|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
25-04-2022, 22:45 | #151 |
Reputacja: 1 | Obserwacje miejsca, z którego strzelał zamachowiec oraz jego samego (a precyzyjniej - jego trupa) upewniły krasnoluda, że rodzinka jej podopiecznej nie zamierza grać uczciwie. Może i nie był detektywem prosto z którejś z altdorfskich agencji, ale nawet średnio rozgarnięty grobi zauważyłby sporo niepasujących do siebie elementów. Obserwacje i bazujące na nich przemyślenia zachował dla siebie do czasu spotkania z Eleną pod pretekstem sprawdzenia, czy została należycie opatrzona i będzie dochodzić do siebie. Upewniwszy się, że w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby podsłuchać ich rozmowę (a przynajmniej miał taką nadzieję) spokojnym głosem przekazał pracodawczyni wnioski dotyczące zamachu - przede wszystkim stwierdził, że zabity chłystek z pewnością nie byłby zdolny do przeprowadzenia takiej próby samodzielnie (zbyt wiele strzałów oddano w zbyt krótkim czasie nawet przy założeniu, że obie kusze były uprzednio załadowane), do tego zupełnie nie przypominał człowieka, którego możnaby podejrzewać o tak duże umiejętności strzeleckie. Wynikało z tego, że zamachowców było przynajmniej dwóch i brodacz upierał się, że ciało należało najpewniej do pomocnika prawdziwego sprawcy, któremu udało się zbiec. Gdy Elena przetrawiała informacje o zabójcy wciąż mogącego nastawać na życie jej oraz jej brata, Thorvaldsson zapytał o relacje dziewczyny z najstarszym z rodzeństwa, Marcusem. Początkowe zdziwienie pytaniem szybko ustąpiło zdumieniu i niedowierzaniu, gdy krasnolud wyłożył swoją roboczą teorię według której za zamachem stał najprawdopodobniej ochroniarz Marcusa, a on sam biorąc czynny udział w pościgu upewniał się, że wszelkie ślady wiążące jego człowieka z nieboszczykiem zostaną skutecznie zatarte, a sprawa zamachu szybko zamknięta wraz ze śmiercią rzekomego sprawcy. I zrobił to na tyle skutecznie, że na chwilę obecną nie mieli żadnych dowodów na to, że maczał w tym wszystkim palce. Przez chwilę słuchał wątpliwości Eleny co do sprawstwa najstarszego z rodzeństwa, by zgasić je wypranym z emocji stwierdzeniem: - Możesz mi wierzyć - znam się na tym. Zajmowałem się wojaczką już wtedy, kiedy rodzice twoich rodziców dopiero uczyli się chodzić. Ten chłystek nie trafiłby w tarczę z dziesięciu kroków, za to sługa Marcusa wygląda na wprawnego zabijakę zdolnego do przeprowadzenia czegoś takiego. Jeśli chcesz popytaj wśród służby, czy ktoś widział ochroniarza Marcusa wybiegającego z wynajętej przez waszą rodzinę kamienicy razem z pozostałymi. Na moje to on już był na miejscu... Wspomniał również o propozycji, jaką wspomniany krewniak Eleny złożył Detlefowi sugerując, że zapewne chciałby ułatwić kolejną próbę, która niechybnie nastąpi. Potwierdził jednocześnie, że swój kontrakt zamierza wypełnić zgodnie z obietnicą. Zasugerował również, żeby o podejrzeniach Detlefa uprzedziła rannego w zamachu brata - jego samego pewnie nie będzie chciał wysłuchać, ale siostrze być może uwierzy. Oboje musieli mieć się na baczności, bo zabójca z pewnością uderzy ponownie. * * * Oględziny sprezentowanego ostrza przyniosły przyjemne rozczarowanie - broń okazała się być całkiem przyzwoita (bo wykonana przez dawi) z predyspozycjami do zostania zacną sztuką oręża, gdyby usunąć zbędne ozdoby. To musiało jednak chwilę poczekać, bowiem utrzymanie dwójki podopiecznych przy życiu mogło okazać się całkiem trudnym zadaniem. Oby nie niewykonalnym... Ranek przyniósł kolejne wieści - o śmiertelnym wypadku jednego z rodzeństwa (Detlef wątpił w przypadek i dlatego zamierzał porozmawiać z dziewką, za którą rzekomo denat się uganiał) oraz o turnieju, w którym zamierzano wyłonić rywala dla faworyta nieboszczki, po której scheda pchała rodzeństwo do najgorszych zbrodni. Człeczyny bywali naprawdę szaleni...
