Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2022, 18:10   #276
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Był pod wrażeniem z jaką gracją i zwinnością Amazonki chwyciły za łuki, nie mógł w pełni jednak docenić tego popisu dumnych wojowniczek, bo strzały choć nadzwyczaj celne, nie wpłynęły na kondycję przeciwnika. Carsten wewnętrznie zadrżał, bo te wyostrzone groty powaliłyby każdego człowieka, nawet o nadzwyczajnej wytrzymałości. Z całą siłą dotarło do niego, że mierzyli się dziś z czymś ponadludzkim lub o nieznanej im mocy.

Upiorni przeciwnicy wydostali się już z wody, dotąd spowalniającej ich ruchy, więc pomysł, którego przebłysk przez chwilę miał Sylvańczyk, aby zaszarżować na te zastępy i wykorzystać ich słabsze położenie natychmiast przepadł.

Patrząc na oddział milicjantów zdawał sobie sprawę, że przy pierwszym zwarciu pękną w obliczu takiej grozy. Nie chodziło nawet o ich umiejętności,, lecz do walki konieczne było niewzruszone strachem serce i pewna dłoń dzierżąca miecz. Żadnego z tych przymiotów nie dostrzegał u podwładnych. Ich los wydawał się przesądzony, a oddział pójdzie w rozsypkę po pierwszych stratach. Ochroniarz czuł, że zapewne razem z ludźmi Carrery będzie musiał stawić czoło horrorowi w nierównym starciu.

Z tych wewnętrznych rozterek wyrwała go kobieta, która na co dzień budziła nieufność Eisena. Prawdziwa to ironia losu – myślał, patrząc na blade oblicze, które było bardziej przejęte niż zazwyczaj. Musieć sytuacja wzbudziła emocje u szlachcianki, o jakie wcześniej jej nie podejrzewał.

Wysłuchał przemowy, wyławiając słowa o talizmanie, medalionie, mocy i magii. Wszystko to układało się na kształt ponurej gawędy snutej przy kuflu. Być może ktoś inny zwątpiłby, będąc na jego miejscu, lecz przecież Carsten dorastał w cieniu potępionej krainy, która odebrała mu niemal wszystko. Nosił imię kojarzące się z piekielnym rodem, pożogą i chaosem. Teraz musiał ponownie zmierzyć się z demonicznymi przeciwnikami. Nie ufał tej kobiecie, ale coś nakazywało mu wierzyć w jej słowa, brzmiące niczym jakaś ukryta mądrość z xięgi wiedzy. Miał przeczucie , że takiego wroga można pokonać tylko sposobem, zwłaszcza w okolicznościach takiej nocy. Na szali musiał postawić swoją reputację, zostawić ochotników i podjąć odważny czyn u boku tej osobliwej kobiety. Nie obawiał się śmierci, mogła uwolnić go od dawnych cierpień. Nieposłuszeństwo wobec de Rivery pozostawiłaby skazę na honorze wcześniejszej służby. Mógł zginąć zarówno na plaży opuszczony przez spanikowanych obozowych ciurów lub podjąć ryzyko związane z odwróceniem losu nocnej bitwy. Wbrew wszystkiemu sądził, że w tej chwili może bardziej polegać na tej intrygującej kobiecie...

- Dobrze! – rzekł, patrząc śmiało w przenikliwe oczy. – Wierzę, że nie pożałuję swego wyboru. Śmierć to śmierć, a jeśli wróg ma jakąś słabość wykorzystajmy to, by go pognębić i pomścić zabitych.

W skrytości zastanawiał się nad słowami Vivian, która wyraźnie była pewna swoich umiejętności. Czym jeszcze zaskoczy go ta tajemnicza arystokratka? Gwizdnął na psisko, którego nie zamierzał pozostawić w tym bitewnym zgiełku.

- Zajmij się moimi ludźmi! – krzyknął do Carrery. – Nie dajcie się zagryźć tym pomiotom piekieł!

Kiwnął Amazonkom i pozdrowił w geście żywionego szacunku.

Być może widział ich wszystkich ostatni raz…
 
Deszatie jest offline