Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-04-2022, 16:39   #563
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 91 - 2519 Wiosna - Koniec (2/3)

Łasica



Przez długi czas Silny i Łasica byli najstarsi stażem i rangą pośród młodszych kultystów. W większości wypadków to mieli swój udział w ich zwerbowaniu. Byli też swoimi antagonistami ale o zbliżonej pozycji w hierarchii. Nawet pod względem zwerbowania nowych kultystów to Silny miał przez chwilę przewagę jak zwerbował Egona ale potem i to się wyrównało gdy Łasica dokoptowała Burgund. Ale po tej akcji w kazamatach nie było wątpliwości, że najdłużej i najwięcej głową ryzykowała właśnie Łasica a nie Silny. Więc z tej dwójki Starszy i Merga jej nie szczędzili pochwał.

Łotrzyca o granatowych włosach znów mogła być wesołą, impulsywną dziewczyną z ferajny jaka uwielbiała dobrą zabawę w hucznym towarzystwie. I krótko po ucieczce Mergi z lochów starała się chyba odbić sobie te całe tygodnie stresu podczas codziennego udawania głupiutkiej Katii w kuchni i na stołówce miejskich lochów. Starszy i Merga chyba uznali, że dziewczyna musi się wyszumieć aby znów mogła wrócić do swojej hedonistycznej normy.

Jednak obława po części dotknęła i ją. Zorientowała się, że szpicle i informatorzy próbują infiltrować przestępczy półświatek. Szukali oszustki zdolnej do przebieranek i długotrwałego odgrywania roli. Nie trudno było się domyślić, że szukają kobiety która udawała Katię. Nawet jeśli nie mieli jej prawdziwego rysopisu to środowisko miejskich oszustek nie było aż tak rozległe. Nadia więc zmieniła wizerunek. Zrobiła się na blondynkę z kislevskim, warkoczem zakręconym wokół głowy lub luźno zwisającym na plecy. I okazało się, że całkiem nieźle imituje kislevski akcent. Na pierwszy czy drugi rzut oka w ogóle nie przypominała zadziornej, niebieskowłosej dziewczyny z ferajny w charakterystycznych, skórzanych spodniach.

Odkąd pod koniec zimy pogodziła się z Burgund obie szybko wróciły do dawnej komitywy i stały się prawie nierozłączne. Zwłaszcza odkąd ruda też przystąpiła do kultu. Obie chodziły razem “na robotę” jak za dawnych czasów. I niejako roztoczyły opiekę nad Gretchen i Lilly niczym starsze siostry nad młodszymi. Zwłaszcza Lilly przypadła im do gustu z wzajemnością.



Silny



Łysy mięśniak postanowił zmienić wygląd. Gabarytów nie mógł się pozbyć ale zapuścił włosy i brodę przez co nadało mu innego wyglądu. A w końcu “ten od dostaw” miał być łysym mięśniakiem a nie jakimś zarośniętym. Zawsze dawało to większe szanse, że ktoś go nie rozpozna. Chociaż większość tego czasu spędził z Egonem i resztą zbiegów ukrywając się najpierw w piwnicach pod zrujnowaną wieżą a potem w norach dziwnych zwierzoludzi. Też nie miał racji bytu na powierzchni. A dla jego krewkiego temperamentu te tygodnie zamknięcia w podziemiach działały bardzo frustrująco. Niewiele się to różniło od bycia więźniem kazamat nawet jeśli nie mieli strażników i krat.

Śmierć Karlika pozornie niezbyt go obeszła. Chociaż jak się z nim mieszkało miesiącami to jednak dało się wyczuć, że wraca do niego myślami. Jak zastanawiał się kto teraz przejmie rolę logistyka i skarbnika zboru. Bo na nowego doradcę i prawą rękę to raczej awansowała Merga. Poza tym do Karlika zdawał się żywić pewien sentyment. W końcu razem z Łasicą byli pierwszymi, zwerbowanymi kultystami. O ile w jego oczach Starszy był niekwestionowanym mistrzem, liderem i przywódcą a po części też mentorem i opiekunem to jednak poza zborami łatwiej było się skontaktować z grubym skarbnikiem. Wydawał się być bardziej dostępny i taki na swój sposób bardziej swojski niż lider zboru. Zawsze mógł poratować groszem czy radą, zawsze zapraszał do stołu a na tym stole zawsze było coś ciekawego i nie dało się odejść głodnym. Silny uważał, że trudno będzie znaleźć kogoś podobnego. No i oczywiście z innej beczki irytował go awans Łasicy, swojej głównej konkurentki w hierarchii zboru. Ale nawet on nie mógł zaprzeczyć, że ona najdłużej siedziała w tej sprawie z kazamatami. Chociaż więc to rozumiał swoją głową to sercem go to irytowało. Liczył, że w nowym sezonie uda mu się jakoś skontrować ten jej awans swoimi zasługami jakie Starszy i Merga docenią. Dlatego pewnie tak wielkie nadzieje wiązał z tymi wyprawami za miasto jakie szykowali.

