Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-05-2022, 17:51   #81
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację

W pobliżu Kansas City


Pociąg wciąż jechał, i jechał, i jechał… a Maszynista i "Palacz", mimo srających min, grzecznie obsługiwali lokomotywę, i nie próbowali wykręcić żadnego numeru.

Wszystko oczywiście pod okiem Jamesa i Elizabeth… a ten pierwszy niestety, ale będzie musiał poświęcić kolejną laskę dynamitu. W lokomotywie bowiem żadnej piły nie było, a małą siekierką to przyjdzie rąbać nawet na zmianę z godzinę. Młotki były, klucze, nawet łom, ale czegoś do "karczowania" to już niekoniecznie…

~

John miał pełne ręce roboty, i to dosłownie. Blada, nieprzytomna, i zalana krwią Melody nie wyglądała dobrze.

Bez zbędnych ceregieli "Doc" ściągnął z niej zakrwawiony gorset, oraz nieco podwinął równie zapaskudzoną posoką koszulę dziewczyny. Oberwała z dużego kalibru w bok… kula przeszła na wylot. I chyba nie uszkodziła żadnych wewnętrznych organów. Chyba.


Nieprzytomna dziewczyna oddychała bowiem nie-chrapliwie, do tego i nie było czuć na jej ciele gorąca rozlewającej się w niej w środku krwi, więc tragicznie nie było. Ale straciła dużo krwi, a to nie było dobre… oczyścić ranę, zatrzymać krwawienia, zaszyć, zabandażować, i tyle.

Reszta w sumie w rękach losu, i wytrzymałości Melody. I lepiej również było jej teraz nie cucić, niech tak leżąc, ma choć chwilowy spokój przed bólem, jaki nadejdzie, gdy właśnie odzyska przytomność…

~

Ujadanie baby rozpaczającej nad losem "porwanej" córki, zaczynały już coraz bardziej, i bardziej działać na nerwy całemu trio w wagonie pierwszej klasy… "Doc" jednak nie dał się rozproszyć, zajął się ranną Melody jak trzeba. Choć już po zabiegach, i niejakiemu wyjściu z "lekarskiego transu", jego również baba zaczynała wkurzać.

A przy takim kimś, jak Oppenheimer, to się mogło źle skończyć, nawet dla absolutnie w niczym nie zawiniającej pasażerki pociągu… która coraz śmielej sobie pozwalała w kierunku Wesy, wyzywając go od dzikusów, gwałcicieli, morderców, i psów, które trzeba wieszać.





~

W końcu pociąg się zatrzymał.

Najpierw lokomotywę opuściła Elizabeth, po niej obsługa, a na końcu James. Dwóch facetów było cały czas pilnowanych to pod jedną, to pod drugą lufą rewolweru…

Wybuch wysadzanego kolejnego słupa telegraficznego poniósł się echem po okolicy.

W międzyczasie również skorzystano z możliwości porozmawiania między "przodem i tyłem pociągu", i James oraz Elizabeth dowiedzieli się o rannej, i nieprzytomnej Melody, o kilku pasażerach w pociągu, i o cholernych pocztowcach(?).

No i była możliwość, wygarnięcia Jamesowi, co niektórzy sądzili o jego pomyśle z tym całym porwanym pociągiem? Albo i nie…

~

Nie należało jednak przedłużać postoju. Pogoń(jeśli jakaś była?), co prawda ich tak szybko nie dopadnie, ale z każdą chwilą zwłoki, zbliżała się metr po metrze?

No i co z pasażerami, i z cholernymi pocztowcami, i w sumie z całym ich cholernym wagonem?








***
Komentarze jeszcze dzisiaj.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 17-05-2022, 21:50   #82
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
- Auf Wiedersehen frau Farrens, udanego lądowania – powiedział Oppenheimer wypychając starszą kobietę z wagonu i przerzucając przez barierkę. Jej głośny krzyk urwał się w połowie, zastąpiony przez miły dla uszu chrupot łamanych kręgów szyjnych. Nie zagłuszył go nawet jazgot pociągu. W porównaniu z lamentami Marthy Farrens mechaniczny stukot wydawał symfonią skomponowaną przez geniusza. I tym razem szubienicznik nie zamordował matki podróżującej z córką, lecz makabryczne fantazje stawały się coraz bliższe rzeczywistości. Kobieta odzyskała swoje dziecko, dziewczynie nie spadł włos z głowy, zachowała cnotę a mimo to jej rodzicielka robiła wszystko by nie dojechać do Denver w jednym kawałku. Aryjczyk odciął się od krzyków i skupił się na Melody. W głowie wyliczył czas, jaki dziewczyna spędziła w wagonie pocztowym od momentu kiedy złożył pocztowcom propozycję nie do odrzucenia aż do chwili gdy trafiła w ręce doktora. Jeśli nie przeżyje, jeśli na pomoc okaże się za późno, rozliczy ich z tych minut. Wyglądało jednak na to, że Taylor dość pochopnie wybrał ścieżkę bandyty, wydawał bardzo sprawnym medykiem. Oczyszczając, zszywając i pielęgnując ranę postrzałową Melody ratował nie jedno życie a trzy.

