Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-05-2022, 07:14   #10
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację

Walka

Płomienie zasyczały i zabulgotały. Podsycony przez latającego, spowitego płomieniami gagatka, ogień rozprzestrzenił się poza drzwi, z wolna ciągnąc w stronę mównicy i część płomieni rozlała się już po podeście.Kolejność zdarzeń nieco zaskakiwała, bo - przynajmniej w doświadczeniach panny Bonheur - gdy już dochodziło do pożaru, to zazwyczaj kończył on spotkania towarzyskie, a nie rozpoczynał, no ale cóż... Płomienna atmosfera nie utrzymała Kateriny za długo w szponach zaskoczenia, a już na pewno o wiele krócej niż większość obecnych.

- Hej, panie władzo - krzyknęła w stronę strażnika na lewo z tym swoim charakterystycznym galtańskim akcentem, zmiękczającym “r”. - Organizujcie gaszenie pożaru, a nie stoicie tylko.

Katerina odwróciła się w stronę mieszczan tuż za nią, dalej zamrożonych w miejscu nagłym zwrotem akcji.

- A wy... Hej, wy! - Bonheur strzeliła palcami, próbując zwrócić na siebie ich uwagę. - Zmykajcie.

Pomocnym gestem drugiej dłoni wskazała drzwi do głównej hali.

Gobelin ściągnął z pleców mandolinę i zaczął w kółko grać prostą melodyjkę, chcąc schłodzić płomienie, szybko zorientował się, że ogień jest jeszcze poza zasięgiem jego sztuczek.
To jakieś latający chochlik płomieenia to zrobił! Wy pomuszcie ludzioom ja spróbuje zdusić płomień -Krzyknął następnie spiął Reksia gigantyczny szczur ruszył w kierunku płomieni Gobelin szykował zaklęcie gdy tylko płomienie znajdą się w zasięgu jego magii. Może i rozsądniej byłoby pomóc w ewakuacji, ale zielony bard nie sądził, że spanikowani bladzi będą chcieli go słuchać, wolał się zająć pożarem i istotką, która go wywołała. Płomienie miały w sobie coś pociągającego, Gobelin mimo starań wciąż podzielał fascynacje swej rasy wobec destrukcji.- DO WYJŚCIA!! - Joresk ryknął potężnym głosem, przesadzając ławki i kierując się do zastygłych w przerażeniu osób bliżej mównicy. Tych, których nie otrzeźwił krzyk, łapał za ramiona i odpychał w stronę drzwi.

Valenae znajdowała się na samym brzegu ławki dosłownie tuż przy głównej nawie pomiędzy wszystkimi ławkami. Pożar, a tym bardziej nie powstały naturalnie był zaskoczeniem dla wszystkich. Nie miała żadnych pomocnych w tej sytuacji umiejętności, więc postanowiła pomóc jak tylko potrafiła.
Wiedziała, że część ludzi w podobnych nagłych sytuacjach zamiera w bezradności. Wystarczy wtedy dowolny impuls, żeby wyrwać ich ze stuporu. Wybiegła na środek ławy, by zabezpieczać ewakuację.
Dalej ruszać się o prościutko do wyjścia. Tylko szybko. Przedstawienie się skończyło. - krzyknęła na całe gardło.
Wug rozejrzał się zdziwiony gdy nikt nie ruszył w stronę małego diabła. Następnie Ork wręcz się uśmiechnął gdy dostrzegł, że “Śmiałkowie” zajmują się nawoływaniem ludzin do “wyjścia”. Krzyknął:
- Więcej chwały dla Wuga szykuj się diable!

Z odmalowanym na twarzy wyrazem znużenia i zaledwie jednym uchem Lavena wysłuchała przemowy Ficka. „Dopuścili do głosu jakieś nieokrzesane i bełkoczące stworzenie… to w końcu ratusz, czy cyrk? Ech, prowincja jak się patrzy...” pomyślała. Kiedy zapłonął ogień, gotowa była uwierzyć, że to dalsza część żałosnego przedstawienia.
— Gorącu tu, czy to tylko ja? — zapytała półżartem, jakby nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji.
Kiedy tylko wybuchła panika, postanowiła wydostać się spomiędzy ław. Z niesmakiem i drażliwymi syknięciami znosiła przepychających się w jej pobliżu ludzi.
— Nie dotykaj mnie brudasie! — uniosła się teatralnie, gdy brutalnie otarł się o nią jakiś zdjęty strachem cudzoziemiec.

Gobelin i jego pies dziarsko wyskoczyli z ławki i przeskoczyli między nogami Valenae, wypadając na korytarz pośrodku. Dalej pobiegł w stronę płomieni, zatrzymując się przed samym pożarem.Tymczasem Godo i zamaskowany goblin ruszyli w stronę południowej bramy, zostawiając Ficka jego losowi. Ten zaś całkiem zbaraniał: wrzeszczał i miotał się, jakby płomienie już go dosięgnęły.

Paru mieszkańców, których nie ogarnęła panika, pobiegło w stronę południowego wyjścia.Po słowach Kateriny, dwóch mieszczan zreflektowało się i przestało wrzeszczeć. Po ponagleniach muszkieterki, wypadli z ławy i ruszyli w stronę wyjścia.Do ratowania dołączyła się także Valenae. Tymczasem, płonący chochlik zatrzepotał małymi skrzydełkami i wypadł z ognia. Rechocząc jak opętany, zwymiotował na biurko gorącym popiołem i rozgrzanymi do czerwoności węgielkami. Biurko natychmiast stanęło w płomieniach, co skwitowały okrzyki radości płonącego chochlika.Paladyn wypadł z ławy i zaczął krzyczeć do kolejnych dwóch. Tamci skwapliwie wykorzystali rady Joreska i wzięli nogi za pas. On sam przemieścił się nieco bliżej pożaru.Wug także wypadł z ławy, przepychając się w stronę środkowego korytarza. Kiedy tylko wybiegł, dobył miecza, a żelazo sporej wielkości półtoraka zgrzytnęło w pochwie.Lavena także pospieszyła i czym prędzej wybiegła z ławy na wschód.Członkowie rady - w tym Gardania - widząc, co się dzieje, przeskoczyli płonący już od zachodniej strony stół. Wyglądało na to, że przewodnicząca rady zamierzała zorganizować pomoc dla tych ze wschodniego skrzydła, bo krzyczała do strażnika i pozostałych członków rady, co mają robić.

Nagle, północne drzwi eksplodowały, a ogień rozlał się także i na północy. Z płomieni wychynęła kolejna istota, nieco mniejsza od tej na północnym zachodzie pomieszczenia. Ten, w przeciwieństwie do żywego płomienia, jakim był tamten, zdawał się być w części ulepiony z magmy. Przeleciał paręnaście stóp, szukając czegoś, co można podpalić.Tymczasem drewniana podłoga sali Zewu Śmiałków paliła się, niby wiecheć słomy. Płomienie, podsycane przez dwa chochliki, szybko pochłaniały kolejne milimetry. Rozpalony przez płomiennego diablika ogień na biurku z wolna bulgotał i trawił stół.

Płomienie podeszły blisko Gobelina, a on i Reksio poczuli smród palonego drewna i tchnienie żaru. Byli niebezpiecznie blisko ognia.- Ratujcie ludzi! - Katerina wydarła się w sumie do nikogo konkretnego, wzrok wbijając w kolejnego ognistego przybysza. Sama wystrzeliła przed siebie jak z procy, sięgając po rapier przy pasie i, dopadając ostatniego stopnia na podest, susem władowała się na stół, stając twarzą w twarz z chochlikiem, czortem, czy czym tam magmowa bestia była.

Gobelin lubił ludziakowate meble i budowle ratusz był bardzo ładny i bard nie chciał, żeby budynek spłonął zaczął więc grać na mandolinie prostą melodię, aby zdusić nieco ogień dodając do melodii równie prostą rymowanką:

Ogień Buch
Lecz ja Zuch
Zrobię Dmuch
I już znikł

Niestety były to pobożne życzenia bo ledwo co lekko przygasił płomienie

Nie czuł się gotowy do walki, z ognistymi stworkami to było dobre dla Łamignata cze długołuchej łuczniczki! Widział jednak panikę mieszczan oraz Goda bardziej zależało mu na ocaleniu budynku ale nie mógł zostawić pobratymca w potrzebie, odezwał się w nim goblini instynkt stadny zaczął grać więc skocznego begina:


Nie bujta sięGodo!
Nie Bujta się Mieszczany
Spokojnie idźta do wyjścia
Mocium Panny, Mocium Panny
Nie dajcie wrogom satysfakcjiiii
Widzieć waszego strachu
Wy lećzta na zewnątrz
My tu się rozprawim z chochlim płomieniem i ogień ugasim
Co poznacie po zapachu!