Przyjście wiosny i przygotowania do wyprawy za miasto przyjął z ulgą i ożywieniem. Bardzo chętnie przystał na pomysł aby przenieść się do jaskini odmieńców i pobratymców Lilly. Byle wreszcie pojawiło się coś co przełamie podziemną monotonię z ostatnich kilku tygodni i miesięcy. I gdy tylko pojawiła się taka okazja takiego szmuglu zorganizowanego przez resztę kultystów to z niej skorzystał.



Kurt



Rola, charakter i pozycja Kurta właściwie się nie zmieniły. Chociaż ci co się ukrywali w podziemiach, Egon, Sebastian czy Silny to go nie widzieli chyba od okolic wiosennego przesilenia. I dziwne to nie było. Kuternoga dalej był jedynym oficjalnym mieszkańcem i strażnikiem starej kogi i jak zawsze rzadko się oddalał od niej i w ogóle z portu. Pozostali co mogli się poruszać po mieście widywali go podczas tych zborów co wciąż odbywały się na “Adele” albo jak mieli jakąś sprawę. Kurt wciąż pełnił rolę łącznika i punktu kontaktowego. Łowił ryby w porcie i serwował je swoim gościom nie zmieniając swojej małomównej, życzliwej postawy dla nich. Ponieważ jednak końcówka zimy mocno utrudniła kultystów cotygodniowe zbory a te nie zawsze już odbywały się na statku to i wszyscy spiskowcy widywali go wyraźnie rzadziej niż wcześniej.



Versana



Pani van Drasen nie zmieniła za bardzo swojego statusu. Wciąż była zaskakująco młodą, czarnowłosą wdową po morskim kupcu dziedziczącą po nim sklep i magazyn. Do tego wspólniczką Huberta Grubsona interesie dostarczania do nowego teatru ubrań, kostiumów no i ogólnie tego co się dało skroić za pomocą igły i nożyczek. Przeznaczono jej też rolę skarbnika tego nowo powstającego teatru. Miała koordynować przepływ gotówki jaka szła na zakup nieruchomości gospody przewidzianej na ten cel a potem jej remont i inne koszta. Nie miała z tego jednak większych profitów niż można by się spodziewać. O ile jeszcze bowiem po paniach i panienkach z klubu poetyckiego Kamili można było oczekiwać, że są łatwowierne i ulegną presji starszej od nich kobiety z finansowym doświadczeniem to już ich ojcowie, mężowie czy rodziny jakie zwykle miały w tej sprawie do powiedzenia więcej od nich już zwykle orientowali się całkiem nieźle. A gdy doszło do podpisywania umów i finalizowania kosztów to już miała do czynienia z zawodowcami. Z prawnikami, ekonomami, zarządcami i tak dalej którzy znali się na rzeczy i nie pierwszy raz realizowali takie zadania.

Towarzysko też niezbyt coś się ruszyło. Właściwie to gdy nadeszła wiosna okazało się, że pani van Drasen nie wiadomo jak i kiedy znalazła się na bocznym torze. Przynajmniej w porównaniu do swojej młodszej koleżanki Pirory. Nadal była mile widziana na wieczorkach poetyckich czy ale jakoś poza tym jej życie towarzyskie na szlacheckich salonach się kończyło. Nikt nie był dla niej niemiły ani nie powiedział złego słowa ale w porównaniu do młodszej kultystki u tych wyższych sfer, znalazła się na towarzyskim, bocznym torze.



Aaron



Kudłaty magister wydawał się staczać coraz bardziej. A może po prostu w te zimowe miesiące bardziej ujawniały się wady jego nałogu. Wcześniej, jak nikt nie musiał się ukrywać i dało się swobodniej operować zadaniami dało się znaleźć coś dla niego odpowiedniego. Ale po ucieczce skazańców z kazamat siłą rzeczy Starszy musiał jakoś zalepić te braki osobowe i rozdzielać misje i zadania na mniejszą pulę podwładnych. No i chociaż Aaron nie zaliczył żadnej spektakularnej wpadki to jednak wydawało się to kwestią czasu. Aż trudno było uwierzyć, że skończył tą sławną elitarną i niepowtarzalną uczelnię co Joachim. Wydawali się być ulepieni z całkiem innej gliny.

