Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-04-2022, 08:47   #41
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
***

Będący na dachu McBride podbiegł i padł przed krawędzią dachu skąd miał widok na akolitów i Nekromaga. Następnie zamierzał wziąć na cel akolitów, odkąd wiedział, że strzelanie do głównego złodupca na niewiele się zdaje. Pozycja do strzału nie była idealna, ale strzelał już w gorszych sytuacjach. Opróżnił magazynek rozdając peski sprawiedliwie pomiędzy Akolitów.

Pierwszy z lewej. Brzuch, ramię, głowa. Leży. Drugi. Brzuch, głowa. Leży. Trzeci. Lewy bark, mostek. Leży. Snajper schował się za gzymsem.

***

- Sierżancie - Krzyknęła Doe - Trzeba wyciągnąć Gabriela nie wiem czy będziemy mieli dużo czasu na ewakuację. Niech Pan przejmie CKM i nas osłania!

Morris przyłożył karabin do oka i zaczął zbliżać się do Ariel mierząc nieustannie w róg budynku.
- Idź po niego - poleciał przekładając pasek karabinu przez ramię i odbierając CKM od medyczki.

***

Nekromag popatrzył w kierunku ciał właśnie zabitych Akolitów, a następnie zwrócił się w kierunku kryjówki Shani. Wpatrywał się w nią kilka sekund po czym podniósł lufę swojej broni do strzału i ruszył za główny budynek znikając September z oczu.

Kroczył powoli wzdłuż północnej ściany głównego budynku. Nie było żadnej inkantacji, żadnych gestów, żadnego mambo-jumbo, ale zwłoki nagle zaczęły się znowu poruszać. Na szczęście tylko te które miały jeszcze sprawne głowy i górną część korpusu. Wydawało się, że to było wyznacznikiem tego czy zdatne są jeszcze do powtórnej animacji.

Morris słysząc strzały ruszył za róg budynku widząc co się dzieje, wymierzył CKM w Nekromaga, ale zanim nacisnął spust oberwał pierwszą serią z pistoletu idącego w jego stronę kapłana. Sierżant Free Marines i Najwyższy Nekromag ostrzeliwali się nawzajem. Jeden stał nieruchomo starając się precyzyjnie prowadzić ogień, a drugi szedł nie zważając na nic i strzelał lekkomyślnie jakby ważniejsza była ilość pocisków opuszczających lufę niż ich efektywność.

Na ciele Morrisa pojawiały się draśnięcia i rany, ale pociski jego karabinu również penetrowały pancerz Nekromaga. Jednak po kilkunastu sekundach M-50 zamilkł i dowódca osunął się na kolana. Wypuścił karabin z rąk i upadł na bok. Kapłan wystrzelił w jego kierunku jeszcze krótką serię i skończyła mu się amunicja. Popatrzył na swoją broń, a w jego ruchach widać było irytację. Nie zatrzymał się i zaczął przeładowywać broń nadal zbliżając się do ciała.

***

September ruszyła biegiem do rogu głównego budynku zostawiając w tyle pełznącego trupa i strzelając do niego raz po raz w czasie biegu. Trafiła tylko dwa razy, ale udało jej się zranić przeciwnika w rękę przez co spowolniła go jeszcze bardziej. Tam zajrzała przez okno czy widać wrogów. W środku nie było nikogo. Gdy zerknęła za siebie. Ożywieniec osunął się na ziemię i zamarł w bezruchu.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 28-04-2022, 11:41   #42
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
***

McBride po wystrzelaniu Akolitów rozejrzał się za Nekromagiem, z krawędzi dachu, a w ślad za jego spojrzeniem poszła lufa jego broni. Zaklął widząc jak trupy powstają, a jego dowódca oberwał. Uznał, że tym bardziej priorytetowym celem był nekrofil, licząc, że zabicie go sprawi, że zombiaki padną. Spokojnie wymierzył, wyrównał oddech i nacisnął czterokrotnie spust.
Pierwszy pocisk zrykoszetował od maski. Nekromag gwałtownie odwrócił się i zadarł głowę do góry. Strzelec nie zdążył skorygować i drugi pocisk trafił w napierśnik. Trzeci jednak wszedł prosto w otwór na oko ozdobnej maski. Nekromag osunął się na ziemię. Chris dla pewności posłał jeszcze jeden pocisk w korpus. Gdy oderwał oko od lunety i rozejrzał się, potwierdziły się jego domysły. Ożywieńcy powstający z ziemi, leżeli teraz nieruchomo.

***

Teraz już wszyscy byli w stanie usłyszeć warkot wirnika nadlatującego śmigłowca. AH-19 Grapeshot zawisł nad bazą i skanował teren. Guardian najwidoczniej był zbyt uszkodzony, aby po nich wrócić. Zdaniem Chrisa wyzwaniem było samo posadzenie ostrzelanej maszyny.

Widząc, że sprawa ogarnięta September szybko pobiegła sprawdzić ładunki czy żaden pocisk przypadkiem czegoś nie rozłączył. Jak czas pozwoli planowała uzupełnić amunicję i granaty do zdobycznego karabinu.

- Ariel, zostaw Gaba, zgarnę go. Ty ogarnij Morrisa! - huknął na cały głos Christopher. Liczył, że ich dowódca ma jeszcze jakieś szanse, a jeśli ktokolwiek miał mu je dać to tylko Doe. Sam za to ustawił się przodem ku śmigłowcowi. Opuścił luźno ręce w dół i zaraz podniósł prawą, tak że była równolegle do podłoża, po czym zgiął ją w łokciu, tak że przedramię i dłoń były skierowane ku górze. W ten sposób dał sygnał pilotom, że jest czysto i mogą lądować, przyspieszając tym samym ich przyziemienie i ewakuację rannych. Na koniec obiema rękami wskazał największy plac w kampusie.

Po tym szybkim poinstruowani lotników, McBride zszedł czym prędzej w dół, korzystając z krawędzi dachu i gzymsów na budynku. Jak tylko dostał się na odpowiedni poziom budynku gdzie znajdował się jego brat to wszedł do środka.

