|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
28-04-2022, 08:47 | #41 |
Reputacja: 1 |
__________________ Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start. |
28-04-2022, 11:41 | #42 |
Reputacja: 1 |
|
28-04-2022, 12:02 | #43 |
Reputacja: 1 | Śmigłowiec siadł na ziemi i oddział piechoty wybiegł po rampie profilaktycznie zabezpieczając oczyszczony już teren. Ariel zrobiła wszystko co mogła dla Morrisa. Oddziałowy medyk przyniósł składane nosze i pomógł jej zabrać nieprzytomnego sierżanta na pokład. Bracia McBride, jeden wspierając drugiego znaleźli się tam zaraz potem. Shania ustawiła zegary na ładunkach i jako ostatnia zamykała pochód. - Ruchy, ruchy! - krzyczała September - Zegar tyka, za 3 minuty wszystko jebnie. Ariel dopiero jak usiadła zabrała sie za swoją nogą. Miała nadzieję, że medyk z oddziału piechociarzy jej pomoże. Patrzyła po oddziale, większość nadawała się do szpitala… Rampa zamknęła się po wduszeniu przycisku na burcie, a po chwili Grapeshot uniósł się nad ziemię. Shania zerkała na zegarek, a po jej głowie kołatały się wątpliwości czy wszystko dobrze uzbroiła. Pierwsza eksplodowała stróżówka, potem budynek główny, a na koniec zbrojownia, gdzie reakcję łańcuchową wzmocniły amunicja i miny Blitzerów. Miała wrażenie, że przedobrzyła, ale z drugiej strony czuła satysfakcję z efektu. *** Lot powrotny trwał nieco dłużej. Guardian, którym lecieli wcześniej był lżejszy i mniej obciążony. W końcu dotarli na Fulcrum i siedli na lądowisku. Rampa otworzyła się, wirnik przeszedł w tryb jałowy. - Pomóżcie przetransportować sierżanta do Lazaretu. - Powiedziała Doe kierując te słowa do piechoty. Medyczka spojrzała na Gabriela i Chrisa, znając ich, dotrą tam sami. Ona również powoli swoim tempem dotrze na miejsce. Zapewne lekarz nie pozwoli jej pomagać w takim stanie, ale przynajmniej postara się mu zdać relację z tego jak wyglądają obrażenia i jakie działania podjęła. Bracia McBride faktycznie mogliby sami się zorganizować do wyjścia z ich transportu, ale obrażenia Gabriela były na tyle duże plus dochodziło osłabienie po stracie dużych ilości krwi, że lepiej było by resztę drogi przebył na noszach. - Złożę raport przed dowództwem - oznajmił jeszcze Chris do wszystkich. Wyszedł razem z medykami niosącymi jego starszego brata i dowódcę, towarzysząc im aż do Lazaretu. Dopiero po upewnieniu się, że na pewno trafili w dobre ręce, udał się do namiotu dowództwa. - Pójdę z tobą - powiedziała September - Tu i tak mają pełne ręce roboty, potem mnie opatrzą. Major Scott był w namiocie i czekał. Zapewne ktoś poinformował go już o tym, że może spodziewać się rannych. Po jego reakcji widać było, że nie spodziewał się ich stanu. Zerknął na nieprzytomnego Morrisa i najpierw dokonał oględzin rany McBrida. - Wy go opatrzyliście? - zapytał Ariel, po czym zwrócił się do Gabriela - Przeżyjecie. Musicie wytrzymać jeszcze trochę. - Tak, Majorze - odparła Ariel - Pociski utknęły w ręce. Wyciągnęłam je i oczyściłam ranę jak tylko było to możliwe w warunkach polowych. Postrzał brzucha opatrzony był tylko podstawowo, podobnie jak ręka wymaga zaopatrzenia chirurgicznego. Nie było czasu na dokładniejszą akcję, wycofywaliśmy się bezpośrednio z akcji. Reszta ran jest powierzchownych. Gabriel otrzymał dwa postrzały w nogę oba dość paskudne. Rany były zaopatrzone polowo, podane zostały środki znieczulające. Sugerowałabym podanie wszystkim rannym