Z drugiej strony nie do końca było pewne czy to jednak nie pozory. W końcu skończył kolegium cieni jakie kształciło mistrzów szpiegostwa i iluzji. A zdarzało mu się mieć całkiem racjonalne uwagi czy pomysły. Przez zimę to często on był jednym z dostawców prowiantu i plotek z powierzchni do ukrywających się w trzewiach ziemi kolegów. Wtedy przynajmniej można było być pewnym, że ładunek czegoś do zwilżenia gardła będzie obfitszy. Dla Joachima zaś w pewnym sensie okazał się kolegą z uczelni. W końcu skończyli tą samą chociaż w innym czasie i wydziałach. To jednak chyba był jedynym z innych kultystów który przewinął się przez te same mury altdorfskiej uczelni tak samo jak on. I chociaż niektóre jej zakątki, osoby czy miejsca w Altdorfie mogli powspominać razem nawet jeśli się tam wcześniej nigdy nie spotkali.



Strupas



Garbus i śmierdziel wielbiący Pana Much był głównym szpiegiem kultystów na ulicach. Na kolejnego śmierdzącego obdartusa nikt zwykle nie zwracał większej uwagi. Chyba, żeby rzucić w niego łajnem, śnieżką czy kamieniem albo przegnać jak podszedł za blisko. Kolejny, bezdomny żebrak z ulicy mieszkający nie wiadomo gdzie, jakim nikt się nie przejmował. Co prawda Łasica czy Burgund też świetnie się wpisywały w rolę szpiegów ale jednak o wyraźnie innym profilu niż ich śmierdzący kolega.

Strupas był też chyba jednym z niewielu kultystów który polubił chodzenie po śmierdzących i pełnych robactwa kanałach i jeszcze głębiej do zatęchłej nory podziemnej nory zwierzoludzi. Też stał się jednym z dostawców prowiantu, plotek i poleceń jacy regularnie ich odwiedzali prawie codziennie. Tyle, że na zmianę.

Garbusowy nie udało się odnaleźć tej zbiorowej mogiły ofiar dawnej zarazy które miały odkryto podczas budowy miasta niecałe sto lat temu. Ale niezbyt miał okazję kiedy się tym zająć odkąd był mocno zaangażowany pomiędzy dostarczanie prowiantu w trzewia ziemi a odkąd stopniały śniegi także w kursy do jaskini Kopfa i Crystal z jakiej pochodziła Lilly. A jeszcze w międzyczasie miał baczenie na to co się dzieje na ulicach. Miał więc co robić. Nie był z siebie zbyt zadowolony bo swego czasu, podczas walki z atakującymi go wilczymi jeźdźcami goblinów obiecał swojemu patronowi życie jednej z gołębic Shallyi a do tej pory nie udało mu się spełnić tej obietnicy.



Norma



Niedługo po tym jak Norma doszła do siebie po krytycznych ranach jakie odniosła po walce z jakimś wielkim stworem za jakim grupka kultystów poszła aż do trzewi ziemi, przyłączyła się na stałe do zboru Starszego. Zapewne głównie przez wzgląd na Mergę jaka również to zrobiła a toporniczka widocznie uważała się za jej osobistą gwardzistkę. Niemniej wiedźma z dalekiej i tajemniczej północy nie wymagała od niej stałej obecności. A Norma to Axe miała sporą swobodę w poruszaniu się po mieście. Gdy zrezygnowała z noszenia norsmeńskich ozdób i ubioru właściwie wyglądała jak kolejna najemniczka czy wojowniczka w portowym mieście.

Norma już wcześniej, podczas walk gladiatorskich i polowaniu na trolla nawiązała całkiem niezłe relację z Froyą van Hansen. Obie były wojowniczkami i widziały w tej drugiej coś atrakcyjnego. Bogata szlachcianka widziała w dzikusce z północy przedstawiciela nacji z kraju swoich przodków, kogoś dla kogo norsmeński jest językiem ojczystym a do tego posługuje się niecodziennym stylem walki jakiego ona sama nie znała a była gotowa się nauczyć. Czyli walki dwiema broniami naraz. Norma zaś widziała we Froyi jarla czyli wodza. Konna bezkompromisowa wojowniczka przed jaką wszyscy w okolicy czuli respekt jak nie dla jej pieniędzy, pozycji i możliwości to dla zdolności wojownika i myśliwego. A do tego jeszcze uchodziła za jedną z najpiękniejszych kobiet w okolicy. Więc gdy po wiosennym przesileniu Pirora wspomniała na kolejnym zborze Normie o tym, że panna van Hansen miło ją wspomina i interesuje się jej losem, to Axe pokiwała swoją myszatą głową i obiecała udać się do rezydencji van Hansenów jak najszybciej bardzo chętnie.

Teraz gdy przyszła wiosna Norma dość często bywałą gościem Froyi. Zarówno na treningi szermierki jak i polowania. A ich znajomość wydawała się kwitnąć na całego. Z tego co przekazywała toporniczka to norsmeński Froyi robił się coraz lepszy, podobnie jak jej styl walki dwiema broniami naraz i na pokładzie okrętów. Oprócz estalijskiej kapitan de la Vegi, Norma wydawała się być jedną z niewielu osób, zwłaszcza kobiet, jakie Froya zdawała się traktować po partnersku i wyraźnie czuć respekt przed ich bojowymi umiejętnościami. Owa porażka z ręki Rose jaką poniosła podczas sławnego już pojedynku na bujającej się na wodzie platformie sprawiła, że pannie van Hansen dało to do myślenia i zaczęła treningi na pokładach statków, zresztą póki de la Vega była w mieście to zwykle na pokładzie jej “Morskiej Tygrysicy”. A gdy odpłynęła rolę jej głównej partnerki w treningach przejęła właśnie Norma. Stąd kultyści mieli często jakieś plotki o samej Froyi z tych treningów czy polowań. Sama Norma chętnie uczyła się od bogatej szlachcianki walki konnej i wielką bronią a ta sprezentowała jej nową kolczugę która była robiona specjalnie na zamówienie panny van Hansen i dla Normy właśnie. Wojowniczce bardzo ten prezent przypadł do gustu. Zaś po kilku miesiącach przebywania w mieście jej kislevski i reikspiel robiły się na tyle dobre, że coraz częściej nie potrzebowała tłumacza aby powiedzieć chociaż te najczęściej używane zdania. Zaś dla kultystów często pełniła rolę ciężkiego wsparcia gdy było to potrzebne skoro zwyczajowi wojownicy, Silny i Egon, byli obecnie wyłączeni z takich rachub póki byli zbiegami.



Lilly



Liliowłosa mutantka przybyła w dość pechowym dla siebie momencie. Przyjechała w końcu z czystej ciekawości. Nigdy wcześniej nie była w żadnym mieście i jej się chyba wydawało, że za miejskimi murami to mieszkają same piękne, pachnące i kolorowe księżniczki których była strasznie ciekawa. Gdyby przyjechała wcześniej to pewnie mimo wszystko udałoby się jakoś pokazać jej miasto w dyskretny sposób bo jej mutacje nie były widoczne na pierwszy rzut oka. Przynajmniej póki była ubrana w długą suknię do samej ziemi. Ale, że ledwo parę dni po jej przyjeździe kultyści zorganizowali ucieczkę wyroczni z miejskich lochów która spowodowała permanentną obławę w całym mieście i poza nim to ani nie bardzo było jak ją odstawić z powrotem do jaskini odmieńców z jakiej pochodziła ani jak oprowadzać ją po mieście. Wystarczyłaby rutynowa kontrola, jakiś strażnik kto zadarł by jej spódnicę i mogło to zaowocować straszą wpadką. Musiała więc się ukrywać razem z innymi w podziemnych kryjówkach mimo, że nie było jej twarzy na listach gończych.

Na Lilly, rogata, niebieskoskóra wyrocznia o niesamowitym, złotym blasku bijącym z oczu, posługująca się mocą tajemną i która wiedziała tyle skomplikowanych rzeczy zrobiła niesamowite wrażenie. Uważała ją za królowa księżniczek albo główną księżniczkę, tą najważniejszą. No i miała takie piękne rogi! Rogi u wszelkich odmieńcach zdawały się bardzo fascynować Lilly i robiły na niej wielkie wrażenie. Dało się to poznać jak opowiadała to o swoich przygodach w jaskini odmieńców lub o spotkaniach ze zwierzoludźmi w lesie to też zawsze dość wyraźnie zaznaczała jakie kto miał rogi jeśli już je miał. A wśród zboru Starszego jedyne rogi należały do Mergi i to były wielkie i zdaniem Lilly bardzo piękne, władcze i pociągające.

Wśród kultystów Lilly chyba najbardziej dogadywała się z Łasicą. Traktowała ją jak opiekuńczą, starszą siostrę na jakiej może polegać przy zwiedzaniu miasta. No i to właśnie ona okazała jej pierwsza przyjazną twarz po przybyciu do miasta gdy spędziły ze sobą wolny od pracy Łasicy Festag. Który był ostatnim przed ucieczką z lochów i całą obławą. Później gdy doszła Burgund która najczęściej i tak była w duecie z drugą łotrzycą to także i z nią no a ostatnio z Pirorą. Gdy obława zelżała na tyle, że można było ryzykować przemycenie mutantki do kamienicy van Dake lub skorzystać z podziemnego przejścia kanałami. Chociaż Lilly wolała tą pierwszą metodę choćby dlatego, że mogła wówczas oglądać miasto które ją tak fascynowało. Wciąż wydawała się być nieco naiwna w swoich wyobrażeniach na ten temat. Ale miała na tyle przytomności umysłu aby zdać się na tutejszych kultystów którzy mieszkali tu dłużej.



Gretchen



Druga z mutantek zboru Starszego, zwana często Myszką i to do niej pasowało. Była cicha, spokojna i nie lubiła się rzucać w oczy. Chętnie zajmowała się przygotowywaniem posiłków w podziemnej kryjówce co zwykle robiła z Lilly. Ale w przeciwieństwie do niej wcale nie miała parcia na wychodzenie “na miasto”. Panicznie bała się, że łowcy a zwłaszcza owa blondwłosa łowczyni z wielkim młotem mogłaby ją odnaleźć ponownie. Albo, że znów mogłaby trafić do tych strasznych lochów gdzie robiono jej straszne rzeczy. Też miło odnosiła się zwłaszcza do Łasicy która w tamtych ciężkich dniach wydawała się jedyną przyjazną i uśmiechniętą do niej twarzą. Ale nie miała takiego rozrywkowego charakteru jak ona albo choćby Lilly. Ponieważ najczęściej przebywały we dwie a panowie niezbyt zwracali na nie uwagę to siłą rzeczy obie mutanki zaprzyjaźniły się.

Do pewnego stopnia Gretchen stała się odpowiednikiem Kurta na “Adele”. Tyle, że w nowych, podziemnych kryjówkach. Najczęściej była na miejscu i pełniła rolę gospodyni. Można było jej przekazać wiadomość dla tych co akurat nie było a mieli przyjść później. Nie wydawała się sprzyjać żadnemu konkretnemu patronowi i raczej czuła się po prostu członkiem tej tajnej społeczności jaka ją przyjęła i pozwalała przetrwać w ukryciu więc odwdzięczała się utrzymaniem tego podziemnego gospodarstwa jak mogła.



Froya van Hansen



Blondwłosa szlachcianka nadal uchodziła za jedną z najpiękniejszych kobiet w okolicy. A, że wciąż nie była zamężna ani nawet zaręczona stanowiła łakomy kąsek nie tylko dla kawalerów z dobrymi nazwiskami ale przede wszystkim dla rodziców którzy chcieliby wejść w koligację z jednym z najznamienitszych rodów w mieście. Co sprawiało, że próg wejścia dla takich młodzieńców był dość wyśrubowany już sam w sobie nawet gdyby panna van Hansen zachowywała się jak większość jej rówieśniczek z dobrych domów. No ale ją interesowały zajęcia jakimi zwykle zajmowali się młodzieńcy i mężczyźni. Szermierka, pojedynki, polowania, nawet na taką najbardziej niebezpieczną zdobycz. A w siodle to podobno trudno było komuś iść z nią w konkury. Jeszcze bale a zwłaszcza tańce jakie lubiła dawały nadzieję, jej rodzicom, że kiedyś będzie taka jak inne dziewczęta. Bo ich córka uwielbiała bawić się i tańczyć a podczas balów prawie nie schodziła z parkietów bo mało który z kawalerów nie chciał chociaż raz zatańczyć z panną van Hansen. A to była jedna z niewielu okazji gdy można było z nią pobyć blisko i sam na sam, chociaż na środku sali tanecznej.

Froya dalej pozostawała pięknością o nienagannych manierach i ekscentrycznych jak na kobietę zainteresowaniach. Póki estalijska kapitan była w mieście traktowały się po partnersku i przyjacielsku. Co mogło dziwić kogoś kto był na ostatnim, zimowym kuligu świadkiem ich zażartego pojedynku. Obie panie jednak znalazły w tej drugiej siostrzaną duszę. Froya podarowała Rose wspaniałego rumaka, zapewne aby ta mogła poćwiczyć swoje umiejętności jeździeckie. Później kapitan nie mogąc go ze sobą zabrać w rejs zostawiła go w swojej nowo zakupionej posiadłości. Sama zaś zrewanżowała się swojej blond przyjaciółce wspaniałym i bogato zdobionym rapierem. A dziedziczka fan Hansenów była zachwycona takim prezentem. Po tym jak kapitan de la Vega opuściła Neus Emskrank a była już wiosna, milady chętnie oddała się przyjemności polowań i szermierki. Ale organizowała też własne bale albo była znamienitym gościem u innych szlachetnie urodzonych. Co się u niej dzieje to kultyści do pewnego stopnia wiedzieli dzięki kontaktom Froyi z Pirorą i Normą. Często niezależnie od siebie.

Podczas spotkań na balach, ucztach czy koncertach Pirora miała okazje przekonać się, że Froya nie pojawia się na każdej z nich. Chyba, że coś było co ją interesowało. A jak już była to wydawała się wiele osób onieśmielać swoim splendorem i pozycją. Pod względem sprawności łowieckiej należała do czołówki myśliwych wśród szlachetnie urodzonych do tego stopnia, że mało który był w stanie jej czymś zaimponować i ona mało którego traktowała w tej materii jak równego sobie. A to chyba było jedno z podstawowych kryteriów wedle jakich oceniała mężczyzn. Sprawność w boju, sprawność w siodle, sprawność w tańcu. I jak do tej pory nie trafił się żaden który sprostałby tym wymaganiom w sposób ją satysfakcjonujący. Dla kobiet nie była tak wymagająca ale też miały zwykle niewiele wspólnych tematów do rozmów. Tradycyjne kobiece zajęcia i rozrywki były dla panny van Hansen zwykle mało interesujące a one mogły się jedynie uprzejmie uśmiechać gdy ona zaczynała mówić o ostatnim polowaniu albo jakimś triku jakiego nauczyła się podczas lekcji szermierki. Jedynie w sprawach tańca, sukni, muzyki, balów i alkowy wydawała się żywić podobne zainteresowania co większość jej koleżanek.

Po ostatnim, zimowym kuligu Pirora widywała się z nią częściej niż wcześniej ale też pod względem charakteru i wpływu na nią wydawała się równie łatwa podatna na wszelkie sugestie i manipulacje jak Dirk Lange. Czyli prawie w ogóle. Niemniej nowy loszek w piwnicach Bursztynowej 17 i stare koleżanki w roli nowych kochanek przypadł jej do gustu. Z powodu swojego dominującego, dumnego i niezależnego charakteru wydawała się idealna dla tych co miały uległe upodobania i lubiły być zależne od woli partnera. Zwłaszcza jak to była jedna z najpiękniejszych kobiet w mieście.



Kamila van Zee



Młoda, córka kapitana portu w Neus Emskrank, o nietypowo ciemnej karnacji, rzadko spotykanej w Imperium przeżywała wiosną ciężkie chwile. Głównie z powodu rozstania z Rose de la Vega jaka opuściła wiosną port na pokładzie swojej “Morskiej Tygrysicy”. Gdy się ją znało prywatnie było jasne, że młoda szlachcianka zadurzyła się w pięknej i dzielnej pani kapitan po uszy. Ale nawet jak ktoś z towarzystwa nie znał jej tak dobrze to pewnie mógł się zastanawiać co je obie łączy. Bo Kamila traktowała Rose jak jakąś uwielbianą przez siebie divę której była najgoretszą wielbicielką. Była gotowa spełniać każde jej życzenia. A gdy pani kapitan to odkryła miała z tego mnóstwo frajdy i satysfakcji. Jak zresztą Kamila także.

W końcu jednak estalijska oficer odpłynęła z miasta wracając na morski szlak. Zaś panna van Zee pogrążyła się w czarnej rozpaczy. Zachowywała się jakby umarł jej ktoś bliski i była w głębokiej żałobie. Schudła, kiepsko sypiała, miała spuchnięte od łez oczy i pisała emocjonalne wiersze o straconej miłości. Jej ojciec kilka razy wzywał doktora martwiąc się o jej stan i nie do końca chyba zdając sobie sprawy co go wywołało. Przełom nastąpił z miesiąc później dzięki Nije która trochę chciała pomóc patronce i gospodyni zarówno kółka poetyckiego jak i teatru a trochę już ją chyba to wszystko irytowało. Podsunęła jednak ciemnoskórej szlachciance myśl, że przecież jak jesienią Rose wróci to pewnie by się ucieszyła gdyby mogła obejrzeć jakąś sztukę o sobie w tym nowym teatrze.

Kamila szybko podchwyciła ten pomysł i teraz pracowała na pełnych obrotach. Prawie z dnia na dzień z pogrążonej w żałobie kochanki stała się dorosłą, zaradną i pomysłową organizatorką jaka była zdolna pokonać wszelkie przeszkody aby otworzyć teatr na czas. No i napisać tą sztukę. Chociaż prawie od początku trwały w klubie poetyckim w bibliotece van Zee dysputy nad jakimiś fragmentami tej tworzonej sztuki no i kto by mógł obsadzić główną, kobiecą rolę w tej sztuce czyli zagrać samą dzielną kapitan. Sporo koleżanek doradzało Nije. Była chyba w ich gronie a nawet w artystycznej bohemie miasta jedną z najbardziej uzdolnionych poetek, minstrelek i aktorek. Wybór wydawał się oczywisty. Ale Kamila kręciła swoim ładnym noskiem. Do obsadzenia roli pani kapitan chciała kogoś wyjątkowego. Chociaż pewnie gdyby się nie znalazło to wzięłaby Nije. Simonsberg poczuła się tym nieco urażona, że jej koleżanka nie uznaje jej za wystarczająco dobrą do tej roli. Ale gdy chodziło o cokolwiek związanego z Rose de la Vega to Kamila nie uznawała kompromisów i wszelki atak na nią traktowała jak osobisty afront. Bo poza tym to przecież była całkiem ciepła, życzliwa, wrażliwa i sympatyczna dziewczyna. Więc poetka dała sobie na razie z tym spokój. Szutka i tak była w trakcie pisania, tą karczmę w jakiej miał być teatr dopiero remontowano i nikt nie spodziewał się, że prędzej niż lato coś się ruszy. Mimo to Kamila ostatnio oświadczyła koleżankom, że zamierza wysłać do Saltburga list z informacją o tym teatrze tutaj. Tam znała parę osób osobiście a i mieli tam prawdziwy teatr i aktorów, ich przybycie na premierę w lecie albo chociaż jakiś list czy co mogłoby być świetną promocją.