Ariel była już w drzwiach do zbrojowni gdy zobaczyła jak Moris upada. Zamarła na moment i wtedy usłyszała głos Christopera natychmiast zerwała się do biegu by dopaść pokiereszowanego dowódcę. Najgorzej wyglądała prawa ręka, którą podtrzymywał karabin. Pociski nekromaga wgryzły się głęboko w ciało… Nie było ran wylotowych… Przeklęte spaczone ścierwo legionu… Miał też rozłupany pancerz w okolicach brzucha. Ariel błyskawicznie rozpięła zapięcia i delikatnie go zdjęła. Rana może nie była tak poważna jak na ręce, ale było w cholerę krwi. Ariel działała błyskawicznie, założyła opaskę uciskową na rękę. I natychmiast wydobyła z torby opatrunki uciskowe. Przelała ranę środkiem odkażającym i zakleiła ranę. Wydobyła dwa bandaże jeden położyła na największej ranie na brzuchu drugim sprawnie zaczęła obwiązywać kapitana by bandaż samoczynnie dociskał opatrunek.. Ręka wyglądała gorzej, trzeba było wyciągnąć jak najszybciej te cholerne pociski. Podniosła głowę, patrząc, gdzie jest helikopter i ile ma czasu. Obmacała rękę sprawdzając gdzie dokładnie utknęły pociski. Zabrała się do roboty.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 28-04-2022, 12:02   #43
 
Fenrir__'s Avatar
 
Reputacja: 1 Fenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputację
Śmigłowiec siadł na ziemi i oddział piechoty wybiegł po rampie profilaktycznie zabezpieczając oczyszczony już teren. Ariel zrobiła wszystko co mogła dla Morrisa. Oddziałowy medyk przyniósł składane nosze i pomógł jej zabrać nieprzytomnego sierżanta na pokład. Bracia McBride, jeden wspierając drugiego znaleźli się tam zaraz potem. Shania ustawiła zegary na ładunkach i jako ostatnia zamykała pochód.

- Ruchy, ruchy! - krzyczała September - Zegar tyka, za 3 minuty wszystko jebnie.

Ariel dopiero jak usiadła zabrała sie za swoją nogą. Miała nadzieję, że medyk z oddziału piechociarzy jej pomoże. Patrzyła po oddziale, większość nadawała się do szpitala…

Rampa zamknęła się po wduszeniu przycisku na burcie, a po chwili Grapeshot uniósł się nad ziemię. Shania zerkała na zegarek, a po jej głowie kołatały się wątpliwości czy wszystko dobrze uzbroiła. Pierwsza eksplodowała stróżówka, potem budynek główny, a na koniec zbrojownia, gdzie reakcję łańcuchową wzmocniły amunicja i miny Blitzerów.


Miała wrażenie, że przedobrzyła, ale z drugiej strony czuła satysfakcję z efektu.

***

Lot powrotny trwał nieco dłużej. Guardian, którym lecieli wcześniej był lżejszy i mniej obciążony.
W końcu dotarli na Fulcrum i siedli na lądowisku. Rampa otworzyła się, wirnik przeszedł w tryb jałowy.

- Pomóżcie przetransportować sierżanta do Lazaretu. - Powiedziała Doe kierując te słowa do piechoty.

Medyczka spojrzała na Gabriela i Chrisa, znając ich, dotrą tam sami. Ona również powoli swoim tempem dotrze na miejsce. Zapewne lekarz nie pozwoli jej pomagać w takim stanie, ale przynajmniej postara się mu zdać relację z tego jak wyglądają obrażenia i jakie działania podjęła.

Bracia McBride faktycznie mogliby sami się zorganizować do wyjścia z ich transportu, ale obrażenia Gabriela były na tyle duże plus dochodziło osłabienie po stracie dużych ilości krwi, że lepiej było by resztę drogi przebył na noszach.

- Złożę raport przed dowództwem - oznajmił jeszcze Chris do wszystkich. Wyszedł razem z medykami niosącymi jego starszego brata i dowódcę, towarzysząc im aż do Lazaretu. Dopiero po upewnieniu się, że na pewno trafili w dobre ręce, udał się do namiotu dowództwa.

- Pójdę z tobą - powiedziała September - Tu i tak mają pełne ręce roboty, potem mnie opatrzą.

Major Scott był w namiocie i czekał. Zapewne ktoś poinformował go już o tym, że może spodziewać się rannych. Po jego reakcji widać było, że nie spodziewał się ich stanu. Zerknął na nieprzytomnego Morrisa i najpierw dokonał oględzin rany McBrida.
- Wy go opatrzyliście? - zapytał Ariel, po czym zwrócił się do Gabriela - Przeżyjecie. Musicie wytrzymać jeszcze trochę.

- Tak, Majorze - odparła Ariel - Pociski utknęły w ręce. Wyciągnęłam je i oczyściłam ranę jak tylko było to możliwe w warunkach polowych. Postrzał brzucha opatrzony był tylko podstawowo, podobnie jak ręka wymaga zaopatrzenia chirurgicznego. Nie było czasu na dokładniejszą akcję, wycofywaliśmy się bezpośrednio z akcji. Reszta ran jest powierzchownych. Gabriel otrzymał dwa postrzały w nogę oba dość paskudne. Rany były zaopatrzone polowo, podane zostały środki znieczulające. Sugerowałabym podanie wszystkim rannym antybiotyków oraz dokładnego oczyszczenia ran. W grę wchodził atak legionu. Część pocisków mogła być skażona. Powinno się podjąć wszelkie środki zaradcze i zachować pełną ostrożność.

- Hmm - zamyślił się i rozciął opatrunki Morrisa, jakie Doe założyła w warunkach polowych. - W takim razie zmiana planów. Popraw szwy i ponownie załóż opatrunki sierżantowi, a ty przygotuj McBride'a do zabiegu - rozkazał swoim medykom.
- A Wy możecie odmaszerować - zwrócił się na powrót do Doe i skinął jej głową w formie podziękowania.

Ariel opuściła zabiegówkę i zabrała się do opatrywania własnych ran. Rany krwawiły i co gorsza bolały. Przygotowała wszystko co było jej potrzebne. Siadła na wolnej kozetce i sięgnęła po przybory. Zdezynfekowała ranę i zabrała się do cerowania. Zaaplikowała sobie środki przeciwbólowe i połatała się jak potrafiła. Już dawno przestało jej zależeć na równym ściegu i braku blizn. Na koniec przemyła jeszcze raz rany i pozaklejała opatrunki. Wyglądała jak Pan Plaster ze starej capitolskiej bajki. Wyszła z lazaretu nucąc głupawą melodyjkę. Zapaliła papierosa i stwierdziła, że pora odpocząć…
 
Fenrir__ jest offline  
Stary 28-04-2022, 21:38   #44
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
***

- O co chodzi? - Chrisa i Shanię zatrzymał przy wejściu do namiotu adiutant Pułkownika Bella.

- W zastępstwie rannego sierżanta Morrisa przychodzimy złożyć raport. - odparła September.

- Poczekajcie - pokiwał głową na znak że rozumie sytuację i odgarniając płachtę drugiego pomieszczenia zniknął z oczu na kilkanaście sekund po czym wrócił. - Możecie wejść - powiedział przytrzymując materiał i robiąc wejście.
- Spocznijcie - pułkownik dał znać, że oddaje im inicjatywę.

- Misja wykonana panie pułkowniku - powiedziała September salutując. - Wszyscy zostali ranni z czego 2 poważnie. Obóz Bauhauzu przejęła grupa heretyków. Część obsady wybiła, a część wcieliła za pomocą jakiś rytuałów w swoje szeregi. Podczas ataku wybiliśmy wszystkich, włącznie z razydą. Wróg próbował odbić obóz, nieskutecznie wszyscy atakujący zginęli, włącznie z dowodzącym nimi magiem. Obóz zaminowaliśmy i wysadziliśmy. - Zdjęła plecak i położywszy na biurku otworzyła - tu mam wszystkie znalezione nośniki danych. W obozie spotkaliśmy też paru jeńców Mishimy, ale nie ustaliliśmy czy złapał ich Bauhaus czy heretycy.
- Prawdopodobnie to nie jedyne siły heretyków na tamtej wyspie.

- Wszyscy wrogowie: Mishimce, Bauhausowcy i Heretycy zostali zlikwidowani - uzupełnił raport Christopher i sięgnął do plecaka po mapę. - Podczas rekonesansu w lesie, pół godziny drogi pieszo, natrafiłem na coś co się kojarzy z ołtarzem heretyckim. W tym miejscu - wskazał na mapie.

Bell przeskakiwał spojrzeniem pomiędzy twarzami Marines i mapą. Starał się zachować kamienną twarz, ale informacje jakie właśnie usłyszał wywarły na nim widoczne wrażenie. Odchrząknął.
- Jaka była liczebność i typ wroga? Skąd pewność, że to heretycy? - zapytał w końcu.

- Byliśmy świadkami ich heretyckich działań, o których wspomniała już September - odpowiedział na to McBride. - Kontrola umysłu, kontrola nad nieumarłymi, stworzenia magicznego przejścia przez litą ścianę - wymienił rzeczowo. - Był ponad tuzin heretyków przebranych za Bauhauzowców w bazie i jej okolicy, wspomniana wcześniej jedna razyda oraz garstka jeńców w klatce w mundurach Mishimy i Bauhausu. Sama baza Bauhausu była w pełni przejęta przez Heretyków jeszcze zanim do niej dotarliśmy, główna brama nosiła ślady wyważenia od zewnątrz.

Wyraz twarzy pułkownika sugerował, że nie zamierza dyskutować z argumentami Marines.
- Być może Morris będzie w stanie dodać coś do waszych rewelacji. Chociaż nie spodziewam, się, że usłyszę coś bardziej abstrakcyjnego niż to. Czy w szeregach wroga był ktoś starszy stopniem? Komuś udało się ujść z życiem? - zapytał po chwili.
- Staraliśmy się by nikogo takiego nie było - powiedziała September - ale gwarancji nie ma. Mogli zostawić obserwatora z tyłu, który wycofał się widząc pogrom własnych sił.
- Wszyscy w bazie pożegnali się z życiem, ale nie wykluczone, że na polanie z ołtarzem ktoś został - pokiwał głową Chris, zgadzając się z Shanią. - Ale raczej ktoś niższy w szeregach, bo tych którzy wyglądali na wyżej postawionych mają odstrzelone głowy.

- Dane przekażcie O’Reyillyemu - wskazał na plecak. - Powiedzcie mu żeby zajął się nimi priorytetowo. Jeśli to wszystko to możecie odmaszerować.
- Tak jest - zasalutował niedbale blondyn. Wziął do ręki plecach, by odciążyć Shanię, która była bardziej ranna niż on i razem wyszli.

***

- Priorytetowo mówicie? - powtórzył O’reilly i zabrał wręczony mu plecak. - No dobra - ton głosu mówił, że pogodził się z dodatkowym zadaniem i nie ma żadnych wątpliwości, że pochodzi od samego Bell’a.
Christopher położył mu plecak z dyskami a po tym sięgnął za pazuchę i wyciągnął to co znalazł na zwłokach jednego z zabitych przez siebie Huzarów, dokładając na stertę.
- Tyle mamy z misji - oznajmił.
Podporucznik zerknął na dokumenty, podniósł je do oczu i kilkukrotnie obejrzał z obu stron.
- Aide de camp? Wyglądają na autentyk. Otto Werner - powiedział wolno sylabizując jakby mu coś świtało. - Sprawdzę to.
- Ciekawe czy typ, z którego to zdjąłem to przywłaszczył czyjeś papiery czy po prostu są fałszywe - skomentował Chris.
- Tego akurat się nie dowiemy, ale może dowiemy się kim był ten Werner - O'reilly pokiwał głową.
- No to życzę dobrej zabawy - powiedział blondyn, skinął głową i wyszedł.

***

Młodszy z braci McBride po zostawieniu rzeczy u O’reilly, postanowił wziąć prysznic. Zostawił w namiocie broń i plecak z akcji, wziął świeże ubrania i ręcznik. Polowy prysznic zapewniał minimum prywatności, ale przynajmniej woda była zimna. Bo podgrzewania nie było. Kiedy obmył się z brudu poczuł pieczenie w nodze, przypominając sobie o zranieniu. Wyszorował się dokładnie i po wyjściu pachnący lodową bryzą (bo męskie kosmetyki miały tylko epickie nazwy zapachów, żadnych kwiecistych nazw) ubrał się w luźną koszulę hawajkę i szorty do kolan. Na nos założył przyciemniane okulary. Stan ich drużyny zapowiadał, że nieprędko wrócą do akcji, więc nie śpieszył się z niczym.

Wrócił na chwilę do namiotu zostawić brudy i ruszył pokręcić się po obozie. Najpierw zajrzał do lazaretu. Gabe był wciąż opatrywany i nie mógł się z nim zobaczyć. Ale przynajmniej jeden sanitariusz zdezynfekował mu ranę na łydce i założył opatrunek. Następnie udał się do typa, któremu opchnął zegarek brata. Ten oczywiście wymienił go na coś innego i tak Chris poznał pół obozu szukając końcowego właściciela zegarka. Udało się po dłuższym czasie. Chwila targowania, która w wykonaniu blondyna wyglądała bardziej jak próba zastraszenia obecnego właściciela zegarka, zakończona została sukcesem. Ewidentnie sława Chrisa w tym jak mocny jest w pięściach nieco mu pomogła.

