Wioska Wypas, poranek 21 shnyk-ranu
Wyprawa na łąki i skraj lasu rzuciła gnolowi nieco światła na wiszącą ponad wioską klątwę. Bhurrek nie lubił co prawda zawile myśleć, bo od tego bolał go łeb, a stercz wiądł pokracznie, ale będąc błyskotliwym Węszymordą dodał bez trudu jeden i jeden. Jakiś czas temu - całkiem zapewne spory biorąc pod uwagę rozkład padliny - ktoś w wiosce z jakiegoś powodu zamordował posłańca i najpewniej był to Wiktor. Spalony w kaplicy kthan chyba coś wywęszył, stąd Wiktor nakłonił Wańkę, aby ten zamordował kapołka. Duch ofiary - albo kapłana albo może wygrzebanego z mogiły posłańca - opętał stado bydła, a to postanowiło wywrzeć pomstę na zbrodniarzy i przy okazji również na jego ziomkach.
Kiedy barbarzyńca już sobie poukładał to wszystko we łbie, stało się to jasne niczym biała plama na futrze szamana Rheksa. Teraz zatem pozostawało tylko jedno: udać się do Wiktora, zabić go i przerwać brzemię klątwy.
I wtedy Wielgchny Wyjec wysłuchał pobożnych życzeń gnola. W wieży pojawiła się zastrachana dziewka prosząca o pomoc dla swego ruchacza. Zaskoczony jej pojawieniem się, Bhurrek z trudem zdusił w sobie chęć strzaskania jej głowy piękną nowiuśką maczugą, szybko jednak zmienił zdanie. Dziewczę przyniosło mu wieść wręcz znamienitą - o podziemnym przejściu wiodącym do domu Wiktora - i poprawiło tym samym humor gnola tak dalece, że obiecał on sobie w duchu, iż w nagrodę wychędoży posłanniczkę przed powrotnym wyjazdem do Ostrego Gara.
- Uże najdi, hajdi hajdi! - rzucił zatem władczo do swoich kompanów dając im do zrozumienia, że mają się zbierać do drogi.