Skrzydło służby w pałacyku Metterichów
Uwięzieni znienacka pomiędzy Olivią, a Larsem i Franzem, trzej zbrojni znaleźli się w nielichych opałach. Zdradzająca wybuch jakiegoś obłędu czarodziejka trzymała ich w szachu kreśląc ostrzem płomienistego miecza figury, o których nie mieli pojęcia najwybitniejsi cesarscy fechtmistrzowie - jej mające niewątpliwe magiczną naturę piski budziły zaś jeszcze większą grozę niźli robota ostrzem.
Mężczyzna ścierający się z Franzem krzyknął głucho, kiedy traper dźgnął go sztychem w nogę tuż nad kolanem, cofnął się raptownie uderzając plecami o lodowaty kamień ściany. Jego okrzyk utonął niemal natychmiast w jeszcze głośniejszym odgłosie bólu wydartym z gardła Kislevity.
Norsman ciął go swoim toporem w ruchu, niezgrabnie i pod zbyt dużym kątem. Uderzony w większym stopniu płazem niż krawędzią ostrza, przeciwnik zachwiał się na nogach, kiedy ciężka stal samym swoim ciężarem zdruzgotała mu kości lewej ręki. Pojękując z bólu wojak odwrócił się w stronę Larsa, plecami opierając się o swego dybiącego na Olivię kompana.
- Dość tego! - krzyknął znienacka Siske obracając głowę tak, by móc zobaczyć Larsa i Franza, a jednocześnie nie spuszczać z oczu Olivii - Nie trzeba nam więcej rozlewu krwi. Dajcie nam stąd wyjść, a darujemy wam życie!