Z zegarkiem Gabe'a na nadgarstku, z dłońmi schowanymi w kieszeniach szortów, snajper snuł się po bazie. Na chwilę zatrzymał się na lądowisku, przyglądając się jak mechanicy kręcą się wokół uszkodzonego śmigłowca, złorzecząc na wszystko: wroga, że śmiał użyć broni na ich maszynie, pilota że dał się ostrzelać, i załogę śmigłowca z pasażerami, że nie osłonili go przed pociskami własną piersią. Każdy czasem lubił sobie ponarzekać na pracę.

Wrócił i zajrzał do lazaretu, ale wciąż nie mógł zobaczyć się ze starszym bratem.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 29-04-2022, 09:10   #45
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
***

Jeden z medyków Majora Scotta nie został zaangażowany do zabiegów z najciężej rannymi. Widząc krew na ubraniu Shani przywołał ją gestem ręki. Rany zostały potraktowane płynem antyseptycznym. Piekło jak cholera, ale w tropikach drobnoustroje i grzyby potrafiły być groźniejsze niż sama rana. Szwy zostały założone sprawnie, a opatrunki ciasno. Po wszystkim September wróciła do namiotu i złożyła ekwipunek, który odpowiednio doprowadziła do porządku.

Gdy wyszła przed namiot, zachciało jej się pić i nie chodziło wcale o wodę. Opcje były dwie. Piwo w kantynie, albo coś mocniejszego u kwatermistrza. Piechota i brygady nie zajęły wszystkich miejsc przy ławach rozłożonych w tamtej części obozu.

Tu potrzeba było czegoś mocniejszego. Ruszyła do kwatermistrza. Weszła do namiotu i widząc go piszącego jakieś kwity zagadnęła:
- Znajdzie się coś na zresetowanie mózgu?
- Mam whisky - odparł kwatermistrz chowając przezroczystą butelkę bez żadnej etykiety pod blat i stawiając w jej miejsce taka z bursztynową zawartością.
- Pewnie jest droższa od tego co pan schował?
Kwatermistrz stał nieruchomo, ale same jego oczy skierowały się pod blat. Mężczyzna jednak szybko opanował odruch.
- Nie jest droższa, ale na pewno zdrowsza. Jeśli w ogóle można w taki sposób wyrazić się o alkoholu.
- Zaciągnęłam się do wojska, a to eliminuje zdrowy tryb życia na starcie. - odparła Shania. - Daj pan tego bimbru.
- Niech będzie - kwatermistrz odpuścił po chwili wahania. - Z tego co słyszałem to się wam należy. Na koszt firmy. Tylko podziel się z kolegami i nie machaj nią na wszystkie strony jak wyjdziesz z namiotu - wyciągnął spod blatu poprzednią butelkę i postawił przed żołnierką.
- Jedna butelka na troje to co to jest - odezwał się Christopher, który podobnie jak Shania szukał u kwatermistrza procentów. - Zatłukliśmy trzy tuziny heretyków i wysadziliśmy bazę Bauhausu. Wszyscy wrócili żywi - wyliczył z dużym zaokrągleniem ich dokonania. - Niech się więc firma trochę postara z tym bonusem - skinął głową by kwatermistrz dorzucił jeszcze jakąś flaszkę.
- Takie szczegóły do mnie nie dotarły - Kapitan Torres wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Tyle, że ta firma was lubi - przestawił przezroczystą butelkę o kilka centymetrów - A ta ocenia was za wasze osiągnięcia i cyferki - ustawił obok niej przydziałową butelkę whisky.
- Dobra, nie ma co wybrzydzać - Shania zgarnęła obie butelki. - Chodź, poszukamy reszty.
Chris uśmiechnął się i skinął głową kapitanowi w podzięce za alkohol.
- Tak, chodź poszukamy Ariel - zgodził się z Shanią i ruszył przodem.
 
Mike jest offline  
Stary 29-04-2022, 09:26   #46
 
Fenrir__'s Avatar
 
Reputacja: 1 Fenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputację
Ariel po opatrzeniu ran. Udała się pod polowe prysznice. Chwile jej tam zeszło. Domyć włosy z morskiej wody i piachu, bez zamaczania opatrunktów to była mordęga. Przebrana w czyste ciuchy utykając udała się coś zjeść. Jadła powoli skupiając się na miarowym podnoszeniu łyżki. Akcja ta ją wyczerpała… Chyba najgorsze było to pływanie ciężki ekwipunek to jednak mordęga. Z drugiej strony pomyślała. W oddziale brakowało kogoś z bronią ciężką. Pogada z Morisem ,jak już dojdzie do siebie. Mogła by czasowo się dozbroić. Wstała ciężko noga jej dokuczała. Adrenalina zeszła. Mokre włosy ciążyły i na tropikalnym, wilgotnym powietrzu, schły wkurzająco powoli. Dla medyczki było tego za dużo. Ruszyła w stronę namiotu. Jednak w połowie drogi przypomniała sobie, że zużyłą zapas z apteczki. Zrezygnowana ruszyła w stronę kwatermistrzostwa. Gotowa na wypełnianie druków...

Ze świeżym zapasem opatrunków, medykametów i zapasowymi magazynkami wróciła do namiotu i przepakowała apteczkę, układając wszystko tak, jak powinno być. Wszystko było brudne, przesiąknięte słoną wodą i przepocone, ale nie miała już siły się tym zajmować…

Trzeba zregenerować się jak najszybciej… Życie uczy by w wojsku spać, bo nie wiadomo kiedy będzie można… Powtarzał jej sierżant pierwszego dnia w wolnych marines… A zwierzchników trzeba się słuchać.

Gdy się obudzi, zabierze się za porządki. Czyszczenie broni i sprzętu musiało poczekać…
 
Fenrir__ jest offline  
Stary 29-04-2022, 14:20   #47
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
***

Ariel obudziło lekkie zamieszanie w obozie. Nic szczególnego, ale zwiększenie natężenia ruchu nakładało się na głos silnika barki transportowej. Medyczka popatrzyła na zegarek. Przespała kilka godzin, a w namiocie oprócz niej nie było nikogo.

