Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-05-2022, 18:49   #518
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

Wolrad przejąłby się losem Waltera gdyby ten nie był wilkołakiem… jeśli ronin jeszcze żyje to znaczy, że za kilka chwil będzie zdrów. W sumie gdyby nie był wilkołakiem to niekoniecznie by go obchodziło czy przeżyje jeśli jego życie miało by być ceną za zniszczenie sługi kałduna.
~ Duch boi się młota! ~ warknął do braci i sióstr ze sfory zarówno wilczym gardłem jak i myślą dzięki pośrednictwu Borsuka i sam skoczył do (miał nadzieję) ostatniej szarży, aby pochwycić bestię, uniemożliwiając jej ucieczkę.

Życie, materia, duch, powstałe z Mgły Kreacji i raz uformowane nie pozwoliły się więcej przekreślić. Przywrócić początkowemu niezdefiniowaniu. Rozbić na komponenty, cofnąć w pierwotną esencję i umożliwić ułożenie świata na nowo. Istniały byty, które bardzo by tego chciały. Wtedy żaden z tworów, biegających wśród połamanych drzew, zamiast łypać tylko złym okiem spośród wyblakłych rycin oprawionej w ludzką skórę księgi okultyzmu, mógłby się nigdy nie narodzić. Czworonożny, z paszczą sięgającą brzucha, wypełnioną zębiskami wyrzeźbionymi z zaostrzonych żeber, zwłaszcza powinien znaleźć swe miejsce w niebycie.
Pierwsze ze stworzeń świadomych swego pochodzenia. Silnie z nią powiązani, władni kształtować i kontrolować moce Mgły ze względną łatwością. Gesty, inkantacje, rytuały? Bawidła dobre dla człowieczych czarokletów w spiczastych kapeluszach i togach wyszytych w konstelacje. Magia, coś nadnaturalnego dla śmiertelników, dla Fae była immamentna. Jak ludziom oddech, jak bicie serca.
Nawia sięgnęła tworzywa przenikającego świat materialny, wypełniającego również nią samą. Nakierowując chaotyczny, nieprzewidywalny strumień, nie starała się w żaden sposób narzucać Mgle porządku. Ten sposób mógł powodować odpryski w postaci nieplanowanych emanacji. Wzburzeń, turbulencji i wirów, w skrajnych sytuacjach erupcji katastrofalnej dla użytkownika i postronnych, lecz z drugiej strony również przynieść zadziwiające rezultaty.
Wolrad widział, że stało się coś dziwnego. Monstrum zmieniło się w jego kłach i pazurach w wielkiego suma, a on… nie mógł złapać oddechu. W kontrolowanych warunkach mógłby go powstrzymać na wiele minut, ale nie w sytuacji gdy walczył już dłuższy czas i już ten moment temu ciężko łapał wdechy by dotlenić przeciążone przedłużającym się starciem mięśnie. Gdzieś tam z tyłu głowy wiedział, że jeśli się to przedłuży to za kilka sekund już to solidnie odczuje, za kilkanaście będzie się ledwie ruszał a potem padnie na pysk… potem. Jeden problem na raz. Szarpnął szczękami i pazury poszły w ruch…
Wolrad szarpał ciało bestii, ale inne wilkołaki potrzebowały więcej czasu na odnalezienie się w sytuacji. Tylko Cieszybor i Łysy nie przerwali ataku, podobnie jak Wolrad. Ich szpony zdawały się szarpać ciało wielkiego suma, odrywając od niego całe płaty zgniłego i martwego mięsa.
Z pękniętej przestrzeni na plecach bestii wydobyło się coś przypominające kończynę jaką miał duch. Tyle, że w umbrze była to macka z energii, a tu przypominła zlepek kości z którego jeszcze zwisało mięso. Mimo mocnego klinczu ciso wystrzelił w stronę jednego z dwóch wilków atakujących z przodu.
Wolrad wyrwał kawał ciała suma swymi kłami, wbijając odrobinę głębiej swe pazury i warknął i zawył krótko “Nie ustępujcie!” do swoich. Nie zamierzał dać się wyrwać bestii póki ona nie zginie. Czuł, że duch który ją opętał wciąż się miotał i nie mógł palcem kiwnąć po Rozkazie który otrzymał od Wolrada, ale to była kwestia czasu. Musieli się spieszyć.

Duch ponownie nie wyrwał się woli Wolrada, a ciało szarpało się bezradnie w jego szczękach.

Kolejne wilkołaki atakowały. Szybko zmieniały swoje postaci w dwunożne bestie i atakowały coraz szybciej i szybciej. Sum próbował kontrować dziwną kończyną stworzoną z kości kręgosłupa, jednak rny zdawały się nie przeszkadzać żadnemu z wilkołaków.