Joresk dobył trzymanego dotąd na plecach faucharda i z bojowym okrzykiem zamachnął się na chochlika.Półelfka postanowiła przyjrzeć się dokładniej osobliwym istotom, które odpowiadały za całe zamieszanie. Kierowana niepohamowaną ciekawością zbliżyła się bardziej do źródła zamieszania, by lepiej ocenić sytuację i przygotować na ewentualny rozwój wypadków. W zasadzie mogła się wycofać, ale nie zamierzała przepychać się do drzwi wyjściowych ze spanikowanym motłochem. Korzystała więc z chwili.

- Wiadra z wodą i ustawcie się tak by je sobie podawać. - powiedział Wug do mijających go członków rady. Widział kiedyś pożar w wiosce z oddali, który sam zresztą wywołał i bladzi właśnie tak go gasili. Sam chwilę później wpadł w szał i zaszarżował na przeciwnika.
- Wug połamie ci kości jeśli jakieś masz! - wrzeszczał trzymając miecz oburącz w dłoni.


Valenae czuła się bezradna w zaistniałej sytuacji. Nie znała się dobrze czy właściwie jest ten stwór jedna zakładała że jako istota ogniowa będzie odporna praktycznie na wszystko. Strzał z łuku nie wchodził w grę gdyż jak przypuszczała strzała spłonie zanim dojdzie do celu. Kątem oka zauważyła, że ktoś rzucił się do ataku w kierunku płonącej istoty.
Postanowiła wykorzystać sytuację póki będzie chwilowe zamieszanie. Lewe skrzydło już prawie opustoszało, natomiast na prawym skrzydle w ławkach było jeszcze pełno ludzi. Wiedziała, że często potrzebny jest tylko impuls lub ktoś, kto poprowadzi do wyjścia.
Ludzie nie stać mi tu i nie gapić się. To nie jest przedstawienie. Kto chce żyć niech ucieka do wyjścia. - krzyknęła najgłośniej jak potrafiła.

Jestem jak najbardziej za.Gobelin brzdęknął na swojej lirze, a jej dźwięk zainspirował wszystkich wokół. Katerina, Joresk, Wug i Valenae poczuli, jak magia barda przenika powietrze, a oni sami poczuli, jak ich ruchy stają się bardziej skoordynowane. Głos liry utonął jednak w zgiełku dla Laveny, która była zbyt daleko od goblińskiego barda.Paru mieszczan przecisnęło się przez wyjście, ławy na zachodzie miarowo pustoszały. Strażnicy, zmotywowani przez ponaglenia radnych, wzięli się do roboty i także zaczęli ratować tych, których mogli.Katerina podbiegła, wskoczyła na stół i wyszarpnęła rapier zza pasa.Valenae tymczasem pomagała w odprowadzeniu ogłupiałych z paniki obecnych w sali ludzi z miasta. Dzięki niej, jakiś brodaty mężczyzna i starsza kobieta ruszyli w stronę wyjśćia. Mefit ognia, na którego już zamierzał się Joresk, nagle zrobił parę gestów i wysyczał dziwne słowa. Błysnęło, a paladyn poczuł ból. Poczuł się nieco ogłuszony, ale natychmiast otrząsnął się z wrażenia.Paladyn odwdzięczył się mefitowi, spoglądając na niego wyjątkowo przerażającym wzrokiem. Uśmieszek zrzedł na twarzy mefita, a on sam strachliwie zatrzepotał skrzydełkami. Następnie, Joresk wyszarpnął fauchard i dźgnął nim, ale mały drań wymykał się spod ostrza.Wug wrzasnął, wpadając w szał barbarzyńcy. Trzymając w wielgachnych łapach półtorak, zaszarżował i zamachnął się swoim mieczem. Płonący chochlik jednak uchylił się przed ostrzem orka.Lavena spojrzała na dziwne stwory, próbując przypomnieć sobie, czy widziała już podobne. Rozpoznała je stwory jako mefity ognia, stwory elementalne, które magowie mogli przywołać z odpowiedniego planu. Bezmyślne i złośliwe, stwory te potrafiły leczyć się płomieniami, były odporne na krwawienie, ogień, paraliż, truciznę i zaklęcia snu, a także posiadały wrażliwość na zimno. Potrafiły też rzygać ogniem, co już zademonstrowały podczas walki.