Chybocząca się po wodzie łajba, która właśnie zawinęła do portu miała w swoim ładunku przede wszystkim skrzynie części zamiennych do śmigłowca, ale prócz nich, paczek i worów przewoziła jeszcze jeden ładunek. Taki, który wyjątkowo cieszył się z samotności przed spodziewanym desantem na stały ląd. Pozwoliło mu to na ostatnie poukładanie w głowie punktów planu na najbliższe godziny, przypomnienie po co tu jest i dlaczego. Fulcrum nie stanowiło epicentrum Wenus, ani metropolią się tego nazwać nie dało. Ot zadupie, ale każda potwora ma w sobie coś, co wabi do niej jej amatorów. Jednym z nich była z pewnością kobieta która z burty zeskoczyła na trap, istniało przecież tysiące lepszych miejsc do odbycia służby… chociaż na pierwszy rzut oka przypominała widmo, a nie kolejnego żołnierza.

Layla Payton wyglądała bowiem jakby nie żyła już od paru godzin i ktoś zapomniał ją o tym poinformować, więc siłą rozpędu szła dalej przed siebie. Trupioblada karnacja poznaczona na twarzy wykwitami jasnych piegów kontrastowała mocno z długimi, czarnymi włosami spływającymi kobiecie z ramion aż do połowy pleców. Najbardziej jednak przykuwała uwagę jej twarz o pociągłych rysach, wysokich kościach policzkowych, wydatnych ustach oraz oczach tak ciemnych, że w zwykłym świetle dnia tęczówki zdawały się równie czarne co źrenice. Szybko rozejrzała się po nabrzeżu unosząc na chwilę głowę i wzięła spokojny wdech, a gdy ją opuściła nie uśmiechała się, ani nie stroiła groźnych min. Wydawała się skupiona, obserwowała ruch w namiotach i okolicy, a potem po prostu zgarnęła swój plecak zarzucając go na ramię aż nią lekko zachwiało. Broń dla równowagi zawiesiła na drugim ramieniu. Gabarytowo szału nie robiła, była dość niska i raczej średniej budowy której większość detali skrywał czysty, prosty mundur bez widocznych oznaczeń, na to narzucony pancerz Free Marine oraz skórzane rękawiczki. Szybkim krokiem ruszyła przed siebie.
Należało się zameldować… a potem wziąć do roboty.

Ku jej zaskoczeniu nikt z dowodzących nie wyszedł jej na spotkanie. Jedynym wyjątkiem był żołnierz w mundurze Wolnych Brygad o stopniu sierżanta. Na naszywce widniało D. Lee. Layla znała jego imię. David. Mężczyzna zerknął na jej naszywkę. Nie zasalutował bo nie musiał, ale widać, że traktował ją z respektem.
- Pani sierżant został ranny i leży w lazarecie po ostatniej akcji. Jeszcze nie odzyskał przytomności. Namiot dowództwa znajduje się tam - wskazał palcem. - Pani ma przydział do tego - ruszył ramieniem w lewo i wskazał inny.

***

Shania i Chris siedzieli na skrzynkach w cieniu namiotu pociagając z butelek i zagryzajac jabłkiem, gdy zobaczyli przebijającą łódź.
- Ktoś od nas - powiedziała Shania widząc pancerz - Chodźmy się przywitać.

Przez chwilę zapanowała cisza, gdy Payton podążała wzrokiem we wskazanych kierunkach. Po zakończeniu krótkiego rekonesansu wróciła spojrzeniem do Lee. Wpatrywała się w jego twarz, szczególnie oczy. Wydawała się nie mrugać.
- Dziękuję sierżancie - przerwała milczenie, wolnym krokiem ruszając do przydzielonego namiotu, a przy mijaniu rozmówcy dodała ciche pytanie.
- Aktualnie brak rozkazów, tak?
- Z tego co słyszałem sierżant Morris nie zdążył wyznaczyć zastępcy.

Blondyn sięgnął ręką do okularów przeciwsłonecznych i opuścił je na nosie, żeby spojrzeć ponad nimi na nową dostawę. Mundur był tak jakby zupełnie z ich przydziału.
- Faktycznie - zgodził się w końcu z Shanią i poprawił okulary. Zeskoczył ze skrzyni. - Panie przodem - zachęcił towarzyszkę szarmanckim gestem ręki.

Layla kiwnęła krótko głową. Czyli działo się i dobrze. Na nudę nie będzie narzekać, a z każdej zawieruchy szło wyszarpać coś dla siebie.
- Na razie to wszystko Davidzie, będę wiedziała gdzie cię szukać - posłała Lee krótki jak mgnienie uśmiech, a kątem oka dostrzegła ruch. Ktoś się zbliżał, obróciła kark w tamtą stronę. Postacie w tożsamych pancerzach ciągnęły na nabrzeże. Zatrzymała się i przez moment patrzyła zimno w ich stronę, lecz nagle coś w jej twarzy drgnęło. Pojawił się ponownie uśmiech.

- Witamy w obozie - powiedziała Shania, Christopher skinął nowej głową na przywitanie. - Shania September i Chris McBride, z naszych jest jeszcze medyczka oraz trzech kolesi i sierżant, chwilowo ranni. Tzn. nie mogą chodzić, bo jak widać wszyscy oberwaliśmy. W obozie panują warunki bojowe, zawsze musisz mieć co najmniej broń boczną.

Kobieta ściągnęła usta jakby chciała się przez moment roześmiać, ale dała sobie spokój.
-Nigdy się z nią nie rozstaję dlatego ciągle żyję - stwierdziła po prostu - Layla Payton, będziemy współpracować. Mimo stanu gotowości liczę, że nie zapomnieli tu jak się porządnie karmi. - westchnęła - To była długa droga, zrzucę graty.

