Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-05-2022, 17:06   #13
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Zew Śmiałków okazał się być, wbrew początkowym wrażeniom Kateriny, dosyć emocjonującym zdarzeniem. Zebranie prędko przeszło od przemów i sprawozdań do płomiennych harców, gdzie pierwsze skrzypce grał duet mefitów i pożar przezeń wywołany, a kroku dotrzymywała im garść kompetentnych osobników, w skład której weszła między innymi Bonheur. Cała ekscytująca awantura przeplatana też spędzaniem spanikowanych mieszczan i poganianie ich we właściwym kierunku, niczym owieczki na wypasie. Katerina nie spędziła za dużo czasu na tej ostatniej czynności, bo gdy do sali wpadł kolejny mefit ruszyła mu na spotkanie, coby ukrócić nieco piromaniackie zapędy planarnych przybyszy. Tam już zabrylowała nieco bardziej, przynajmniej do momentu gdy szpony monstra przeorały i przyozdobiły jej szyję o bąble, a dym wdarł się do płuc i czarne plamy zaczęły tańczyć na pograniczu wizji. Szczęśliwie był przy niej Wug, samą swą obecnością testując wytrzymałość hebanowego stołu.

- Wug dokończy - sarknęła słabo, zeskakując z blatu.

Jakoś, na chwiejnych nogach, dotoczyła się do wyjścia zanim siwy dym kompletnie już wydusił z niej resztki oddechu i przytomności. Katerina nie zarejestrowała nawet pacnięcia na cztery kończyny gdy opuściła salę główną, zbyt zajęta charczeniem, pluciem i kaszleniem. Potrząsnęła i głową, odpędzając mroczki i podniosła się ociężale, zerkając na pożar. Łańcuch dostarczający wiadra działał sprawnie i muszkieterka ruszyła wzdłuż ludzkiej stonogi, łasa na zaczerpnięcie nieco świeżego powietrza. Zaczerpnęła je paroma haustami, a gdy umysł powrócił już do pracy na pełnych obrotach skierowała kroki ku ustrojstwom pompującym wodę, chcąc jakoś jeszcze pomóc w gaszeniu pożaru. Długo to nie trwało, tłum zaczął się przegrupowywać we wnętrzu śmierdzącym spalenizną i rozbito nawet polowy lazaret. Tam też powędrowała Katerina w towarzystwie Wuga, którego kojarzyła z jego chlubnej kariery jako wykidajło. Chłop rzucał się w oczy i był intrygującym osobnikiem.

- Dobra walka - przytaknęła nieco chrypiąco, krzywiąc się nieco gdy pręgi na szyi otarły się o wysoki kołnierz koszuli. - Katerina Bonheur.

Medyka, oderwanego od roboty ciężką łapą Łamacza na ramieniu, widok górującego nad nim orka wciął nieco w miejscu i szukał przez chwilę języka w gębie, co dało Katerinie okazję na słowną ripostę.

- ”Wojowników”, hm? - Zaśmiała się pod nosem. - A ja myślałam że dla ciebie i twoich pobratymców taki rapier to ledwie wykałaczka do gmerania w tych imponujących kłach.

I już, już Katerina otwierała usta żeby popędzić medyka do działania, gdy wzrok wychwycił brak jakichkolwiek działań, których można było spodziewać się w takiej sytuacji ze strony służb porządkowych. Omiotła spojrzeniem strażników jedynie przestępujących nerwowo z nogi na nogę i brak jakiejkolwiek organizacji, brak rozkazów i brak działania. I po raz kolejny w życiu zastanowiła się, jakim cudem Avistan jeszcze stał, biorąc pod uwagę nieudolność i pasywność lwiej części populacji w sytuacjach nadzwyczajnych.

- Czy ktoś widział, skąd te chochliki przyszły? - Rzuciła w sumie do wszystkich i do nikogo szczególnego. - Czy ktoś zabezpieczył pogorzelisko? Szukał poszlak?

Katerina jęknęła tylko pod nosem gdy, pożal się Calistrio, “strażnicy” zaczęli wodzić po sobie spojrzeniami, jakby żaden z nich nie wiedział za bardzo co odpowiedzieć muszkieterce. Bonheur westchnęła ciężko, zerkając przez ramię na pogorzelisko w sali głównej. “Chcesz coś zrobić dobrze, zrób to sama,” przemknęło jej przez myśl.

- Jakaś maść na oparzenia i opatrunek, dobry człowieku - zakomenderowała medykiem.

Pomieszczenia z których do sali wpadły mefity mogły oferować jakieś wyjaśnienia na nurtujące Kat pytania, ale nie ufała strażnikom i była pewna, że prędzej zadepczą ewentualne ślady jakie mogły się tam znajdować. Z drugiej jednak strony pulsująca bólem szyja musiała zostać opatrzona chociażby prowizorycznie, więc Katerina postanowiła odczekać cierpliwie, aż medyk zacznie na niej medykować. Wsłuchując się w trwającą właśnie przemowę Laveny, którą Bonheur prędko ochrzciła w myślach “Diuszesą”.
 
Aro jest offline