Groza sytuacji przeniknęła Zygfryda do szpiku kości. Nie żeby często bywał w aż tak skrajnych sytuacjach jednak szybko dodawał dwa do dwóch. Stworów było bodajże sześć. Dwie kule ognia puszczone przez krasnoluda w środek przeciwników wyglądały jakby nie wywołały żadnego efektu. To znaczy widać było, że jedna przeszła na wylot, a druga nieźle przypaliła jednego ze stworów, ale niczego to nie zmieniło.
Elf zaczął wywijać mieczem jednak efekt był podobny prawdopodobnie to walenia trolla łyżką do mieszania w kotle.
Sytuacja w ciągu mgnienia sekund zmieniła się dramatycznie. Nie chciał tego lub raczej wolałby tego uniknąć, żeby nie zostać rozpoznanym jako nekromanta. Jednak życie i zdrowie własne było najważniejsze. Musiał wierzyć w dobry los i że może ujdzie mu to płazem. Głupio by było uratować życie towarzyszy by potem za ten czyn zapłacić swoim.
Nie musiał szukać składniku czaru gdyż od dłuższej chwili nerwowo zaciskał dłoń w kieszeni na fiolce wody pobłogosławionej przez kapłana. Sam nie zauważył kiedy usta zaczęły wypowiadać zaklęcie. Po chwili czar zniszczenie ożywieńca eksplodował w pomieszczeniu.
Oby to pomogło. Zdążył się jeszcze pomodlić w duchu Zygfryd.