Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-05-2022, 10:39   #128
Arthur Fleck
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Singeltons & Fitzgerald cz. 2

Wcześniej

Dziennikarze nie koczowali pod szpitalem, nikt go nie zaczepiał ani o nic nie dopytywał i była to jedyna korzyść z wyłowienia samochodu i zwłok Todda Johnsona.

Mary, Jessica, Todd.

Daryll nie pamiętał by w krótkim odstępie czasu w Twin Oaks śmierć poniosło aż tylu jego rówieśników. Każde z nich umarło inaczej, ale mimo wszystko w nastolatku drzemała niespokojna myśl, że w miasteczku zalęgło się Zło. Czasem nosiło maskę wilka, czasem miało twarz narkotykowych dilerów a czasem zdeprawowanego szeryfa. Zastanawiał się co jeszcze strasznego się wydarzy w ciągu najbliższych dni. Dilerzy z tego co mówił Chase nie żyli, ale Wilk i Hale wciąż grasowali na wolności. Ten pierwszy polował na niego, Wikvayę, Anastasię i Marka, drugi na Bryan'a. Chyba tylko Spineli pozostawał bezpieczny chociaż bycie nawiedzanym przez ducha to chyba nic przyjemnego.

Chłopak wszedł przez frontowe drzwi i niepewnym krokiem skierował do recepcji. Zatrzymał się przy kontuarze, za którym siedziała recepcjonistka.
- Dzień dobry. Nazywam się Daryll Singelton, jestem rodziną Debry i Wikvayii Singelton – przedstawił się chłopak choć pewnie kobieta doskonale wiedziała kim jest – Chciałem zobaczyć się z mamą i siostrą.

- Witaj, Daryll - to była ta sama pielęgniarka, która dyżurowała feralnego wieczora, gdy zaatakowano Wii. - mam dla ciebie dobre informacje. twoja siostra odzyskała przytomność. Jest u niej wasz ojciec - przez chwilę wahała się dodając to drugie zdanie. - Pacjentka jest jeszcze słaba, więc jej nie zamęczaj. Ale lekarze mówią, że kryzys minął i że będzie z nią wszystko dobrze.
Ton głosu pielęgniarki zdradzał, że cieszy się z tego szczerze.
- No! Leć do niej!

I Daryll się uśmiechnął, choć miał świadomość, że gdy się uśmiecha bardziej przypomina seryjnego mordercę, niż radosnego nastolatka. Z szybko bijącym sercem popędził korytarzem na oddział gdzie leżała jego siostra.

Teraz

Mama Wikvayi i Darylla leżała dosłownie o salę dalej. Jej stan poprawił się nieznacznie. Nadal podpięta pod medyczną aparaturę odpoczywała. Jej głowa była w bandażach. Z ciała wystawały rurki i igły. Nie wyglądał jeszcze najlepiej. Szczerze, to wyglądała dużo gorzej niż jej córka. Do wyziębionego leżeniem w wodzie organizmu wdała się infekcja i kobietę męczyła teraz wysoka gorączka. Miała też trudności z oddychaniem. Ale lekarze stwierdzili, że całą rójka, w drodze wyjątku, może wejść aby ją zobaczyć.
- Trzy minuty - powiedział surowo lekarz, wyrażając tę zgodę. - I ani chwili dłużej. Wasza mama - spojrzał na rodzeństwo jest bardzo słaba. Ale twój widok, Wii, może dodać jej sił i tylko dlatego wyrażam zgodę, byś weszła ty, twój brat i wasz przyjaciel. Pamiętajcie, że ona - zawahał się, jakby nie chciał ich martwić na zapas, ale w końcu zdecydował, że jednak to zrobi. - Ona nadal walczy o swoje życie. Nie możemy podejmować ryzyka. Trzy minuty!
I pod tym warunkiem wpuścił ich do środka.

Matka obudziła się. Spojrzała na rodzinę i na Marka rozgorączkowanym, lekko szklistym wzrokiem.
- Wii, Daryll - uśmiechnęła się słabo, a wykresy i odczyty na monitorach podczepionych urządzeń pobudziły się lekko. - Mark.
Zaskoczyła Fitzgeralda tym, że wiedziała, kim jest.
- Miło was widzieć.

- Witam - powiedział Mark. Jako że mieli tylko trzy minuty, nie miał zamiaru prowadzić uprzejmej konwersacji, pozostawiając kwestię pytań w rękach Wii i Darylla.

-Mamo, nie zdążyliśmy posłuchać twojego ostrzeżenia. Nas też zaatakował Wilk. Odepchnął Darylla. Ranił mnie nożem. Obie walczyłyśmy o przeżycie i obie tu jesteśmy. Hawoi się nami opiekuje. Kochamy Cię. Wiem, że chcesz żebyśmy byli bezpieczni. Musisz nam powiedzieć co wiesz o Wilku i czemu próbuje skrzywdzić naszą rodzinę? Czemu nazwał mnie Bredock życząc mi śmierci?

Mark, zamiast patrzeć na leżącą, skupił wzrok na wskaźnikach aparatury. Był przekonany, że rodzaj i sposób przekazanych przez Wii pytań może źle wpłynąć na jej matkę.

Daryll postanowił przemilczeć, co się stało w trakcie poszukiwań w górach, zbliżył się do łóżka matki, położył swoją dłoń na jej dłoni.
- Tylko się nie denerwuj mamo, z nami wszystko w porządku, dbamy o siebie nawzajem. Musimy się dowiedzieć kim jest ten Wilk i co się stało wtedy, gdy zginęła ciotka Marka i Sam Macrum.

- Wilk? To Bill nosił tę straszną maskę.
Aparatura zareagowała. Coś tam zaczęło szybciej migotac i pikać.
- Takiego koszmarnego stwora. Dostał ją chyba od swojego brata, Sama. A potem chodził za ludźmi wszędzie z tą maską. Straszył ich. Jedni udawali, że się boją, inni bali się naprawdę. A biedny Bill cieszył się z tego, jak pokrzykiwaliśmy ze strachu, udawanego lub nie
Uśmiechnęła się smutnym cieniem uśmiechu.
- Bill był zawsze nieco inny. Kochał się w Lucy. To, co im zrobił, bratu i biednej Lucy.
Wzdrygnęła się.
- Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Ja i Lucy. Zwierzałyśmy się sobie z każdego sekretu, z każdego marzenia, z każdej pierdółki. Z twoją mamą - spojrzała na Marka - też się przyjaźniłam, ale Lucy była niczym moja bratnia dusza.
Westchnęła.
- Wtedy to Bill nosił maskę wilka - westchnęła. - Ale nie wiem, kto nosi ją teraz. Nie pamiętam ataku.
Lekko opadła z sił i zamilkła.

-Ja swój pamiętam ze szczegółami. Agresję, nienawiść, ból… strach o Darylla. Wiesz, że Hale próbował oskarżyć o twoją krzywdę właśnie jego ? Jesteś pewna? Widziałaś, że Bill skrzywdził tą dwójkę ? Czy tylko tak uważasz, bo wszyscy tak mówili?

- Nie jestem policjantką - wyszeptała przymykając powieki. - Ale to Bill nosił maskę, którą nosił zabójca Lucy i Sama. To jego widziano, jak szedł w masce, cały uwalany krwią. Wtedy nic z tym nie zrobiono bo to był Halloween. Ale potem … potem wszystko stało się jasne. Nóż ze śladami krwi znaleziono porzucony niedaleko szopy na farmie Macrumów. Szopy, w której Bill się bawił jako dziecko, która była jego … nie wiem… samotnią. Czasami, jak z Lucy odwiedzałam Billa, widziałam go w niej, jak czytał coś na progu. To musiał być on. To oczywiste.
Mówiła to cicho, ale tak, jakby chciała wierzyć w swoje słowa.

- Wiesz się stało z Billym mamo? Czy on naprawdę zaginął? – spytał ostrożnie Daryll, z niepokojem zerkając na aparaturę i wykresy.
Aparatura i wykresy były mu trochę znane. W końcu spędził jakiś czas w szpitalach i chcąc nie chcąc nieco nauczył się niektórych podstawowych odczytów. Matka była słaba. Bardzo słaba. To dało się wyczytać wyraźnie.

- Z Billem? - westchnęła zamykając całkiem oczy. - Po tamtej nocy, gdy policja ustaliła kto jest sprawcą, Bill zniknął. Zaginął. Myślę…. - otworzyła oczy wpatrując się w Wikvayę i Darylla z dziwną powagą i smutkiem. - Myślę, że on nie żyje.

- Czy wy mu coś… zrobiliście? – naciskał chłopak, bo wyjaśnienia matki niczego nowego nie wniosły do sprawy - Anastasia, córka Davida Bianco twierdzi, że jej ojciec i mama Marka coś ukrywają. Ma to związek z szeryfem Hale i tamtą nocą gdy zginęła Lucy Bradock. Wiesz o co może chodzić?

Urządzenia monitorujące wyraźnie zareagowały na to pytanie. Debra znów zamknęła oczy.
- Jestem zmęczona. Bardzo zmęczona … tym wszystkim… - zakaszlała mocno, urwania.
Otworzyła oczy i spojrzała na młodych ludzi, jakby podjęła jakąś decyzję, lecz w tym momencie drzwi do sali otworzyły się i pojawił się w nich doktor.
- Trzy minuty minęły.
Zerknął na monitory.
- Pacjentka potrzebuje spokoju i ciszy. Proszę wyjść.
Debra zamknęła usta i oczy. Oddychała ciężko, spazmatycznie po ataku kaszlu.

-Oczywiście Panie Doktorze, już się żegnamy. - Odpowiedziała grzecznie Wikvaya i zbliżyła się do łóżka matki żeby móc się podciągnąć i wyprostować. Szwy oczywiście od razu pociągnęły ja w dół, ale schylona ciągle mogła zbliżyć się do mamy i pocałować ją w policzek oraz zamienić jeszcze chociaż po jednym zdaniu zupełnie prywatnie:
-Lucy już nie ma, a dla nas wasze tajemnice są groźne. Żeby nas chronić wystarczy być z nami szczera… - wyszeptała dziewczyna rodzicielce do ucha, gdy się przytulała na pożegnanie.
Nie odpowiedziała, ale dla Wii to ciężkie milczenie było częścią odpowiedzi.

-Odpoczywaj mamo to niedługo będziesz mogła wrócić z nami do domu.
Wi wróciła na swoje miejsce, gotowa na kolejne decyzje "prawie w ciemno".

-Wrócimy mamo jak poczujesz się lepiej - syn szepnął do Debry zmartwionym głosem i zabrał rękę z jej dłoni. Spojrzał na Wi i Marka - Lepiej już stąd chodźmy.
 
Arthur Fleck jest offline