Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-05-2022, 06:50   #7
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
- Imię, imię ojca i do kiedy zostanie - strażnik był nastolatkiem o bujnej, rudej czuprynie.
- Hacan, z domu Mentak. Nie wiem jak długo zostanę.
Strażnik zapisał coś drobnym pismem i sięgnął po żeton.
- Co to? - zapytał Hacan.
- Każdy przyjezdny musi go nosić.
- Shirley, co ty odpierdzielasz? To Hacan. On się tu urodził. Mentak też ci nic nie mówi? - rudowłosy strażnik zebrał burę od wyraźnie starszej koleżanki. Dziewczyna miała wygolone boki głowy i szereg kolczyków w obydwu uszach. Hacan w pierwszej kolejności rozpoznał szarżę sierżanta na węzłach na lewym ramieniu. Dopiero później przypisał jej rysy do rodziny Shagrev. Sąsiadów z dzieciństwa. Była zdaje się w wieku jego brata.
- Jak Tobias Mentak? - zdawał się z pewnym opóźnieniem kojarzyć fakty rudowłosy Shirley.
- Tak kretynie, on jest swój, Hacan, możesz iść. I wiedz, że wszyscy tu wylaliśmy łzy za Tobiasa. - Kobieta ścisnęła jego ramię, a Hacan przypomniał sobie, że miała na imię Regina. Młodzieniec skinął głową.
- Tu nie trzeba łez, tu trzeba wylać krew naszych wrogów - powiedział Hacan zaciskając zęby.
Powroty do domu są zdecydowanie zbyt pozytywnie opiewane w pieśniach.

***


Nie było go tu dziewięć lat. Dziewięć długich lat, odkąd stał się mężczyzną w trakcie rytuału. Czy będąc tutaj byłby innym człowiekiem? Być może. A być może to jakim był żołnierzem było konsekwencją urodzenia i wychowania właśnie tutaj? Trudno było to ocenić. Ojciec Hacana nigdy nie zobaczył, jak wręczano mu jego nóż nadziei. Zginął w trakcie najazdu orków na dwa tygodnie przed ceremonią. Wraz ze swoją żoną i matką czwórki młodych Mentaków.

Hacan i Azan mieli jedenaście i sześć lat. Tobias i Brie nie byli w stanie zapewnić im bezpieczeństwa. Brie, najstarsza siostra Hacana była zwiadowczynią. W osadzie jedynie zimowała. Nie było szans, żeby zabierała chłopaków do lasu. Tobias miał wtedy piętnaście lat. Pracował w straży. Zaczął spotykać się z Nyą. Nie miał głowy ani środków, żeby zajmować się młodszym rodzeństwem. Dwoma braćmi zajęli się dziadkowie.

Erin Mentak był kupcem, który zbił fortunę na handlu przyprawami. Dziesiątki razy chciał wyrwać swego syna z Trunau. Jednak syn upierał się, że to jego dom. Nie odzywali się do siebie i nigdy się nie pogodzili. Jednak gdy Heliar - ojciec Hacana - zginął, to Erin z radością przyjął chłopaków do siebie.

Hacan miał żal do Tobiasa i Brie. Miał nóż. Był dorosły, nie to co ich najmłodszy brat. A jednak, rodzeństwo zdecydowało inaczej. Nienawidził dziadka. Nigdy nie miał szansy pomścić ojca. Wbrew woli dziadka zatrudniał się do ochrony karawan. Ćwiczył z włócznią, z kuszą, z mieczem. W końcu uciekł od dziadka zatrudniając się w wędrownej kompanii najemników. Walczył u boku elfów, półorków, krasnoludów. Był członkiem kompanii. Z każdym latem stawał się coraz bardziej mężczyzną, co widział przede wszystkim po tym, że fartuch kolczugi osłaniał coraz mniejszą część nóg.

W pewnej bitwie dostrzegł go rekruter zakonu. Od dwóch lat był paladynem. W zasadzie wiele się nie zmieniło. Nadal walczył, chodź teraz miał też do powiedzenia coś o taktyce. Liczyła się z nim szlachta, a zwykli żołnierze wpatrywali się w niego szukając autorytetu. Nazywali go nawet czarnym baronem. Baron Hacan Mentak. Gdyby rodzina o tym słyszała, to najpewniej obśmiałaby go. Na swoją obronę miał jedynie to, że nigdy nie miał żadnych tytułów szlacheckich.

Jego życie zmieniło się nagle. Miesiąc temu. Brie przysłała list. Tobias nie żył. Spakował więc najpotrzebniejsze rzeczy i ruszył do miejsca, które przez pół życia określał mianem domu. Ruszył, by pożegnać się z bratem.

***

Stał z plecakiem, w kolczudze. Kaptur kolczy miał odrzucony na plecy. Ramiona osłaniały spore czernione naramienniki. Na plecach miał przytroczone obok siebie wielki młot i dwuręczny miecz. Był postawny i szeroki w ramionach. Dodatkowo jakość pancerza i uzbrojenia od razu dawały do zrozumienia, że nie jest zwykłym najemnikiem.

Większość dnia łaził bez celu. Odwlekał spotkanie z Brie, a jeszcze bardziej z Nyą. Żona Tobiasa została z trójką dzieci. Najstarsze miało sześć lat. Poszedł na uroczystość, a później do długiego domu. Ludzie północy nazywali ten budynek Longhusem i nie miał on w sobie nic z tawerny. Długi dom był właśnie tym, czym go nazwano. Gospodarz zapraszał gości do domu. Przysłuchiwał się rozmowom o sztonach na szyi z pewnym niedowierzaniem. Sam miał wobec siebie wyrzut, że przybywa do miasteczka jak obcy. Tymczasem tutaj ci przybysze mogli wziąć udział w uroczystości, która miała ogromne znaczenie dla mieszkańców, a później mogli zasiąść do posiłku przy wspólnym stole we wspólnym domu.

Hacan był gładko ogolonym młodzieńcem, o bląd włosach. Jego głos był miły dla ucha. Szybko nawiązał kontakty. Na obcych nie robiły dużego wrażenia historie o podróżach z karawanami, ale dla osób całe życie nie opuszczających Trunau były to opowieści niemal baśniowe. Starał się wymienić kilka zdań z każdym. Pytał jak w straży, ale też chwalił elfich zwiadowców czy krasnoludzkich tarczowników z którymi stawał twarzą w twarz przeciw innym wrogom. Wspomniał o pięknej czarodziejce z Quadiry, która była diabelstwem.

Ucichł i spochmurniał gdy przy jednym z toastów padło magiczne: za tych, którzy już nie mogą. Wtedy na kilka chwil spochmurniał. Choć trwało to tylko do następnego toastu, to dla wszystkich wokół było bardzo wyraźne. Zresztą... kto w Trunau nie stracił kogoś bliskiego.

Ludzie w Trunau, ci lokalni i ci przyjezdni przypominali Hacanowi czasy kompanii najemników. Wszyscy różni, zawsze gotowi do walki, łapiący każdą chwilę wytchnienia. Cieszył się, że może odciągnąć powrót do domu jeszcze o te kilka godzin...
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline