Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-08-2007, 14:19   #91
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Hadrian i Bayard, wspinaczka

Po wylądowaniu, Hadrian był zziębnięty nielicho. I nadal płonął gniewem na własną głupotę, choć gniew ten stał się raczej zamkniętym gdzieś głęboko płomieniem.

Bolało. Uświadomienie sobie, że koniec z pomocą gnommina, że koniec z lataniem na magicznym drzewie, że koniec z łatwą podróżą, zabezpieczeniem i pewnością siebie, wynikającą z faktu, że wystarczyło zawołać Ekscelencjo...

Bolało też, że nawet nie zdołał zapytać Papasmerpha o to, jak zostać magiem.

I wszystko to z własnej głupoty? Na samą myśl minstrel bladł w zimnej furii.

"Aaa. Doprawiłeś sobie, Hadrianie, zupy. Smacznego Ci teraz, i nawet nie próbuj wybrzydzać."

Hadrian wypatrywał najkrótszej drogi na szczyt. Dzień drogi. Nie za dobrze. Patrząc po krajobrazie, minstrel odruchowo zrobił z tego dwa. Mało kiedy minstrele w cenie byli w wysokich górach, więc jego podróżnicze doświadczenia nie na wiele się tu zdawały. No, lepsze były niż nic, ale młodzian się nie oszukiwał.

Kiedy drzewo zbliżało się do lądowania, Hadrian wszelkie swe wysiłki skierował na wypatrzenie i zapamiętanie drogi na szczyt. Wiedział, że zgubienie się tutaj może kosztować ich znacznie więcej niż po prostu parę dni.

"Racje... jedzenie i picie. Do diaska, ciężko, to mało powiedziane!"

Widząc strumień, Hadrian wyszperał w rzeczach manierki podróżne, zeskoczył z drzewa i napełnił je wodą, samemu przy okazji gasząc pragnienie.

Powstając, ocenił dokąd prowadzi strumyk. Roiła mu się nadzieja, że może do samego źródła Sill... ale tę szybko rozwiała mapa. Żaden strumyk, rzeczka czy potoczek nie miał swego początku w poszukiwanym przez nich źródle.

- Co robimy?
- Wpierw się przepakujemy, żeby wygodnie niosło nam się bety i żeby mieć ciepłe ubrania na podorędziu, albo chociaż móc się kocem owinąć. Potem napełnimy bukłaki na wodę i sprawdzimy na ile mamy racje i coś zjemy. Wreszcie, ruszymy. Przejdziemy się dziś kawałek, mam nadzieję, że się uda znaleźć dobre miejsce na nocleg. Aha. Liny trza zebrać, przewiążemy się i przywiążemy jeden do drugiego. Słyszałem, że to w górach pomocne... - minstrel zawahał się przed dodaniem "gdy się spada". - i częste. - Zakończył kulawo.

Rozglądając się dookoła grajek nie znalazł niczego, co przypominałoby drogę. Owszem , było kilka kozich ścieżek, łagodniejsze żleby, rysy... akurat, żeby było z czego wybierać czy kombinować. Drogi jednak żaden z kompanów nie uświadczył.

Racji nie było też wiele. Suszonych ryb mogło starczyć najwyżej na jeden jeszcze posiłek... ale - ironia losu! - wizyta oszustki okazała się tu pomocna.

- Zaopatrzyła nas w racje na trzy, może cztery dni! - gwizdnął pod nosem Hadrian. Wielce to polepszyło nastrój minstrela, który niewiele dotąd upatrzył zwierzyny, a w robieniu łuków i strzał doświadczenie miał takie, jakie mają dzieci.

- Bayardzie, dziś pójdziemy wzdłuż strumienia. Można będzie się napić ile się zechce. Zobaczymy jak daleko nas to zaprowadzi, ale pewnie miejsce na obozowisko nie będzie trudno znaleźć. Przed wieczorem stajemy z obozem. Co ty na to?

Na polanę strumień spływał dość głębokim jarem, po kamieniach, kilkadziesiąt metrów wyżej niknąc za skalnym załomem. Bayard, widząc to wzruszył ramionami:

- Może być.

Po czym obaj zaczęli się pakować.

* * *

Kilkadziesiąt metrów wyżej, gdy Hadrian się obejrzał, skała przesłoniła już polanę i leżące na niej drzewo, wierny środek transportu przez taki kawał drogi. Uśmiechnąwszy się do samego siebie, minstrel cicho zanucił Wędrownego Grajka, piosenkę, która od dawna towarzyszyła mu na szlaku, i ruszył dalej.

Wędrówka była znojna i trudna, zupełnie odmienna od podróży powietrznej. Hadrian wkrótce doszedł do wniosku, że nucenie gdy się człek pnie w górę, wcale nie jest tak wygodne. Ba! W ogóle nucenie tutaj, przy powietrzu, które trzeba było łykać pełną piersią by w ogóle odetchnąć, było zgoła niewygodne!

"No to już wiem, czemu minstrele w górach rzadką bywają okazją. Chociaż, tym strunowym to pewnie łatwiej..." naszła minstrela po dwu godzinach wędrówki refleksja.

Bayard miał się nieco lepiej, ale i tak sarkał na kamieniste podłoże, czy stromość zboczy. Nieraz przyszło iść pod górę tak, że bez trudu można było pomagać sobie rękoma w wspinaczce.

Woda ze strumienia była lodowata, więc po pierwszym przepłukaniu twarzy minstrel nabrał do niej zdrowego dystansu. Wodę brał z manierki, oszczędnie, na dłonie, a potem przemywał twarz. I tak wiatr robił swoje, ziębiąc go odpowiednio.

Wieczór się już zbliżał, gdy strumień zakończył swą naziemną wędrówkę, niknąć w sporym, skalnym otworze.

- Stąd wypływa. I co teraz? - rzekł Bayard
- Teraz rozbijamy obóz i kończymy drogę na dziś. Się trza tylko rozejrzeć, jak pójdziemy jutro.

Zrzuciwszy plecak niedaleko, upewniwszy się, że nie spadnie lub się nie stoczy, minstrel odsapnął. Potem, rozłożywszy mapę, Hadrian począł rozglądać się po okolicznych szczytach próbując umiejscowić ich cel i wytyczyć drogę ku niemu...
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 02-09-2007 o 13:27. Powód: Dodałem info z komentarzy
Tammo jest offline  
Stary 04-09-2007, 08:04   #92
 
Tahu-tahu's Avatar
 
Reputacja: 1 Tahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumny
Hadrian i Bayard szli.

Wspinaczka nie była dla nich naturalnym sposobem poruszania się... i kilka górskich kóz obserwujących ją z daleka z pewnością uśmiałoby się setnie - gdyby tylko mogły.
Niestety - pogapiły się tylko tępo przez chwilę, skubnęły wyrastającej spomiędzy skał trawy i skacząc po mistrzowsku na skraju przepaści zniknęły za granią zająć się swoimi kozimi sprawami.

***

Gdy dotarli do miejsca w którym strunień, który do tej pory mieli za przewodnika, znikał w skalnym otworze - zatrzymali się. Do tej pory droga była łatwa - wystarczyło podjąć jedną-jedyną decyzję o trzymaniu się jego biegu.
Teraz, gdy strumień dalszą swoją drogę kontynuował pod skalnymi złomami - należało się naprawdę poważnie zastanowić.

Mapa niestety nie była wystarczająco dokładna - nie była też najwyraźniej magiczna, nie pokazywała im bowiem w cudowny sposób dalszej trasy.
Wszystko, co mogli z niej wyczytać to to, że już znaleźli się w najodpowiedniejszym do poszukiwania źródła Sil rejonie - tylko tyle i aż tyle. Hadrian widział jedną-jedyną drogę, która mogłą zaprowadzic ich na szczyty - dość głęboka rozpadlina zaczynała się dość niedaleko i choć wybranie jej było niebezpieczne... być może musieli to zrobić. Ale co dalej?

Drobna figurka minstrela Hadriana stała w skalnym jarze i patrzyła wprost w twarz najwyższych szczytów królestwa, najbardziej niedostęonych grani, najstraszliwszych rozpadlin... drobna figurka Bayarda zajęła się szykowaniem posłania.
Najbardziej równy i niekamienisty fragment terenu znalazł tuż nad brzegiem strumienia, niedaleko miejsca, gdzie ginął w skale - najwyraźniej czasem jego wody rozlewały sie szerzej i stąd ten fragment skały niepoorany rozpadlinami i ostrymi krawędziami.
"Będzie się nam tu dobrze spało"


Bayard postanowił przed odpoczynkiem napić się jeszcze wody - i gdy pochylał się nad płynącą wodą zauwżył nagle w błocie po przeciwnej jej stronie... odcisk dość sporej stopy.

- Hadrianie! Chodź!
- A nie! Odź... - odpowiedział Echo

Echo zawsze odpowiadał w miejscach takich jak to - wystarczyło tylko wystarczająco głośno się odezwać. Starał się przybyszom nie pokazywać, chętnie jednak ucinał sobie z nimi pogawędki.
Inna sprawa, że sensu w nich to ze świecą szukać... i przez stulecie nie znajdzie się i naparstka.

Hadrian, zaalarmowany okrzykiem towarzysza, szybko podbiegł do strumienia.
- Byłeś tam? To twoja stopa?

Odpowiedź na to pytanie nie spodobała się żadnemu z nich.
- Nie.
 
__________________
"All that we see or seem is but a dream within a dream." E.A.Poe
Odskrzydlenie.
Tahu-tahu jest offline  
Stary 06-09-2007, 11:57   #93
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Post Hadrian i Bayard, obóz w górach

Jedna odnoga. Tyle wypatrzył pieśniarz spozierając po graniach, przełęczach, szczytach i szlakach dla kozic.

- Psiakrew - zaklął minstrel patrząc po okolicy - nigdym się na kozice nie pisał anim nie mówił, że ich dom mi pilno nawiedzić!

Prawdziwy jednak gniew tlił się w środku, i bynajmniej nie był skierowany na fakt, że poszukiwane źródło leżało akurat w takiej okolicy. To dalsza perspektywa roiła się od trudności niczym poduszka na szpilki od szpilek.

Albo gnojownik od much.

Do tej pory droga była łatwa, miła i przyjemna. Dość szybko obaj młodzieńcy wpadli w tę swoistą pułapkę, pułapkę rutyny. Miła przyjemna podróż, nieco kłopotów przy zdobywaniu trzech przedmiotów, potem jakiś chytry plan, oszukana Królowa Przestworzy, odczarowana księżniczka...

W rzeczy samej, wszystko układało się niczym po sznurku. Jak dawni herosi wychodzili z labiryntów mając skromną nić za przewodnika, tak dwójka chłopców podążała od celu do celu drogą na pozór skomplikowaną, trudną i daleką... a jednak prostą niczym konstrukcja cepa jakim czasem groziła Bayardowi rozgniewana matula.

Irytowało, uświadomienie sobie tego.

"Czy aż tak spowszedniała mi magia? Wielkie, upraszczające tak wiele zaklęcia gnommina, tak codziennych spraw dotyczyły, żem aż przyjmował je tak naturalnie, jak sznurowanie butów czy oddychanie? Głupiec zaiste!"

- Drogi nie mając łatwej, trza wybrać.
Drogę w dalekim bezdrożu
- zanucił minstrel cicho, początek pieśni o Królu Wędrowcu, który dopiero gdy stracił królewski tron stał się godny jego posiadania.

Nie dane mu było jednak kontynuować pieśni, bo następne jej wersy mówiły o tym, jak Król Wędrownik ruszając na wędrówkę radził się magicznej mapy, która w cudowny sposób pokazała mu drogę do tronu odzyskania. To zaś przypomniało Hadrianowi, że sam ma mapę w posiadaniu!

Niestety! Mapa nie była wystarczająco dokładna, - nie była też najwyraźniej magiczna, nie pokazywała bowiem w żaden sposób, cudowny czy nie, dalszej trasy i to nie tylko do źródła Sil. Natomiast przestudiowawszy mapę uważnie, Hadrian stał się mądrzejszy o wiedzę, że okolica, w której się znaleźli jest rejonem, w którym poszukiwane źródło Sil leżeć powinno.


Zrezygnowany minstrel podniósł głowę, i wtedy właśnie ją zobaczył. Całkiem niedaleko,zaczynała się dość głęboka rozpadlina i choć wybranie jej było niebezpieczne... Hadrian widział w niej jedną-jedyną drogę, która mogła zaprowadzić ich na szczyty.

Kiedy Hadrian w myślach szedł już tą drogą i rozglądał się jak to go przybliża do samego źródła, Bayard przyszykował posłanie, i coś znalazł.

Odcisk dość sporej stopy.

- Hadrianie! Chodź! - krzyknął, prowokując Echo do odpowiedzi. Ale ton głosu towarzysza odegnał wszelkie pieśni, jakie zwykle przychodziły na myśl Hadrianowi gdy słyszał głos niemądrego młodziana, który w górach poszedł mądrości szukać i do dziś za nią chodzi, nie wiedząc, że to jego własny głos od skał odbijany, nie zaś mądrości wołanie.

- Byłeś tam? To twoja stopa? - zapytał poważnie Bayard
- Nie. - odpowiedział cicho grajek. Młodzieńcy wymienili poważne spojrzenia. Hadrian przeszedł na drugą stronę i postawił własną stopę przy tamtej, komentując półgłosem spostrzeżenia.

- To ludzka stopa, nieobuta. Brak pazurów, poduszek. Nieco większa od mojej, ale trzeba by wiedzieć jakie toto kroki stawia by wiedzieć jakiego jest wzrostu. Nie widzisz pewnie jakiej drugiej takiej stopy w okolicy? Ja przyznam, żadnej nie dostrzegam. Ta tutaj zresztą odciśnięta pewnie dlatego, że błoto.

- Słyszałem - zaczął powoli Bayard - że w górach żyją... Niedźwiedziołaki. Taki mógłby się zmienić w człowieka, potem w niedźwiedzia i poszarpać takich... w pobliżu.

- Ja słyszałem też o Ograch, złośliwych Górskich Karłach, Wiedźmach i Duchach Gór. Ale ta stopa ludzka jest, po prostu. A niedźwiedziołak tutaj na co by polował?

- Są jeszcze szaleni pustelnicy.

- - Hadrian wyciągnął dłoń w bok i zacisnął ją w pięść. Widząc pytające spojrzenie Bayarda, wytłumaczył - ale kija nie widać odciśniętego, prawda? Ani wiadra, siekiery, czegokolwiek. A taki pustelnik sam bez narzędzi przecie nie wyżyje. Poszukajmy lepiej w pobliżu innych śladów, czy to stopy czy czego innego.

Ponownego odcisku nigdzie jednak w pobliżu nie było widać, tak samo jak śladów jakichkolwiek narzędzi. Ciężko zresztą, żeby były, po prostu nie miały się gdzie odcinać - miejsce, gdzie obok strumienia na skale znajduje się trochę błotka jest tylko jedno i to niewielkie.

Po dokładniejszym przyjrzeniu się jednak okolicy Bayard wypatrzył miejsce, gdzie ta sama stopa stanęła ponownie - ciut bliżej wejścia do jaskini. Gdy minstrel pomierzył ślady do własnych kroków, wyszło, że istota może być najwyżej minimalnie wyższa od niego samego.

- Na pewno nie jest gigantem - no, chyba że celowo stawia jak najmniejsze kroki, ale się to zupełnie mi nie widzi. Sprawdzamy jaskinię? Nie byłoby też głupio sprawić sobie jakoweś kije dobre, bo po śladach to bym się nie zdziwił, jakby ktoś był w środku.

Minstrel rozglądnął się dokoła w poszukiwaniu jakiegoś odpowiedniego 'argumentu perswazji'.

"Rozpalenie ogniska będzie kłopotliwe. Jest wokół trochę trawy, chwastów, jakieś skarlałe krzewy ale nic więcej! Dużych drzew brakuje, co oznacza, że ognisko owszem, będzie, ale małe i krótko. Zwierząt w nocy nie odstraszy. Jaskinia może okazać się naszym miejscem do spania z wyboru! A przecie te ślady mogą wskazywać, że to JUŻ czyjś dom...


No i inna rzecz. Już teraz jest chłodnawo, a trochę wyżej leży już śnieg. W nocy będzie naprawdę zimno - jak to w górach. A następną noc spędzamy na szczycie! Ech... mnożą się kłopoty jak króliki a rozwiązań nie przybywa!!
"

Grajek począł rozglądać się za dobrym kijem, by z nim w dłoni zagłębić się ku wejściu do jaskini. Sprawdził czy noże są na miejscu, zerknął po okolicznych odłamkach skalnych. Ktokolwiek to był, należało być przygotowanym.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
Stary 10-09-2007, 10:12   #94
 
Grey's Avatar
 
Reputacja: 1 Grey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodze
Widząc przygotowania towarzysza, Bayard ścisnął w ręce mocniej kij, który od początku wyprawy wiernie mu słyżył, czasem jako niby-miecz, jak owego wieczoru, gdy po raz pierwszy spotkał minstrela, czasem jako podpora, jak w ciągu ostatniego fragmentu podróży, gdy z mozołem gramolił się ku szczytom tych przeklętych gór. Kostur jednak wydawał się zbyt długi i niewygodny do obracania w wąskiej jaskini. Przeto świniopas rozejrzał się uważnie wokół i pochylił się po ostro ociosany kamień, mniej więcej wielkości pięści. W ciasnym korytarzu jak znalazł do brutalnej walki.

Wyobraźnia chłopka już zaczęła kreować obrazy nadchodzącego zagrożenia. Mimo słów Hadriana wyszczerzony pysk pełen potężnych zębów nie znikał sprzed oczu. Potężna morda wciąż szczerzyła się w mroku, a zaraz za nią potężne cielsko obrośniętę sierścią. Dotąd los nie szczędził podróżnikom przykrych zdarzeń, niby czemu teraz miałby to zrobić?

Ha! I po cóż to wszystko?! Dębowa Głowa, ów wyśniony rycerz, stawał się pośmiewiskiem kolejno wszystkich napotkanych. Strażnika, grajka, śmierdzącej Baby Jagi z zaczarowanego lasu, duszka z pierścienia... Do tej pory tylko jeden rybak nie dał po sobie poznać, że rycerskość Bayarda budzi w nim powątpiewanie. No i syrena, ale tej reakcji biedak nie widział, a opowieści minstrela i gnommina były sprzeczne, więc pastuch nie był pewny, co tak naprawdę zdarzyło się na wystającej z morza skale. A teraz oto, w imię owych wyśnionych bzdur, on, Bayard, pchał się do jakieść ciasnej, mrocznej pieczary, by w imie zaklętej w ptaka chudziny dać się zjeść jakiejś poczwarze. Do diaska. Toć to granda i głupota, żeby tak się wszystkim dawać wodzić za nos i niczym ślepiec prowadzić po całym świecie.

