w roku 3014; aż wreszcie pamiętny rok 3020 przyniósł propozycję traktatu pokojowego między Wielkimi Domami – Steinerowie skumali się z Davionami, rzucając strach na pozostałych pretendentów do dawnego tronu Pierwszego Lorda Gwiezdnej Ligi. W roku 3022 Marikowie, Liao i Kurita weszli w Konkordat z Kapteyn, mający stanowić przeciwwagę do rodzącej się koncepcji superpaństwa „Sfederowanej Wspólnoty”. Wkrótce później, bo w roku 3025 lordowie domów doszli do porozumienia i zawiesili broń, kończąc Trzecią Wojnę o Sukcesję, trwającą nieprzerwanie od prawie stu sześćdziesięciu lat (choć na niskim poziomie intensywności). Nie był to jednak trwały pokój, a jedynie kolejna pauza. LCAF (siły zbrojne Wspólnoty Lyrańskiej) i AFFS (odpowiednik ze Sfederowanych Słońc) prowadziły wielkie manewry na granicach (Operacje Galahad i Thor, odpowiednio w 3026 i 3027), wspólne ćwiczenia integracyjne i przygotowania do nowej wojny, podczas gdy „Kapteynowcy” ograniczali się do rozejmu, wymiany danych wywiadowczych, technicznych oraz współpracy ekonomicznej. W 3028 mieli przypłacić tą niefrasobliwość, kiedy to miała oficjalne powstać Sfederowana Wspólnota – i zostać ogłoszona przez nią Czwarta Wojna o Sukcesję: dwuletni konflikt, który przyniósł nowemu superpaństwu ciągłość granic, a pozostałym Wielkim Domom olbrzymie straty terytorialne i militarne. W następnych latach miało dojść do renesansu technologicznego związanego z odkryciem Rdzenia Pamięci Helm, konfliktu Konfederacji Capellańskiej z sojuszem Andurien i Magistratu Canopus, pamiętną próbą zgnojenia Kombinatu Draconis przez Sfederowaną Wspólnotę w roku 3039 (udaremnioną przez DCMS wsparte wydatnie sprzętowo i wywiadowczo przez ComStar), a także wielce przełomowe wydarzenia odleglejszych dekad przyszłości: Inwazję Klanów z roku 3050, Schizmę w ComStarze i powstanie organizacji fanatyków religijnych „Słowo Blake'a”, czy wreszcie najbrutalniejszą wojnę w dziejach całej ludzkości – Jihad Blakistów. Ten ostatni otarł się o Amerigo, kiedy to Federacja Circiniańska, wsparta przez mściwych Blakistów, po raz kolejny napadła na tą planetę. Ale to były inne czasy, inne wydarzenia, inna historia... i inni bohaterowie. Potomkowie Minutemen ruszyli wtedy do kolejnego starcia, pamiętając o swych poprzednikach.

A co, spytacie, stało się z Minutemen? Grupa przestała tak naprawdę istnieć już po zakończeniu operacji wojskowej przeciw PoE i śmierci gen. Jacksona. Część kontynuowała walki z Bandytami. Inni wrócili do Ziaren by wieść życie w pełnym cywilu. Jeszcze inni od razu czy też później opuścili Amerigo. Niektórzy potem wracali. Każda i każdy z nich mieli własne historie. Leon Clark, callsign Pandur, nie siadł już za sterami mecha – po utracie Maraudera nie było dla niego zamiennika, nie dołączył też do Rycerzy czy Destruktorów ani nie opuścił planety. Ożenił się z Sarah May, założył z nią rodzinę. Powrócił do wojska, gdzie przeszedł do Sztabu Generalnego i po latach służby (choć wcale nie tak długich) osiągnął weń bardzo wysoki stopień – to on skonsolidował amerigańskie siły przeciwko Black Warriors i zmusił najeźdźców do opuszczenia planety. Wtedy po raz kolejny zasiadł za sterami mecha – gwizdniętego napastnikom średniaka BJ-1 Blackjack. Ostatecznie Clark dokończył żywota z przyczyn naturalnych w wieku osiemdziesięciu lat w roku 3061, w stopniu generała brygady. Jego potomkowie kontynuowali jego dzieło, m.in. walcząc z Blakistami i Circinianami w czasach Jihadu.
Roland z Eutin, callsign Hermit natomiast, utraciwszy mecha przyobiecanego w kontrakcie od NVR/Minutemen zdecydował się na odpuszczenie tej klauzuli – czyli wyboru na własność dowolnego mecha po zakończeniu konfliktu – i zakończył umowę. Asystował Rycerzom Św. Cameron jako doradca i honorowy dowódca (pomimo zgrzytów na tle religijnym, wszak Kult Św. Cameron nie do końca był po drodze z „wojowniczym katolicyzmem” Bractwa z Randis). Opuścił planetę wraz z nimi oraz Manulem i Małym. Przez następne lata wojowali tu i ówdzie u boku Rycorów z wszelakimi nikczemnikami. Ostatecznie Roland otrzymał podarunek od Rycerzy kiedy ci mieli powrócić na ziemie Steinerów – lekki mech STG-3R Stinger, z którym powrócił na Randis IV. Odbył jeszcze kilka błędnych misji w okolicy przeciwko różnym peryferyjnym szubrawcom, ale ostatecznie osiadł w strukturach swojego zakonu jako mentor, a później wysoko postawiony mistrz. Zmarł w spokoju w swym łożu w wieku 78 lat, raptem kilkanaście dni po rozpoczęciu Czwartej Wojny o Sukcesję... i odczuwając ulgę, że na stare lata uniknął udziału w kolejnym masowym rozlewie krwi za skąpane już w niej do cna sztandary Lordów Domów. Zmarł bezdzietnie, a w testamencie zapisał mecha i dobytek zakonowi, zaś co zostało po nim w układzie Eutin przejęła jego rodzina.

Niemniej jednak to właśnie Hermit rok przed swoją śmiercią zebrał Minutemen jeszcze jeden ostatni raz. Była to całkiem szeroko zakrojona operacja logistyczna - Roland załatwiał sprawy na Terrze i w okolicy już od dwóch lat, m.in. bijąc w ComStar mocnym pozwem sądowym za to, co nawyrabiali na Amerigo i w okolicy. Sprawa została założona już lata wstecz, ale konkluzja nastała dopiero w 3025 - doszło do ugody: pewne reparacje finansowe i materiałowe dla Nowego Vermontu, wraz z kosztownym i siermiężnym procesem ustawienia szeregu JumpShips w ramach tzw. "Pony Express", aby szybko i bezboleśnie przetransportować byłych Minutemen na miejsce spotkania i z powrotem w roku 3027, po uprzednim ich zaproszeniu i zgraniu terminów. Był to osobisty podarunek Rolanda z Eutin dla byłych towarzyszy, a także okazja dla starych towarzyszy do spotkania po latach, a dla młodego pokolenia do ujrzenia ziemi przodków. Było to w jakiś sposób... właściwe.

Dla wielu z nich, a już szczególnie dla ich potomków, nie był to koniec wojen, zmagań i perypetii. Zrządzenie losu sprawiło, że część tej latorośli spotkała się dziesiątki lat później na frontah krwawego Jihadu, raz jeszcze stając do boju przeciw potworom w ludzkiej skórze i manipulatorskim religijnym fanatykom. Ale to już była inna historia...


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=3X1KVjq1HbM[/MEDIA]

///\\\///\\\ \\\///\\\///

<<< K O N I E C >>>
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline