Morfik cały czas nie czuł się za dobrze po zeszłej nocy. Cały czas miał przed oczami płonące koszary a w uszach jęki strażników. W nocy źle spał, miał koszmary i budził się cały zlany potem. Ale teraz nadszedł nowy dzień. Pora zapomnieć o tym co sie zdarzyło. Należało skupic się na obronie miasta, która może być o wiele trudniejsza niż zdobycie go. Wreszcie gdy ludzie Brada rozeszli się Morfik stanął przed swoimi ludźmi -Dobrze! Na początek idziemy zaopatrzeć się w zbrojowni. Bierzemy to co jest nam potrzebne czyli miecze i zbroje strażników. Za mną.- powiedział Morfik i razem ruszyli do zbrojowni. Gdy dotarli, Morfik zauważył, że część rzeczy została już zabrana. Kazał swoim ludziom ubrać się w kolczugi oraz części z nich kazał zabrać krótkie miecze. Sam ubrał się w ciasną kolczugę oraz oprócz toporka wziął sztylet aby nie tracić szybkości. Gdy wszyscy byli już gotowi Morfik powiedział -Dobrze teraz macie czas wolny, możecie iść do karczmy czy gdziekolwiek chcecie ale pamiętajcie za godzinę zbieramy się na miejscu zbiórki. |