Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2022, 10:37   #126
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
WSZYSCY POZA WIKVAYĄ SINGELTON

Wszystko, co miało zostać powiedziane, zostało powiedziane. Plany zostały ułożone. Pozostało popchnąć je do przodu.

Bryan zadzwonił. Tak, jak się obawiał, odebrał stary Todda, wyraźnie "wczorajszy". Nie bardzo zajarzył, kto i dlaczego dzwoni, a potem dodał, że Todda nie ma w domu, bo chyba już wyszedł do szkoły, czy coś. Rozmowa z ojcem Todda gdy był w takim stanie, o czym dobrze wiedział Bryan, nie miała najmniejszego sensu.

Wybrali się więc nad jezioro. Dobrze znali to miejsce. Parking na wysokiej skarpie, z której za dzieciaka skakało się do wody, aby udowodnić swoją odwagę. Zjazd niżej, w stronę jeziora do dzikiej, kamienistej plaży służącej czasami za miejsce schadzek i punkt zborny miejscowych wędkarzy. Drobna infrastruktura turystyczna w postaci zadaszonego stołu, śmietników, w których czasami buszowały niedźwiedzie i szopy, oraz miejsce wyznaczone do palenia ogniska. Typowy urokliwy zakątek, jaki sporo było w okolicach Twin Oaks.

Teraz jednak zazwyczaj pusty parking zatłoczony był samochodami. Musieli zaparkować na drodze, kołami niemal na skraju lasu. Były tam dwa wozy patrolowe policji z Twin Oaks (na cztery, które posiadały służby mundurowe w miasteczku), ambulans i straż pożarna, jak też kilkanaście innych samochodów, w tym trzy wozy transmisyjne różnych lokalnych i regionalnych stacji telewizyjnych. Policja zagrodziła zjazd na dziką plażę. Żółtych szarf i rozstawianych barierek pilnował Jack Falls ubrany w przeciwdeszczowy płaszcz narzucony na mundur. Nadal bowiem padało, chociaż już nie tak mocno, jak podczas pogrzebu.

Reszta policjantów była na dole. W miejscu gdzie nikt postronny, łącznie z dziennikarzami, nie miał dostępu. Mogli jedynie przyglądać się z góry, na wrak samochodu, który Bryan dobrze znał. To było auto Daniela. Mark też orientował się do kogo należy ociekający wodą wrak.

Nie mieli też okazji wśliznąć się do radiowozu, bo w jednym ciągle siedział jeden z funkcjonariuszy, a drugi stał na widoku co najmniej kilkunastu gapiów i dwa razy większej liczby dziennikarzy.

Akurat, gdy przyjechali, policja musiała skończyć oględziny, bo na górę sanitariusze wnosili nosze z jakimś ciałem w czarnym worku. Za nimi szedł Hale. Na widok bladej, zawziętej twarzy szeryfa coś przewróciło się w bebechach Bryana. Hale wszedł na górę dając znak Fallsowi, by zdjął barierki i taśmę tak, aby noszowi mogli przejść do karetki. Zaraz potem do Hale’a doskoczyli dziennikarze próbując uzyskać jak najwięcej informacji.

- Za godzinę zorganizowaliśmy specjalną konferencję w ratuszu. Tam otrzymają państwo wszelkie wyjaśnienia.
- Szeryfie! Szeryfie!
- Bez komentarza.

Karetka z ciałem i dwa wozy policyjne opuściły parking nad jeziorem. Za nim, rozczarowani, jeden po drugim, zaczęli opuszczać miejsce wydarzenia dziennikarze i gapie.

Więcej nie mieli tutaj czego szukać, a szczegółów czy też garści informacji, dowiedzieli się jakiś czas później, po konferencji prasowej.

Oficjalnie przyznano, że znaleziono ciało Todda Johnsona z raną postrzałową głowy. Ranę i wydobytą z niej kulę oddano do analizy, co było raczej zbędne, bo niedaleko znaleziono również broń, a samochód należał do Daniela Renberta, a ten był powiązany z kilkoma szemranymi interesami w hrabstwie. Dodatkowo przeciwko Danielowi i jeszcze jednemu podejrzanemu toczyło się śledztwo dotyczące podania substancji toksycznych, które doprowadziły do śmierci młodej dziewczyny. Wszyscy w Twin Oaks doskonale wiedzieli o jaką dziewczynę chodziło.

Wóz policyjny był poza ich zasięgiem, przynajmniej w tym momencie. Szeryf najwyraźniej znalazł winnych zabójstwa Todda, a Daniel i Dean nigdzie się jeszcze nie "pojawili”. No i zapewne Hale szukał jedynego świadka. Bryan miał przeczucie, że jak tylko policjant dowie się, kto mógł go widzieć, zaaranżuje jakiś nieprzyjemny wypadek. Tak, czy inaczej, został im tylko internet. Ale i on nie dał im za wielu odpowiedzi. Mity indiańskie to była cholernie zawiła tematyka. Najpopularniejszym mitem wśród plemion północy była legenda o wendigo - morderczym kanibalu, ale on nie uciekał przed światłem czy coś.

Byli w kropce. I trzeba było wrócić do normalnego życia. Na obiad do domu. I jutro do szkoły. Jakby nic się nie stało. Popierdzielone to wszystko. Bycie w gruncie rzeczy dzieckiem ssało. Dorosły mógłby pójść gdzieś, walnąć pięścią w stół i wszyscy by go słuchali. A tutaj. Dupa. Nie byli już dziećmi, ale nie byli dorośli. Kto im uwierzy w to, co wymyślili? No kto?


WIKVAYA SINGELTON

Obudziła się z takim uczuciem, jakby narodziła się ponownie. Wszystko ją bolało. Dosłownie. Każdy nerw, każdy organ wewnętrzny, każda żyła. Szybko jednak ból minął, czy też raczej zogniskował się w jednym miejscu, w brzuchu. Brzuchu, w który, jak pamiętała, agresor w masce, pchnął ją ostrzem noża. Brzuchu, który chyba lekarze uratowali.

Była słaba, ale żyła.

Znajdowała się w szpitalu. Podłączona do rurek i całej tej medycznej aparatury, która miała pomagać ciężko rannym.

Nie była sama. Na krześle, niedaleko jej łóżka siedział mężczyzna. Skupione oblicze było Wii doskonale znane. To był jej ojciec, Hawiovi Yoholo.

Mądry człowiek, znający się na wielu rzeczach, których ludzie nie dostrzegali lub nie rozumieli. To on pomógł jej zrozumieć duchowość jej ludu. To on nauczył ją, że Indianinem jest ten, kto urodził się z ojca mającego w żyłach krew plemienia. Nie ważne, kim była matka. To on nauczył ją wszystkiego, co wiedziała o ziołach i szamańskich praktykach. I wiedziała, że nie przekazał jej nawet małej części tego, co sam wiedział.

- Wróciłaś - zobaczył, że otworzyła oczy. - To dobrze. Zabierzemy cię stąd. Ciebie i twoją matkę. Twojego brata. Gdzieś, gdzie będziecie bezpieczni. Jak się czujesz?
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline