Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-04-2022, 19:58   #4
Alex Tyler
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Choć Lothor powierzchownie zdawał się nader standardowym krasnoludem, to nie do końca pasował do tego obrazka. Tak to już poszło w jego życiu, że przekleństwem bądź niepojętym wyrokiem Toraga stanowił materiał jedynie na przeciętnego rzemieślnika w kowalskim i płatnerskim fachu, co stanowiło o wiele za mało dla jego ojca Mordreda i całego klanu Dwóch Kowadeł, pielęgnującego od mileniów tradycje obróbki metalu w słynącym z tego zajęcia na całe Góry Pięciu Królów mieście Kovlar. Taka pozycja wiązała się z olbrzymią odpowiedzialnością, dlatego by ratować reputację i honor przodków, patron rodziny bez cienia skrupułów odesłał swego najstarszego syna do kopalń. Gdzie załatwił mu zatrudnienie w roli zwykłego górnika. Jak rzekł: „Skoro nie umiesz należycie pracować nad materiałem, to będziesz go wydobywać”. Była to de facto degradacja i zarazem sposób na powiedzenie potomkowi, że nie będzie kontynuował rodowego dziedzictwa. Stanowiło to coś, z czym wielu krasnoludów nigdy by się nie pogodziło. Lecz nie on. Lothor przyjął swój wyrok z niespodziewaną pokorą, nie czyniąc wyrzutów klanowi ni bóstwu rzemiosła za swój ciężki los. Na dodatek pracował bardzo ciężko, by dowieść, że jest wartościowym przedstawicielem brodatego ludu. Mimo że również praca oskardem i kilofem nie stanowiła jego powołania, które to zdołał odkryć dopiero lata później. Pewnego dnia niespodziewany atak orków z Mrocznych Ziem zastał go osamotnionego na jednym z wydobywczych stanowisk. Brodacz wykorzystał wtedy znajomość ciasnych tuneli oraz wrodzoną krzepę i roztropność, co sprawiło, że zdołał powalić kilkoro wrogów i zatrzymać natarcie do czasu, aż przybyła zbrojna odsiecz. Dzięki temu aktowi męstwa i waleczności zyskał pewną sławę, a zarazem propozycję, by dołączyć do grona wojowników broniących twierdzy. Z której to skwapliwie skorzystał. Kolejne lata spędzone na tępieniu tunelowego plugastwa pozwoliły mu rozwinąć umiejętności bojowe i zapoznać się z licznymi zagrożeniami czyhającymi w podziemiach na krasnoludzkie miasta. Jednak z biegiem czasu długie patrole i sporadyczne potyczki zaczęły stawać się dlań nużącą rutyną. Dawały też niewielką szansę na awans społeczny i dostatek. To wtedy Lothor zaczynał powoli dostrzegać, że nie wszystkie cnoty pielęgnowane przez jego lud dostatecznie wynagradzają ponoszone ofiary, co w jego oczach umniejszało sens ich praktykowania. Między innymi z tego powodu podjął on dość brawurową decyzję i porzucił góry, które od kilkudziesięciu lat były mu domem. Na szczęście Avistan okazał się miejscem, gdzie istoty z jego uzdolnieniami i podejściem do życia nie musiały martwić się o zajęcie i objętość mieszka. Krasnolud był twardy, lecz zarazem sprężysty jak dobra stal. Imał się różnych zajęć, od zwykłej służby najemniczej i awanturnictwa, po grabież, rekiet i płatne zabójstwa. Liczyła się głównie stawka, choć wojak posiadał sporo zasad, które stanowiły bardziej jego prywatny kodeks, aniżeli jakiś odgórny zbiór przykazań. Na przykład nie brał robót, które wymagały stosowania przemocy wobec bezbronnych kobiet i dzieci. W każdym razie były to głównie przelotne zlecenia, bowiem od momentu opuszczenia Gór Pięciu Królów mężczyzna nie zagrzał nigdzie miejsca. Wiecznie ciągnęło go do przygód i nowych wyzwań. Tak też tułał się tak parę lat po kontynencie, aż pewnego dnia nogi poniosły go do Trunau.


Krasnolud nadszedł od północy, od Głównej Bramy. Szedł pieszo. Było późne popołudnie, lecz kramy powroźników i rymarzy nie były jeszcze zamknięte. Kiedy skończył już przeklinać na jakieś żetony i natrętnych strażników, pozwolił sobie ocenić fachowym okiem ostrokół i konstrukcję twierdzy Belkzen. Miejsce wyglądało na dobrze przygotowane do obrony, choć zewnętrzny drewniany mur nie dawał takiego poczucia bezpieczeństwa dziecku gór. Zdecydowanie wolał solidną, kamienną zabudowę. Wytrzymalszą i odporną na ogień. Ta chroniła dwa wewnętrzne pierścienie osady. Co musiał przyznać, było pragmatyczną decyzją, biorąc pod uwagę dostępność surowca i sytuację panującą w regionie. Niestety sama kamieniarka pozostawiała jego zdaniem sporo do życzenia. Zdecydowanie zabarkowało tu krasnoludzkiej ręki i technologii.

Brodacz zatrzymał się w karczmie na "Na Zabójczej Ziemi", lubił takie mordownie. Sama jego postura zawdzięczała mu w nich nietykalność. Poza tym pozostałe przybytki chronił jedynie ostrokół, któremu mimo dość solidnego wykonania nie ufał. Nawet na tamtejszej klienteli spod ciemnej gwiazdy jego persona zrobiła pewne wrażenie. Wzrost jego wynosił ponad cztery i pół stopy, skóra ogorzała była od palącego słońca, włos miał gęsty, koloru głębokiego karminu, a tęczówki oczu wpadały w ciemny fiolet. Sylwetkę posiadał godną wielkiego mocarza, niemal posągową pomijając wydatne brzuszysko, w barach był szeroki bez mała jak wysoki, zaś potężnie zbudowane ręce i nogi zdobiły grube węzły mięśni. Ledwo mieścił się w progu. Rzadko widywało się kogoś tak krzepkiego. Do jego znaków szczególnych można było zaliczyć: odgryziony mały palec u lewej dłoni, postrzępione prawe ucho, opaskę na lewym oku przesłaniająca ziejący pustką oczodół, szeroki, wielokrotnie połamany nos oraz złote kolczyki zdobiące uszy, brwi i nos. Miał też skrzętnie ukryte pod rękawicą białawe znamię we wnętrzu prawej dłoni, niejako przypominające zakutego w stal męża dzierżącego wielki miecz. Rynsztunek krasnoluda składał się na dwuręczny młot bojowy, pokaźnych rozmiarów kuszę, dwa toporki do rzucania, bolas oraz nóż. Nie był to jednak nożyk śniadaniowy a solidnych rozmiarów zabójcza broń wykonana w krasnoludzkim stylu, osadzona w kunsztownej pochwie ozdobionej symbolem dwóch kowadeł. Ciało Lothora było przeorane niezliczonymi bliznami wszelkiej proweniencji, od śladów ugryzień przez poparzenia do szram, które są zazwyczaj wynikiem potyczek bronią białą. Widać było, że jest weteranem wielu bitew i niejedno przeszedł. Ponadto większość powierzchni jego skóry zdobiły zmyślne tatuaże, które wyjść mogły jedynie spod rąk krasnoludzkiego artysty. Długą za pas brodę nosił spiętą złotą klamrą, wąsy zaplótł w dwa grube warkocze, włosy zaś upiął w koński ogon. Na ubiór składała mu się dość elegancka, acz znoszona fioletowa peleryna, narzucona na ramiona skóra białego wilka, powgniatany hełm z wykręconymi rogami (z czego jeden był w połowie ułamany), czerwony kilt i wciśnięty na pozbawiony rękawów kolet kolczy kaftan z porządnej stali. Do tego na stopy wzuł solidne, mocno zużyte przez wiele gościńców podkute buty o metalowych czubach, zaś bicepsy ozdobił złotymi obręczami torque. Dłonie okrywały mu skórzane rękawiczki bez palców pokryte kolczą plecionką, szyję zaś zdobił ledwie widoczny naszyjnik z nanizanymi nań kłami. Rzeczy osobiste nosił w przewieszanej przez ramię torbie podróżnej, do której doczepiony był stary, posrebrzany kufel. Nagroda otrzymana za wygraną w pijackim turnieju grabieżczego plemienia Kellidów.