Rozmyślania Arthura przerwał kolejny kwik i lament Marthy Farrens, wraz z wyzwiskami skierowany do Indianina. W zasadzie zgadzał się ze wszystkim co powiedziała. Czerwonoskórzy to dzikusy, mordercy, gwałciciele i psy, które należy wieszać. Wszyscy, bez wyjątku, ale nie jego wspólnik. Jeśli komuś frau Gregory zawdzięczała życie, to właśnie temu bystremu chłopakowi. Kiedy Oppenheimer stracił już nadzieję i się poddał, gotowy by kontrolę przejęła ta paskudna, mściwa i sfrustrowana część jego osobowości, Wesa, odszczepieniec z plemienia Czirokezów wziął sprawy w swoje ręce, zagrał na emocjach pocztowców, wykorzystał swoje nikczemne pochodzenie. Chłopakowi udało się rozwiązać spór bez rozlewu krwi a w zamian dostawał litanię niesprawiedliwych kalumnii i wyzwisk. Tak jakby Martha Farrens liczyła, że go sprowokuje i udowodni swoją rację. Arthur starał się być cierpliwy, przelała się jednak czara goryczy.
- Obawiam się, że nie dojedzie pani jednak do Denver madame.
Wyciągnął nóż.
A wtedy pociąg zaczął hamować aż w końcu całkiem się zatrzymał. Upiór przyglądał się samotnej matce, najpewniej wdowie, uznając, że to może jakiś znak. On też kiedyś skończył na szubienicy, a otrzymał od losu drugą szansę.
- Wrócimy do tej rozmowy za chwilę, a tymczasem proszę usiąść i ułożyć w głowie jakieś szczere i satysfakcjonujące przeprosiny dla mojego wspólnika.
Opuścił przedział i ruszył do wagonu bydlęcego by zabrać swoje skarby, w tym whisky, które z pewnością przyda się Taylorowi, a i samej Melody, gdy już odzyska przytomność.
*Ciąg dalszy na google doc.
 

Ostatnio edytowane przez Arthur Fleck : 17-05-2022 o 21:56.
Arthur Fleck jest offline  
Stary 18-05-2022, 19:49   #83
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Niespodziankom zdawało się nie być końca - wpierw Arthur oferujący zajęcie miejsca Melody w wagonie pocztowym, później Wesa zaskakujący samego siebie wyjściem przed szereg. Uknuty przez niego plan też powiódł się w dużej mierze i negocjacje na balkoniku między wagonami zakończyły się bez rozlewu krwi, co przy dyplomacji między Indianami i białymi zdarzało się rzadko, ale to było zapewne zasługą karty przetargowej w postaci białogłowej. Stek wyzwisk i inwektyw, jakim zalała Wesę matka pannicy, nie zaskakiwał chyba nikogo, a już zwłaszcza samego Czirokeza, który matronie poświęcał minimum uwagi. Stał jedynie oparty o ścianę, ściskając obrzyna i wpatrując się w odległy koniec wagonu, gdzie pierwsza klasa łączyła się z pocztowym, gotów zareagować gdyby pocztowcy postanowili wypełźć z pancernego schronienia.

- Wrócimy do tej rozmowy za chwilę, a tymczasem proszę usiąść i ułożyć w głowie jakieś szczere i satysfakcjonujące przeprosiny dla mojego wspólnika.

Te słowa Arthura były największą niespodzianką, większą nawet niż gwałtowny start pociągu na stacji. Wesa drgnął i spuścił czujny wzrok z odległego końca wagonu, ciemne spojrzenie przeniesione na Oppenheimera przejęło zaskoczenie. Opadła też i kamienna maska jaką Czirokez starannie utrzymywał, kryjąc emocje za egidą stoicyzmu, a wraz z nią opadła mu szczęka, co zarejestrował dopiero po chwili. Wybity z rytmu i rozbrojony wstawiennictwem Oppenheimera Wesa próbował znaleźć jakieś słowa, zareagować jakoś, ale starania spełzły na niczym. Stał więc schwytany w szpony zaskoczenia i dopiero po chwili drgnął, idąc w ślad za Arthurem.

- Nie trzeba - mruknął.

I czy słowa były skierowane w stronę Marthy Farrens, czy w stronę Arthura Oppenheimera ciężko było stwierdzić. Nawet sam Wesa nie był do końca pewien.
 
Aro jest offline  
Stary 20-05-2022, 09:11   #84
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wysupływanie Melody z odzienia byłoby o wiele przyjemniejsze, gdyby nie chodziło o życie dziewczyny. A to było zagrożone, bowiem Melody straciła dużo krwi, a dziura, jaką kula wywierciła w ciele dziewczyny była całkiem spora.
A chociaż Melody sama sobie była winna, to jednak Johnowi było jej żal. Odczucie nieco irracjonalne, ale cóż...

"Pocerowana" dziewczyna leżała na ławce w jednym z przedziałów, a John wybrał się na poszukiwanie kompanów, by podzielić się z nimi swoimi przemyśleniami. I spróbować ustalić, co robić dalej.



- Proponowałbym zostawić dwa wagony i pasażerów - powiedział. - Bez wagonów pojedziemy szybciej. A pasażerowie nam niepotrzebni. Mogliśmy zastraszyć pocztowców, ale nie żołnierzy. A ci pojawią się szybciej, niż myślicie.
- Porwanie pociągu to był szczyt głupoty - mówił dalej. - Ledwo miniemy następną stację, to informacja o nas pomknie po drutach do kolejnej, gdzie będą już na nas czekać. A jak nie na tej, to na kolejnej. I to nie paru kolejarzy, potencjalnych pasażerów czy kowbojów.
 
Kerm jest offline  
Stary 22-05-2022, 16:46   #85
 
Elenorsar's Avatar
 
Reputacja: 1 Elenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwu
Stuku puk. Stuku puk. Stuku puk. Rytmiczny stukot jadącego pociągu o szyny, a także buchanie i prychanie lokomotywy. Kiedy znajdowała się w niej poprzednim razem, w przyjemniejszych warunkach, nie przeszkadzało jej to tak bardzo, a nawet mało co zwracała na to uwagę, mimo że spędziła w niej dużo więcej jak teraz, a teraz jechała ją góra pół godziny. Tym razem jednak ten dźwięk doprowadzał ją do szału, a obawiała się, że będzie musiała tutaj spędzić dodatkowe długie godziny. Tym bardziej się ucieszyła, gdy w końcu zdecydowali się na postój, a lokomotywa jednostajnie zwalniała do prędkości zerowej.

