Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2022, 18:44   #2
Bellatrix
 
Reputacja: 1 Bellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputację
Jeśli uważasz, że twoje życie jest złe, że nic ciekawego się w nim nie dzieje, że nie zmierza w kierunku, w jakim byś chciał, to przyjedź do Trunau. W tym miejscu pośrodku niczego, lub wszystkiego, zależy jak spojrzeć, szybko odzyskasz chęci do życia. Z jednej strony orki i inne potwory, z drugiej mieszkańcy miasta patrzący krzywo na każdego przyjezdnego i dający mu jakieś żetony, żeby się tym legitymował nawet jak chce iść do wychodka. Arwel nawet to rozumiała, no ale też bez przesady. Jak lokalni chcieli odstraszać od siebie cywilizowane jednostki, to te żetony robiły robotę na pewno. No i ta nieufność do wszystkiego, co nie jest człowiekiem. A jak jesteś półorkiem, to już w ogóle przesrane. Dobrze, że się urodziła elfem. A czekaj... też niedobrze. Czuła to przez całe swoje dorastanie w tym posranym mieście, choć Mal, z którym znała się od zawsze miał na pewno dużo gorzej. A jak nie byłeś czy byłaś człowiekiem, to trzeba było mieć w sobie coś, co cię wybije z tłumu. Czym zasłużysz sobie u nich na szacunek. Ja jebię, jak to w ogóle brzmi...

No ale. Ona umiała strzelać z łuku i walczyć mieczem. Nadawała się też na zwiad i do przepatrywania terenu. Całkiem szybko ten szacunek zdobyła, choć na pewno nie sympatię. Bo Arwelyel sympatyczna nie była, a przynajmniej nie dla wszystkich. W karczemnych bijatykach wyrobiła sobie renomę na tyle, żeby żaden podpity cwaniaczek nie wchodził jej w drogę, a na polu walki, gdy trzeba było odpierać najazdy orków pokazywała, że ma oko precyzyjne, niczym krasnoludzkie zegary sprzedawane w zachodnich krainach. Oczywiście mieszkali w Trunau ludzie, dla których była miła i przyjazna, ale większość i tak miała ją za odludka z niewyparzoną gębą, do którego lepiej nie podchodzić bez wyraźnego powodu. I jej to pasowało.

Na życie zarabiała polowaniem na zwierzynę albo zwiadami dla straży, gdy tego potrzebowali. Lubiła kapitana Rodrika Gartha, bo był normalnym człowiekiem, który nie zwracał uwagi na jej rasę, tylko na to, co sobą reprezentowała. No i zdarzyło im się kiedyś kilka razy przespać, ale to było już zdecydowanie za nimi. Arwel lubiła wolność, a wiązanie się z jakimkolwiek facetem (lub kobietą, bo z nimi też lubiła spędzać namiętne noce) nie wchodziło na razie w grę. Gdy Garth pojawił się z Halgrą na podeście nawet nie posłała mu uśmiechu, chociaż widziała, że wychwycił ją z tłumu. Córka Halgry była przytłoczona tym wszystkim, tak samo jak inne dzieciaki, które oglądała przez te wszystkie lata. Sama nie była inna, a gdy po jej własnym ślubowaniu jeden z lokalnych grubych chłopców chciał wraz ze swoją bandą zabrać jej Nóż Nadziei, rąbnęła go tak mocno w gębę, że stracił dwa zęby. Teraz służył w straży i za każdym razem, jak ją widział na patrolu, szedł w inną stronę.

Była wysoką, żylastą kobietą z wyraźnie wyeksponowanymi mięśniami ramion. Oraz innymi, ale o tym mógł się już przekonać tylko ten, kto szedł z nią do łóżka. Nie miała dużego biustu, ale akurat to uważała za zaletę a całość sylwetki prezentowała się wyśmienicie, co było efektem codziennych, ciężkich ćwiczeń, którym poddawała swoje ciało. Długie do ramion włosy wiązała w warkocz, gdy pracowała na zwiadzie albo w lesie a zwykle można było ją zobaczyć w skórzni i ciemnym odzieniu pasującym do pozostałych elementów. Była ładna, ale zwykle jej usta były ściągnięte, a fioletowe oczy patrzyły ostro spod zmarszczonych brwi. Właściwie nie rozstawała się z łukiem i sejmitarem, resztę przydatnych rzeczy trzymając w domu.

W karczmie "Długi Dom" (swoją drogą, co za głupia nazwa) zasiadła w towarzystwie znajomych Hacana, Arthusa, Mala oraz dwójki nieznajomych.
- Arwelyel Lemos, ale możecie mówić mi Arwel - powiedziała do obcych i spojrzała na Arthusa. - Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór, Arthusie? Dawno się nie widzieliśmy, można by nadrobić ten czas... w pewien sposób. - Puściła mu oczko.

Potem zjawił się Rodrik. Wysłuchała, co miał do powiedzenia i ostentacyjnie wydudniła wino z kubka aż do dna.
- Tak jest, tato - rzuciła ironicznie. - Chciałam tylko ci przypomnieć, że zwykle to te nawalone chamy i prostaki chciały się do mnie dobierać, a ja się tylko broniłam. Ale dzisiaj pójdę spać wcześniej. No chyba, że coś albo ktoś zmieni moje plany. - Znów puściła oczko do diabelstwa.

Uderzyła jednak w poważniejsze tony, gdy Garth wspomniał o bracie Hacana.
- Jakbyś potrzebował pomocy z czymkolwiek, to możesz na mnie liczyć. - powiedziała do paladyna. - Tyle żeśmy razem na tym zadupiu przeżyli, że chyba to wiesz.
Polała sobie do kubka z gąsiorka i nie omieszkała dolać Maluzarowi.
- Pij, pij, Mal, będziesz łatwiejszy. - Zaśmiała się do półorka.
 

Ostatnio edytowane przez Bellatrix : 30-04-2022 o 18:03.
Bellatrix jest offline