Następnie pomaszerowała na północ i przystanęła. Półelfka skoncentrowała się, wyczekując odpowiedniego momentu.Greta Gardania i reszta członków rady uwijała się naprędce, wyszarpując kolejnych skonfudowanych mieszczan z ław i odsyłając ich w stronę drzwi wyjściowych. Na sugestię Wuga, żeby skombinować wiadra i wodę, paru ludzi zaczęło się skrzykiwać i wypadło na zewnątrz, obiecując, że niedługo wrócą.Sam barbarzyńca zbliżył się zanadto do płomieni. Wzmagający się żar osmalił brwi barbarzyńcy.

Mefit ognia, ten bardziej magmowy niż płomienny, zdawał się być niezadowolony z obecności muszkieterki. Zasyczał przeciągle, wciągnął powietrze i plunął na nią wiązką ognia. Katerina jednak uchyliła się, o milimetry omijając płomienie buchające z paszczy mefita.Tymczasem pożoga w rogu pokoju rozszerzała się coraz bardziej. Gobelin, który co prawda ugasił parę stóp pożaru, czuł, że próby ugaszenia płomieni sztuczką były zbyt małe, żeby wywrzeć jakiś sensowny efekt. Ogień pożerał kolejne metry podestu i lizał już strop i rozszerzał się znacznie szybciej, żeby próbować go gasić zaklęciami niższego poziomu.

Był jeszcze inny problem: z wolna, na sklepieniu sali obrad zaczął gromadzić się czarny, gryzący dym, a podróżnicy byli w stanie odczuć, że w sali robi się coraz bardziej duszno.

Gorące powitanie, jakim uraczył Katerinę magmowy mefit, zdawało się nie wywrzeć na niej zbyt wielkiego wrażenia. Syknęła jedynie gdy żar przeleciał jej koło ucha, ale wracając z wychylonej pozycji którą przybrała przy uniku, sięgała już po lewak przy pasie. Sztylet zaraz i zakreślił esowaty kształt w powietrzu, gdy muszkieterka pozorowała uderzenie krótszym ostrzem, w rzeczywistości szykując się - niczym żmija - do nagłego ukąszenia rapierem w prawej dłoni.

Wug nie zwarzał na ogień czy zagrożenie. Chiał jak najszybciej zakoczyć walkę i popisać się swoją siłą przed ludzinami. Ogarnięty szałem widział tylko swoją ofiarę. Niczym drapieżnik podczas polowania… Ork napierał na mefita kolejnymi zamaszystymi ciosami. Uderzenia zdecydowanie stawiały siłę, brak było w tych ciosach jakiejkolwiek subtelności. Chciał zmiażdżyć małego diabła niczym robaka na swej drodze.
Dwa ataki w Mefita (przy jakim by Wug nie był) i krok tak żeby być w zwarciu a nie być przy ogniu jak się da. Lavena zaczęła trakować zamieszanie w ratuszu jako swego rodzaju przedstawienie. Spory wpływ miało na to niedawne okropne znużenie spowodowane dłużącym się oczekiwaniem przed wejściem do ratusza, nieskładna opowieść goblina Ficka oraz nagłe pobudzenie wywołane obecnością bliskiego jej pierwotnej naturze żywiołu ognia. Pólelfka za nic miała sobie powagę sytuacji, realny strach i cierpienie innych. Kto by ją znał, wiedziałby jednak, że nie było w tym zupełnie nic niecodziennego i osobliwego. Zawsze liczyła się tylko ona i jej kaprysy .

Zbliżyła się jeszcze kawałek, wybuchając przy okazji nieodpowiednim do chwili chichotem na widok psot mefitów.
— Imponująca magia… była na przecenie? — skomentowała ironicznie starania stworków.
Następnie używając eleganckich gestów i dosadnych słów rzuciła zaklęcie, które objęło strumieniem płomieni orka i człowieka, ścierających się z mieszkańcem niższych sfer. Z początku wydawałoby się, że dołączyła do napastników, jednak pomarańczowe języki ognia miast oparzyć kombatantów, przywróciło im siły witalne i dodało nieco wytrwałości.
— To powinno dodać nieco pikanterii tej żałosnej scenie… Hm, powiedziałabym: patrzcie i uczcie się! Ale niestety, tego nie możecie się nauczyć!

Joresk zamachnął się fauchardem, a potem…Valenae widząc co się dzieje i jak radzą sobie inni postanowiła kontynuować to co robiła. Wychodziła z założenia, że jeżeli coś komuś dobrze wychodzi to nie należy mu na siłę pomagać, bo można tylko uzyskać całkowicie odwrotny wynik. Tym bardziej, że nie wiele w tej walce mogła pomóc.
Jak postanowiła tak zrobiła. Nie było co się wpierdalać między wódkę, a zakąskę. Tym bardziej, gdy było jeszcze wielu postronnych ludzi do wyprowadzenia.
Elfka kontynuowała wyprowadzanie ludzi z rejonu zagrożonego ogniem i kierowała ich do wyjścia.

Gobelin bardzo żałował, że nie zna jakichś pieśni ku przywołaniu, mrozu, czystego powietrza lub wody niestety smar, który umiał stworzyć rymowanką, nic by tu nie pomógł. Bardzo mu było smutno, że ładny budynek jest niszczony płomieniem… Pokręcił głową zniechęcony, wyciągnął, procę nałożył kamień i spróbował strzelić w magmowego Mefita. Następnie odsunął się nieco w tył gdyż płomienie zaczynały być niebezpiecznie bliskie.
Gobelin dobył procę i wystrzelił pocisk prosto w płomiennego chochlika. Trafił! Złośliwy elemental zajęczał z bólu, kiedy dosięgnął go kamień. Goblin poprowadził psa, ten zaś poniósł go dalej, rad, że ucieka od płomieni.

Mieszczanie zaś uciekali szybko przez drzwi wyjściowe. Paru strażników coś krzyknęło, zdawało się, że na zewnątrz ustawiała się linia z wiadrami. Pierwsze wiadro wody zostało ustawione przy wyjściu.Katerina zaś zaatakowała mefita. Szybkie ruchy szermiercze zwiodły małego diabła, który zanurkował za oszukańczym ruchem muszkieterki. Ta wykorzystała chwilę jego słabości i zaatakowała… Jednak absolutnie rewelacyjna finta została skwitowana draśnięciem ogłupiałego mefita. Pech.Valenanae zaś, nie bacząc na walkę, wrzeszczała, gestykulowała i odsyłała ogłupiałych i otępionych dymem mieszczuchów razem z radą i strażnikami.Mefit ognia, który dotychczas unikał ataków Paladyna i Barbarzyńcy, czmychnął szybkim ruchem przed Wuga, następnie zaś wessał w siebie powietrze. Z małej paszczy skrzydlatego diablika eksplodowała feeria płomieni, która objęła Joreska i Wuga. Ci poczuli ból i odebrało im na moment dech z powodu wielkiego ognia, który wydobył z siebie mefit. Po chwili zauważyli, że… Płoną! Joresk i Wug stanęli w płomieniach!Joresk, nie bacząc na pożogę na jego zbroi, dźgnął celnie fauchardem mefita w płomieniach. Ten zawył z bólu, jednak na tym nie było końca. Paladyn odsunął broń, nabrał w płuca powietrze i ryknął potężnie. Mefit zadrżał pod wpływem straszliwego okrzyku Paladyna.

Płomienie dalej trawiły zbroję Paladyna, parząc go i sprawiając mu ból.

Wug wrzasnął opętańczo w szale i zamachnął się swoim półtoraręcznym mieczem. Ten, błyszcząc energią niebieskiego smoka, przeciął powietrze mroźnym tchnieniem. Kolosalne cięcie Barbarzyńcy przecięło małego drania w pół. Mefit, krzycząc z bólu, zgasł, a po gorejącej istocie została tylko kupka żużlu i popiołów, która potoczyła się w głąb ognia.

Członkowie rady, nie bacząc na zamieszanie przy stole, ciągle pracowali nad ewakuacją mieszczan.

Magmowy mefit zapiszczał ze złości i drapał muszkieterkę, próbując odgonić się od jej ataków. Niestety, jeden z nich dosięgnął ją: ta, próbując uchylić się przed wściekłym gradem ciosów, nagle poczuła ból na szyi. Płomienna istota sapnęła ze złości i satysfakcji, kiedy bąble oparzeń rozlały się na skórze Kateriny.

Tymczasem nieugaszony żywioł w rogu pokoju z małego ogniska przemieniał się raptownie w wielką pożogę. Ogień już nie bulgotał, ale wydawał z siebie złowieszczy pomruk, kiedy kolejne warstwy podłogi, stołu i krzesła natychmiast zajmowały się niczym kartki papieru. Czarny, gryzący dym stawał się coraz bardziej nieznośny, a śmiałkowie bliżej płomieni zaczęli kaszleć, dusząc się. Robiło się nieciekawie.

Gobelin bardzo cieszył się z udanego trafienia oraz śmierci jednego z wrednych płonących stworków od miecza jego drogiego przyjaciela łamignata ale jego serce krwawiło smutkiem…NIE! Nie może pozwolić na zniszczenie takiego pięknego dzieła architektury ludziaków! Jego artystyczny duch na to nie pozwoli! Mimo dymu sięgnął w głąb siebie do źródła inspiracji, które pozwalało mu doceniać piękno świata we wszystkich jakże różnorodnych jego aspektach i zaśpiewał:

HHHHEJ! Kolego Stary/Młody
Podaj mi tu wiadro wody!
Ej Koleżko drogi miły!
Nie szczędź mi tu potu / siły
Raz i Dwa my wspólnem siły
Piękny Ratusz ocalimy!


Jego pragnienie chronienia dzieła architektury zamanifestowało się jako niewidzialny byt, który chwycił wiadro z zamiarem ugaszenia inferno.

Po śmierci mefita magmy czarownica uznała, że zabawa się skończyła. Zwłaszcza że dobitnie poczuła drażniący dym w gardle. Dlatego pospiesznie zwilżyła chusteczkę wodą z bukłaka i trzymając ją przy twarzy postanowiła natychmiast wycofać się z zajętego ogniem pomieszczenia. Na szczęście tłuszcza zdążyła się przerzedzić do tego stopnia, by nie musiała walczyć o możliwość wyjścia z pospólstwem. I tak straciła dość czasu na czynności niegodne jej wybitnych umiejętności.

-WUG POMOŻE! - rozległ się ryk w stronę Katariny gdy Barbarzyńca zadał kolejne dwa zamaszyste ciosy.

Valenae była mocno zirytowana swoimi staraniami, żeby wyprowadzić z płonącego pomieszczenia jak największą ilość ludzi. Co by nie robić i jak nie krzyczeć góra po dwie osoby reagowały właściwie udając się w kierunku wyjścia. Reszta stoi i się gapi jak krowa w karawan. Chyba bat by się przydał, żeby pogonić skutecznie to zbiegowisko. Miała tego dosyć. Niech ludzie martwią się o siebie sami.

Miała świadomość tego, że dopóki nie pokonają ognistego stworzenia ewentualna akcja gaśnicza będzie mocno utrudniona lub wręcz niemożliwa. Tym bardziej że jeden z dwóch stworów już padł. Rozejrzała się dookoła za możliwymi opcjami. Coraz bardziej problematycznym był nie sam ogień a gęsty duszący i drażniący dym. W momencie gdy spojrzała w kierunku towarzyszy znajdujących się po lewej stronie sali zauważyła jak obok jednego z nich pojawia się chyba magicznie przywołany pomocnik z wiadrem. Pomysł pojawił się w ułamku sekundy.

Szybko przemieściła się sąsiedztwo Gobelina i jego pomocnika, zdjęła z szyi chustę, zamoczyła ją w wodzie zanim wiadro ruszyło w ruch, po czym mokrą założyła na usta i nos. Widoczność pogarszała się z każdą chwilą. Na szczęście ognisty potwór była nada dobrze widoczny. Dobyła łuku i nałożyła strzałę na cięciwę. Pomyślała sobie, że co prawda strzała jest drewniana przeciwko czemuś, co się pali, ale z tej odległości z prędkością, jaką opuści cięciwę być może zdąży trafić cel zanim się spali.

Wycelowała i czekała na dogodny moment gdy będzie miała czystą linię strzału gdyż stwór cały czas był w ruchu.

Bard grał na swojej magicznej lutni, ta zaś rozbłysła światłem, przywołując Niewidzialnego Sługę. Na pierwszy rzut oka zdało się, że zaklęcie goblina nie zmieniło nic, jednak… Po paru chwilach, niewidzialna siła uniosła wiadro na południu pomieszczenia, to zaś pofrunęło w stronę ognia.Ci, którzy jakimś cudem zostali jeszcze w sali obrad ratusza, uciekali, jednak dym stał się zbyt nieznośny. Cztery osoby, ledwo stojąc na nogach, upadły, odurzone czadem.

Tymaczasem u wyjścia w pokoju pojawiło się sześć wiader wody - zdawało się, że straż pożarna zaimprowizowana przez rozkaz Wuga działała.

Katerina chlasnęła rapierem, ostatecznie dopadając mefita, który jęknął, pchnięty ostrzem jej broni. Czuła jednak, że dym wzbiera coraz mocniej i sama czuła się, jakby miała zaraz zemdleć. Czym prędzej pobiegła na południe.Valenae tymczasem zwilżyła chustę i naprędce zawiązała ją na twarzy. Choć nie do końca rozwiązało to problemu dymu, poczuła się nieco lepiej. Następnie dobyła łuku i wystrzeliła: zadanie było co najmniej trudne, bowiem mefit walczył z Wugiem i na pole strzału podbiegła także Katerina, ale… Udało się! Strzała dosięgnęła płomiennego chochlika.

Joresk rzucił się na ziemię, próbując zgasić ogień, ale niewiele to dało. Płomienny oddech i substancja, którą splunął martwy już mefit na nich była zbyt silna i paliła się na zbroi Paladyna, raniąc go.Wug, nadal pod wpływem szału, ciął małego diablika. Potężne cięcie miecza, który zabłysnął zimnym płomieniem, dźgnęło mefita. Płomień magmowego zgasł natychmiast, pozostawając po nim tylko popioły i zwęglone pozostałości.

Lavena tymczasem wzięła nogi zapas. Po zwilżeniu wodą bukłaka podręcznej chusty, pobiegła w stronę wyjścia, nie oglądając się na coraz potężniejsze płomienie.Członkowie rady zaś, w tym Greta Gardania, ciągnęli ogłupionych przez dym, spanikowanych mieszczan, którzy dusili się w dotkniętym pożogą pomieszczeniu.

Pożoga, która trawiła krzesła, stół i wszelki sprzęt, który był w jej zasięgu, huczała, niby wielki piec, pozostawiając na swojej drodze tylko czarną, zwęgloną ścieżkę. Strop już zaczął załamywać się i spadać w co niektórych miejscach, a czarny dym wypełnił wnętrze sali obrad, niby mgła wiosenne pola. Ogień, rozpalony przez mefity, nabierał mocy, a krzyki dochodzące ze wschodniego i północnego skrzydła ratusza sugerowały, że ktoś próbował gasić pożar.

- Ludziny tam leżą trzeba pomóc! - krzyknął Ork do ogółu. - Trzeba ustawić bladych i gasić - ostatnie zdanie krzyknął do radnych. Oni są tu ważni więc sobie poradzą. Dodał im jedynie motywacji nim wrócił w ogień.

- To taki śliczniusi budynek trzeba go ratować - powtarzał co chwila jakby był w amoku Gobelin.

