***
Ariel obudziło lekkie zamieszanie w obozie. Nic szczególnego, ale zwiększenie natężenia ruchu nakładało się na głos silnika barki transportowej. Medyczka popatrzyła na zegarek. Przespała kilka godzin, a w namiocie oprócz niej nie było nikogo.
Chybocząca się po wodzie łajba, która właśnie zawinęła do portu miała w swoim ładunku przede wszystkim skrzynie części zamiennych do śmigłowca, ale prócz nich, paczek i worów przewoziła jeszcze jeden ładunek. Taki, który wyjątkowo cieszył się z samotności przed spodziewanym desantem na stały ląd. Pozwoliło mu to na ostatnie poukładanie w głowie punktów planu na najbliższe godziny, przypomnienie po co tu jest i dlaczego. Fulcrum nie stanowiło epicentrum Wenus, ani metropolią się tego nazwać nie dało. Ot zadupie, ale każda potwora ma w sobie coś, co wabi do niej jej amatorów. Jednym z nich była z pewnością kobieta która z burty zeskoczyła na trap, istniało przecież tysiące lepszych miejsc do odbycia służby… chociaż na pierwszy rzut oka przypominała widmo, a nie kolejnego żołnierza.
Layla Payton wyglądała bowiem jakby nie żyła już od paru godzin i ktoś zapomniał ją o tym poinformować, więc siłą rozpędu szła dalej przed siebie. Trupioblada karnacja poznaczona na twarzy wykwitami jasnych piegów kontrastowała mocno z długimi, czarnymi włosami spływającymi kobiecie z ramion aż do połowy pleców. Najbardziej jednak przykuwała uwagę jej twarz o pociągłych rysach, wysokich kościach policzkowych, wydatnych ustach oraz oczach tak ciemnych, że w zwykłym świetle dnia tęczówki zdawały się równie czarne co źrenice. Szybko rozejrzała się po nabrzeżu unosząc na chwilę głowę i wzięła spokojny wdech, a gdy ją opuściła nie uśmiechała się, ani nie stroiła groźnych min. Wydawała się skupiona, obserwowała ruch w namiotach i okolicy, a potem po prostu zgarnęła swój plecak zarzucając go na ramię aż nią lekko zachwiało. Broń dla równowagi zawiesiła na drugim ramieniu. Gabarytowo szału nie robiła, była dość niska i raczej średniej budowy której większość detali skrywał czysty, prosty mundur bez widocznych oznaczeń, na to narzucony pancerz Free Marine oraz skórzane rękawiczki. Szybkim krokiem ruszyła przed siebie.
Należało się zameldować… a potem wziąć do roboty.
Ku jej zaskoczeniu nikt z dowodzących nie wyszedł jej na spotkanie. Jedynym wyjątkiem był żołnierz w mundurze Wolnych Brygad o stopniu sierżanta. Na naszywce widniało D. Lee. Layla znała jego imię. David. Mężczyzna zerknął na jej naszywkę. Nie zasalutował bo nie musiał, ale widać, że traktował ją z respektem.
- Pani sierżant został ranny i leży w lazarecie po ostatniej akcji. Jeszcze nie odzyskał przytomności. Namiot dowództwa znajduje się tam - wskazał palcem. - Pani ma przydział do tego - ruszył ramieniem w lewo i wskazał inny.
***
Shania i Chris siedzieli na skrzynkach w cieniu namiotu pociagając z butelek i zagryzajac jabłkiem, gdy zobaczyli przebijającą łódź.
- Ktoś od nas - powiedziała Shania widząc pancerz - Chodźmy się przywitać.
Przez chwilę zapanowała cisza, gdy Payton podążała wzrokiem we wskazanych kierunkach. Po zakończeniu krótkiego rekonesansu wróciła spojrzeniem do Lee. Wpatrywała się w jego twarz, szczególnie oczy. Wydawała się nie mrugać.
- Dziękuję sierżancie - przerwała milczenie, wolnym krokiem ruszając do przydzielonego namiotu, a przy mijaniu rozmówcy dodała ciche pytanie.
- Aktualnie brak rozkazów, tak?
- Z tego co słyszałem sierżant Morris nie zdążył wyznaczyć zastępcy.
Blondyn sięgnął ręką do okularów przeciwsłonecznych i opuścił je na nosie, żeby spojrzeć ponad nimi na nową dostawę. Mundur był tak jakby zupełnie z ich przydziału.
- Faktycznie - zgodził się w końcu z Shanią i poprawił okulary. Zeskoczył ze skrzyni. - Panie przodem - zachęcił towarzyszkę szarmanckim gestem ręki.
Layla kiwnęła krótko głową. Czyli działo się i dobrze. Na nudę nie będzie narzekać, a z każdej zawieruchy szło wyszarpać coś dla siebie.
- Na razie to wszystko Davidzie, będę wiedziała gdzie cię szukać - posłała Lee krótki jak mgnienie uśmiech, a kątem oka dostrzegła ruch. Ktoś się zbliżał, obróciła kark w tamtą stronę. Postacie w tożsamych pancerzach ciągnęły na nabrzeże. Zatrzymała się i przez moment patrzyła zimno w ich stronę, lecz nagle coś w jej twarzy drgnęło. Pojawił się ponownie uśmiech.
- Witamy w obozie - powiedziała Shania, Christopher skinął nowej głową na przywitanie. - Shania September i Chris McBride, z naszych jest jeszcze medyczka oraz trzech kolesi i sierżant, chwilowo ranni. Tzn. nie mogą chodzić, bo jak widać wszyscy oberwaliśmy. W obozie panują warunki bojowe, zawsze musisz mieć co najmniej broń boczną.
Kobieta ściągnęła usta jakby chciała się przez moment roześmiać, ale dała sobie spokój.
-Nigdy się z nią nie rozstaję dlatego ciągle żyję - stwierdziła po prostu - Layla Payton, będziemy współpracować. Mimo stanu gotowości liczę, że nie zapomnieli tu jak się porządnie karmi. - westchnęła - To była długa droga, zrzucę graty.