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
25-04-2022, 23:16 | #152 |
Reputacja: 1 |
__________________ by dru' |
29-04-2022, 14:33 | #153 |
Reputacja: 1 | - Witaj Ragorn - Rudolf starał się sprawiać wrażenie spokojnego mimo, że nie do końca się tak czuł. Ale to mogło mu dać przewagę w tej rozmowie. - Nie wyglądasz najlepiej - pokiwał głową z troską. - Mam coś dla ciebie, a jakże, ale chyba nie spodziewałeś się, że wezmę ze sobą sumę, o której pisałeś, w takie miejsce - zatoczył ręką dookoła. - To jest połowa czeku, na żądaną przez ciebie kwotę. Dam ci ją, jeżeli dostarczysz mi potrzebnych informacji. Potem wymienię ją na równowartość w klejnotach. Ale w miejscu wyznaczonym przeze mnie, gdzie nikt kosy mi nie wsadzi za spacerowanie z taką kwotą. Zresztą, czy to dla ciebie bezpieczne będzie z takimi pieniędzmi? Jeżeli chcesz wyjechać z miasta, to mogę ci w tym pomóc - Rudolf starał się zbudować nić porozumienia. Miał środki do dyspozycji i był gotów nimi zapłacić, ale trzeba ustalić odpowiednie warunki. Alfons wyraźnie się bał. Ale połapał się, że rozmówca pieniędzy nie ma. - Połowa czeku jest bezwartościowa. Nie dam się nabrać. Nie ma pieniędzy, nie ma informacji. - rozglądał się po okolicy i wyglądał jakby zaraz miał uciec - Jakich informacji? - zapytał jeszcze, wahając się między natychmiastowym zniknięciem a kontynuacją rozmowy. - Tak, połowa jest bezwartościowa, również dla mnie. Znasz mnie, nie jestem człowiekiem, który chciałby stracić tyle pieniędzy na próżno. I wiesz, że jestem człowiekiem, który woli robić sobie z ludzi przyjaciół niż wrogów. Mam przygotowane klejnoty. Czy kiedy cię oszukałem? Zresztą, co masz do stracenia? Ja chcę dotrzeć do ludzi, którzy zlecili wam podpalenie magazynu w garnizonie i otrucie strażników. Wiesz, użyliście do tego moich beczek. I mam z tego powodu problemy. Spore. Pomóż mi, a ja pomogę tobie - Rudolf starał się mówić spokojnym tonem i wykonywać niespieszne gesty, aby uspokoić Ragorna. Zadane pytania nie powinny Alfonsa zbytnio zdziwić. Wszak Manfred mówił, że takie informacje podał on sam jako cenę za pozbycie się Mocka. Pamiętał też, że po tamte beczki przyszedł tylko Alfons z kolegami, Mocka wtedy nie było. To nie było normalne. Wtedy nie zadawał pytań na ten temat, ale teraz? Alfons oblizał wargi i kiwnął głową. Rozglądał się niespokojnie. Na razie dostał tylko mgliste obietnice, co gorsza, Rudolf sam właśnie przyznał, że proponowana połowa czeku nie ma żadnej wartości. Ale rzeczywiście, nie miał wiele do stracenia. - To z samej góry przyszło. Z samej góry. Mam dowód. Powiem więcej jak pokażesz kasę. Klejnoty mogą być. Nawet lepsze. - powiedział. - Powiedz, co to za dowód. Jeżeli będzie dobry, to umówimy się na wymianę dowód za klejnoty. Kogo się tak boisz? - Pismo mam. Z podpisem. Przez nie i przez to co wiem polują na mnie. Pokaż kasę. Nie ma kasy, nie ma dowodu - powtórzył się Alfons. - A w piśmie co jest napisane i co takiego wiesz? I kto poluje? Wymienimy pismo na klejnoty, jeżeli będzie tego warte. Dopóki nie wiem, co jest w tym piśmie nie jest ono dla mnie warte więcej niż dla ciebie połówka czeku. A może mniej. A poza tym, komu możesz sprzedać to pismo jak nie mnie? Nawet, jeżeli ktoś będzie chciał je kupić to jest duża szansa, że cię sprzątnie. A ja tego nie zrobię, bo nie jestem takim człowiekiem. Wiesz o tym. Im szybciej się dogadamy, tym lepiej, zgadza się? Obaj dostaniemy co chcemy i obaj skorzystamy. Sytuacja doskonała. Chyba, że blefujesz i nic nie masz? - kupiec zaczął się zastanawiać, czy ta ostatnia opcja nie jest prawdziwa. Być może przemytnik znając Kaufmanna chciał wykorzystać ten fakt i wyłudzić od niego pieniądze. - Najpierw obiecałeś klejnoty za informacje. Teraz już chcesz klejnoty dać za dowód. Nie będziemy się tak bawić. Ostatnia szansa, potem poszukam innego kupca. Kasa za informacje. Droga ucieczki za dowód. - zbyt wielu ludzi próbował go ostatnio oszukać by wierzył we wszystkie słówka Rudolfa. Kaufmann mimo wielokrotnych próśb rozmówcy nie pokazał, że w ogóle zamierza pokazać weksel, czek, klejnoty czy pieniądze. Machnął jakimś papierem, który sam określił jako bezwartościowy i próbował wyłudzić rzeczywiste informacje za obietnice. - Ty też na razie nie pokazałeś „towaru”, który chcesz sprzedać. Nic nie powiedziałeś. Nawet nie wiem, czy masz coś, co mnie interesuje, czy tylko starasz się ode mnie wyciągnąć pieniądze - Rudolf mimo irytacji, starał się nadal rozmawiać spokojnie. - Skąd ja mam wiedzieć, że nie próbujesz mnie naciągnąć? Gdybym przyszedł tu z pieniędzmi, czy ktoś by mnie po drodze nie załatwił? Od samego początku proponuję ci pomoc w wydostaniu się z miasta - westchnął znacząco. - Dam ci dwieście karli za informacje. Kolejne trzysta za dowód. I pomogę ci wydostać się z miasta. Ale wymiana musi być w bezpiecznym miejscu. Może w jakiejś świątyni? Gdzieś, gdzie dotrę z pieniędzmi bezpiecznie. Co ty na to? - Nic nie powiedziałem? Niech będzie. Von Schilde, mówi Tobie coś to nazwisko? Gadał, że wybrał mnie do zadania. Że przyszedł do mnie w imieniu samej Elektorki. Ona miała pozbyć się konkurencji z moją pomocą, a mi zaoferowano parasol ochronny i pomoc w pozbyciu się mojej. Na dowód glejt mi dał. Teraz ta kurwa się chce wymigać, posłała za mną swoich tajniaków, nawet kurwa armię wykorzystali. - wyjawił informacje. Ale dalsze słowa Rudolfa nie miały dla niego sensu - Ktoś Cię zaczepiał po drodze tutaj? Próbował okraść - zapytał Alfons podejrzliwie - Nie opłacasz się H… i innym? - wiedział dobrze, że każdy kupiec wykupywał sobie „ubezpieczenie” od kradzieży i innych nieprzyjemności u rządzących podziemiem gangów. - Nie lubię jak ktoś mnie okłamuje. Ja mam glejt przy sobie. A ty miałeś jakiś weksel podobno - wyciągnął coś zza pazuchy, ale w ciemnościach było tylko widać kontury pojedynczej strony pergaminu - W jaki sposób chcesz mnie wydostać z miasta? - dodał. - Von Schilde, chciałbym go znaleźć. Ale zapadł się pod ziemię. Myślę, że znalazłbym kogoś, kto by chętnie spotkał się z jego tajniakami. Potrafisz ich wskazać? - Paru pewnie tak… Ale zaraz, skąd wiesz, że to „jego” tajniacy? Dla kogo Ty pracujesz? - Alfons był zaskoczony. Rudolf ujawnił, że zna płeć szefa tajniaków Elektorki, a nie była to wiedza jaką posiadali zwykli urzędnicy z gildii. Rudolf wyciągnął połówkę weksla. - To ta połówka weksla. Dając ci ją to tak, jakbym stracił pięćset karli. Weź, obejrzyj. Co do wydostania z miasta - Rudolf potarł zarost. - Potrzebuję czasu, dnia może dwóch, na opracowanie planu. Sporo karawan wyjeżdża, więc w którejś mógłbyś się zabrać. Ten czy inny chętnie się zgodzi wyświadczyć mi przysługę i nie zadawać pytań, w zamian za… no nieważne za co. Reuben Kuhn ma coś z tym wszystkim wspólnego? - zapytał. Bandyta wzruszył ramionami. - Pokaż mi to. Kurwa, ciemno tu jak w dupie - zapalił zapałkę. Nadlatujący bełt mignął Rudolfowi przed oczami i urwał ucho Alfonsowi. - Kurwa! - krzyknął, bardziej z bólu i zaskoczenia niż z powodu dolegliwości rany. - Zajebię, szmato, zdrajco pierdolony! - zaatakował wyrwanym z pochwy długim sztyletem. - Zwariowałeś?! - Rudolf wrzasnął odskakując. W jednej ręce trzymał Predatora, w drugiej nieszczęsną połówkę czeku. By sięgnąć po broń musiał puścić jedno albo drugie. Pies zresztą już się rwał. Zapałka upadła i zgasła. - To nie ja! Przestań, bo nie utrzymam psa! Pomyśl! Spróbujmy znaleźć tego, co strzelał! - kupiec szybko starał się jakoś przekonać Alfonsa w tym