Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2022, 08:12   #129
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Elf nie poświęcił martwemu ghulowi ani chwili. Demoniczna magia wydawała się wisieć w powietrzu i czaić się na nich. Ruszyli dalej. On prowadził. Patrzył z uwaga na wszelkie płyty, które mogły być czule na nacisk, a zanim przekroczył kolejną futrynę sięgał po lusterko ze swoich narzędzi. Nie chciał uruchomić mechanizmu kuszy tuż za rogiem.

Jednak nie natknął się na pułapki. W myślach skarcił się za to. Był zły, że szli tak wolno. Fakt, że nie natrafił na pułapki, nie znaczył, że nie natrafi na nie później. Nie wybaczyłby sobie, że przez jego pośpiech ktoś z towarzyszy skończył z bełtem w brzuchu.

Posąg nie tylko niczego nie wyjaśniał, ale wręcz rodził nowe pytania. Dlaczego tu był? Kto tu przychodził? Dlaczego go zamurowano?

Vall czuł, że musi zasięgnąć języka w mieście. Nigdy nie było mu po drodze z biblioteką czy książkami jako takimi. To co pamiętał opowiadała mu matka. Chyba nadszedł czas, żeby zacząć we własnym zakresie pozyskiwać wiedzę.

Verna zniszczyła symbol demona. A może raczej bogini? Potwory widziały w niej swoją matkę. Lamashtu. Vall westchnął. Daleko było mu do kultu demonów czy innych wynaturzonych bogiń. Ale wiedział, że gdy ktoś ma kogoś za matkę, to z trudem przychodzi mu wybaczanie szargania jej dobrego imienia.

Z drugiej strony, skoro Verna to zrobiła, to najwyraźniej tak trzeba. Na wszelki wypadek splunął przez lewe ramię i wykonał prawą dłonią łuk ochronny nad sercem.

Dłuższą chwilę wpatrywał się w broń posągu. A potem spojrzał na Mharcisa. Gdy spojrzenie elfa spotkało się ze spojrzeniem strażnika, Vall skinął głową na broń. Była nieco większa od włóczni, ale w walce pewnie używało się jej podobnie. Jeżeli ktoś miał z niej skorzystać, to właśnie strażnik. A dotychczasowe doświadczenia mówiły Vallowi, że nie będzie mieć wielkich oporów do stosowania broni pochodzącej z siedliska demonów.

W końcu ruszyli dalej.

Gdy zobaczyli uskrzydloną demonicę. Vall obserwował gest i słuchał słów. Półszeptem powiedział do Sherwyn:
- Chyba artysta wykonujący rycinę przegiął ze swoją interpretacją.

Gdy z sadzawki wyłoniła się znana już elfowi bestia to powiedział tylko:

- Nie dajcie się mu trafić, Fred, pomóż im.

Sam ruszył w bok sięgając po łuk. Demonica była szybka. Pikowała i próbowała swoich czarów z doskoku, a potem odlatywała.

Pierwsza strzała minęła ją o dobre dwie dłonie i wbiła się w powałę.

“Fred, muszę nauczyć cię latać”

Pomyślał nakładając kolejną strzałę. W tym momencie ciało demonicy rozbłysło trafione ognistym pociskiem. Vall kiedyś zastanawiał się, czy osiągnie takie mistrzostwo w sztuce, że zacznie preferować gest i słowo ponad łuk i strzały. Na razie nie przyszła na to pora. Póki co bardziej wierzył w łuk zabrany z gobliniego truchła niż we własne czary.

Demonica otrzepywała się z płomieni Argaena i wtedy dostała strzałą w środek skrzydła. Vall uśmiechnął się do siebie i wtedy zobaczył jak potężny strumień mrocznej mocy uderza w demonicę. Jej ciało bezwładnie opadło na ziemię, a wzrok Elfa powędrował w stronę Mharcisa.

Strażnik miejski dwa dni temu miał problem z trafieniem do ustawionej na płocie kostki lodu, a dziś spontanicznym czarem strącił demona. Ba, Mharcis w zeszłym tygodniu nie umiał w ogóle czarować. Jego moc przyrastała w zastraszającym tempie. Rael przełknął ślinę. Właśnie pierwszy raz zwątpił w to, że zabranie Mharcisa do siedliska zła było dobrym pomysłem.

Elf podszedł do ciała demonicy. Poszarpanej strzałami, przypalonej i… poddanej działaniu mrocznej mocy? Argaen również do niej podszedł.

- Mogę ten sztylet? - powiedział bez ogródek elf. - Gdybyśmy mieli jakieś fiolki, to jej krew mogłaby się przydać jako składniki alchemiczne.

Łasica przybiegła i wspięła się na ramie Valla korzystając z tego, że elf pochylał się nad ciałem bestii.

- Tak, Fred, obiecuję, że dostaniesz skrzydła. Tylko stąd wyjdziemy.

Po wszystkim Elf postanowił jeszcze zajrzeć do sadzawki. Najpewniej wewnątrz były jeszcze jakieś zwłoki, a nie chciał, żeby gdy stad wyjdą, to w ślad za nimi ruszył kolejny pomiot.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline