| Więcej ostrzy generale Skrzydło służby w pałacyku Metterichów
Choć bystra, doświadczona i grająca twardą, Olivia Hochberg w głębi duszy romantyczka, naiwnie wierzyła, że miłość ocali wszystkich. Toteż rozczarowanie odczuwała podwójnie, nie żarliwe uczucie chroniło jej ciało, nie ognie namiętności, czy omdlenie, którego doznają kobiety w ramionach ukochanego, kiedy czują się bezpiecznie, a zimna stal skierowana w piersi napastników, czary i groźby. Upatrywała jeszcze cienia romantycznej idei w odsieczy, która przyszła w osobach jej kompanów, karmiła nią duszę, łechtała ego. Przyszli przecież wybawieniem w nierównej i groźnej chwili. Bez ich udziału mogłaby skończyć splugawiona, a może nawet martwa. Tę myśl podchwyciła, tej uczepiła się szukając oparcia.
Kiedy już wygnała strachy z serca zacięła się przekornie w złości, znów pewnej przyjaciółce, dającej bardziej chłodny i zdecydowany osąd. Złości na Norsmena i przemytnika, za to, że tak długo musiała czekać. Zrachowała w nierównym świetle ruchliwego ostrza, że do Franza i Larsa, dołączył i Niers, ucieszona, że żywy, tym bardziej zła, że dopiero teraz, nie potrafiła pojąć jego niezwykłego tańca, krzyków nie słyszała, bo od pisku jeszcze dzwoniło jej w uszach. Na powrót potrafiła być szorstka i władcza, uważna jak zaczajona łasica.
Zyskując chwile, kiedy napastnicy odpuścili spadające niebezpiecznie ostrza i przeszli do negocjacji, odstąpiła krok, ale nie za daleko, by w wypadzie mogła dźgnąć i kolejny moment gdy kompani ripostowali wyzwanie, uspokoiła oddech, ale kiedy tylko poczuła drżenie rąk i nóg zmieniających się w bezkostną galaretę weszła w rolę. Musiała przełknąć ślinę, bo po wokalnych wyczynach w gardle nieco piekło. Rzecz na którą należało zwrócić uwagę przy podobnych sposobnościach. Wreszcie rzuciła.
- Miecze na posadzkę, natychmiast! - nieco zachrypiała, co przydało rozkazowi ostrzejszy ton - Liczę do trzech! - ledwo dokończyła, ale zaraz przypomniała sobie Loriego, który to bezczelnie zniknął, a którego łajanka jeszcze czekała i zaczęła już pewniej - Jeden! Dwa! .... - tyle już wiedziała adeptka, że negocjacji przy ostrzu nie ma co odwlekać, a rozkazy mają być krótkie i konkretne, a z żołdakami mieli przecież do czynienia.
Płynęło z ust dziewczyny złoto i biło z nich światło równoważąc inne wiatry i kojąc skołatane, niewidocznymi przez nikogo poza różnookoą, smakami eteru, umysły.
Oczekując przeciwnego niż nadziejowała dokładnie zapamiętała pozycje zbirów, tak żeby kiedy skryje się w cieniu trafić celnie. Światło dochodziło jeszcze z otwartych drzwi izby i kaganka na końcu korytarza, z za pleców mężczyzn, światło ledwo nikłe w świetlistym ostrzu. |