Rose de la Vega



Estalijska kapitan w towarzystwie a co za tym idzie i “na mieście” zaistniała dopiero podczas zimowego kuligu zorganizowanego przez Froyę van Hansen. W końcu nie pochodziła z Neus Emskrank, nie miała tu rodziny ani silnych koligacji. Znała się głównie z ludźmi morza a na takich spotkaniach nie było ich zbyt wielu. A to jakiś kapitan, a to nawigaotr czy oficer, czasem właściciel statku czy jakiś portowy urzędnik. Takich ludzi zbyt wielu na takich uroczystościach nie było. Więc ona dla większości była nową, ładną buzią chociaż z szablą u pasa i jedyną zaproszoną kobietą w spodniach. Nawet Froya póki nie wsiadała na konia albo nie toczyła pojedynków to chodziła w spódnicy jak damie z towarzystwa wypadało. Jednak właśnie owa seria zażartych pojedynków z panną van Hansen które były tak burzliwe i wyrównane zdobyły jej popularność i uznanie. W końcu wtedy jedynie estalijska kapitan okazała się dla gospodynii godnym przeciwnikiem. A po wszystkim, co chyba zdumiewało towarzystwo jeszcze bardziej, czarnulka i blondynka zamiast się znienawidzić odkryły w sobie siostrzane dusze i zostały przyjaciółkami. Ku mniej lub bardziek urkywanej zgryzocie panny van Zee która we Froyii upatrywała chyba swoją największą konkurentkę do względów pani kapitan.

Po tamtym kuligu Rose zaistniała na salonach. Zwłaszcza, że przy każdej okazji zarówno Froya jak i Kamila zapraszały ją do siebie na bale, kuligi czy inne zabawy i zawsze traktowały jak honorowego gościa i bliską przyjaciółkę. A Estalijka z reguły się zgadzała i potem zawsze pytała Pirorę czy zeche jej towarzyszyć. Po tamtym kuligu po mieście ogarniętym obławą na zbiegów z kazamat rozeszła się plotka o kapitanie de la Vega, estalisjkim kapitanie, który utarł w pojedynku nosa napuszonej damulce jaką miała być panna van Hansen. Rose słuchała tych historyjek z niebywałym rozbawieniem i chyba była ich najwierniejszą słuchaczką i kolekcjonerką. Bo z każdym kolejnym tygodniem te wyczyny kapitana de la Vegi były coraz bardziej fantastyczne i legendarne. Pokonał smoka morskiego, w siedmiu miastach zachodniego wybrzeża był zaręczony z siedmioma najpiękniejszymi pannami w mieście, na Startossie uciekł katu spod pirackiego stryczka i tak talej i tak dalej. No i oczywiście to był Herr Kapitan a nie Frau Kapitan. Przez to, że historyjki brzmiały tak jak brzmiały i powtarzało się, to, że to estalijski kapitan a nazwisko było dość uniwersalne chyba nikt na poważnie do głowy sobie nie brał, że w oryginale mogła to być kobieta.

Zaś finansowo też było całkiem dobrze. Ryzyko zimowej wyprawy do Saltburga opłaciło się. I przez końcówkę zimy i początek wiosny kapitan de la Vega prawie zmonopolizowała rybek handlu precjozami ze srebra. Przynajmniej dopóki wiosną nie wznowiono tradycyjnych szlaków handlowych do stolicy prowincji i z powrotem. Więc po namyśle Rose kupiła sobie rezydencję pod miastem na wzór tutejszej szlachty. I osadziła tam Benonę w roli swojego przedstawiciela i majordomusa. Rudowłosa niewolnica okazała się bardzo przywiązana do swojej pani która okazała jej tyle dobroci co nikt wcześniej. W końću więc kapitan oficjalnie uwolniła swoje obie niewolnice kupione zimą na czarnym rynku. Wypłaciła pensję i spory dodate na nowy start i dała wolny wybór co chcą robić. Ale ani Ajnur ani Beno nie chciały jej opuszczać. Więc Rose zostawiła sprytną i obrotną służkę w roli swojego zarządcy i opiekuna posiadłości. Zaś Ajnur, wychowanka wschodnich stepów, w pełni odnalazła się w roli opiekunki nad Blitzem. Potężnym ogierem bojowym, prezentem od Froyi van Hansen. Przez ten czas coraz lepiej mówiła w reikspiel i chociaż wciąż był to dość prosty i zgrzebny język to już prostą komunikacją mogła posługiwać się sama. Obie byłe niewolnice zrobiły niesamowitą karierę jeśli patrzeć od bycia żywym towarem na aucki niewolników jak zaczynały w zimie pobyt w tym mieście aż do kobiet zarządzających majątkiem swojej kapitan i zatrudniających kolejne osoby do jej świty. No i z utęsknieniem czekając na powrót swojej pani. Miała wrócić jesienią. Ale morze bywało kapryśne i okrutne więc nie było to takie oczywiste.