 
__________________
This is my party
And I'll die if I want to
Dydelfina jest offline  
Stary 01-05-2022, 21:22   #48
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
***

Ariel z trudem ogarnęła sprzęt i wyszła przed namiot z ciuchami by je zaprać i stanęła nieco speszona domyślając się, że zapewne mają przed sobą nowego towarzyszka a raczej towarzyszkę. Spojrzała w dół na swoje nieco uwalone brudnymi ubraniami ręce. Skrzywiła się wytarła je w miarę czyste miejsce, odrzuciła ciuchy i ruszyła utykając.
- Ariel Doe - uśmiechnęła się szczerze - medyk - dodała wyciągając rękę w geście przywitania. - Szybko rzuciła na nią okiem z góry do dołu. Ta dziwna bladość pod koniec lata na wenus to wyczyn… Chyba, że coś za tym stoi… Ariel może zbyt długo trzymała rękę koleżanki. Zwolniła uścisk i z przepraszającym uśmiechem i zapraszającym gestem uchyliła jej połę namiotu. - Czuj się jak u siebie. Po czym schyliła się zaciskając zęby z bólu pozbierała swoje ciuchy. - Pora to ogarnąć zanim skiśnie… - wymamrotała do siebie. Ojciec jej wiecznie powtarzał, że mówienie do siebie to oznaka choroby… Ale jej to zawsze pomagało… szczególnie jak ciało się zrastało i szwy swędziały…

Payton do przywitania zdjęła prawą rękawiczkę pokazując bladą dłoń pokrytą tatuażami od knykci aż po rękaw munduru, gdzie znikały. Zrobiła krok do przodu, ale słysząc mamrotanie zatrzymała się. Spojrzała na medyczkę taksująco.
- Jesteś ranna, zostaw to - powiedziała spokojnym głosem - Pokaż która prycza jest wolna, a potem ci z tym pomogę. Też muszę się przeprać, bo mam sól w miejscach gdzie jej nie powinno być… - sięgnęła do torby i po krótkich poszukiwaniach wyjęła kwadratową butelkę z bursztynową zawartością.
- A to wkupne - stwierdziła.

- Dzięki… ale muszę tego kulasa rozchodzić… Ostatnia akcja to była rzeźnia…. A co do butelki to zostawcie mi trochę. Zaraz wrócę. - Aid uśmiechnęła się znacznie szerzej, sympatyczna dziewczyna w oddziale to zawsze promyk nadziei… Ale łachy trzeba wyprać z soli. - Pokażcie nowej co i jak bo myśmy mieli przewodnika. - Zatrzymała się i odwróciła - Ciekawe czy znowu czeka nas wycieczka krajoznawcza z Sierżantem?

- Póki jest nieprzytomny nie jest to wykonalne. Chyba że w wór i na plecy - nowa rzuciła z krzywym uśmiechem.

- Albo dostaniemy wakacje, aż postawią Morrisa na nogi - optymistycznym tonem wciął się Christopher w rozmowę kobiet. On w przeciwieństwie do reszty wyglądał jakby był tu na urlopie: beztroska mina, ubrany w szorty do kolan, kwiecistą luźną koszulę a do tego okulary przeciwsłoneczne na nosie i drogo wyglądający zegarek na nadgarstku. W ręku miał niedopitą butelkę whiskey, choć sam nie sprawiał wrażenia jakby cokolwiek z niej wypił. Tylko buty wojskowe i karabin na ramieniu nie pasowały do tego wizerunku kogoś kto przyjechał tu się opalać na leżaczku i pić drinki.

Payton obejrzała go od góry do dołu uważnie, mrużąc jedno oko aby wyostrzyć percepcję. To już było wiadomo kto jest drużynowym promyczkiem nadziei.
- Wpadłam wam w połowie imprezy, dobrze że nie na krzywy ryj - podrzuciła swoją butelkę. Ta zrobiła w powietrzu pełne kółko nim kobieta chwyciła ją za szyjkę. Szybko zostawiła graty przy pierwszej z brzegu pryczy wyglądającej na niezamieszkałą.
- To co, karniaczek zanim sobie o nas przypomną?

- Masz dużo do nadrobienia - blondyn pokiwał głową pokazując że jego butelka jest prawie pusta. - Ogarniajcie we dwie z Ariel, my z Shanią już swój przydział ogarnęliśmy.

- Muzyka dla moich uszu - mrucząc z zadowolenia Layla złapała za korek i sprawnie go odkręciła. Z dobrym bourbonem było jak z pacierzem: nie do odmówienia.
- To za spotkanie - z sympatyczną miną podniosła flaszkę na pozostałych, a potem bardziej niż chętnie przechyliła ją do ust. Upiła trzy spore łyki i westchnęła, przymykając oczy.
- Kogo jeszcze mamy w odwodzie? Widzę puste łóżka.

- Jakiś dwóch którzy byli w Lazarecie już zanim tu dotarliśmy. A teraz dodatkowo po naszej ostatniej misji do nich dołączyło dwóch w stanie ciężkim czyli sierżant i mój brat - odpowiedział Christopher.

- Lazaret tak oblegany że na zapisy. Jak w domu - czarnowłosa pociągnęła z butelki pilnując aby połowę zostawić medyczce. Czyli jeszcze trochę.
- Sierżant wiem w jakim jest stanie, a twój brat? - zmieniła ton na pogodny - Wiadomo na kiedy mu flachę ogarniać? Teraz on będzie potrzebował karniaka albo ośmiu.

- Raczej straci nogę, więc pewnie jak go tylko ogarną to wróci do domu. Mówiłem mu, że przyjazd tu na zrobienie reportażu nie jest dobrym pomysłem. Nie posłuchał - McBride rozłożył ręce.

- Możesz mu to wyryć na tabliczce i zawiesić na wysokości na jakiej musiałby stanąć na palcach obu nóg. Będzie się gapił to zapamięta że mądrych rad się słucha - kobieta sapnęła cicho - Zostaną mu reportaże z mniej zapalnych rejonów, bo przeżył. Reszta mu się ułoży. Zawsze się układa. W ten czy inny sposób, ale jeśli ma łeb na karku wyciągnie profit… i lekcję. Czyli powiadasz Chris że ty tu robisz za drużynową księgę mądrości życiowych? - skończyła przymrużając jedno oko.

- Gabr jest za głupi na to, żeby zrezygnować z zapalnych sytuacji. Ale to rodzinne - zaśmiał się. - A ze mnie słaba księga mądrości życiowych skoro jestem wśród Free Marines - wyszczerzył się.

Kobieta uniosła brwi i zaraz zaśmiała się wesoło, przymrużając oczy.
- Spokojnie, właśnie sam się zdiagnozowałeś jako całkowicie normalny. Nie jesteś wariatem - odetchnęła aby wrócić do mniejszej lub większej powagi. - Ludzie, którzy są szaleni rzadko zastanawiają się nad tym, czy są szaleni. Gratulujemy panu w imieniu komisji, jest pan zdrowy. Renty nie będzie. Karabin na plecy i do okopu.