samym czasie upychając weksel by móc w razie czego sięgnąć po broń. Jeżeli Ragorn nie odpuści, Kaufmann spuści ze smyczy psa. No i co robi Carlo? Przez moment nic się nie działo. - Kurwa, kurwa, kurwa, wiedziałem, że ktoś cię śledził - Alfons wydawał się chwilowo odstąpić od zamiaru poszatkowania Rudolfa. Może sprawiła to wyjątkowa elokwencja tego drugiego, może trzymany (ledwo) pies bojowy, a może szansa otrzymania bełtu między oczy w czasie, gdy będzie zajmował się kupcem. Światła nie było za dużo, ale widać było w półmroku ściany budynków cmentarnych oraz nagrobnych, które powinny zapewnić im osłonę przed strzelcem. Jeżeli był tylko jeden. Obaj rzucili się za osłony przypadając do ziemi i starając dojrzeć niebezpieczeństwo. - Próbujemy go zdjąć, czy uciekamy? - zapytał Rudolf. Nie wiedział, kogo tak naprawdę chciał zdjąć strzelec - jego, czy przemytnika. - Skąd się tu wziął? Skąd wiesz że jest tylko jeden? - zapytał Alfons - Spuść na niego swojego psa i spadajmy - Będę pojutrze, w południe, w świątyni Wendreda. Spotkaj się tam ze mną - Kaufmann przekazał instrukcje i skupił się na wyjściu stąd cało. Skoro przemytnik nie chciał mu pomóc złapać zamachowca, to on sam nie będzie się narażał. Sam zresztą też wpadł na pomysł, aby wykorzystać Predatora do ucieczki. Rozejrzał się planując trasę poruszania od osłony do osłony po czym ruszył. Jednak ze spuszczeniem psa wstrzymywał się jeszcze dopóki nie skończy mu się osłona lub dopóki nie zostanie ponownie zaatakowany. Skoro droga do bramy, którą wszedł Rudolf była zablokowana, ruszyli w przeciwną stronę. Poruszanie się od osłony do osłony jest skuteczne gdy wiadomo dokładnie skąd strzelają. Rudolf kulił się przeskakując od pomnika do krzaków, od krzaków do nagrobka… ale nie został trafiony. Strzelano bowiem wyłącznie do Alfonsa. Początkowo szło dobrze. Raz bełt skrzesał skry na kamieniu w ich pobliżu, raz tylko słyszeli świst. Ale każde szczęście się kiedyś kończy. Kolejna soczysta „kurwa” spowodowała, że Rudolf się obejrzał. Prawa ręka bandyty krwawiła, ale ten machnął nią i choć skrzywił się, był pełen optymizmu - - Przeszło przez miękkie. Gdy byli już blisko wyjścia, dostał w nogę. Bełt rozerwał mięśnie i rozwalił kość. Taką ranę można było przeżyć co prawda, ale nie bez natychmiastowej pomocy medycznej. Rudolf z przerażeniem zauważył, że tym razem strzał musiał paść z przodu. Wyjaśniło się, czemu tak długo zeszło zamachowcom od przyjścia za nim do rozpoczęcia ataku - było ich co najmniej dwóch i poświęcili trochę czasu na zamknięcie pułapki. Przynajmniej tym razem zobaczył strzelca. - Bierz go, Predator! - kupiec wskazał strzelca i zwolnił psa. Miał nadzieję, że nie było ich więcej. Miał też nadzieję, że pies dopadnie tamtego, zanim zdąży ponownie naładować kuszę. Mógł co prawda nic nie zrobić i prawdopodobnie w spokoju uciec, ale… nie zbudowałby w ten sposób zaufania u Alfonsa. Nie miałoby to zapewne znaczenia, gdyż przemytnik byłby martwy. Działania Rudolfa też nie gwarantowały, że Ragorn przeżyje. - Pożar! Pali się! - wydarł się na głos. Wiedział, że jeżeli ktoś może ich usłyszeć, to na to hasło pospieszy - jeżeli nawet nie z pomocą, to chociażby aby zobaczyć, co się dzieje. Gdyby po prostu krzyczał pomocy, pomocy nikt by się nie zjawił. - Postaraj się przeżyć, ja spróbuję ściągnąć tego strzelca - rzucił jeszcze do przestępcy i ruszył wykonać swój zamiar. Pies dotarł pierwszy. Skoczył, zacisnął zęby na ramieniu, którym zasłonił się przeciwnik ale i dostał w bok wyciągniętym nie wiadomo jak i kiedy przez zamaskowanego człowieka długim sztyletem. Dla obydwu były to poważne rany, ale żadna z nich nie wyłączała z walki. Rudolf słyszał jak ruinami cmentarza goni w jego kierunku pierwszy