Grubsonowie



Tak zwykle nazywano w zborze Starszego trójkę kultystów z innego zboru. Od ich przywódcy, Huberta Grubsona. Okazało się, że kolega po fachu Versany i jej partner w interesach uzupełniania garderoby teatralnej też jest kultystą. I to kultystą tego samego hedonistycznego patrona co ona. Chociaż gruby kupiec, wydawał się kompletnie nie pasować do stereotypu amanta i kochanka. A jednak. A jednak okazało się, że ma całkiem nieźle zorganizowaną sieć kontaktów i zależności. Niczym pająk siedzący w centrum sieci rozplótł swoje sieci znajomości po całym mieście. Kogo i jak znał trudno było zgadywać ale miał w tej materii sporo możliwości. Przynajmniej tak sam mówił.

Sprawa dla kultystów Starszego zaczęła się jeszcze gdy Versana zaczęła się nim interesować. Początkowo po to by zrobić mu szindel i tyle. Potem jednak włączyła w to Łasicę i ta włamała się do gabinetu kupca. Tam we dwie skradły mu listy które potem Versana przekazała Pirorze niejako też przekazując jej pałeczkę w tej sprawie. Pirora też początkowo chciała tylko pieniędzy od grubego kupca jakie miał jej przesłać za kompromitujące listy skradzione z jego gabinetu. I właściwie trochę pośrednio, przez znajomość z krawcową z jego sklepu, Oksaną a trochę przez zew sióstr jaki potrafiła skumulować Merga wyszło szydło z worka. Czyli, że cała trójka kochanków jest wyznawcami Pana Przyjemności tak samo jak Versana czy Pirora.

Na zewnątrz szalała obława ścigająca zbiegów z miejskich lochów i skutecznie paraliżująca w zarodku wiele zamiarów kultystów jak i reszty miasta. W takich okolicznościach doszło do spotkania Grubsona, Starszego i Mergi. O czym rozmawiali nie wiadomo. Reszta kultystów poznała tylko wyniki tych rozmów. Nominalnie Grubson uznał zwierzchność Mergi nad sobą bo rogata wiedźma zrobiła na nim niesamowite wrażenie. Z całego zboru Starszego jeszcze tylko Lily wywarła podobny efekt na całej trójce. Starszego zaś uznawał za swojego równorzędnego partnera ale nie zwierzchnika. Zamaskowany lider uznał, że takie coś jest do przyjęcia. Przy takim rozdrażnionym mrowisku w jakie zmieniło się miasto każdy sojusznik był na wagę złota. Więc nawiązali taką partnerską współpracę pod wspólną egidą rogatej wyroczni. Na łącznika wybrano Pirorę, Burgund i Łasicę bo ta trójka już i wcześniej spotykała się przynajmniej z Oksaną i miała z nią dobre relacje więc wydawały się najodpowiedniejsze do roli łączniczek pomiędzy obydwoma grupami. Poza tym i Pirora i Grubson byli związani z nowo budowanym teatrem to mieli i tak pewną nitkę drogi służbowej.

Trzecią z Grubsonow była Fabienne von Mannlieb. Młoda, czarnowłosa, bretońska żona jednego z kapitanów tego miasta. Pirora ją poznała już wcześniej jako jedną z koleżanek Kamili jaka czasami odwiedzała jej klub poetycki a była z oczywistych względów uznawana za specjalistkę od bretońskiej poezji. A w końcu właśnie bretońska poezja uchodziła za najlepszą w świecie i wzór do naśladowania no i dominowała we wszelkich pieśniach i balladach. Ale chociaż potem spotkały się przypadkiem kilka razy to panna van Dake nie zwróciła na nią większej uwagi. Ze skradzionych listów wiedziała, że młoda mężatka ma romans z grubym kupcem. Dopiero później gdy poznała się bliżej z Oksaną i Grubsonem okazało się, że cała trójka jest kultystami tego samego patrona co ona. I gdy to się wyjaśniło zyskała w Fabi przyjaciółkę, sojuszniczkę i kochankę. A teraz, jak jej prawie dwukrotnie starszy od niej mąż wrócił na morski szlak jego młoda żona zyskała więcej swobody niż miała w zimie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline