Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-05-2022, 14:35   #87
Elenorsar
 
Reputacja: 1 Elenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwu
Dixon przyjrzała się wszystkim zebranym. Całej ich ekipie okrojonej obecnie o zabitego wcześniej przez Jamesa "Gato" oraz walczącej obecnie o życie Melody, czego winien także był James, a przynajmniej w jej mniemaniu.
- Zanim przejdziemy do ustalania planów, może ktoś wytłumaczy się ze swoich działań? Oraz faktu, że resztę bandy to on ma w dupie? - Spojrzała oskarżycielsko na Jamesa - Czy może tylko ja uważam, że nasz "złodziej" nie postąpił jak należy? - Jej wzrok przeleciał po reszcie zebranych.
- Nie tylko ty tak uważasz - powiedział John. - Moim zdaniem było to najgorsze rozwiązanie ze wszystkich możliwych.
- Nie. Nie tylko ty frau i doktor macie takie odczucia.
Oppenheimer bezszelestnie wsunął się do wagonu, w ręku trzymał nienapoczętą butelkę whisky. Spojrzał na bladą, wątłą, młodą dziewczynę wykrwiającą się na śmierć a potem przeniósł na wpół żywy, na wpół martwy wzrok na Langforda. Uważny obserwator zauważyłby jak porusza palcami prawej dłoni, jakby chciał pobudzić w nich krążenie. A może to był tylko niewinny tik? W końcu szubienicznik zwrócił się do rewolwerowca. Jego chrapliwy głos przypominał brzęczenie much latających nad trupem.
- Ktoś podejrzliwy, patrząc z jakim zapałem i pośpiechu okradałeś zwłoki jednego z nas pomyślałby, że jesteś do cna chciwy i zepsuty.
Oppenheimer postawił obok Johna butelkę alkoholu po czym ruszył dalej w głąb wagonu, tam gdzie czekał bandyta. Głuchy stukot obcasów wypełnił pomieszczenie.
- Ktoś podejrzliwy pomyślałby, że niezbyt chętnie lubisz się dzielić. Nie tylko swoimi planami, ale także przyszłymi zyskami z przedwzięwzięcia, którego jesteśmy wspólnikami.
Wisielec stanął przed rewolwerowcem, w odległości w jakiej kochankowie rzucają sobie zakochane spojrzenia a nożownicy zatapiają nóż w trzewiach.
- Ktoś podejrzliwy pomyślałby, że próbujesz się wspólników pozbyć, co by tłumaczyło, dlaczego nie próbowałeś nas uprzedzić, a miałeś na to przecież czas i sposobność. Na twoje nieszczęście nie ma w tym wagonie osoby bardziej podejrzliwej niż ja. Odpowiedz więc na pytanie Jamesie Langford. Jesteś pozbawionym zasad i wyobraźni chciwym głupcem czy masz kompleks Boga i wiesz lepiej co jest dobre dla innych?

James stał spokojnie, wciąż trzymając w ręku rewolwer którym chwilę wcześniej mierzył do pracowników kolei.
- Co tu robimy? I po co tu jesteśmy? Może mi ktoś powie? Ktokolwiek? - Zapytał James twardym, zimnym jak głaz głosem, patrząc się na szubienicznika.
- Ja okradam dyliżanse. Banki. Pociągi. Ten nie jest pierwszy, i najpewniej nie jedyny. Jestem w tym dobry i wiem, po co tu jestem i na co się pisałem. Pan najwyraźniej nie. Proszę mi powiedzieć, panie Oppenheimer, najlepiej bez pierdolenia, dlaczego wątpił pan w powodzenie naszego wspólnego przedsięwzięcia, stojąc na środku peronu, łamiąc dyskrecję, do której się pan zobowiązał, pierdoląc coś o mordowaniu rodziny naszego pracodawcy, czekając na szeryfa który w najgorszym razie powiesiłby pół naszej “bandy” i pieprząc coś o koegzystencji? Wcześniej przekonując innych, że najlepsze co można zrobić, to czekać? - Zapytał, podkreślając słowo banda i czekając spokojnie na odpowiedź.

Oppenheimer ani drgnął, wrósł przez rewolwerowcem jak zimny posąg.
- To jest twoja odpowiedź herr Langford? Zrzucasz odpowiedzialność na mnie? W czasie kiedy ty podjąłeś decyzję za nas, doktor próbował przekonać zawiadowcę by zmienił swoje zarządzenie. A gdyby mu się nie udało spróbowałbym ja. Nie dostałem takiej szansy. Dalej wątpię w powodzenie tego projektu. Nasze zasoby ludzkie dzięki tobie kurczą się z dnia na dzień. Zostawiłeś swoich wspólników na pastwę losu i ty odpowiadasz za to co się stało z Melody. Chcesz podejmować decyzję za nas to bierz też odpowiedzialność za ich konsekwencje. Zamiast chełpienia się swoimi wyczynami oczekiwałbym jakichś słów skruchy. Myślę, że to by wystarczyło, żebyśmy zapomnieli o sprawie i kontynuowali wspólnie nasze przedsięwzięcie. Jeśli się mylę, niech Elizabeth, doktor i Wesa wyprowadzą mnie z błędu.
- Przeprosiny przeprosinami - Po części zawtórowała blademu mężczyźnie kobieta - Ale jeżeli chodzi o cień mojego zaufania, to nie ma co liczyć. Jednego z nas zabił, choć przyznam "Gato" sam sobie był winien, a druga walczy o życie, a kolejnych trzech prawie udało mu się zostawić na stacji. Jak dla mnie wygląda to na próbę pozbycia się zbędnego balastu.
- Zgadzam się frau, zachowanie pana Langforda rodzi wiele pytań. Zastanawiam się na przykład jak wykorzystał swój wolny czas podczas postoju w Denver, z kim się wtedy spotkał, czy gdzieś wysyłał jakieś telegramy. Nawet jeśli ma wysokie mniemanie o sobie wątpię, by w pojedynkę odważył się zrealizować plan naszego mocodawcy, potrzebna do tego solidna i zgrana ekipa. Pytanie czy tą ekipą jesteśmy my, czy ktoś z kim pan Langford współpracował z przeszłości. Nie mam niestety żadnych dowodów na moje domysły, więc na razie musi mi wystarczyć jego szczera refleksja i skrucha.
 
Elenorsar jest offline