strzelec. Nie musząc się kryć zapewne dotarłby szybciej, gdyby nie to, że, sądząc po dochodzących z tyłu dźwiękach, właśnie się przewrócił. Bieganie po ciemku jest ryzykowne nawet dla zabójców. Rudolf tymczasem zdołał dotrzeć w okolice walczących i rzucił się w wir walki dzierżąc swój zaufany młot. Z pomocą psa chciał wyeliminować przeciwnika nim dopadnie go kolejny. Musiał działać szybko i skutecznie. Przeciwko dwóm na raz nie miał żadnych szans. Tym razem jego styl walki musiał siłą rzeczy być odmienny do tego, jaki preferował. Zamiast manewrów obronnych (nawet nie miał tarczy) musiał się skupić na ataku. I ryzykować trafienie psa. Pies warczał, zaciskał zęby i szarpał ramię, rozrywając okrywające ją skóry i ubranie. A także mięśnie pod nim. Ale zapłacił za to najwyższą cenę. Z trzech uderzeń w szamoczący się kłąb futra, pazurów i zębów do celu doszło tylko jedno. Ale wypatroszyło wiernego Predatora. Krew i flaki rozlały się wokół. Ale wówczas do walnięcia młotem zabierał się właśnie szarżujący Rudolf… Kupiec miał szczęście. Mistrz liczenia wpadł na mistrza zabijania kiedy ten był rozproszony walką z brytanem. I potężnym ciosem młota huknął prosto w ramię, które zadało morderczy cios zwierzęciu. Nie zostało złamane, ale chyba niewiele zabrakło. Szok wywołany bólem zwichniętego barku spowodował że wróg wypuścił sztylet i tej ręki zbyt szybko nie użyje. Miał jednak drugą, a w niej wyjęty wraz sztylet. Przeszedł do obrony, wiedząc że wystarczy że wytrzyma chwilę i dostanie wsparcie. Rudolf przeraził się. W najgorszym razie spodziewał się bandy zwykłych rzezimieszków, którzy dadzą sobie spokój, jeżeli napotkają opór. Jednak sposób, w jaki jego przeciwnik zabił psa, jak mimo poważnej rany nie ustępuje… Kupiec zdawał sobie sprawę, że bez wsparcia psa nie da rady z kolejnym zabójcą tej klasy. Wiedział, że musi wziąć nogi za pas. Zdał też sobie sprawę, że jego dotychczasowe szczęście w walce może mu dłużej nie pomóc. I mimo, że bardzo chciał pomóc Alfonsowi, bardzo chciał dobić obecnego przeciwnika, musiał pogodzić się z porażką. Żeby chociaż Carlo przybył z pomocą. Udał więc, że atakuje… Zrobił to tak nieprzekonująco, że przeciwnik z miejsca domyślił się o co chodzi i ruszył by przeciwdziałać ucieczce. Czy nadepnął na upuszczony wcześniej sztylet, czy zahaczył o kamień - trudno orzec. Dość że runął na ziemię. Rudolf nie miał czasu by sprawdzać czemu. Przeskoczył zabójcę i ruszył biegiem. Nie ciesz się dziadku z czyjegoś upadku - przypomniał sobie to stare przysłowie kilka uderzeń serca później, gdy sam potknął się o korzeń i obił sobie żebra o zapomniany pomnik upadając już niemal przy samej bramie. Może i dobrze się stało, bełt przeleciał nad nim w miejscu, gdzie chwilę wcześniej był środek jego pleców. Oszołomiony spróbował naraz użyć gwizdka (z sukcesem), wstać opierając się o nagrobek, rozejrzeć się… Miał wrażenie, że kogoś widzi kątem oka, ale oberwał czymś w głowę i wylądował ponownie na ziemi. Tak czuł, że gdzieś będzie się czaił jeszcze trzeci zbir. Czuł też jak jest szybko przeszukiwany. Coś mu zabrano. - Jeszcze tamten. - usłyszał. - Mam dokument. Ten kupiec go miał. Znikamy zanim ludzie się zlecą - pojawiło się w odpowiedzi. Wcześniejsze krzyki Rudolfa i dźwięk gwizdka musiały zadziałać. Zdał sobie sprawę, że to profesjonaliści. Mieli zadanie i wykonali je. Zabiliby go bez wahania… ale zwyczajnie nie okazało się to konieczne. Miał jedynie satysfakcję, że owszem, zabrali dokument. Ale był niemal przekonany, że nie ten, po który zostali wysłani. Tracąc przytomność zastanawiał się jeszcze, przez kogo… Ocknął się chyba niewiele później. W pierwszej kolejności ruszył w stronę Alfonsa. Jeżeli szczęście mu dopisze, znajdzie tam „dowód”, o który mu chodziło. Podejrzewał, że nie ma połówki czeku, sprawdzi to, gdy już uda mu się stąd wydostać. Miał nadzieję, że Carlo jest gdzieś cały i (mniej więcej) zdrowy. Jeżeli się okaże, że u Alfonsa był list, będzie musiał podjąć szybkie działania. Wkrótce ktoś się zorientuje, że nie znaleźli tego co trzeba. I wrócą... gorzej, jego podejrzenia wobec Manfreda, że to one może za tym stać, wydawały się potwierdzać. Nie miał do kogo zwrócić się o pomoc. W takim przypadku kluczowe będzie wykonanie kopii tego listu. Czegoś, co będzie mógł oddać tym zabójcom. Nie wiedział też, ilu zabójców tej klasy jest w Nuln, ale może w półświatku czegoś się dowie. Jeden z nich miał przecież poważną ranę prawego ramienia. Po trzecie musiał zadbać o swoje bezpieczeństwo. Najlepsze, co na szybko wymyślił, to podrzucenie kopii listu do ciała Alfonsa gdziekolwiek się znajdzie. Zabójcy, szukając listu, powinni pójść tym tropem. Kopia jednak musiała być dobra. I zrobiona szybko. Jeżeli trzeba będzie, użyje klejnotów, aby uskutecznić plan. Potem zajmie się kolejnymi środkami ostrożności. |
29-04-2022, 21:57 | #154 |
Reputacja: 1 |
|
04-05-2022, 18:39 | #155 |
Reputacja: 1 | Gdy umysł kupca doszedł jako tako do siebie odrzucił swoje poprzednie pomysły zrobienia kopii listu. Trzeba było go wykorzystać jak najszybciej. Randal ponownie dał mu szansę. Szansę szalenie wielką, ale i równie niebezpieczną. Zanim zdążył jednak cokolwiek zrobić odwiedziła go Roz. Rudolf pozwolił jej opowiedzieć z czym przyszła. Sam ze swojej strony chciał jej opowiedzieć o tym, że spotkał się z Alfonsem. Że Alfons zdradził mu, że trucie i podpalenia zleciła mu Elektorka za pośrednictwem von Schilde. I że napadli na nich zawodowi zabójcy, którzy zabili Ragorna i uciekli. On sam ledwo przeżył, ale stracił swego obronnego psa. |
05-05-2022, 21:23 | #156 |
Reputacja: 1 |
__________________ by dru' |
05-05-2022, 21:27 | #157 |
Reputacja: 1 | Gdyby Detlef cierpiał na migreny, teraz z pewnością rozbolałaby go głowa. Opuszczając Nuln liczył na chwilę odpoczynku od knowań człeczyn, a tu nieopatrznie władował się w sam środek politycznej rozgrywki pomiędzy walczącym o władzę szlachetnie urodzonym rodzeństwem. I o ile potrafił w jakiś sposób zrozumieć motywy zbójców na gościńcach, złodzieja obcinającego sakiewkę, czy reketera siłą zmuszającego opornych do płacenia "za ochronę", o tyle pobudki możnych bardzo go mierziły i tyle. Postanowił skupić się na swoim udziale w tej grze, to jest utrzymaniu Eleny (i w ramach polisy rozszerzonej - jej brata - choć z mniejszym entuzjazmem) przy życiu. Wyglądało na to, że właściwie w każdej chwili mogła mieć miejsce kolejna próba zamachu, chociaż jego pracodawczyni deklarowała nie brać czynnego udziału w staraniach o schedę po Etelce von Toppenheimer, co powinno odsunąć ją nieco w kolejce celów do eliminacji. Niestety jej brat wciąż się liczył i choć ranny był potencjalnym zagrożeniem dla każdego, kto poważnie liczył na spadek po matronie. Wypadek z winem skłonił jednak Detlefa do refleksji, że być może nie był on taki niewinny za jakiego się podawał i nie wahał się przed użyciem trucizny do torowania sobie drogi do celu. Oczywiście zatrucie wina mogło być zorganizowane przez kogoś innego, ale krasnolud dawno przestał liczyć na to, że świat dzieli się na tych "dobrych" i tych "złych" i że zawsze pozostają oni wierni swoim charakterom. Brat Eleny mógł być równie bezwzględny jak reszta, a przy tym otaczać najmłodszą z rodzeństwa swoją opieką. A wreszcie - czy mogła to być jego pracodawczyni? Mógł się mylić, ale jakoś w to wątpił. Człeczyny... bez nich świat byłby o wiele prostszy. Brak informacji o udziale ochroniarza Marcusa w śmierci domniemanego zamachowcy był niemiłym zaskoczeniem. Dwi byli bardziej skrupulatni w takich sprawach i zachowanie oraz tożsamość nawet niższych statusem krasnoludów była zauważana i równie często komentowana, co sprzyjało samodyscyplinie i przestrzeganiu kodeksu honorowego. Traktowanie sług przez szlachetnie urodzonych umgi za niezbędne, ale jednak tylko tło ich własnego życia było w oczach brodacza kompletną ekstrawagancją i wręcz zakrawającą na głupotę nieostrożnością, o czym świadczyły ostatnie wydarzenia. Zainteresowanie turniejem tłumaczył ciekawością ludzkich zwyczajów - dawi dziedziczyli majątki zgodnie z zasadą starszeństwa i nikt tego zwyczaju nie kwestionował (przynajmniej otwarcie). Na pytania o plany Eleny odpowiadał zgodnie z prawdą - nie wiedział i nie rozmawiał z nią na ten temat. W ramach zwiększenia bezpieczeństwa swojej podopiecznej wprowadził całkowity zakaz odwiedzin u Eleny bez jego udziału lub przynajmniej przeszukania wizytującego pod kątem ukrytej broni. Dodatkowo przynoszone jej potrawy były w obecności krasnoluda próbowane przez służkę, a dopiero po dłuższej chwili dostarczane do apartamentu Eleny. Nie gwarantowało to pełnego sukcesu, ale powinno utrudnić potencjalnym zamachowcom zadanie. Czas pozostały do rozstrzygnięcia kwestii spadku zapowiadał się niezmiernie ciekawie...
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
08-05-2022, 20:17 | #158 | ||||
Reputacja: 1 |
Szpieg hrabiny śledził Rudolfa? Czy to możliwe, że to właśnie on był odpowiedzialny za sprowadzenie zabójców na cmentarz? W takim razie czy za listami i wszystkimi kłopotami stała hrabina von Liebwitz, Natalia? Do tej pory skłaniał się do posądzenia Manfreda. Zresztą słowa Roz, że hrabina boi się swego brata, również rzucały na niego podejrzenia. Ale czy hrabina nie mogła celowo wprowadzić w błąd Bauer, aby odsunąć od siebie podejrzenia i skierować go na kogoś innego? No tak, ale kobieta mówiła, że szpieg był bardzo nieudolny. A zabójcy wręcz przeciwnie. Jeżeli ktoś najmował trzech wyszkolonych zabójców, to najął by też odpowiedniego szpiega. No chyba, że podstawił tego szpiega tylko dla zmyłki. Po ciężkiej nocy takie myśli przyprawiały jedynie o ból głowy. Papier, który obecnie znajdował się w posiadaniu Rudolfa mógłby umożliwić im dostanie się do archiwum bez całego zamieszania z Teophiliusem. Kupiec uznał jednak, że na odwołanie akcji może już być za późno. A co więcej, ktoś mógłby się niepotrzebnie zainteresować jego działaniami. Zamiast tego opowiedział jej o sekretarzu Kuhnie. Gildia pośredniczyła w zbyciu jego udziałów (na 10 dni przez inwazją) w handlu futrami w Kroppenleben. Kupcem było jakieś konsorcjum o którym Rudolf nigdy nie słyszał. Cena, na ile Rudolf znał się na wycenie aktywów, wynosiła jakieś dwie trzecie rynkowej. Sprzed inwazji oczywiście. który tuż przed inwazją Powiedział jej też, że to jego mentor, Otto Flick, przeprowadzał tę transakcję i powiedział mu, że za całym łańcuszkiem konsorcjów i słupów jest pewnie jakiś rzeczywisty kupiec albo spółka, ale na pewno nie życzy sobie by o nim wiedziano. A co się dzieje z takimi co szukają podejrzanych rzeczy to właśnie słyszałeś. W najlepszym razie wylot z wilczym biletem. W najgorszym... Tak czy inaczej zapytał Roz czy z akt Ostwalda ma jakieś informacje na temat Kuhna, albo czy ma jakiś pomysł, jak go zinwigilować i jak prześledzić jego korespondencję? Na koniec zapytał, czy jest coś, w czym on może jej pomóc. Dodał też, że niestety, bandyci zrabowali mu połówkę czeku. Gdyby gdzieś usłyszała o tym, że ktoś jest w jego posiadaniu, to byłby ważny trop. Warto było o tym powiedzieć również Galebowi, który z kolei mógł udać się do krasnoludzkiego banku, aby mieli oko na próby realizacji bądź sprzedaży połówki dokumentu.
Gorączkowo myślał, jak wykorzystać dokument. Zarówno do śledztwa ale bardziej dla własnych korzyści. Wymyślał zastosowania, nawet wielkie i dalekosiężne, ale na każdej z tych dróg wydawały się mnożyć równie wielkie niebezpieczeństwa. W miarę bezpieczne wydawało mu się sprawdzenie na poczcie korespondencji Reubena Kuhna. To zadanie zleciłbym Latimerii. Tylko ją by wtajemniczył w to, czego szuka. Poczmistrzowi i innym nic by nie powiedział. Jeżeli nie udałoby się tego załatwić drogą grzecznej rozmowy, bazując na wcześniejszym liście polecającym, w ostateczności mógłby sięgnąć po nowy list. Zresztą może panna Drach sama podsunie mu sposób, jak dobrać się do tego typu archiwów, bez wzbudzania większych podejrzeń. Postanowił na razie nie rozpytywać o Mistrza Skarbu w półświatku. Skoro jego mentor ostrzegł go przed tykaniem tematu, to postara się dowiadywać bardzo ostrożnie. Ale nie odpuści tematu wcale. W końcu ryzyko było wpisane w wiarę w Ranalda. Tylko tak można było uzyskać sukces. To w temacie wykonywania zlecenia dla Manfreda. Ale co z własnym losem i jego kuciem? Jakie tajemnice mógłby wydostać z pomocą takiego glejtu, by potem przekuć je na zysk? Jakie kontrakty mógłby zawrzeć, korzystne dla siebie? Czy spróbować jeść małą łyżeczką, by nie sprowadzić na siebie zbyt wielu ciekawskich spojrzeń? Czy może do odważnych świat należy i czerpać garściami? Z takim dokumentem mógłby przewieźć cały statek towaru bez opłat i bez potrzeby przemycania go. Ale nie wiedział ile czasu ma do dyspozycji. Może nie aż tyle. Załóżmy, że do wieczora. A potem może lepiej będzie powiedzieć o tym Manfredowi. Jeżeli to on za tym stoi, chyba nic Rudolfowi nie grozi, jeżeli ujawni posiadanie dokumentu. A jeżeli to nie on za tym stoi, to chyba też dobrze? Kupiec był w rozterce. Jednej rzeczy nie mógł sobie odmówić. Koncesji na handel uzbrojeniem. Dzięki niej będzie mógł rozwinąć produkcję tarczy i sprzedawać je nie tylko do księstw granicznych. Resztę spraw musi przemyśleć, żeby nie zrobić jakiejś głupoty. Wyprawa do archiwum miejskiego w poszukiwaniu nieruchomości sprzedanych przed inwazją granicznych powinna ochłodzić nieco jego umysł. Miał nadzieję, że do tej pracy nie będzie potrzebne sięganie po nowy papier. Jakoś wytłumaczy to zainteresowanie. Ot, choćby powie, że w ramach prowadzonej kontroli w gildii chce dokonać krzyżowego sprawdzenia dokumentów. Chętnie do tego zadania zaprosiłby pannę Schön. Przy tej okazji chciał dowiedzieć się czegoś więcej o jej rodzinie. Dlaczego, jak słyszał, jej rodzinie ostatnio nie powodziło się. Kto wie, może wymyśli sposób, jak poprawić los rodziny i przywrócić jej dawne miejsce? A w zamian i oni jakąś przysługę w przyszłości będą mogli dla niego zrobić? A jeżeli pracy będzie dużo (a pewnie będzie) dodatkowa pomoc przy przeglądaniu ksiąg mogła okazać się cenna. Przed wyjściem poświęcił jeszcze trochę czasu, aby spreparować kopię dokumentu. Gdyby ktoś chciał go okraść, a nie odróżniał połówki czeku od tego listu, to może też nie będzie wiedział, że jego kopia nie jest tym czego szuka? A przy kradzieży będąc, jeszcze dziś, koniecznie, musi odszukać gildię ochroniarzy. Czuł się zagrożony i trzeba było coś z tym zrobić! Ostatnio edytowane przez Gladin : 16-05-2022 o 05:58. | ||||
15-05-2022, 20:14 | #159 |
Reputacja: 1 |
__________________ by dru' |
24-05-2022, 21:29 | #160 | ||||
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 25-05-2022 o 16:34. | ||||