Nie mniej świnipas był gotów tam wejść. Co więcej, wejść jako pierwszy i raz na zawsze pokazać temu muzykowi, o wygimnastykowanym języku, że może prawdziwym szlachcicem to on nie jest, niech już będzie, ale serce ma wielkie, a odwagę jeszcze większą. I niech diabli wezmę magię, księżniczki czy smoki, nic go nie obchodzą sprawy czarownic i czarowników. On może był i ze wsi, ze śmierdzącego chlewu, i może tak naprawdę bał się potworów, ale żaden obibok grający na fujarce nie będzie się z niego naigrywał. Pokaże mu, że może nie z urodzenia, ale o rycerkim sercu jest i że jeśli przyjdzie mu umierać, to z uśmiechem na ustach.

Tedy wkroczył odważnie i szybko na stopień, i wlazł do pieczary. Stracił równowagę od tego nagłego wtargnięcia, ale oparł się o ścianę i posunął dalej, w tylnej ręce ściskając kamień. W środku unosił się zapach wilgoci... i być może czegoś jeszcze, czego Balard nie umiał nazwać. I gdy owa myśl młodzieńcowi zabłysła, poczuł, że nogi robią mu się jak z waty, a serce staje w gardle, próbując udusić. Przystanął na chwilę, by dać sobie czas na uspokojenie. Za sobą usłyszał Hadriana i to uświadomiło mu, że nie ma czasu i trzeba się wziąć w garść. Albo przynajmniej udawać. Postąpił ktok naprzód, z gęsią skórką i pełen najgorszych uczuć. Nie oczami, ale wyraźnie widział przed sobą zaczajoną bestię.
 

Ostatnio edytowane przez Grey : 10-09-2007 o 10:15.
Grey jest offline  
Stary 10-09-2007, 14:11   #95
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Widząc odważne i zawzięte postępowanie świniopasa, minstrel zdumiał się nie lada.

- Bayardzie... - rzucił cicho, zdumienie i podziw zabarwiły głos młodzieńca, gdy jego kompan odważnie i niemal bez wahania wkroczył do jaskini.

Z szerokim uśmiechem Hadrian pochwycił krótką gałąź, leżącą nieopodal, jakieś dwa kamienie załadował do kieszeni, i postąpił zaraz za towarzyszem. Gdy tamten się zatrzymał, Hadrian śmiało wyminął go, cicho rzuciwszy, na przydechu:

- We dwójkę raźniej, nawet jeśli Bayardowi o Świńskim Ryju towarzyszy Hadrian Ostatni Osioł, prawda? Teraz kolej na moje dziesięć kroków z przodu, potem znowu Twoje, i tak się będziemy zmieniać, co Ty na to?

Gdyby nie kropla potu, spływająca ze skroni grajka, można by pomyśleć, że jest on całkowicie opanowany i nawet lekko rozbawiony. Co nijak nie zmieniało faktu, że minstrel mijając kompana, musiał usilnie sobie powtarzać, że łomot jego serca pozostaje dla innych zupełnie niesłyszalny.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
Stary 10-09-2007, 14:30   #96
 
Grey's Avatar
 
Reputacja: 1 Grey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodze
- O matulu. - niemal bezgłośnie westchnął świniopas, w tej samej chwili gdy towarzysz wyrzekł imię Bayarda w zdumieniu.

"Nie mam sił już iść w tą czeluść. Tak bardzo się staram, ale moje nogi nie chcą iść..." - jęczał w myślach.

Hadrian zwinnie prześliznął się koło Bayarda, mówiąc przy tym coś, ale przerażony chłopak zrozumiał jedynie kilka słów, tak bardzo szumiało mu w uszach i tak głośno jego umysł wołał "Uciekać! Uciekać!".
Lecz obecność grajka na przedzie sprawiła, że fala odwagi ponownie nawiedziła świniopasa i ruszył, krok w krok za prowadzącym. Jakże się Bayard cieszył, że było tak ciemno. Bo jakże wytłumaczyłby to, że trzęsie się niczym osika, a jego ręka trzymająca kamień spływa potem?
 

Ostatnio edytowane przez Grey : 11-09-2007 o 08:55.
Grey jest offline  
Stary 11-09-2007, 08:35   #97
 
Tahu-tahu's Avatar
 
Reputacja: 1 Tahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumny
Wędrówka przez skalne korytarze

Szli.
Po dziesięć kroków, na zmianę, ostrożnie - a przede wszystkim zgodnie jak nigdy chyba do tej pory. Najwyraźniej to 'coś jeszcze' czające się w jaskini sprawiło, że jeden drugiego uważał już za pełnoprawnego partnera.

Po przeciśnięciu się przez otwór wejściowy okazało się, że grota jest wystarczająco wysoka, by poruszać się w niej prawie wyprostowanym... na szczęście nie była wystarczająco obszerna by zmieścił się w niej - na przykład - olbrzym. Albo niedźwiedziołak... no, może bardzo mały.

Po trzech zmianach na prowadzeniu towarzysze napotkali przed sobą większą salę zakończoną skalnym rumowiskiem, które zdawało się być końcem tej groty. Przez chwile pomyśleli, że szczęście im sprzyja a widziany przed wejściem ślad... mógł być na przykłąd stary. Albo wychodzący z jaskini.
Tak bardzo mieli ochotę odpocząć trochę... a tutaj było sucho, cieplej niż na zewnątrz, byli ze wszystkich stron zabezpieczeni skalnymi ścianami.

"Ze wszystkich?" - Hadrian po wszystkich trudnościach, jakie napotkał podczas tej wyprawy nie wierzył zbytnio w ten niespodziewany uśmiech losu.
- Bayardzie, tu moglibyśmy zaobozować - ale sprawdźmy najpierw tą grotę dokładnie. Nie chciałbym być przykro zaskoczony przez gospodarza tego miejsca.

Ruszyli na poszukiwania czegokolwiek w zasadzie - śladów czyjejkolwiek obecności, porzuconych przedmiotów, dalszego ciągu jaskini, niestabilnego sklepienia... Bayard ruszył z biegiem strumienia i zabrał się za dokładne badanie miejsca, w którym ten ginął w skale.
Na początku zdawało się, że jest tam tylko niewielki otwór, z którego tryska woda... ale po chwili dojrzał, że rysa w narożniku pomiędzy dwoma skalnymi ścianami nie jest wcale rysą, ale szczeliną.
I to szczeliną rozszerzającą się w kolejny korytarz - na plecach poczuł zimny dreszcz. "A może nie będę mu mówił? Od razu trzeba będzie tam leźć..." - myśl ta trwała jednak tylko chwilę.

- Grajku!
Zbadali szczelinę tak dokładnie, jak to było możliwe a ponieważ panowała w niej ciemność - i już po kilku chwilach powrócili do otworu ze skręconymi z gałęzi i traw pochodniami.

***

Przeciśnięcie się przez początkowy odcinek tej nowej drogi było bardzo trudne - obydwaj z satysfakcją myśleli o wszystkich znajomych grubasach, którzy na ich miejscu już dawno by się zaklinowali.
Tym razem też nie mogli co dziesięć kroków zmieniać się na 'prowadzeniu', przez całą więc trasę prowadzącą w szczelinie prowadził Bayard. Po czterdziestu lub pięćdziesięciu krokach zmieniła się ona w dość szeroki korytarz... którego końca chwilowo nie widzieli. Stopy mieli lekko przemoczone od brodzenia w płynącym szczeliną strumieniu, głowy poobijane od skalnych występów... zauważyli jednak coś, czego się tu nie spodziewali.

Poza tańczącymi na ścianach odblaskami ich pochodni w korytarzu musiało znajdować się jeszcze inne światło - chłodna, błękitna poświata zdawała się dochodzić zza zakrętu.
Porozumieli się spojrzeniem i powoli, ostrożnie, jak najciszej starali się podejść i sprawdzić źródło blasku. Zgasili pochodnie - zawsze przecież mogli ponownie je rozpalić i krok po kroku zbliżali się do skalnego bloku, zza któregodochodził blask.

Jednocześnie stały się dwie rzeczy.
Wyjrzeli zza bloku oddzielającego ich od jaśniejszej części groty po to, by stwierdzić, że blask dochodzi od sporych przejrzystych kryształów tkwiących w ścianach sporej sali.
Bayard głośno wykrzyknął - trzeba mu jednak przyznać, że każdy na jego miejscu zachowałby się podobnie. Skradali się do zakrętu w najwyższym napięciu... gdy jednak zza niego wyglądali coś dotknęło jego nogi.


Ocierał się o nią czarny jak smoła kot - a echo niosło okrzyk Bayarda coraz dalej i dalej.
"Jak wielka może być ta jaskinia?"
 
__________________
"All that we see or seem is but a dream within a dream." E.A.Poe
Odskrzydlenie.
Tahu-tahu jest offline  
Stary 12-09-2007, 19:32   #98
 
Grey's Avatar
 
Reputacja: 1 Grey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodze
- Aaaach. - odskoczył w bok Bayard rozglądając się po ziemi. Echo niosło okrzyk, potęgujac niepokojące wrażenie przerwania zupełnej ciszy. Tymczasem drżący świniopas oparł się o ścianę i oddychał szybko. Przypatrywał się kotu. Kot nie mógł być dziki, był zbyt pewny siebie i przymilny. Ciekawie przyglądał się obu obcym, otarł o nogi Hadriana w przywitaniu i ponownie podszedł do chłopa.

- Chyba koty mnie lubią... - szepnął cicho Bayard. Było mu głupio, że tak się wydarł i okazał strach, który nim władał od dłuższego czasu. Chciał szybko odwrócić uwagę towarzysza od swojego zachowania, więc uśmiechnął się, przykląkł i pogłaskał kota drżącą wciąż ręką.

- No jak tam kocie? Jesteśmy mili, tak? Swoją drogą, ciekawe, gdzie się zawieruszył tamten poprzedni. Mam nadzieję, że panem tego kota nie jest żaden ludzkożerny ogr ani zmurszała jędza, tylko jakaś miła i ładna osóbka. - tym razem uśmiech był szerszy i... odrobinę lubieżny.

Zaraz jednak Bayard przypomniał sobie o dotychczasowych problemach z "pięknymi i miłymi" i szybko pod nosem dorzucił.
- Albo może lepiej nie.
 

Ostatnio edytowane przez Grey : 13-09-2007 o 18:52.
Grey jest offline  
Stary 14-09-2007, 01:31   #99
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Post Hadrian i Bayard, Tajemnicza Jaskinia

Zbadanie jaskini okazało się strzałem w dziesiątkę. Było sucho, cieplej niż na zewnątrz, byli ze wszystkich stron zabezpieczeni skalnymi ścianami.

No właśnie... niemal wszystkich. I to był problem. Kiedy z pochodniami zagłębili się dalej, serce Hadriana powoli trzepotało równie silnie co płomień niesionej pochodni. Minstrel był z każdym krokiem coraz bardziej przekonany, że jego serce przemieściło się gdzieś na ramię i desperacko szuka drogi ucieczki gdzieś dalej.

Szczęśliwie sama droga była dość trudna i Hadrian szybko sprowadził swój strach do niższego poziomu, z rozbawieniem i pewną złośliwą satysfakcją myśląc o wszystkich paskudnych grubasach, którzy na jego miejscu już dawno by się zaklinowali.

A kiedy już się trochę pośmiał w duchu, ciemność zdała się lżejszą, serce przestało stukać go w ramię sugerując obrót w tył i marsz, a spokojne, ciche liczenie kroków i rozglądanie się po tunelu wypełniło czas.

Dopiero po czterdziestu lub pięćdziesięciu krokach Hadrian mógł zmienić Bayarda, szczelina bowiem zmieniła się w dość szeroki korytarz, niestety równie ciemny. Uniósłszy w górę pochodnię Hadrian spróbował dojrzeć cokolwiek, zwłaszcza koniec lub inne źródło światła, poza pochodnią Bayarda lub swoją, ale bez rezultatu. Miast tego, ruszył dalej, przyglądając się czy korytarz był naturalny, czy też był czyimś wytworem. Nieregularność podłoża i płynące z niej mokre stopy, oraz nieregularność sklepienia i wynikająca stąd obolała i poobijana głowa dały mu odpowiedź po nastu następnych krokach.

Wtedy grajek podszedł do ścian, by sprawdzić z kolei je. Szukał znaków, wskazówek, napisów, rycin, malunków, właściwie czegokolwiek.

Poświata w obu wzbudziła nieufność, Bayard spojrzał na Hadriana, Hadrian na Bayarda... w świetle pochodni ich twarze tańczyły nieco, raz po raz przykrywane cieniem, ale każdy bez kłopotu wyczytał nieufność na twarzy tego drugiego, niczym lustro odbijającą jego własne podejrzenia. Powoli, ostrożnie, jak najciszej starali się podejść i sprawdzić źródło blasku. W ciemności, po zgaszeniu pochodni, podążali ku światłu ostrożnie, by w końcu wyjrzeć zza rogu, i...

- Aaaach. - odskoczył w bok Bayard rozglądając się po ziemi.
- Aaaach! - odskoczył w drugą stronę Hadrian, dobywając dwa noże i puszczając pochodnię, przyczajając się do ataku.

Z cichym Plask! pochodnia opadła na ziemię, a kot, z początku spłoszony zachowaniem obu mężczyzn, połasił się do Bayarda, potem do Hadriana by wreszcie wrócić do Bayarda.

Minstrel z westchnieniem ulgi schował noże i osunął się po ścianie na ziemię.

- Na wszystkie piekła! A toś mnie wystraszył, Bayardzie! - z lekkim wyrzutem, ale i ulgą przymówił towarzyszowi minstrel, by dodać wierszyk, jaki ongiś usłyszał od własnej matki po tym, jak będąc dzieckiem przestraszył ją tak, że upuściła garnek z pyszniutką, świeżo kupioną śmietaną.

- Rok życia odszedł razem z krzykiem,
Rok życia, którego mi nie wrócisz.
Więc nie strasz proszę, mnie tak więcej,
Bo niczym zmora Cię zaduszę.

Moja matka zwykła powtarzać ten wierszyk, gdy ją straszyłem jako dziecko.
- Dodał smutno minstrel. - Zwykle potem ścigała mnie a ja uciekałem i... - spostrzegłszy się, Hadrian powstał, chwytając pochodnię i rzekł:

- Zobaczmy jak wielka może być ta jaskinia i co to za kryształy. Myślę, że jeśli ktoś jest w środku, już o nas wie, po tych wrzaskach, więc bądźmy ostrożni. Kot sam tu też pewnie nie mieszka...
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
Stary 14-09-2007, 08:23   #100
 
Tahu-tahu's Avatar
 
Reputacja: 1 Tahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumny
Towarzysze - tym razem jeszcze ostrożniej - ruszyli dalej. Jaskinia wymagała zbadania, wciąż mieli zamiar w niej odpocząć ale do tego potrzebowali pewności, że miejsce to jest bezpieczne.

Z obawą przyglądali się przede wszystkim kotu, który tak niespodziewanie się przy nich pojawił - czarny jak smoła, dobrze odżywiony, o błyszczącym futrze... z pewnością nie był to jeden z kocich dzikusów mieszkających na pustkowiach. Kot misiał być albo domowy, albo magiczny - a żadna z tych ewentualności nie wróżyła dobrze na przyszłość.
Szczególnie Hadrian obawiał się czegoś ze strony kota i nawet spróbował ostrzec przed zwierzakiem swojego towarzysza:

- Psst, uważaj na kota. Może się też przemienić w człowieka... albo i co gorszego - kwestię tą wypowiedział przenikliwym szeptem korzystając z momentu, gdy kot był zajęty polowaniem na jakieś jaskiniowe robactwo w dość sporej od nich odległości. Czy jednak na pewno nie słyszał? Tego pewni być nie mogli - gdy grajek wypowiedział już swoje ostrzeżenie, zwierzak odwrócił głowę i przelotnie na niego spojrzał... po to, by zaraz wrócić do przerwanego zajęcia.

Krok po kroku zapuszczali się dalej ku dość sporej komnacie oświetlonej błękitnymi kryształami - poza tą właśnie cechą jaksinia wydawała sie całkiem normalna. Jej środkiem płynął strumień, wapienne ściany piętrzyły sie nad nimi (woleli nie myśleć o tych zwałach kamienia... które przecież kiedyś muszą spaść) i wokół nich, poznaczone rdzawymi zaciekami, gdzieniegdzie rosnącymi kępkami mchu i właśnie tymi nietypowymi światłami kryształów.
To dziwne, ale zdawały się one być czymś naturalnym dla tych skał, choć nigdy wcześniej o nich nie słyszeli - jasnobłękitne, wystające gdzieniegdzie ze skalnych ścian kryształy były chłodne w dotyku i sprawiały wrażenie po prostu jednych z wielu istniejących w tym świecie minerałów... gdyby nie ten niebieski blask. Nie słyszeli nigdy wcześniej o świecących kamieniach, wiec tym bardziej byli nimi zdziwieni - największy z nich znajdował się powyżej ich głów i miał wielkość dorosłego człowieka, na podłodze jaskini również leżały fragmenty odkruszone od kryształowych brył dając wrażenie roziskrzonej powierzchni wody..

"Może by ze sobą kawałek zabrać?" - myśl ta nasunęłaby sie tu chyba każdemu... taki świecący kryształ może być strasznie cenny. Czy jednak nie spowoduje to potężnych magicznych skutków? Gniewu Bogów? Tego niestety nie wiedzieli...

***

Tak chętnie by już odpoczęli... oczy z trudem utrzymywali otwarte, każdy skalny załom zdawał im się przytulnym kącikiem idealnym na tymczasowy obóz. Z trudem zmuszali się do badania dalszych zakątków komnaty - mieli po prostu nadzieję, że zaraz ostatecznie stwierdzą, że to już ostatnia ściana, koniec, nigdzie dalej jaskinia nie prowadzi... i odpoczną.

Niestety. W najdalszym kącie kryształowej sali dostrzegli, że strumień płynący przez jaskinię wypływa z prowadzącego w górę korytarza - wystarczająco obszernego, by zmusić ich do dalszej wędrówki.
A tej mieli na dziś naprawdę dosyć.

Ale było jeszcze gorzej. Z rozjaśnianego tylko gdzieniegdzie blaskiem kryształów tunelu dochodziło echo... echo czyjegoś powolnego człapania rozlegało się przy wylocie korytarza dość głośno i powodowało u stojących przy nim śmiałków gęsią skórkę.

A jednak. Ten ślad przy wejściu, ten kot... jaskinia nie mogła, po prostu nie mogła być tak zwyczajnie pusta, ciepła i miła.
 
__________________
"All that we see or seem is but a dream within a dream." E.A.Poe
Odskrzydlenie.
Tahu-tahu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172