W końcu padł decydujący cios… Rozpłatano brzuch ogromnego suma, a z jego wnętrza posypały się monety. Cała masa miedzianych, srebrnych i złotych monet. Ryba zaczęła się rozkładać, a Wolrad czuł, żę Nihlich opadł z sił. Zabicie fizycznego ciała sprawiło duchowi ból.

Wilkołak miał teraz dwa zmartwienia. Co z pozbawionym ciała duchem i co z istotą, która pozbawiła ich oddechu.

Cokolwiek się stało z ich płucami… było tymczasowe. Wolrad zawył i szczeknął wołając braci aby wrócić do Umbry i rozprawić się z nichilachem. Miał dla niego bardzo nieprzyjemną niespodziankę jeśli uda im się go zredukować do wijącej się kałuży. Jak powiedział sam też tak skoczył przez Zasłonę.

Bitwa baśniowa, jeno minstreli żal – panna nadobna w drewnej koronie, wyciągnęła przed się dłonie splecione. Odprężająco. – Będą, oj będą zadawać im kłam.

Głazy, które gniotły do ziemi, troski znikały jedna po drugiej, podobnie do zwierzoludów rozpływających się w orzeźwiającym, oczyszczonym deszczem powietrzu. Karnie, po warkliwym rozkazie przywódcy stada.

Zsunęła się w dół, z gałęzi na gałąź, coraz to niżej i niżej, aż poczuła pod stopami wilgotną trawę. Niespiesznie przechadzała się po pobojowisku, wśród bujnych łopianów. Ze wstrzymanym oddechem mierząc smrodliwe truchło rybo-potwora, podniosła z ciekawością srebrną monetę, leżącą w stercie bliźniaczych krążków. Przetoczyła ułudny metal pomiędzy palcami.

Zdradź rzeki, które przemierzasz… Noc, nie pozwalająca oczu zmrużyć, czyż nie? Jeden z twych braci jest nieopodal – rzekła do coraz mniej rannego marudera, zbierającego się spod pnia, w który został ciśnięty przez pokonaną bestię. Najwyraźniej zapomnianego przez pozostałych.

Paladyn wspierał się na młocie patrząc na driadę. Dyszał ciężko. Jego twarz miała jakiś taki bezrozumny wyraz twarzy.
- Czym jesteś demonie?

Widział ją, stała przy gnijącym potworze, bawiąc się połyskującą srebrem monetą. Gdy zadał pytanie, wprawił dziwną istotę w konsternację. Zamarła, wyraźnie wątpiąc, czy jest w stanie zrozumieć. Po chwili, pogodzona, uniosła podbródek i zwróciła w stronę wojownika oblicze. Wpatrzone w niego olbrzymie oczy w kolorze ametystów przyciągały uwagę i wiązały wzrok. Niczym wymuszonym. Na podobieństwo kojącego hipnotyzmu morskich fal, piękna rzadkiego kryształu zrodzonego we wnętrzu góry, zasługującego na podziw. Odbijał się w nich. Początkowo niewyraźnie, z czasem nabierał ostrości. Oddalał z każdym kolejnym uderzeniem serca. W końcu w pełnej krasie mógł dostrzec swój nietęgi wyraz twarzy i rosłą sylwetkę ociekającą krwią. W głowie rozlegało się ciężkie dudnienie. Obserwował samego siebie… z jej perspektywy. Odpowiadała mu. Zmysły płynęły ku przeszłości, zalane przez wizje, obrazy i dźwięki. Z siłą bijący puls coraz bardziej przypominał bębny.

Przemierzał zamierzchłe eony. Przyglądał jak piętrzą się góry. Szybował nad pokrytymi lodem stromymi szczytami. Opadał przez rozpadliny wraz z rwącym strumieniem, ku zatraceniu dotykając piany ciętej na ostrych skałach. Niezwiązany ni czasem, ni miejscem, odległy. Przez niezliczone zachody słońca niknącego za horyzont. Wchodząc w styczność z pierwszymi ludźmi, słuchając ich pieśni i próśb. Ludzki umysł doświadczający przytłaczającej potęgi świata, przemijających epok, zmian które trwają tak długo, że sam na ich tle jest ledwie mgnieniem. Powrócił na swe miejsce. W rzeczywistości nie zleciało więcej niźli szczypta ziaren w klepsydrze.

Dziś dwa kruki, niegdyś były jednym – Fae dotknęła melancholia. Garść wspomnień musiała być dla niej równie żywa co w dniach, kiedy doznała ich po raz pierwszy.

Starszy mężczyzna pochwycił mocno swój młot i szykował się do walki.
- Odstąp demonie. Zaklinam cię w imię Ojca i Syna i Ducha świętego. - Głos inkwizytora był dzziwnie niski i waarkliwy, przez co trudno było zrozumieć jego przekaz.