- Zacznijmy od tego, że nikt normalny nie idzie do wojska - Chris wykrzywił usta w lekkim uśmiechu.
- A teraz opowiadaj za jakie dokonania trafiłaś do Free Marines. Ja przykładowo za pobicie, dotkliwe według sądu polowego - wspomniał o tym obojętnym tonem, jakby rozmawiali o pogodzie a nie jakże przełomowym momencie w karierze.

- Sądy polowe w dupie były i gówno widziały - Layla zapiła niesmak procentami. Rzut oka na butelkę pokazywał, że jeszcze może trochę ulać w bebechy.
- Jestem tu za niewinność - odpowiedziała - Prawo do wyrównania rachunków i obrony powinno być nam zagwarantowane konstytucyjnie. Przynajmniej to moje zdanie, więc jestem tutaj. Free Marine ponoć nie grymaszą. Sama chciałam ten przydział, nie lubię nudy - wyszczerzyła się.

- Tu nie ma niewinnych - uśmiechnął się przyjaźnie Chris. - Wszyscy daliśmy się na czymś przyłapać - ton jakim to powiedział zdradzał, że z jakiegoś powodu sam nie odczuwa bycia tu jako kary. - Ile ty w ogóle masz lat? - zapytał z czystej ciekawości.

- Munduru nie noszą niewiniątka - sprostowała Payton i zdawała się doskonale bawić. Zrobiła kilka kroków do przodu zmniejszając dystans do praktycznie minimalnego, z czubkami butów tuż przy czubkach butów snajpera.
- Mam wystarczająco dużo lat aby móc legalnie pić alkohol i wiedzieć który koniec karabinu robi pew pew pew, a ty masz zły mundur aby chcieć mi dawać mandat - ściszyła głos, chociaż okolica i tak doskonale słyszała - Chyba że masz tu gdzieś schowane policyjne wdzianko i je wyjmujesz gdy nikt nie widzi. Chris, Chris, Chris… pytanie kobiety o wiek jest jak pytanie faceta o długość fiuta - zacmokała, kręcąc głową. Cofnęła zza pleców jedną rękę i po podniesieniu na wysokość oczu rozstawiła palce akurat na szerokość magazynka do kałasznikowa.
- Bo wedle faceta to zawsze 20 centymetrów, a według baby zawsze ma ona 20 lat. Więc jak z tobą, masz 20 centymetrów? - teraz to ona wyglądała na zaciekawioną.

Patrząc na Payton blondyn oparł ręce na biodrach i przekrzywił głowę. Po chwili spojrzał w dół, na siebie.
- No nie wiem, nigdy nie przykładałem linijki - odpowiedział z powagą i ponownie spojrzał na rozmówczynię. - Ja się cieszę, że mieści się w gaciach - dodał z rozbawieniem. - Ale powiedzieć ile jesteś w wojsku to już się chyba nie wstydzisz? - zapytał.

Przy wątku mierzenia kobieta zrobiła powątpiewającą minę.
- Linijka nie, prędzej suwmiarka. Łapię i już wiem na czym stoimy - mruknęła wesoło - Wiek to kwestia taktu, jeszcze mi piwa nie postawiłeś żeby wchodzić w te rejony. Poza tym cwaniaczku lampki ci brakuje aby walić mi po gałach. Brak tego… subtelnego klimatu terroru wiszącego w powietrzu razem z dymem poślednich fajek. Gdzie kajdanki, gumowa pała i głośne wrzaski? - spytała przygryzając wargę żeby się nie roześmiać. Gapiła mu się prosto w oczy - Poczujesz satysfakcję jeśli powiem że osiem lat noszę ten mundur? Może mniej, może więcej. Coś koło tego, ale nie ma tak dobrze. Teraz twoja kolej: jak długo służysz i dlaczego Wenus?

- O czyli ty z tych, dla których liczy się szerokość, a nie długość - Chris pokiwał głową na jej wspomnienie o suwmiarce. - Wiesz, przesłuchania robią na zasadzie zły i dobry glina. Po prostu brakuje mi tego pierwszego do kompletu - bezradnie rozłożył ręce. - A no ja na Wenus jestem, bo bratowa kazała mi pilnować, żeby Gabe wrócił żywy. Jako tako mi to wyszło. No i jestem daleko od Marsa, co mi na rękę.

- Liczy się technika skarbie. Brat ci nie powiedział? - spytała żeby zaraz dodać drugie pytanie - Zostawiłeś na Marsie kobitę, a im dalej od baby i dzieciaka tym lepiej? Alimenty i tak ściągną z żołdu, a cisza spokój.

Chris się nieznacznie skrzywił i przymrużył oczy, gdy wspomniała o tym drugim. Chyba trafiła dokładnie tam gdzie bolało. Sięgnął po butelkę, którą trzymała Layla i upił z niej duży haust.
- Cóż... Mogę tylko poradzić, żeby nigdy nie wierzyć kobiecie kiedy mówi, że jest na pigułce - stwierdził i oddał butelkę.

Payton odebrała flachę tylko po to żeby zobaczyć że została połowa zawartości, czyli koniec chlania. Zrobiło się jej smutno, otworzyła nawet usta aby docisnąć blondynowi kolejną przyjacielską śrubę… dała jednak spokój. To był dopiero pierwszy dzień, jeszcze zdąży.
- W drugą stronę też działa, nigdy nie ufaj jak facet mówi że w porę wyciągnie. Przynajmniej nie trzeba cię leczyć z homoseksualizmu, a to już duży plus. Ciężko tu będzie o dobre derby - puściła mu oko, zakręcając butelkę. Wypadało resztę zostawić sani.

- Ja staram się być słowny - McBride mrugnął do Layli - Człowiek się łudził, że studentka będzie miała ambicję do robienia kariery, a nie chcieć dzieciaka, ale wygląda na to, że prawników kłamania uczą już na studiach - westchnął cierpiętnie.

- Jak w dupę je boli to tak się kończy - poklepała go współczująco po ramieniu.

- A gdzież, tak się przecież rodzą politycy - wyszczerzył się ponownie.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 13-05-2022, 10:27   #49
 
Fenrir__'s Avatar
 
Reputacja: 1 Fenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputację
Poła namiotu odsunęła się i w wejściu pojawiła się czarnoskóra twarz Marine o nazwisku Ross.


- Sierżant odzyskał przytomność. Chce was widzieć.

Ariel akurat kończyła rozwieszać ciuchy na sznurze namiotu. Skineła tylko głową i ruszyła za Rossem. Reszta oddziału zebrała się i również w tamtym kierunku.

