Młot na erpegowców | — Goblina? Być może. Choć większość z nich do tej pory niewiele wiedziała. A jeśli mówimy o naszym głównym poszukiwanym... to ten plan niby ma jakiś sens, choć jest też dość ryzykowny — bardka sceptycznie odniosła się do propozycji zaklinacza. — Nie to, że przeszkadza mi ryzyko. Wręcz przeciwnie. Ale co, jak brat Ameiko zapyta o imię demonicy? No i w wypadku gdy sukkubica utrzymuje telepatyczną więź z Tsuto, czy nawet całkiem go kontruje, to od razu nas zdemaskuje. Możliwe też, że półelf słyszał o „Bohaterach Sandpoint”, skoro maczał palce w inwazji na miasteczko.
Podróż krętym, chłodnym i mrocznym tunelem bez widoku na ślady goblinów lub syna Lonjiku niejednokrotnie przyprawiała Sherwynn o mimowolne drżenie, szybsze bicie serca i jeżenie włosów na karku. Jarząca się nienaturalnym światłem głownia miecza Verny jako jedyna dawała odpór wszechobecnym i żarłocznym, atramentowym ciemnościom. Stanowiła jednak liche oparcie dla pełnej wątpliwości bardki. Wszelki zakręt i cień w jej wyobraźni był potencjalnie uzbrojony w pazur i miecz skrytego zabójcy. Nawet najcichszy odgłos ściekającej po ścianie kropli wody stanowił dlań element symfonii zagrożenia. Nie wiedziała czego się spodziewać i ku czemu zmierza. Obecność kompanów nie była dlań wystarczająco krzepiąca. Dumała zażarcie, z jakimi siłami może przyjść się jej zmierzyć i dokąd doprowadzi ją przypominająca domenę Baphometa sieć podziemnych tuneli. Jej umysł przeskakiwał od jednej ewentualności do drugiej, gdy oczy nerwowo przeczesywały wyłaniające się z gęstego mroku zarysy jałowego otoczenia. Przeciwnicy nie znali litości, a ich koneksje mogły sięgać aż do Otchłani. Czy nie poważali się na coś, co mogło ich przerosnąć? Niewykluczone, acz nie zamierzała postąpić ani jednego kroku w tył. Bała się, lecz kto by nie obawiał się w jej sytuacji, mógł być jedynie głupcem bądź szaleńcem. Szła, bo na tym właśnie polegała odwaga.
Kiedy trafiła na ślepy zaułek w postaci gładkiej ściany, wiedziała, że to nie może być koniec drogi. Musiał być jakiś powód stawiania zabudowy w tak odosobnionym miejscu. Według niej była to tylko pozorna zapora. Rozejrzała się więc wnikliwie po okolicy, korzystając z urywków wiedzy wywiedzionych z dziesiątek legend i karczemnych opowieści o poszukiwaniu skarbów. Dzięki czemu udało jej się w końcu znaleźć niestarannie zamaskowany otwór, który skrywał przycisk uruchamiający mechanizm przesuwny muru. Droga była wolna.
Promienie przebijającego się z zewnątrz światła i miarowy szum morza zadziałały kojąco na szkarłatnowłosą. Nieco odprężyła się i poluzowała chwyt na mieczu. Niedługo potem trafiła z kompanami na pozostałości obozowiska goblinów. Nie dostrzegła jednak śladu Tianxańczyka. Dwaj towarzysze rozejrzeli się na zewnątrz, ale też nie trafili na trop Tsuto. Sensowną ewentualnością wydawało się, że podążył dalej, w głąb tuneli.
Wkrótce po pokonaniu przejścia, które ongiś miało być zamurowane, dziewczyna dotarła z drużyną do podejrzanej jaskini. Niepokój chowańca Valla był dla niej wystarczającą oznaką, że coś zdecydowanie jest nie tak. Sprawa już niebawem wyjaśniła się w niepożądany dlań sposób. Przed oczami Sherwynn ukazało się bowiem monstrum jak z obrazu zdegenerowanego artysty. Pokaźnej postury upiorna kreatura o trupim obliczu i cienkiej, ciasno opinającej muskularne ciało bladoróżowej skórze. Łypiąca małymi, opalizującymi w mroku oczkami, kipiącymi od zwyrodniałej inteligencji i nienasyconego głodu. Bardka nabrała popielatoszarej barwy i zamarła, przyglądając się z niepokojem drapieżnie uzębionej paszczy wyposażonej w rachityczną parodię ramion. Tylko najbardziej nikczemna moc lub jednostka mogła stworzyć takie coś... Na szczęście jej dłonie zadziałały bardziej zdecydowanie, reagując za wojowniczym instynktem. Dobyła broni i ruszyła do ataku zaraz za Mharcisem. Strażnik miejski podszedł od flanki i zadał straszliwą ranę bestii, ona zaś natarła bezpośrednio od frontu, tnąc na odlew. Varisiańska stal gładko wraziła się w cielsko kreatury, pozostawiając na jej ciele głęboką bruzdę broczącą plugawą posoką. Zaledwie chwilę później magiczny płomień Argaena i oręż Cade'a dokończyły dzieła.— Powiada się, że im większa bestia, tym większa chwała — skomentowała po walce, patrząc na ścierwo powalonej istoty. — Ja jednak wolałabym uniknąć spotkania z kolejną maszkarą tego autoramentu. Na szczęście zdołaliśmy zarąbać go znienacka. To chyba jakiś dziwny ghul? Kiedy elf wyjaśnił dokładnie, czym jest potwór, skojarzyła, że zaiste kiedyś obiła jej się o uszy wzmianka podobnej istocie. Wysłuchała też osobliwej propozycji czarodzieja.— Chyba wiem, o jaki czar ci chodzi. Szkoda, że nie możesz rzucić tego zaklęcia na mnie. Myślę, że sprawdziłabym się w tej roli — zaśmiała się.
Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 05-05-2022 o 20:19.
|