antybiotyków oraz dokładnego oczyszczenia ran. W grę wchodził atak legionu. Część pocisków mogła być skażona. Powinno się podjąć wszelkie środki zaradcze i zachować pełną ostrożność. - Hmm - zamyślił się i rozciął opatrunki Morrisa, jakie Doe założyła w warunkach polowych. - W takim razie zmiana planów. Popraw szwy i ponownie załóż opatrunki sierżantowi, a ty przygotuj McBride'a do zabiegu - rozkazał swoim medykom. - A Wy możecie odmaszerować - zwrócił się na powrót do Doe i skinął jej głową w formie podziękowania. Ariel opuściła zabiegówkę i zabrała się do opatrywania własnych ran. Rany krwawiły i co gorsza bolały. Przygotowała wszystko co było jej potrzebne. Siadła na wolnej kozetce i sięgnęła po przybory. Zdezynfekowała ranę i zabrała się do cerowania. Zaaplikowała sobie środki przeciwbólowe i połatała się jak potrafiła. Już dawno przestało jej zależeć na równym ściegu i braku blizn. Na koniec przemyła jeszcze raz rany i pozaklejała opatrunki. Wyglądała jak Pan Plaster ze starej capitolskiej bajki. Wyszła z lazaretu nucąc głupawą melodyjkę. Zapaliła papierosa i stwierdziła, że pora odpocząć… |
28-04-2022, 21:38 | #44 |
Reputacja: 1 |
|
29-04-2022, 09:10 | #45 |
Reputacja: 1 | *** Jeden z medyków Majora Scotta nie został zaangażowany do zabiegów z najciężej rannymi. Widząc krew na ubraniu Shani przywołał ją gestem ręki. Rany zostały potraktowane płynem antyseptycznym. Piekło jak cholera, ale w tropikach drobnoustroje i grzyby potrafiły być groźniejsze niż sama rana. Szwy zostały założone sprawnie, a opatrunki ciasno. Po wszystkim September wróciła do namiotu i złożyła ekwipunek, który odpowiednio doprowadziła do porządku. Gdy wyszła przed namiot, zachciało jej się pić i nie chodziło wcale o wodę. Opcje były dwie. Piwo w kantynie, albo coś mocniejszego u kwatermistrza. Piechota i brygady nie zajęły wszystkich miejsc przy ławach rozłożonych w tamtej części obozu. Tu potrzeba było czegoś mocniejszego. Ruszyła do kwatermistrza. Weszła do namiotu i widząc go piszącego jakieś kwity zagadnęła: - Znajdzie się coś na zresetowanie mózgu? - Mam whisky - odparł kwatermistrz chowając przezroczystą butelkę bez żadnej etykiety pod blat i stawiając w jej miejsce taka z bursztynową zawartością. - Pewnie jest droższa od tego co pan schował? Kwatermistrz stał nieruchomo, ale same jego oczy skierowały się pod blat. Mężczyzna jednak szybko opanował odruch. - Nie jest droższa, ale na pewno zdrowsza. Jeśli w ogóle można w taki sposób wyrazić się o alkoholu. - Zaciągnęłam się do wojska, a to eliminuje zdrowy tryb życia na starcie. - odparła Shania. - Daj pan tego bimbru. - Niech będzie - kwatermistrz odpuścił po chwili wahania. - Z tego co słyszałem to się wam należy. Na koszt firmy. Tylko podziel się z kolegami i nie machaj nią na wszystkie strony jak wyjdziesz z namiotu - wyciągnął spod blatu poprzednią butelkę i postawił przed żołnierką. - Jedna butelka na troje to co to jest - odezwał się Christopher, który podobnie jak Shania szukał u kwatermistrza procentów. - Zatłukliśmy trzy tuziny heretyków i wysadziliśmy bazę Bauhausu. Wszyscy wrócili żywi - wyliczył z dużym zaokrągleniem ich dokonania. - Niech się więc firma trochę postara z tym bonusem - skinął głową by kwatermistrz dorzucił jeszcze jakąś flaszkę. - Takie szczegóły do mnie nie dotarły - Kapitan Torres wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Tyle, że ta firma was lubi - przestawił przezroczystą butelkę o kilka centymetrów - A ta ocenia was za wasze osiągnięcia i cyferki - ustawił obok niej przydziałową butelkę whisky. - Dobra, nie ma co wybrzydzać - Shania zgarnęła obie butelki. - Chodź, poszukamy reszty. Chris uśmiechnął się i skinął głową kapitanowi w podzięce za alkohol. - Tak, chodź poszukamy Ariel - zgodził się z Shanią i ruszył przodem. |
29-04-2022, 09:26 | #46 |
Reputacja: 1 | Ariel po opatrzeniu ran. Udała się pod polowe prysznice. Chwile jej tam zeszło. Domyć włosy z morskiej wody i piachu, bez zamaczania opatrunktów to była mordęga. Przebrana w czyste ciuchy utykając udała się coś zjeść. Jadła powoli skupiając się na miarowym podnoszeniu łyżki. Akcja ta ją wyczerpała… Chyba najgorsze było to pływanie ciężki ekwipunek to jednak mordęga. Z drugiej strony pomyślała. W oddziale brakowało kogoś z bronią ciężką. Pogada z Morisem ,jak już dojdzie do siebie. Mogła by czasowo się dozbroić. Wstała ciężko noga jej dokuczała. Adrenalina zeszła. Mokre włosy ciążyły i na tropikalnym, wilgotnym powietrzu, schły wkurzająco powoli. Dla medyczki było tego za dużo. Ruszyła w stronę namiotu. Jednak w połowie drogi przypomniała sobie, że zużyłą zapas z apteczki. Zrezygnowana ruszyła w stronę kwatermistrzostwa. Gotowa na wypełnianie druków... Ze świeżym zapasem opatrunków, medykametów i zapasowymi magazynkami wróciła do namiotu i przepakowała apteczkę, układając wszystko tak, jak powinno być. Wszystko było brudne, przesiąknięte słoną wodą i przepocone, ale nie miała już siły się tym zajmować… Trzeba zregenerować się jak najszybciej… Życie uczy by w wojsku spać, bo nie wiadomo kiedy będzie można… Powtarzał jej sierżant pierwszego dnia w wolnych marines… A zwierzchników trzeba się słuchać. Gdy się obudzi, zabierze się za porządki. Czyszczenie broni i sprzętu musiało poczekać… |
29-04-2022, 14:20 | #47 |
Reputacja: 1 | *** Ariel obudziło lekkie zamieszanie w obozie. Nic szczególnego, ale zwiększenie natężenia ruchu nakładało się na głos silnika barki transportowej. Medyczka popatrzyła na zegarek. Przespała kilka godzin, a w namiocie oprócz niej nie było nikogo. Chybocząca się po wodzie łajba, która właśnie zawinęła do portu miała w swoim ładunku przede wszystkim skrzynie części zamiennych do śmigłowca, ale prócz nich, paczek i worów przewoziła jeszcze jeden ładunek. Taki, który wyjątkowo cieszył się z samotności przed spodziewanym desantem na stały ląd. Pozwoliło mu to na ostatnie poukładanie w głowie punktów planu na najbliższe godziny, przypomnienie po co tu jest i dlaczego. Fulcrum nie stanowiło epicentrum Wenus, ani metropolią się tego nazwać nie dało. Ot zadupie, ale każda potwora ma w sobie coś, co wabi do niej jej amatorów. Jednym z nich była z pewnością kobieta która z burty zeskoczyła na trap, istniało przecież tysiące lepszych miejsc do odbycia służby… chociaż na pierwszy rzut oka przypominała widmo, a nie kolejnego żołnierza. Layla Payton wyglądała bowiem jakby nie żyła już od paru godzin i ktoś zapomniał ją o tym poinformować, więc siłą rozpędu szła dalej przed siebie. Trupioblada karnacja poznaczona na twarzy wykwitami jasnych piegów kontrastowała mocno z długimi, czarnymi włosami spływającymi kobiecie z ramion aż do połowy pleców. Najbardziej jednak przykuwała uwagę jej twarz o pociągłych rysach, wysokich kościach policzkowych, wydatnych ustach oraz oczach tak ciemnych, że w zwykłym świetle dnia