~

Po ugaszeniu pożaru


Linia złożona z ponad dwudziestu mieszczan, którzy zostali odratowani z sali głównej, ustawiła się zaraz przy wyjściu. Tam, każdy w pocie czoła podawał wiadro, samemu bojąc się wejść do zadymionego i buchającego pożogą wnętrza.

Wug i Joresk, kiedy tylko dopadli do wyjścia, zostali od razu oblani wodą, która ugasiła płomienie.

Barbarzyńca, Paladyn i Gobelin, nie bacząc na niebezpieczeństwo, gasili pożar. Na szczęście, znalazło się jeszcze czterech odważnych członków rady, którzy także postanowili włączyć się do akcji gaszenia ognia. Katerina i Valenae pozostawały na zewnątrz, organizując pobieranie wody przy pompach.

Kiedy pierwsze strumienie wody spadły na szalejący żywioł, ten zasyczał i buchnęła para. Miarowo, pomimo dokuczającego dymu, śmiałkowie wylewali kolejne litry wody na ogień. Gobelin na swoim psie biegał w tą i drugą stronę, nosząc kolejne wiadra, zaś Barbarzyńca i Paladyn walczyli z ogniem, pokonując kolejne metry pożogi.

W miarę ich wysiłku, pożar gasnął. Z wielkiej, huczącej pożogi stał się z powrotem pożarem w rogu sali obrad, z niego ogniskiem, a z ogniska dymiącym, letnim jeszcze, pogorzeliskiem pełnym gorącego popiołu i tlącego się jeszcze drwa.

Jak się okazało, pożar został ugaszony w miarę szybko. Co prawda ucierpiała całkiem spora część sali obrad, zaś po północno-zachodniej części została tylko kupka popiołów i zwęglonych pozostałości, to jednak ogień nie przedostał się na zewnątrz. Spalone sprzęty i drewniane ściany zdawały się jednak być tylko do wymiany: ogień rozpalony przez mefity strawił nawet najbardziej odporne drewno.

Wszędzie uniosił się ostry zapach spalenizny i wilgoci.

Podróżnicy, którzy ugasili ogień, nie byli w najlepszym zdrowiu. Wug i Joresk byli całkiem poważnie poparzeni przez mefity, zaś Gobelin i Valenae nawdychali się duszącego dymu. Katerina także została poważnie poparzona przez płomienne pazury mefita i jedyną, która wyszła z opresji niemal bez szwanku, była Lavena.

Ci, którzy mogli odejść na własnych nogach, opuścili salę rady czym prędzej. Dla pozostałej części naprędce zorganizowano niewielki szpital polowy w głównym korytarzu.

Skrzyknięto tam jakiegoś medyka, który uwijał się między kaszlącymi sylwetkami i który czasem doglądał dochodzących do świadomości nieprzytomnych. Żaden z mieszczan, na szczęście, nie został poparzony. Było jednak całkiem sporo ogłupiałych i podduszonych dymem.

Podróżnicy zauważyli, że po całym tym ambarasie na miejscu został tylko garbaty goblin Ficko, który z wymalowanym na twarzy wyrazem przerażenia dochodził do siebie. Godo i zamaskowany goblin gdzieś zniknęli.

Niedaleko niego była Greta Gardania, główna radna, która uwijała się w pracy. Wokół radnej było paru asystentów, którzy natychmiast odchodzili do swoich zajęć, kiedy tylko ta wydała im polecenie. Władczo wyglądająca kobieta wskazywała palcami na spalone części sali głównej, zapewne spisując rejestr strat. Obok niej, jakaś drobna dziewczyna żarliwie kiwała głową i zapisywała każde jej słowo w czarno oprawioną księgę.

Tu i ówdzie parę osób, które pozostało, wypytywało główną radną i wszystkich innych, cóż, na wszystkich bogów, właśnie się stało. Co prawda nie wszyscy mówili i nie wszyscy zadawali pytania, jednak napięcie co do tego, co właśnie się stało, było obecne wszędzie.

Na ten moment jednak wydawało się, że wszyscy byli zajęci naprawą i upewnieniem się, że ognia już nie ma, a pogorzelisko jest bezpieczne.


 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!

Ostatnio edytowane przez Santorine : 02-05-2022 o 09:04.
Santorine jest offline