Roz odruchowo podrapała się po głowie. Theopilius podobnie jak ona trafił w środek historii, w której byli jak pionki przestawiane przez większe siły. Jego ktoś postanowił zbić. Ona cudem uratowała się od śmierci. Było jej go trochę żal, głównie ze względu na swoją nieporadności i brak czasu, który nie pozwolił jej uknuć grubszej intrygi zakończonej miesięczną biegunką, albo wysypką. Może wystarczyło go poprosić, żeby nie pojawiał się w robocie. Na to pewnie był zbyt uczciwy.
Zmierzyła wzrokiem mężczyznę. Miała nadzieję, że okaże się takim profesjonalistą na jakiego wyglądał.
- Uważajcie na jego ręce. Musi wrócić potem do normalnej pracy. Jest wątłego zdrowia. Nie potrzeba w tej sprawie jeszcze śledczych. I przekażcie mu, żeby trzymał się z daleka od zakazanej wiedzy, bo może go spotkać coś gorszego.
W nocy dość długo przewracała się po łóżku. Wtykanie nosa w nieswoje sprawy i odkrywanie czyichś sekretów, to coś z czym czuła się dobrze. Zamach na czyjeś zdrowie był pewnym wykroczeniem. W każdym razie głos w głowie nie bardzo dawał jej usnąć. Ostatecznie uspokoiło ją to, że nieprofesjonalne plany otrucia Kienholtza mogły się skończyć jeszcze tragiczniej. Latwiej przesadzić z trucizną, niż z pięścią.
Rankiem udała się do kupca, aby wymienić wieści i wysłuchać jego opinii o Hrabinie, jej szpiegu oraz tym co zamierzali dalej, gdy pracownik archiwum zacznie być niedysponowany.