***

Morris widząc odwiedzających podciągnął się do pozycji siedzącej.
- Ze względu na to, że tymczasowo jestem niedysponowany wyznaczam na swojego zastępcę Doe. Jakieś uwagi? - zmierzył obecnych wzrokiem. Spojrzenie zawiesił na moment na nowej twarzy i skinął jej głową jakby na powitanie. Nie odezwał się jednak.

- Mamy to traktować jako awans i opić, czy to tylko na chwilę? - zapytała Shania, wciąż mając wsunięta za pasek z tyłu spodni niedopitą flaszkę.

- Na chwilę. Kilka dni. Może przez ten czas utrzyma was w jednym kawałku - zabrzmiało bardziej jak nadzieja niż pewność.

- Będzie ciekawie - pokiwał głową Christopher o zmianie na stanowisku dowódcy. Ale był zadowolony przynajmniej z tego, że nie będą mieli przestoju w misjach, bo w obozie ilość rozrywek była mocno ograniczona.

Ariel stała zamurowana… Po jej akcji podczas misji sprawdzającej i paru innych wyskokach była święcie przekonana, że do reszty się spaliła w oczach Morisa. Przez dobrą chwilę nie mogła znaleźć odpowiednich słów… Co raczej rzadko się jej zdarzało. W końcu powiedziała.

- Dziękuję za zaufanie sierżancie… - Miała już dodać coś głupiego, na temat tego, że może nie jest odpowiednią kandydatką, że może Shania albo Chris mają więcej doświadczenia… Ale ugryzła się w język i dodała - Postaram się zwrócić oddział w lepszym stanie.. - i cholera, jednak chlapnęła głupio, ale dokończyła… - …niż go otrzymałam….

Morris popatrzył na nią, ale nie wyglądał na urażonego jej słowami. Chociaż z drugiej strony nie wyglądał też na rozbawionego. Przez czas jaki zdążyli z nim spędzić niewiele rzeczy brał do siebie personalnie.

- No i tego się trzymaj - skinął jej głową, po czym popatrzył po reszcie oddziału. - Jesteście wolni.

Ariel skinęła głową, zasalutowała i wyszła, a po niej reszta oddziału.
 
Fenrir__ jest offline  
Stary 14-05-2022, 11:46   #50
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
***

Została jedynie Payton, czekając cierpliwie aż pozostali wyjdą z namiotu. Obserwowała ich odejście z rękami założonymi za plecy i dopiero gdy zostali z sierżantem we dwójkę odwróciła do niego głowę. Z pozycji stojącej miała lepszą perspektywę, skorzystała z niej. Przez parę sekund milczała, a potem opuściła powoli ręce i stanęła na baczność chociaż gapiła się na leżącego ciągle z tą samą miną zimnej ryby.

- Layla Payton - dopełniła formalności, uprzejmie pomijając że właśnie chwilowo oddał dowodzenie zastępcy. - Przydzielono mnie do was, sir.

- Nie sprawdzałem twoich papierów i nie wiem gdzie służyłaś, ale z tym sir to daj sobie spokój. Wystarczy sierżancie -
machnął ręką w jej kierunku.
Payton nie była zaskoczona. Coś niecoś dowiedziała się już o Morrisie. Mimo wielu propozycji awansu i możliwości zakończenia służby w Marines, nie robił tego. Uparcie tkwił na peryferiach Capitolu tam gdzie “działo się coś ciekawego”.

Potwierdziły się zasłyszane kątem ucha plotki. Nie chuj z przerostem ego i ambicji, a człowiek z misją, sól tej armii, oddany żołnierz. Pewnie by się dało wymieniać długo. Najważniejsze że nie był typem, który będzie jej chciał wydzielać antidotum dzień w dzień. Zamiast tego da karabin żeby mu pomóc napierdalać we wszelkie tałatajstwo jakie się nawinie pod lufę. Laylę zaczęło zastanawiać jakie ma słabości, bo każdy je miał… musiała potem rzucić okiem na sprawę.

- Dwa lata w Wolnych Brygadach i osiem lat w Marines - odparła z miną “dobrze, zagrajmy w twoją grę”.

- Dwa lata w Brygadach? - Morris nie krył zdziwienia. - W takim razie odznaczenie za waleczność. Nieźle, naprawdę nieźle - zmrużył oczy. - Czego w takim razie tutaj szukasz? - zapytał, a Payton dobrze wiedziała o co mu chodzi. Dziesięć lat w Marines musieli odsłużyć ci co byli niepokornymi żołnierzami. Payton była tutaj dobrowolnie.

Kobieta uniosła trochę jedną brew i nawet lekko się uśmiechnęła. Stała już luźno, znów zaplatając dłonie za plecami. To było dobre pytanie, potrzebowało dobrej odpowiedzi.
- Idę swoją własną drogą, bez niczyjego zlitowania i łaski. Walka jest uczciwa, ty albo wróg, umierasz albo żyjesz. Walka to wolność - spojrzała mu w oczy - Gdybym chciała spokoju, stabilizacji zostałabym w mieście, ale to nie dla mnie. Jestem żołnierzem.

- No w zarządzie cię raczej nie widzę
- parsknął sierżant.

- A gdzie mnie widzisz? - Layla odbiła pytanie, poszerzając uśmiech jeszcze odrobinę.

Morris wytrzymał prowokacyjny uśmiech i bezpośredniość podkomendnej.
- Niezła jesteś - zaśmiał się i pokręcił głową. - Praktycznie zapomniałem już co to za uczucie. Z dwojga złego wolałbym cię tutaj niż w jakimś gangu działającym w slumsach.

- Oczywiście, że jestem, a to tylko jedna z moich zalet -
czarnowłosa zrobiła niewinną minę - Masz mnie teraz pod ręką, zobaczymy co z tym zrobisz. Jak już staniesz - minimalna przerwa - Na nogi.

- Odmaszerować, bo coś czuję, że Doe zaraz wam zrobi jakąś pogadankę
- zakończył rozmowę będąc jednak w dobrym humorze.

Payton wycofała się do wyjścia, a gdy opuściła namiot przyjazny uśmiech odpadł z jej twarzy jakby był on tylko zagubionym płatkiem śniegu zabranym przez wiatr.
 
__________________
This is my party
And I'll die if I want to

Ostatnio edytowane przez Dydelfina : 14-05-2022 o 11:49.
Dydelfina jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172