| Sprawdzenie legowiska martwego stwora pozwoliło odkryć masę kości i czaszek przeróżnych humanoidów oraz resztek uzbrojenia oraz pancerza. Wszystko było jednak tak stare, że nie można było nawet domyślić się, ile czasu tu leżało. Ruszyliście więc dalej i dosłownie po chwili natrafiliście na kolejną odnogę korytarza wiodącą na wschód. Przeszliście nią i po kilkunastu krokach naturalny korytarz przechodził w kolejną rozbitą ścianę, za którą znajdowało się wykonane przez kogoś, sztuczne pomieszczenie. I co najciekawsze - oświetlone pochodnią.
Czujnie przeszliście do pokoju, który w dalekiej przeszłości mógł być czymś w rodzaju składziku.Przyglądając się zagruzowionej podłodze można było dostrzec resztki drewnianych skrzynek, urn i innych ceramicznych naczyń. Wychodziły stąd tylko jedne, drewniane drzwi, którymi podążyliście. Wąski, również oświetlony pochodniami korytarz wiódł chwilę prosto, a potem zakręcał na zachód i dalej na północ. W pewnym momencie rękaw korytarza odbijał z powrotem na wschód, a główny wiódł na wprost.
Postanowiliście ruszyć najpierw prosto, mijając korytarz i docierając do niewielkiej wnęki, pośrodku której znajdował się uderzający swym pięknem posąg z czerwonego marmuru. Przedstawiał ponad dwumetrową kobietę z wyrazem twarzy wykrzywionym we wściekłości. Miała na sobie zwiewne, bogate szaty, a jej długie włosy spływały na plecy. W lewej dłoni trzymała dużą księgę, na której awersie widniała siedmioramienna gwiazda, którą Sherwynn i Vall od razu rozpoznali - ta runa była bardzo potężnym symbolem thassilońskiej magii tajemnej, a z tego, co bardka zdołała kilka dni temu wyczytać dodatkowo w bibliotece, gwiazda reprezentowała nie tylko samo imperium, ale także Siedem Cnót Władzy: Uczciwe Bogactwo, Odpoczynek, Pragnienie, Płodność, Szczere Zadowolenie, Słuszny Gniew i Obfitość. W prawej dłoni kobieta trzymała lśniącą, najlepszej jakości runkę wykonaną z metalu i kości słoniowej. Wyglądało na to, że broń można było wydobyć przy odrobinie wysiłku.
Przyglądając się zaś dokładniej figurze, Verna, Sherwynn i Vall doszli do wniosku, że wedle tego, co kiedyś czytali na ten temat, musi to być posąg Alaznist, jednej z thassilońskich Władców Runów. Reprezentowała Gniew a wyznawały ją przede wszystkim demony lubujące się w przemocy i zniszczeniu. Nic więcej jednak nie byli w stanie sobie o niej przypomnieć. Cofnęliście się więc do korytarza biegnącego na wschód. Po mniej więcej dwudziestu metrach tunel rozszerzał się i przechodził w coś, co kiedyś mogło być małą kapliczkę - na północnym wschodzie niskie schodki prowadziły na podwyższenie z szarego kamienia, gdzie znajdowały się resztki starożytnego ołtarza. Był to postrzępiony blok czarnego marmuru z dość precyzyjnie wykonanym symbolem Lamashtu - bogini szaleństwa, potworności i koszmarów, matki wszystkich demonów. Płytką wnęką na wierzchu ołtarza, tuż pod symbolem wypełniało coś, co wydawało się być bardzo zanieczyszczoną, czarną wodą. Nie czuliście jednak od cieczy żadnego przykrego zapachu, ani z pewnością nie była to krew.
Ruszyliście dalej, dochodząc po chwili do dwuskrzydłowych, ciężkich drewnianych wrót ze stylizowanymi klamkami. Vall sprawdził drzwi i gdy okazało się, że nie zamontowano przy nich żadnych pułapek, pchnął jedno ze skrzydeł, a to otworzyło się bezgłośnie i weszliście do środka. Ogromna, oświetlona pochodniami sala, w jakiej się znaleźliście, wyglądała jak katedra. Na ścianach po obu stronach wejścia znajdowały się kolejne drzwi, a same ściany znaczyły dziwne, kolczaste runy tworzące połączone ze sobą, skomplikowane zawijasy. Pośrodku pomieszczenia znajdował się duży basen, z pierścieniem wypolerowanych ludzkich czaszek osadzonych na kamiennych kolcach ułożonych w okrąg. W odległym końcu komnaty dwie pary kamiennych schodów prowadziły na ambonę, na której znajdował się drugi basen, z którego buchały smugi dziwnej, błękitnej pary. I to właśnie przy tym basenie ujrzeliście, że coś się poruszyło.
Niewielka, humanoidalna postać przypominająca jaszczurkę z baranimi rogami i posiadająca nietoperze skrzydła. Płci żeńskiej, z dziwnym, zakrzywionym sztyletem w dłoni. Widząc was, wycedziła tylko gardłowo kilka słów w nieznanym wam języku. Sądząc po tonie, nie było to zaproszenie na salony. Szybko cięła też sztyletem swój nadgarstek, a krople jej krwi skapnęły do basenu z unoszącą się parą. Dosłownie dwa uderzenia serca później wyszedł z niej ghoul, którego już wcześniej spotkaliście na swojej drodze, a którego Vall przedstawił wam jako Pomiot Grzechu. Rogata powiedziała do niego dwa słowa w swoim języku, a ten ruszył po schodach w waszą stronę. Bieska natomiast wzbiła się w powietrze, niemal pod sam sufit, również przygotowując się do walki. |