Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2022, 18:48   #34
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Gobelin, kiedy tylko uderzył w struny swojej lutni, zyskał sobie zdumione spojrzenie Godo. Jaki wyraz facjaty Morda przyjął pod swoją kolorową, szmacianą maską, tego nie wiedział nikt, ale zarówno zamaskowany goblin, jak i sam Godo stali przez chwilę wryci.

Kiedy występ Barda zakończył się, Godo dał znać, żeby się rozmówić z Mordą. Oba gobliny odeszły na bok i pogrążyły się w rozmowie, to znaczy: Godo paplał przez parę momentów zażarcie, zaś Morda z furią czynił gesty w powietrzu. Jako że Katerina potrafiła czytać z ruchu warg, zrozumiała, że Morda zgadzał się z Gobelinem, zaś Godo chciał mu to wyperswadować.

Gobelin: wywiera wrażenie za pomocą Wszechstronnego Występu. DC jest obniżony o 2 - Godo jest częścią plemienia Gobelina i pamięta, że grupa Gobelina uratowała ratusz. Jest sukces, w sumie 12 (DC było WIL Godo).


Ostatecznie, po pertraktacjach zielonoskórych, jeden z nich przyszedł z powrotem.

- Dobra - rzekł Godo. - Styknie trzy sztuki złota. Płatne po robocie.
Dwa gobliny odeszły na pewien czas, jak wyłożył Godo - “aby załatwić ważkie sprawunki”. Joresk zauważył, że zniknęli w okolicach paru spelunek w dokach Rozgórza. Wrócili po parunastu minutach, niosąc ze sobą broń i sakwy podróżne, z których cuchnęło jakąś dziwną mieszanką ryb, gorzały i zgnilizny. Valenae rozpoznała między tymi zapachami coś, co przypominało jej truciznę, którą czasem bandyci zwilżali groty swoich strzał.

Godo niósł na plecach sporej wielkości kuszę - zbyt wielką i zbyt nieporęczną jak na goblina. Kusza, zapewne kradziona, miała spiłowane łoże, jej łęczysko zostało skrócone, zaś orzech był wykonany z, jak się zdawało, kości szczura.

Morda był wyposażony w noże do rzucania i jakiś gobliński ekwiwalent halabardy, której topór był wykonany z zaostrzonych kamieni i kości małych zwierząt.

Byli gotowi.

- Dobra jest, możemy ruszać nasze zielone dupy - Godo wyszczerzył nierówne zęby.
~

Wug skierował swoje kroki do legowiska Gridy, ta zaś przyjęła go serdecznie. Iście serdecznie, Barbarzyńca znalazł to, po co przyszedł i przez pierwsze chwile cielesnym swawolom nie było końca. Gibka łowczyni capnęła potężnego Barbarzyńcę i ujeżdżała go, jakoby był to ich ostatni raz.

Nasycona, skomentowała pomysł wybierania się na Czarcie Wzgórze:
- E, kurwa, zabiją was tam i na tym się to skończy - Grida pokręciła głową, śmiejąc się. - Wszakowoż trzeba postawić kocioł obok dworzyszcza albo i dwa, co by jaką strawę dla was warzyć. Albo jak nie dla was, to przynajmniej wasze czerepy zacnie ze skóry wygotować i torbę sobie z nich zrobić, ludzie i elfy dobrą skórę mają!

- Wszak nie licz na to, że was opatrywać będę. Stara nigdy nie umiała nauczyć mnie, jak zszywać skórę i łatać bebechy. Jeśliś taki mądry i chcesz w czeluści twierdzy się udawać… To licz na złamane kości, ha!
Wyrzekłszy swoje, zaczęła zbierać się do podróży, czasem tylko śmiejąc się na głos:
- Głupie ludzie! Oni!? Do zamku!? Łajno we łbie mają, z zamku żywi nie przychodzą! A ty z nimi!
Ostatecznie jednak, spakowała plecak. Grida była gotowa do podróży.

~




Przygody w miasteczku zabrały nieco czasu. Słońce podniosło się z horyzontu i powoli wspinało się do zenitu. Było przedpołudnie.

Grupa szła przez Rozgórze.

Senni dotychczas strażnicy, których patrole czasem można było spotkać na ulicach, postawieni zostali w stan gotowości. Wug zauważył, jak jakiś krasnolud łypał podejrzliwie na przechodzących obok drwali, gdzieś indziej zaś inny strażnik wypytywał jakąś dziewkę i jej przyzwoitkę o podejrzane persony. Valenae usłyszała plotkę, że z Marynowanego Ucha i innej jeszcze tawerny wyrzucono parę goblinów. Zapewne od czasów pożaru i wieści o niebezpieczeństwie w twierdzy, ludzie w Rozgórzu znacznie mniej przychylnie spoglądali na innych, nie-ludzkich mieszkańców miasta.

Droga z miasta prowadziła przez bramę główną. Po odbyciu zwykłych formalności i zebraniu na swojej personie wzroku nagle paranoicznych strażników, można było wyjść na ubity trakt i później na rozstaje.

Tabliczka wskazywała drogę na zachód, wschód i północ. Zachodni trakt zapewne podążał dalej w stronę Ćwierkającego Lasu, droga na wschód prowadziła w wielkie góry, zaś samotna droga na północ prowadziła na wzniesienie, na którym stała stara warownia.

~

Droga do cytadeli na Czarcim Wzgórzu była prosta i łatwa, choć z wiadomych powodów, nie była uczęszczana często. Nie było tajemnicą, że to tylko gobliny poznały tereny wzniesienia na tyle, by być bezpieczne. Niejeden z ludzi, niziołków, elfów i krasnoludów Rozgórza mógłby wspominać w latach lub dekadach, kiedy to ostatnim razem wybrał się na Czarcie Wzgórze.

Bruk, który kiedyś zapewne był zadbany i czysty, teraz był popękany i w wielu miejscach rosła trawa. Spore kępy wrzosu, samotne skupiska brzóz i pola wysokich traw czasem przecinały gładki niczym dłoń krajobraz wzniesienia. Wug, Valenae i Joresk zauważali czasem w dali zające umykające w wysokie trawy. Zwierzyny w okolicach Rozgórza było pełno.

Dziesięć sylwetek podążało traktem - sześciu awanturników, a przed nimi trójka goblinów, zaś znajoma Barbarzyńcy łowczyni zamykała pochód.


~

Jak Katerina poprosiła, Ficko opowiedział o cytadeli. Ten na jej temat gadał nieskładnie i hałaśliwie. Garbaty goblin jąkał się, a niektóre ze słów, z którymi miał trudność we Wspólnym, wywrzaskiwał albo akcentował w dziwaczny sposób. Często też przerywał opowieść, wtrącając w nią inne tematy.

- S-smak gorzały w Łasce l-lepszy niż w U-chu-chu-chu! - wykrzyknął parę razy.
- Na pohy-hybel Czarciej Straży! Zamek fe! Źli Rycerze Piekieł!
- Nie w-wejdę do złego z-zamku! S-słyszeliście!? SŁYSZELIŚCIE!? FICKO N-NIE WEJDZIE DO Z-Z-Z-ZŁEGO ZAMKU!
Z jego też słów opuszczony bastion wyłaniał się nie jako kupa starych kamieni zapomnianych przez czas i bogów, ale jako własne środowisko samo w sobie, podobne verdurańskiej puszczy albo przynajmniej Karmazynowemu Lasowi, gdzie plemię Cierniowego Kamienia było tylko jednym elementem.

Ficko wyjawił, że gobliny korzystały głównie z wyrwy na południu. Na północy - jak trajkotał skrzekliwym głosem - było “coś niedobrego”, zaś tereny południa i wschodu odwiedzali “źli ludzie”. Droga goblinów wiodła z południa bezpośrednio przez komnaty na dziedziniec, gdzie ponoć było wejście do podziemi. Lochy twierdzy były dopiero od niedawna poznawane przez przywódczynię klanu, Helbę i jej przybocznych. Helba także zaginęła od czasu wiadomych wydarzeń.

Na temat zagrożenia w podziemiach twierdzy niewiele mówił, a jak mówił, była to tak samo chaotyczna perora, jak na Zewie Śmiałków.

- Wielka paszcza! Wielka paszcza! - krzyczał. - Wielki smok!
Wrzaski Ficka były kwitowane pełnymi politowania spojrzeniami Godo. Gobliński kusznik i nożownik szli w milczeniu paręnaście stóp przed główną grupą, z rzadka tylko wymieniając między sobą zdawkowe uwagi. Lavena zauważyła, że wzrok zamaskowanego goblina idącego z Godem na parę sekund dłużej zahaczał o nią, nie sposób było jednak powiedzieć, czy była to po prostu zwykła ciekawość niemego goblina, czy coś innego.

~



Warownia zbliżała się z wolna. Była potężna.

Ognie na blankach były widoczne już z daleka, tak samo jak jej kształt: centralne skrzydło z blankami wysokimi na jakieś czterdzieści, może pięćdziesiąt stóp, na blankach zaś cztery baszty, z czego jedna była zburzonym kikutem. Na północ i południe wyrastały odpowiednio skrzydła bastionu, których mury porośnięte były winoroślą, szczególnie wokół skrzydła południowego i na zachodzie, gdzie grunt był plątaniną ciernistych pnączy. Na zachód od cytadeli wznosiło się pasmo omszałych głazów wysokich na jakieś piętnaście stóp i szerokich na wielkość jednej albo dwóch karczem, z początku zbitych i niedostępnych przy samej cytadeli, a rozbijających się w rój małych kamyczków dalej.

Brukowana ścieżyna okalała cytadelę i prowadziła do głównej bramy na wschodzie. Tak, jak mówił Uskwold Joreskowi, fragment muru południowego skrzydła zmurszał i zawalił się całkowicie, odsłaniając jakąś komnatę. Niewiele jednak można było dojrzeć z tak daleka.

Brama główna stała uchylona na mniej więcej łokieć. Wielka kłódka i łańcuchy, które kiedyś spinały wrota, zostały rozbite dawno temu i ich szczątki leżały u jej stóp. Zardzewiałe zawiasy i rudawe zacieki na żelaznych dźwierzach pokryte były mchem, zaś nad bramą, wyryty w stali, widniał napis. Żaden z awanturników nie potrafił go odczytać, choć Gobelin i Wug wiedzieli, że pismo to Piekielny, a w każdym razie tak mówiła wieszczka Blada Poświata Księżyca, która ponoć w tych sprawach była biegła.

Nad bramą główną wisiał wytarty i popękany już relief, który chyba kiedyś nosił na sobie insygnia zakonu. Teraz jednak był zamazany i niewiele można było wywnioskować z niego.

Wszędzie panowała cisza. Czasem tylko, z rzadka, przerywały ją daleki świergot ptaków lub granie świerszczy.

W międzyczasie, Grida, którą przyprowadził Wug zabrała się za rozstawianie obozu opodal - jakieś sto stóp od twierdzy znalazło się parę głazów, które mogłyby zamaskować namiot albo szałas. Łowczyni bez gadania wzięła się do roboty, nie bacząc na pozostałych.
- Dobra, mistrze - rzekł Godo. - Jaki plan? Taki, wiecie… Co by karku nie skręcić. Albo dupy nie rozbić. A najlepiej to żadne z tych dwóch.
~

Podróżnicy - konkretnie, Katerina i dwójka najemnych goblinów, bowiem Ficko został z resztą grupy i głośno zapowiadał, że ma ochotę uciec stąd jak najdalej - wybrali się na obchód wokół starej warowni, postanowiwszy zlustrować wejścia z bezpiecznej odległości.

Poza bramą główną, wejść było jeszcze pięć, w tym jedno zabite dechami i zabarykadowane.

Pierwsze znajdowało na południu - mała ścieżyna wśród ciernistych krzaków, zapewne wydeptana wcześniej przez gobliny, prowadziła do średniej wielkości pomieszczenia. Wewnątrz, w cieniu rzucanym przez mur, niewiele można było zobaczyć, jednak Katerina zauważyła coś, co wyglądało na pierwszy rzut oka jak ludzkie postacie. Dopiero po paru chwilach zorientowała się, że stojące w rzędzie sylwetki to treningowe kukły, których zapewne armigerzy używali do treningu.

Zaraz obok tego przejścia, na południowo wschodnim murze była mniejsza brama. Jakimś cudem, spore sążnie drzewa i wielkie dechy, które stanowiły barykadę, nie odpadły. To wejście stało zamknięte.

Kolejna wyrwa znajdowała się na zachodzie. Tu mur był popękany i rozbity, jakby ściana eksplodowała. Wejście prowadziło zapewne do jakiegoś pomieszczenia administracji. Puste regały i rozbite meble leżały w ciemnym pomieszczeniu, zaś na kamiennych ścianach rósł mech i winorośl.

Z północy można było wejść przez dwa otwory w murze - na północy i mniejszy na północnym wschodzie, które prowadziły do sporego pomieszczenia. Wewnątrz znajdowało się pojedyncze biurko, naprzeciwko zaś rząd połamanych ław, między którymi znajdowały się kawałki gruzu i śmieci.

Pod północną wyrwą w murze znajdowała się szeroka na paręnaście kroków sadzawka - w istocie, po prostu wielka kałuża, w której centrum znajdował się jakiś trup w pełnej zbroi, przebity przez pojedynczą włócznię albo kolec. Zbroja na zwłokach była szara, uwalana mułem i nawet z daleka było widać, że jest na niej rdza.

Wokół nie było nikogo - wbrew słowom Ficka, teren miały patrolować psy goblinów, jednak nie było ich nigdzie.

Mury cytadeli miały jakieś czterdzieści stóp wysokości, zaś baszty w centralnym skrzydle były wyższe o jakieś kolejne dwadzieścia. Mury, jak to mury warowni - nie zostały wzniesione z myślą o tym, by ktoś się po nich mógł wspinać, toteż spora z nich część była gładką ścianą. Tu i ówdzie można było zaczepić hak i spróbować wspinaczki, szczególnie na fragmentach co gęściej porośniętych winoroślą lub skruszałych pod wpływem czasu. Na pewno jednak nie byłoby to łatwe.

Valenae, Wug i Gobelin wiedzieli, że w centralnym skrzydle znajdowały się schody do wyższych kondygnacji twierdzy. Goblin i ork wiedzieli to, bowiem byli członkami plemienia Cierniowego Kamienia, zaś łotrzyca podczas swoich wcześniejszych podróży zdołała widzieć bastiony podobne temu, który mieli przed sobą.


 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!

Ostatnio edytowane przez Santorine : 21-05-2022 o 09:00.
Santorine jest offline