Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2007, 10:12   #94
Grey
 
Reputacja: 1 Grey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodze
Widząc przygotowania towarzysza, Bayard ścisnął w ręce mocniej kij, który od początku wyprawy wiernie mu słyżył, czasem jako niby-miecz, jak owego wieczoru, gdy po raz pierwszy spotkał minstrela, czasem jako podpora, jak w ciągu ostatniego fragmentu podróży, gdy z mozołem gramolił się ku szczytom tych przeklętych gór. Kostur jednak wydawał się zbyt długi i niewygodny do obracania w wąskiej jaskini. Przeto świniopas rozejrzał się uważnie wokół i pochylił się po ostro ociosany kamień, mniej więcej wielkości pięści. W ciasnym korytarzu jak znalazł do brutalnej walki.

Wyobraźnia chłopka już zaczęła kreować obrazy nadchodzącego zagrożenia. Mimo słów Hadriana wyszczerzony pysk pełen potężnych zębów nie znikał sprzed oczu. Potężna morda wciąż szczerzyła się w mroku, a zaraz za nią potężne cielsko obrośniętę sierścią. Dotąd los nie szczędził podróżnikom przykrych zdarzeń, niby czemu teraz miałby to zrobić?

Ha! I po cóż to wszystko?! Dębowa Głowa, ów wyśniony rycerz, stawał się pośmiewiskiem kolejno wszystkich napotkanych. Strażnika, grajka, śmierdzącej Baby Jagi z zaczarowanego lasu, duszka z pierścienia... Do tej pory tylko jeden rybak nie dał po sobie poznać, że rycerskość Bayarda budzi w nim powątpiewanie. No i syrena, ale tej reakcji biedak nie widział, a opowieści minstrela i gnommina były sprzeczne, więc pastuch nie był pewny, co tak naprawdę zdarzyło się na wystającej z morza skale. A teraz oto, w imię owych wyśnionych bzdur, on, Bayard, pchał się do jakieść ciasnej, mrocznej pieczary, by w imie zaklętej w ptaka chudziny dać się zjeść jakiejś poczwarze. Do diaska. Toć to granda i głupota, żeby tak się wszystkim dawać wodzić za nos i niczym ślepiec prowadzić po całym świecie.

Nie mniej świnipas był gotów tam wejść. Co więcej, wejść jako pierwszy i raz na zawsze pokazać temu muzykowi, o wygimnastykowanym języku, że może prawdziwym szlachcicem to on nie jest, niech już będzie, ale serce ma wielkie, a odwagę jeszcze większą. I niech diabli wezmę magię, księżniczki czy smoki, nic go nie obchodzą sprawy czarownic i czarowników. On może był i ze wsi, ze śmierdzącego chlewu, i może tak naprawdę bał się potworów, ale żaden obibok grający na fujarce nie będzie się z niego naigrywał. Pokaże mu, że może nie z urodzenia, ale o rycerkim sercu jest i że jeśli przyjdzie mu umierać, to z uśmiechem na ustach.

Tedy wkroczył odważnie i szybko na stopień, i wlazł do pieczary. Stracił równowagę od tego nagłego wtargnięcia, ale oparł się o ścianę i posunął dalej, w tylnej ręce ściskając kamień. W środku unosił się zapach wilgoci... i być może czegoś jeszcze, czego Balard nie umiał nazwać. I gdy owa myśl młodzieńcowi zabłysła, poczuł, że nogi robią mu się jak z waty, a serce staje w gardle, próbując udusić. Przystanął na chwilę, by dać sobie czas na uspokojenie. Za sobą usłyszał Hadriana i to uświadomiło mu, że nie ma czasu i trzeba się wziąć w garść. Albo przynajmniej udawać. Postąpił ktok naprzód, z gęsią skórką i pełen najgorszych uczuć. Nie oczami, ale wyraźnie widział przed sobą zaczajoną bestię.
 

Ostatnio edytowane przez Grey : 10-09-2007 o 10:15.
Grey jest offline