Jeszcze maszyna nie stała kompletnie, a ona już wyskoczyła z niej, aby oddalić się z tego miejsca jak najbardziej. Skierowała się do tylnych wagonów, gdzie widziała jak reszta bandy wskakuje do pociągu. Chciała się dowiedzieć o co chodziło Johnowi w słowach, że "pocztowcy mają Melody" i czy udało im się jakoś rozwiązać ten problem. Nim doszła za jej plecami znalazł się także James trzymający na muszce obydwu pracowników pociągu, więc rozmowy można było prowadzić w całym komplecie.

Gdy myślała, że gorzej już być nie może, okazało się całkiem odwrotnie. Ich słowa o losie Melody sprawiły, że nogi zrobiły jej się miękkie, aż musiała oprzeć się o ścianę wagonu, gorąco uderzyło ją w twarz. Trochę dziwiła się swojej reakcji. Jeszcze nie tak dawno, w ogóle nie znała dziewczyny, ale przez ten krótki okres zakumplowała się z nią, a wieść o jej nieszczęściu mocno ją dotknęło, tym bardziej że moment przed nie palmowym odjazdem pociągu lekko się popstrykały.

Jonh ją nieco uspokoił, ale tylko nieco. Los Gregory jeszcze nie był przesądzony. "Pierdolony sukinsyn!" Pomyślała Elizabeth o Jamesie, którego uważała winnego całej tej sytuacji.

Dixon nie była w stanie teraz udać się do Melody i na nią spojrzeć. Coś ją hamowało. Nie potrafiła przyznać sama przed sobą co. Gdy się w końcu trochę otrząsnęła, ponownie dołączyła do rozmowy. John mówił o planach, co robić dalej. Zastanawiała się, czy z Jamesem już się rozmówili o jego działaniach, czy to dopiero przed nimi. Jeszcze, że "Doc" oraz "Wesa" nie powiedzą nic rewolwerowcowi może się nie dziwić, po tym co uczynił z "Gato" mogą bać się konsekwencji. Jednak nie wierzyła, że Oppenheimer może bać się czegokolwiek. Człowiek, którego śmierć już kiedyś nawiedziła. Oczekiwała, że nie jest on osobą, która machnie ręką na takie działanie.
 
Elenorsar jest offline  
Stary 25-05-2022, 19:14   #86
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację

Pociąg stanął z piskiem, trąc metalowymi kołami o tory. Metaliczny jęk odbijał się echem od pobliskich pagórków, niczym ryba szamocząca się na haczyku, aby w końcu ulecieć w niebyt, poza granice słyszalności ludzkiego ucha.
Część bandy wypadła z pociągu niczym pchły z czyszczonego kundla. Mieli dużo do zrobienia, i sporo do obgadania. “Pierwsze rzeczy jednak, najpierw”, pomyślał James patrząc na lokomotywę. Szukał przybornika z narzędziami i znalazł go dosyć szybko. Pękata konstrukcja, zabezpieczona metalowym skoblem. Skobel nie stanowił problemu. Jedno uderzenie kolbą rewolweru sforsowało zabezpieczenie. Jamesowi jednak mina nieco zrzędła, bo zamiast konkretnych narzędzi, w rodzaju piły, kilofa czy siekiery, znalazł same klucze i jakieś młotki. Zwyczajowe wyposażenie lokomotyw na zachodzie mogło różnić się od wyposażenia lokomotyw na wschodzie.
“Szlag. Przecież na prerii nie ma za wiele drzew, cwaniaku. Więc na huj im siekiera?” zganił się w myślach rewolwerowiec.
Czasu na kombinowanie James nie miał również. Nie odjechali aż tak daleko, aby jakiś zwariowany konny pościg nie był w stanie ich dopaść, o ile postój trwałby dłużej niż kilkanaście minut.

James otworzył więc wagon towarowy, i wyciągnął kolejną laskę dynamitu. Szkoda było marnować kolejną, bo środek ten zamierzał wykorzystać w czasie właściwego napadu, ale wyboru wielkiego nie było. Przypalił lont od skręta, wcisnął dynamit pomiędzy mocowanie słupa a metalową obejmę u podstawy i spokojnie się oddalił, przeganiając rewolwerem maszynistę i palacza, aby nie oberwali jakąś zabłąkaną drzazgą.

Huk eksplozji rozdarł powietrze, a słup telegrafu, strzaskany u podstawy runął w dół, zrywając liczne druty łączące Arkansas City ze światem zewnętrznym. James wiedział, że komunikacja z północą będzie niemożliwa, a przynajmniej bardzo mocno opóźniona tak długo, jak będą co jakiś czas zrywać owe połączenia.
Wciąż z rewolwerem w ręku, pilnując stojących nieopodal lokomotywy maszynistę i palacza, zabrał ze swojego wagonu kilka potrzebnych rzeczy. Lornetkę, whisky i nieco suszonej wołowiny na przegryzkę, bo zapowiadały się długie godziny siedzenia w lokomotywie.
Tymczasem jednak trzeba było ogarnąć rozmowę. Poważną rozmowę. Widząc Wesę stojącego przy wejściu do wagonu, i najwyraźniej mogącego zerknąć na obsługę i lokomotywę, wszedł do wagonu. Podkute buty stukały głucho przy każdym kroku, a ostrogi, przypięte i błyszczące podzwaniały złowieszczo. Rewolwer, którym jeszcze przed chwilą wymuszał posłuszeństwo tkwił w luźno opuszczonej ręce. Chmura dymu z palonego skręta wdarła się do wagonu, niczym oddech diabła a chłodne niczym stal spojrzenie omiotło resztę bandy.

Choć jeszcze nią nie byli. Tego był pewien.

"Ale będą" pomyślał.

Tego był pewien.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
Stary 27-05-2022, 14:35   #87
 
Elenorsar's Avatar
 
Reputacja: 1 Elenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwu
Dixon przyjrzała się wszystkim zebranym. Całej ich ekipie okrojonej obecnie o zabitego wcześniej przez Jamesa "Gato" oraz walczącej obecnie o życie Melody, czego winien także był James, a przynajmniej w jej mniemaniu.
- Zanim przejdziemy do ustalania planów, może ktoś wytłumaczy się ze swoich działań? Oraz faktu, że resztę bandy to on ma w dupie? - Spojrzała oskarżycielsko na Jamesa - Czy może tylko ja uważam, że nasz "złodziej" nie postąpił jak należy? - Jej wzrok przeleciał po reszcie zebranych.
- Nie tylko ty tak uważasz - powiedział John. - Moim zdaniem było to najgorsze rozwiązanie ze wszystkich możliwych.
- Nie. Nie tylko ty frau i doktor macie takie odczucia.
Oppenheimer bezszelestnie wsunął się do wagonu, w ręku trzymał nienapoczętą butelkę whisky. Spojrzał na bladą, wątłą, młodą dziewczynę wykrwiającą się na śmierć a potem przeniósł na wpół żywy, na wpół martwy wzrok na Langforda. Uważny obserwator zauważyłby jak porusza palcami prawej dłoni, jakby chciał pobudzić w nich krążenie. A może to był tylko niewinny tik? W końcu szubienicznik zwrócił się do rewolwerowca. Jego chrapliwy głos przypominał brzęczenie much latających nad trupem.
- Ktoś podejrzliwy, patrząc z jakim zapałem i pośpiechu okradałeś zwłoki jednego z nas pomyślałby, że jesteś do cna chciwy i zepsuty.
Oppenheimer postawił obok Johna butelkę alkoholu po czym ruszył dalej w głąb wagonu, tam gdzie czekał bandyta. Głuchy stukot obcasów wypełnił pomieszczenie.
- Ktoś podejrzliwy pomyślałby, że niezbyt chętnie lubisz się dzielić. Nie tylko swoimi planami, ale także przyszłymi zyskami z przedwzięwzięcia, którego jesteśmy wspólnikami.
Wisielec stanął przed rewolwerowcem, w odległości w jakiej kochankowie rzucają sobie zakochane spojrzenia a nożownicy zatapiają nóż w trzewiach.
- Ktoś podejrzliwy pomyślałby, że próbujesz się wspólników pozbyć, co by tłumaczyło, dlaczego nie próbowałeś nas uprzedzić, a miałeś na to przecież czas i sposobność. Na twoje nieszczęście nie ma w tym wagonie osoby bardziej podejrzliwej niż ja. Odpowiedz więc na pytanie Jamesie Langford. Jesteś pozbawionym zasad i wyobraźni chciwym głupcem czy masz kompleks Boga i wiesz lepiej co jest dobre dla innych?

James stał spokojnie, wciąż trzymając w ręku rewolwer którym chwilę wcześniej mierzył do pracowników kolei.
- Co tu robimy? I po co tu jesteśmy? Może mi ktoś powie? Ktokolwiek? - Zapytał James twardym, zimnym jak głaz głosem, patrząc się na szubienicznika.
- Ja okradam dyliżanse. Banki. Pociągi. Ten nie jest pierwszy, i najpewniej nie jedyny. Jestem w tym dobry i wiem, po co tu jestem i na co się pisałem. Pan najwyraźniej nie. Proszę mi powiedzieć, panie Oppenheimer, najlepiej bez pierdolenia, dlaczego wątpił pan w powodzenie naszego wspólnego przedsięwzięcia, stojąc na środku peronu, łamiąc dyskrecję, do której się pan zobowiązał, pierdoląc coś o mordowaniu rodziny naszego pracodawcy, czekając na szeryfa który w najgorszym razie powiesiłby pół naszej “bandy” i pieprząc coś o koegzystencji? Wcześniej przekonując innych, że najlepsze co można zrobić, to czekać? - Zapytał, podkreślając słowo banda i czekając spokojnie na odpowiedź.

Oppenheimer ani drgnął, wrósł przez rewolwerowcem jak zimny posąg.
- To jest twoja odpowiedź herr Langford? Zrzucasz odpowiedzialność na mnie? W czasie kiedy ty podjąłeś decyzję za nas, doktor próbował przekonać zawiadowcę by zmienił swoje zarządzenie. A gdyby mu się nie udało spróbowałbym ja. Nie dostałem takiej szansy. Dalej wątpię w powodzenie tego projektu. Nasze zasoby ludzkie dzięki tobie kurczą się z dnia na dzień. Zostawiłeś swoich wspólników na pastwę losu i ty odpowiadasz za to co się stało z Melody. Chcesz podejmować decyzję za nas to bierz też odpowiedzialność za ich konsekwencje. Zamiast chełpienia się swoimi wyczynami oczekiwałbym jakichś słów skruchy. Myślę, że to by wystarczyło, żebyśmy zapomnieli o sprawie i kontynuowali wspólnie nasze przedsięwzięcie. Jeśli się mylę, niech Elizabeth, doktor i Wesa wyprowadzą mnie z błędu.
- Przeprosiny przeprosinami - Po części zawtórowała blademu mężczyźnie kobieta - Ale jeżeli chodzi o cień mojego zaufania, to nie ma co liczyć. Jednego z nas zabił, choć przyznam "Gato" sam sobie był winien, a druga walczy o życie, a kolejnych trzech prawie udało mu się zostawić na stacji. Jak dla mnie wygląda to na próbę pozbycia się zbędnego balastu.
- Zgadzam się frau, zachowanie pana Langforda rodzi wiele pytań. Zastanawiam się na przykład jak wykorzystał swój wolny czas podczas postoju w Denver, z kim się wtedy spotkał, czy gdzieś wysyłał jakieś telegramy. Nawet jeśli ma wysokie mniemanie o sobie wątpię, by w pojedynkę odważył się zrealizować plan naszego mocodawcy, potrzebna do tego solidna i zgrana ekipa. Pytanie czy tą ekipą jesteśmy my, czy ktoś z kim pan Langford współpracował z przeszłości. Nie mam niestety żadnych dowodów na moje domysły, więc na razie musi mi wystarczyć jego szczera refleksja i skrucha.
 
Elenorsar jest offline  
Stary 27-05-2022, 15:47   #88
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Dialog wspólny z doca

- Jesteście taką ekipą? - zapytał spokojnie James. - Widziałem współdziałanie owej ekipy w czasie napadu na pociąg. Słyszałem o planach Oppenheimera odnośnie przyszłości przedsięwzięcia. Widziałem, jak zamiast strzelać się z indianami w wagonie, jedno z nas poszło do lokomotywy, by sobie dogodzić. Pan też został w wagonie. Zgrana ekipa? - parsknął James.

- Aby obrobić pociąg, wpierw trzeba na niego zdarzyć. Zdążyć, Oppenheimer, nie stać z założonymi rękoma na peronie. Człowiek, na którego chcieliście wpłynąć miał z jednej strony ciebie i doktora, z drugiej prawo, żołnierzy, obowiązek którego musiał dotrzymać a i pewnie teksańska kobieta dorzuciłbaby coś ekstra aby wyjaśnić śmierć jej córki. Szpetna gęba to za mało, aby przekonać człowieka z takim poparciem. Refleksję zatrzymam dla siebie, a skruchy pan nie dostaniesz - pokręcił głową przecząco.

- A najlepszym wyjściem było odjechać, pozostawiając większość grupy na peronie - powiedział z ironią w głosie John. - Zaiste, genialny plan.
- Powiedziałem, że jak pociąg ruszy, macie wsiadać. Czego nie ogarnęliście? - Odparował James patrząc chłodno na doktora.
- Jesteś wybornym komediantem herr Langford. Usiądę w pierwszym rzędzie by zobaczyć jak okradasz ten pociąg, to będzie widowisko godne Moliera. Słowa doktora, chociaż skąpe w przekazie, oddają istotę problemu.
Oppenheimer odwrócił się i podszedł do Taylora i Melody by sprawdzić w jakim stanie znajduje się dziewczyna.

- Nie możesz wiedzieć, co by zrobił zawiadowca, nie dałeś nam nawet szansy spróbować, podjąłeś decyzję w imieniu nas wszystkich, mamy teraz na głowie kawalerię. Nie przyszło ci do głowy, że herr McCoy umieścił nas w bydlęcym wagonie byśmy nie rzucali się w oczy? Bo twoja gęba panie Langford jest powszechnie znana i dobrze byłoby się nie wychylać? Jak kraść to w białych rękawiczkach, dyskretnie, bez zwracania na siebie uwagi. Dlatego tacy jak McCoy umierają jako obrzydliwie bogaci starcy a takich jak ty wieszają. Twoje zacietrzewienie i przekonanie o własnej nieumyślności przekreśla możliwość dalszej współpracy. Pozostałych możesz traktować jak pionki na swojej planszy, ale ze mną nie ujdzie ci to na sucho. Wróciłem do tego pociągu, z powodów, których i tak nie zrozumiesz. Kiedy dziewczyna odzyska siły, zabieram ją stąd.

Dixon ciągle tylko przytakiwała słowom Oppenheimera. Sama zapewne nie potrafiła by ująć to w takich słowach. Dodatkowy chrapliwy głos mężczyzny dodawał całej sytuacji jeszcze większej powagi. Na słowa o Melody, Elizabeth jakby bardziej ożyła i zareagowała.
- Jak to zabierasz ją stąd? Dlaczego? I gdzie? - Zapytała nieco zaniepokojona.
- Nie wiem frau. Gdzieś, gdzie wyliże się z ran, gdzieś, gdzie nie znajdzie jej ani McCoy ani zaciąg z Arkansas City. A dlaczego ją zabieram, to chyba jasne. W tym stanie nie może uczestniczyć w naszym przedsięwzięciu. Niektórym wręcz mogłaby zawadzać i skończyć jak pan „Paluch” Berger albo Gato. Kiedy tylko doktor uzna, że jest gotowa do dalszej drogi ruszymy na północ.
Zdrowe oko zarejestrowało grymas na twarzy kowbojki.
- Rozumiesz Elizabeth, że ktoś musi się nią zająć bo nie ma nikogo prócz nas? Jeśli wolisz to być ty, nie widzę problemu. To by było nawet lepsze rozwiązanie bo moje towarzystwo nie należy do najprzyjemniejszych. Ufam ci frau i wiem, że z tobą będzie bezpieczna.

- Co będzie później, zobaczymy później. Pozwólmy Melody samej zdecydować o swoim losie, ale jak będzie taka potrzeba… zajmę się nią - Odpowiedziała Dixon z minimalnym uśmiechem - Co do zaufania, dziękuję. Jednak uważam, że to bardzo szybka deklaracja. A będąc już przy zaufaniu - Spojrzała na Langforda - Jakie mamy dalsze plany? - Zwróciła się do wszystkich.

Wesa, dotąd jedynie obserwujący całą wymianę słowną z kamiennym wyrazem twarzy i kątem oka pilnując wagonu pancernego, drgnął i odchrząknął.
- Jedziemy dalej - oznajmił. - Odczepmy pocztowców, starca i matronę zostawmy tutaj i też odczepmy. Bagaże powinniśmy przetrzepać, zanim je zostawimy w tyle.

- Miniemy jeszcze co najmniej jedną stację, potem, zapewne, nas już zatrzymają, bo nie zdołamy powstrzymać przekazania wiadomości o pociągu, który nie chce się zatrzymać - powiedział John. - No i nie wiem, jak daleko zajedziemy, zanim nie zabraknie nam wegla i wody.
- Jeśli doktor ma rację, lepiej żeby frau Farrens i starszy jegomość zostali na razie z nami. Nie warto pozbywać się zakładników, skoro mogą się nam jeszcze przydać – stwierdził Oppenheimer – Mam kajdanki, resztę podróży spędzą w swoim towarzystwie, nikogo nie niepokojąc.
- Węgla powinno starczyć panie Taylor.. Z tego co słyszałem, pociągi ładuje się na całą drogę. Wodę zaś uzupełnimy po drodze. A czy na tej stacji, co się mamy na niej nie zatrzymywać się akurat nie zatrzymamy, to nie przesądzajmy. Może nie mają tam dużego przystanku, kawalerii, szeryfa w pobliżu - powiedział spokojnie James.

- A pan panie Oppenheimer robi błąd z Melody. Mc Coy was dopadnie. To wyrok śmierci i dla niej, i dla pana. Jego nie ograniczają jurysdykcje, prawo, zakazy, czy kawaleryjski honor. No i ma środki, by was znaleźć, a pan, skoro zgodził się na robotę u niego chwilowo ich nie ma - skwitował z pewnym smutkiem w głosie James
- Informacja o pociągu pewnie dotrze naprzód. Może do Kansas City. Może nieco wcześniej. Pomysł pana Openheimera z zakładnikami może w tym wypadku przesądzić, czy będą chcieli nas wykoleić, czy poczekają, aż sami się zatrzymamy - James wzruszył ramionami - możemy jednak niszczyć telegraf, aby przynajmniej przez pewien czas posuwać się na północ. Każda mila, to oszczędzona godzina jazdy wierzchem, przez prerie - podsumował na koniec.
 
Aro jest offline  
Stary 28-05-2022, 05:55   #89
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
- To prawda herr Langford, tu się zgadzam, zrobiłbym bym z siebie głupca lekceważąc Morgana McCoya. Ale jeśli złota strzeże czterdziestu karabinierów i nieokreślona liczba marshalli obawiam się, że plan jest awykonalny. Oparty na improwizacji. Frau Melody jest na granicy życia i śmierci, doktor okulał, ciebie omal nie wypatroszyła strzała. A to tylko kropla w morzu tego co nas czeka.
Oppenheimer spojrzał na Wesę, zamyślił się na chwilę.
- Znacie to powiedzenie, wróg mojego wroga jest moim przyjacielem? A gdybyśmy zdobyli swoją własną armię? Zaoferowali czerwonoskórym zemstę? Nie potrafią zatrzymywać pociągów, ale my tak. Jedyne czego pragną to upuścić krew białym twarzom, siać chaos w szeregach wroga. Dalibyśmy im czego chcą. A oni daliby nam sposobność by dobrać się do złota. Nasz rdzenny młodzieniec udowodnił, że jest dobrym negocjatorem, wyciągnął Melody z rąk pocztowców. Jego pochodzenie jest przekleństwem, ale może być też atutem w naszych rękach. Gdybyście przystali na ten plan moglibyśmy bez żalu porzucić ten pociąg. Obawiałem się podróży przez prerię pełną czerwonych rzeźników, ale może to jedyny sposób. Diablo ryzykowny, ale jeśli nas nie oskalpują, zwiększymy swoje szanse na powodzenie naszego przedsięwzięcia.

- Większość napadów jest improwizacją panie Oppenheimer. Być może Mc Coy dostał cynk o ładunku zbyt późno, by zdobyć więcej informacji. Mnie liczebność przeciwników nie przeraża, o ile będę znał ich rozmieszczenie w pociągu i jego rozkład, i o ile uda się szybko przejąć lokomotywę. Jest na to sposób, herr Oppenheimer - tym razem James się uśmiechnął.
- Koncepcja z indianami też jest niezła. Trzeba to przemyśleć, bo nieco chłopaków z grzmiącymi kijami by się przydało. Ale póki co, potrzebowałbym oczu pana Wesy w lokomotywie, aby następne chwile naszej podróży przebiegały gładko. - James rzucił niedopałek skręta na podłogę wagonu i przydeptał nogą.
- Panie Taylor, jak poważny jest stan panny Melody? - zapytał przenosząc wzrok na doktora.
- Jest kiepsko, ale raczej przeżyje - powiedział John. - Straciła dużo krwi i powinna ze dwa dni odpocząć. Oczywiście można wsadzić ją siodło, ale nie ma gwarancji, że rany się nie otworzą.
James kiwnął głową - Mamy kilkanaście godzin podróży pociągiem. Jeśli dotrzemy do Saliny, spróbujemy znaleźć coś, czym da się ją przewieźć. Bryczka, może dyliżans. O ile się jej nie polepszy. - zaproponował rewolwerowiec.
- Nie - odpowiedź Wesy na wzmiankę o indiańskiej armii była krótka i dosadna. - Negocjować mogę bezpieczny przejazd, a nie rekrutowanie Indian do napadu. Do tego nie przyłożę ręki.
- Cóż, lepsze to niż nic – stwierdził Oppenheimer po słowach Indianina – Nie upieram się przy żadnym z moich pomysłów. Jak słusznie zauważył herr Langford nie mam doświadczenia w napadach. Może właśnie dlatego, że zbyt dużo jest w tym nieuporządkowanego chaosu i przypadku. Chociaż kiedyś poznałem dżentelmena, który chełpił się, że skoki planuje z zegarmistrzowską precyzją. Nie jestem pewien jak się nazywał, przedstawiał się jako Daniel Ocean, chociaż zakładam, że było to fałszywe nazwisko.
James wzruszył ramionami. Nie słyszał nic o żadnym Danielu Oceanie, ale wzmianka o czasie przypomniała mu, że marnują go w tej chwili na zbędne gadki. Doceniał progres w rozmowie. Padały ciekawe propozycje, miejscami nawet konstruktywne, nie zmieniało to faktu, że należało podjąć konkretne działania tu i teraz.
- A propos czasu. Nasz ucieka. Skończyliśmy tutaj? Trzeba odczepić pocztowy, i rozpędzić pociąg. I zabezpieczyć jeńców. - rzucił basowym głosem. - Ja wracam do lokomotywy. Przydałyby mi się dodatkowe oczy, więc jak ktoś chętny, to zapraszam. Doktor powinien doglądać Melody. Sugeruję pierwszą klasę. Kto zostaje z jeńcami? - zapytał James przenosząc wzrok pomiędzy Elisabeth, Oppenheimerem, a Wesą.
- Ja pójdę do lokomotywy - Odpowiedziała Elizabeth dalej nie ufając Jamesowi - Wezmę tylko kilka rzeczy z wagonu. Za ile planujemy kolejny postój?
- Dwie, może trzy godziny. Więcej powie maszynista, bo on wie, kiedy trzeba będzie dolać wody - odpowiedział James.
- I ty uważasz, że jak zatrzymamy się na jakiejś stacji, aby uzupełnić wodę, to zrobimy to jakby nigdy nic? Bez pocztowców, bez pasażerów? Zero podejrzeń. A maszynista na pewno będzie siedział cicho? - Idealny plan według Langforda, dla Elizabeth wydawał się dziurawy jak ser szwajcarski - Tam zapewne też będą żołnierze, będziemy musieli z nimi walczyć jedynie w piątkę, w tym dwóch rannych, a na plecach kolejna osoba postrzelona.
- Może tak, może nie. Zobaczymy - wzruszył ramionami James.
- Boisz się zabijać żołnierzy? Będzie trzeba ich zabijać. Marszali też. Tylko akurat dla nas to chyba żadna różnica, co nie? - zapytał z ironicznym uśmieszkiem - Jak nas złapią, to i tak powieszą. W sumie jeden chuj, czy powieszą za jedno morderstwo, czy za dwadzieścia. Za to reszta - omiótł wzrokiem po reszcie zostającej w wagonie - musi też to przepalić. Czasem nie ma czasu na białe rękawiczki, i trzeba się ubabrać. A jak ktoś nie jest na to gotowy, Mc Coy i jego siepacze czekają - przypomniał.
- A maszynista…cóż, będziesz ze mną w lokomotywie. Możesz sama dopilnować, aby był bardziej…dyskretny - poradził James tym samym, basowym i całkowicie beznamiętnym tonem.
- Widzę lubisz sobie dopowiadać jedno i drugie, tam gdzie tego nie ma. W dupie mam do kogo i kiedy strzelam. Jednak jeżeli to możliwe wolę mieć to zaplanowane. Wiesz ile żołnierzy będzie na kolejnej stacji? Nie. Wiesz, czy nie będzie tam jakiegoś szaleńca, który nawet wysadzi lokomotywę, aby "obronić" skład? Nie. Czy wiesz cokolwiek co czeka nas w dalszej podróży? Nie. Czy zamierzasz nas pytać o jakiekolwiek zdanie? Niech zgadnę… zapewne nie? I przypomnę tutaj stojącym, że pan Langford sam przyznał, że do żadnej refleksji, ani skruchy się nie zniży. Dla mnie jest to jednoznaczne, że jak przydarzy się kolejna okazja do wydymania całej ekipy, zrobi to ponownie bez mrugnięcia okiem. Może się mylę?
- Mylisz się - odparł z przekonaniem James. - Idziesz do lokomotywy, czy nie?
- Obawiam się, że pan Langford może być klinicznym przykładem megalomana, ale jak mówiłem, cokolwiek by nie wyobrażał na swój temat, nie jest w stanie przeprowadzić tej operacji sam. Moje dalsze plany i decyzje uzależniam od dziewczyny – stwierdził Oppenheimer zerkając na nieprzytomną Melody – Na razie nie może podróżować inaczej jak w pociągu.
Szubienicznik wyciągnął zza kurtki kajdanki.
- Jeśli nikt nie ma nic przeciwko, zajmę się teraz naszymi pasażerami a później pomogę odłączyć wagon pocztowy.
- Wezmę kilka rzeczy i pojawiam się w lokomotywie - Odparła dziewczyna - Wolę mieć na wszystko oko.
- Będę osłaniać tył i wypatrywać pościgu - oznajmił Wesa.
- A więc w porządku - James poprawił kapelusz i uśmiechając się pod nosem, wyszedł z wagonu.
- Zabiorę parę rzeczy z wagonu, a potem nie odstąpię od Melody - powiedział John.
Nie bardzo widział jakiekolwiek szanse na zdobycie złota z pociągu, ale wolał o tym w tej chwili nie myśleć. Teraz liczyła się tylko Melody.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
Stary 29-05-2022, 12:20   #90
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację

Gdzieś na prerii…

Po ustaleniu dalszego postępowania, grupka zajęła się przydzielonymi zadaniami…

Odłączono wagon pocztowy od reszty pociągu. A dwa barany w środku, wyjątkowo jakoś tak milczały, i nie sprawiały problemów. Choć raz drgnęła firanka w okienku, i w sumie mogli na przykład otworzyć ogień do Oppenheimera i Wesy. Nie zrobili tego jednak.

~

Skucie kajdankami starszej kobiety i dziadka nie obyło się bez problemów, lufa rewolweru skierowana jednak w ich osoby skutecznie przekonywała ich do współpracy… ale nie zamykała gęby, zwłaszcza kobiecie. Ta ciągle bluzgała na takie traktowanie, i ciągle lamentowała, gdzie jej córka, i co z nią zrobiono. I że jak jej włos z głowy spadnie, blablabla…


Przetrzepywanie walizek pasażerów nie przyniosło nic ciekawego. Górowały w nich ubrania, czasem były pojedyncze książki, poowijana gazetami porcelana, zestaw srebrnych sztućców. Męskie buty, damskie pantofelki, szczotki, grzebienie, lusterka. Czasem jakieś perfumy - które dla Wesy śmierdziały - do tego raz znalazł cholernie skrzypiący młynek do kawy, innym razem małą, nakręcaną pozytywkę. Parę zabawek dla dzieci… dał sobie spokój przy piętnastej walizce.

Być może w wagonach towarowych było coś bardziej interesującego, w tych wszystkich skrzyniach i beczkach, dostanie się do nich w trakcie jazdy było jednak trochę niebezpieczne.

~

Po około dwóch godzinach, ocknęła się Melody. Najpierw jęczała z bólu, z powodu rany, potem odnośnie zakrwawionej koszuli i gorsetu, a na końcu o brak swojego rewolweru, obrzyna, i winchestera.

"Doc" dał bladej dziewczynie coś przeciwbólowego…

Ona również - co chyba nie było dziwne - po usłyszeniu krótkiej relacji zajść od Johna, była wściekła na Jamesa.

~

"Palacz" i Maszynista obsługiwali lokomotywę, nie stwarzając żadnych problemów, a pociąg gnał szybkim tempem przed siebie, niby do Saliny.

Mięśniak już nie odezwał się ani razu do Elizabeth, również mało na nią spoglądając…

Żadnego pościgu za pociągiem nie było widać, a jedyną "atrakcją", jaką w owych dwóch godzinach można było zauważyć, był samotnie pędzący konno po prerii indianin. Daleko od pociągu, na kilkaset metrów, zajęty chyba własnymi sprawami.







Gdzieś na prerii…
blisko Saliny

Pociąg zwolnił, aż w końcu się i zatrzymał.

Maszynista stwierdził, iż do miasta zostało ledwie parę kilometrów(około 10), a James, iż należało teraz podjąć dalsze decyzje.

Obsługa lokomotywy więc znowu pod lufami, grzecznie ją opuściła, i siedli sobie gdzieś z boku, tak zwyczajowo, na ziemi, czekając, co też ta banda rabusiów teraz wymyśli…

W międzyczasie, Arthur z zaskoczeniem stwierdził, iż dziadek skuty ze starszą kobietą zmarł. Tak po prostu. Szlag.

~

Nie dadzą rady wjechać do Saliny, nie ma takiej możliwości. Pociąg przejeżdżający przez stację, bez zatrzymywania się, wzbudzi podejrzenia, i jak nic, ruszy za nimi kolejny pościg.

Albo wyślą telegram do następnego miejsca po drodze, a tam już będą na nich czekać, z jakąś blokadą na torach, albo nawet owe tory rozmontują?

Albo jedno i drugie…

Co, przejeżdżając przez stację, znowu rzucać dynamitem w słupy? A co jak się nie da przejechać przez stację, bo coś będzie stało na torach?

Do tego wszystkiego, choćby pomysł pojechania "jakimś" bocznym torem, czy czymś podobnym, również był mocno lipny. A co, jak z drugiej strony nadjedzie drugi pociąg?? Do kraksy by raczej nie doszło, pewnie by zdążyli wyhamować, ale w owym drugim pociągu będą pasażerowie, znowu uzbrojeni pocztowcy, być może i sami pasażerowie posiadający broń? Dojdzie do strzelaniny, do… masakrowania(?) niewinnych ludzi. Gdzie w tym wszystkim miejsce na chociażby wyładunek ich koni, i ucieczkę. A właśnie…

- Pojedziemy już na przełaj, na skróty. Omijamy Salinę, wcale do niej nie wjeżdżamy, odbijamy na zachód - Powiedziała blada Melody - Dam radę!

W sumie…

- "Doc", ty im coś dasz(obsłudze lokomotywy), oni padną na godzinę czy coś, a my odjeżdżamy w siną dal - Panienka Gregory sypała pomysłami - Nie znajdą nas, bo nawet nie wiedzą w jakim kierunku szukać! A zresztą i tak za chwilę będzie ciemno, to już wcale… - Zachichotała, i starała się ukryć grymas bólu, z powodu owego chichotu.







***
Komentarze jeszcze dzisiaj.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 29-05-2022 o 16:29.
Buka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172