Sfora nie pozostawała w tyle. Wolrad słyszał i czuł już ich zapach w dwie sekundy za nim. Jego Rozkaz wciąż trzymał nichilacha. Nie całkowicie spętanego, ale nie pozwalając mu uciec, ani jakoś kreatywnie walczyć… choć wciąż było ciężko.

Krew się lała, macki ducha odrywały ciało całymi płatami i Wolradowi w pewnym momencie wyrywając prawie ramię, odsłaniając staw i kości i potrzebował kilku nim wylądował wreszcie na ziemi i opanował ból, gdy tylko ciało się tę odrobinę zregenerowało by zerwane nerwy i ścięgna się odtworzyły. Jeszcze przed tym już kuśtykał z powrotem do walki, bo prędzej dałby się dzikowi dosiąść niż pozwoli by jego bracia i siostry walczyli bez niego, gdy ten jeszcze dychał…

~ * ~

Bestia wreszcie padła. Niebór skomlał na ziemi, przytłoczony nadnaturalną entropią ducha. Ręka Wolrada ledwie się trzymała równo na ochłapie skóry, a równo na resztkach stawu. Nie miało to znaczenia. Kilka minut. Nie więcej i wróci do siebie. Wiele, wiele ran. Wiele mocy wylane przeciw niemu, ale udało się. Bestia padła. Nichilach został pokonany. Wampir utracił potężnego sługę, ale to jeszcze nie był koniec.

- Cieszybor! Nadia! Sprawdźcie co z roninem! Zostawiliśmy go z jakąś siłą co nam płuca odebrała!

Ducha nie da się zabić. Przynajmniej nie w ten sposób. Pokonany duch się odradza gdzieś w Umbrze, a tego Wolrad nie chciał. Wampir był tylko jednym z wrogów. Nichilach był sługą Wroga. Pomiotem Żmija…

Stanął na dwóch nogach przyjmując ludzką formę, a powietrze zapachniało… sierścią i piżmem. W tle rozchodziło się dalekie echo kłusujących kopyt. Wolrad rozłożył szeroko jedyną sprawną rękę i warknął w nieludzkim języku, głosem którego żadne materialne struny nie miały prawa z siebie wydać, a słowa odbiły się nieistniejącym echem. Znikające ciało bestii wierzgnęło w proteście. Pokonany duch wrócił do życia i postawił się, bo w swym przeklętym bycie napędzanym entropią zrozumiał, że ta entropia może zostać mu odebrana… ale był już pokonany. I nie mógł walczyć. Mógł się opierać. Mógł utrudniać Wolradowi rytuał. W nieistniejący sposób wcinać się w słowa, ale Wolrad recytował dalej nieprzerwanie Stare Słowa sprzeciwu kierowanego prosto w twarz Niekreacji. Nim ukończył wyprostował również drugą rękę gdy ta odzyskała dość ciała aby był w stanie ją unieść.

Z czasem, gdy kolejne kamienie milowe rytuału były osiągane intensywność wzrastała. Bestia wierzgała agresywniej, słowa Wolrada przeistoczyły się w gniewne okrzyki gdy krok za krokiem zbliżał się póki nie był już na wyciągnięcie ręki… wtedy wszedł w nichilacha. Dał się objąć spętanej entropii wiedząc, że jeśli się ona uwolni to nie zostanie nic z jego istoty i nigdy nie będzie dane jego duchowi się odrodzić. Warknał długo i potężnie gdy jego mięśnie się napięły i przeistoczyły w potężnego crinosa. To nie była siła ciała tutaj potrzebna, ale dawała ona poczucie siły którego teraz potrzebował, gdy nichilach ze wszelkich swych nadnaturalnych sił starał się go przekonać “nie dasz rady”.

Wolrad zaczął składać ręce… powoli z szeroko rozłożonych zamykał nichilacha w coraz mniejszej i mneijszej przestrzeni, kumulując go jak plugawą burzę która tylko zdawała się zyskiwać mocy i tempa w miarę jak zmniejszane były jej rozmiary.

Ostatni raz wywarczał Stare Słowa i zacisnął dłonie. Drżały gdy w ostatnich przebłyskach desperacji duch chciał się uwolnić, ale nie miał już mocy. Kilka chwil później wszystko się skończyło, a Wolrad w palcach trzymał coś co wyglądało na odłamek obsydianu. Czuł straszliwy gniew zamknięty w środku, który gdyby mu pozwolić zniszczyłby cały świat.
- Bądź przeklęty sługo Żmija. Minął wieki nim znów ujrzysz światło.
 
Arvelus jest offline