Powolnym krokiem podszedł do szynku i przemówił we wspólnym z twardym charczącym akcentem. Zamówił mocny alkohol i izbę na noc.


Wieczorem krasnolud z ciekawości stawił się przed amfiteatrem, by świadkować jakiejś lokalnej tradycji. Doceniał hart i twardy charakter miejscowych, a jako przedstawiciel dość izolacjonistycznej rasy do pewnego stopnia rozumiał również ich nieufność wobec obcych. Jednak do tej pory zdążył już parokrotnie przeklinać na nagabywanie o okazanie miedzianego żetonu. Nadgorliwość mieszkańców Trunau w rewidowaniu obcych niemal graniczyła z paranoją. Co działało mu solidnie nerwy, które ze wszech miar pragnął powściągnąć, coby nie zgruchotać paru irytujących czaszek wywołując przy tym niepotrzebny skandal. Ceremonia święcenia i wręczenia Noża Nadziei przypominała mu nieco krasnoludzką tradycję wykuwania sztyletu bądź noża dla przyszłego potomka, którym przecinano jego pępowinę, a następnie wręczano mu go gdy osiągał dorosłość. Tak samo jak inni przedstawiciele jego rasy, Lothor nosił go ciągle przy sobie, niczym cenny klejnot w misternie wykonanej pochwie.

Po nieco prymitywnej, acz budzącej respekt ceremonii, w trakcie której miał okazję zapoznać się wzrokowo z paroma miejscowymi osobistościami, udał się razem z resztą do Długiego Domu. Nie miał zamiaru ominąć dobrej okazji do konkretnej wypitki i sutej uczty. Kiedy usadowił się na jednej z ław, pozwolił sobie ocenić najbliższe otoczenie. Jak na okolicę okazało się dość barwne, aż zaczął dumać czy, znając miejscowych, nie usadzono go specjalnie w pobliżu innych nieludzi. W każdym razie dość szybko wodząc po obliczach pobliskiego towarzystwa, na myśl nasunęło mu się, iż rodzina co poniektórych miała dość egzotyczne przygody w łożnicy. Jedno najwyraźniej wychędożyło się z czartem, drugie zaś spłodziło bastarda z orkiem. Były też dwie elfie suchotnice, wiotkie niczym trzcina, choć o zaciętych wyrazach twarzy, jakby nie mogły się od tygodnia wysrać. Jedna z nich przymilała się do dandysowatego czarciego pomiotu, jakby miała chcicę. Brodacz mógłby był przysiąc, że gotowa była wskoczyć na najbliższą sztachetę, byle sobie ulżyć. Był też jeden człeczy zbrojny, który z tej hałastry wzbudził w nim najwięcej zaufania. Brodacz jednak przede wszystkim miast na rozglądaniu się po sali skupił się na nieustannym opróżnianiu i napełnianiu swego talerza oraz naczynia, co szło mu nad wyraz sprawnie. Swą wprawą mógłby wręcz wprowadzić w zakłopotanie niejednego żarłoka i pijaka. W pewnym momencie zjawił się miejscowy kapitan straży, którego zdążył spostrzec podczas ceremonii.
— Człeczyno, że wam cholernie miło, to jużem się przekonał od momentu przekroczenia tutejszej bramy — odparł z przekąsem Lothor, odrywając pokryte tłuszczem usta od baraniego udźca. — A czy ostanę, bądź pognam dalej, to się jeszcze okaże. Zależy czy macie tu jakąś robotę dla krasnoluda, który zjadł zęby na wojaczce. I czy potraficie za to należycie napełnić trzos.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 30-04-2022 o 20:11.
Alex Tyler jest offline