Łąbądek chwycił rzuconą monetę i schował ją do sakwy. Kapłanka Umberlee uśmiechała się jak po dwóch mocnych porterach. Umiem rzucać zaklęcia, jestem cholerną czarowniczką, o chwała Ci Wenus!
Kobieta rozejrzała się po otaczających ją gapiach, ci szybko wrócili do swoich obowiązków a może ich braku. Już miała skierować się, gdzie poniosą ją nogi, może do krasnoludzkiego sprzedawcy narkotycznych mikstur i afrodyzjaków, kiedy zobaczyła wielki cień, wręcz potężny wśród bladej zielonkawej łuny. To był Goliat, taki jakiego posąg widział u jednego magnata, którego tłuste ciało i zakręcony wąs namalował leniwie, ale ku zadowoleniu zleceniodawcy.
- Lubię jak kobita jest odważna i umie mówić co chce! Postawić ci kufel bimbru w tawernie ?- zaoferował olbrzym.
Leamer spojrzała na niego nieufnie. Jeśli chciał ją przelecieć, to przebił by jej pochwę na wylot. Był szaro skóry, trzymał potężny topór a pod nagim torsem znajdowały się futrzane nogawice, z elementami płyt z czarnego żelaza.
-Bimber? Mocny, tani, walący ogniem? Nie jestem pewna olbrzymie. Bardziej interesuje mnie lokum. Tak się składa, że potrzebuję dużej przestrzeni w której mogła, bym.- zawahała się przez chwilę.- otworzyć mały biznes.