Walka była intensywna i brutalna. Wąska przestrzeń i ciasne przestrzenie nie pomagały, a wręcz przeszkadzały. Nie można było praktycznie w żaden sposób zyskać przewagi. Niestety walka ta nie przebiegła całkiem pomyślnie. Davandrell co prawda udało się oddać jeden celny strzał jednak nie mogła powiedzieć, żeby była z niego całkowicie zadowolona. Tym bardziej, że ranny wilk ze strzałą elfki ledwie wystającą z karku zbiegł. Kolejny cel, który nie wiadomo czy liczyć jako martwy gdy gdzieś tam poza linią wzroku się wykrwawi czy jako ranny i jeszcze może przypadkiem wrócić do walki. Same niewiadome.
Zakończenia walki też nie można było nazwać sukcesem nawet pomimo tego, że chwilowo opanowali sytuację i przeciwnicy zbiegli i zniknęli gdzieś w dalszych i bocznych korytarzach. Za ostatnim wilkiem ruszył w pogoń Goli. Ta krasnoludzka gorąca krew pomyślała sobie elfka.
- Goli tylko nie wracaj bez trofeum w postaci wilczego ogona. - krzyknęła za znikającym w lewym korytarzu krasnoludem. Davandrell wiedziała, że w starciu jeden na jeden nie miała się o co bać. Goli na pewno powróci zwycięski.
Rozejrzała się po pobojowisku robiąc szybki rachunek zysków i strat. Mieli kilku rannych w tym jeżeli dobrze jej elfie oczy zauważyły najpoważniej ranna była Olga. Bruno też ociekał krwią jednak jak to mówi przysłowie “goi się jak na psie” także zakładała, że ogar się z tego wyliże. Mimo, że póki co opanowali teren wiedziała, że póki nie opatrzą ran i nie ustabilizują rannych nie można podejmować decyzji o ruszeniu dalej.
- Dobrzy ludzie! Dobrzy ludzie, wypuśćie mnie! Ratujcie! Nie dajcie pożreć tym maszkarom!
Dało się słyszeć gdy opadły odgłosy walki. To z pewnością był dodatkowy aspekt za tym, że póki co nie ruszą nigdzie dalej.
Z tego wszystkiego elfka nie ucierpiała w walce w ogóle i nawet nie była za bardzo zmęczona. Postanowiła więc w sytuacji gdy mieli kilku rannych i zmęczonych uczestnictwem w walkach wręcz przejąć jakby chwilowo dowodzenie nad miejscem, którym się znaleźli.
Przywołała do siebie Magnusa i po szybkiej naradzie ustaliła z nim, że gdy tylko Goli wróci - a znając jego na pewno wróci szybko - mają się zająć zabezpieczeniem terenu nawet z wykorzystaniem pozostałych pomocników, którzy zbytnio nie ucierpieli. Chodziło o zabezpieczenie miejsc i kierunków, z których ewentualnie mogły powrócić gobliny. Ostatnie czego im teraz było potrzeba to tego, żeby jakieś odważniejsze gobliny cofnęły się tutaj i zaskoczyły ich zupełnie nieprzygotowanych. Co prawda znając ich tchórzliwą naturę bardzo w to wątpiła jednak wolała nie sprawdzać tego empirycznie. Na koniec dodała też, żeby wysłał kogoś kto sprawdzi co z Olgą, która się oddaliła od nich. Najważniejsze to dbać o swoich.
Davandrell zauważyła kątem oka, że ranna Greta kuśtyka w stronę skąd dobiegł ich wszystkich głos. Były mniej więcej w tej samej odległości. Elfka ruszyła w tym samym kierunku. Nie chodziło tu o żadną rywalizację czy kto pierwszy ten lepszy. Po prostu była zdrowa i szybsza. Głos dobiegał z małej wnęki skalnej zabezpieczonej porządną kratą, której w żaden sposób nie można było wcześniej zauważyć. Davandrell podeszła do kraty pierwsza i przyklęknęła zachowując ostrożność i odstęp. Zamkniętym w tej mało komfortowej celi okazał się mężczyzna około lat 35 jak oceniała. Przyglądając się dalej stwierdziła, że prawdopodobnie mężczyzna nawet dość przystojny jakby go umyć i uczesać gdyż był w opłakanym stanie. Licho wie jak dużo czasu tu spędził.
- Kim jesteś i czym sobie zasłużyłeś na taki los? - spytała elfka.
- Nazywam się Godfrey Kling. - Odpowiedział mężczyzna. W jego oczach wyczytała wyraz ulgi ze względu na wyczekiwany ratunek.