tęczówki zdawały się równie czarne co źrenice. Szybko rozejrzała się po nabrzeżu unosząc na chwilę głowę i wzięła spokojny wdech, a gdy ją opuściła nie uśmiechała się, ani nie stroiła groźnych min. Wydawała się skupiona, obserwowała ruch w namiotach i okolicy, a potem po prostu zgarnęła swój plecak zarzucając go na ramię aż nią lekko zachwiało. Broń dla równowagi zawiesiła na drugim ramieniu. Gabarytowo szału nie robiła, była dość niska i raczej średniej budowy której większość detali skrywał czysty, prosty mundur bez widocznych oznaczeń, na to narzucony pancerz Free Marine oraz skórzane rękawiczki. Szybkim krokiem ruszyła przed siebie. Należało się zameldować… a potem wziąć do roboty. Ku jej zaskoczeniu nikt z dowodzących nie wyszedł jej na spotkanie. Jedynym wyjątkiem był żołnierz w mundurze Wolnych Brygad o stopniu sierżanta. Na naszywce widniało D. Lee. Layla znała jego imię. David. Mężczyzna zerknął na jej naszywkę. Nie zasalutował bo nie musiał, ale widać, że traktował ją z respektem. - Pani sierżant został ranny i leży w lazarecie po ostatniej akcji. Jeszcze nie odzyskał przytomności. Namiot dowództwa znajduje się tam - wskazał palcem. - Pani ma przydział do tego - ruszył ramieniem w lewo i wskazał inny. *** Shania i Chris siedzieli na skrzynkach w cieniu namiotu pociagając z butelek i zagryzajac jabłkiem, gdy zobaczyli przebijającą łódź. - Ktoś od nas - powiedziała Shania widząc pancerz - Chodźmy się przywitać. Przez chwilę zapanowała cisza, gdy Payton podążała wzrokiem we wskazanych kierunkach. Po zakończeniu krótkiego rekonesansu wróciła spojrzeniem do Lee. Wpatrywała się w jego twarz, szczególnie oczy. Wydawała się nie mrugać. - Dziękuję sierżancie - przerwała milczenie, wolnym krokiem ruszając do przydzielonego namiotu, a przy mijaniu rozmówcy dodała ciche pytanie. - Aktualnie brak rozkazów, tak? - Z tego co słyszałem sierżant Morris nie zdążył wyznaczyć zastępcy. Blondyn sięgnął ręką do okularów przeciwsłonecznych i opuścił je na nosie, żeby spojrzeć ponad nimi na nową dostawę. Mundur był tak jakby zupełnie z ich przydziału. - Faktycznie - zgodził się w końcu z Shanią i poprawił okulary. Zeskoczył ze skrzyni. - Panie przodem - zachęcił towarzyszkę szarmanckim gestem ręki. Layla kiwnęła krótko głową. Czyli działo się i dobrze. Na nudę nie będzie narzekać, a z każdej zawieruchy szło wyszarpać coś dla siebie. - Na razie to wszystko Davidzie, będę wiedziała gdzie cię szukać - posłała Lee krótki jak mgnienie uśmiech, a kątem oka dostrzegła ruch. Ktoś się zbliżał, obróciła kark w tamtą stronę. Postacie w tożsamych pancerzach ciągnęły na nabrzeże. Zatrzymała się i przez moment patrzyła zimno w ich stronę, lecz nagle coś w jej twarzy drgnęło. Pojawił się ponownie uśmiech. - Witamy w obozie - powiedziała Shania, Christopher skinął nowej głową na przywitanie. - Shania September i Chris McBride, z naszych jest jeszcze medyczka oraz trzech kolesi i sierżant, chwilowo ranni. Tzn. nie mogą chodzić, bo jak widać wszyscy oberwaliśmy. W obozie panują warunki bojowe, zawsze musisz mieć co najmniej broń boczną. Kobieta ściągnęła usta jakby chciała się przez moment roześmiać, ale dała sobie spokój. -Nigdy się z nią nie rozstaję dlatego ciągle żyję - stwierdziła po prostu - Layla Payton, będziemy współpracować. Mimo stanu gotowości liczę, że nie zapomnieli tu jak się porządnie karmi. - westchnęła - To była długa droga, zrzucę graty.
__________________ This is my party And I'll die if I want to |
01-05-2022, 21:22 | #48 |
Reputacja: 1 |
|
13-05-2022, 10:27 | #49 |
Reputacja: 1 | Poła namiotu odsunęła się i w wejściu pojawiła się czarnoskóra twarz Marine o nazwisku Ross. - Sierżant odzyskał przytomność. Chce was widzieć. Ariel akurat kończyła rozwieszać ciuchy na sznurze namiotu. Skineła tylko głową i ruszyła za Rossem. Reszta oddziału zebrała się i również w tamtym kierunku. *** Morris widząc odwiedzających podciągnął się do pozycji siedzącej. - Ze względu na to, że tymczasowo jestem niedysponowany wyznaczam na swojego zastępcę Doe. Jakieś uwagi? - zmierzył obecnych wzrokiem. Spojrzenie zawiesił na moment na nowej twarzy i skinął jej głową jakby na powitanie. Nie odezwał się jednak. - Mamy to traktować jako awans i opić, czy to tylko na chwilę? - zapytała Shania, wciąż mając wsunięta za pasek z tyłu spodni niedopitą flaszkę. - Na chwilę. Kilka dni. Może przez ten czas utrzyma was w jednym kawałku - zabrzmiało bardziej jak nadzieja niż pewność. - Będzie ciekawie - pokiwał głową Christopher o zmianie na stanowisku dowódcy. Ale był zadowolony przynajmniej z tego, że nie będą mieli przestoju w misjach, bo w obozie ilość rozrywek była mocno ograniczona. Ariel stała zamurowana… Po jej akcji podczas misji sprawdzającej i paru innych wyskokach była święcie przekonana, że do reszty się spaliła w oczach Morisa. Przez dobrą chwilę nie mogła znaleźć odpowiednich słów… Co raczej rzadko się jej zdarzało. W końcu powiedziała. - Dziękuję za zaufanie sierżancie… - Miała już dodać coś głupiego, na temat tego, że może nie jest odpowiednią kandydatką, że może Shania albo Chris mają więcej doświadczenia… Ale ugryzła się w język i dodała - Postaram się zwrócić oddział w lepszym stanie.. - i cholera, jednak chlapnęła głupio, ale dokończyła… - …niż go otrzymałam…. Morris popatrzył na nią, ale nie wyglądał na urażonego jej słowami. Chociaż z drugiej strony nie wyglądał też na rozbawionego. Przez czas jaki zdążyli z nim spędzić niewiele rzeczy brał do siebie personalnie. - No i tego się trzymaj - skinął jej głową, po czym popatrzył po reszcie oddziału. - Jesteście wolni. Ariel skinęła głową, zasalutowała i wyszła, a po niej reszta oddziału. |
14-05-2022, 11:46 | #50 |
Reputacja: 1 |
__________________ This is my party And I'll die if I want to Ostatnio edytowane przez Dydelfina : 14-05-2022 o 11:49. |